Nerwowa reakcja na krytykę nie kładzie jej kresu. Przeciwnie, rodzi w oceniającym przekonanie, że ma rację w tym, co mówi. — Richard Carlson
Witamy na Opieprzu!
czwartek, 27 maja 2010
(606) napisac
Witaj Droga Czarownico. Tak, to ja, As. Tak, wiem, nie musisz się złościć, wiem, że się spóźniłam. Słyszałam, że Twoje dzieło odrzuciły już dwa spore wydawnictwa; Gontier i Kapibara, ale wiesz jak to z mężczyznami bywa. Miejmy nadzieję, że dasz mi jakiś ciekawy materiał, bo potrzebuję bomby, na rozkręcenie biznesu. Wiec jak to cudeńko się nazywa? Ach tak… napisać.
Pierwsze wrażenie 4/10
Już sam tytuł jest mało chwytliwy, nie uważasz? Napisać można książkę, ale żeby się owa książka sprzedała, trzeba jej nadać nagłówek o sile Faktu. Rozumiesz? „Zabiła swoją nerkę” lub „Dwulatka w ciąży”. Ludzie to kupują i biznes się kręci, a „napisać” nęci co najwyżej fanatyków. Pisania, nie czytania.
Cytat na grzbiecie/belce również o kant wanny rozbić. Chciałbyś mieć w biblioteczce domowej książkę o takim napisie na grzbiecie? „Napisać jeszcze kilka zdań”? Tak? A. No cóż. Są gusta i guściki, wracam jednak to dwulatki w ciąży- jeśli belka jest nudna i nic nie mówi, to blog również, warto to przemyśleć. Dobrze, otwórzmy w końcu to dzieło, bo aż mnie świerzbią paluszki…
Jeżu kolczasto-kobaltowy… Postanowiłaś, że kobalt to będzie dominujący kolor Twojego dzieła, a żebym nie musiała wybałuszać ócz na rozczytanie pisma, czcionką świecisz na biało. Nie, inaczej nie zawsze oznacza lepiej. Tym bardziej, że na stronie tytułowej wkleiłaś jakieś potworne obrazczysko, w którym chmury są koloru kobaltowego, a księżyc żółty. Mniemam, że to efekt jakiejś straszliwej fotomanipulacji, bo nie zwykłam widywać takowych księżyców, ani takiego Księżyca. Nie wygląda to zaiste najlepiej i proponuję zmniejszyć ten obrazek do wymiarów jeden na dwa piksele, lub w ogóle usunąć, lub zastąpić czymś bardziej… lirycznym. Pod owym dziełem natury i fotoszkapy widzę wielkimi literami opis o Autorce, czyli o Tobie, Droga Czarownico. Och… Więcej pokory, dziecko drogie. Gdy na dzień dobry atakujesz skromnym pismem „O mnie” to cokolwiek w nim nie napiszesz, odrzucasz 75% czytelników na wstępie. Nawet kobiety, które same się pchają facetom do łóżek, są zwane „łatwymi” i nikt do nich większej wagi nie przywiązuje. Proponuję więc sympatyczny kompromis w postaci wszystkich informacjach o treści i o autorce na osobnych stronach, nie na stronie głównej. Regulamin? Pierwsze słyszę. Innowacyjne? Może, ale na pewno nie na pierwsza stronę.
Podsumowując moje wrażenia z okładki i strony głównej nie mogę Ci tego nie zarzucić- nie jesteś osobą o uporządkowanym stylu pracy, a ja tak, dlatego też podejrzewam, że się dogadamy. Kobalt przestał mnie przerażać, ale przeboleć nie mogę zamtuzika po lewo, który będzie mi towarzyszył przez wszystkie posty. Choć może tkwi w tym jakaś nadzieja, że tylko prawdziwi artyści mają artystyczne bałagany na swoich posesjach?
Nagłówek 0/5
Okładka w stu procentach do zmiany. Po pierwsze- kolor kobaltowy jest dobry na kolor ścian (tak, mam taki w sypialni) a nie na kolor chmur. Ani na kolor nocnego nieba. Tym bardziej, że księżyc jest żółty, co oczywiście każdemu Twojemu czytelnikowi od razu skojarzy się z obsikanym śniegiem. Mało chwytliwe, prawda? Jedynym ciekawym elementem są czarne drzewa, ale trzema czarnymi drzewami to nawet lasu nie ukręcisz. Kładka Twojej książki jest jakby oderwana od reszty dzieła. Dosłownie i w przenośni. Zero związku, po prostu jest i na dodatek tak straszliwie przekoloryzowana… Powierzyłabyś lepiej stronę graficzną naszym specjalistom od wizerunku książki, byłoby świetnie.
Treść 4/10
„Rozmowy po śmierci”
No, no, no. Droga Czarownico widzę starasz się wprowadzić jakieś innowacje do ogólnej konwencji śmierci. Wychodzi Ci to mniej więcej tak, jak mi kupowanie biletu miesięcznego co miesiąc, mianowicie bokiem.
„ – Myślałam, ze umieranie boli, że coś w tedy czuć.
- Tak, to znana plotka. Najdziwniejsze jest to, że opowiadają to ludzie, którzy wcale nie umarli” Ten cytat mówi wiele o Tobie. Na przykład, że masz jakiś ciekawy pomysł- bezbolesna śmierć to ciekawy wątek i liczyłabym na rozwiniecie. Wzdłuż zasady „umiesz liczyć- licz na siebie” niestety się przeliczyłam z tym rozwinięciem. Dodatkowo cytat zawiera paradoks -który uwielbiam- zwany antynomią klas zwrotnych. Gdybyś jeszcze wiedziała, o czym mówię, mogłybyśmy sobie po inteligencku nad tym Twoim dziełem poplotkować, ale że zrobiłaś oczy wielkie jak Mieszko pierwszy na dziesięciozłotówce mniemam, że mogę jedynie porozmawiać o tym z moim alter ego. Ty jednak się nie poddajesz i próbujesz w opowiadaniu rzucić czymś śmiesznym i inteligentnym za razem; „Widać było, że zastanawia się nad czymś równie trudnym, co znaczenie słowa Hottentottenstottertrottelmutterbeutelrattenlattengitter-
kofferattentäter” ale niestety nie wyszło ani inteligentnie, ani śmiesznie. Śmiesznie wyszłoby, gdyby każdy oprócz bohatera wiedział, czym jest owo hottcośtam, a inteligentnie gdybyś nie linkowała owego hottcośtam do Wikipedii. Cóż, ludzie nie kupują robienia z nich idiotów, a odnośniki do Wikipedii to Twoje założenie, że czytelnik nie wie czegoś, więc jest idiotą. „Był wieczór, w lampce siadły baterie.” Baterie siadły razem ze mną i z Tobą przy stoliku, może zamówimy im kawusię, co? Brak im chyba energii… Zresztą, czy wszystko z Tobą w porządku? Bo coś pobladłaś. Ja bawię się świetnie.
Jaki mamy kolejny rozdział?
Zgasły światła
„W koncie coś się poruszyło.” Oglądałaś taką reklamę, w której Pan tłumaczył żonie o koncie w banku, które to słowa syn przeinaczył to na „kąt”? Nie? Polecam, bo w koncie wszystko rośnie szybciej. Szczególnie NA koncie. Zauważ, że syn miał sześć lat a Ty…
Sprawdzałaś, czy aby Ci z PolBanku nie podpatrzyli od Ciebie tego pomysłu? Gdybyśmy wydały książkę z plagiatem, miałbym problemy, ale gdybyśmy to ich oskarżyły o plagiat, chociaż zrobiłoby się o Tobie głośno.
Już wiem, czemu masz Nick Czarownica. Swoją bohaterkę umieściłaś w bliżej nieodgadniętej czasoprzestrzeni, zabrałaś jej sen, położyłaś przed nią trupy zakrwawione i kazałaś na to wszystko patrzeć. A! Zapomniałabym, dodajmy lęk przed ciemnością! Istna bestia z Ciebie. Masz jakieś zapędy psychomordercze? Sens tej historii powiesił się i to pewnie on teraz nawiedza to biedne dziewczę z Twojej opowieści. Bo jaki jest sens tego opowia… wróć! Tych kilku zdań opisujących krwawe jatki? Może to ja nie umiem wleźć w jej skórę i poczuć ciar na plecach, a może to Ty nie dałaś mi do tego okazji? Historia powinna zawierać początek, rozwinięcie i zagadkowe zakończenie. U Ciebie początkiem jest tytuł „zgasły światła”, rozwinięciem opis nocnych przygód Agaty (ależ ze mnie perVers!), a zagadkowym pozostaje jedynie zestawienie tych dwóch zdań; „Próby zaśnięcia bez wyjątku kończyły się fiaskiem.” oraz „Gdy zmorzył ją sen, nie przynosił upragnionego ukojenia, tylko kolejne koszmary”?
To znaczy spała, czy nie spała?
…
Kolejne zmarnowane popołudnie. Planuję rozkręcić dobry biznes na wydawaniu książek młodym i zdolnym, które mają być smakołykami dla miłośników literatury, a okazuje się, że dostaję podane na niedomytym talerzyku okruszki po zakalcu. I w dodatku przeterminowane.
Ale niech stracę. Widzę w szerokiej post o ciekawym tytule, wiec przeczytam jeszcze jedno opowiadanie i nich ono zmieni bieg wydarzeń mojego biznesplanu. Wtedy może nie każę Ci płacić za mnie dziś rachunku.
-Kelner! Zielona herbatka!
A.S.
Tak, moja biografia byłaby świetnym materiałem na książkę, jednakowoż coś czuję, że Ty nie wpadłaś na tak genialny i dochodowy (ach Ci moi fani…) pomysł. A.S. to raczej inicjały i jak widzę po kilku przeczytanych słowach mamy już ofiarę- Adama jakiegośtam, a raczej Adama Sjakiegośtam. Po kilku kolejnych zdaniach dochodzę do wniosku, że znów muszę zmodyfikować poprzednie zdanie, bo Adam nie wygląda na ofiarę, a raczej na oprawcę. Koniec z zabawy w chłopka roztropka, doczytam do końca, to się wypowiem.
Trzy minuty później.
Wybacz, muszę sobie zrobić przerwę, bo roześmiałam się na dobre po tym fragmencie; „Ludzie snuli różne teorie, dotyczące pochodzenia pseudonimu Adama.Żadnej z nich nie był blisko prawdy, która jest banalnie prosta: są to inicjały naszego bohatera. Adam Sobiepański, pod tym nazwiskiem znali go rodzina i przyjaciele, z pomięciem wrogów, który ciągle myśleli, że on po prostu lubi Hydrozagadkę.” Sobiepański? Sjakiśtam? Byłam blisko! Gdyby nie moje przekonania zalatujące zagorzałymi katolami zaczęłabym od dziś udzielać porad z zakresu tarota i przyszłości za pięćdziesiąt złotych za godzinę… Nosz kurka, taka mnie kariera mija!
Wracam do lektury.
Pięć minut później.
Zbieram zawartość swojej torebki z podłogi, stolika, krzesełek obok, Twoich kolan i jeszcze się trzęsę, przepraszam. Wstrząsające jest to opowiadanie i tylko dzięki Wielkiemu Przeczuciu nie wyśmiałam Ciebie za nazwisko „Złoczyńskiego” ani za „Bakłażana”, bo kiedy doszłam do „kasy w Biedronce”, potwierdziło się to, iż opowiadanie jest napisane ironicznie. Masz szczęście, bo w momencie tworzenia bohatera, który zawstydził TurboDymoMana zaleciało mi kompletnym prymitywizmem. Wybroniłaś własne poczucie humoru, jednak to jedyny dobry fakt, jaki mogę o Tobie powiedzieć. Absolutnie brak Ci warsztatu literackiego. Twój humor z tak tragicznym stylem przypomina świeżą truskaweczkę w zjełczałej śmietanie! W ogóle nie panujesz nad językiem, co skutecznie uniemożliwia zrozumienie humoru sytuacyjnego, na przykład;
„-Jak było się czarnym charakterem i zostało się pokonanym nie jest się – doktor Złoczyński zaszlochał.
- Jest się czym? – zapytał Adam”
Powinnaś to napisać tak;
„-Gdy było się czarnym charakterem, a później zostało się pokonanym nie jest się… – Złoczyński zaszlochał.
-Nie jest się czym?- Zapytał Adam”
Trudności w zrozumieniu Twojego opowiadania spotykam na wielu płaszczyznach- ortograficznych, stylistycznych (o których później), charakterologicznych (Złoczyński jest optymistą, który chce/chciał znaleźć uczciwą pracę, opanować świat, być człowiekiem roku wg Faktu, pokonał Spidermana, Batmana i Supermana, zawstydził TDMana… no i co jeszcze? Może frytki do tego?!) i kreacji zdarzeń (dziewczyna krzyczy na ulicy w Łodzi i raptem nikogo nie ma w pobliżu? Już zaułek byłby lepszym miejscem…). Twoje poprzednie opowiadania przypominały makabryczne wizje koszmarów sennych, tymczasem opowiadanie A.S. jest wizją równie bezsensowną, jak sen, ale jednak zawiera -na pocieszenia mojego zmarnowanego czasu- absolutnie fenomenalny humor.
Widzę, że trochę od tej krytyki Ci się odechciało pić kawusi. Zachęcam, bo nadzieja matką głupich, a ja głupia mam nadzieję, że w kolejnym opowiadaniu poszłaś w stronę humoru, więc szukam dalej!
„Krótki tekst o ulotnym stanie zakochania”
Widzę niemały postęp. Po pierwsze dedykację umieściłaś na początku, a nie na końcu. Po drugie, opis zdarzenia jest bardzo dokładny i szczegółowy, a nie skrócony i nielogiczny, jak w poprzednich opowiadaniach. Rzeczywiście, byłoby (jak napisałaś) „uroczo”, gdyby As była stworzona do uczuć wyższych, ale As zachwyca się innymi sprawami, a nie dwoma gołąbkami gruchającymi na ławeczce. Jeśli zamierzasz mnie przekonać do wydania Twoich dzieł, musisz sprecyzować swoich odbiorców. Historie przypominające koszmary senne nie trafią do tych, którzy kupują gołąbki z tego romantycznego postu. A jeśli dorzucisz do tego jeszcze ironiczne humoreski z A.S. to każdy czytelnik poczuje się zagubiony. Podsumowując post jest najlepiej wykonany od strony technicznej, ale ma najgorszy temat. Miłość? Nie, As dziękuje grzecznie i widząc, że stan Twojego kubka ewidentnie wskazuje pozostała Ci jeszcze jedną trzecią zawartści, postanawia doczytać ostatni post.
Baśń o królewnie Konstancji.
Zanim przeczytam zastanowię się, co to może być za twór. Jeśli kontynuujesz wątek miłosny, to oczywiście królewna, książę, jakieś zło do pokonania, może nawet pod królewicza miecz wsunie się głowa jakiegoś smoka? Prawdopodobnym jest również, że wróciłaś do korzeni i będziesz opisywała straszliwe przeżycia księżniczki, która widzi krew na ścianach, jest opętana i cierpi na klaustrofobię zamknięta w maleńkim pokoiku na wielkiej wieży. Może jednak znajdziemy coś humorystycznego o rycerzu-gapciu, który wspinając się po wielkich schodach na wieżę Konstancji poślizgnął się na skórce od banana i upadł tak felernie, że do dziś mówi wysokim głosem i już mu nie w głowie książniczki? No coś Ty taka poważna? No już, już…
Czytam.
Dobra Czarownico, to robimy tak; Ty piszesz od dziś tylko takie opowiadania jak TO i wydajemy za… miesiąc? Resztę możesz spokojnie sobie zachować na pamiątkę, coby w przyszłości mieć się z czego pośmiać. To opowiadanie jest absolutnie takie, jakie powinno być- fenomenalny wstęp, rozwiniątko, zaskakujące zakończenie i As mruczy z zachwytu i nadstawia karku, żeby podrapać za uchem. Krótko, inteligentnie, abstrakcyjnie, humorystycznie azaliż!
O tak, czuję się mentalnie dopieszczona. Sama rozumiesz, że za pierwsze posty sporo Ci odejmę, bo jednak oceniam całość, a całość jest kiepska. Przeczytałam jeszcze Ucieczkę i Zjawiska nadnaturalne w moim otoczeniu. Szczególnie to drugie mi się podobało. Dopiero rozwinęłaś skrzydła i radzę z nich korzystać, bo potencjał masz, lub masz potencjał nie mały, lub spory. Niepotrzebne skreślić, lub zamazać korektorem na monitorze.
Dostajesz cztery punkty. Tylko cztery głównie przez początkowe posty no i przez niedbałość stylistyczną i ortograficzną. Gdybyś miała wszystkie posty jak ostatnie trzy, byłoby więcej.
Ortografia i poprawność językowa 3/10
Twój język polski to wysypisko śmieci na którym oczywiście można znaleźć coś interesującego, ale jednak pozostaje mimo to zjawiskiem nieciekawym. Trzy punkty dostajesz jedynie i wyłącznie za postęp, który jest, i tego nie ukrywajmy. Potrzebny Ci będzie więc specjalista, który przed wydaniem sprawdzi wszystko, któremu ja będę musiała zapłacić, a Tobie odciąć. Oto wyniki błyskawicznej ekspertyzy. Smacznego, pośmiejmy się wszyscy, jak kiepski styl miałaś;
„Śmierć tłumaczył to z taki przejęciem, że Magdzie przyszedł do głowy pewien pomysł.” Przykro mi, choćbyś jej na siłę doszyła coś tu i ówdzie, Śmierć zawsze pozostanie rodzaju żeńskiego. No już, nie narzekaj, dziewczynki są fajniejsze od chłopców, naprawdę.
„Ton Śmierci był przerażająco obojętny.” Skojarzyło mi się z „toną śmieci” ale Tobie zapewne chodziło o „Ton głosu Śmierci” lub „Ton wypowiedzi”.
„Nie była to komfortowa sytuacja, dla osoby panicznie bojącej się ciemności. Co to, to nie…” Styl stęka i płacze tłuczony po głowie reklamówką z Biedronki pełną konserw kupionych na pomoc dla powodzian. „Ta sytuacja nie była komfortową dla osoby panicznie bojącej się ciemności.” Wyrażenie „Co to, to nie” jest zaprzeczeniem, więc nie może być zaprzeczeniem poprzedniego zdania, bo owo poprzednie zdanie jest przeczące, co daje dwa zaprzeczenia w jednej konstrukcji. Dwa zaprzeczenia wychodzą na plus, a Tobie chodzi o zaprzeczenie komfortowej sytuacji. Nie uczyli Cię w szkole, że dwa minusy dają plus? Albo że ‘plus czy minus zawsze Alpinus’? Albo że… No dobra, przesadzam.
„W koncie coś się poruszyło.” Może lokata? Musisz niestety Droga Czarownico wziąć się w garść i zachować się jak prawdziwy mężczyzna- zadeklaruj, czy chodziło o konto, czy o kąt. Nie ma zmiłuj.
„Złoczyński wolał nie myśleć o tym, co ma się stać. Był optymistom, więc nie chciał skupiać całej uwagi na swoim przyszłym upadku.” Om to taka jednostka w fizyce, a nie ogonek optymisty Złoczyńskiego. Złoczyński był optymistą i w ten sposób wszystko z jego optymistycznym ogonkiem jest w porządku.
„Usiadł za kierownicom, przynęta zajęła miejsce pasażera.” Pominę fakt nazwania kobiety przynętą, bo w tym wielkim i brudnym świecie to raczej kobiety nęcą i używają mężczyzn za przynęty i ofiary, ale „kierownicom” nie odpuszczę. Ten „om” wkradło Ci się już po raz drugi i niestety zakładam, że nie jest to jakieś nadmierne zainteresowanie fizyką! Kierownicą Czarownico, Kierownicą! Zasiadam przed tą kierownicą, ale przyglądam się tym kierownicom.
„A kiedy plany legną w gruzach mamy stanowisko na kasie w Biedronce!” Wyrażenie ‘A kiedy’ zastępujemy ładnym „gdy”, wtedy nasz styl czuje się o niebo lepiej, konstrukcja zdania przestaje płakać, poloniści nie dostają zawału na widok tego zdania a i Twoja klawiatura się mniej eksploatuje, bo i klikasz mniej razy. Ach, doliczmy mniej połamanych od stukania w klawiaturę paznokci i mamy już kompleksową terapię naprawczą!
„Za lasami i syficzną rzeką żyła sobie królewna.” Niestety w tym wypadku przymiotnik od słowa „syf” nie będzie brzmiał „syficzny” ale raczej „syfiący”. Swoją drogą, śmierdząca sprawa z tym syfem.
Podsumowując zatwierdzam, że nie jest tak źle, jak mogłoby być w przypadku opowiadań takich, jak Twoje. Ustalmy więc- Ty piszesz, ja zatrudniam korektora, dodatkowo grafika i rozkręcamy biznes!
Układ 4/5
Dwukolumnowy układ zagospodarowany niemalże idealnie. Dlaczego idealnie? Bo przy większości postów obydwie kolumny kończą się w mniej więcej tym samym miejscu. Więc czemu Niemalże? Bo w lewej kolumnie nie masz nic przydatnego. Informacje o Tobie i o blogu powinny być albo na podstronie, albo mniejszą czcionką, bo zbyt krzyczą o swej obecności. To samo tyczy się regulaminu, który powinien być mniejszy, bardziej treściwy (to znaczy skrócony i mniej opisowy, skondensowane jak mleko zagęszczone w puszcze) i najlepiej pod postem, czyli obok przycisku „skomentuj” którego dotyczy.
Temat 3/5
Temat realizujesz bardzo fajnie. Piszesz opowiadanka o krótkich zdarzeniach, sytuacjach, które ukazujesz w ironicznym i humorystycznym świetle. Dlatego mnie urzekłaś. Nie zapomnę Ci jednak marnego początku, stąd maxa nie będzie. Ach! Nie zapominaj, aby przemyśleć sprawę odnośnie odbiorców Twojego bloga, bo romantyczne historie wrzucane do jednego wiaderka z historiami kryminalnymi, futurystycznymi czy mrocznymi przypominają wymiocinowy bełt, zamiast dobrego bloga.
Czytelność i obrazki 3/5
Jasna, duża czcionka na ciemnym tle wcale mi nie przeszkadzała w lekturze. Co się tyczy obrazków jest jeden, w formie nagłówka i zastanawiam się, czy za to pochwalić, czy zganić. Zganić, bo obrazek jest brzydki a pochwalić, bo lepszy jeden brzydki obrazek niż trzy brzydkie obrazki.
Dodatkowe punkty 4/10
Link jest, choć nie bez przypominania, ale co najważniejsze- mogę Ci przyznać całe 4 jędrne punktasy za poczucie humoru. Dawno, bardzo dawno nikt mnie tak nie rozbawił, jak Twój post o Konstancji i po części o A.S.
„- Takie było twoje przeznaczenie – odpowiedział Śmierć, tak, jakby mówił to od wieków (to pewnie dlatego, że mówił to od wieków).” Ewidentnie humor masz specyficzny, ale uwielbiam taki humor, bo to również mój humor!
„ – No bez jaj.” Krótkie i tak zaskakujące zdanie spowodowało nagły atak śmiechawki. Najpierw budujesz nastrój, księżniczka, turniej o rękę, waćpana, rycerze i tego tamtego, a tu nagle rycerz nad rycerzami mówi „No bez jaj”. Ómarłam i dosłownie, i w przenośni, i zdechłam ze śmiechu, i nawet zdechnęłam.
„- Otóż, jesteś przynętą. Chcę zwabić tu tego miłego, kulturalnego, uprzejmego, opuszczającego deskę sedesową, aż ociekającego przebrzydłą dobrocią A.S.’a! To ja, Zenon Złoczyński, powinienem być najbardziej znanym człowiekiem roku według FAKTU!
- Doktorze Złoczyński! Jestem tu tylko dlatego, że chce się pan zemścić na ja bardziej znanym człowieku roku według FAKTU, A.S.’ie?” Niesamowita analogiczność do serialu „Grzeszni i Bogaci” spowodowała, że spadłam z obracanego krzesełka na kółeczkach ze śmiechu i potłukłam sobie kość ogonową…
Suma; 25/60
Ocena; Trója!
Załóż nowego bloga, na nowym, ładnym szablonie, pisz w swoim stylu, byle dokładnie i poprawnie i zgłoś się ponownie.
Miłego wieczoru.
-Kelner! Rachunek poproszę!
Jak to?! Nie można kartą?!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz