Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


sobota, 10 października 2009

(362) kia-ra

www.kia-ra.blog.onet.pl
Ocenia odziana w strój Strażaka Sama: Pani Lovett, która zamierza ugasić zimną wodą pożar tajgi.

Pierwsze wrażenie: 4/10
Kia-ra. Mamy tu przypadek użycia techniki artykulacji - staccato. Jednak, kiedy wreszcie łączy się to w (niewątpliwie) imię mój umysł galopuje w kierunku twórczości Walta Disney'a i części drugiej Króla Lwa. Strona załadowała się i już sama nie wiem, czy mam się śmiać z poczuciem ulgi, że to jednak nie streszczenie bajki, dla tych, których nie stać na zakup DVD, czy płakać, że dziewczyna rodem z mangi wyszczerza do mnie swoje zęby. Po krótkim namyśle stwierdziłam, że będę płakać. Niestety, nie było to do końca zależne ode mnie, a od mojego organizmu, który zaczął się buntować (tak jak w przypadku krojenia cebuli) przeciwko zjadliwemu kolorowi, jaki podajesz. Jak przyglądam się z bliska, to kurczy mi się mięsień rzęskowy i zaokrągla soczewka, a zapewniam Cię, że prawidłowa byłaby reakcja odwrotna. Czyli z kimś, lub z czymś coś jest nie tak. Oczy mi się spociły, słowo daję. Założę więc swoje okulary fotochromowe i postaram się nie uronić ani jednego szczegółu. Po lewej widzę nowoczesną autostradę, w dodatku "Produkte aus Deutschland", z użyciem jaskrawego oranżu. Ja rozumiem, że Niemcy są w stanie wiele poświęcić dla bezpieczeństwa podróżujących, ale chyba delikatnie przesadziłaś z akcentowaniem tego faktu. Mam wrażenie, że blog fosforyzuje w nocy. Tytuł bloga: "K I A R A - czwarty żywot..." Plus w bonusie dwa chińsko, wingdings'owe znaczki, których zaprezentować nie umiem, mimo, że bardzo bym chciała. Czwarty żywot? Jeżu, tylko mi nie mów, że ona ma dziewięć żyć! Jak do tej pory masz rozdziałów 71, a zanim dojedziemy do 9 żywota, to prześcigniesz w odcinkach „Modę na sukces”, uśmiercając i powracając ją do życia. Toż tu sam feniks by się załamał. W dodatku blog jest ringiem, wypełnionym po brzegi kisielem, w którym kotłują się trzy konwencje. Japońska animacja, niemiecka autostrada, polski język, a sędziuje i przewodniczy temu bałaganowi, ubrana na czarno (bo to wybitnie wyjątkowa sytuacja) tandeta. Niemiecki, japoński, nie za dużo tego? Kochaniutka wiedziałaś, że będziecie oceniane i zjedzone żywcem, jako przystawka za obcojęzyczne wstawki (w językach, których 1. Nie lubię 2. Nie rozumiem 3. Nie toleruję), więc mogłybyście być odrobinę bardziej taktowne i na czas oceny je zwyczajnie zdjąć. Trzeba się pilnować, żeby z mądrzejszym POLSKIM słowem nie wyskoczyć, coby wszyscy zrozumieli, a Ty mi tu po niemiecku "szprechasz". Ogarnij się, zejdź na ziemię. Nie masz litości, naprawdę.
Nagłówek: 2/5
Jakież gustowne futerko zdobi to dziewczę! W dodatku zawiesiła sobie mysią czaszkę na szyi, w towarzystwie dwóch zębów babci ze srebrnymi plombami. Ma też łańcuch, kolczyk i tatuaż, czyli wszystko, co powinien mieć prawdziwy masochista. Się wystroiła, jak gej na budowę. Manga, anime, czy zwał jak zwał... to nie dla mnie bajka, jej nigdy nie zrozumiem, nie zrozumiem, nie zrozumiem, kropka. Pomarańczowy napis rodem z Westernu płonie w centrum. Straż pożarna okazała się całkowicie bezużyteczną, bowiem skala zjawiska przekracza ich możliwości, a także obawiają się wyczerpania zapasów wody, które miały zasilić całą wschodnią część świata na kilkanaście najbliższych lat. Myślisz, że zdecydują się na desperacki krok i wypompują całą Huang-ho, tylko po to, żeby ulżyć mnie i kilku innym bloggerom, którzy zmuszeni zostali do patrzenia na tę klęskę żywiołową, istną pożogę, powodującą trwałe uszkodzenia oczu? Wątpię. Swoją drogą, to się nazywa globalizacja. Japonka na niemieckiej autostradzie, poszukiwana na Dzikim Zachodzie listem gończym, otoczona w dodatku lasem liściastym, jak z tajgi, która to zważywszy na nadwyżkę wściekłego pomarańczowego koloru jest gorąca niczym pustynia Sahara. Brakuje w tym wszystkim… polskiego akcentu.

Treść: 3/10
Stało się. Przyszedł czas na japońską masakrę. Zacisnęłam lewą dłoń, na małym pudełeczku, spoczywającym głęboko na dnie mojej kieszeni. Proszę, nie zmuszaj mnie do zrobienia użytku z brzytew! Jadę z tym koksem od początku. Umówmy się tak, że będę zagłębiać się w treść, bez rozkładania jej na rozdziały, zobaczymy jak długo moja wypaczona psychika jest w stanie wytrzymać. W kolejnym podpunkcie wytknę Ci wszystkie, albo chociaż większość zauważonych błędów. Powodzenia.(I mnie go życzcie, bo mam wrażenie, ze tym razem ja będę stroną prześladowaną.)
Pierwszy post poraził mnie swoim bladoniebieskim kolorkiem. Czemu? Zmieniałaś szablon gdzieś po drodze i się nie chciało notek odświeżyć? Jak tak można? Przebrnęłam (cudem naprawdę) przez rozdział pierwszy, który przyznaję nieco mnie zaszokował. Najpierw grupa ludzi dostaje misję rangi S, potem akcja przenosi się gdzieś tam, gdzieś tam, łapią Cię w pasie podczas pogwizdywania pszczółki Mai i znajdujesz się jeszcze bardziej gdzieś tam. Próbujesz walczyć, przechwalasz się kolejnymi technikami, o dziwnych nazwach, jeszcze dziwniejszym znaczeniu i najdziwniejszym zastosowaniu. Czuję się trochę zagubiona, żywię więc nadzieję, że wyprostujesz ścieżkę w rozdziałach kolejnych. Następna część to próba opisania walki (próba to tutaj słowo najlepsze). Wykrzykiwanie jakichś magicznych zwrotów, generalny chaos i dużo... bardzo dużo japońskich wstawek. Za gromca jasnego nie pojmuję. W dodatku denerwuje mnie to zdrabnianie imion, np. z Sakury robisz Sakurcię, a z Naruto - Naruciaka (brzmi jak druciak). Myślałam, ze uda mi się jakoś rozpisać nad powalającą, zniewalającą treściwością rozdziału - niestety. To skakanie po drzewkach jak małpiatki, klonowanie się i ogon wyrastający z tyłka głównej bohaterki mnie przerasta, zwyczajnie. W następnym odcinku Hisate budzi się w szpitalu z kroplówką, Tsundae-sensei klepie ją w czoło, mówi coś o Wiosce w Liściach (Smerfy?), odwiedza ją reszta grupy, a ja zaraz dokonam seppuku. Będę wydłubywać żyła po żyle ze swojego ciała, żeby zadać sobie ból i skupić się na nim, zamiast na tym, że jeszcze (o zgrozo!) 68 rozdziałów. Najchętniej użyłabym jakiejś mrocznej techniki i zrobiła małe ciamciaramciam w swojej kolejce. Brrr! Poza tym nasza Hisate ma dziwne jazdy. "Odszczepia" sobie kroplówkę i wychodzi na spacer po szpitalnym dachu. Borze szumiący, jakie to mało życiowe wszystko. Na dachu spotyka swojego sensei - Siwego, który łapie ją za ramiona i skacze sobie góra - dół, zupełnie bez celu. Nakazuje także głównej bohaterce stawić się jutro na lekcji numer jeden. I w tym momencie chyba umrę. To przypomina amerykański film, gdzie główną rolę grają Chińczycy, Japończycy, tudzież Koreańczycy, którzy potrafią się tylko naparzać po gębach. To wykracza poza granice mojego trzeźwego umysłu. Daleko wykracza. Za daleko. Czwarty rozdział wprawił mnie jednak w największe osłupienie, gdzie nie udało mi się przeczytać nic, poza słowem od Ciebie. Jak tego dokonałaś? Nie, nie za pomocą magicznej mocy (zapomnij!). Za pomocą ustawienia koloru tła na czarny i blokowania kopiowania tekstu, przez co nawet zaznaczyć nie mogę. Wiesz co? Ignoruję ignorantów, skaczę dalej. Biorąc pod uwagę fakt, że mam wyrwę w wiedzy, równą rozdziałowi numer 4 zdaję sobie sprawę, że skoro dotąd rozumiałam niewiele, to zapewne w tej sytuacji nie zrozumiem nic. Okazało się jednak, że to mniej więcej to samo, co przegapienie jednego odcinka „Mody na sukces”. Ominęłam może zaledwie fakt, ze Hisate weszła po schodach. Kolejna notka, to bieg głównej bohaterki na jakiś egzamin o nazwie nie do powtórzenia. Zapomniała zmienić butów i zjawia się tam w kapciach, model "różowy króliczek". Następnie przysiada się do tajemniczego, ponurego chłopaka, który nie reaguje na jej zaczepki (czekaj! Co mi to przypomina? Czyżby "Zmierzch"? Jeżu...). Hisate oczywiście zdaje egzamin i wraca do domu. Przy opisie jej następnej pobudki, nie szczędzisz nam takich szczegółów jak godziny, co przypieczętowało fakt, że jest to ostatni rozdział, jaki mam zamiar przeczytać. Dalszy dzień w szkole jest pasmem banalnych zdarzeń. Hisate oczywiście zostaje przydzielona do drużyny razem z tajemniczym kumplem z ławki. Prawda, że prawdziwy opad szczeny? Potem następuje pierwsze w opowiadaniu przybliżenie postaci. Koniec rewelacji. Z kolejnego snu Hisate zostaje wyrwana przez płaczącą siostrę, bo się misja nie powiodła, cóż za strata. Potem następuje kłótnia z ojcem, a potem kolejny trening, gdzie trójka ma odebrać mistrzowi dzwonki. Rzecz jasna, wszyscy zdają egzamin zadowalająco. Sielanka, idylla, nic dodać nic ująć. W przypływie buntu główna bohaterka rzuca się do ucieczki, podczas biegu napotykając na mały domek, w którym spotyka dziewczynkę krojącą zielsko. Jak się okazuje jest niemową i bardzo ucieszyła się z przybycia nieznajomej. Koniec udręki. Nadgorliwość jest gorsza od lenistwa, więc w tym miejscu z prawdziwą ulga kończę czytanie Twojej historii, która znużyła mnie niewąsko.
Bilans: Pokemony w wersji blog.onet.pl! Rewelacja, po prostu. Zawstydziłaś Turbodymomana, naprawdę. Ale... co kto woli, jedni lubią jak im Cyganie śpiewają, inni jak im nogi śmierdzą. Miałam szczerą nadzieję i ochotę przebrnąć przez przynajmniej połowę Twoich notek. Wybacz mi tę porażkę, ale dalsza część czytania tylko po konsultacjach z lekarzem lub farmaceutą. Wystarczy może, że już mam obraz całej treści: dzikich skoków, magicznych mocy i błyskotliwych dialogów. To jest bunt, a niech tam... Nie zamierzam do tego więcej wracać. Gubię się w tych wszystkich nazwach, teleportacjach, psich ogonach i kocich rzyg... ruchach, znaczy.

Ortografia i poprawność językowa: 3/10
Tu się zacznie prawdziwa krwawa jatka. Drżyjcie narody, bowiem mam do czynienia z osobą, która rażących błędów nie robi, ale i tak z brutalnością goryla w okresie godowym kpi z ojczystej mowy.
Cytat: "Co jak co, ale porywczość mu nie minęła." Zapewne dlatego, że jest to cecha, która minąć nie może, bo zwyczajnie nie potrafi. Użyłaś złego słownictwa, widzę tu raczej zdanie, typu: "Nadal jest porywczy". Banalne, ale o niebo lepsze.
Cytat: "xD. Wyjaśnię w skrócie: Sakurcia, Naruciak, Kiba,Shino, Hinata i Mistrzunio Kakaś [nie mogłam się powstrzymać^^] mają za zadanie pilnować jednego dziecka, co Hokage-sama uważa za misję rangi S, czyli najwyższej. Skończyło się na tym, że wszyscy strzelili focha, i zgodzili się. No cóż, starość nie radość, a przypominamy że to wersja Shippudenn." Na samym początku zdania (albo raczej końcu poprzedniego) występuje morderca rangi S, emota. Następnie są skróty imion, druciaki i inne, co skłonna jestem przeżyć, ale niestety nie przeżyję faktu, że mieszasz do opowiadania, takie kolokwializmy jak "strzelać focha". Strzelić to ja cię mogę w dyńkę, za brak wyczucia.
Cytat: "ścieniowana grzywka i kilka kosmyków latały luźno" Kosmyki WYCIENIOWANEJ grzywki skakały, fruwały, latały, wyrżnęły ze trzy hołubce i co tam jeszcze chcecie. Po prostu "powiewały", Złotko.
Cytat: "lets go!" Klasyczny przykład wstawki obcojęzycznej, tym razem angielskiej, co sprawia, że na ringu robi się tak tłoczno, jak w szkolnym kiblu podczas lekcji.
Cytat: "- TAK! – wrzasnęłam, jakby mnie olśniło. –To wy lecicie na Jetixie codziennie o 19!" Za to akurat pochwalę, bo to był jedyny punkt, w którym uśmiechnęłam się czytając Twoje wypociny. Jednak zamiast słowa "lecicie" użyłabym "emitują Wasz program".
Cytat: "Bez namysłu zatrzęsłam biec…" Trzęsie, to się tyłek traktorzysty. Ty zapewne "zaczęłaś" biec.
Cytat: "Nie muszę tłumaczyć, kto to – i tak wszyscy wiedzą:)" No tutaj należy sprostować. Ja na przykład nie mam zielonego pojęcia, specjalnie dla mnie mogłabyś postarać się o księgę przypisów dla ograniczonych, albo sceptycznie nastawionych do tego typu twórczości.
Cytat: "Wykorzystując inny sposób,wyjęłam mały scyzoryk z tylnej kieszeni spodni, i jednym ruchem przecięłam sznur." Typowa armata z krawata, jaką robił McGyver. Czekaj... czy ja nie wspominałam już, że cała ta fabuła przypomina DENNY amerykański film z pościgami, strzelankami i naparzaniem po gębach? Chyba mówiłam, a ten cytat to tego dobitny przykład.
Cytat: "nieznajomymi mi gostkami…" Dobrze, że ja Ciebie nie znam, bo darłabym Cię
pasami za te kolokwializmy!
Cytat: "jestem bardzo umiejętna. Jestem Białym Psem Jinchuurikki." Polonistka twoja, niestety nie może tego o Tobie powiedzieć, chociaż bardzo bym chciała. Jesteś psem? Cholera, gubię się...
Cytat: "Czy wspomniałam już, że kiedy zeszłam z sosny, wzięłam Lidera na barana i weszłam na sekwoję? xD [dop. aut. tylko skąd tam wzięła się sekwoja?]" Nie, nie wspominałaś, ale dobrze, że wspomniałaś, to mam coraz mniejsze wyrzuty sumienia. Sekwoja pewnie urosła na żyznej glebie. Chrzanienie...
Cytat: " Nie martw się. – odpowiedział – Jesteśmy Akatsuki, Itashi także ma sharingan, a ja mam zdolność o której nikomu niepowiem:)" To się nazywa mistrzostwo w budowaniu napięcia. A to zdanie, które przeczytaliście, jako ostatnie nazywa się ironią.
Cytat: "Nie miałam wyćwiczonego byakugana, ale byłam spostrzegawcza. gryźć solną wargę, aż do krwi." Sól tryskająca krwią, pomaga głównej bohaterce w wyćwiczeniu bya... czegoś tam. Co to jest do diaska?
Cytat: "Zrobiłam 6 moich klonów, a sama schowałam się za drzewem." Mamy do czynienia z Matrixem w czystej postaci, a ja czuję się jak Neo przedostający się do realnego świata, kiedy czytam te brednie.
Cytat: "Nie mając pojęcia, po której powinnam być stronie, walczyłam ze wszystkimi. Sytuacja była rozpaczliwa; Sharingan, Byakugan, Kyuubi, Akatsuki [które nagle wyskoczyło z krzaków^^] kontra mała, niewyszkolona Hisate. Ah, czy mogłam trafić gorzej?!" No jasne, że mogłaś trafić gorzej. Tylko czemu się martwisz? W takich opowiadaniach z założenia główny bohater jest w stanie pokonać armię wyszkolonych orków na słoniach ubranych w kolczaste pancerze, wychodząc z tego z widowiskowym zadraśnięciem pod okiem.
Cytat: "Wyrósł mi pierwszy ogon." Jakby mnie za każdym razem wyrastały ogony, kiedy widzę, że ktoś okalecza mowę ojczystą, to byłabym jednym wielkim przedłużeniem przerośniętej jaszczury. Czasem się cieszę, ze magiczne moce trzymają się z daleka ode mnie.
Cytat: "Moje pokłady chakry wzrosły do ponad maksimum." Dziecko, jak coś jest MAKSIMUM, to jak sama nazwa wskazuje, więcej się nie da. Choćby skały srały, nie da się przekroczyć maksimum.
Cytat: "Szpital. Sala intensywnej terapii. Czarne ściany." Tak, bo czarne ściany bardzo optymistycznie wpływają na pacjentów poddawanych intensywnej terapii.
Cytat: "Białe ściany, biała podłoga, białe łóżko w którym leżałam, i… kroplówka?" Czyli jednak masz zachwiania jaźni? Czy w domu wszyscy zdrowi? Skaczesz z kwiatka na kwiatek, nie ma się, co dziwić, że ja nieszczęsna zagubiłam się w tym kotle wątków normalnych i mniej normalnych.
Cytat: "zaczęłam gryźć dolną wargę (która była już fioletowa od tego gryzienia *-*) i stukać palcem w skroń." Uważaj, żeby nie odpadła kiedyś. Sama sobie to wywróżyłaś, bowiem emotikona, której używasz jest dolnej wargi pozbawiona. Teraz przykład lotnej, błyskotliwej, inteligentnej i pasjonującej wymiany zdań pomiędzy postaciami:
„-Eee…
-YYY…
-Nooo…."
Koniec dialogu. Oklaski!
Cytat: "Włożyłam słuchawki (do uszu oczywiście)" To dobrze, że wyjaśniasz, bo już myślałam, że wsadziłaś je w tyłek, albo co gorsza do nosa.
Cytat: "Odszczepiłam kroplówkę, i wyszłam z łóżka." Nic się nie martw. Odszczepieńcy są wśród nas. Czasem nawet wpadają na pomysł, żeby pisać blogi.
Cytat: "W reszcie byłam tragiczna." Myślałam, że cały czas, najwidoczniej coś przespałam.
Cytat: "Po kilkuminutowym wyrabianiu się w łazience" Wyrabiać to się może gumka w gaciach. Ty najwyżej mogłaś się z właściwym sobie zapałem guzdrolić.
Cytat: "patrząc na pędzą cącórkę." Cącórka to najnowsza odmiana obcinaczek do paznokci.
Cytat: "chodząc na bosaka xD." Jakbyś chodziła po bosakach to jeszcze rozumiem, choć mogłabym to uznać za odmianę masochizmu. Grałaś kiedyś w bierki? Tam bosaki były za 10 punktów, czasem je harpunami nazywano. A Ty Skarbie, zapewne chodziłaś "boso".
Cytat: "Zamieniasz się w kogoś innego, robisz klona i to wszystko?" Prawda, ze ten egzamin był tak strasznie banalny, że prawie każdy pierwszoklasista dałby radę? No nic, przecież dla naszej Hisate wszystko jest banałem.
Cytat: "wszyscy znikli, co wywołał dzwonek." Natomiast jeszcze jedno zdanie, tak pokulbaczone i zmasakrowane wywoła u mnie słuszny odruch wymiotny. Ja zaraz też zniknę, rozpłynę się we mgle z głuchym okrzykiem: "Pomocy".
Cytat: "wzięłam pałeczki i nóż do rąk." Nie jestem specjalistą od kultur wschodnioazjatyckich, ale czy to się przypadkiem nie wyklucza?
Cytat: "Kiedy skończyliśmy zjeść, postanowiłam się czymś zająć." Auć.
Cytat: "-Nazywam się Aiko – zaczęła blondynka – ale mówią mi Aki" A czy nasza prawdziwa Aki, która inteligencją przewyższa to dzieło kilkaset tysięcy razy, ma z tym coś wspólnego? Powiedz, że nie... błagam Aki!
Cytat: "Czekaliśmy, czekaliśmy… i się naczekaliśmy xD." Zwrot akcji, jak w "Oszukać przeznaczenie 3". Własnym oczom nie wierzę, że w tak sadystyczny sposób można się naśmiewać z własnego dzieła.
Cytat: "Stałam związana do kawałka drzewa." Przywiązana, raczej.
Cytat: "pchana niewidzialną siłą nie zauważałam męczącego mnie od kilku godzin zmęczenia." Ja tez muszę być pchana niewidzialną siłą w to bajoro Twoich powtórzeń.
Cytat: "Nazbierałam nieco jakiś owoców i nazbierałam grzybów, które według mnie były zjadliwe." Pamiętaj, że wszystkie grzyby są jadalne, ale niektóre tylko raz. Są też grzyby, które wywołują to samo, co wywołuje u mnie zmęczenie, mianowicie histeryczne chichoty, nie do opanowania. I wreszcie: CZYM JEST TA CHOLERNA CHAKRA!?
Kuniec. Przyznam, że to imponujący dorobek jak na 4 rozdziały opowiadania, a im dalej w las, tym więcej drzew. I jeszcze te emoty, w opowiadaniu! Zgroza na to patrzeć.
Układ: 3/5
"Na górze róże,
na dole motyka,
na głównym miejscu
jest statystyka."
Jakby było się czym chełpić. Cały widok ogólny szablonu nie powoduje u mnie skurczów zazdrości, nie sprawia, że rozpływam się jak masło na patelni, a wręcz przeciwnie. Jełczeję.
Temat: 0/5
Ci wszyscy sensei, wojownicy, tajemnicze porwania, to wszystko brzmi jak z niskobudżetowego, wschodniego chłamu, nazywanego patetycznie filmem. Albo raczej jak scenariusz Kung-Fu Pandy, z ta różnicą, że ten scenariusz miejscami był śmieszny, a Twój niestety nie.
Czytelność obrazki: 1/5
Przepraszam, czy te z lewej... no te małe rozczapirzone potwory płci nieodgadnionej są tam, żeby straszyć w najgorszych koszmarach niewinnych czytelników? Chyba im się udaje, bo to gorsze niż Laleczka Chucky. Ta wyżej ma chyba otwarte złamania obu nóg w kolanach. Albo może zgina nogi jak bocian? Nie wiem, ale zbyt naturalnie to nie wygląda, żeby nie rzec, że bardzo naturalistycznie. Zaraz jeszcze pewnie mi powiesz, że ta niżej ma 14 lat i chodzi do szkoły, gdzie straszy wywalonym na wierzch pępkiem. Co za brak wysublimowania.
Jeśli chodzi o czytelność, to gdyby nie moje napełniające się łzami po brzegi oczy, mogłabym to przeczytać. Podrażniłaś mi trochę śluzówki, a jeszcze bardziej podrażniłaś mi nerwy używając kilku różnych czcionek i kolorów w postach. Najwyższa pora to ujednolicić.
Dodatkowe punkty:
Zamknięto je w pokeballu.
Punkty: 16/60
Ocena: mierna.
BYŁABYM ZAPOMNIAŁA. Czy ta Kiara to taki chwyt marketingowy i po prostu w opowiadaniu nie występuje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz