Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


niedziela, 5 lipca 2009

(189) tozsamosc-jonesa



www.tozsamosc-jonesa.blog.onet.pl


Ocenia: Burlesque


W pomaturalnym, powynikowym szale, który gdzieś w międzyczasie zamienił się w dziwną, egzystencjalną rozterkę (z wynikami nie mającą nic wspólnego), szukam czegoś, co pomoże mi się otrząsnąć i otrzeźwieć z filozoficznej zadumy. Żywię cichą nadzieję, że dzisiejszy oceniany twór nie zafunduje mi terapii wstrząsowej.



Pierwsze wrażenie: 6/10
Zarówno tytuł bloga, jak i nagłówek, zioną mi jakąś dziwną krzyżówką. Jako, że mam liberalne poglądy, eksperymenty genetyczne tego rodzaju niespecjalnie mi przeszkadzają, pod warunkiem oczywiście, że otrzymane indywiduum sprosta mojemu całkiem wybrednemu gustowi estetycznemu. Naturalnie, będę miała do czynienia z opowiadaniem. I o ile niektóre elementy tego wirtualnego siedziska z pewnością zachęciłyby mnie do zgłębienia treści (o tym później), o tyle tekst z belki tchnie mi w twarz niesmacznym banałem rodem z hollywoodzkich trailerów. Tak, rozumiem, bo w końcu nawiązanie do ‘Tożsamości Bourne’a’, ale litości, na pierwszy rzut oka widać, że Autorzy mają na sumieniu grzech kreatywności, więc czemu płodząc tę belkę, nie mogliby iść na całość i poszukać jakichś wymyślniejszych figur (retorycznych, rzecz jasna)?
Poza tym, coś mi nie pasuje z kolorystyką. Niby schludnie, na pewno czytelnie, ale te odcienie szarości (czy jakiegoś na wpół przetrawionego łososia w tle) wywołują raczej subtelnie kryte ręką ziewnięcie znudzenia, nie ekstatyczne zaciekawienie. A podkreślenie przy linkach wygląda tandetnie.
Jednak tym, co mnie chyba najbardziej boli, jest nieszczęsny awatar. Nie wiem, może mój intelekt po prostu nie jest w stanie ogarnąć idei tego Czegoś (szczególnie na drogim, rodzimym Onecie, gdzie Coś nie pełni nawet funkcji linka), więc może któryś z Autorów przybliży mi powód, dla którego ludzie zamieszczają takie Coś na blogu, jeśli nie organizują akcji typu ‘wsadź na miesiąc, a dam ci dziesięć komci’? (I żeby tylko ktoś nie próbował mi się czepiać genialnego Opieprzu, bo to tak, jakby przyrównywać [komercyjną z założenia] galerię handlową do [twórczego z założenia] warsztatu ceniących się rzemieślników, jakimi w moim przekonaniu powinni być Autorzy opowiadań.) Przecież to nieestetyczne. Robi zamtuz nie tylko na rodzimym terenie, ale również na osiedlach potencjalnych wstawiających.
Mimo wszystko, jest tu też coś, co wprowadza mnie w stan ekstatycznego zaciekawienia właśnie.
‘Trafiłeś na blog z opowiadaniem. Opowiadaniem absurdalnym, rozwichrzonym i anarchistycznym, tworzonym przez grupę równie rozwichrzonych autorów.’
Absurdalne, rozwichrzone i anarchistyczne… O, Asztarte (tak, czytam ‘Nogi jak patyki’ Robbinsa), cały Słownik Wyrazów Ubóstwianych w jednym zdaniu…


Nagłówek: 3/5
Stoi sobie po środku Indy, a broń groźnie lśni w jego ręku. Lśni (?) tam także obiekt bliżej nie zidentyfikowany, lasso chyba. Pewna nie jestem, pamiętam, że ‘Arkę Przymierza’ kiedyś oglądałam, byłam jednak na tyle nieświadomym berbeciem, by tkwić w przekonaniu, iż rzecz traktuje o statku Noego. Nie mam więc pojęcia, czy Indy bawił się lassem, czy nie bardzo… Ach, ‘Tożsamość Bourne’a’ też oglądałam. Kiedyś. W Egipcie, po angielsku, po kilku piwach, wśród ogólnej radości. Trudno będzie mi niestety wyłapywać mniej oczywiste konteksty. Trochę mnie to irytuje, bo w humanistycznej klasie trzy lata wtłaczali mi w krew potrzebę rzetelnej analizy, ale na lenistwo choruję od urodzenia – nie będzie seansu klasyki światowego kina.
Lecimy dalej. W prawym dolnym rogu siedzi jakaś mroczna postać, której nie mogłabym zidentyfikować, choćbym nie wiem jak się starała. Charakteryzacja postaci usilnie wpycha mi do mózgu obraz potterowskiego Snape’a. Potem dowiaduję się, że zdjęcie należy do jakiegoś dziwnego, niemieckiego człowieczka, który płodzi ‘śmiechową’ muzykę. Gdyby nie krzywdziła moich uszu językiem naszych zachodnich sąsiadów, może nawet słuchałoby się jej radośnie. Dziwny człowieczek ma być Czarnoksiężnikiem (Belą), więc potterowskie skojarzenie nie jest takie znowu bezzasadne.
A po lewo… Ja nie wierzyłam, nie wierzyłam, że to może być, że to NAPRAWDĘ jest ON. No, ale kurczę. Białe włosy. Miecz w dłoni. Drugi na plecach. Skórzane wdzianko. Matko, spróbujcie tylko zrobić krzywdę mojemu ulubionemu kochankowi, a oczy wydrapię! Nie będzie oszczędzania chały, która niecnie wykorzystuje wizerunek bez skazy, wizerunek Geralta. (Dobrze, że w nagłówku stoi postać z gry komputerowej, a nie profan Żebrowski).
Bohaterowie nie są jakoś logicznie scaleni, każdy robi wrażenie tylko za samego siebie, a wszystko razem wygląda średnio ciekawie. Do tego czcionka w nagłówku jest łamana polskimi głoskami, co wygląda koszmarnie. A jestem (prawie) pewna, że można byłoby dopucować ładnie literki w jakimkolwiek programie graficznym. I jestem (tutaj już zupełnie) pewna, iż efekt takich manipulacji byłby dużo lepszy, niż to, co widać obecnie.
Punkty głównie za białowłosego przystojniaka.



Treść: 7/10
Zanim zacznę brnąć (lub mknąć) przez Waszego stwora, zajrzę sobie do galerii charakterów.
A w galerii charakterów siedzi profan Żebrowski i arcymistrzyni profanacji Wolszczak. Widziałam tylko jeden odcinek tego żenującego serialu, ale Grażyna spaprała w nim rolę Yennefer tak dokumentnie (szkoda, że polskim aktorom nie przyjdzie do głowy, żeby przeczytać dzieło, w którego ekranizacji mają brać udział), że miałam ochotę rzucić pilotem w hotelowy telewizor (‘Wiedźmina’ haniebnej polskiej produkcji również oglądałam w Egipcie). Nie zrobiłam tego tylko dlatego, że fundusze moje były już bardzo mizerne, a egipscy panowie z obsługi bardzo mało tolerancyjni.
No, ale zostawmy może nasze (żałosne, bo żałosne, ale wciąż nasze) kino, wróćmy do tematu. Z podstrony możemy się dowiedzieć, że Indy jest dość niesfornym chłopaczkiem, a twarz twardziela to tylko kamuflaż. Geralt jest… Geraltem! Chutliwy (ojej, już wiem, że język będzie ciekawy), zrzędliwy, acz szlachetny. Wygląda na to, że będzie jaskrawo, ale bez szczególnych przekłamań, czyli jest szansa na dobrą parodię. Tam, gdzie ma być Yennefer, widzę Wolszczak. Odstraszające. Naprawdę nie było w grze komputerowej postaci fiołkowookiej czarodziejki? Bela będzie ważny. Ale szkoda, że nie wywołuje u mnie absolutnie żadnych emocji. Szkoda, że nie jest to ktoś szerzej rozpoznawalny – znaczy z kręgu kultury anglojęzycznej. Jakby nie było, muszę przyznać, że do lektury jestem zdecydowanie zachęcona i z przyjemnością wezmę się za Rozdział pierwszy.
Scena wyżynania śmietniskowego stwora. Klimatem mnie zachwyca, ciągle mam obraz tej wiedźmińskiej roboty w wydaniu Sapkowskiego, a tu nagle mentalnie potykam się o puszki po piwie, tudzież skórki od banana. Smaczny kontrast powoduje estetyczną żądzę. Chcę więcej! Ojej. Ale dalej wiedźmin odczuwa kościste palce ‘z przerażeniem’. Myślę, że to dużo bardziej nie po wiedźmińsku, niż anglosaskie przekleństwa. Tradycjonalna część mojej duszy się buntuje. Gwałcą mi kochanka!
Ale chyba wybaczę ten gwałt. Od wyrażenia, które mój biedny, miłujący rozumek uznać musiał za profanację, wzrok mój odciąga strzyga. Strzyga w złotym topie, różowych rajtkach i z misiem ‘z przegryzioną krtanią’. Moja wyobraźnia skacze na trampolinie, fikając koziołki… Serducho wali jednak bardziej z niepokojem ‘czy dalej podołają’, niż z ciekawością ‘co dalej będzie’. Znaczy, chciałabym zostać zachwycona, ale nie jestem pewna, czy zdołacie zachwycić.
Ha, dylemat lassa rozwiązał się. ‘Lasso’ jest biczem. No, oczywiście.
Przez chwilę przy czytaniu Waszego ‘opka’ (cóż za pieszczotliwa nazwa) towarzyszył mi Całkowity Brak Poruszenia. Ponury kompan, nie lubię jego towarzystwa. Na szczęście poszedł sobie, wystraszyły go słowa Yennefer: ‘Proszę, proszę, Indiana Jones! Wiedziałam, że kiedyś do mnie wrócisz!’ Kolejny gość wysoko do góry podciągnął moje kąciki ust. Oczywiście, przecież nie tylko wiedźmaki chutliwe są, wiedźmom też się to zdarza.
Odwiedziny u Ciri i aluzje do reklamy Ikei podobały mi się bardzo. Uśmiech znów wypełzł na moją buzię. Tylko wiecie co? Ja myślałam, że on wyjdzie raz i już do końca zostanie. Niestety, nie udaje się.
Po ósmym rozdziale, kiedy jestem już pewna, że treściwych orgazmów u mnie nie wywołacie, decyduję się skończyć czytanie. Obok leży Robbins, z Robbinsem wygrać szans nie macie żadnych.
To było coś pomiędzy brnięciem a mknięciem. Prawda, było kilka momentów, dla których warto rozpocząć lekturę, tylko że… za mało. Nie wiem, pomysł sam w sobie jest świetny, być może będąc współautorką takiego tworu, lepiej czując ten klimat, sama zaśmiewałabym się do łez i może byłabym zachwycona genialnością dzieła. Jednak teraz nie trafia to do mnie do końca. Przyznam, myślałam, że mnie oszołomicie i wbijecie w zachwyt. I teraz tak się zastanawiam: czy to z moim poczuciem humoru jest coś nie tak, czy to Wy nie opanowaliście sztuki parodiowania do perfekcji?
Podejrzewam, że prawda, jak zawsze, leży sobie gdzieś po środku.


Ortografia i poprawność językowa: 8/10
Słownictwo Wasze mnie powala. Niektóre słówka wywołują westchnienie błogiego zachwytu, choćby takie ‘amorficzne’ czy ‘hermafrodytalne’. Od razu widać, że Autorzy parę lat przeżyli, parę książek przeczytali - jaka miła odmiana po tych wszystkich biednych dzieciaczkach ciotki Neo. I świadomość językowa duża, bawić słowami potrafią się ludzie. Przykład? 'Które jak zawsze rozszarpywać będą gardła zapóźnionym przechodniom, wracającym do domu po nocnych hulankach.' Ach, zaintrygowała mnie słowotwórcza 'tokiomora'. Szyderstwo z TH, dobrze myślę?
W ośmiu rozdziałach znalazłam dokładnie cztery tony, które mi zgrzytnęły:
1. ‘Na-Wysssypisku-Śśśmieci’ – nie pasują mi tutaj duże litery po myślnikach. Czy ‘wysypisko śmieci’ to nazwa?
2. ‘Wiedźmin’ pisany wielką literą w środku zdania. W rzeczonymprzypadku (nie zapisałam sobie rozdziału niestety) było to całkiem bez sensu, na ogół nie piszemy przecież Człowiek, a człowiek, nie Czarodziejka, a czarodziejka.
3. W pewnym miejscu Geralt myśli sobie:
‘- Ma gnojek figurę (…)’
Zapis myśli w takiej samej formie, jak dialogów, jest dość niefortunny.
4. ‘Spod pierzyny w różową kratkę wychynęła czyjaś włochata łydka, stając się obiektem zainteresowania pręgowanego kota, wygrzewającego się na skraju paleniska. Łypnąwszy raz i drugi bursztynowym okiem, przyczaił się i wystartował...’ Tutaj widzę logiczny dysonans. Wystarczy dodać ‘kot’ przed ‘przyczaił się’, żeby wygładzić.
Poza tym bez zastrzeżeń.


Układ: 4/5
W porządku, typowe dwie kolumny. Jednak spróbowałabym wypośrodkować tekst w lewej kolumnie, myślę, że szablon wyglądałby wtedy trochę lepiej.


Temat: 4/5
Opowiadanie-parodia jest świetnym pomysłem. Wszyscy macie dobry styl (albo szefowa tak ładnie wszystko wygładziła) i naprawdę myślałam, że ocenię Was wyżej. Znaczy, nie żeby mi się nie podobało. Ale spodziewałam się czegoś innego. Spodziewałam się, że spadnę z krzesła z wrażenia, że rozłożycie mnie na łopatki, że moje mięśnie brzucha rozerwą się na strzępy, nie wytrzymując napadów śmiechu… Nic takiego się nie stało. Widać niekorzystnie jest nastawiać się zbyt dobrze na wstępie.


Czytelność, obrazki: 3/5
Czytelność bez zarzutu. Ale razi cholernie awatar. I absolutnie nie mogę przeboleć polskich aktorów ze schrzanionego polskiego ‘Wiedźmina’. Szczególnie tej Wolszczak, amatorka jedna.


Punkty dodatkowe: 4/10
Ach, rzucę kilka, pierwszy raz w mojej (krótkiej, bo krótkiej) karierze. Za motyw wiedźmiński i powalający momentami język.


Punkty: 39/60
Ocena: dobra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz