Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


niedziela, 29 listopada 2009

(398) pomocniczka

Pani Lovett wyrusza na krucjatę, by nawracać grzeszników, którzy mieszkają na blogu pomocniczki.
Pierwsze wrażenie: 10/10
Strach i obawa. Któż nie zna tych uczuć, które targają nami, pożerając od wewnątrz, przepalając trzewia, powodując kurczenie najmniejszych cząstek organizmu? Znamy je, co sprawia, że boimy się bać. Logiczne. Miałam plan, żeby rozpocząć tę ocenę od śmiesznej maksymy, wesołego powiedzonka, ale kiedy spojrzałam na adres… ciało me drgnęło w konwulsjach. „O wielki Kanionie!” - pomyślałam. Byłam bowiem przekonana, że to jakieś porady dla upośledzonych graficznie, tudzież upośledzonych seksualnie a la przeciętny czytelnik BRAVO GIRL, a tu tak pięknie oprawione opowiadanie! Uczucie ulgi, kiedy nasze obawy okazują się chybione, uznaję za jedno z przyjemniejszych odczuć, jakie kiedykolwiek mogłoby mnie spotkać. Dziękuję.
Co najzabawniejsze w tym wszystkim: myślałam, że tak banalny adres, prosty i nieskomplikowany, jak chodzenie wprzód, będzie zarezerwowany dla dziewczęcia, które głowę swoją miast na karku, ma gdzieś pomiędzy pośladkami, a tu ewidentnie widać oznaki myślenia własnego i próby literackie ogarniętego osobnika! Pozostaje mi dziękować Absolutowi, że po walce z wiatrakami, jaką stoczyłam ocenę wstecz, dał mi szansę na ukojenie wzroku, pośród tak nietuzinkowej kolorystyki. No właśnie, nietuzinkowa kolorystyka. Wspaniała odmiana dla tych, którzy na co dzień nękani są oczopizdnymi odmóżdżaczami, zmuszeni do oglądania kolorów o tak prostych, irrelewantnych nazwach. Tutaj mamy do czynienia ze spokojną, (o dziwo) ciepłą zielenią w połączeniu z brązem, co daje spokój, który jest subtelnie zburzony dynamizmem nagłówka. Oglądanie czegoś takiego, nie tylko pozwala ukoić zmysły, nie tylko zachęca do lektury, ale także zmusza do finezyjnych określeń. W większości przypadków stosowanie nagłówków o tak dużych rozmiarach powoduje u mnie zaparcia, ale jakże mam przyczepić się do czegoś tak wytwornego, wykwintnego, wysublimowanego i odpowiedniego? Na pierwszy rzut oka widać, że autor bloga wkłada serce w to co robi, zależy mu nie tylko na tzw. drugim wrażeniu, ale także na pierwszym, które chwycić ma czytelnika za serce. Ogółem mówiąc: wygląda to fantastycznie i chyba po raz pierwszy nie mam się do czego przyczepić. Podoba mi się, że tak bardzo odbiega to od tych masowych wyrobów szabloniarni, a zarazem ma swój wdzięk, lekkość i przekaz. Spojrzałam teraz na belkę. Oprócz rażącego błędu interpunkcyjnego (brak przecinka przed „że”), zdałam sobie sprawę, że Twoje dzieło będzie miało coś wspólnego z demonami. Szczerze? Olewam to, bo ciągle pozostaję pod wrażeniem zmysłowości szablonu, ale obiecuję już tutaj, że jak mamy do czynienia z kobietą, która zakochuje się w demonie, to wyskoczę z opowiadania jak poparzona i tyle mnie żeście widzieli. Coś, co jeszcze muszę tu powiedzieć… Patrząc na oprawę graficzną rozmarzyłam się i przeniosłam do Anglii, w czasy Ryszarda Lwie Serce; bardzo bym chciała, żeby akcja opowiadania była umieszczona gdzieś ok. XIII wieku, bo tak mało opowiadań powstaje na tle historii. Mówię, bo to wszystko skojarzyło mi się z książką Johanny Lindsey pt. „Zrękowiny”, na której okładce umieszczona była podobna para, w podobnym ujęciu. Gdybyś nie zauważyła, to właśnie rzuciłam Ci wyzwanie. Podołasz?
PS Cytat z Szekspira sprawił, że rozpłynęłam się jak masło na patelni. Orgazm na siedząco!
Nagłówek: 4/5
Widzisz… Faktycznie, zasłużyłaś na maksymalną liczbę punktów w powyższym podpunkcie, ale tutaj niekoniecznie. Po prostu człowiek przygląda się czemuś i widzi pewne mankamenty, czego nie można już nazwać pierwszym wrażeniem, a techniczną stroną dzieła. Nadal obstaję przy swoim, że kolorystyka i sama koncepcja nagłówka jest świetna, nadaje fantastycznego klimatu i nutki dekadencji. Jednak porządek i cudowny ład zostaje brutalnie zachwiany przez pochyloną czcionkę. Ozdobniki w rogach mi się podobają, ale sama czcionka mogłaby być bardziej stylowa. No wiesz... zrobiłaś coś na zasadzie: baba w gotyckich łaszkach z czcionką Comic Sans. Przywróć literkom stabilność, nie każ im dyndać w próżni, tylko postaw na solidnym postumencie. Sam przekaz napisu sprawia, że pozostaję w klimacie. Oby jak najdłużej.
Treść: 3/10
Słowo wstępu przeczytam, ale pozostawię dla siebie i zacznę rozwałkowywać Twoje wypociny (w dobrym tego słowa znaczeniu) od Rozdziału 1. Mam szczerą nadzieję i chęć przebrnąć przynajmniej przez Tom 1, który trochę na wyrost został nazwany tomem, bowiem różni się od opasłego tomiszcza ilością rozdziałów. Nic to.
Rozdział1 – Przybyłam!
Już widzę, że nie podołałaś mojemu wyzwaniu, co nie oznacza, że się zrażam. Wnioskuję po tym, że już w pierwszym akapicie mamy do czynienia z cudem techniki – samolotem, czyli abstrakcją dla ludności trzynastowiecznej Anglii. No, i lądujemy w Australii, będziemy płoszyć kangury. Ech… przyznam szczerze, że właśnie tutaj zraziłam się do Twojej twórczości. W rozdziale jest bardzo dużo akapitów, co oznacza, że masz tysiąc pięćset dwa dziewięćset pomysłów na sekundę i nie potrafisz tego usystematyzować. Jeżeli przed pisaniem w głowie pojawił Ci się plan, ale wydaje się trochę banalny: wypunktuj sobie kolejne zdarzenia, o których chcesz pisać. Nagromadzenie informacji (łącznie z zatrważającą ilością cyfr w opowiadaniu) i wykładanie jak kawa na ławę wyklucza budowanie napięcia. Napięcie jest potrzebne, nie dla czyjegoś „widzimisię”, a do tego, żeby czytelnik był zaciekawiony i książkę chłonął, nie mogąc się doczekać kolejnych rozdziałów. Wyklepywanie wszystkiego, co właśnie zaświta Ci w głowie, sprawia, że kolejne myśli są niespójne i nie czyta się tego gładko. To tak jakbyś miała wybierać, jadąc najnowszym sportowym porsche, pomiędzy drogami: model „kocie łby” i nowa niemiecka autostrada. Poza tym, stosowanie przez Ciebie narracji pierwszoosobowej prowadzi do katastrofy, bo dopuszczasz się nadzwyczaj często takich onomatopei, jak „ach”, „och”, „ech”, kolokwializmów, a nawet zdań z jednego słowa, co również jest swego rodzaju wykrotem na gładkiej drodze. Wbrew pozorom ostatnie zdanie, w stylu: „nie ucieknę od przeszłości”, nie zbuduje napięcia, a już na pewno nie uda się stworzyć dzięki temu misternej otoczki tajemniczości. Nie w przypadku, kiedy belka i nagłówek wspominają o demonach. W pierwszym rozdziale przedstawiasz też główną bohaterkę. Niepotrzebnie. Pisarze stosują przerozmaite metody przedstawiania bohatera i niekoniecznie musi to wystąpić na wstępie, bo wtedy czytelnik sam ma szansę za pomocą wyobraźni stworzyć portret postaci.
Rozdział 2 – Zawód: Pomocniczka
W tym rozdziale widzę ładne nawiązanie do tytułu, a więc podoba mi się konsekwencja pomysłu, przy jego jednoczesnej odmienności. Niestety, dalej konsekwentnie stosujesz swoją metodę wywalania wszystkiego od razu. Pierwsze co robisz, to opowiadasz historię o tym, jak to się stało, że zostałaś pomocniczką. Scenę z małym chłopczykiem przeniosłabym do prologu, kiedy mała Tezyannah siedzi przed domem i spotyka po raz pierwszy demona. Wspominasz też o kryminalnej przeszłości głównej bohaterki (zaznaczę, że ma 18 lat), co utwierdza mnie w przekonaniu, że próbujesz spleść w opowiadaniu kilkanaście, zaczytanych w różnych książkach wątków, co się kupy nie trzyma. Sugeruję, żebyś starała się trzymać jednej drogi, nie zdradzała wszystkich preferencji i całej przeszłości bohaterki na raz, jakby za chwilę Internet miał przestać istnieć i mogłabyś nie zdążyć. Powoli… Mamy tutaj też opis, a w zasadzie jego zalążek, jak główna bohaterka krwawiła, kiedyś tam, podczas misji mającej na celu ratować chłopca, przed wilkiem demonem. Całość kwitujesz zdaniem w stylu: „tak zakończył się mój dzień”, co jest przejawem infantylizmu w czystej postaci i traktowaniem czytelników, jak tępych troglodytów. Rozdział się kończy, bohaterka zasypia, to dosyć logiczne, że dzień się kończy. Czy może się mylę? Cóż, zawiodłam się niemożebnie. Dostajesz ode mnie szansę, w postaci czytania przeze mnie kolejnego rozdziału, jeżeli ją zaprzepaścisz, odstraszę Cię zły demonie łukiem i więcej moje oko tu nie zawiśnie (głupio powiedzieć, że moja noga tu więcej nie postanie).
Rozdział 2 – Nowa szkoła
Tym razem, zgodnie z oczekiwaniami, opisujesz nową szkołę. Styl absolutnie nie uległ zmianom. Nadal jest dużo akapitów, niespójnych myśli, błędów logicznych, rzygam kreacją bohatera, na zadziornego, tajemniczego i upiornego. Tutaj główna bohaterka ma zaszczyt poznać nową koleżankę i wszystko wygląda łudząco podobnie do rozdziałów poprzednich. Flaki z olejem, kaszanka z makaronem, galaretka z musztardą… głodna jestem. Tymczasem Ty zmuszasz mnie do czytania o tym, jak demon w postaci wilka rzuca się na Tezyannah. Szkoda, że znów się zawiodłam, ale nie poddam się i nadal przeczesywać zamierzam Blogosferę w poszukiwaniu dzieła idealnego, albo przynajmniej do ideału zbliżonego.
Podsumowując: nic w Twoim opowiadaniu, poza imieniem głównej bohaterki mi się nie podoba. Być może troszeczkę zmieniłaś oklepany schemat, odbiegłaś od ogólnie panującej tendencji, ale to nie zmienia faktu, że czuję się znużona banalnością i przewidywalnością fabuły. Nie dzieje się tutaj nic zaskakującego, nie ma zwrotów akcji i wyszukanych zabiegów stylistycznych. Jest naprawdę przeciętnie, a bycie przeciętnym w tym fachu oznacza niebyt. Sprawy nie było. Jutro, a w najlepszym przypadku pojutrze zapomnę, że coś takiego w ogóle czytałam.
Ortografia i poprawność językowa: 4/10
Pozostawia wiele do życzenia. Jak na kogoś, kto tak bardzo ceni sobie wygląd zewnętrzny bloga, sprawiłaś mi wiele zawodu popełnianymi przez Ciebie błędami.
Cytat: „Wysoki lekko siwawy dawny brunet, ale nadal przystojny jak na mój gust 44 letni Kevin Rendall – Mój ojciec.” Skatowana interpunkcja, pokrętna logika zdania. W pierwszym członie zdania o wiele lepiej brzmiałoby: „wysoki, o przyprószonych siwizną ciemnych włosach”. Poza tym myślnik nie kończy zdania, tylko przenosi do kolejnego członu i pozwala pominąć słowa wyjaśnień, dlatego po nim piszemy małą literą, zawsze! Skąd w ogóle pomysł, żeby rozpoczynać zdanie wielką literą po myślniku!
Cytat: „powiedziałam podchodząc na tyle blisko by móc go uścisnąć w końcu nie widziałam go kilka miesięcy” Jak widać sztuka opowiadania historii nie polega na samym pomyśle, ale opiera się o fundamentalne zasady języka, które mają ułatwić czytelnikowi odbiór. Wyobrażacie sobie życie bez interpunkcji? Przecinek powinien być przed słowami: „by” i „w końcu”. Pomaga czytelnikowi interpretować tekst, bez tego umarł w butach.
Cytat: „odparł tym swoim niesamowitym barytonem którym nadal mimo swojego wieku czarował kobiety.” Kolejny brak przecinka, tym razem przed słowem „którym”.
Cytat: „Wszystko musiał sam ogarnąć a w dodatku miał na głowie jeszcze kogoś – Mnie – Mało rozumiejącą dwulatkę, która na dzień dzisiejszy w ogóle nie pamięta jak wyglądała jej matka.” Znów zaczynasz pisać wielkimi literami po myślniku, to absurdalne. W dodatku określenia „na dzień dzisiejszy” używamy w innych kontekstach, tutaj zupełnie nie pasuje.
Cytat: „Tak właśnie z Bruklinu trafiłam do Australii.” No… I wtedy się obudziłaś! Powtarzam i będę powtarzać do usranej śmierci: umieszczaj akcję swojego opowiadania w miejscach Ci znanych, coby nie walić takich przykrych gaf, jak tutaj. Brooklyn, nie ma nic wspólnego z brukiem i liną, naprawdę. Czy Tezyannah nie mogłaby żyć w Warszawie, Poznaniu, Gnieźnie, albo nawet w wymyślonej przez Ciebie krainie, gdzie nikt nie mógłby Ci zarzucić niepoprawności w nazewnictwie?
Cytat: „- Cześć Candy – Odparłam odwzajemniając uśmiech.” Walczę, jak bobrzyca o ładny kawałek drewna do budowy tamy, o poprawne dialogi i poprawne stosowanie w opowiadaniach mowy niezależnej. Zasada jest prosta, jak konstrukcja widelca. Kończysz zdanie, a więc stawiasz znak interpunkcyjny, a więc zdanie następne rozpoczynasz od litery wielkiej. Przykład:
- Jestem wykończony – powiedział i usiadł na łóżku.
Część po myślniku jest kontynuacją części pierwszej, więc nie rozpoczyna się wielką literą.
- Jestem wykończony. – Usiadł na łóżku.
Część po myślniku jest odrębnym zdaniem, a więc rozpoczętym od wielkiej litery. Tak proste, jak Ziemia okrągła.
Jedziemy dalej z Twoimi błędami, po tej małej dygresji, którą zapewne będę powtarzać do zrzygu.
Cytat: „Zaowocowało to, że oboje się nie znosiliśmy, dlatego że mamy inny światopogląd jak mniemam.” Jabłonka owocuje jabłkami, a więc owocuje CZYMŚ. Jabłonka nie owocuje to, że jabłka rosną. Rozumiesz? Znów zjadasz przecinki. Jestem zmęczona.
Cytat: „z niebieskiego bentlaya” Słyszałam o BENTLEY’ach, ale nie o bentlayach. Różnica jest zasadnicza, chociaż dla mnie to nie ma większego znaczenia, czy ktoś wysiada z żuka, łazika, czołgu, czy Ferrari. Nie wiesz jak coś napisać, to sprawdź pisownię, albo omiń, bo robisz z siebie pośmiewisko.
Cytat: „Ta nie wysoka brunetka wyglądem przypominała raczej moją rodzoną siostrę niż siostrę Lokowatego.” Nie z przymiotnikami piszemy łącznie, a więc zakładam, że była niewysoka. Skopana interpunkcja. Tak Cię to bawi?
Cytat: „Candy musiała wydawać sporo kasy” Kolokwializm, tfu!
Cytat: „Jak już wspomniałam wylądowałam w Australii a w woli ścisłości w Rockhampton w stanie Queensland.” Nie umiesz zastosować odpowiedniej formy, zastosuj inną. Nie mówi się „w woli ścisłości”, a „gwoli ścisłości”. Te zjedzone przecinki będą mi się po nocach śnić. Mam nadzieję, że Ciebie też odwiedzą, oby skutecznie. Obudzisz się zlana potem, zobaczysz.
Cytat: „Jeśli nadal nie wiecie, kim do końca jestem wyjaśnię dosadniej, moja „praca” polega na pozbywaniu się demonów, ale nie za pomocą przemocy a magii.” Tym razem przecinki na złych miejscach. Na marginesie: stosowanie magii wbrew osobie, na której ją stosujesz również jest przemocą. Uszczęśliwianie kogoś na siłę, np. kotka, któremu dziecko wkręca klucze od domu w tyłek, również jest przemocą.
Cytat: „Oprócz tego, że widzę demony i umiem – Przynajmniej dokopać a potem wyegzorcyzmować – Je na dobre potrafię również je wyczuć.” Myślnik, to taki znak interpunkcyjny, który umożliwia wprowadzenie słowa „na marginesie”, takiego dodatkowego, podobnie do nawiasu. Pytanie za dwa ołówki do publiczności: co się stanie, jak wytniemy zdanie spomiędzy myślników? Wygrał Pan siedzący na słowniku języka domniemanego! Oczywiście, że masło maślane.
Cytat: „O dziwo zasnęłam od razu, kiedy tak spałam zastanawiałam się ile w swoim życiu wykończyłam już demonów.” Może i jestem dziwna, ale jak śpię to śnię, a nie zastanawiam się.
Cytat: „Mój tyłek był na wysokości jego oczu a ja modliłam się żeby nie przyszło mu do głowy klepnąć mnie gdyż na pewno został by mi nie lada ślad.” Załamałam się.
Cytat: „Zgrabna blondynka z dość obfitym biustem jak na mój gust. Uśmiechnęła się do mnie z nad burzy loków i zagadnęła” Uśmiechnęła się znad burzy loków. Potrafisz to sobie wyobrazić? Taki literacki Salvadore Dali, albo raczej Beksiński. Próbując to sobie wyobrazić uśmiałam się do łez. Powinnaś raczej pisać scenariusze do „Pieska Leszka”, albo „Happy Three Friends”. Powodzenia.
To są rzecz jasna nie wszystkie przykłady godne uwagi. Było tego bez liku, ale oszczędzam opuszki palców, a chciałabym zachować resztki linii papilarnych, żeby ułatwić ewentualną identyfikację mordercy. Tak, zamierzam Cię pociąć szarym mydłem przez kufajkę, za wykroczenia względem mowy ojczystej. Bo ja sama wyznaczam sprawiedliwość.

Układ: 4/5
Cud, że ja żyję po takiej ilości serwowanych kaszalotów. Mimo, że zraziłam się bardzo do Twojego opowiadania, nadal jestem zauroczona szablonem. Jedyne, co troszkę mnie tłucze po gałkach ocznych, to zbyt czepliwe przytulenie bloga do lewej strony ekranu. Przez Ciebie rozregulowałam sobie ustawienia monitora. Poza tym, wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Temat: 1/5
Znaj moją łaskę. Honorowy punkt udało Ci się obronić za to, że nie występuje tutaj słowo „wampir”, choć to może być jedynie kwestia czasu. Tak czy inaczej, to słowo, które powoduje u mnie łupież, zostało zamienione na mniej konwencjonalny substytut: „demona”. Jak zwał, tak zwał, ale w żaden sposób oryginalnym tego nazwać nie mogę.
Czytelność, obrazki: 2/5
Wyraziłam już swój zachwyt wobec nagłówka i pięknej pary, ale mnie oczywiście było mało wrażeń i wdepnęłam na podstronę „Bohaterowie”. Czar prysł. Faceci wyglądają, jak wyjęci z serialu o psychopatycznych mordercach, a kobiety, jak z filmu dokumentalnego o blacharach. Zepsułaś klimat, co uznaj za wyczyn, bo udało Ci się tego dokonać dzisiaj dwukrotnie! Najpierw, kiedy rozpoczynałam czytanie od lotu samolotem, a teraz zdarza się to po raz drugi, kiedy patrzę na te twarze. Miało być tak pięknie, wyszło jak zawsze. Fuj.

Dodatkowe punkty:
Pojechały na krucjatę z Ryszardem Lwie Serce i chcą nawrócić głoszących blogowe herezje na właściwe tory. Nie mówiłam im, że prędzej zawrócą Wisłę kijem, albo przemienią wodę w wino. Trudno, niech walczą.
Punkty: 28/60
Ocena: dostateczna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz