Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


poniedziałek, 10 sierpnia 2009

(277) on-the-line

W tempie ekspresowym Plantita ocenia jubileuszowy, bo już czwarty (być może nawet ostatni w mej krótkiej karierze), blog on-the-line.




Pierwsze wrażenie: 4/10

„Na linii”? Nie przypadkiem „na party line”? To dziewczątko w balii i z dyskotekową kulą w tle wygląda na taką „party girl”. Wita mnie „R. dwudziesty ósmy.” i bonusowy suwak w notce. Zapewne to ja się nie znam, ale czy suwaki w notkach nie były modne na „słitaśnych blogaskach” dwa, trzy lata temu? Spoglądam dalej. O, widzę, że tajemnicze kropeczki zadomowiły się również tuż za tytułami ramek. Może to taki nowy hit w onetowym półświatku – blogowe karaluchy? Prawie jak maskotka bloga... Zostawmy rozważania entomologiczne na później i przejdźmy do ostatniej samoistnie rzucającej się w oczy rzeczy: jawnej niekonsekwencji. Wszystko ładnie zapisane w pięknym języku znad Wisły i nagle, jak Filip z konopi, wyskakują jakieś „commenty” i „visitiony” (mój słownik jest chyba niedorozwinięty – nie zna takiego słowa jak visition, tylko jakieś plebejskie visit). Powiało Ameryką, że tak napiszę, prawdziwy kosmopolityzm. Poza tymi kilkoma potknięciami jest całkiem przyjemnie, nieco zbyt jasno i sterylnie, ale estetycznie.




Nagłówek: 2/5

Chwała Ci, Gumijagódko, za nie umieszczenie adresu bloga w nagłówku! Większość blogowych „pisarek” nie potrafi sobie odmówić tej wątpliwej, z punktu widzenia odwiedzającego, przyjemności. Nie bawiłaś się również w eksperymenty z wielkością zdjęcia, co wyszło na plus, gdyż jest ono „akurat”, ani za duże, ani za małe. Dzięki temu nawet reklamy Onetu Ci niestraszne, bo i tak cały nagłówek będzie widoczny. Dziewczyna niczego sobie, sceneria również, jedynie polotu i artyzmu brak. Dlatego tylko dwa punkty. Ach, zapomniałabym! Nie trafia do mnie przesłanie zdania na belce – poproszę o Twoją interpretację powiązania tegoż z treścią i nagłówkiem.




Treść: 3/10

Pora dokonać mały eksperyment empiryczno-mentalny: będę czytać rozdziały na „chybił trafił”. Zobaczę, co z tego wyniknie. (Macie mnie: pierwszy raz nie mam czasu przeczytać wszystkich notek.) Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem! Widać, że starasz się. Rzecz jasna, nie chodzi mi o treść, bo ta jest sztampowa do bólu, ale o formę. Tym drugim zajmę się za moment, a teraz słów kilka o opowiadaniu. W zasadzie będzie to nawet jedno słowo: SCHEMAT. Kurczowo trzymasz się niechlubnego, aUtoreczkowego kanonu. Główna bohaterka jest, bez cienia wątpliwości, przedstawicielką rodu Mary Sue – piękna (choć początkowo nieco zaniedbana), wygadana, utalentowana oraz koniecznie pokarana przez los trudnym życiem i traumą w dzieciństwie (ojciec Cathy nie tylko pił, ale też palił; to się nazywa patologia). Nasza Marysia przeprowadza się do Los Angeles, gdzie zupełnie przypadkiem, trafia do tej samej szkoły, do której uczęszczają Disney'owskie bożyszcza dwunastolatek. Nikogo nie powinien zdziwić fakt, że początkowo Zuzia i bracia Jonas nie pałają do siebie miłością. Zakończenie tego pensjonarskiego romansu również nie powinno być specjalną niespodzianką. Plus za jakiekolwiek wątki poboczne i postaci drugoplanowe, które nie zostały zdegradowane do rangi statystów. Minus za opisy bohaterów i wprowadzenie dopisków „od siebie, dla komentujących” pod treścią rozdziałów – naprawdę tak trudno jest np. stworzyć specjalną podstronę na tego typu pierdoły?

Trzy punkty i ani promila więcej, bo z natury gustuję w opowiadaniach/książkach będących swoistą grą między autorem i czytelnikiem. Tutaj mamy „kawę na ławę”.




Ortografia i poprawność językowa: 6/10

Cóż mogę napisać: na podstronie „O autorce.” nie podałaś swojego wieku, a jestem niezdrowo ciekawa ileż on wynosi. Jeżeli masz mniej niż piętnaście lat, to czapki z głów przed tą Panią!

Zacznę od tego, czego nie odnotowałam, mianowicie błędy ortograficzne, a właściwie ich brak. Nie wznosisz się co prawda na wyżyny literackiego stylu, jednak język, którego używasz, jest poprawny i praktycznie bezbłędny. Owszem, zdarzają się drobne literówki, ale umówmy się, że to drobne wypadki przy pracy i można je wybaczyć.

Nieco gorzej natomiast prezentujesz się pod względem interpunkcyjnym oraz stylistycznym: przecinki stawiasz w zupełnie nietrafionych miejscach i boisz się zdań złożonych. „Gdy, miała, zaledwie sześć lat, jej mama zmarła na raka.”, „Podeszła do stojących garnków. Po czym zaczęła przygotowywać posiłek. Gotowy był, po krótkim czasie.” - dwa przykłady z początków Twojej kariery. Na szczęście gołym okiem widać postępy, które poczyniłaś przez te osiem miesięcy. Gratuluję! Progresu nie widać, niestety, przy zapisie dialogów – cały czas popełniasz te same błędy. Zajrzyj na tę stronę, może Ci się przyda.

Nie omieszkam również wytknąć kilku niezręcznych sformułowań:


oparła się na drzwiach – oparła się na rękach albo o drzwi, innej opcji nie ma;


westchnęła ramionami – tego to nawet mnisi z Szaolin nie potrafią [wzruszyła];


Wielkimi krokami maszerowała w stronę zamieszkania – lepiej brzmi „w stronę domu” bądź "miejsca zamieszkania";


na twarzy nastolatki uwieczniły się łzy – zrobiły sobie zdjęcie? [pojawiły się];


Przechodnie ciągle przesuwały się – przechodnie, rodzaj męski, co robili? przesuwali się;


Wielkim krokiem znalazła się w futrynie drewnianych drzwi – prawie jak siedmiomilowe buty;


zakończając połączenie – kończąc połączenie;


Sprawa, która zaistniała kilka minut temu, wywołała większą nienawiść do siebie tych dwóch osób – sytuacja;


pojawiła się czarnulka o srebrzyście czarnych oczach – jak Ziemia długa i szeroka nie widziałam jeszcze srebrzystoczarnych oczu.




Układ: 2/5

Dwukolumnowy, idealny dla bloga z opowiadaniem. Zainwestowałaś czas w eleganckie menu – dobry wybór. Gdybyś dodatkowo pozbyła się tego pseudo panelu nawigacyjnego po angielsku, który widnieje aż do rozdziału dwudziestego trzeciego, byłabym uradowana. A gdybyś jeszcze zamieniła miejscami „statystykę” i „wyjątkowych”, to byłabym wręcz wniebowzięta. Twoi „wyjątkowi” zapewne poczuliby się zupełnie wyjątkowo po zajęciu zaszczytnego miejsca nad tymi kilkoma (no dobrze, przyznaję, dość pokaźnymi) liczbami.




Temat: 1/5

Opowiadanie, w którym kluczowe role odgrywają tabloidowe gwiazdki. Nic ciekawego. Nie zaskoczyłaś mnie nieliniową fabułą i zawikłaną intrygą. Punkt za zgodność z kategorią.




Czytelność i obrazki: 2/5

Moje oczy błagają o litość. Szablon jest schludny. Połączenie fioletowego tła zewnętrznego, białego tła wewnętrznego i szarej czcionki początkowo sprawia wrażenie przyjaznego, jednak na dłuższą metę „daje po oczach”. Nie chcę sugerować jak powinnaś pozmieniać odcienie tła i czcionki, gdyż obecnie tworzą one dość harmonijną całość, lecz jestem przekonana, że mimo wszystko przyciemnienie całokształtu nie byłoby złym pomysłem. Na swoje szczęście, porzuciłaś zabawy z kolorami tytułów i ikonkami przedstawiającymi głównych bohaterów, dołączanymi do postów. Dobra rada: porzuć gigantyczną czcionkę, to zmieści się cały wyraz „rozdział”. I oczyść bloga ze wszystkich zbędnych kropek – mam wrażenie, że monitor mi „śnieży”...




Dodatkowe punkty: 0,5/10

Z prawie czystym sumieniem mogę napisać o Twojej twórczości „opowiadanie”, a nie „opko” - akcja nie jest oparta tylko i wyłącznie na drętwych dialogach.




Podsumowanie:

Piszesz całkiem nieźle. Może i brakuje Tobie tej „iskry bożej” - natchnienia tudzież olśniewającego pomysłu – tak czy inaczej nie zmieni to faktu, że, pod względem formalnym, Twoje opowiadanie zalicza się do ścisłej czołówki dotychczas przeczytanych przeze mnie internetowych tworów.




Suma: 20,5/60

Ocena: niech stracę – naciągnę na dostateczną z minusem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz