Jestem zepsuta do szpiku kości I wiem, że nienawidzicie mnie tak bardzo, że aż strach. Opieprzowi zachciało się umrzeć, ale cóż… Mediate ma to do siebie, że ostatnie krople krwi wyleje właśnie tu!
Żeby jakoś się usprawiedliwić – jak to mam w zwyczaju – ocenę bloga pierwszego w kolejce miałam już prawie skończoną, ale nagle wirus dopadł komputer i wszystko umarło. Łącznie z moją motywacją… Dlatego też zaczynam od nowa dopiero dziś. Kantoadventurepokemon wraca na mój pokład.
Pierwsze wrażenie?
Cóż… Adres nie jest jakiś wybitnie oryginalny. Od razu wiadomo, że chodzi o pokemony… ich przygodę… region Kanto. No i to tyle. Zdecydowanie jest to link za długi. Czasem człowiek chce pamięcią wrócić się do dawniej przeglądanych stron, jak ja mam zapamiętać takiego tasiemca?! Skoro już zdążyłaś kilkukrotnie zmienić adres bloga, to chyba zmiana adresu też nie będzie problemem, czyż nie? Chyba że otacza Cię już rzesza wiernych fanów, to jakoś możemy to przełknąć.
Przechodzimy do belki, w której raczysz nas tekstem: „Pokemon – Kanto Adventures: Johto Specials”. No i aha. Czyli, że to co zobaczyłam w adresie to już był skrót! Po moim krótkim wywodzie chyba już nie muszę dodawać nic więcej w kwestii belki, bo wszystko powiedziałam wyżej. Tu tylko sprawa się pogarsza.
Wygląd taki mocno przeciętny. Naprawdę era grafiki na blogach nic a nic nie poszła do przodu odkąd umarło blogowanie na Onecie?! Ale wracając do rzeczywistości…
Tło psuje kompletnie efekt. Sam nagłówek jest dość „pstrokaty”, a te bąbelki tylko psują ten całkiem… nijaki klimat. Kolorystycznie nawet nieźle, ale bez tych baniek. Raczej bym zwróciła się tu ku delikatnej pasteli. Delikatnej, bo ten nieco ostry kolor nawet pasuje.
Nagłówek mógłby mi nawet przypaść do gustu, ale co to jest za epopeja wydziergana po lewej stronie?! Że jakiś krótki cytat mniejszą/większą czcionką dodany, to jeszcze zrozumiem, ale to? Za długie. Jak piękny by to twór nie był, to za długie. Przy takim nagłówku ten napis nie ma prawa bytu. Jeśli już koniecznie chcesz umieścić ten cytat to w jakiejś ramce na górze, pod nagłówkiem. O wiele lepiej by to wyglądało. Albo dać coś krótszego, co by ta lewa strona nagłówka pustką nie świeciła. Poza tym? Nagłówek bardzo prosty, co już wspomniałam. Ma trochę uroku w sobie, ale też trochę odpycha swoją przesadną prostotą. Ciężko znaleźć ten balans. Generalnie to ta postać dziewczęcia mi się nie podoba. Jakaś taka szkaradna i w kompletnie innym stylu narysowana jak postacie z Pokemonów. Może to to.
Poniżej nagłówka nieco lepiej. Zakładając, że tło byłoby już naprawione, odrobinkę bym pociemniła tło pod tekstem. W lekki szary czy fiolet (ale jaśniejszy niż jest przy ramkach po lewej). Wtedy już nic by się nie gryzło. I tu tyle. Next please.
Do zakładek nic nie mam. Fajna czcionka, dobrze zrobione. Treściwie, na temat. No może tylko to, że zostawiłabym te napisy w kolorze czarnym na stałe. Lepiej się czyta.
Ramki po lewej prezentują się nawet nieźle, ale tytuły zdecydowanie za duże. Zjeżdżając w dół pierwsze co widzę to „O MNIE”. Ja wiem, że Ty jesteś tu ważna i właśnie Ty tworzysz tę historię, ale bez przesady. To Twoje bazgroły powinny świadczyć o Tobie, a nie ramka. I to również jedyna uwaga, ponieważ reszta jest poprawna i skromna.
To czas przejść do tekstu?
Mediate w krainie Pokemonów
1. Once upon Viridian Forest
Uuuuu… To tak po angielsku. Czyli piszesz też po angiels… No nie. Strona się wczytała i nie. Czy polski jest tak straszny, że trzeba go zastępować innymi językami? Ja rozumiem, że się kształcimy, że trenujemy obce języki, ale bez przesady. Chociaż własny język stwórzcie, jak chcecie być takimi poliglotami.
Przyznam bez bicia, że dawno z Pokemonami nie miałam nic wspólnego. No może z PokemonGo, ale tam wybitnej wiedzy z anime mieć nie trzeba było mieć, dlatego też po drodze postaram się odświeżyć nieco swój mózg. A może Ty to zrobisz za mnie?
Bardzo ładnie się zaczyna. Widzę, że masz polot i wiesz jak pisać, ale mała uwaga. Kończysz akapit słowami, że korzeń przypomniał bohaterce, aby nie chodziła z zamkniętymi oczami i nagle następny akapit, gdzie dziewczyna chłonie uszami bzyczenie jakichś zwierzątek. Ale, że się wywaliła i tak „OOOOLAĆ”? Chociaż krótkie zdanie, że się przewróciła, obtarła trochę kolano i usłyszała to bzyczenie. Jako autor jesteś odpowiedzialna także za realistyczność swoich bohaterów. Na żywo nie zwracasz uwagi na wiele swoich reakcji, ale w książce musisz mieć czasem najprostsze podane jak na tacy, bo inaczej czytelnik nie będzie wiedział, o co chodzi.
Ogólnie brak jakichkolwiek opisów jest przykre. Dla kogoś, kto pokemony zna jak własną kieszeń, nawet wyobrażenie emocji bohaterów jest proste. Dlaczego? A dlatego, bo nieświadomie kopiujemy emocje, które zostały nam podane w anime. Nie zapominaj jednak, że czytać Cię mogą młodsi czytelnicy, którzy mogą pokemony kojarzyć, ale jednak to pierwsza seria ukształtowała nasze pokolenie, kolejne były już jednak kontynuacją.
5. Little fire takes you higher
Zdecydowanie opisy to coś, nad czym powinnaś popracować. Czytam trzeci akapit i nagle straciłam orient. Czy ja się znajduję w kuli wody, czy pudle niepełnym powietrza. Już pominę, że Cyndaquill cały czas wytwarza ogień, a bohaterka oprócz delikatnego zwrócenia mu uwagi wciąż nieźle przędzie. Jestem gdzieś w jednej trzeciej rozdziału – a na moją wyobraźnie, to już dobry kawał czasu minął – i ciągle nic. Swoją drogą, czemu trenerzy nigdy nie mogli „schować” danych pokemonów z powrotem, kiedy była ku temu okazja, a nawet i wolne pokeballe? To jakaś magiczna sztuczka, której nikt mi nigdy nie mógł wyjaśnić.
„O nie…” – jęknęła w myślach – „plecak…” – Serio? Tyle myślała, jak się wydostać i jak przeżyć w tej wodzie, a zamoczenie plecaka jej umknęło? Dobrze, że chociaż szybko jej przeszło.
Wtrącenie mnie wytrąciło z tematu. To był dialog. Zero opisu. Ja wiem, że takich mrocznych bohaterów z serii „na później, bo budują atmosferę” nie charakteryzuje się wybitnie, ale chociaż drobne szczegóły.
A dalej byłoby miło, gdyby nie doszło do akcji ratunkowej. Wybacz, że się przyczepię, ale kto z odpowiednią wiedzą (a według opisu tę wiedzę miałaś) ratuje tak dziecko? Ja Ci nie każę ratownictwa studiować, ale od podstawówki przerabia się lekcje pierwszej pomocy. Ba! W liceum nawet jest nawet specjalny przedmiot, który tej tematyce się poświęca (U mnie to było „przysposobienie obronne”, ale raptem roczniki zaraz po mnie – nie dam głowy uciąć czy dosłownie rok po mnie, ale prawdopodobnie - miały „edukację dla bezpieczeństwa”). Ale jakimś dziwnym trafem, mój przedmiot brzmiał groźnie, ale bandażowałam kolegów na zaliczenie i maltretowaliśmy manekina, aż nie ożył, a mój brat jedynie patrząc na manekina miał powiedzieć, jak powinno się go reanimować lub na jaki numer zadzwonić (serio? Zaliczenie ze znajomości numerów alarmowych?!). To tylko cztery lata różnicy. Serio?! Pamiętam do dziś tę lalkę podobną do sławetnej Baby Born, którą kładliśmy na przedramieniu i klepaliśmy, aż kaszką lub Lego nie odpowiedziała. Eh. Zdenerwował mnie ten fakt i litanię napisałam, ale cóż. ] Jedyne co się zgodziło, to używanie kciuków zamiast całych dłoni.
Dalej faktów medycznych tłumaczyć nie będę, bo rozkręciłam się i tak za bardzo. Wystarczy, że złapałam się na tym, że przy opisach z pokedex’u miałam w głowie ten głos z anime. Amen.
10. Enter the Dragon, Exit the Dragonair!
“Albo jest wariatką i seryjną morderczynią, która zwabia nieostrożnych trenerów i następnego dnia przyrządza ich sobie na kolację” – No raczej, tak bym odebrała to w naszych czasach, także tego…
Uznaję Twój talent, bo dobrze piszesz i masz ku temu smykałkę. Wciąż Twoim problemem są opisy. Ja Pokemony znam i mogę sobie dopowiedzieć pewne rzeczy, ale ktoś kto nie zna? Dopowie sobie coś, co kompletnie odbiega od historii.
A tak serio. Zaczynało się świetnie. Ciekawie i nawet wróciły mi czasy dzieciństwa, ale tu zrobiło się nudno… Niby intensywna walka z Kingdrą, ale nic specjalnego. Jakbym obejrzała jeden z pierwszych odcinków. Pochwalę Cię jednak za humor, bo potrafisz czasem rzucić sarkastycznym, ironicznym lub cynicznym tekstem, który cieszy moje wampirze ząbki.
Poza tym akcja wrzała i, nie powiem, było ciekawie, ale dialogi... Ja już nie chcę pisać po raz któryś tutaj, ale oprócz rozmów bohaterów, jakiś opis musi być. MUSI! Nie przesadzony. Nie taki, jak w „Nad Niemnem”, gdzie przez dwadzieścia stron spada liść, ale jakiś musi być!
15. Put some spice to that ice!
W końcu zaczęłaś dodawać opisy, ale nie mogłoby się obyć bez problemów. Ewidentnie masz jakiegoś focha na prozę, bo wyglądają tak, jakbyście się wzajemnie obrazili na siebie.
Akcja się rozwija, ale mam wrażenie, że zbytnio zwolniłaś tempo. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Z jednej strony ciągła akcja byłaby przesadą, ale zbytnie ostudzanie czytelnika po Twoim wcześniejszym „wjeździe z buta” może być męczące, frustrujące.
Swoją drogą, nie wiem czy to ze mną jest coś nie tak, czy też naoglądałam się za dużo dziwnych anime ostatnimi czasy, ale dlaczego wietrzę romans Nathaly z Prycem?
W sumie dodałoby to trochę pikanterii.
26. A fishing line of a bad luck
Dotarłam do ostatniego, na razie, rozdziału, więc zobaczymy sobie, jaki postęp poczyniłaś.
Na pierwszy rzut oka, widzę że dialogi stanowią już 99% rozdziału, a czytelnik ma sobie sam wyobrażać, co, jak i kiedy. Mówiłam już, że istnieją tacy ludzie, którzy nigdy nie oglądali Pokemonów albo po prostu nie pamiętają wielu rzeczy? Serio.
Nie wiedzieć czemu, ten rozdział jakoś mocno przypadł mi do gustu. Nie wiem, czy to z powodu pewnej nostalgii, którą po sobie zostawił, czy po prostu Twoje opowiadanie tak mi przypadło do gustu.
Wiem, że to co teraz powiem nie będzie wybitnie odkrywcze, ale co mi tam. Podoba mi się konwencja gadających pokemonów. Nie muszą one mówić ludzkim językiem, ale ciekawie jest wiedzieć, jako czytelnik, co im tam w tych główkach siedzi. Tak tylko sobie gdybam. Nic tam nie sugeruję. He, he.
Ogólnie rzecz biorąc, podoba mi się Twoje opowiadanie. Mimo że z początku byłam sceptycznie nastawiona, bo taki temat wydawał mi się średnio ciekawy, to Tobie udało się pokazać mi, że się myliłam. Masz dobry warsztat i wiesz jak pisać. Mankamentem, chyba jedynym, który mnie strasznie irytował, to te skromne opisy i zbytnie skupienie się na dialogach. Ale to kwestia do dopracowania i wierzę, że dasz radę to zrobić.
Pokemony w krainie błędów
Po cóż te akapity, gdy dajesz wypowiedzi bohaterów? Nie ma tam akapitów! Na upartego strzel dwa razy w spację, ale akapity? NIE, NIE, NIE!
„Potem zwinął się wkulę [...]” – ukradło spację.
„[…] i nie bała się panicznie każdego kontaktu z wodą głębszą niż ta w wannie” – raczej nie „każdego”, a „żadnego”. I przecinek przed „niż”.
„[…] to znów zmniejszały się nieznacznie w miarę jak Pokemon oddychał.” – przecinek przed „w miarę”.
„O nie…” – jęknęła w myślach – „plecak…”. – Kropka na końcu nie potrzebna.
„[...] najmłodszy lider owadziej sali w dziejach Ligii Johto” – nie chodziło o Legię (C-CW-CWKS LEGIA)?
Błędy wynikały z niedopatrzenia, a nie z niewiedzy, więc muszę (ha! Nie muszę, a mogę!) pochwalić, za piękną polszczyznę. Mimo słabego pierwszego wrażenia, potem dałaś niezły popis.
Mimo że Pokemony jakoś mnie nie przekonywały, to Ty dałaś radę. Przeczytałam dwadzieścia sześć rozdziałów i czuję się zadowolona. Niemal do samego końca nie mogłam dopuścić myśli, że tak banalna tematyka jaką są Pokemony, mogą poruszyć moje serce. A jednak mogą.
Gdybym mogła przydzielać oceny - a mogę, bo jestem tu szefem - dałabym Ci mocne 4 (no, takie 4,5 naciągnięte ewentualnie) za tekst, ale za wystrój wnętrz mocne 3- akademickie.
Literacko jesteś dobra, ale graficznie troszkę mniej uzdolniona. Liczę, że nieco zmienisz swoją stronę i trafisz raz jeszcze pod moje macki. Jest dobrze. Nie jest perfekcyjnie, ale jest dobrze. Jeśli nadrobisz te opisy, to jestem skłonna, aby krzyknąć „śledzę”.
Pozostaje tylko oficjalnie pogratulować i życzyć powodzenia w pisaniu, bo z tego są ludzie.