Nerwowa reakcja na krytykę nie kładzie jej kresu. Przeciwnie, rodzi w oceniającym przekonanie, że ma rację w tym, co mówi. — Richard Carlson
Witamy na Opieprzu!
poniedziałek, 24 maja 2010
(601) count-your-blessings
Będziemy dzisiaj liczyć błogosławieństwa. Albo kłamstwa. Sam już nie wiem.
Na pewno policzę się dzisiaj z count-your-blessings.
Ekspertem od matematyki będzie Kapibara.
Pierwsze wrażenie: 7/10
Adresie! Któż cię uczynił prorokiem słowa, wśród świateł blogasków? Zaprawdę powiadam, spodobał mi się on niemiłosiernie. Tylko gdyby był po polsku… Czyż nasz ojczysty język musi być porzucony przez blogerów? Przecież on jest sto razy ładniejszy, niż „kotejszyny na płotejszynach”.
Czy zapamiętałbym tenże adres? Ależ oczywiście, nauczyłem się go po pierwszym ujrzeniu. Więc jest dobrze, pani koleżanko.
Aczkolwiek bez euforii.
Na belce umieszczony jest inny napis – „I’m counting every lie”. A więc ja mam liczyć błogosławieństwa, a Ty będziesz liczyć kłamstwa. Najza. Właściwe mógłbym rżnąć głupa, ale wolę spojrzeć na nagłówek, a tam adres połączył się z belką poprzez „ponieważ”. Ta reakcja jądrowa doprowadziła do rzeczy następującej: „Przelicz swe błogosławieństwa, ponieważ ja liczę każde kłamstwo”. Pytanie do Meduzy:
Dlaczego to wszystko jest po angielsku? Czy naprawdę tylko reklamy Wujka Google i pasek Wujcia Oneta ma mnie uświadamiać co do pochodzenia Autorki?
Skąd wiedziałem, że otrzymam odpowiedź twierdzącą?
Cóż, kolorystyka utrzymana jest w czerni i szarościach. Powiem szczerze, że nawet mi to wszystko przypadło do gustu. Dobija mnie jednak wszechotaczający Inglisz. Doprawdy nie wygląda ani nie brzmi szpanersko. Ale cóż – Twój wybór. Mamy demokrację.
Nagłówek: 4/5
Po pierwsze, nie szkodzić. Twój nagłówek wywiązał się z tego doskonale. Nie szkodzi. Jego wykonanie także nie jest wyjątkowo wredne, przyznam, że wręcz mi się spodobał. Dziewczyna i chłopak, a wszystko utrzymane w stylu emo. Coś mi mówi, że to będzie romansidło i to zdecydowanie nie mój żołądek. Wolę nie bawić się w proroka, bo jeszcze obwołacie mnie Jonaszem i będzie buba. Huba-buba. Zdecydowanie prorokowanie nie jest najlepszym zajęciem. Wiecie – stosy, szubienice to raczej nie moje tematy. Jednak ad rem. Czy coś w nim zmieniać? Ano nie, jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Nie wchodzi on jednak w moje wyobrażenie nagłówka idealnego.
Treść: 7/10
Mam zamiar przeczytać wszystko – od „słówka na początek” po odcinek 31. Niechaj mnie moc Ciasteczkowego Potwora wspiera. Nie licz jednak na to, że każdy rozdział dokładnie omówię. Nie, nie mam całej wieczności. Nawet, jeśli na to wygląda. Cóż, zaczynamy?
Słówko na początek jest, nie owijając w bawełnę ani papier toaletowy – gówniane. Ani to nic nie wniosło, ani nie poinformowało… Czy doprawdy nie mogłaś zacząć pisać od odcinka 1 (oryginalnie „part 1″)? Słowo od autora można dodać wtedy, kiedy takowy ma coś ciekawego do powiedzenia.
Odcinki 1-5.
Cóż, fabuła nie jest porywająca jak potok (ten fragment oceny uświadamia, o czym było opowiadanie). Poznajemy dziewczynę – Juliet. Przeprowadziła się z Cambridge do innego miasta. Nie przepada za swym ojcem. Co za pech! Do świata nastawiona jest niesamowicie apozytywnie. Zaraz jest przyszła miłość zapewne walnie ją „kołem od roweru”, jak to bohaterka uznała. Ach, zapomniałbym! Juliet ma lip ring (o zgrozo!), czyli coś, co na polski tłumaczy się w sposób następujący – kolczyk w wardze. Potem Juliet wchodzi do domu swej (zapewne!) przyszłej miłości i kładzie się na łóżeczku, co przypomina mi scenę ze „Złotowłosej i niedźwiadków” (to się nazywa PRAWDZIWA literatura!). Potem Tatusiek informuje radośnie, że ma narzeczoną! Do naszej bohaterki dzwoni Kate z jej rodzinnego miasta, z wiadomością, że jest z Jacobem i informuje, że wygrała bilety na koncert. Oczywiście zachwala ciałko wokalisty, ale nasza bohaterka – jako upierdliwiec – uznaje Kate za dziwną: Jest z Jacobem a ślini się do jakiegoś „pedała”, jak to Autorka nazwała. Potem Jacob dzwoni do Juliet, informując ją, że wcale nie kocha Kate.
A teraz zabawię się w proroka [Narrator: Kapi! Musisz z tym skończyć! Pamiętaj, że odpowiadasz za nas dwóch!]: Jacob i Oliver (bo tak się nazywa chłopak, który walnął ją latającym dyskiem) zakochają się w Juliet. A ten drugi będzie wokalistą zespołu, na którego koncert bohaterka jest zaproszona. Zgadłem?
Teraz moje trzy, a nawet cztery, grosze. Przede wszystkim, Twe opowiadanie pozbawione jest czasami realizmu, braknie mu opisów, a króluje nie kto inny, jak dialogi. Naprawdę chcesz klapsa? Poza tym, nie jestem pewien, czy dobrze przemyślałaś wybór narracji. Otóż pierwszoosobowa jest niebywale trudna, albowiem musisz skupić się na przeżyciach wewnętrznych bohaterki, a nie na pogodzie, na przykład. W pierwszym rozdziale brakuje mi zdań złożonych. Zaś sama postawa Juliet jest mocno dziwna, ale cóż, tacy ludzie się zdarzają. Rzadko, to rzadko, ale zawsze.
BONUS: Mam dla Ciebie niespodziankę! Można być emo, to nie tylko styl muzyki.
Zanim mnie zjesz, oskalpujesz i zakopiesz w ogródku, spójrz na to z innej strony:
Istnieją punkowcy? A metalowcy? Skinheadzi? Skaterzy?
Tak, to subkultury.
A więc emo istnieje.
Odcinki 6-10.
Streszczenie: Przez kilka rozdziałów nuda jak na stepie. Potem (zapewne!) przyszła miłość głównej bohaterki sprasza kolegów swych i ogłasza jej nowinę, że się przeprowadza do Londynu. To samo proponuje Juliet. Pierwszego dnia Świąt nasi bohaterowie idą na spacerek do parku. Tam lód zarywa się pod matką z dzieckiem. Biegną, niosąc ratunek, ale dziecko umiera.
Później Oliver zaprasza swą (zapewne!) przyszłą miłość do restauracji.
Tam dziewczyna spotyka dziwnych ludzi, a na koniec wpadają Faceci w Czerni, czy coś w ten deseń i skręcają jej kark*.
A mnie dopada apopleksja, bowiem wszystko wskazuje na to, że będę miał do czynienia z opowiadaniem o wampirach. O nieeeee! Tylko nie wampirze! Mam ich już serdecznie dość i nie mów mi, żebym nie darł japy! Jeżeli moje przypuszczenia się sprawdzą, to naślę na Ciebie Skarpetkowego Potwora, który mieszka w mojej pralce! Ręczę Ci, że pożre on część Ciebie, a przynajmniej Twe skarpety.
Cóż – emocje bohaterów zostały głęboko przez Ciebie utajnione; mam wrażenie, że żyją oni sobie za lustrem weneckim. Po prostu nie umiesz pokazać czytelnikowi przeżyć bohaterów. Są oni najzwyczajniej w świecie puści i niewiarygodni.
Bonus: Widać, ze nie masz za wiele pojęcia o pierwszej pomocy. Przede wszystkim, nie wolno wskakiwać za osobą topiącą się pod lodem. Chyba, że samemu ma się zamiar zostać topielcem.
Dlatego Twoi bohaterowie, zamiast skakać do wody, powinni raczej położyć się na lodzie i podać kije, aby sami nie ulec wypadkowi.
Odcinki 11-15
Cóż, tutaj akcja poleciała z zawrotną prędkością do przodu. Mówiąc w wielkim skrócie, wszyscy przenieśli się do Londynu, moje proroctwo spełniło się tylko w drugiej części. Juliet zareagowała raczej dziwnie, bowiem wybiegła na śnieg (!) bez kurtki. Wtedy spotkała wampira, przeciwnika jej koleżków.
A teraz komentarz: Cóż, akcja wcale mnie nie zaskoczyła. Gdzieś wewnątrz wiedziałem, że w ten właśnie sposób potoczy się fabuła. Nie wiem, czy zrobiłaś to umyślnie, ale mam nieodparte wrażenie, że główna bohaterka jest ofiarą depresji dwubiegunowej. Wątpię jednak, że jest to Twoje zamierzone działanie. Po prostu tak wyszło. Ani mnie to nie zaskoczyło, ani nie zainteresowało. Jakieś takie miernawe zaczyna się to opowiadanie robić.
Bonus: Dopiero w odcinku 14 zdałem sobie sprawę z czegoś naprawę ważnego. Otóż w Wielkiej Brytanii panuje klimat morski, a co za tym idzie, śnieg pada tam niezwykle rzadko.
Odcinki 16-20
Tutaj historia przechodzi w stan normalności, co wcale mi się nie podoba. Otóż dziewczyna uciekła z rezydencji wampirów, stanęła o krok od śmierci i nadal zachowuje się tak samo? Cóż, prawda jest taka, że opowiadanie powinno się zakończyć w momencie zabicia Hektora, czy jak on się nazywał. Chyba, że masz jakieś plany. Jeśli nie, to może zrobić się z tego tasiemiec a’la „Moda na sukces”, a to zdecydowanie do niczego dobrego nie poprowadzi. O opisach nawet nie wspomnę.
Uważam, że trochę za mało podkreślasz indywidualne cechy bohaterów – każdy z nich powinien mieć własny styl wypowiedzi, a u Ciebie na nadawcę wskazuje jedynie zapis dialogu. Radziłbym nad tym popracować.
Odcinki 21-25
Prawda jest taka, że zrobiło się sielankowo. Wszyscy się kochają, tulą i nie całują, a jedynym problemem jest niejaki Ryan, który należy do niebywale upierdliwych. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda, jak nudności wujka Alfreda, czy innego paralityka. Na koniec pojawia się wprawdzie jakiś element niepewności, ale coś czuję, że to będzie tatuś. Ach, mówiłem, że moje proroctwo spełniło się w całości? I co, nie nazwiecie mnie prorokiem? Chyba mi się to należy!
Wracając do oceny, zaraz zdejmę z Ciebie skalp po raz drugi. Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego nagle zmieniłaś narrację? To jest NIEDOPUSZCZALNE! Nie można tak zmieniać punktu widzenia, chyba, że resztę rozdziałów napiszesz od nowa, tym razem z udziałem narratora wszechwiedzącego.
Bardziej opłaca Ci się jednak przeprawić te odcinki na narrację pierwszoosobową.
Bonusu zaś nie ma. Sprał się.
Odcinki 26-30
W rozdziale trzydziestym znów powróciłaś do narracji pierwszoosobowej. Uważam, że powinnaś teraz wszystkie wcześniejsze odcinki przeprawić na pisane w podobny sposób.
A teraz coś, niecoś o fabule. Przede wszystkim, życie bohaterów zaczęło przybierać sielankowy charakter. Wszyscy się kochają, tulą i miłują, tylko Ryan się alienuje. Nurtuje mnie jedna sprawa – gdzie, do ciężkiej cholery, podział się wątek wampirów? Skończył się i już nie wróci? Wcześniej myślałem, że takowym powrotem będzie zbrodnia na ludziach z firmy. Cóż, myliłem się.
To Tatuś. Niedobry Tatuś.
Szczerze powiem, że wątek ten ukazuje w pewien sposób psychikę Ojczulka; nadałaś mu cechy całkiem inne od reszty bohaterów.
Bonus: Mam nieodparte wrażenie, że przed śpiewaniem głos należy rozgrzać, bo inaczej nasz koleżka Oliver, nie mógłby pięknie i melodycznie zaśpiewać rockowych piosenek, bo na początku na pewno by fałszował. I to niemiłosiernie. Tak mi się zdaje, ale czy mam rację?
Odcinki 31-32
Cóż, tym razem powracasz do motywu wampirów, groza zaczyna się wdzierać, a mi naprawdę brakuje głębszych i dłuższych opisów przeżyć wewnętrznych bohaterki. O tym jednak trochę niżej.
Skupmy się na fabule. Cóż, przyznam szczerze, że coraz bardziej zaczyna mi się podobać. Aż żal, że to już koniec. Z wielką chęcią przeczytałbym jeszcze kilka rozdziałów. Z biegiem czasu robi się coraz lepiej. Gratulacje!
Podsumowując: Fabuła jest całkiem niezła, ale denerwuje mnie całkowity zanik wątku wampirów, który zakończył się z hukiem i dupa z tego wyszła. Przyznam jednak, ze wciągnęła mnie ta Twoja praca i mam ochotę dalej śledzić losy Twych bohaterów. A doprowadzenie mnie do tego stanu nie jest wcale takie proste.
Jeszcze słówko o charakterach. Otóż są one mało wyraźne, nie mają wielu cech własnych; słabo wybijają się z tła. Proponowałbym nadać im indywidualne zachowania i język. Wtedy powinno wyjść dobrze.
Jest także jeden minus – w połowie zmieniłaś rodzaj narracji, a w rozdziale trzydziestym powraca „pierwszoosobówka”, co odejmuje Ci jeden punkt.
Ortografia i poprawność językowa: 5/10
Zajmijmy się najpierw stylem. Otóż brakuje mi opisów – przyrody, pomieszczeń, ludzi, stanów emocjonalnych… Czegokolwiek! Braknie u Ciebie także emocji, zarzucasz mnie tylko faktami, jak fanki stanikami gwiazdę rocka. Nie budujesz też napięcia. Cóż, najlepsza nie jesteś, taka prawda.
A teraz o ortografii – dominują tu przede wszystkim „czeskie błędy”. Raz napisałaś ‘acha’, a kilka linijek później „aha”. Powtórzeń jest od groma i ciut, ciut (a więc tu podziało się napięcie!). Widziałem też kilka błędów interpunkcyjnych, ale nie pamiętam zbyt dobrze. A teraz garść przykładów (byłoby więcej, ale blokada kopiowania zdecydowanie utrudnia cytowanie błędów):
„Ruszyłam się pędem” – puściłam się pędem.
„oh” – och
„acha” – aha
promienie rentgena – promienia Roentgena, ewentualnie promienie X
„Ryan’a” – Ryana. „Błąd wynikający z przeświadczenia, że polskie końcówki fleksyjne należy oddzielać od wszystkich nazwisk i imion obcojęzycznych apostrofem, tymczasem dodaje się go tylko wtedy, gdy ostatnie litery zanikają w czasie wymowy, np. Jacques (żak) – Jacques’a (żaka), Harry – Harry’ego (harego)” , z Wikipedii.
„z resztą” - Wyszedł z resztą. Zresztą, co go to obchodziło? – Z historii ukazujących różnicę pomiędzy tym łączonym, a tym oddzielnym.
Temat: 3/5
Kategorie dobrane są źle. Bardzo źle. O ile jeszcze muzykę można znieść (mimo, że nie jesteśmy nosicielami), to pamiętnikiem Twoje opowiadanie nie jest NA PEWNO. Co zaś się tyczy samej
historii – półsierota, która wpada w depresję, mieszka ze złym i niedobrym Tatusiem. Spotyka ją wielka przyjaźń (?), a w tle czają się wampiry. Oddzielnie obie opowieści byłyby zdecydowanie nieoryginalne. W połączeniu jednak, tworzą coś innego. Nie zmienia to jednak faktu, że większość postaci jest stereotypowa a i akcja nie grzeszy wyjątkowością. Aczkolwiek coś, niecoś jest.
Układ: 4/5
Prawda jest taka, że nie jest źle. Ramki mnie nie mordują, nie gwałcą i nie kastrują, więc pokuszę się o stwierdzenie, że jest dobrze.
Trudno się dziwić – układ prawostronny jest miłością mego życia. Póki co, rzecz jasna.
Dlaczego więc nie pięć?
Otóż zewsząd napadaja mnie Inglisz. W statystyce, na przykład. Uważam, że na blogiszczach Twych winien zapanować władca polskojęzyczny, bo, mimo że angielski daje +5 do lansu, odejmuje jeden z ogólnego zestawienia pieprzowego.
Nie rozumiem też jednej rzeczy – wszechobecnych KLIKów. Klik do bohaterów, klik do „O Tobie”… Zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie odpowiedziałaś na wyzwanie z reklamy Axe. Na mnie takowy efekt nie działa. W końcu jestem mężczyzną**.
Czytelność i obrazki: 4/5
Czcionka nie gryzie się z tłem, więc tutaj zastrzeżeń nie mam. Niestety czytanie utrudnia Efekt Zlepionego Słowa (ELW – effect laminated words). Proponowałbym je porozklejać.
Co zaś się tyczy obrazków – ani one wyjątkowe, ani specjalnie ładne. Przeciętne.
Dodatkowe punkty: 1/10
Myślałem, myślałem i wymyśliłem. Jeden punkt za wytrwałość się należy.
Podsumowanie: 35/60
Ocena dobra.
Lista zadań dla Ciebie:
- odanglizować blog
- rozkleić słowa
- bardziej uwypuklić cechy poszczególnych postaci
- lepiej opisywać emocje
- zmienić narrację w postach napisanych z narratorem trzecioosobowym
I jeszcze ćwiczenie:
Weź kartkę i zapisz wszystko, co poczułaś podczas lektury tej oceny. Następnie napisz z każdym zdanie.
Teraz wyobraź sobie, co czułem ja oceniając bloga. Jakie było moje nastawienie na początku? Czy później się zmieniło? Kiedy wypiszesz już emocje. Napisz zdania z ich nazwami.
* A jednak nie! – przyp. Aut.
**[Narrator: Chłopcem, synku, chłopcem]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz