Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


sobota, 17 października 2009

(370) paulen






www.paulen.blog.onet.pl
Blogowej "grafice" stawia opór Pani Lovett.
Pierwsze wrażenie: 1/10
Doczekałam się nareszcie, aż remont został przeprowadzony. Nie żebym dzięki temu zauważała jakieś szczególnie pozytywne aspekty bytowania na Twojej stronie, bo prawdę powiedziawszy trochę mnie ona mrozi, żeby nie rzec mierzi. Szczególnie w sytuacji, kiedy kieruję swój wzrok na kategorię: "Dodatki do bloga". Urodziłam się już z takim niefunkcjonalnym defektem, że jak coś jest mi obce, to się tego obawiam, a że z bloggowaniem przygodę zaczęłam jakieś kilka ocen temu, to proszę mi wybaczyć dość nieprofesjonalne słownictwo, niekompetencję w temacie dodatków i wpływający z każdym zdaniem tej oceny lęk, przed pogrążeniem Twojej osoby w szufladce zatytułowanej: „Masakra”. "Paulen" to bardzo oryginalny w swej trywialności adres. No, bo któżby wpadł na to, że można coś takiego wymyślić dla bloga z dodatkami? Jak się przyjrzeć, to nawet nie jest Twój nick, więc proponowałabym na miejscu adresu jakiś (nawet wesoło brzmiący) neologizm. Może bardziej zachęcałby do wizyt u Ciebie. Niestety to-to mi się kojarzy raczej z pamiętniczkiem uciemiężonej dziewczynki. Tytuł bloga, niestety nie w języku polskim (wyjmuję ostrzałkę do brzytew), brzmi: „Ignorance is your new best friend” Zatkało mnie, że nie ma w tytule jakichś zmyślnych wytworów niedysponowanej wyobraźni w postaci emot, szlaczków, wzorków i innych klawiaturowych błyskotek, zwyczajowych dla tego typu blogów. Więc, to jakby wychodzi na plus, ale czymże jest ten misternie nakreślony plusik, przy całej beznadziei prezentowanego tekstu… Ziarnkiem piasku na pustyni, mielącym się pod wielbłądzimi racicami. Niezależnie od tego, czy tłumaczyć to jako ignorancja, niewiedza, czy nieświadomość brzmi to, co najmniej tępo i mam wrażenie, że autor tej maksymy (cóż za pompatyczne określenie) ma wypaczony pogląd na świat. Sama szata graficzna jest lodowata. Nie ujmując rzecz jasna urokom surowego arktycznego klimatu, bo o tyle ile Arktyka, tudzież inne lodowate miejsce ma swój klimat, tak na Twoim blogu stwierdzam jego absolutny brak. Kolejna różnica jest taka, że spotkać kogoś na tym lodowatym kontynencie graniczy z cudem, a do Ciebie zaglądają obserwatorzy. Niepodobna ich nazwać czytelnikami, bo w końcu to blog w kategorii „Dodatki”. I myślę, że to już jest powód do dumy i pokaźny sukces, zważywszy na to, jakim banałem i infantylizmem to zionie. Trafiłam zatem do krainy dziecinności i oczywiście nic innego, bardziej niż szata graficzna mnie do tego nie przekonuje. Jeżeli ta Twoja blogowa „grafika” nie jest lepsza niż Twoja szata graficzna, to chyba nie masz potrzeby czytania dalszej części oceny. Coś mi mówi, że możemy się pożegnać w tym miejscu. Szerokiej drogi, pozdrowienia dla Twojej żaby Leonarda.*

Nagłówek: 1/5
Oto i jest w całej krasie - kraina zdziecinnienia. Poważny blog z poważnymi dodatkami, a tu skafelkowany „kotecek” lecący balonem z równie niedorozwiniętym przyjacielem kotkiem pluszowym, w dodatku chyba wegetarianinem, który zabawia się ptaszkiem. Tak! To miało zabrzmieć dwuznacznie, coby trochę charakteru nadać temu rozmytemu produktowi. Myślę, że w tym momencie mogłabym stymulować jakiś laboratoryjny obiekt badań poziomu cukru we krwi, bowiem za każdym razem, kiedy spoglądam na nagłówek, cukier od nadmiaru prezentowanej słodyczy wzrasta mi trzykrotnie. Czuję się jakbym oglądała Kasię Cichopek i jej rozgarniętego mężulka ze szczękościskiem, w romantycznej scenerii. W dodatku (jak babcię drypcię!) balonik, którym przemieszczają się kotki cały utkany jest z kolorowych kwiatuszków! Dam sobie spokój ze znęcaniem się nad Tobą za podważanie podstawowych praw fizyki, bo w końcu jako takie pojęcie o bajkach mam i wiem, że w wyimaginowanym świecie wszystkie chwyty dozwolone, ale tego podważania przez Ciebie swojego własnego autorytetu to już nie przeżyję. Powiedz mi, jak możesz w tak dotkliwy sposób informować wszystkich, że miałaś ciężkie zabawki?! Zgroza na to patrzeć. Jest też adnotacja, model „mały druczek”, o tym co znajdziemy na blogu. Doczekać się nie mogę wręcz. Cały nagłówek ma bliżej nieokreślone tło, a określane dalej jako wczorajszy smark na okopconej ścianie. Fuj. W każdym razie… lepsze to niż patrzenie na zmutowaną wersję, powielanej do znudzenia gęby z Disney Channel.

Treść: 0/10
Strzeliłam profilaktycznie palcami. Mówię profilaktycznie, bo nie spodziewam się jakiejś wylewności treściowej na blogu w kategorii „Dodatki”. Jakże miło byłoby się zawieść… Zaglądam w szeroką listę. Proszę się nie śmiać brutale, ale jak tego dokonałaś nie wiem, bo postów widzę 7, począwszy od 108, skończywszy na 115. Zjadłaś 110, tak na marginesie. Zrobiło się cyferkowo, a zatem, żeby zapobiec nadprodukcji matematycznych frazesów, zgłębię się w lekturę tego, co zostało dane mi przeczytać. W związku z tym najpierw „Zapal Świeczkę” (za mnie też zapalcie, dodajcie dopisek, że torturowano mnie kwiatowymi balonami). W tym poście zauważyłam kilka patologicznych symptomów. Po pierwsze tytuł nie ma kompletnie nic wspólnego z tekstem. Po drugie masz manierę pisania o niuansach w sposób ogólnikowy (co jest niedopuszczalne w moim mniemaniu), w dodatku tak, jakby każdy wiedział, co po tym Twoim styranym umyśle biega. Pomyśl, że na ten przykład, taka Pani Lovett spadła z Księżyca i nie ma pojęcia, co Ty jej chcesz zakomunikować. Po trzecie guzik mnie obchodzą Twoje szkolne dramaty w trzech aktach, swego czasu przeżywałam to samo, drugi raz nie mam ochoty. Po czwarte nie znoszę, jak ktoś zasłania się pozorowaną skromnością i pod tym pretekstem oczekuje komplementów. Jak nie jesteś dumna ze swoich dzieł (czemu akurat się nie dziwię), to ich nie publikuj. Koniec monologu w temacie tego postu. Dalej mamy „Gdy zapada zmierzch, budzą się marzenia”. Szczerze mówiąc, to ja z całego serca życzyłabym sobie, żeby się właśnie takie marzenia obudziły, a na chwilę obecną marzę o tym, żeby zobaczyć coś oryginalnego. Ciach, jednym kliknięciem sprawiłam, że w Twoją tezę nie wierzę. Czemu? Temu, że użyłaś w mojej obecności słowa zakazanego, cytuję: „zmierzch”. W króciutkim tekście zawierasz kilka porad, jak skutecznie bronić się przed orgazmem do samej premiery kolejnej części „Zmierzchu”. Nic poza tym. Lovett, czego ty się w ogóle spodziewałaś?! Potem przeżywasz, jak stonka wykopki, że mamusia skasowała Ci 20 pięknych ikonek. W fazie końcowej klonujesz, klonujesz, klonujesz wyświechtaną gębę bożyszcza nastolatek Daniela R. Kiła. Kolejny post nosi wdzięczny tytuł „So much for my happy ending…”, który jak wszystko na to wskazuje ze szczęśliwym postem ma tyle wspólnego, co ja z premierem Bhutanu. Tym razem zaczynasz od podziękowań za rozreklamowanie Twojej imprezy. Imprezy? Na blogu? Ty masz pojęcie o prawdziwych imprezach? Nie chcę wykorzystywać swojej wiekowej przewagi, ale oprzeć się nie mogę, bo kiedy ja już chodziłam na imprezy, to Ty jeszcze w łupinie od orzecha w nocniku żeglowałaś; powiadam zatem, że słowo impreza w tym użyciu to bardzo nadęte określenie. Dlatego pozwól, że ominę ten drażliwy temat. Umowa stoi?
Cytat: „Pieweszy raz w życiu zrobiłam coś w image ready, nawet nie wiem jak to zrobiłam xd Ale roboty było od cholery... Zrobienie obrazów, nałożenie akcji, pomiejszanie..... Nie chce mi się nawet wymieniać.” Musisz chwytać w lot wszelkie nowości, skoro robisz coś, nie zapamiętując tego! Poza tym napracowałaś się, jak wilk po tańcu z Costnerem.** Potem namawiasz tych wszystkich niedołęgów, którzy mają zaszczyt przeczytać Twoje wypociny, do głosowania na Ciebie, bo zapewne oprócz satysfakcji do wygrania jest kilka „komciÓff”. Powodzenia w konkursie życzę. Miałam dojechać do końca, ale po prostu nie mogę. To jest dla mnie suchar, a nie blog. Nie do przegryzienia bez połamania zębów, nie do połknięcia bez okaleczeń trwałych przewodu pokarmowego. Na sztuczną kłapaczkę, mnie biednego studenta nie stać, więc zgodnie z zasadą „lepiej zapobiegać, niż leczyć” wynoszę się stąd jak najszybciej.

Ortografia i poprawność językowa: 3/10
Nie dane mi popastwić się nad błędami logicznymi, nie dane! Zapewne dlatego, że treści jest tyle, co kot napłakał. Są za to o wiele ciekawsze przypadki, za które najchętniej potraktowałabym dość brutalnie, stając z Tobą oko w oko. Posypią się cytaty:
„Takie wyżutki troszkę.” Taki piękny błąd ortograficzny w centrum czczej paplaniny. Jak coś wyrzucasz, to też przez „Ż”? Niestety niepoprawnie.
„Wczoraj na bloga zawitał nowy szablon. I wydaje mi się, że jest lepszy od poprzedniego.” Trzeba było szablon pozdrowić, skoro już go personifikujemy. Niestety tylko Ci się wydaje, że jest lepszy od poprzedniego, bo nie wyobrażam sobie, co może wyglądać gorzej niż to coś.
„Ja chcem listopad!” A ja chcem, żebyś porzuciła manierę okaleczonej przez życie dzieFFcynki. Jak widać, nie zawsze dostajemy to, czego oczekujemy.
„Wszystko dziś wykonane pzeze mnie więc credit+powiadomienie obowiązkowe.” Skróty myślowe to Twoja pasja, już teraz Ci powiem, że kariery filozoficznej Ci nie wróżę. Ograniczasz się do suchych, lakonicznych faktów, miksujesz jakieś dziwne stwierdzenia i robisz błędy ortograficzne. PRZEZE mnie, piszemy przez RZ!
„Texstury:” Zapamiętaj raz na zawsze, że literka „X” zastępuje nasze polskie „KS”. Dlatego, albo „textury”, albo najlepiej „tekstury”.
Jedna, jedyna rada: Naucz się lepiej polska mowa, a zwłaszcza literków.
Układ: 2/5
Niby gładki, pod włos nie czesany. Ale niestety jak gnój po polu roz…sypany. Tu pierdykniesz jakąś ramkę, tam inną… Brak temu ładu i składu. Tytuły ramek są zbyt jasne, ledwie widoczne. Linki chaotyczne, nie mogę się połapać. Zachęta do głosowania na Ciebie, link ukryty pod kropką… Czego ty ode mnie wymagasz!? Nie jestem Holmes’em, nie zamierzam dociekać, co gdzie poukrywałaś. Zwłaszcza, że nie mam na to najmniejszej ochoty.
Temat: 0/5
Dodatki do bloga, to kategoria jawnie przeze mnie znienawidzona. Następnym razem sugerowałabym wybór oceniającego, bo męczymy się obie nawzajem. Nie żebym przypuszczała, że którykolwiek z oceniających miałby ochotę na ocenianie braku treści, ale delikatnie daję do zrozumienia, żeby trzymać się z tym z dala ode mnie.

Czytelność, obrazki: 1/5
Czyli zapewne to, co zainteresuje Cię najbardziej. Z czytelnością, jest co najmniej dupnie. Literki są małe, a Lovett po całym dniu zaczytywania się najmniejszą czcionką, ma zapuchnięte, łzawiące oczy. Obrazki. Dużo ich i bez sensu. Misternie produkowane serie z Danielem R., Zmierzchami i innymi, w stu tysiącach póz wymagają zaangażowania intelektu i kreatywności w stopniu zerowym. Tak naprawdę do tworzenia takich zimnych glutów wystarczy Paint i najzwyczajniejsze w świecie kadrowanie zdjęć wygooglanych, a każdy cienki Bolek, co z informatyki dostał dwóję na szynach, może podjąć się tego wyzwania. Co prawda w pierwszym poście, jaki miałam zaszczyt (nieopisany z resztą) oglądać, użyłaś jakichś filtrów, napisów, ale to nie zmienia faktu, że prowadzisz fabrykę tandety i wylęgarnię sennych koszmarów.
Cytat: „Mini teksty:


Wyglądają nie pozornie, ale są super. Naprawdę.”
Tak zapytam z ciekawości… Do czego to służy? Wygląda jak tyci mróweczki, nie mam pojęcia, jakie ma zastosowanie. Sumując: nie rozumiem komu, i do czego mogłyby posłużyć te podrzędne kwadraciki bez przekazu. Nie rozumiem, bo nie chcę i na tym poprzestańmy.

Dodatkowe punkty:
Kotek wegetarianin się nimi nakarmił. Zjadł pewnie jeszcze kolejnych 5, za brak linka do Opieprzu.
Punkty: 3/60
Ocena: niedostateczna.
*Odkąd przeczytałam na forum grę Wesoły List, używam tego zwrotu do pożegnań; zaskoczenie bliskich bezcenne.
** Mowa o filmie „Tańczący z wilkami”, gdzie główną rolę zagrał Kevin Costner. Przypis dla pokolenia wychowanego na Hannah Montana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz