Nerwowa reakcja na krytykę nie kładzie jej kresu. Przeciwnie, rodzi w oceniającym przekonanie, że ma rację w tym, co mówi. — Richard Carlson
Witamy na Opieprzu!
czwartek, 14 stycznia 2010
(470) love-or-friend
Pani Lovett zamierza rozgryźć lukrowane, słodkie ciacho o nazwie love-or-friend, przy dźwiękach wybitnych skrzypiec – Pana Jelonka.
Pierwsze wrażenie: 0/10
Ma ktoś walerianę, Nervosol, albo najlepiej melisę? Muszę się uspokoić. Nikt nie ma? To będzie rzeź, w dodatku wykonana obusieczną bronią, bo z jednej strony dostanie się Tobie, Autorko, a z drugiej to już Ci się udało rozstroić mnie wewnętrznie. Zaraz też rozstroję się zewnętrznie, bo moje oczy już pomalutku pakują swoje manatki i zamierzają opuścić oczodoły, raz na zawsze. Odczuwam też nieprzyjemne drgania prawej powieki, a moja broda właśnie z hukiem przywitała się z blatem biurka. Zapewniam, że to nie dlatego, że mój język ma ochotę polizać coś słodkiego. Raczej dlatego, że dawno nie widziałam takiego odmóżdżającego szablonu! Powiedz mi, po jakiego kapiszona, nadawać blogowi (angielski!) adres: love-or-friend, skoro od razu patrząc na nagłówek, potencjalny czytelnik dowiaduje się, że jednak LOVE? W dodatku czytam, że to będzie blog wyjęty „Z życia pewnej nastolatki.” Mon dieu! Jesteś mistrzynią w budowaniu napięcia… zaraz sczeznę w niewyobrażalnych mękach i pochowają mnie w różowej trumnie z puszkiem! Tu jest czarno i za przeproszeniem różowo. Z całym szacunkiem, ale nie jestem pewna, czy to można nazwać różowym. To jest jakaś pseudo-cukierkowa odmiana, a od samego patrzenia na nią można się nabawić próchnicy zębów, że o próchnieniu mózgu nie wspomnę. I tak, jak zjadanie prawdziwych cukierków jest przyjemne, tak pochłanianie tego czegoś mnie, delikatnie mówiąc, zmuliło. W dodatku rozdajesz „komciaki”, za wklejenie buttona, masz przyjaciół bloga, a nawet „niepewnych przyjaciół”. Ale, że co? Wpis w tej makabrycznej ramce: „Autorka”, naprawdę nie wróży nic dobrego. Zaczynasz w te słowa: „Jestem tylko człowiekiem...” Och, doprawdy? Nie dinozaurem? Dalej mamy tekst: „Jestem...Mająca swój styl, swoje zdanie ...mająca dystans do ludzi .Rządzić sobą nie pozwalam !” Po co Ci to „jestem”? Nie lepiej wyglądałoby zwyczajne: „Mam swój styl blah, blah itd.”? No i trzymajta mnie ludzie, bo jej łeb ukręcę. Co to za moda na klepanie spacji przed znakiem interpunkcyjnym? Ładniej wygląda? Nigdy w życiu i nawet nie próbuj się ze mną spierać. Zaczynam się poważnie obawiać tego Twojego opowiadanka, po takim wstępie. Moje zęby już wystukują kankana i mam minę kota srającego na puszczy, więc się po prostu strzeż.
Nagłówek: 0/5
Kizi, mizi, taki słodki, że Kasia Cichopek i jej mężulek, przytrząśnięty drzwiczkami od kombajnu, to przy tym pikuś. Pan Pikuś. Jakaś miętosząca się para, na tle różowego (!) nieba z drzewkiem w oddali (dla rozładowania kompozycji zapewne) i milionami serduszek, dla odmiany słodkich do zrzygu. Sam Disney by się nie powstydził taką kompozycją, ale on przynajmniej umiał zachować jakiś smak i gust, a nie narąbać wszelkich możliwych pędzli na jedną kartkę i powtórzyć na środku tytuł swojego dzieła. I jeszcze ten odciśnięty ślad ust w prawym górnym rogu. Za takie pomalowanie świata, to ja bym Ci… no… krzywdę bym Ci zrobiła. Ja wysiadam, bo zarzygam Pana Worka na różowo.
Treść: 0/10
Ten blog, to kara dla mnie za to, że miałam przerwę w ocenianiu. To moja prywatna droga przez mękę, dlatego proszę nie przeszkadzać tylko dać mi w spokoju przeczytać, żeby mieć to jak najszybciej za sobą. Mówię tak nie bez przyczyny, bowiem zdążyłam już zapoznać się ze stylem Twoich notek i całego opowiadania, w związku z czym jestem zdegustowana. Odpuszczę sobie to czytanie wstawek pomiędzy rozdziałami, bo to mogłyby być gwoździe do mojej różowej trumny i zabiorę się od razu za Rozdział I.
Niestety, jestem zdruzgotana lekturą. Za to, że dialogi są źle wyróżnione i obserwuję zanik wszelkiej interpunkcji, oberwie Ci się niżej. Dlatego teraz zamierzam poznęcać się nad kreacją głównej bohaterki i miejscem akcji. Główna bohaterka - Alex, to tak, jak bywa w tego typu opowiadankach – ideał. Ma bogatych i sławnych rodziców, jednak wcale jej się to nie podoba, chodzi do zwykłego gimnazjum, ma zwykłych przyjaciół, grono wielbicieli, a poznajemy ją w momencie największego załamania, kiedy właśnie rzuca ją facet. Niech zgadnę, co się potem wydarzy… No i nasza główna bohaterka ma służbę, „zwaną” pokojówkami i kamerdynerem. Alex nie jest zwykłą, polską nastolatką, a gdzieżby tam! Mieszka w Chicago, zupełnie tak, jakby akcja opowiadania nie mogła rozgrywać się w Warszawie, Pierdziszewie, czy na Mazurach w romantycznej scenerii. Cały rozdział pierwszy to przewidywalne flaki z olejem, ubrane w brzydkie słowa.
Drugi rozdział, to nie mniejsza porażka. Wszyscy jadą na lotnisko, są drętwe dialogi i udawane podniecenie. Oczywiście chłopak, o wyglądzie playboya, rzec by się chciało, że Mister Lotniska, okazuje się tym na kogo czekają i nie ma się co dziwić, że Alex od razu się w nim zakochuje. Mam nieodparte wrażenie, że poziom intelektualny tego opowiadania oscyluje gdzieś na Twoim poziomie intelektualnym, ergo poziomie spróchniałego pnia drzewa. Oczywiście Alex i Thomas (bo tak ochrzciłaś tego Mistera) odnajdują wspólny język i świetnie im się rozmawia. Mogę o Tobie powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jesteś nieprzewidywalna.
Zatem pomijam dwa posty, które nie wiedzieć po co znalazły się w szerokiej i ląduję na rozdziale trzecim. Mam wrażenie, że teraz będzie jeszcze gorzej, bo zaczyna się od podania godziny. W skrajnych przypadkach jestem w stanie to tolerować, a nawet powiem, że Twój przypadek jest skrajny, ale niestety w tę drugą stronę. Oni są tak dopasowani do siebie, że aż za łeb drze. To jest jakaś marsjańska opowiastka, w normalnym świecie takie rzeczy w ogóle nie mają miejsca. Cały rozdział jest nudny, zionie puchami. Nic się nie dzieje, tylko jakieś kolacyjki, podwójne posiłki i żałosne zdania. Fabuły to można szukać latami, a i tak się jej nie znajdzie, zaręczam. To zwykłe opisy dnia, każdy z innej parafii i ciężko mówić, o jakimkolwiek zainteresowaniu ze strony czytelnika. Musiałaby mnie fura z gnojem przejechać, żebym z którejkolwiek strony uznała Twoją TFUrczość za interesującą.
Ortografia i poprawność językowa: 1/10
Najpierw pozwól, że Cię z kimś zapoznam. Oto on: , - Pan Przecinek we własnej osobie. Zanotuj, ja przeliteruję: P-R-Z-E-C-I-N-E-K. Wbrew pozorom jest on N-I-E-Z-B-Ę-D-N-Y, w każdym, ale to W K-A-Ż-D-Y-M, nawet najgorszym O-P-O-W-I-A-D-A-N-I-U. Teraz proszę przeczytaj same literowane słowa, złóż w jedno i zapamiętaj na wieki, wieków, amen. Dla wyolbrzymienia przecinkowej tragedii zaznaczę, że w pierwszym rozdziale przecinków naliczyłam (uwaga, trzymać się krzeseł) trzy. W drugim rozdziale przecinków naliczyłam dziewięć, ale cztery z nich na złych miejscach. W trzecim rozdziale już jest rozpacz, bo przecinek jest (uprzedzam, że zaboli) JEDEN! Postradałaś zmysły, dziecko? Poza zapomnianymi przecinkami, których Ci nie wybaczę jest masa błędów stylistycznych, logicznych i w ogóle… to tutaj wszystko kuleje. Nie rąbiesz tylko ortografii, czym zasłużyłaś na zaszczytny punkt w tejże kategorii. Przechodzę do cytowania.
Cytat: „Był wieczór ... wielkie krople deszczu spadające ciężko na betonową posadzkę zwaną chodnikiem odzwierciedlały jej uczucia...” Trzykropki powinny stąd wyjechać na taczce. Po co Ci tutaj to „zwaną”? Masz jakąś nerwicę natręctw związaną z używaniem tego słowa? Co najlepsze… to słowo w całym opowiadaniu występowało znacznie częściej, niż przecinki! Z resztą nie rozumiem, jak krople deszczu mogą odzwierciedlać czyjeś uczucia. Znaczy, że co? Że się rozpływa od środka? Głupie zdanie, na szafot z nim.
Cytat: „Cierpiała niezmiernie gdyż była w zdrajcy zakochana po uszy myślała że on też ... lecz się myliła.” Moje oczy robią czwartą rundę po swojej orbicie. Po jasną flanelę, na samym początku opowiadać takie pierdy?
Cytat: „Mieszkała ona w wielkim przypominającym pałac domu gdyż jej rodzice byli bardzo bogaci i popularni w cały kraju lecz ona nie cieszyła się tym zbytnio.” Zbędne słowo „ona”. Długie, chore na niewydolność krążeniowo-oddechową zdanie. Spróbuj je przeczytać jednym tchem, to zrozumiesz o czym mowa. Najlepsze lekarstwo na to, to oczywiście przecinki.
Cytat: „Odwróciła się po czym zbiegła do wielkiej Sali zwaną jadalnia.” Nie mówiłam, że masz nerwicę natręctw? Mam lepszy pomysł na to zdanie: „Odwróciła się, po czym zbiegła do jadalni, którą nazywano w jej domu Wielką Salą”. Takie trudne było, że ho ho.
Cytat: „zdawać by się mogło że większość starszych panów jest zadętych i zimnych ale nie Fryderyk który był zawsze wesoły.” Zadętych? Zadąć to się może krowa, co za dużo zżarła i ma zaparcia. Już daruję sobie mówienie o przecinkach, dobrze? Mam wrażenie, że co bym nie powiedziała w tym temacie, to tak jakbym w kij pierdziała. Bez sensu, po prostu.
Cytat: „w Posiadłości Williamów pracowały a przy tym mieszkały także 2 sprzątaczki zwane pokojówkami, 2kucharki , oraz ciotka Róża” Zabiję Cię za to „zwane”.
Cytat: „a jej nogi zaczęły wykonywać dziwne ruchy czyli po prostu zaczęła tańczyć a cały świat znikną jej z oczu a ona została porwana w wir muzyki ” Tu mi się ciśnie porównanie, niezbyt przyjemne. Twoje palce zaczęły wykonywać dziwne ruchy na klawiaturze, czyli po prostu zaczęłaś bełkotać, a mnie zawirował tekst przed oczami. I za chwilę mnie też zniknie świat z oczu, na rzecz tego różu.
Cytat: „Wakacyjny dzień zapowiadał się świetnie , słońce świeciło wysoko na niebie i wszystko s
zło jak po myśli …” Po jakiej myśli szło? Coś jej myśli podeptało? Stado bizonów? No nie dziwię się, nie dziwię się… Jeżeli już, to „wszystko idzie, jak po maśle”, chociaż to i tak nie zmieniłoby faktu, że zdanie jest co najmniej kulawe.
Cytat: „Ludzie wychodzili z stamtąd i wychodzili i ciągle nie było widać końca .” Pff. Ręce i majtki opadają.
Cytat: „Alex nie mogła się
na niego napatrzeć … był Boski ! Od razu się zakochała.” Żałosne. W dodatku typowe dla niestabilnych emocjonalnie dzieci.
Cytat: „Gdy jechali Alex za kumplowała się z Thomasem .Wywnioskować można było że chłopakowi wpadła w oko nastolatka.” To niech ją szybko z oka wyjmie, bo sobie podrażni śluzówkę. Za kumplowała się? Chyba raczej (bądźmy konserwatystami): zaprzyjaźniła się.
Cytat: „Alex spała jeszcze przytulona do swojej poduszka promyki słońca padały kolejno na jej fiołkowy dywan.” Piękne zdanie. Ty być gruba, ja Cię zjeść. Ba! Nawet jakbyś Ty nie być gruba, to ja i tak Cię zjeść, za okaleczanie mowy polskiej!
Cytat: „Po chwili wstała nałożyła swoje puchate kapcie i w tej właśnie chwili powolnym krokiem szła do łazienki..” Ona ma dwa ciała… jedno nakłada (!) puchowe kapcie, a drugie w tej chwili udaje się do łazienki dokonać ablucji.
Cytat: „Alex poszła jak co dzień do łazienki … Po co ? No jak każdy normalny człowiek weszła wzięła poranny prysznic , wyszła ubrała się po czym umyła zęby.” Właśnie po co? Niech sobie tam robi co chce, niech myje zęby, prostuje włosy, sika i nawet może sobie warczeć w porcelanę. Wszystko mi jedno, a słowo daję, że nienawidzę czytać o porannej toalecie i innych pierdach. To jest po prostu zbyt nużące. Przeciętny czytelnik doskonale zdaje sobie sprawę, co się robi w łazience. No chyba, że jej nigdy nie miał, ale nie traktuj wszystkich, jakby narodzili się za króla Ćwieczka.
Cytat: „Jedli a co chwilę ich usta otwierały się a z nich wylatywało tysiące a może miliony słów .” A nie przypadkiem kawałki naleśników z nich wylatywały?
Cytat: „Thomas natomiast zaproponował Alex wycieczkę rowerową gdyż wiedział od ciotki że dziewczyna bardzo lubi jeździć rowerem .Lecz dziewczyna nie miała dzisiaj ochoty na jazdę . Nastolatka w końcu uległa namowom i zgodziła się.” Ona nie dość, że jest niestabilna emocjonalnie, to w dodatku szybko zmienia zdanie. Jak w kalejdoskopie.
Cytat: „-Non areszcie .Ile można przebierać spodnie?-Rzekł z uśmieszkiem Thomas.” Dla aresztu mówię „si”, a nie żadne „non”. Powinnaś dostać areszt domowy, najlepiej ze słownikami języka polskiego i bez komputera.
Ogółem jedna wielka porażka.
Układ: 1/5
Ramki z prawej za długie. Listy przyjaciół mogłyby z powodzeniem wylądować na podstronach. Jakaś rameczka z Twoim osobistym żalem, że wstawiłaś avatary, a oni Ci komci nie zwrócili, też powinna wylądować w śmieciach. Może nawet i dałabym Ci jakiś punkt, ale za układ tekstu w notkach, mam ochotę wytestować na Tobie kaktusa i tubkę maści rozgrzewającej. Tekst powinien być wyjustowany, dialogi odpowiednio wyróżnione. Było nawet kilka zbędnych enterów, co jeszcze bardziej wyprowadziło mnie z równowagi.
Temat: 0/5
Słucham? To jest opowiadanie takie, jak każde w dodatku z błędami, bez fabuły i mocno naciągane. Brak temu świeżego oddechu, czytałam już setki podobnych, z podobnym skutkiem.
Czytelność, obrazki: 0/5
Literki urządzają sobie disco party. Po dłuższej chwili czytania (czyt. rozszyfrowywania), tak mi się w oczach pierdzieli, że za moment dostanę kręćka, a potem to już tylko różowy kaftan, przystanek (pierwszy i ostatni) Tworki!
Jakaś słodka do przesady świnia mi lata po ekranie i sra gwiazdkami! Ależ ona musi mieć rozwalone jelita! Twoja podobizna, czy raczej nowoczesna hybryda, skrzyżowanie słodkiego mangowego dziecka z kulką wczorajszych skarpet, sprawiła, że już na nic nie mam ochoty. Jedynie na zawał. W skrócie: obrazki przyprawiły mnie o próchnicę zębów i nadmiar cukru we krwi. Nic mi się tutaj nie podoba, i nawet nie jest mi już przykro.
Dodatkowe punkty:
Jedynie ujemne, w liczbie 5, za brak linka do Opieprzu.
Punkty: -3/60
Ocena: niesklasyfikowana.
Zabrakło skali, po prostu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz