Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


czwartek, 30 lipca 2009

(235) alesha-show

Plantita prezentuje swój opieprzowy chrzest bojowy, dokonany na blogu alesha-show.




Pierwsze wrażenie: 2/10




Łojeżusiupospolity! Patrząc na adres czuję, że nie będę miała lekko: 'Alesha' niepokojąco przywodzi na myśl 'Ashley', a w połączeniu z 'show' gwarantuje bliskie spotkanie trzeciego stopnia z jakąś supernową wokalno-aktorskiego firmamentu. Klikam na adres i... stało się! „Blog o wspaniałej i utalentowanej piosenkarce – Aleshy Dixon”. Kojarzę tę panią, na Twoje nieszczęście, jedynie z facetem o dwóch lewych nogach. Po wizycie na tym blogu do okaleczonego faceta dołączy jeszcze atak klonów przeprowadzony z nagłówka, ale o tym za moment.

Patrzę, dumam i pojąć nie mogę, dlaczego wyprałaś stronę z większości kolorów? Owszem, szarości połączone z bielą oraz czernią są zestawem dość uniwersalnym, jednak niekoniecznie pasują do młodej gwiazdki pop, tym bardziej, że panna Dixon wydaje się być energetyczną osobą.

Kilka żywszych barw ostało się na nagłówku, jednak nie zmienia to faktu, iż przeglądając bloga mam wrażenie jakbym w ogóle nie opuszczała okna edytora tekstu, w którym piszę ocenę: szare tło, na nim białe pole zapełnione czarnymi literkami. Nie wygląda zbyt zachęcająco, ale też nie odrzuca – z dwojga złego wolę to od feeri zdjęć, często serwowanych na stronach o gwiazdach.




Nagłówek: 2/5




Pierwsza, druga, trzecia, …, jedenasta Alesha Dixon! Cały czas w tej samej sukience, w tym samym makijażu, z tym samym... o, przepraszam, wyraz twarzy zmienia. Nie uważasz tego za lekką przesadę? Tak, tak, wiem, że w większości blogowych instrukcji na nagłówek z celebrytką (fuj! nie znoszę tego słowa) jak wół stoi „używaj zdjęć z tej samej sesji”, tylko zazwyczaj w okolicach słowa 'zdjęć' znajduje się dopisek „nie więcej niż 3-4”, a Ty chyba to przeoczyłaś. Od przybytku głowa czasem boli.

Przypadło mi do gustu pasmo czarno-białych portretów oddzielonych od reszty nagłówka takim jakby... ekhm... z braku lepszego słowa nazwę to szlaczkiem – wygląda bardzo subtelnie. Na Twoim miejscu owo pasmo skontrastowałabym z jakimś wyrazistym, drapieżnym zdjęciem (może fotka w pełnym „scenicznym rynsztunku”?), gdyż obecnie jest zbyt disney'owsko: tak uroczo, aż mdli. Dodaj trochę pazura!

Mam jeszcze jedno pytanie do Autorki: o co chodzi z tymi białymi pikselami? To ma być efekt postarzający zdjęcie czy wynik nieudanej kompresji obrazu? Mój pies Wam świadkiem, że w pierwszej chwili pomyślałam „Jasny gwint! Ale mam zakurzony monitor!” i rzuciłam się do czyszczenia.

Nigdzie nie widzę podpisu twórcy nagłówka, a że w Polsce obowiązuje zasada domniemanej niewinności, to przyznaję dodatkowy punkt za własną pracę.




Treść: 1/10




Postów jest: słownie cztery. Pierwszy to lapidarna wzmianka o powstawaniu nowej płyty wokalistki. Z drugiego dowiadujemy się o mianowaniu Aleshy ambasadorką fundacji pomagającej londyńskim dzieciom. W trzecim znajdziemy jedynie plik wideo z nowym teledyskiem. A czwarty informuje o zakończeniu działalności. Gdybym była złośliwa napisałabym: prawie jak jętka jednodniówka. Sama się przyznałaś, że „pisanie notek mnie nudzi”. Nie da się ukryć. Chociaż 'notka' to zdecydowanie zbyt duże słowo, 'wtrącenia' byłoby odpowiedniejsze.

W poszukiwaniu jakiejkolwiek treści zajrzałam na podstrony. Znalazłam biografię panny Dixon – to już drugi tekst dłuższy niż trzy zdania! Doceniam Twoje zaangażowanie w tworzenie bloga (przez całe dwa tygodnie), zrezygnowanie z banalnego „kopiuj/wklej” i samodzielne zredagowanie tych kilku akapitów. Dalej mamy teksty piosenek Aleshy (tutaj już pofolgowałaś kombinacjom 'ctrl+c/v'),niestety, bez tłumaczeń i podania źródła. To by było na tyle.

Podsumowując: treści brak. Jedyny punkt przyznaję za oparcie się pokusie zamienienia tych nielicznych słów na zdjęcia, co jest zjawiskiem powszechnym na blogach „fanowskich”.




Ortografia i poprawność językowa: 4/10




Niby wszystko jest w porządku: parę literówek, nic więcej. Ortografia żyje i ma się dobrze, interpunkcja również nie narzeka. Tylko składnia nieco utyskuje, gdyż chciałaby się w końcu rozwinąć, a nie tkwić na poziomie zdań prostych. Nie trudno zauważyć, które teksty są w 100% Twoje, a które opracowane (przepisane?) na podstawie innych – te drugie chociaż starają się sprawiać wrażenie złożonych. Nic więcej nie wycisnę; z pustego i Salomon nie naleje.




Układ: 2/5




Układ jednokolumnowy, z menu tuż pod nagłówkiem i regulaminem tuż pod menu. Co się tu stało? Regulamin potknął się i wypadł z menu? Lepiej szybko pomóż mu tam wrócić, bo się rozkłada na widoku i straszy ludzi, a przynajmniej mnie. Jedynym plusem obscenicznego zachowania regulaminu jest ucieczka statystyki na sam dół szablonu; skromnie przycupnęła za szeroką listą i nie narzuca się jakimiś gwiazdkami, serduszkami czy czym tam jeszcze się ją ozdabia.




Temat: 0/5




Temat jest zgodny z kategorią bloga, 'gwiazdy i fani'. Cóż z tego, skoro nawet stojąc w kolejce do kasy w Tesco można dowiedzieć się więcej o Aleshy, niż z Twojego bloga?




Czytelność i obrazki: 1/5




Kolory są tak neutralne, że chyba nie jest możliwe nierozczytanie treści, nawet mimo małej czcionki. Zrezygnowałabym ze stawiania tego „trójkącika” (użytego do wypunktowania menu i regulaminu) na początku notek – posty są zbyt krótkie i dzięki temu „upiększeniu” wyglądają jak kolejne podpunkty, a nie rzeczywista treść bloga.

Obrazków praktycznie brak, poza kilkoma buttonami na podstronach i jednym zdjęciem w notce. Mam mieszane uczucia, zaliczyć tę graficzną pustynię in plus czy in minus? Umówmy się tak: skoro poświęciłaś bloga jakiejś piosenkarce, bądź co bądź osobie publicznej i mającej cieszyć oko (chyba nawet bardziej niż ucho, że tak sobie pozwolę na osobistą wycieczkę), to mogłaś stworzyć dodatkową podstronę i umieszczać na niej, Twoim zdaniem, najładniejsze zdjęcia Aleshy.




Dodatkowe punkty: 1/10




Pierwszy raz spotkałam się z zalinkowanymi, nie tylko wklejonymi, buttonami. A trochę blogów na Onecie już widziałam.





Podsumowanie:




Za moich czasów biegało się z klejem i nożyczkami, i pieczołowicie katalogowało dosłownie każdą wzmiankę o idolu umieszczoną w prasie. Kosztowało to niemało zachodu i mnóstwo pieniędzy, dzięki czemu trzeba się było dobrze zastanowić, czy warto tyle wydawać, bo spodobała nam się jedna piosenka jakiegoś wykonawcy. Świat był wtedy piękniejszy – nikt nie zaśmiecał wirtualnej przestrzeni nikomu do szczęścia niepotrzebnymi wytworami chwilowej fascynacji. I tym bardziej nikt tych wytworów nie dawał postronnym osobom do oceny. Amen.




Suma: 13/60

Ocena: mierna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz