Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


środa, 12 sierpnia 2009

(282) moje-kryminaly



Twarzą w twarz z www.moje-kryminaly.blog.onet.pl stanie Corriente







Pierwsze wrażenie: 4/10

Kryminały! Czyżby zanosiło się na miłą odmianę? Ucieszyłam się niezmiernie, gdy ujrzałam w mojej kolejce ten blog. Ochoczo zabrałam się do pracy. Jak zwykle zacznę od adresu. Moje-kryminaly. Jest jasny i konkretny, krótki i bez zbędnego paplania, nie przekonał mnie jednak do końca. Sama nie wiem, czego mi w nim brakuje. Najnormalniej w świecie nie jest porywający i nie podbił mojego serca. Zapowiadał jednak interesującą treść, dlatego pełna nadziei otwarłam bloga. Niestety, bardzo szybko sklęsłam w sobie. Jest bardzo, bardzo ciemno. Co prawda takie tło wpisuje się w konwencję bloga, jednak powinnaś przełamać czymś ten mrok. Zerkam na belkę i widzę tylko nieco rozbudowaną wersję adresu. Tego typu informacje powinny znajdować się na odpowiedniej podstronie. Na belce należałoby umieścić swego rodzaju motto, myśl przewodnią bloga. Zastosuję się jednak do reguły nie oceniania książki po okładce, zduszę w sobie uprzedzenia i zajmę się treścią.

Nagłówek: 0/5

Niezłą mi zagwozdkę zabiłaś! Jak mam ocenić coś, co nie istnieje? Nie podoba mi się ten pomysł. Nagłówek jest wizytówką bloga. Powinien być jego charakterystycznym elementem, podkreślającym treść. U Ciebie za nagłówek może służyć tylko to upiorne, dziwne oko, przywodzące mi na myśl niektóre nieprzyjemne wizyty u okulisty.

Treść: 1/10

Miałaś to nieszczęście, że trafiłaś na oceniającą, która swego czasu pochłaniała średnio dwa kryminały dziennie. Czuję się więc obeznana w temacie i gotowa, by poddać Twoje dzieło twórczej krytyce.
Opowiadanie na blogu znajduje się jedno, rozczłonkowane na trzy rozdzialiki. Nie jest to bynajmniej ilość zatrważająca, dlatego zapoznam się z całością. Z notatnikiem w ręku i słuchawkami na uszach zasiadam do roboty.
Rozdział pierwszy. Nasza bohaterka poddaje się telewizyjnemu praniu mózgu, leniwiąc się błogo w samotności. Akcja nabiera tempa, gdy dziewczyna zauważa, że ktoś myszkuje po jej domu. Kluczowy punkt akcji ma więc miejsce na samym początku dzieła. Dokładnie rzecz ujmując - w piątej linijce. Czy wyobrażasz sobie, kochana, aby tak stało się w porządnej książce? Czy Werter popełnia samobójstwo w PIĄTEJ LINIJCE? Czy w „Imieniu Róży” biblioteka pali się w PIĄTEJ LINIJCE? Nie? Zastanów się więc, dlaczego tak jest. Idźmy dalej. Dziewczyna sięga pod łóżko po kij baseballowy (Jasne! Przecież to oczywiste, że każdy trzyma kij baseballowy pod łóżkiem! Sama, nieco zaintrygowana, zajrzałam pod swoje w poszukiwaniu rzeczonego, ale niestety wygrzebałam stamtąd tylko jakieś opasłe tomiszcze). Podkrada się do włamywacza i wymierza cios. W tym momencie okazuje się, że mamy do czynienia z superbohaterem. Miła moja, ja jestem wzrostu nader nikczemnego, siły w rękach nie mam za grosz, a zaręczam Ci, że gdybym przylutowała komuś z zaskoczenia w głowę kijem baseballowym, padłby ogłuszony. Nie z naszym włamywaczem jednak takie numery! On, niewzruszony, odwraca się spokojnie i obezwładnia dziewczynę... Wróć! Nie obezwładnia, ale, jak każdy szanujący się złoczyńca, wysyła do kuchni po coś do picia. Nielogiczność nielogicznością pogania. Po kolejnej chwili nie wierzę własnym (sfatygowanym) oczom. Piętnastolatka uprzedza, pozwolę sobie zacytować, że: „fragment będzie dozwolony tylko dla tych co skończyli 18 lat :D”. Jasna meduza! Czytam więc ów fragment rozdziału drugiego i powiem tylko tyle, że nie mogę zdzierżyć, gdy bardzo młode osoby babrają się w historyjkach o tematyce seksualnej, a już zwłaszcza, gdy chodzi o tak niezmierne barbarzyństwo, jakim jest gwałt. Masz szczęście, że nie wdajesz się przynajmniej w szczegóły. Akcja toczy się dalej. Przy dziewczynie w szpitalu czuwa policjant. Właściwie mogłam się tego spodziewać. Skoro włamywacz było odporny na uderzenia kija baseballowego, policjant może być mistrzem sztuki bilokacji. Jednocześnie udziela wsparcia pokrzywdzonej i prowadzi śledztwo, by przydybać złoczyńcę.
Młody i przystojny (o niebiosa! Jakież to niebywale oryginalne!) funkcjonariusz, czuwając przy dziewczynie w szpitalu, rzecze: „Maciek jestem, mów mi po imieniu”. No tak, przecież to standardowa procedura! Później bohaterka będzie przesłuchiwana i prokurator zwróci się do niej: „Adam jestem, mów mi po imieniu!”. Na rozprawie natomiast od sędzi usłyszy: „Basia jestem! Mów mi po imieniu!”. Na koniec oskarżony z płaczem złoży samokrytykę, oświadczając, że jest śmiertelnie zakochany w bohaterce i jej wcale nie zgwałcił, przeciwnie, gdy zemdlała, troskliwie zaopiekował się nią i wezwał pogotowie. Wszyscy włącznie z sędzią i prokuratorem padną sobie w ramiona i nastąpi klasyczne molierowskie zakończenie (na Jowisza! Toż to lepsze niż „Sędzia Anna Maria Wesołowska”! Powinnam się tam zatrudnić jako scenarzystka!). Nie uprzedzajmy jednak wydarzeń.
Dziewczyna ucina sobie pogawędki z policjantem i sanitariuszem. Wreszcie dochodzi do drastycznych wydarzeń - w szpitalu pojawia się nasz znajomy włamywacz. Pytam uprzejmie: po kiego grzyba on tam przylazł? W normalnych warunkach czmychnąłby po prostu na Wyspy Wielkanocne i tyle byśmy go widzieli. Widocznie mamy jednak do czynienia z nader uprzejmym włamywaczem, który ułatwia działanie wymiarowi sprawiedliwości. Superbohater – policjant i superbohater – sanitariusz łapią go, a dziewczyna od razu zapomina o koszmarze poprzedniej nocy i jest bliska niemal wycinania hołubców z radości. Gdyby to było takie proste...
Po zakończeniu opowiadania informujesz: „Mam nadzieję że się podoba, chociaż mi 3 część nie przypadła do gustu aż tak bardzo jak pozostałe”. Wyobraźmy sobie podobny komunikat w kontekście literackim. Exemplum – Adam Mickiewicz, przypis do księgi „Kochajmy się”: „Nieeee noooo, ta dwunasta księga chyba mi nie wyszła. Komciujcie, to machnę jakiś epilog. Może nawet coś o Petersburgu wam napiszęJ”. Obrzydlistwo.
Wiesz, o co ta cała afera? Przede wszystkim o brak sensu, spójności i logiki. To po pierwsze. Po drugie natomiast o brak solidnych podstaw, bez których nie napiszesz dobrego opowiadania. Czy wiesz na przykład, jaka jest różnica pomiędzy kryminałami ironicznymi Joanny Chmielewskiej a kryminałami detektywistycznymi Aghaty Christie? Kojarzysz twórczość Rossa Macdonalda? Joe Alexa? Wiesz, kto to Artur Doyle ? Mario Puzo? Nie? Mam więc dla Ciebie zadanie na resztę wakacji. Wsiadasz, panna, na rower i zaciekle pedałujesz, aż na horyzoncie ukaże się biblioteka. Tam zapamiętale szperasz w katalogach i wygrzebujesz wszystkie możliwe przejawy twórczości kryminalnej. Po czym czytasz, czytasz, powtórzę dobitniej, CZYTASZ. Wszystko bowiem rozbija się o „pracę małych, szarych komórek”, jak zwykł mawiać znany Ci (jak mniemam!) Herkules Poirot. Za jakiś czas piszesz kolejne opowiadanie, w którym wszystko wyjaśnia się w piątej linijce OD KOŃCA, wysyłasz mi je, a Corri czyta zawzięcie, nie mogąc się oderwać, po czym ze łzą wzruszenia w oku przyznaje Ci w tej kategorii dziesięć punktów. Stoi?


Ortografia i poprawność językowa: 3/10

Moje zarzuty są w większości takie, jak zwykle: brak ogonków, brak przecinków, brak wielkich liter. Poważny problem masz też z zachowaniem logiki zdania. Na przykład: „Ktoś chodził po domu ale to chyba nie był ON. Podbiegł do mnie i złapał mnie za rękę”. Kto złapał ją za rękę? Wspomniany ON? Chyba nie, prawda?
„Tylko go bardziej wkurzyłam uderzył moją głową o podłogę i więcej nie pamiętam” – słowotok to NIE jest środek stylistyczny.
„Na szczęście nic mi nie było, tyle razy walnęłam o podłogę że mogło mi coś się w głowie poprzestawiać” – poprzestawiać to można filiżanki w kredensie. Jeśli mówimy do kogoś „poprzestawiało ci się w głowie”, nasza wypowiedź jest obraźliwa. Jest to synonim do „zwariowałeś”. Czy nadal uważasz, że pasuje to do kontekstu? Bohaterka może mieć na przykład wstrząs mózgu, ale nie sądzę, by „poprzestawiało jej się w głowie”. Jeśli jednak się przy tym upierasz, owo zdanie powinno być zbudowane zupełnie inaczej.
„z pod” – spod
„i choć do salonu” - i CHODŹ (!) do salonu. „Choć” to słowo zamienne do „chociaż”. „Chodź” to tryb rozkazujący od czasownika „chodzić”. Proste, prawda?
Gdy zapisujesz dialogi, po myślniku, oddzielającym wypowiedź bohatera od wtrącenia narratora, używasz wielkiej litery. To błąd.
Zapamiętaj też sobie dokładnie to, co teraz powiem. DWA ZNAKI ZAPYTANIA TYLKO NA GADU GADU ZAMIENIAJĄ SIĘ W TAKI FAJNY, RUCHOMY ZNACZEK. W innych sytuacjach jest to błąd. Wybacz moje uniesienie, ale gdy widzę tak straszną zbrodnię na interpunkcji, czuję się w obywatelskim obowiązku do zbrojnej interwencji.
Wrócę na chwilę do treści opowiadania. Akcja zbyt szybko się rozwinęła, by mogła mnie zainteresować. Za mało wiem też o bohaterce, abym przejęła się jej losem.
Na dole bloga informujesz: „Komentowanie nie kosztuje, a motywóje” . Kochana! Masz ode mnie sto komciów, jeśli tylko zmotywuje Cię to do nauki ortografii!

Układ: 2/5

Jest zdecydowanie za szeroko. Nie podoba mi się też to, że całkowicie zrezygnowałaś z nagłówka. Nie dodaje to uroku blogowi.

Temat: 3/5

Przyznałam Ci tu punkty, bowiem pomysł miałaś dobry i oryginalny. Popieram również Twoje literackie zapędy. Nie dopracowałaś jednak ani szaty graficznej bloga, ani jego treści. Posłuchaj dobrej rady Corri, zabierz się za czytanie i nieustannie pisz.

Czytelność, obrazki: 2/5

Czarne tło jest dobre, owszem, ale pod warunkiem, że nie utrudnia odbioru tekstu. Zmień też wielkość i kolor czcionki. Musiałam rozjaśnić ekran, by móc odczytać tekst. Popraw to, bo nieczytelny blog może skutecznie zniechęcić do wgłębienia się w treść, choćby była najwyższych lotów.

Dodatkowe punkty:

Nie wykrztuszę ich z siebie, choćbym jednym haustem wypiła litr Bronchicum.

Suma: 15/60
Ocena: mierna (według mnie na szynach)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz