Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


niedziela, 18 września 2011

(732) przed-smiercia

Na początku mała prywata. As buszuje często po różnych konkurencyjnych ocenialniach i często znajduje „kwiatki”, które skrzętnie odnotowuje sobie w kajeciku. Jednym z moich ulubionych jest pewne zdanie, które ma posłużyć tak naprawdę za pretekst do pochwalenia się, jaki kawał roboty my – opieprzowicze – odwalamy. Brzmiało ono mniej więcej tak: „Po opublikowaniu dowiedziałam się, że blog został usunięty i cały trud przepracowanej godziny na marne! Aghr!” Kochani czytelnicy, dostajecie dziś ocenę bloga, który ma ponad trzydzieści obszernych rozdziałów. Jak już podejrzewacie, żaden z nich nie umknął mojej starannej lekturze i ocenie. Więcej Wam powiem! Część z nich czytałam dwukrotnie, co zajęło mi ponad pięć godzin. Napisanie oceny zajęło mi około siedmiu godzin. Sprawdzanie „tylko” pół godziny. Wszystko w dziewięć dni. Dodacie sami?
As z największa przyjemnością zabiera się do oceny bloga przed-śmiercią. Smacznego!
Pierwsze wrażenie 3/10


Nareszcie ktoś, kto jak ja kocha język ojczysty! Adres przywodzi na myśl ostatnie pięć minut swojego życia, w których podobno dzieją się różne dziwne zjawiska. Jedni widzą swoich bliskich, inni całe swoje życie, a jeszcze inni nagle odzyskują na krótko przed śmiercią siły witalne. Trochę mało optymistyczne, ale jak na opowiadanie jest to zdecydowanie dobrze zapowiadający się tytuł. Czuję, że to ma głębię, której jeszcze nie znam, ale obym poznała! Napis na belce głosi „…Lecz gdy tu wrócę, nie zdołasz mnie poznać.” Bożesztymój jak dramatycznie… Zaczynam wierzyć, że ktoś zejdzie na serio, bo mrokiem wieje, że aż po apaszkę poszłam. Niby ciepło, niby ciepło, a już katar mam! As uwielbia mroczności, bo tylko dobre horrory doprowadzają ją do łez ze śmiechu. Obyś mnie nie zanudziła, droga Mijen! Nick Twój jest zagadką, z bliska nie jest podobny, do żadnego znanego mi języka… Hm… Muszę nad sobą popracować, zaiste. Załadowano główną stronę, która jest… stroną. Znaczy kartką papieru, a raczej zżółkniętego pergaminu. Intrygujące. Widzę jakieś znaczki (oko i słoneczko) oraz duże linki o nazwach „Część I”, „Część II” i „Dodatki”. Bardzo fajnie to wygląda, ale przeszkadza mi, że na każdej podstronie jest inny szablon… To zdecydowanie nie pomaga w rozeznaniu się i już zdążyłam się zgubić! Część pierwsza ma…dwadzieścia trzy rozdziały?! Mhm, już wiem, co będę robiła przez najbliższy tydzień. Przydałaby się jakaś busola i mapa rozjazdów, bo blog Twój rozjechał się na pierdylion podstron bez przycisku powrotu do menu głównego na żadnej z nich. To bardzo irytujące i zdążyłam się zmęczyć wpisywaniem enigmatycznego „przed-smiercia” do przeglądarki po raz setny. Z niepokojem patrzę też na obrazki, które mijam. Wcześniej nie zauważyłam, że na głównej stornie „oczko” (które wzięłam za symbol bóstwa) ma białą źrenicę i czarne „białko”… Przypadek? Tenże motyw przewija się przez dwa nagłówki, a na trzecim też pewnie by się przewinęło, gdyby nie zamkniete oczy dziewczyny. Dobre to, ale do straszenia dzieci nocą. Szablony i kolory wybitnie się mi nie podobają, po pierwsze – skoro opowiadanie jest całością, to powinno mieć jakiś stały punkt zaczepienia – na przykład jedną kolorystykę, lub jeden układ i czcionkę, a w każdej z części inny nagłówek, ale o tych samych wymiarach, więc można by przyzwyczaić się do rozmieszczenia, prawda? Po drugie – na obrazkach zaznaczone jest, że jesteś ich autorką. Mhm, mam więc nadzieję, że piórem władasz lepiej niż piórkiem tabletu.
O czym to ja mówiłam? Właśnie, gubię wątek i gubię zęby i okulary, bo przez te wszystkie podstrony pogubiłam się, co gdzie jest. Czy jest na sali dentysta? Dobrze, zróbmy to jakoś logicznie, ponieważ wyodrębniłam cztery szablony, rozejrzyjmy się po każdym – nie będę „odwalała maniany” jak mawia Katarzyna, tylko rozpiszę się o każdym po trosze.
Szablon ze strony głównej nazwę pergaminowy, ponieważ składa się z kartki zgiętej na pół i czarnych napisów. Przepiękny minimalizm. Ponieważ tło jest czarne, a zamiast wielkiego nagłówka widzimy dwa malutkie obrazki na pergaminie (które osobiście mi się kojarzą z bazgrołami na końcu zeszytu każdego kreatywnego uczniaka) całość świetnie wygląda. Jedyną ozdobą jest fikuśna czcionka, która właśnie ta takich minimalistycznych szablonach wygląda najlepiej. Problem w tym, że fikuśna czcionka strzeliła sobie kilka porządnych sama-wiesz-czego i teraz nie może się wysłowić. „Przed śmiercią. I przychodzi kres jej życia cośtam i każdy jej czyn cośtam cośtam w tej cośtam.” Grafolog mile widziany.
Szablon z części pierwszej nazwę mrocznym, bo jest jednokolumnowy i składa się z wielkiego nagłówka, czarnego tła zewnętrznego i jasnego tła wewnętrznego. Nagłówek przedstawia dziewczynę o zielonych włosach, o czarnych oczach (bez białych źrenic!) o czarnej bluzce i z czarnymi pasami na przedramionach. Biorąc pod uwagę fakt, że stoi ona na czarnym tle rozumiesz, że niewiele tu widać? Zaczęłam się nawet zastanawiać, dlaczego przy tak małej widoczności oceniłam ją jako kobietę, ale dekoltu w serek się dopatrzyłam i zakładam, że to czarne coś na czarnym tle, to pierś. Układ jednokolumnowy dla opowiadań nie jest stworzony. Powinien się raczej w tym wypadku nazywać „tasiemcowy”. Przewijanie ciągle tego paska bocznego doprowadza do furii… Jeśli posty są długie (a są!) to należy kolumnę z blogiem możliwie najbardziej poszerzyć, a nie okroić do 600px.
Szablon z części drugiej wygrywa we wszystkich konkursach antypięknosci. To szablon – porażka. Nie dość, że ramkę z postami wkleiłaś do tej samej co nagłówek, który jest długi, to jeszcze zrobiłaś z prawej strony kolumnę, w której jest tylko statystyka! Szerokość kolumny z blogiem to 450px, przez co długość jak stąd do końca wstęgi dziewczyny z nagłówka. Właśnie, nagłówek. Czarnowłosa naga kobieta z zamkniętymi oczyma przepasana czerwoną wstęga ukazana jest z profilu. Cieniowanie jej skóry jest tak straszne, ze zaczynam wierzyć, ze pozował Ci ktoś z nierówno rozłożonym samoopalaczem. Włosy sięgają jej pupy i nie wyglądają najzdrowiej przez straszną jakość! Przydałaby im się jakaś odżywka. Nie jestem fachowcem w dziedzinie rysunku, uwierz mi, ale jakiś gust mam. Podoba mi się szalenie kadr i pomysł, ale wykonanie wykończyło mnie. Czerwona wstęga jest boska, sama bym taką przywdziała dla kogoś, ale w połączeniu z czerwoną czcionką stała się tandetną! Ten szablon jest zbrodnia wykonaną na świetnym pomyśle.
Ostatni szablon, to ten z podstron „Dodatki”, który nazywam szczelinowym. Dlaczego? Ponieważ układ tła wewnętrznego stwarza w środku, pomiędzy dwiema grafikami miejsce na pisanie treści. Bardzo lubię taki układ trój-kolumnowy, ale trzeba potrafić go ładnie ozdobić. Ty nie umiesz, a te potwory na lewo i prawo nawet martwego przy przestraszyły. Czym prędzej wyłączyłam podstrony z tym szablonem, bo nie chcę narobić w gacie, a nie zniosę dłużej szatańskich oczu z białymi źrenicami. Błąd tego układu polega na bardzo niestarannym wykonaniu grafik i zapętleniu tła wewnętrznego przy większej ilości komentarzy.
Podsumowując pierwsze wrażenie chciałabym zauważyć, że szablon może zdziałać cuda – nawet mnie zniechęcić do oglądania bloga z opowiadaniem fantasy. Jestem teraz jak przekłuty balon – bez powietrza i jakoś tak pociemniałam i pomarszczyłam się. Jeśli mi wyskoczą zmarszczki, to Cię pozwę do sądu, tylko jeszcze nie wiem, za który paragraf. Zaintrygował mnie adres, a szablony jeden po drugim odrzucały coraz bardziej. Radziłabym ujednolicić układy na każdej z podstron, pozmieniać nagłówki, na lepsze jakościowe i trzymać się stałej kolorystyki.
Treść 23/25


As zaciera rękawki! Napłodziłaś sporo i ostatnio zrobiłaś sobie literacką pauzę, mam nadzieję że odpowiem wszystkim na zagadkę istnienia – czy warto Ci wracać, czy Onet pozbył się kolejnej zbędnej istoty. Jak już zauważyć można po moich ocenach, nie w moim stylu jest, by omsknąć choćby jeden post autora, którego oceniam. Uwaga, reklama! Jeśli chcecie, żeby Wasz blog był przetrzepany bez omyłek od początku do końca, jeśli myślisz, że piszesz bezbłędnie, jeśli masz miliony postów, których nikt nie przeczytał – zgłoś się do As do oceny! Koniec reklamy. Przeczytam całość Twojego tworu i chwała Ci, jeśli będzie dobry, jeśli nie, to przynajmniej się pośmiejemy!
1 – Czwarty wymiar
Już na początku depczemy po grząskim gruncie. Czy w jakiejkolwiek książce zamiast „Rozdział pierwszy” Mamy napisaną samą jedynkę? Przypadek, czy może jest w tym jakiś ukryty sens, na przykład – poprawność? Dobrze, nie zniechęcajmy się. Witamy się z główną bohaterką – Marią, która pracuje razem z tatą – magikiem, jako asystentka. Jej mama jest typowym polskim katolem, a żyją sobie spokojnie w dużym mieście. Skoro pojawia się metro, czy mogę się domyślić, że chodzi o Warszawę? Maria ma wiele dobrych znajomych i żadnych przyjaciół. Posiada jedną wątpliwa koleżankę i niezbyt interesujące życie. Trochę jest odtrącona, bo pokazuje sztuczki „magiczne” w szkole i rówieśnicy traktują ją jak okaz w zoo. No przepraszam, gdyby mi dziewczyna wciskała kit, że istnieje czwarty wymiar, który zjada małe kolorowe kuleczki, jak miałabym na nią patrzeć? Podczas występu (rozcinanie trumny z Marią w środku i znikanie w szafie czasu), który rozpoczyna rozdział napisałaś, że bohaterka złapała bulwersa na kobietę, która była na sali bez biletu, bo za ten występ będą żyć przez kolejne pół roku. To znaczy, że tylko dwa razy do roku występowali i z tego się utrzymywali? Niech występują raz w miesiącu – będą mieli sześć razy większe dochody… Może lepiej nie ruszaj się czwartego wymiaru, skoro w naszych ludzkich trzech nie masz pojęcia o życiu? Owa kobieta, która nie zakupiła biletu, pojawia się pod koniec postu, zapraszając Marię do wspólnych korepetycji z magii, tyle że prawdziwej. Wątek wraz z końcem postu zaciska się na gardle autorki, jak pętla samobójcza. Post jest albo bardzo niekonsekwentny (w co wątpię, bo musiałby odpowiedzieć na milion moich pytań) albo wyraża nienormalny umysł autorki, która we wszystkim wietrzy jakieś powiązania, godne Tolkiena. Magia prawdziwa i nie prawdziwa, babka z zamkniętymi oczyma znikająca tu i tam… Po pierwszym poście jestem w miarę zachęcona, by zajrzeć głębiej, bo zaserwowałaś mi zupkę-śmieciuszkę skrajności. Przy pysznych opisach są zdechłe dialogi, koło zachęcających wątków owianych brakiem logiki mamy nieładne stereotypy (na przykład wątek o nastolatkach, które to „wszystkie” noszą kurtki przed pępek i podróbki firmy Adidas, był żenujący)… Więcej! Przy bardzo obrazowym opisie kobiety „niepłacącej” nie wiemy nic o głównej bohaterce! Mam nadzieję, że to nadrobisz, droga Mijen, bo nie umiem na razie wejść w świat przedstawiony, bez wizji Marii.
2 – Nowy świat
No i kosmos. Gdzieś kilka zdań wcześniej wyraziłam wątpliwości, co do normalności autorki. Teraz nie mam już najmniejszych – zarówno Mijen jak i jej opowiadanie jest zdrowo nienormalne! Od tej pory zacznę mówić językiem niezrozumiałym dla osób, które nie przeczytały tego opowiadania, wybaczcie! Feria („niepłacąca”) zabiła Marię (ponieważ i tak miała umrzeć kilka godzin po ich rozmowie) i po śmierci nie pozwoliła „iść w stronę światła”. Dociągnęła ją do najbardziej zwariowanego miejsca, o jakim czytałam – niebo jest czarne, słońce białe, domki średniowieczne, rośliny mają zielone kwiaty i można NIE ODDYCHAĆ. Więcej – można latać, teleportować się, mieć oczy z czarnymi białkami i białymi źrenicami, a to dopiero początek! Po woli dociera do mnie sens adresu Twojego bloga „przed-śmiercią”, czyli pomiędzy życiem, a śmiercią. Niesamowicie zaintrygował mnie drugi post i, o ile pierwszy był jakimś tam zalążkiem czegoś interesującego, ale okraszonym standardowymi sytuacjami i charakterami, o tyle drugi przewrócił wszystko do góry nogami. Logika poszła się gonić po polu z nudą, a na jej miejsce weszła kreatywność i jakaś doza szaleństwa. Pozostał stały element – skrajności! Opisy, jeśli już są, robisz w bardzo interesującym stylu, ale momentami (w trakcie dialogów, które tym razem nabrały tempa) kompletnie o nich zapominasz. Przykładem jest fenomenalna scena „ona-widzi-strukturę” i cokolwiek to by nie oznaczało, opisy zdziwionych min, czy pytającej miny Mei mogłyby się pojawić, nie uważasz? Właśnie – Główna bohaterka dostała imię Mea. Meei, maczałaś w tym paluszki?
Rozdziały od trzeciego do dwudziestego trzeciego
…Czytałam z zapartym tchem. Twój styl pozostaje niezmienny przez całą pierwsza część przedśmierciaka, ale zdołałam wychwycić więcej interesujących uwag. Interesujących jak życiorys neandertalczyka, bo kto nie czytał Twojego bloga ma teraz minę jakbym mówiła o czwartym wymiarze i znikających kolorowych kuleczkach… Przez wszystkie rozdziały poznaliśmy wielu bohaterów, którzy pomagali Mei w dosyć nietypowej sytuacji. Nie dość, że zaczęła uczyć się egzystencji w tym specyficznym świecie tuż na granicy życia i śmierci, to jeszcze poznaje poznaje królestwo z bardzo bliska – ma wyjątkowe dary, przez które okazuje się cenna dla samej Wyroczni. Wyrocznię, czyli Leanne trudno mi oceniać, bo raz wydaje mi się niekonsekwentna jak moje decyzje, a raz wydaje się być po prostu zmienną i barwną postacią. Jest połączeniem Białej Królowej z „Alicji w Krainie Czarów” z sędzią Anną Marią Wesołowską. Śmieszne, ale takie właśnie mam skojarzenia (a te zawsze były moją nieszczęśliwie mocną stroną)… Bardzo polubiłam natomiast Ferię, która okazała się najmądrzejsza, pomimo wielu przesłanek głupoty i walki z tą, która głupotę jej zarzucała, czyli Salene. Feria to znakomicie zbudowana postać – wybacza wiele Mei, ponieważ miała o wiele gorszych uczniów i szanują ją, za jej dar. Dodatkowo jest bardzo stanowcza, konkretna i dynamiczna. Przypomina trochę Agnieszkę Chylińską, z milionem kolczyków i rozsądkiem. Moją miłość do Ferii jednak równoważy antypatia do Rena i Rae. Swoja drogą, czy zbieżność ich imion, to przypadek? Ren jest arogancki i mało o nim wiem, więc nie mam żadnych skrupułów, by go nie znosić, ale Rae? Wątku tej dziewczyny nie mogę Ci wybaczyć, wybacz. Nie wiem, co jest gorsze, czy przywołanie jej bez pytania, czy zmuszenie jej do udziału w całej przygodzie, czy wątek jej z Renem (ble), czy wybór Trójcy. Jedyne, co mi się podobało, to jej „choroba”. To było naprawdę coś! Widzicie, Drodzy Czytelnicy, zarówno w Harrym Potterze, jak i we Władcy Pierścieni jest wiele momentów, w których Harremu lub Frodowi w sytuacji nie do wyjścia nagle stawał się cud i główny bohater uchodził żywo. Dlaczego? No bo jest główny i przecież głównemu bohaterowi włos z głowy spaść
(kurde!) nie może! Dopiero sytuacje takie, jak przyłapanie Harrego na wałęsaniu się nocą po zamku, czy kłótnia Froda z Samem powodują, że realizm nabiera na znaczeniu – główny bohater ma szczęście, ale zdarzają mu się też normalne wpadki. Kończąc tę długa dygresję chciałabym zaznaczyć, że choroba Rei i jej powolne umieranie to właśnie taka sytuacja – kiedy przekonujemy się, że choćby Mei była alfą i omegą (i pominiemy fakt, że magia jest na porządku dziennym) cudów nie ma! To samo tyczy się wątku latania – Mei, która nauczyła się biegać w kilka dni i widzi strukturę wieży jak nikt na tym świecie, nie potrafi latać.
W trakcie biegu zdarzeń pojawiło się wiele pytań w mojej głowie, ale mam nadzieję, że druga część je rozwieje. Najwięcej z nich płodziłaś pod koniec każdego postu – nie lubię zakończeń w stylu „Mody na Sukces”, czyli „a on powiedział…” w następnym odcinku. U Ciebie jest kilka takich zakończeń i nie chcesz wiedzieć, w jak brutalny sposób wyobrażałam sobie wtedy nabijanie na pal Mijen…Och! Zapomniałam o Gennonie! Gennon jest również jedną z lepszych kreacji, pomimo jego charakteru polubiłam go bardziej od Selene, czy Herewy. Tak na marginesie dodam, że Herewa przypomina mi nawiedzone pseudo – intelektualne dziecko EMO, ale miała swój dobry moment – kiedy skłamała główną bohaterkę. Jak często młodzi pisarze zapominają o kłamstwie… Przecież ludzie kłamią co chwila, a w wielu opowiadaniach młodych pisarzy wszyscy jak jeden mąż głównemu bohaterowi mówią święta prawdę. Z realizmem (po raz kolejny pomijając fakt, że magia jest na porządku dziennym) u Ciebie bardzo dobrze. Historia Mei mnie bardzo wciągnęła i jest bardzo dobrze zbudowana. Słowa same się cisną na klawiaturę tempem biegunki po ogórkach i mleku, ale wstrzymam je/się. Dużo już powiedziałam, a część druga jest jeszcze nie ruszona, a na jej podstawie również będę Ci przydzielała punkty w poszczególnych kategoriach, więc do dzieła!
Część druga – rozdziały od pierwszego do piątego.
Jestem bardzo rozczarowana tą częścią, ponieważ po pierwsze jest za krótka, po drugie już od kilku miesięcy nie piszesz i po trzecie, że nadal nie odpowiadasz na moje pytania, wciąż je zadajesz. Pierwszą diametralną różnicą w części drugiej jest narracja – nie zawsze pierwszoosobowa, jak w części pierwszej. Druga zasadnicza różnica to główna bohaterka – Anae, która w przeciwieństwie do Mei nie ma żadnych nadzwyczajnych zdolności, nie mieszka w zamku, lecz w zwykłej chacie i ewidentnie stawia opory w edukacji. Z każdym rozdziałem coraz bardziej podobała mi się Anae, wiecie? Nawet nie przez sam charakter, ale przez zabieg, jaki zastosowała autorka. Bardzo skomplikowany zresztą! Mianowicie umieściła Anae na miejscu poprzedniej głównej bohaterki, żeby czytelnicy nie byli z tego powodu zachwyceni (bo Anae wzbudza mniej pozytywne reakcje), ale również Anae nie jest z tego powodu szczęśliwa, co wyraża dosyć chamskimi komentarzami. Przez to jednoczymy się z Anae w narzekaniu i z podwójnego minusa wychodzi nam plus. Interesujące, do tej pory nie mogę się nadziwić! Mei lubiłam bardzo, a im bardziej Anae jest różna od niej, tym bardziej lubię też ją. Gdybyś część drugą poświęciła komuś równie ważnemu dla ludzkości jak Mei, może opowiadanie stałoby się ciężkie? Lub zaczęłabym porównywać części do siebie w której więcej się działo? Teraz siła części drugiej tkwi w tym, że poznajemy ten sam świat z pierwszej części oczyma kompletnie innej bohaterki. Trzecią zasadniczą zmianę zauważyłam w wyważeniu dialogów i opisów – zdecydowanie na lepsze! Staram się pisać bardzo dokładnie, ale moje palce odmawiają mi posłuszeństwa… chyba potrzebuję przerwy.
a)Opisy 5/5
Opisy od pierwszego rozdziału to moja ulubiona część tego opowiadania. Nie wszystkie są idealne, przyznaję. Ale na przełomie wszystkich rozdziałów zapamiętałym z opisów najwięcej. Zaznaczmy, że cała pierwsza część opowiadania jest w pierwszoosobowej narracji, jako relacja Mei, której nadałaś bardzo charakterystyczny styl. Często szukała słowa, którego jej brakuje, czasem zwracała się bezpośrednio do czytelnika, czasem jej rozważania wprawiały mnie w osłupienie. Na przykład to, jak zdefiniować jej jestestwo w świecie pomiędzy życiem a śmiercią – życiem, egzystencją? Bardzo mądrze wszystko obmyśliłaś, oczami Mei świat przedstawiony jest dosyć prosto, ale widać, że robi rażenie na bohaterce. To trochę jak z „Pamiętnikiem Księżniczki”, gdzie dosyć potoczny styl jest elementem poznawania głównej bohaterki. Mistrzostwem świata jest opis nauki chowania się pod ziemię. W trakcie czytania o rozbijania ciała na cząsteczki wstrzymywałam powietrze razem z Mei i razem z nią byłam zaskoczona, że jestem już zgnieciona! To, nad czym powinnaś popracować to opisy przy dialogach – z tym jest gorzej, bo nad wyraz często o nich zapominasz. Postaraj się to naprawić! Tak samo jak akapity, których u Ciebie nastawianych wiele, jak jedynek w sądny dzień kartkówki! To istny wysyp, a bardzo przeszkadza w czytaniu… Nie każde trzy zdania muszą posiadać własne em-ileś. Akapit ma zaznaczyć nowy wątek, a nie nowe trzy zdania. Jeśli chodzi o część drugą, to poprawiłaś się zdecydowanie. Opisy są długie i soczyste jak kariera Britney Spears, czekam na kolejne single! Cóż dodać – milczenie jest złotem, a mi odpadają palce ze zmęczenia!
b)Dialogi 3/5
Dialogi są nieodłączną częścią akcji, której u Ciebie nie brak. Im wcześniejsze rozdziały, tym z dialogami gorzej, ale nawet zająknięcia wyszły Mei dobrze! Na początku nałogowo zapominałaś o opisach, a dialogi stawały się przez to dziwaczne – błyskawiczne tempo czytania przyspieszało akcję, ale treść przekazywana je zwalniała. Trudno było się wtedy rozeznać, czy to kłótnia, czy sprzeczka, czy tani chwyt marketingowy, czy wątek romantyczny. Doszłam nawet do wniosku, że Twoje dialogi przy opisach wyglądają jak ciepły tost przy parującym spaghetti. Nie jest zły, nie! Po prostu trochę odstaje. Zalety Twoich dialogów to oczywiście bardzo naturalne wypowiedzi, bardzo swobodne i realistyczne. Czuję każde słowo, nawet zrozumiem, że dwoje zakochanych nastolatków rozmawia o małżeństwie, seksie po nim i ateizmie z taką lubieżną lekkością. To pasuje do nastolatków wpatrzonych w siebie jak w obrazek, a raczej wpatrzonych w siebie jak w obrazki. Poza tym dialogi są bardzo treściwe, nie ma w nich zjawiska, które nazywa się „Sranie-W-Banie”. Popracuj nad tym, żeby dialogi nigdy nie pozostały samotne na placu boju i ciesz się życiem!
c) Kreacja bohaterów i świata przedstawionego 5/5
Bohaterów opisałam już po części, ale to, co jest godne podziwu, to ogromne zróżnicowanie charakterystyk. Od postaci bardzo pozytywnych jakimi jest Feria, Mei, przez postaci skomplikowane jak Leanne, Herewę, Reę, po te budzące skrajne emocje – Selene czy Rena. Absolutnie rozkłada mnie na łopatki fakt, że każdy z bohaterów ma określone cechy, w których „siedzi” od początku do końca historii, co nie przeszkadza każdemu wywinąć jakiś histeryczny „numer” od swojej „cechy wiodącej”. Na przykład Feria jest ostra, zdecydowana i raczej optymistyczna (Agnieszka Chylińska!), ale po pojedynku z Selene rozmawia z Mei pogrążając się w refleksjach. Inny przykład – Ren, który jest aroganckim, niepokornym chamem staje się czuły wobec cierpień Rae. Kolejny przykład to Mei, która nie potrafi docenić przyjaciółki za życia, a dopiero przed śmiercią zaczyna myśleć o niej poważnie. Wszyscy bohaterowie są skomplikowani, wielowarstwowi powiedziałabym. Zmieniają się, momentami zastanawiamy się, czy są dobrzy, czy źli, czy są egoistami, czy działają w imię większego dobra i to jest piękne! Bohaterowie od początku do końca jednakowi (jak Ci z sagi pani Meyer chociażby) są mniej więcej tak realni i naturalni, jak zdjęcia polityków z dziećmi przed fotoreporterami. Dlatego właśnie za bohaterów dostaniesz maksymalną ilość punktów, a co!
Co do świata przedstawionego, to jak już wspomniałam jest kosmosem. Kosmosem z białym słońcem, czarnym niebem, dziwnymi zachodami, tabletkami na zasypianie, kupowaniem ciuchów na numer rejestracyjny opiekuna i zamkiem z mgły. Wymyślenie tego wszystkiego wymagało czasu i chorej wyobraźni, a oczy z inwersją tęczówki i białka, które przerażały mnie na początku, teraz zaczynam rozumieć. Trzy razy bardziej wolę Twój chory i dziwny świat przedstawiony w takich opisach, niż opowieść ulokowaną w świecie, który znam.
d) Fabuła 10/10
Dziewczyna trafia do świata pomiędzy życiem a śmiercią, uczy się nowych praw fizyki (a raczej ich braku) i próbuje się pogodzić z własnymi nadprzyrodzonymi zdolnościami, z utratą bliskich i z przeznaczeniem. Najpierw to ona goni zapisany jej los, później on zaczyna ją doganiać, czego efektem jest nieunikniona katastrofa pod koniec pierwszej części. Historia Mei jest bardzo przemyślana od początku do końca, nie znamy odpowiedzi na wiele pytań, ale mamy obietnice otrzymania takowych w części drugiej. Fabuła pełna jest zwrotów akcji i to takich, których nawet ja nie byłam w stanie przewidzieć. Jednym z założeń, które zrobiłam po spotkaniu z Renem będzie związek pomiędzy nim a główną bohaterką. Rozumiecie… Ona uratowała mu życie, on jest niemiły i arogancki, czegóż więcej chcieć do tandetnego romansu? Miło się zaskoczyłam, że takowego wątku nie było. Kolejne założenie, że Mei jest cudowna i wyjątkowa i uda jej się sprowadzić przyjaciółkę bez komplikacji również się nie sprawdziło – Rea bardzo długo i w katuszach zaczęła umierać, czy raczej „znikać”. Czułam, że umrze, żeby być symbolem porażki Mei, ale – znów zaskoczenie – uratowała ją Trójca! Nie do końca zrozumiały był dla mnie ten wątek, tak samo jak wątek umierania po jednym z pary… ale wszystko rozjaśniło się u Najstarszego. Pamiętacie ten moment z Harrego Pottera, kiedy Harry umiera, a potem żyje i wraca? Byłam święcie przekonana, że to samo będzie dotyczyło Mei, że Leanne coś ominęła, że to wszystko jakaś bujda. Jednak nic takiego nie zaszło, ofiara została spełniona, w mrocznym i hipnotyzującym opisie dowiadujemy się, jak zakończyła się część pierwsza. Chciałabym w tym miejscu zaznaczyć, ze w tym mrocznym momencie włączyłam podawany przez Ciebie podkład i rzeczywiście bardzo pasował! Fabuła jest wyważona, po momentach ekscytacji spotykamy rozluźnienie, tempo raz przyspiesza, raz zwalnia. Żongluje naszymi emocjami jak chce, wciąga i nie pozwala sobie odpuścić. Taka właśnie jest Twoja historia Mijen. Powiem Ci jeszcze coś – trzeba mieć pisarskie jaja, żeby uśmiercić główną bohaterkę w taki sposób, w jaki Ty to zrobiłaś.
Podsumowując opowiadanie zmieniło moje poglądy na temat opowiadań internetowych. Nie jestem już tak krytyczna, ponieważ udowodniłaś, że MOŻNA pisać dobrze. Opowiadanie nie jest gotowe, ale liczę, że doczekamy się końca! Tylko spróbuj pozostawić mnie w tej niepewności, to własnozębnie przegryzę Ci krtań! Pisz i nigdy nie przestawaj, bo prawdziwa historia w takim wydaniu obroni się wszędzie, nawet w tak strasznym szablonie, jaki masz.
Ortografia i poprawność językowa 7/10
Poprawność to zwykle punkt decydujący wielu moich ocen. Tu rozgrywa się ostatnia walka o punkty, którą w zdecydowanej większości przegrywają blogerzy. Na przedśmierciaku ogólnie jest dobrze, bo opowiadanie jest zbudowane ze zdań podrzędnie rozłożonych i rozległych, ale nie byłabym sobą, gdybym błędów nie znalazła! Przecież to ja w zamierzchłej przeszłości byłam tu predatorem poprawności. Aż wstyd się przyznać, ale szkoda, że nie zostało mi do dziś…
„Leanne razem z Ferią wpajały mi, że dusza umarła tutaj, nie może już istnieć.”
Albo „że jeśli dusza umarła tutaj, to nie może już istnieć”, albo „że dusza, która umrze tutaj, nie może już istnieć”
„Nie wiem, poco mi to napisała”
Poco? POCO??? Staram się wmówić, że to omyłka, bo po co miałabyś robić tak banalne błędy?
„Przyjdę do was i ustalimy, co dalej.
– Poco?”
Och, nie! To jednak nie przypadek… Nie wiem czemu Twoja przeglądarka, edytor tekstu, beta czy ktokolwiek inny Ci tego nie podkreślił na czarowny alarmowy kolor! Pocą się nogi, a „po co” piszemy rozłącznie! Skojarz sobie z pokłóconym małżeństwem, które próbuje się dogadać w sprawach łóżkowych. Dla niego ważne jest „co” zrobią, a dla niej, że „po” ukochanym serialu… Myślą więc inaczej – rozdzielnie! Albo w każdy inny skuteczny sposób, bylebyś tylko zapamiętała!
„*&*”
Ten zbiór krzaków i zawijasów radzę zaatakować nową kosiarką Husqvarny*.
„Nasz telewizor był stary jak świat. Nie dość, że plazmowy, to jeszcze obudowany ramą.”
Nie wiem jeszcze do końca w jakich latach rzecz się dzieje, ale (jak mniemam po tym zdaniu) długo po roku 2010. Powinnaś zaznaczyć, jakie mamy czasy, lub jak powinien wyglądać „normalny” telewizor dla Ani. W tym momencie jestem zdezorientowana.
„Zjechałam windą w podziemia, gdzie znajdował się osiedlowy parking, wsiadłam na motocykl i pognałam do centrum miasta”
Czy Ania nie jest za młoda na prowadzenie motocyklu? Przecież nie ma osiemnastu lat!
„Dawid, chłopak Kajki, mocował się ze swoją kostką, żeby powyjmować wszystkie butelki piwa, a Łukasz podał mi sok, żebym pozbyła się goryczki.”
Po pierwsze – co to znaczy, że mocował się z kostką, żeby powyjmować piwa? Z kostki??? Ma w kostce przenośną lodówkę na piwa? Jeśli ktoś, kto stosuje owe zabiegi byłby łaskaw, to niech mi wyjaśni. Po drugie – Łukasz podał Ci sok, żebyś pozbyła się goryczki po piwie? Wiesz… As jest abstynentem, ale goryczka po piwie? To chyba jakimś kosmicznym piwie, które fermentowało od 2010 do czasów, w których telewizor plazmowy to przeżytek.
„Zaparkowałam motocykl obok Pałacu Kultury i zanim tam doszliśmy, minęło kolejne pół godziny. (…) Nocą Warszawa stawała się nadzwyczaj piękna. Rzadko kiedy spotykało się innych ludzi, było więc zupełnie pusto, a my w świetle ulicznych latarni przemierzaliśmy po kolei ulice miasta. Nie było samochodów, gwaru, niepokoju. Jakby czas się zatrzymał. Uwielbiałam to.”
Nocą Warszawa piękna, spokojna, cicha, jest gdzie zaparkować i jest „zupełnie pusto”. Byłaś w Warszawie może nocą koło Pałacu Kultury i Nauki? Bo wiesz, tak się zdarzyło, że ja byłam i wcale ten opis nie przypomina mi Warszawy nocą. Gdybyś pisała o czasie od trzeciej do piątej rano, może przymknęłabym oko, ale Tobie chodzi o mniej więcej 23.00! Nie mogę tego nie wytknąć, to bardzo niekonsekwentne… No, chyba że to miasto za kilkadziesiąt lat będzie w jakikolwiek sposób luźniejsze, bo wszyscy uciekli nocą na wieś.
„– A, a, a! – Pomachałam mi palcem przed nosem.”
Literówka. „Pomachała mi palcem przed nosem”.
„Znalazłam więc sobie inne zajęcie – próbowałam rozgościć się w swoich nowych czterech kontach i poukładać ostatnie fakty w głowie, co nie należało do najłatwiejszych czynności.”
To boli… Zaraz tak Ci przyłożę, że za te „konty” będziesz musiała iść do ortodonty! W trójkącie mamy kąty, a nie „konty”! Konto możesz mieć w banku, a bank to nie Gringott, żeby każde konto miało swój skarbiec i w nim „konty”.
„Z ich strony zionęło zimnem, chociaż nie poczułam tego mocno. Jakbym stała się odporna na zmiany temperatury.”
Narracja pierwszoosobowa zobowiązuje do czegoś – jeśli Mei tego NIE CZUŁA, to skąd to wie? Lepiej było powiedzieć, że czuła, że zionęło zimnem, ale stała się na to odporna i wcale jej to nie przeszkadzało.
„Kilka sekund zajęło jej nastawienie kości, podała mi lekarstwo i po dziesięciu minutach nikt by już nie pomyślał, że wpadłam na cokolwiek, pędząc jakieś czterysta na godzinę”
Za dużo liczb w tym zdaniu. Kilka sekund, dziesięć minut i nagle czterysta na godzinę. Przepraszam czterysta czego na tę godzinę? Czterysta miniętych kamieni na godzinę, czy czterysta mil na godzinę, czy czterysta stóp na godzinę?
Poza tym wszystkim powyżej wymienionym jest raczej poprawnie, stąd tak wysoka, jak na moje oceny, liczba. Mam nadzieję, że zamiast być dla Ciebie powodem do dumy zmobilizuje Cię do poprawienia tych trzydziestu rozdziałów pierwszej części. Ja mogłam je przeczytać kilka razy, to i Ty możesz!
Oryginalność tematyki 5/5
Nikt nigdy nie pisał o czymś podobnym w taki sposób. Nie ma tu konwencjonalnej miłości, nie ma tu wątku konwencjonalnego superbohatera (pani superbohater również) ani nawet „normalnej” magii. Wszystko jest świeże, bardzo pomysłowe i posklejane w ciągłą i jednolitą historię. Nie wszystko mi się podoba, ale wszystko jest oryginalne. Kreacja świata przedstawionego jest u Ciebie wyjątkowa. Wymyśliłaś historię, której brak logiki momentami, brak odpowiedzi na wiele pytań, ale i tak wierzę, że to wszystko układa się w Twoim umyśle w całość, którą niedługo nam przedstawisz. Wolę Twój blog od tysiąca innych jednakowych opowiadań o nagłej miłości pomiędzy bohaterami Harrego Pottera razem wziętych!
Dodatkowe punkty za wybitne zasługi 6/10
Każdemu, kto swoim blogiem zmotywuje mnie do częstego odwiedzania i regularnego czytania, z narzutu przydzielam cztery punkty dodatkowe, bo oprócz Opieprzu trudno mnie utrzymać w zainteresowaniu jednym blogiem. U Ciebie wybitną zasługą, za którą dostajesz aż cztery punkty, jest najbardziej wyjątkowa historia, jaką czytałam. Jako fanka fantasy jestem usatysfakcjonowana. No, prawie! Chciałbym dowiedzieć się wielu faktów, które miały miejsce pomiędzy pierwszą a drugą częścią i liczę, że to wyjaśni się niedługo! Nie zawiedź mnie, proszę! Cztery punkty – za porąbaną fabułę, której nie sposób przewidzieć, za umiejętne trzymacie w napięciu, za pracowitość, którą włożyłaś w ponad trzydzieści postów i za chorą wyobraźnię, która to wszystko spłodziła.
W ramach relaksu po sprawdzeniu całej oceny zaszłam jeszcze w zakładkę „Dodatki”. Znalazłam tam link do Twojego konta na Deviantarcie i powiem Ci, że kiedy już będziesz robiła nowy szablon, bo wierzę, że trochę uporządkujesz przedśmeirciaka, będziesz miała z czego wybierać nowy nagłówek! Świetnie malujesz, dlaczego więc na nagłówki wybrałaś tak słabe grafiki??? Nagłówek drugiej części znajduje się na Twoim koncie DA w tysiąckroć lepszej jakości, niż ten na blogu, może zapisz w innym formacie (pdf?) żeby tak strasznie nie wyglądał… Dostajesz za to kopniaka w pupkę, ale za wizję Leanne dałabym Ci tysiąc punktów! Podstrona „Dodatki” przedstawia jakieś potwory, a przecież masz na swoim koncie na DA tyle lepszcyh wizji, choćby Mei… Zupełnie inaczej sobie ją wyobrażałam i Leanne, ale Twoja wizja nadała mojej polotu. Za to jeden punkt, a kolejny (już szósty) za pierwszy rozdział drugiej części. Wyobrażałam sobie jak przychodzi do mnie ktoś i pyta, czy chcę nauczyć się magii, bo zaraz umrę i takie tam. Reakcja Mei (zgoda i zachwyt) były dalekie od tego, co sobie wyobrażałam. Kiedy w pierwszym rozdziale drugiej części podobne pytanie dostała Anae pomyślałam „Tak… Zaraz tak jak Mei się zachwyci, zgodzi i już”. Tymczasem Anae powiedziała to, co każdy normalny człowiek w takiej sytuacji by odpowiedział – spierda&#$! Uwielbiam dobrze użyte mocne wyrazy.
Gratuluję, świetnie piszesz, znakomicie rysujesz, tylko pozazdrościć!
Podsumowanie: 44/60
Ocena: Bardzo dobra
Tak się należało! Popraw szablon, dopisz kilka rozdziałów, popraw starsze i zgłoś się ponownie! Dziękuję za dziewięć dni z jednym z lepszych blogów, jakie czytałam.
PS Przeczytałam z ciekawości ocenę Twojego bloga na konkurencyjnej ocenialni i wiecie co? Uśmiałam się jak dziki koń. Wszystkie zalety, które wymieniłam, zostały niezrozumiane przez oceniającego („wielowarstwowość” bohaterów wadą???), a pochwalony wątek miłosny… Mam nadzieję, Droga Mijen, że to nie tamta ocena spowodowała, że Cię nie ma na przedśmierciaku od kilku miesięcy?
Przepraszam, za złośliwości i dobranoc wszystkim.
*Ocena zawierała lokowanie produktu. Taki żarcik…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz