Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


sobota, 20 lutego 2010

(542) bloodrose



Lovett próbuje z siebie wydusić sensowne zdania, oceniając blog bloodrose.


Pierwsze wrażenie: 4/10
To mi coś przypomina… Niech pomyślę. Wiem! Moje pierwsze próby zrobienia porządnego szablonu, który de facto był zlepkiem bliżej nieokreślonych zdjęć i ramek. Oczywiście, jak wiadomo wylądował w koszu i Twojej szacie graficznej radziłabym to samo, z dobrego serca, a nie z domniemanej złośliwości. Zacznę może od tego, co najbardziej uszczypało mnie w śluzówki (prawie suche przez ostatnie przygotowania do egzaminów), czyli kolor tej czcionki, rodem z piekła dla wzroku. Patrząc na to zdałam sobie sprawę, że popełniłam ogromny błąd, próbując oderwać się od zakuwania i ocenić cokolwiek. Ta żarówa, oczointensywna i nie-wiem-jak-to-nazwać-dosadniej, naprawdę może obrzydzić wszystko. Zrzuta na bryle dla Lovett. Charytatywna, rzecz jasna, jak nie chcecie mnie pozbawić dalszej możliwości oceniania. Reszta to już inna bajka, bo może w ślepia nie boli, ale za to boli w poczucie estetyki. Przepraszam, że w ogóle śmiem pytać, ale co mają oznaczać te białe paski? Czy to może poziomy znak drogowy, w sensie linia przerywana, co ma oznaczać, że na blogu można wyprzedzać? Chyba nie. Ale skoro nie, to w takim razie biała ramka nie spełnia funkcji ogrodzenia dla całości. To, że czcionka wyjeżdża poza nią to odrębna, ale równie paskudna historia. W dodatku zdecydowanie za dużo linków i to jeszcze (o miła skórko!) z podkreśleniem. Brzydko. Otworzyłam Twój blog także w IE, coby upewnić się, że wina leży po Twojej stronie. No i właśnie… W starym, poczciwym Explorerze również mam poszatkowane gówno. Naprawdę nie ma jakiegoś uniwersalnego rozwiązania na to? Głęboko wierzę, że jest i sugeruję, żebyś go poszukała w trybie pilnym.
Zaczęłam się rozwodzić nad tą nieszczęsną szatą graficzną i mi umknął fakt, że musiałaś „zaszpanić” angielskim. I Ci to wyszło… jak Robertowi M. (pseudonim „Betonowy Bucik”) pobicie rekordu Mamuciej Skoczni. Na dobrą sprawę nie jest to ani „krwawa róża”, ani „krew róży”, ani „róża krwi” i nic z tych rzeczy. Raczej „krewróża”, co ma tyle sensu, co zlepek słów „piernikwiatrak”. Widziałabym tu raczej „bloody-rose”, albo coś w tym guście. Zresztą nie wiem, po co Ci to było skoro adres „krwawa-roza” jest wolny! Po mojemu wyszło niegramatycznie.
W belce popisałaś się już bardziej. Stawiam na to, że poznałaś to przysłowie gdzieś przypadkiem i nie było co spieprzyć. „No needle is sharp at both ends.”. Zgadzam się, ładnie się komponuje, ale czemu nie mogłoby być, że „Żadna igła nie jest ostra na obu końcach”? Jak mnie ktoś kiedyś zapyta, jakie jest moje największe marzenie, to odpowiem bez wahania, że najbardziej w świecie chciałabym zobaczyć blog rasowego, anglojęzycznego Anglika z polską belką. Przysięgam.

Nagłówek: 4/5
Tu już lepiej, bo ma niewątpliwie związek z adresem. Poza tym nie podrażnia oczu, nosa, zmysłu estetyki i pozwala mi zaczerpnąć tchu przed dalszą przeprawą. Jedyne, co mnie naprawdę w nim drażni, to ta czcionka z napisu. I w ogóle, to mnie drażni ten napis. Ponadto zauważyłam na nagłówku dwa niezidentyfikowane obiekty, w postaci dwóch zszarzałych kropek. Małe, bo małe, ale widać wzrok jeszcze mam sprawny na tyle, że mnie to niemiłosiernie irytuje. Znów cztery. Magiczna cyfra dla Ciebie?

Treść: 0/10
Zaczynam jazdę od początku i aż się boję, co Ty mogłaś wysmerfować. Słowo daję, że źle trafiłaś jeżeli piszesz tani kryminałek. Jestem bardzo wymagająca na tym punkcie i obiecuję, że będę się czepiać, jak rzep psiej dupy.
Prolog.
Rzuciła mi się w oczy okropna maniera, której już nienawidzę z całego serca. Mowa tu o zmiennej narracji pierwszoosobowej. Najpierw z punktu widzenia mordercy, później z punktu widzenia policjantki i obiecuję, że jak każdego bohatera opowiadania będziesz tak wyszczególniać, to choćbym umierała z rozkoszy nad fabułą, to oberżnę Ci mnóstwo punktów. Dlaczego? Nie, tym razem nie dla własnego widzimisię, a raczej dlatego, że w ten sposób nie ma tajemnicy i napięcia. Jeszcze – o zgrozo! – podajesz imię/pseudonim psychopatycznego mordercy na samiuśkim wstępie. Mierzyłaś sobie temperaturę jak to pisałaś? Poza tym w prologu są same dialogi. Helooł! Nie wiem gdzie jestem… nie wiem, co tu robię i jak się tu dostałam! Wyobraź sobie, że miło jest wczuć się w opowiadanie, a nie czytać istną serię zdań z erkaemu. Wiesz czym są zdania złożone? Teraz się skup. Wcale nie mówię o tym, że masz mnie zasypać informacjami podstawowymi, żeby pozbawić opowiadanie tajemnicy. Chodzi mi raczej o opis danej sytuacji. Dajmy na to rozmowa dwóch policjantów. Przepraszam, czy oni są zawieszeni w próżni? Jakiś cień lampki, obdrapana ściana posterunku, nieład na biurkach, szum komputera, brzęcząca mucha albo gwar, lepki upał, przeszywające zimno… Czy nic z tych rzeczy tam nie ma? Jak nie ma to spoko, ja sobie wyobrażam czarne tło, po którym suną postacie, jak obłoczki z My Little Pony. Poza tym jestem pewna w stu procentach, że gdyby prolog był pozbawiony słów mordercy byłoby o wiele ciekawiej i opowiadanie mogłoby zyskać. Taki prolog, to nazwałabym raczej notą redakcyjną, którą się umieszcza z tyłu na okładce. Zaraz mi wyskoczysz z tekstem, że „to taki styl”, ale wiesz co mnie to obchodzi? Jak ktoś kiedyś zgłupieje na tyle, żeby wydać coś pisanego w tym stylu w postaci książki, to się przekwalifikuję z psychologa na krytyka literackiego i obsmaruję od góry do dołu. Chyba, że będzie w tym naprawdę coś interesującego. Tobie, jak się podoba takie pisanie, to zajmij się dramaturgią; może wtedy będą jakieś didaskalia i będę w stanie nie tylko usłyszeć opisywaną przez Ciebie sytuację, ale także ją zobaczyć.
Rozdział 1.
Jak to czytam, to podnosi mi się stężenie tlenku azotu we krwi tak, że w żyłach tworzą się bąble. Materdeju! Przecież to jest tak boleśnie przewidywalne, że jak się nie okaże, że Mat jest tym mordercą (a śmiem twierdzić, że tak się nie stanie) to ja się zdrzemnę z nudów! Mówiłam to, ale jeszcze dla pewności powtórzę. Stosowanie zamiennej narracji i pisanie co kto przeżywa staje się nudne. Zwłaszcza, że nie wzbogacasz tekstu w żaden sposób, że nie wspomnę o braku opisów. Zresztą chyba powinnam Ci za to podziękować, bo miałam zaszczyt zetknąć się z Twoimi rachitycznymi próbami stworzenia takowego. Nie będę ukrywać, że jest tragicznie i ani na moment mnie to nie zainteresowało. Poza tym gubię się w imionach i ciężko mi jednoznacznie określić kraj, w jakim rozgrywa się akcja. Agentka Melanie i morderca Krystian, to duet, który mnie zastanawia do tego stopnia, że postarzałam się o kilka siwych włosów. Skoro piszesz opowiadanie, które zbliża się ku realizmowi i brutalności świata, no to chyba logicznym jest, że chodzi o jakiś konkretny, istniejący kraj. Pytanie nasuwa się: jaki? Czyżby kolejne opowiadanie ku hańbie narodu polskiego, zamieszkującego Deszczowe Wyspy? Zmęczyłaś mnie.
Rozdział 2.
Po przeczytaniu tego stwierdzam, że jak doczytam to do końca, to będzie mi się należał Order Cierpliwości i Samozaparcia. Od razu uprzedzę, że nikt nie będzie musiał kupować takiego na allegro, bo ja po prostu wiem, że nie dotrwam i przysnę/zemdleję/umrę/zabiję się/wypruję sobie flaki/zwymiotuję/zachoruję/rozpłaczę się albo cokolwiek, co będzie się wiązało z tym, że nie doczytam do końca. Nie dzieje się nic, albo dzieje się tak dużo, że nie jestem w stanie tego spamiętać. Przede wszystkim powala mnie „genialność” tej całej agentki Melanie. Ślęczy nad sprawą i (jak dobrze liczę) ma ok. 10 ofiar na sumieniu, a ona się zastanawia, co łączy dziewczyny. Zdaję sobie sprawę, że to dobry sposób na odnalezienie seryjnego mordercy, ale ona drepcze w kółko i nie dochodzi do żadnych sensownych wniosków. I dopiero teraz wpada na niesamowity pomysł, że być może morderca podrywał dziewczyny, a gdy dawały mu kosza, to je zabijał. Chyba akcja dzieje się w Polsce, bo przypuszczam, że tylko my mamy tak sprawnie działające organy śledcze. Jak ją awansują, to chyba tylko na stanowisko zmywacza naczyń. Albo na coś w rodzaju agenta Tomka. Morderca jest nie mniej inteligentny, a ja właśnie załamałam ręce. Taak! Trafił na ofiarę, której nie może zabić, bo mu zabrania wewnętrzna siła! Taaak! Jasne, a teraz wszyscy mają orgazm i nie mogą się doczekać, co będzie dalej i kiedy wreszcie morderca stanie na ślubnym kobiercu z agentką! Chciałabym jakoś opisać to, co właśnie poczułam, a jest na to jeden sposób. Moja lewa dłoń z zawrotną prędkością uderza w czoło, po czym delikatnie spływa po mojej twarzy rozciągając dolne powieki, płaszcząc nos i otwierając usta w wyrazie bezgranicznego załamania.
Rozdział 7.
Tak, właśnie sobie przeskoczyłam, żeby sprawdzić, czy może jakimś cudem zrobiłaś wspaniały zwrot i zaniechałaś maniery staccato, czyli wyszarpanych zdanek. Niestety, nie. Nawet mnie to nie zdziwiło, bo człowieka bardziej odpornego na język polski nie widziałam. Po przeczytaniu tego z moich ust wydobył się wymowny charkot. Coś jak: khhhhh, a potem puknęłam się w czoło dla zasady. To ja może szybko streszczę, żeby każdy miał szansę zrozumieć dlaczego posikałam się ze śmiechu. Otóż nasza wspaniałomyślna agentka zakochała się w mordercy i prawie się z nim przespała. Z rozdziału wynika, że ona doskonale zdaje sobie sprawę, że to jest morderca, ale i tak krzyczy mu prosto w nos, że go kocha. Ja chcę do mamyyyy…

Podsumowując: stwierdzam, że całość jest żałosna. Fabuła, która rozwija się w tempie embriona słoniątka jest nie tylko beznadziejna, ale miejscami surrealistyczna. Rozumiem, gdyby to była groteska, ale temu daleko do form gombrowiczowskich. Robisz wodę z mózgu, a to już powinno być karalne. Masz szansę się z tego wywinąć tylko wtedy, kiedy zakocha się w Tobie męski odpowiednik Melanie. Prawdopodobieństwo: jeden do sześciu miliardów.

Ortografia i poprawność językowa: 0/10
Nie licz na ulgi. Ulgę to możesz dostać od MPK, PKP, PKS i to w przypadku, kiedy jesteś studentką, albo należysz do ZBOWID-u. Z tym pierwszym bardzo wątpię, bo jeżeli poziom piśmiennictwa u studentów wygląda gorzej niż malowidła naskalne pierwszych sapiens, to ja się wyprowadzam z tego kraju. To drugie też pozostawia wiele wątpliwości, bo jeżeli kombatanci wojenni są analfabetami i nie umieli przeczytać prasy podziemnej, to jakim cudem żyjemy w wolnym kraju? Zatem zniżek nie będzie.
Cytat: „Chodź maleńka, no chodź. Jest. Wyskakuję z krzaków. Wbijam strzykawkę w szyję i po fakcie nie żyje.
Miała tak piękne czarne kręcone włosy. Pewnie Irlandka. Szkoda mi jej. Ale jak mus to mus.” Moje pierwsze zdanie po francusku było dłuższe i bardziej złożone, aniżeli poszczególne części z tego cytatu. Ostatnie zdanie w przytaczanym fragmencie to porażka roku. Jaki mus? Owocowy? Z bitą śmietaną? Poza tym jest to oczywisty dowód na to, że nie umiesz operować językiem polskim. Chcesz coś przekazać, ale staje się to niezrozumiałe, bo masz poważne braki z zakresu języka ojczystego.
Cytat „-I dobrze.-odpowiedziałam”
Koń by się uśmiał. Oczywiście zasad interpunkcji nie znasz i rżniesz te dialogi, że aż lecą wióry. Wióry, nie krew, bo są one bardziej drewniane niż żywe. Żeby nie powiedzieć, że są z marnej imitacji drewna albo płyty paździerzowej. Poprawna wersja:
„- I dobrze – odpowiedziałam.” Różnica jest? No właśnie. Poza tym notorycznie gubisz znaki interpunkcyjne na końcach opisów wypowiedzi. Nie ma takiej możliwości, żeby zdanie nie kończyło się znakiem interpunkcyjnym. Do wyboru masz wykrzyknik, pytajnik, kropkę, trzykropek. Tak?
Cytat „Biorę ją w krzaki i wbijam jej strzykawkę, biorę papiery i idę tak jak gdyby nic.”
Pisanie takim szarpanymi cynglami niestety zmusza do powtórzeń. Do listy przedświątecznych zakupów dołóż koniecznie słownik synonimów. Pomijam już fakt, że mówimy „jak gdyby nigdy nic”, a zdanie jest przekomicznie skonstruowane.
Cytat „Szkoda ż nie ma mojego partnera. Pieprzony Werencki musiał do postrzelić. Nie wiadomo nawet czy wróci i czy będzie mógł chodzić. Dobrze chociaż że go nie zabił.” Twój CAŁY tekst jest tak nafaszerowany emocjami, że od ich namiaru naprawdę można zwątpić w jakąkolwiek empatię, czy inne dobre cechy ludzi. Poza tym w przytoczonym cytacie są błędy interpunkcyjne i literówki.
Cytat „Na jej szyji widnieje ślad po igle.” Chyba raczej „szyi”, nie?
Cytat „Lubię gdy ludzie nie owijają w bawełnę i wiedzą co chcą .” Tu mamy klasyczny błąd fleksyjny. „Lubię gdy ludzie wiedzą CZEGO chcą”. Znana Ci jest odmiana przez przypadki? Może warto powtórzyć?
Cytat „I nic, nic, nic. Nawet nie wiem, jakie ma motto morderca. Po co zabija te dziewczyny.”
To morderca musi mieć myśl przewodnią? Nie może być po prostu psychopatą, który działa wg ustalonego schematu? Może jego motto brzmi: „Mądry facet nie gra w koci-koci łapci z opiekaczem do grzanek.”???
Cytat „Potchodzi, sprawdza przez judasz, kto to i otwiera.” PODCHODZI do góry to zawartość mojego żołądka, po przeczytaniu Twoich tworów. Zdanie jest bezsensowne i naprawdę nie mam pomysłu jak je poprawić, żeby było lepiej niż jest.
Cytat „Odwzajemniam uśmiech, wskazuje rękom abym wszedł i każę poczekać.” Uh lala, ale się porobiło! Jawi mi się ta sytuacja mniej więcej tak: facet odwzajemnia uśmiech (chyba swojemu odbiciu w lustrze), wskazuje RĘKĄ na drzwi i mówi do siebie: „wychodzę”, po czym sam sobie każe poczekać i stoi w bezruchu. On jest naprawdę psychopatą. Praca, jaką włożyłam w zrozumienie tego, wystarczyłaby do wyprodukowania ilości energii kinetycznej pozwalającej na błyskawiczne wybudowanie tamy na rzece Jangcy.

Błędów jest tutaj znacznie więcej. Wszystkie w podobnych kategoriach. Nie oszczędziłaś nawet ortografii, niedobra Ty. Interpunkcja jest zmasakrowana, zupełnie tak jak moje poczucie literackiej estetyki. Styl… dobrze Ci radzę, zajmij się dramatem, tylko nie zapominaj o didaskaliach. Po prostu za to morderstwo na języku więcej punktów dać Ci nie mogę, Brutalu.

Układ: 1/5
Lovett usiadła. Spojrzała na monitor. Załamała ręce. Zobaczyła blog, którego nie chciała oglądać. Ale jak mus, to mus. Rzuciło jej się w oczy dużo linków. Za dużo. Lovett widzi, że znasz dużo szabloniarni. Dlatego się dziwi, że masz na blogu takiego cudaka. No i zastanawia się, czy wiesz, że opowiadanie powinno być justowane.
To było tak celem sparafrazowania Twojego tekstu. Mało życiowo, beznamiętnie, krótko i na temat. Właśnie…

Temat: 0/5
Jak to jest porządne kryminalne opowiadanie, to ja jestem prezydentem Azerbejdżanu. Co prawda darzę ogromnym sentymentem tę kategorię opowiadań, ale potraktowałaś te kilka notek, które udało mi się przeczytać, tak brutalnie, że żałuję, iż nie powołano do tych spraw Opowiadaniowej Inkwizycji. Już oni sprawiliby Ci odpowiednie tortury; i to takie, że moja brzytwa i kwasek cytrynowy to przy tym piknik pluszowych misiów. Jeszcze dostałabyś w nieodpłatnie odpowiednią pokutę.

Czytelność, obrazki: 2/5
Moje oczy łzawią, Tobie nie wybaczą. Po kilku minutach czytania zalałam się rzewnymi łzami, bynajmniej nie dzięki wzruszającej fabule. Większych i mniej czerwonych liter Ci Wujaszek Onet poskąpił?
Obrazek widziałam jeden, chyba tylko za niego jestem w stanie przyznać jakiekolwiek punkty.

Dodatkowe punkty: 0/10
Wyczerpałaś limit mojej cierpliwości, bejb.

Punkty: 11/60
Ocena: mierna.

Zaskakująco wysoka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz