Nerwowa reakcja na krytykę nie kładzie jej kresu. Przeciwnie, rodzi w oceniającym przekonanie, że ma rację w tym, co mówi. — Richard Carlson
Witamy na Opieprzu!
czwartek, 21 stycznia 2010
(481) mojniesmiertelny
Pani Lovett pokona dzisiaj nieśmiertelną z bloga mojniesmiertelny.
Pierwsze wrażenie: 4/10
Najzwyczajniej w świecie ten obłędny czarny już mnie zaczyna nudzić. Chyba piszę to wszystko tylko po to, żeby udowodnić potomnym, jak jałowe rzeczy oglądam i żadna jałowa rzecz, którą widzieli nie jest w najmniejszym stopniu tak jałowa jak to, co widzę ja. Nie ma we mnie już żadnych emocji, a jeżeli Twoim zamierzeniem było pozbawienie mnie takowych, to serdecznie gratuluję sukcesu. Tylko w punktach się zemszczę. Oto jesteście świadkami, jak ja - służebnica kaduka, mroczna i „zua” do cna, porzygałam się na widok czarnego koloru. Blogowy świat już chyba nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem. Wchodzę na blog z refleksjami: czarno. Na blogu z chomikami: czarno. Na blogu z opowiadaniem: czarno. Czy Wy rozumiecie tę monotonię? Nie rozumiecie, więc nakazuję Wam ją przerwać. Mamy tak ogromną gamę kolorów, a wszyscy jak jeden mąż: czarno. Jeszcze chwila i na widok opieprzowego szablonu będę rzygać. Całe szczęście, że ktoś wpadł na genialny pomysł i rozbił tę czerń turkusem, bo musiałabym zrezygnować z oceniania. Ale do rzeczy, bo tak się składa, że oprócz czerni jest też tutaj trochę innych rzeczy do omówienia. Na przykład adres: mojniesmiertelny. Już mam w oczach boskiego Lambert’a i żywię głęboką nadzieję, że Twoja pisanina choć odrobinę dorównuje mu urokiem osobistym. Podoba mi się i to by było chyba na tyle w temacie. Wreszcie polski, zwięzły, coś przekazujący i interesujący. Uważam to za ogromne komplementy, więc żebyś nie popadła w samo-zachwyt spoglądam na belkę. Od razu mam ochotę odwiedzić Cię z brzytwą i kwaskiem cytrynowym. Po jakiego grzyba, tłumaczysz w belce swój adres na wersję angielską, skoro cały tekst jest po polsku i wątpię (nawet bardzo wątpię), żeby jakikolwiek anglojęzyczny człeczyna nosił się z zamiarem czytania tego? Brakuje mi tu artystycznego, głębokiego rozmachu… Jakiejś sentencji, myśli przewodniej opowiadania, czegokolwiek! Powracając do szaty graficznej, to muszę rzec, że nie urzeka. Chyba wyjdę z rybką na spacer. Trochę się przewietrzę, chociaż Absolut robi mi na złość, bo na dworze też jest czarno! Tylko z domieszką białego i subtelnego brązu. Eeech… Rzuciły mi się w oczy wykrzykniki w liczbie… eee…. dużej. Bardzo ich dużo, czytać jako: zdecydowanie za dużo, a mam tu na myśli tę uniwersalną z Informacjami. Poza tym mnóstwo myślników, co skłania mnie ku przekonaniu, że narobiłaś bałaganu. Moi drodzy, mimo wszelkich zastrzeżeń, chylę czoła, bo wreszcie ktoś wyjustował opowiadanie. Jesteś moją boginią układu.
Nagłówek: 2/5
Tajemnicza kobieta, w wersji zdublowanej i to trochę za dużo na mnie jedną. Nie da się ukryć, że kobieta łamane przez dziewczę jest piękną istotą, ale ma zachwiania osobowości i niezłe zadatki na EMO. Rozmazana sobie płacze… Mogłabym uznać, że to pasuje do całości, że ma jakiś smaczek, tylko ta biała pręga po prawej zepsuła efekt. Czy Ty tego nie widzisz? Poza tym, jakbym była jakimś analfabetą, czy upośledzonym informatycznie, powtarzasz w nagłówku belkę. Zaraz się chyba na niej powieszę.
Treść: 8/10
Przejrzałam pobieżnie Twoją radosną TFUrczość, dlatego nie bez entuzjazmu zabieram się do czytania. Oczywiście od prologu przez tyle rozdziałów ile wytrzymam. Chciałabym choć raz dojechać do końca i nie ziewnąć, a beknąć rozdzierająco na znak, że się przyjęło.
Zaczyna się tajemniczo. Wreszcie wykazuję jakieś zainteresowanie blogowym opowiadankiem. Dziwi mnie natomiast kilka faktów. Stworzono nową rasę - Nieśmiertelnych. Wszyscy są w laboratorium i opisujesz poszczególne grupki nowonarodzonych, mówiąc po ile mieli lat. Czy to nie dziwne? Jak na pierwszy rzut oka bardzo. Poza tym mówisz o „całej armii”, a w gruncie rzeczy było ich ledwie dziesięciu. Trochę mało adekwatne to słowo „armia”. Następnie opisujesz w zawoalowany sposób przeszłość głównej bohaterki – Alex. Jak ja się cieszę, że nie czytam wyrwanych z kontekstu zdań, podstępnie naśladujących wcześniejsze życie bohatera. Przyznaję, jest w tym coś intrygującego. Trochę mnie zdenerwowała zmiana narracji, ale postaram się nie uprzedzać. Szczerze mówiąc wreszcie trafiłam na coś, co czyta się zaskakująco przyjemnie. Jest ta nutka tajemniczości, jest coś co sprawia, że mam ochotę wrzucić kolejną stronę, a jestem już na poście pt. „Geniusz”. Osobiście irytuje mnie postać głównej bohaterki, która robi z siebie ofiarę, ale chyba to co właśnie powiedziałam skłoniło mnie do studiów psychologicznych. Pomagać błądzącym owieczkom i uświadamiać, że nie są winowajcami zła na świecie. Choćby dla takiej Alex, która podobnie jak dziewczyna z nagłówka ma zadatki na EMO. Mamy tu osobliwy przypadek, rzadką mieszankę socjopatii, nerwicy natręctw i psychozy maniakalno-depresyjnej. Co jednak nie zmienia faktu, że opowiadanie się rozkręca w najlepsze i coraz bardziej mnie wciąga. Wreszcie zaczynają się zmiany. Masz dziewczyno, jakieś wyczucie, że wiesz do kiedy opisywać stany psychotyczne głównej bohaterki, a kiedy przestać i zrobić zwrot akcji. Tutaj zrobiłaś taki zwrot wraz ze zmianą osobowości i nastawienia bohaterki. Zdawałoby się, że tajemniczy Collin ma na nią jakiś dziwny wpływ. I jest zdecydowanie, jak dotąd, najbardziej zagadkowym osobnikiem w opowiadaniu. Jedyne co przemawia na jego niekorzyść, to blada cera, zimne spojrzenie i oczy. Jakby był nadprzyrodzonym ufoludem, albo (nie daj borze szumiący) Cullenem. Brrr… ta myśl mnie przeszyła na wskroś, więc może zanim się uprzedzę, przeczytam dalej. Okazało się, że Alex dostała swojego opiekuna. Tak, jakby właśnie spadł z księżyca, żeby ulżyć jej w cierpieniu. Całe opowiadanie, jak dotąd, jest bardzo wciągające i zdecydowanie dobre, jeżeli idzie o fabułę, ale coś za mało się dzieje. Jest troszkę monotonnie. Ona ciągle mdleje, on ją ratuje z opresji i żadnych większych wydarzeń, tylko zwykłe dni. Co nadal nie zmienia faktu, że jestem przy rozdziale szóstym i zamierzam czytać dalej. Retrospekcja w jednym z rozdziałów sprawiła, że omal nie spadłam z krzesła! Jeżu Przekolczasty! To może ja dokończę całość i wrócę do pisania, jak się ogarnę. Twoje opowiadanie mnie coraz bardziej zaskakuje. Collin rzeczywiście wykazał się nadprzyrodzonymi zdolnościami w taki sposób, że mam wrażenie, że jego imię nie jest przypadkowe (Collin -> Cullen). Może ja się po prostu czepiam i za dużo blogasków czytam, ale tak mi się niestety skojarzyło. W ostateczności nasunęło mi się też inne skojarzenie, bo przecież Lambert również był barbarzyńsko silny w „Nieśmiertelnym”. Niezależnie od tego co z czym kojarzę, opowiadanie zainteresowało mnie na tyle, że czytam dalej. Wnioskuję, że teraz nastąpi jakaś zmiana, bo tytuł rozdziału brzmi trochę inaczej.
Wiedziałam, że coś z tym mutantem nie tak! On jest Nieśmiertelnym…. Łaaaaaaał, chciałoby się rzec. No, ale niestety tutaj się robi dziwny splot, którego nie powstydziłby się szanowany wytwórca precli. Całe opowiadanie traci swoją magię, bo przychodzi czas na rozwikłanie zagadki. Dalej to już może być tylko walka przeciwko złym Panom/Ojcom Nieśmiertelnych i obawiam się, że urok pomalutku ulatuje. Tylko, że nie rozumiem, jak to się stało, że Ben-Geniusz tak nagle wpadł na rewelacyjny pomysł i natychmiast znalazł w Internecie listę, od razu wiedząc, gdzie się udać. Ja rozumiem, że geniusz wrodzony zobowiązuje, ale bez przesady. Dalej wydarzenia potoczyły się bardzo szybko, a w całym czytaniu rzuciło mi się w oczy kilka niuansów wymagających zrewidowania. Włamanie do galerii handlowej w istocie imponujące, tylko zastanawiam się po co w ogóle Collin ciągnął ze sobą tę nieszczęsną dziewczynę? Była dla niego tylko ciężarem, mógł załatwić sprawę sam bez stresu, że młoda zarobi kulkę w łeb. Rozumiem jej upór i konieczność dalszej narracji (bo mamy tu pierwszoosobową), ale to mi zgrzytnęło, bo ona mu się kompletnie do niczego nie przydała. Następna sprawa, która niekoniecznie była trafiona, to usłyszenie w wiadomościach, że Panowie upozorowali śmierć Alex i jej Brata. Przecież, u licha, ani Alex, ani Ben nie byli dziećmi celebrytów, czy innych sław. Jakby w TV mówili o śmierci każdego, to nie mieściliby się w czasie antenowym. Rozumiem, że to mogła być dość widowiskowa śmierć, ale trzeba było jakoś zaznaczyć, że mówiono o dwójce zmarłych w wypadku nastolatków. Poza tym Alex spędza większość czasu w domu Nieśmiertelnego i kiedy wypada jej zdjęcie, kaleczy się szkiełkiem, a on leci do niej jak niańka z plastrem. Plaster!? U istoty, której rany goją się samoistnie w mgnieniu oka? Zły pomysł. Ponadto umiejscawiasz akcję w Stanach Zjednoczonych i z tym wiąże się pewien problem. Nie mówię tutaj o nazewnictwie, bo przyznam szczerze, że dobrze się przyłożyłaś, żeby to brzmiało wiarygodnie. Rzeki, ulice, wszystko razem się składa, ba! Nawet dobrze obliczyłaś czas podróży między Waszyngtonem, a Nowym Jorkiem. Tylko w pewnym momencie umknął Ci pewien drobiazg, a konkretnie mowa o ostatnim rozdziale. Collin chce jej wyrobić dowód, dodać jej lat, żeby nikt nie mógł się uczepić, że podróżuje z nieletnią. Problem w tym, że mówi, cytuję: „Musimy ci zrobić zdjęcie do dowodu. Od dziś masz osiemnaście lat.”, a w USA pełnoletność, a wraz z nią dowód osobisty otrzymuje się w wieku 21 lat. Taka jestem mądra i dlatego mnie nie zdziwiło, że szesnastoletni chłopak ma prawo jazdy.
Podsumowując: nie mam większych zastrzeżeń, poza wymienionymi przeze mnie detalami. Natomiast mam jeszcze kilka rzeczy do powiedzenia, np. to, że były notki lepsze i gorsze, bynajmniej nie chodzi o ilości błędów. Niektóre to lanie wody, a w niektórych ciężko się połapać o co chodzi. Właśnie. Mam też duże zastrzeżenia, co do poprawności w dialogach, które czasem były chaotyczne i nie szło się zorientować kto, co mówi. Czytając czuć, że tak się spieszysz z napisaniem kolejnego zdania, że umyka Ci sens. Wrzuć trochę na luz i oddychaj pisząc, bo się zrobisz sina. Trochę szkoda, że bohaterowie są tacy młodzi, co sprawia, że musisz się nagimnastykować, żeby brzmiało to wiarygodnie. Czynnikiem równoważącym są nadprzyrodzone zdolności nieśmiertelnego. To dla Ciebie dobre rozwiązanie, bo możesz wprowadzać różne cuda i cudeńka do opowiadania, a to swoiste pójście na łatwiznę. W opowiadaniu było też trochę humoru, głównie w rozmowach Alex i Collina (patrz: Technika Stalowej Stopy, co mnie rozbawiło do łez). Umiesz ironizować i w większości dialogi są przyjemne. Kończąc te moje nudne wywody muszę przyznać, że opowiadanie jest bardzo dobre, chociaż pozostawia trochę do życzenia. Jest to niezły pomysł, chociaż wątek ich miłości jest bardzo przewidywalny, co rekompensuje mi trochę wartka akcja. Myślałam raczej, że pociągniesz to w formie prywatnego dochodzenia dziewczyny. Zrobisz z tego jakieś mocno owiane tajemnicą śledztwo, ale widać mam do czynienia nie z thrillerem, z ze zwykłym kryminałem science fiction, czy czymś w tym guście. Wszystko jednak przemawia na Twoją korzyść, bo przeczytałam całe i nie poczułam się znudzona, mimo licznych potknięć językowych. No właśnie…
Ortografia niestety poprawność językowa: 5/10
Tekst niestety nie jest wolny od literówek. Poza tym mam wrażenie, że używasz wszystkich tych przecinków, których brakuje na innych blogach. Też masz jakąś manię? Nie wiem, czy udało Ci się dojście do porozumienia z wujciem Onetem, jeżeli nie to garść pomocnych rad. Wujcio skleja wyrazy, kiedy kopiujemy je z Worda, a skopiować je musimy, żeby tekst był wyjustowany. Jedyna rada na to, to po prostu nie edytować raz dodanej notki i wszelkie poprawki nanosić w w/w programie. Jeżeli się spieszysz, nie masz czasu, a chcesz dodać rozdział zrób to, ale w wolnej chwili wrzuć tekst do naszego ulubionego programu – Worda, nanieś poprawki i edytuj posty. Nie jest to nic trudnego. Teraz trochę błędów, które najbardziej rzuciły mi się w oczy, i które koniecznie trzeba poprawić.
Cytat: „idealnych pod każdym względem Twarze nowo narodzonych, niczym nie przypominały tych bezradnych dzieci z przed paru lat.” Po pierwsze zabrakło kropki, która pewnie teraz jest zżerana przez Twoje kwasy żołądkowe. Po drugie: SPRZED. Ten błąd pojawiał się wiele razy, dlatego radzę Ci to zapamiętać. Po trzecie przecinek jest tu potrzebny, jak kosiarka do trawy na pustyni.
Cytat: „Chwilę potem zrównał się z bratem, i powodził palcem, powoli zatrzymując się na każdej twarzy.” Powodzić to się może komuś, kto ma full kasiory i dostatnie życie. Wodził, jeżeli już. Przecinek zbędny przed „i”.
Cytat: „ Niemalże, się obudziłam, poczułam taki żal.” Znów nawpychałaś przecinków. Poza tym zdanie jest dziwnie przestawione, jakby potrącił je tramwaj linii 6. Powinno być raczej: Poczułam taki żal, że niemal się obudziłam.
Cytat: „Z domu wybiegła moje mama i rzuciła się w naszą stronę.” Literówka, których jest dużo, dużo więcej. Moja mama.
Cytat: „Sama go nie odnajdę. - wyjąkałam i zaniosłam się kolejny raz szlochem.” Kropka po wypowiedzi zbędna, bo opis jest jej kontynuacją! Takich błędów również było mnóstwo. Poza tym drugi człon znów ma dziwną inwersję, lepiej byłoby: (…) i kolejny raz zaniosłam się szlochem.
Cytat: „Moim zdaniem, tylko ja po prostu byłam jeszcze w nadziei.” Zdanie nie ma sensu. Widzisz to?
Cytat: „Mama jakieś pół roku temu, nie wytrzymała moich napadów płaczu kiedy szłyśmy na zakupy, kupić coś coraz większego i jakieś nowe rzeczy,” To zdanie również jest pozbawione logiki i nafaszerowane przecinkami, jak indyk warzywami, na święto dziękczynienia. Zbędnymi przecinkami.
Cytat: „Nałożoną miałam miskę z płatkami, zalałam ja sobie tylko mlekiem.” Na co miałaś nałożoną tę miskę? Na głowę, czy raczej na nogi?
Cytat: „Ale mogłam też przysiądź, ze w jego oczach tliła się nadzieja.” Jak mniemam chodziło o „przysiąc”.
Cytat: „Biały kołnierz, koszuli przywoływał mi czasy rycerzy okrągłego stołu.” Następna śmieszna konstrukcja. Może lepiej byłoby: „przywodził mi na myśl czasy (…)”?
Cytat: „Jego ciemnobrązowe włosy, z opadającą na czarne brwi układały się do zewnątrz,” Zjadłaś słowo „grzywką”?
Cytat: „Przepisałam bezwiednie lekcje, nie bardzo zastanawiając się nawet, o czym były lekcje.” Powtórzenie. Lepsza wersja: „Przepisałam bezwiednie lekcje, nie zastanawiając się nawet o czym piszę.”
Cytat: „nie warto było ryzykować życiem przechodnich.” Przechodniów.
Cytat: „po jego długich bladych placach,” Placach? On ma białe długie place? Czy palce? Czy może plecy?
Cytat: „Wyobrażałam sobie przez całą godzinę jak go zagaduję do niego,” Masło maślane i pralinkowa pralinka.
Cytat: „Zaschło mi w gardle i często zapominałam się nawadniać, przez to, iż byłam zamyślona.” Nawadniać? A co to ona jest? Polem, które potrzebuje całego systemu irygacyjnego? Może roślinką? Wystarczyłoby: „o piciu”.
Cytat: „To podobieństwo nie spowodowało bólu, nawet kucia” Jeśli już, to „kłucia”, bo kuć to można podkowy, miecze, tarcze, zbroje i cały inny metalowy ekwipunek.
Cytat: „– Widać może –” Urwę łeb. Jeżeli chodziło o ogrom wody, to pewnie było to MORZE. Jeżeli chciała coś powiedzieć, ale urwała, to konieczny jest trzykropek, jasne?
Cytat: „- Do motelu – odpowiedział chłopak – Masz racje, nie mamy nawet strategii – dodał” Brak kropki na końcu i to stosujesz notorycznie. Mogę wiedzieć czemu? Każde zdanie musi się kończyć kropką. Każde. K-A-Ż-D-E.
Cytat: „- L-liz? – wyjąkałam z niedowiedzeniem” Niedowierzaniem, jeżeli już.
Cytat: „- Tak, nawet imienia – przytaknął” Tutaj chodziło o „imiona”.
Cytat: „Gdzie tylko się spojrzało, można było też dostrzec jakieś niedojedzone jedzenie,” Taak, a wtedy się obudziłaś. Niedojedzone jedzenie, zepsute zepsucie i beznadziejna beznadzieja. Zainwestuj w słownik synonimów.
Cytat: „wskazał na dziórę w ziemi.” Tu mnie rozłożyłaś, kochanie. To jest błąd ortograficzny, rangi S. DZIURA.
Jak widać konieczny jest Ci program, który podkreśli skutecznie Twoje błędy. Zainwestuj w niego, popracuj nad opowiadaniem i naprawdę będzie miało ręce i nogi. Poza tym stwierdzam, że umiesz opisywać stany uczuć, miejsca i zjawiska. Dialogi przychodzą Ci gładko i całość czyta się przyjemnie. Kupimy Ci tylko maszynkę, żebyś mogła zbędne przecinki przemielić na brakujące kropki i będzie dobrze.
Układ: 2/5
Tekst wyjustowany! Mam ochotę całować Cię po stopach! Niestety tylko za to. Na potrzeby tego opowiadania spokojnie wystarczyłby układ jednokolumnowy z Menu na górze, a statystyką na dole. Informacje mogłabyś wtedy wepchnąć pod Menu i każdy byłby szczęśliwy. A już najbardziej, to chyba ten nagłówek, któremu się biały plaster do boku przykleił. Potrzeba szablonu, to się udać do szabloniarni i całość od razu zyska. Czy podstrony muszą się otwierać w nowych kartach? Chyba nie.
Temat: 4/5
Wałkowanych było sto różnych wersji mutantów. Tutaj mamy wykorzystanie Nieśmiertelnych, kilku nowych opcji, czyli jest w miarę oryginalnie. Największe plusy, to to, że można czytać i się człowiekowi nie nudzi. Intrygujące i wciągające, a za to należą się punkty. No i chyba mi się beknęło.
Czytelność i obrazki: 2/5
Czcionka tutaj jest miniaturowa. W dodatku biała na czarnym, a więc wszystko fruwa przed ślepiami, jak człowiek nie zastosuje magicznej formułki i nie powiększy tych mróweczek. Uważaj, bo Lovett to mrówki paluchami rozgniata. Tylko z białymi jeszcze nigdy się nie zetknęła. Jeżeli idzie o obrazek, to muszę przyznać, że jest bardzo ładny, a po lekturze stwierdzam, że chyba nic lepiej tu nie będzie pasowało. Tylko zrób coś z tym białym przylepcem, bo mi ślepia wyżre i zaknebluje moje poczucie estetyki.
Dodatkowe punkty: 4.
Z czystym sumieniem, za miłą lekturę.
Punkty: 31/60
Ocena: dobra.
Dlaczego, jak zacznę pisać ocenę, to nic nie jest w stanie oderwać mnie od komputera dopóki jej nie ukończę? Ocena długa i męcząca dla postronnych, ale mam nadzieję, że choć odrobinkę pomogłam autorce bloga. Jeżeli idzie o błędy, kochana, to mogę pomóc, a wiesz gdzie znaleźć mój nr gg.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz