Nerwowa reakcja na krytykę nie kładzie jej kresu. Przeciwnie, rodzi w oceniającym przekonanie, że ma rację w tym, co mówi. — Richard Carlson
Witamy na Opieprzu!
sobota, 5 grudnia 2009
(402) devildoll
Wita się z Państwem księżniczka Zajad Jednostronny – Pani Lovett, która kilka ocen temu bezsensownie wypaprała całą zdrowiutką cytrynkę, na rany mizernego autora, tym samym pozbawiając się antidotum na zniewalająco bolące przedłużenie uśmiechu. Żywię zatem głęboką nadzieję, że podczas oceny bloga devildoll nie będę musiała rozciągać ust w wyrazie politowania nad Twórcą, przez duże TFU.
Pierwsze wrażenie: 4/10
Czarno. Cholernie czarno, wręcz dołująco czarno z białym akcentem, który sprawia wrażenie plackowatości. Jak ktoś miał kiedyś łysienie plackowate, to wie o czym mówię, a jak nie to zapraszam do obejrzenia mojego taty. I jeszcze ten adres a la laleczka Chuchy (czyt. szmira wszechczasów bez przekazu, mająca na celu spowodowanie dziesięciokilogramowego gówienka w majtach ludzi o delikatnej konstrukcji psychicznej) w języku angielskim. O la bości. Pamiętniko-dziennik, coś co można pożreć na podwieczorek. Spróbujmy. Szczerze mówiąc, to nie za bardzo wiem, jak do tego podejść. Tak jak do ciągnącej się zapiekanki z serem nie mam oporów, tak na widok tego mam przeciągłe mdłości. Być może to pora zobowiązująca do zapadnięcia w sen zimowy, być może sto tysięcy innych czynników i zapach wodnej fajki krążący w moim organizmie, a być może, że to zwykły blog budzący bezbarwne odczucia. Przychylam się do opcji drugiej, po pobieżnym rekonesansie. Tak naprawdę na blogu nie ma nic, co mogłoby na stałe utrwalić się w mojej przeciążonej psychologicznymi niuansami pamięci. W bocznej ramce mamy prolog, co ma się do pamiętnika mniej więcej tak, jak ptasie guano do czytanki przedszkolnej. Oprócz prologu jest też statystyka, która naiwnie głosi, jak to ma w zwyczaju, że było tylu, a tylu nieszczęśników i tylko tylu, którzy zdążyli skrobnąć, coś na wzór: super bloguś. Jako ukoronowanie całości dochodzi belka, które śmie twierdzić, rzecz jasna, w języku znanym jako inglisz, że prędzej czy później mnie znajdą. Szczerze powiedziawszy wolałabym, żeby znaleźli mnie prędzej i wybawili od mąk związanych ze zwiedzaniem tegoż dzieła. Dzisiaj wypowiadamy się chaotycznie, a więc teraz wracamy do czegoś, co powinno znaleźć się na początku dywagacji: adresu. Diabelska laleczka, dżisas krajst, widzisz i nie grzmisz. Nie dość, że ciężko to-to zapamiętać, żeby się przypadkiem nie omylić, to nie mam zielonego pojęcia, jak to się ma do pamiętnika. Prosty wniosek nasuwa mi się: adres z łaski na uciechę, a z łaski na uciechę to można lepić babki z piasku. Babko, babko upiecz się wywracamy bloga do góry dnem! W ramkach bocznych nie ma absolutnie nic, co przywodzi na myśl tylko jedno sensowne rozwiązanie: zastosować układ jednokolumnowy. Nie znoszę, jak coś jest tak asymetryczne. W dodatku mamy temat czarno biały, a tu zielone, flegmiaste tytuły ramek. Choćbyś nie wiem, jak się przyłożyła do stworzenia tego bloga, to nastroju w żaden sposób nie udało Ci się stworzyć. Jest też druga możliwość: jestem osobnikiem odpornym na czynniki powodujące u statystycznych osób grozę, czy psychozę. Jest przeciętnie, a przeciętność w Blogosferze to gorzej niż niebyt.
Nagłówek: 0/5
Masz ci los. Wykrzywiony ryj szmacianej Marzanny. I nie bez powodu mówię o pożegnaniu zimy, co nie tylko odnosi się do prośby o likwidację białego placka, ale także do utopienia nagłówka. Możemy z nim zrobić cokolwiek, moja głowa pełna jest kreatywnych pomysłów. Możemy obciąć mu testicolos i nakarmić nimi Burka, możemy zdeptać go moimi nowymi kozaczkami, możemy wsadzić w dyby i zostawić w pełnym słońcu gdzieś w Teksasie, możemy wypróbować na nim nowe łoże madejowe, możemy zmusić go do zjechania po nieheblowanej desce do wanny pełnej spirytusu, albo najlepiej posłużyć się żyletkami i kwaskiem cytrynowym. Ogółem rzecz biorąc nagłówek nie spełnia zadania i nie przeraża mnie, a wręcz przeciwnie – śmiać mi się chce, tylko nie mogę, bo mnie zajad boli. Tak, żeby w pełni umotywować liczbę przyznanych punktów, spojrzałam w szeroką listę… a tam nic przerażającego! Szał zakupów, jakieś refleksje, teatr marzeń… Zmiłowania ludeczkowie proszę, trochę konsekwencji!
Treść: 2/10
Now I believe in miracles, and a miracle has happened tonight.* Jak widać, jeszcze w cuda wierzę, dobry humor mnie nie opuszcza. Zobaczymy jak długo i ogolimy post, uniemożliwiając mu przeżycie zimy, pt. „A najlepiej iść do Biedronki”. Przerażające zaiste, bo tam podobno z biedronek się robi wędliny. Gdybym chciała być tak upierdliwa dla czytelników, jak Ty pozaczynałabym teraz od nowych akapitów sto różnych niedokończonych myśli, ale że nie chcę, zachowam jednolitość i konsekwencję, której tak bardzo brakuje Tobie. Pominę… albo nie pominę faktu, że dostaje szału, kiedy czytam tytuł, napalam się na czytanie czegoś co zapowiedział tytuł, a Ty mnie mówisz w tym poście o wszystkim, tylko nie o zakupach w Biedronce. Co to ma być? Coperfield dla ubogich? Takie sztuczki magiczki, to możesz sobie wsadzić między bajki. Nie podnieca mnie to, a za to działa jak płachta na byka. Jeżeli chcesz wiedzieć, jak się wtedy czuję, to zapytaj byka, który walczy z matadorem. Tak więc w poście mamy najpierw reklamę ING w skrócie, coś o tym, że oszczędzanie jest modne. Dzięki wielkie, ale skoro super blondyna ogłasza, że „oszczędzanie stało się sexy”, to mam ochotę robić wszystko, co byłoby jednoznacznym antagonizmem do oszczędzania . Potem mamy coś o tym, że nie masz na nic czasu (doprawdy nie wiem, jak to przeżyjesz) i nie masz czasu na posiedzenie i popatrzenie w sufit. Wobec tego mam dla Ciebie dobrą radę, na pewno załapiesz o co mi chodzi, skoro sama wspominasz o tym, że nie umiesz czasu spożytkować; po prostu zamiast pisać kolejną notkę o czymś i o niczym posiedzi i popatrz w sufit, oszczędź mi cierpienia. Dalej… faktycznie doszłyśmy do konsensusu, cytuję: „Piszę bez ładu i składu, ale piszę.” Jem śniadanie, nie trafiając do ust, ale jem! No brawo! Utrzymuj się dalej w takim przekonaniu to zalejesz Blogosferę swoimi utyskiwaniami, a ja zdechnę z głodu. Potem następuje dygresja wtrącona, coś o tym, że blog powinien być myślodsiewnią dla mugoli. Szkoda, że inni mugole, wyznający zasady zgodne z ich poczuciem estetyki, biegając po tych Waszych upstrzonych myślodsiewniach muszą się potykać o takie nieskładne myśli. Na marginesie: myślodsiewnię to sobie zrób w kajeciku, zamknij na kłódkę, coby jakieś wredne japska nie wciskały nosów do Twojej prywatnej przestrzeni, chyba, że mogłabyś być głównym i jedynym uczestnikiem Thruman Show. Masz u mnie angaż, naprawdę… Następnie czytamy o Twoich udrękach związanych z recytacją „Ody do młodości”, którą uznajesz za bezsensowną, bo po co ryć, jak dzik w truflach w takich wyświechtanych kawałkach, męczyć się… Przecież to nic nie wnosi, nie uczymy się w ten sposób klasyków gatunku, nie mamy szansy być oczytanymi, inteligentnymi ludźmi, więc po co zadawać sobie trud? O ja się kosiarką przejadę! Mówisz o tym, że masz Narnię w domu. Wierz mi, że wolisz to niż parnik. Samo porównanie byłoby dobre, gdyby nie to, że opisujesz nam związaną z tym traumę wychodzenia do kibla! Pointa postu jest taka, że chcesz buty. Może z biedronek robią buty?
Kolejny post, który chciałabym przeczytać i ocenić, to „Teatr marzeń”. Ciekawe, co się kryje od tym uroczystym tytułem. Jak znowu jakieś niezdrowe pitu pitu, to się poddam i oddalę od siebie przykre wspomnienia związane z przebywaniem na Twoim blogu. Jeżeli mnie to choć odrobinę powali, dostaniesz szansę i przeczytam coś jeszcze. Zatem, ad rem. Sobie czytam i nasuwa mi się dość przykra myśl: ocierasz się o wyświechtane pseudo-intelektualizmy. Nie chciałabym negować tutaj postaw myślowych Szekspira, czy Kochanowskiego, bo w ich twórczości, a przede wszystkim w ich czasach topos życia, jako teatru był czymś odmiennym, nowym i świeżym. Teraz to jedynie wyklepywanie i powielanie teorii, z którymi nie każdy się zgadza. Na przykład ja się nie zgadzam, bo mnie muli od tego, że ktoś woli zwalić winę na „reżysera”, a zamiast zebrać dupsko do galopu, woli gderać i narzekać na swoje życie. I na zdaniu: „Zachęcam do pisania konstruktywnej krytyki, możecie poćwiczyć pod tym postem - piszcie, co Wam się nie podoba, co warto zmienić” koniec tematu teatru marzeń. Z pewnością zatrudni Cię jakaś agencja reklamowa, żebyś tworzyła im reklamy podprogowe. Już odpuszczę Ci ten fakt, że z wyświechtanego toposu, modnego w baroku, przeskakujesz do konstruktywnej krytyki, tylko po to, żeby za chwilę mówić o szkolnej katordze. Jesteś zmienna, jak pogoda na przylądku Horn. Tym razem wyskoczyłaś jeszcze, jak Filip z konopi z tematem Święta Zmarłych i zgodnie z moimi oczekiwaniami nie popierasz tego „cyrku”. Pozwól, że zachowam zdanie w tej sprawie dla siebie, tymczasem Tobie radzę albo zmieniać tytuły na coś w stylu „sraty taty dupa w kraty”, albo wziąć się w garść i nie odbiegać od tytułu! Wyobraź sobie sytuację… Pani Lovett wchodzi do księgarni, łapie za książkę pt. „Chemia śmierci”, otwiera, a tam tańczące teletubisie i opowiastka o pierwiosnkach. Po co wprowadzać ludzi w błąd? Sztucznie wywołany efekt szoku sprawia, że mam odruchy wymiotne, bo cenię sobie bezpretensjonalność. Niestety ten post z obiecywanym „teatrem marzeń” ma tyle wspólnego, co cycki Dody z naturą. Sromota po całości. Przykro mi to stwierdzić, ale znów trafiłam na coś przeciętnego. Nienawidzę tego słowa i nienawidzę przeciętności. Żeby było jasne: szansę zaprzepaściłaś.
Ortografia i poprawność językowa: 6/10
Dzięki Absolutowi, jakichś tragicznych polonistycznych zgrzytów nie było. Stylistycznie też całkiem nieźle. Jednak zdarzyło się kilka potknięć i do pełni szczęścia brakuje wiele. Rąk nie załamujmy.
Cytat: „Czasem czuję, że za dużo myśli kłębi się w mojej głowie, i potzebuję odciążenia. Przelanie ich na inetrnetową kartkę to umożliwia.” Mamy dwie literówki, co skłania mnie do teorii, że program Word najlepszym przyjacielem człowieka, o chyżej naturze.
Cytat: „Przyznam jednak, ze udanie napisany sprawdzian, bez ściągania, pomocy koleżanki itp. bardzo dowartościuje.” Naród się zasromał nad dziwnością tegoż tworu. Zwrot „bardzo dowartościuje” to forma odnosząca się do przyszłości, a nie do teraźniejszości, a więc powinno być: bardzo dowartościowuje. Proste?
Cytat: „Jesień jest porą roku która niesamowicie sprzyja refleksją.” Jak Ci zaraz dam „refleksją”, to Ci się odbije komunijną oranżadą. Powinno być REFLEKSJOM. Końcówka –om nie gryzie, można się śmiało nią posługiwać. Wiem nawet gdzie leży przyczyna błędu tego typu... W końcu żyjemy w czasach, kiedy słowa takie jak „niom”, używane zamiast „nią”, „przyjaźniom”, zamiast „przyjaźnią”, mogą zrobić sieczkę z mózgu. Dlatego radzę unikać blokowych kaszalotów, coby się nie uwstecznić, a czasem zajrzeć do słownika, czy książek i dobrze spożytkować czas. Zdaje się miałaś z tym problem? Nie ma sprawy, Lovett jest świetna w planowanie ludziom wolnego czasu.
Układ: 3/5
Wspomniałam już o doskwierającej asymetryczności bloga. Choć układ nie jest tragiczny, nic nie zawadza i nie włazi na nie swoje miejsce, to w tej sytuacji kolumna po prawej nie ma racji bytu. Spokojnie można zastosować układ jednokolumnowy. Poza tym nie mam większych zastrzeżeń.
Temat: 0/5
Pamiętniki i dzienniki. W przeplatance z nieudolnymi refleksjami. Wszystko wyświechtane i nudne. Chociaż nie jest tragicznie to jest… no jak? Przeciętnie. Nawet już mi nie do śmiechu, nawet nie mam siły płakać. Zero oryginalności. Wybij się wreszcie, zaskocz mnie! Czymkolwiek, na litość błagam…
Czytelność i obrazki: 2/5
Wytoczę tu dwa przepotężne argumenty przeciwko Tobie. Szara czcioneczka na białym tle w dodatku w rozmiarze mrówkarskim boli w oczy po dłuższej chwili czytania. Po drugie jedynym obrazkiem jest ta prześmieszna lala z nagłówka, która z Twoim pamiętnikiem nie ma kompletnie nic wspólnego. Znów brak konsekwencji. Zdajcie sobie wreszcie sprawę z tego, że nie można mieszać dwóch gryzących się ze sobą koncepcji. To tak, jakby w kodeksie Hammurabiego obok znanych zasad oko za oko itp., napisali, że za kradzież klejnotów rodowych zamożnej rodziny w prezencie dostanie się dwa inne.
Dodatkowe punkty:
Oko za oko, ząb za ząb. Skoro Ty mi nie wpadłaś w oko, ja wybiłam punktom zęby.
Punkty: 17/60
Ocena: mierna.
* cytat z pisenki “Black or White” Michaela Jacksona.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz