Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


czwartek, 27 grudnia 2012

(794) stypendium-narodowosci

Czy wchodząc dziś na Opieprz, spodziewaliście się może, drodzy czytelnicy, jakiegoś autorskiego opowiadania? Może fanfika o Harrym Potterze? Albo też pamiętnika z podróży po Europie? Tu Dziab was zaskakuje, bo sama jej obecność świadczy dobitnie o jednym fakcie - będzie o mandze, nie inaczej! Niezupełnie japoński tytuł bloga jest oparty na bardzo interesującym tytule, znanym jako "Axis Powers Hetalia", a w skrócie jako "Hetalia". Manga jest komedią, ale nie byle jaką, bo sekret jej internetowej potęgi kryje się w pomyśle. Bohaterami są... personifikacje państw. I jest tam nawet Polska! Czy to już nie pachnie jak źródło niewyczerpalnej weny dla statystycznego fana historii? Macie słuszność, dlatego czym prędzej zapraszam was do nowej oceny!

Blog stypendium-narodowosci ocenia Dziabara.

Estetyka


Wrażenia estetyczne 5/10
Na pierwszy ogień idę ja i moje nieodparte wrażenie, że na obiad wprosił mi się Morfeusz z Martixa i wciągnął mnie w jakąś pętlę czasową. Déjà vu wjechało mi w łydkę z siłą rozjuszonego byczka Fernando, a powstający siniak poklepała informacja, że za szablon jest odpowiedzialna znana mi Juliza. Jakiż ten Internet mały, prawda? Małe też będą punkty za nagłówek, tym mniejsze, że będąc okrutnym post-fanem "Hetalii", znam połowę autorów użytych przez ciebie fanartów oraz strony do ich galerii. Za brak linków będą spóźnione rózgi od Mikołaja! Efekt wizualny psuje dorobek godny pijanego wnuka Wita Stwosza, który podpowiedział, żeby na główny rysunek dokleić półprzeźroczyste warstwy innych, poprzekrzywianych dzieł. W rezultacie przez twarze postaci przemykają zmarszczki z krawędzi rysunków. Cel kompozycji jest dla mnie jasny, gdy połączę postać USA (blondyn z aparatem na samym środku nagłówka) z innymi obrazkami, które w zamyśle są zdjęciami jego autorstwa. Może fotograf z niego nie najgorszy, ale o obsłudze Photoshopa nie ma bladego, amerykańskiego pojęcia.
Cała reszta przedstawia się miło i standardowo - dobra czcionka, przyjemne tło, odpowiednie, stonowane kolory... oraz adres. Ha, adres! To jest to, na co czekałam od pierwszej emisji "Kevina samego w domu". Polski adres, który mimo swej polskości jest intrygujący i chwytliwy. Nie tylko pasuje do charakteru mangi, która opowiada wszak o państwach (stąd "narodowości"), ale podpowiada mi, że fabuła będzie się dziać w szkole (dlatego "stypendium"). Cały zwrot jest na dodatek przyjemnie oryginalny i łatwo wpada w oko. Brawo! Widać, że nie był to pomysł "na odczepnego", który zrodził się w pięć sekund podczas logowania na bloggera czy wklejania gotowego, pierwszego rozdziału. Przy okazji wiem, dlaczego kwestia graficzna kuleje niczym postrzelony guziec, podczas gdy literacka nieźle sobie pomyka - najpierw opublikowałaś fanfik na hetaliowym forum, a tym, co warunkuje zainteresowanie czytelników, jest dobry tytuł. Po ilości komentarzy oraz moim zadowoleniu mogę stwierdzić, że był to "chłyt materkindody" pierwsza klasa.

Posty


Treść 10/25
Oczami wyobraźni widzę już, jak czytelnicy jęczą potępieńczo, próbując zrozumieć dziś mój bełkot na temat Alfredów czy Feliksów. Od razu pochwalę Cię za konsekwencję w stosowaniu imion i nazwisk bohaterów, względnie ich narodowości. Choć to nie jest żadna święta reguła, to jednak wolę, żeby we wszelkich parodiach "Hetalii" lub opowiadaniach osadzonych w alternatywnym uniwersum używano ludzkich imion postaci, skoro są przedstawieni jako śmiertelni homo sapiens. Tak, bohaterowie mają także imiona, nadane półoficjalnie przez autora. Tu okazja na ich stosowanie jest ku temu idealna. Na potrzeby oceny będę jednak wypowiadać się o postaciach jak o państwach, żeby wszyscy mogli zaznajomić się ze smaczkami lub błędami, które trzeba umieć wychwycić, mając na uwadze "stosunki międzynarodowe". Och, rajuśku, nagle wszystko staje się takie dwuznaczne... Możliwe będą także dziwne fazy z przymiotnikami - na nieszczęście w języku polskim niemal wszystkie kraje są rodzaju żeńskiego, a w "Hetalii" niemal wszyscy są facetami, dlatego nazwy państw należy tym razem traktować jak ksywki.

1. Albinos, fiat, hyundai i tajemnicza preria
Na początku oceny zaatakował mnie nagłówek, natomiast po wczytaniu się w tekst od razu rzuciło się na mnie wrażenie, że chyba pomyliłam wagony do tramwaju zwanego pożądaniem... wróć! Do rozklekotanego trolejbusu poprawności charakteru postaci. Korea Południowa, którego poznałam w mandze, był idealnym odwzorowaniem tego, co chyba każdy internauta widział w teledysku do piosenki "Gangnam style". Co prawda jest to ledwie początek opowieści, więc nawet zwariowany erotoman może się poczuć nieśmiało w nowym, oddalonym o pół globu od domu mieście. Wiedz jednak, że mam na Ciebie paczenie... Tfu! Na wszystkie koty świata! Mam baczenie.
Prusy sprawnie bagatelizuje wszelkie problemy związany z drogówką, nie po raz setny zresztą czyni tak na podstawie wiary we własną zajebistość. Swój chłop! Stawiam także dziesięć cuksów do jednego, że drugi z nowych uczniów, który ma na imię Vladimir, to nie kto inny jak Rumunia. Trafiony-zatopiony. Akurat biedakowi się nie poszczęściło, bo nie dostał oficjalnego, ludzkiego miana, ale od czego mamy legendy o wampirach, prawda? Historia z tajemniczą szkołą dla stypendystów z różnych krajów wcale nie przedstawia się tak sztampowo jak mi się wydawało, za to normalny do bólu Korea coraz bardziej mnie przeraża. Idealnie sprawdziłby się jako główny bohater, za to zupełny z niego granat-niewypał jeśli chodzi o zgodność z oryginałem.

11. Jeden dzień w roku
Tak, to są momenty, dla których "Hetalia" jest niezastąpionym środkiem wyrazu w rękach mądrego człowieka. Jaki sen może mieć uosobienie USA w dzień jedenastego września? Niewesoły, zaiste niewesoły. Właśnie przeczytałam sobie jedną z prawdopodobnych wersji w wydaniu tegoż fanfika. Oszczędność oraz dosadność w słowach zrodziła w moim sercu osobliwą refleksję. Nie trzeba referatów, które zawierałyby miliona patetycznych, bezsensownych metafor, a prawdziwą powagę czuć czasami właśnie w kilku słowach.
Dość smuteczków, smuteczki zostawię sobie na chwile prywatności! Atak migreny USA, związany ze wspomnieniami tamtych tragicznych wydarzeń, był w istocie groźny, jednak w pewnych momentach już wyraźnie wyczuwało się autorską przesadę. Zwijanie się z bólu nie jest mi, kobiecie, obce, ale mimowolne uniesienie mojej brwi spowodowała "tryskająca krew" z przygryzionej wargi. No tak, a zaraz przyjedzie straż pożarna i zakręci rurę. Dobrze, że napad okiełznała fachowa opieka panny Wietnam, bo całą atmosferę zaraz miał na swoje saneczki zapakować Szlag Ostateczny. Nie do końca też rozumiem, dlaczego USA musiał zataić przed Kanadą, że szukał w jego rzeczach środków przeciwbólowych? Przecież narkomanem nie jest, a jego stan zdrowotny chyba dobitnie udowadniał, że z zapasu ciasteczek nikogo po kryjomu nie obrabował. Tak, stary i tani motyw z ukrywaniem prawdy przed przyjacielem znowu poszedł w ruch, szkoda, że bezsensownie go przedstawiono. Z pewnością dałoby się to lepiej rozegrać, zwłaszcza, jeśli bardzo chodziło Ci o ostateczny efekt.

12. Rozmówki w czytelni
"Dyrektor był dziwny." To zdanie naprędce zapisuję sobie w podręcznym kajeciku, bo zdecydowanie ukazała mi się w nim prawda objawiona, o której nie sposób było zapomnieć przez ostatnie jedenaście rozdziałów. Tak, to była leciwa ironia z mojej strony. Dyrektor Prusy to tak naprawdę oszołom jakich mało i nie wiem, ile wódki i dolarów wydał, aby zatuszować jeden, wielki wybryk, jakim jest jego szkoła. Inna kwestia, że przez prawie pół rozdziału Węgry rozwodzi się nad panem dyrektorem i szkołą. Tak jakby był to zaledwie trzeci rozdział, w którym trzeba było jakiegoś czytelnika-śpiocha naprędce uświadamiać w kwestii fabuły! Jeśli zamierzasz tak poświęcić miejsce na wewnętrzne wywody każdego ucznia, to druga "Niekończąca się opowieść" z tego będzie
Najpierw despotyczny Niemcy i zbyt spoko luzak Prusy, teraz świergocząca Liechtenstein - cała niemiecka rodzinka chyba strasznie stepowała Ci po odciskach, skoro tak zacięcie doprawiasz im charaktery. Jakby mało było chichoczących, głupawych dziewuszek! Zamiast rozsądnej, choć niepozbawionej wesołości rozmowie o tym, kto może być tajemniczym nadawcą róż dla Belgii, dziewczyny dają się ponosić wybujałej fantazji. Zbierze się to w kółeczko i obrabia wszystkich w promieniu kilku metrów. Obowiązkowo głośno i obowiązkowo w przerwie konferencji o klacie Pattisona. Gratulować rezultatów. Skoro fabuła nie pędzi niczym wystraszona antylopa, to mnie bardzo bolą takie nic niewnoszące przemyślenia o szkole i pseudodetektywistyczne zapędy młodych panienek.

29. Znowu pomarańczowa róża
Rozdziałów jest tyle, że zebrało mi się na fanaberie i poprosiłam brata o wylosowanie numerku, który mogłabym opisać. Traf chciał, że znów zaczęłam wędrować po krętych ścieżkach myśli kobiecych, tym razem jednak w moje ręce wpadł kupon z Belgią. Po kilkunastu rozdziałach widać zmianę (na lepsze!) w pisaniu - opisy to już nie szczątki na miarę zdechłego, zeszłorocznego mchu, ale coś pod dialogowym kompostem zaczyna wreszcie kiełkować. I powiem Ci, że od razu jest mi, czytelnikowi, raźniej w tym wymyślonym świecie.
"Feliks, ty perwersie…! Won mi stąd!" krzyknęła Ukraina do Polski. Westchnęłam, odnotowując w myślach fakt kolejnej, tym razem podwójnej zmiany charakteru. Mniejsza z tym. Tekst tego rozdziału brzmiał zgoła inaczej. "Serio, amerykańscy naukowcy już nie jedno odkryli… kręgi w zbożu, statek kapitana Nemo, inną galaktykę… jedno niewiarygodne stwierdzenie w to czy w tamto to nic…" Dziękuję, że dajesz mnie, umysłowi ścisłemu oraz nieposkromionemu obrońcy inteligencji narodu amerykańskiego, mocne argumenty na coś zupełnie przeciwnego. Galaktyka to zbiór gwiazd, a ich w naszym kochanym wszechświecie mamy kilkaset miliardów. Odkrycie jakiejś nowej to "niewiarygodne stwierdzenie"? W towarzystwie kapitana Nemo i kosmicznych kręgów takie stwierdzenie to tylko kolejna nieudana głupotka, mająca poprzeć ulubiony stereotyp o Amerykanach. Oby był to tylko pomysł postaci, a nie Twoje własne przemyślenia.

36. Trzy e-maile
Atmosfera przybrała konsystencję tężejącej galaretki truskawkowej. Nie, żebym w którymkolwiek momencie fanfika wmawiała sobie, że nigdy nie wyjdzie na jaw fakt, że postacie są personifikacjami państw ze zbiorową amnezją. Wręcz przeciwnie - ciągle czekałam, kiedy ten moment nadejdzie... Mimo to na mojej twarzy zagościł niekontrolowany opad wszystkich możliwych części zwisających, kiedy po kolei okazywało się, że wszyscy bohaterowie są adoptowani. Chyba prędzej stawiałam na jakąś magiczną czarną dziurę, która wessałaby dusze krajów, i odrodzenie się w nowych ciałach. Może w kilku przypadkach dom dziecka to nie było nic sensacyjnego, ale międzynarodowa grupa podrzutków? Wynikałoby z tego, że nadal są w swoich "państwowych", nieśmiertelnych, niestarzejących ciałach, co przecież musiałoby zostać zauważone w ciągu tych kilkunastu lat zwyczajnego życia w ludzkich rodzinach. Właśnie dlatego zrobiłam głupią minę do całej gry, bo w tej historii czai się jakaś zmora nieścisłości fabularnej. Ja się boję, co Ci te szare komórki podpowiadają...

Dialogi 3/5
Na dobrą sprawę niemal cały fanfik to jeden, wielki, niekończący się dialog. Coś jak sztuka dla ubogich, gdzie nawet na didaskalia zabrakło autorowi tuszu. Niemniej przyzwyczaiłam się, że w "Hetalii" zawsze królowały i władać dalej będą te popularne struktury. Poza tym, że jest ich tyle, że można by nimi połowę Rejentów Milczków świata obdzielić, są dobrze konstruowane i nie zdarzyła mi się sytuacja, kiedy nie wiedziałam, kto w danej chwili mówi. Narrator udziela się w sam raz, zawsze różniastymi zwrotami, więc na nudę nie ma co liczyć. Bardzo przyjemnie wędrowało mi się oczami po tekście - niczym afrykański treser obłaskawiłaś sobie wszystkie wielkie litery i kropki. Jednak wszystko, co dobre, może być też niebezpieczne w nadmiarze, dlatego od tych kilometrowych rozmów nabawiłam się poważnej zgagi dialogowej.

Opisy 0/5
Sytuacja przedstawia się jak w przypadku dialogów, a jednocześnie jest jeszcze gorzej. Gdyby opisy były, to byłyby w porządku... Tyle, że ich nie ma, a na pewno nie ma w dotychczasowych rozdziałach. Fanfik zawiera istne Karpaty przemyśleń bohaterów, owszem, ale to wcale nie to samo! Opisy nie polegają tylko na czasownikach, to nie tylko relacja w stylu: "Francja wszedł do klasy. Usiadł w ławce i uśmiechnął się do mnie. To było dziwne." Ich brak odczuwałam tym bardziej, że to dialogi były królową na tym dworze, a myśli postaci pomykały wokół tych królewskich nóg niczym mali lokaje. Trup opisów popłynął natomiast ściekami. Pokój nad ich zwłokami. A teraz czas się wziąć w garść i trochę częściej urozmaicić czytelnikom rozrywkę. Niech nie tylko czytają Cię dla postaci, ale niech zapragną sami zawędrować do szkoły stypendystów. Myślisz, że "Harry'ego Pottera" albo "Władcę" ludzie kochają wyłącznie za bohaterów? Nie za całą kreację Hogwartu czy Shire? Trochę fantazji, no!

Bohaterowie i świat przedstawiony 4/10
"Hetalia" to strasznie niewdzięczny temat przez swoją dowolność w interpretacji. Aby wykreować postać, trzeba pamiętać o historii, współczesnej polityce, kulturze, stereotypach, a najlepiej jeszcze w miarę dobrze trzymać się tego, co wykreował Himaruya, autor mangi. Mnie, jako zwykłemu, szaremu fanowi tytułu wystarczyłoby to ostatnie, bo przecież to właśnie mangę pokochałam, a nie wyobrażenia setek fanów, które na dodatek potrafią się wzajemnie wykluczać. Uprzedzałaś, że postacie będą ooc, jednak podczas czytania wcale nie było mi z tą informacją lżej ani weselej. U jednych świetnie odwzorowałaś charakter, z innych zrobiłaś śliwkową marmoladę, do której ktoś przypadkiem dolał soku z grejpfruta. Nie umiem zliczyć, ile razy czytając dialog z Francją walnęłam się po czole, ale do dziś czuję na nim wyraźne wyżłobienia w kształcie moich kościstych palców. Doceniam, że chciałaś wyróżnić jego sposób mówienia i brak szacunku dla języka angielskiego, ale robienie z niego neandertalczyka, który omija czasowniki albo używa bezokoliczników, zamiast zwyczajnie zaznaczyć jego akcent, okrutnie ogłupiło postać. Odrzucił mnie Niemcy-faszysta, który zawsze był raczej spokojnym, dyplomatycznym facetem. Miałam ochotę wyrzucić monitor przez okno, czytając durne żarty Rumunii o sytuacji w Korei Północnej. Liechtenstein, mimo swojej szczątkowej popularności, teraz wypadła z mojego rankingu niczym rodowity, austriacki skoczek. Wzięłaś na siebie odpowiedzialność prowadzenia zbyt wielu postaci i wyszło to fanfikowi bokiem. I wszystkimi innymi otworami też. Ile łącznie przewija się tu postaci - trzydzieści? Więcej? Nie da się w ten sposób zadowolić wszystkich fanów. Strasznie cierpi na tym ciągłość wątków, a żaden bohater nie jest tak naprawdę dobrze ukazany.
Świat przedstawiony to tutaj zwrot zastosowany zdecydowanie na wyrost. Jakieś pokoje, jakaś stołówka, jakieś klasy. Przedstawienie postaci przebija obraz placówki oświatowej o kilka pięter. Moja wyobraźnia bardzo żałuje, że nie mogła się trochę bardziej nagimnastykować przy Twoim opowiadaniu.

Fabuła 3/5
Nie ukrywam, że dziewięć na dziesięć opowiadań hetaliowych dąży wyłącznie do zabawy z bohaterami, a nie do ukazania ciekawej historii. Ty sama jesteś przypadkiem, powiedzmy, pół na dziesięć, kiedy poza parowaniem ulubionych bohaterów starasz się zaprezentować też coś w tle. W sumie pomysł na zebranie w szkole postaci, które w swoich "dawnych wcieleniach" były państwami, jednak jakimś sposobem zapomniały o tym, jest godny choć krótkiego zainteresowania. Bardzo podoba mi się to powoli budowane napięcie, kiedy postacie przypominają sobie coś z ich "poprzedniego" życia. Bardzo dramatycznie skończył się także ostatni dostępny rozdział, a ja wreszcie odczułam przemożną ciekawość dowiedzenia się, co stanie się dalej. Cieszę się, że mimo wyeksploatowania tematu niczym zagłębia górniczego fani potrafią ciągle coś z niego wycisnąć. Z drugiej strony moje płuca rozszerzyły się o kilka porządnych centymetrów sześciennych, bo jęczałam na potęgę, widząc Twe zapędy w kreowaniu kilku par. Nie obyło się bez zmasakrowanych osobowości oraz kilkunastu poronionych sytuacji... Mam dość, stanowcze dość żartów o Korei Północnej w wykonaniu Rumunii. Ani to smaczne, ani wesołe. W ogóle większość żartów to jakiś żart z mojej inteligencji czytelnika. Doszłam do wniosku, że chyba nie jestem i nigdy nie będę docelowym odbiorcą smaczków o aktorach "Zmierzchu" czy mleku ze zdechłej, koreańskiej krowy. To wcale nie rozluźnia akcji, naprawdę, jedynie regularnie zwołujesz sobie pospolite ruszenie fanów z kosami postawionymi na sztorc. Dobrze wychodzą Ci wszelkie poważne, fabularnie istotne sytuacje, ale humor odłóż daleko na bok, najlepiej za ogrodzenie pod wysokim napięciem.

Oryginalność 2/5
Gdybym opierała się wyłącznie na doświadczeniach blogowych, to Twoje opowiadanie byłoby zaiste niczym smaczny orzech nerkowca pośrodku banalnej mieszanki studenckiej. Niestety, tragizm godny szekspirowskiego bohatera czai się w tym, że samych fanfików z "Hetalii" znam mnóstwo, a Dziab dodatkowo nadstawia głowę katu, bo sama takowe pisała. Nie zaprzeczę, że Twoje opowiadanie to kawał rzemieślniczej roboty, miła odskocznia blogowa i radość czytania o lubianych postaciach, ale nic nadzwyczajnego nie odkryłaś w tym tytule. Ba, sam autor przecież regularnie wsadza swoje trzy grosze w tomikach mangi albo produkując szkolne gierki! Gdzieś na uboczu wyliczyłabym przynajmniej kilka opowiadań osadzonych w realiach szkolnych, a jedno z nich zapadło mi w pamięć do dziś. I co w tym przypadku zrobić z Tobą, złota rybko? Wypatroszyć i zrobić filecika czy jednak spełnisz moje trzy życzenie? Zaryzykuję. Staraj się bardziej pamiętać o fabule oraz o właściwym szacunku do postaci, a fanfik nie powinien ucierpieć. Acha, i ani waż się nie dokańczać opowiadania. Za dużo razy widziałam zdechłe, wielorozdziałowe teksty, żeby ścierpieć jeszcze jeden, który kipnął gdzieś w połowie.

Poprawność językowa 8/10
O, spójrzcie, rączki mam przy sobie. Tym razem poszturchać to mogę sobie drukarkę, ale jeśli chodzi o poprawność, to nie mogę się za bardzo do niczego przyssać. Nawet konstrukcji dialogów nie umiem chapsnąć od żadnej strony. Szlag, a właśnie miałam zacząć karierę jako ponętna, literacka pijawka. Jest jednak coś, co mogłabym Ci zarzucić i nie chodzi tu zupełnie o żadne lasso. Mogłabyś pilnować niektórych przecinków oraz częściej urządzać sobie pogawędki z ciocią Wikipedią albo innym, qwasi-mądrym źródłem wiedzy. Może ktoś źle życzący USA obśmiał się z tych galaktyk czy produkcji "Zmierzchu", ale na mnie to nie podziałało, a tylko niepotrzebnie się nabzdyczyłam.
"Farba do włosów, czy raczej naturalne?"
Niepotrzebny przecinek - pojedyncze spójniki takie jak "czy" nie lubią przecinków.
"Poprawiając tym samym swój angielski, który pozostawiał jeszcze sporo do życzenia, mimo, że i tak był ponad przeciętność w Korei Południowej."
Nie oddziela się "mimo że" - całość to spójnik, a więc musi trzymać się razem. Język Korei mógł być natomiast "ponadprzeciętny".
"- Jestem Feliciano Vargas - przedstawił się ten, który pomachał. - A to mój brat, Romano. Miło nam was poznać!"
Poważna skucha w znajomości uniwersum. Bracia Włoch to albo imionami - Feliciano i Lovino, albo regionami - Veneziano i Romano. A skoro wszystkie państwa mają imiona, to wersją prawidłową jest ta pierwsza. W tym przypadku nie zgodzę się na żadne "bo tak mówię" albo "tak lepiej brzmi". Nie i pasta... basta!
"- To nie jest flaga Unii, tylko fragment flagi pierwotnych Stanów Zjednoczonych! – obruszył się wróg szlafroczków. – Gdybyś policzył, zobaczyłbyś, że gwiazdek jest trzynaście!"
"- A co to są Seszele? – zainteresował się Alfred, który, jak jeszcze wszyscy mieli się przekonać, nie był mistrzem geografii."
Obie wypowiedzi znalazły się w jednym rozdziale, odległe o zaledwie kilka kwestii. Kolejny raz próbujesz zrobić z USA swoistego debila, ale wszystkie te próby odbijają się rykoszetem i trafiają w Ciebie. Nie zna się na geografii? Ale jednak wiedział, że istnieje coś takiego jak Unia, że na fladze ma gwiazdy i że nie ma ich trzynastu, skoro zaprzeczał wcześniejszemu stwierdzeniu Szwajcarii. Przepraszam, ale zanim poznałam "Hetalię" także nie wiedziałam, że istnieje cokolwiek takiego jak Seszele, więc też nie uważam tego za jakikolwiek argument, żeby wysnuwać wnioski o czyjejś geograficznej ignorancji. Może mistrzem nie jest, ale wynika z tego wszystkiego, że i tak zna się lepiej niż pewne neutralne państewko.
"- Nazywam się Ivan Braginski, a to Yao, Kiku i Yong Soo. Idziemy sobie razem, jak to czwórka przyjaciół – wyjaśniał, uśmiechając się szeroko, gigant."
Nie, nie, nie. To zdanie jest pijane jak zamknięty w gorzelni Rosjanin - powinno być "wyjaśnił gigant, uśmiechając się szeroko".
"Strach, paraliżujący ludzi."
Niepotrzebny przecinek. Wreszcie dojdzie do tego, że każde pojedyncze słowo będziesz traktować znakami interpunkcyjnymi. Czy to telegraf, czy jednak opowiadanie?
"Jeszcze kilka chwil, i stanie się on tylko małym, nic nie znaczącym ciałem w kałuży krwi."
Nie potrzebny przecinek po "chwil". "Nieznaczącym" razem, "nie" z imiesłowami należy traktować podobnie jak przymiotniki.
"- Dziś jest jedenasty września1, prawda? - zapytał Amerykanin bezradnie."
A skąd ta jedyneczka? No, zabierać mi to czym prędzej do zadań rachunkowych!
"- Atmosfera była gorejąca bardziej niż w Amazonii o dwunastej w środku dnia – rzuciła rozbawiona Rosita, puszczając oko do Lotte."
Gorejący to mógł być krzew od Mojżesza, ale atmosfera... Chyba że na samym Słońcu albo u szatana w salonie, to co innego. On może lubi, jak mu się po pokoju płomienie kręcą.
"Zobaczyła przechodzącego rynkiem tego starego, amerykańskiego miasta, w którym znaleźli się w tę sobotę, Feliciano."
Znowu mało nie fiknęłam koziołka, spinając pośladki w celu zrozumienia tego zdania. "Zobaczyła Feliciano, przechodzącego przez rynek tego starego, amerykańskiego miasta, do którego przybyli w tę sobotę." Takie stawianie imion na końcu zdania straszliwie czytelnika męczy.
"Niedaleko dalej stali Feliciano i Basch i pili koktajle."
I Basch, i pili, i jedli, i lulki palili. I tylko brakowało pana Twardowskiego, bo ten zawsze znał się na rzeczy. Albo postaw przecinek po "Basch", albo zmień konstrukcję zdania na jakąś ładniejszą. Nawet proponowałabym to drugie, bo "niedaleko dalej" zasługuje na odnotowanie w kronice zbiegłych oksymoronów.
"Yong Soo solidaryzował sobie z Xiao – to znaczy został z nim w jakimś salonie gier, rozgrywając kolejne mecze w cymbergaja."
"Solidaryzował się" to jeden błąd na koncie wyrażeń. Drugi to "mecz cymbergaja" - tak samo jak mówi się o meczu piłki nożnej czy meczu siatkówki.
"Serio, amerykańscy naukowcy już nie jedno odkryli…"
Może tak, ale polscy odkryli coś jeszcze. Właściwie to jeden naukowiec-amator. "Niejedno" pisze się razem.

Detal


Dodatki 5/10
I tu historia robi drugą pętelkę po torze zwanym "ocenianie". Minimalizm już poprzednim razem chwaliłam? Chwaliłam. Zawarte jest na blogu tylko to, co najważniejsze? Zawarte. Jak u Julizy dałam jeszcze jeden punkt za link do awatara, tak tu żadnych linków do obrazków nie ma. Nawet dość ciężko lać mi w tej kategorii wodę, tak jakby tej naturalnej było jej na zewnątrz mało. To, co jest na Twoim blogu, to niezbędne minimum każdego szanującego się opowiadania. W dziale "Fabuła" powinnaś jednak zawrzeć wiadomość, że opierasz się na czymś takim jak manga "Axis Powers Hetalia", bo ktoś mimo wszystko może tego nie wiedzieć albo nie skojarzy sobie, że to fanfik. Pomyśl także nad jakimś wygodniejszym sposobem na spis treści - obecnie czytelnik musi cały czas pałętać się między kolejnymi rozdziałami zamiast móc szybko wrócić do momentu, w którym zawarta była jakaś interesująca go informacja.

Punkty dodatkowe 1/5
Na początku miałam nie dawać nic - w tej kategorii nie umiem dawać punktów inaczej jak wszystkich albo żadnych. Ale nie będę taka. Doceniam bardzo samą chęć publikowania tak długiego fanfika (zauważyłam jednak, że więcej rozdziałów znajduje się na forum) oraz to, że w ogóle pojawił się blog dotyczący "Hetalii". To zawsze miła odmiana, tym bardziej, że twórczość w tym temacie chyba całkowicie chowa się po forach i deviantartach. Szkoda, żeby blogfosfera umierała, mając takie możliwości.

Suma: 31/60
Ocena: dobra

Rzutem na taśmę! Ogólnie takiej wysokiej oceny bym się nie spodziewała, ale to chyba przez to, że jestem parszywym, zasuszonym wyjadaczem tematu. Od dawna brakowało mi takiej niezobowiązującej zabawy ze starymi "znajomymi" z mangi. Po drodze nawet odnalazłam nieco natchnienia na jakiś krótki fanfik do szuflady, dlatego bardzo dziękuję Ci, Kohaku, za całą wędrówkę! Upiększ szatę graficzną i mimo wszystko publikuj kolejne rozdziały. Kiedyś czasy były zdecydowanie lepsze dla twórców blogów, stanowiąc podstawowe źródło rozrywki dla fanów danego tytułu. Dziś więcej jest szpiegów i innych agentów Tomków niż chętnych do komentowania czytelni, jednak nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy znajdzie się jakiś zbłąkany fan.

Pozdrawiam suchutko i życzę wystrzałowego Sylwestra!
Dziab

7 komentarzy:

  1. Szczerze mówiąc, to myślałam, że wyjdzie dwója, skoro tak długo nie mogłaś przełknąć mojego tekstu, tak więc z czwóry jestem całkiem zadowolona. xD Nie wiem właściwie, od czego zacząć, tak więc uderzę od mojego ulubionego punktu w ocenach - bohaterów. No cóż, w sumie, to trochę sobie ryzykowałam, zgłaszając się do Ciebie z takim OOC, jakim jest właśnie Yong Soo, i to praktycznie w roli głównej. Właściwie, to postać ta była kreowana głównie na historii, i to Korei Południowej, a nie Korei jako-takiej. Wiem, że przegięłam w drugą stronę (i to solidnie), i właściwie nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Jak powiedziałaś, lubię sobie kaleczyć postacie i raczej teraz, po tych trzydziestu kilku rozdziałach, nie mogę tego tak po prostu zmienić. ^ ^"
    Co do fabuły, to istotnie, jakaś-tam jest, i w sumie to właśnie od 36 rozdziału zaczęłam się na niej skupiać, olewając wreszcie szlafroki, mleko ze Sri Lanki, int. int. Z tym humorem bywa różnie, bo o ile zdaję sobie sprawę, że jest tępy, o tyle większości czytelników się jednak podoba. To chyba na zasadzie 'co kto lubi', ale faktycznie, teraz (na forum, tj.) go trochę zarzuciłam, bo już mi nie pasuje do klimatu.
    Co do opisów i dialogów, to chyba fakt, że ten fanfick naprawdę był pisany... "na rozluźnienie", a że lubię publikować, to i go wrzuciłam na hO (a, sporo później, na blogspot). Myślę (mam nadzieję?), że w moich własnych uniwersum opisy mają się daleko lepiej, niż w "Stypendium".
    Co do fanów, to na blogspocie naprawdę na nich nie liczę. Właściwie, to nie byłabym daleko od prawdy, mówiąc, że założyłam tego bloga głównie po to, żeby prędzej czy później zgłosić się do jakiejś ocenialni. Na hO SN czyta sporo osób i skupiam się na publikowaniu tam, a blogspot to tylko taki dodatek. Dlatego w publikacji rozdziałów jest daleko za forum.
    Dziękuję za czas poświęcony ocenie mojego bloga i za to, że mimo wszystko to przetrzymałaś.
    Pozdrawiam serdecznie, Kohaku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, to zupełnie nie tak - w trakcie trafiło mi się ciężkie przeziębienie, więc wzięłam się za siebie, wyzdrowiałam i dopiero wtedy zabrałam się za czytanie Twojego opowiadania. Takie tam wypadki przy człowieku, a nie chciałam się w trakcie pisania zasłaniać jakimiś marnymi tekstami na temat zaćmienia umysłu zarazkami. Wolałam poczekać :)
      Zmienić zawsze się da, nawet bohaterów - to nie musi być bezpodstawna zmiana z rozdziału na rozdział, ale jakieś sygnały, raz na jakiś czas. Przecież nawet Ludwig czy Liecht nie byli zrypani od stóp do głów. Tylko czasami wychodziły jakieś akcje... z zadka... Tak jak mówię, zdarzy się zawsze jakaś dziwna omyłka, zwłaszcza jak ma się tyle postaci do dyspozycji i nagle do głowy wpada "genialny" pomysł, który po czterech rozdziałach nie jest już wcale taki genialny. I tak jestem pod wrażeniem, że tyle już wyprodukowałaś, a ludzie na hO trzymają się i komentują. To często było przyczyną ginięcia wielu dobrych fanfików. A co do bloga - jasne, że rozumiem powód jego powstania. Każdy powód jest dobry, żeby coś zareklamować albo wyprosić o fachową opinię. Sama też umieszczałam fanfiki gdzie się dało: na forum, na hetalia.org, na deviantarta - wszystko, żeby dotrzeć do jak największej liczby ludzi, którzy napisaliby cokolwiek. Przecież nigdy nic nie wiadomo. Och, do diabła, powinnam się zamknąć.
      Cieszę się bardzo, że masz motywację w czytelnikach na forum - niech no się starają i uważnie spoglądają w Twój tekst! Kreacja bohaterów to rzecz zupełnie zależna od upodobania człowieka, ale niech Cię straszą po nocach koszmary za wszystkie logiczne zbrodnie! Stała czujność!

      Pozdrawiam!
      Dziab

      Usuń
  2. "Chyba prędzej stawiałam na jakąś magiczną czarną dziurę, która wessała ich dusze krajów i odrodzoenie się w nowych ciałach."
    Literówka w odrodzeniu
    Ocena jak zawsze doskonała, to mój typ humoru więc ciężko mi nie opływac w zachwyty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ester, Ty zawsze znajdziesz na mnie jakiegoś kapitana Haka XD Oczywiście, punkcik dla Ciebie. Ci u góry muszą sobie wszystko skrupulatnie zanotować, ale ja nie omieszkam się spłonić przed Twoim czujnym spojrzeniem. Mea dziabulpa.

      Pozdrawiam!
      Dziab ;3

      Usuń
    2. Kyrie elejson, wyszłam na okrutną jędzę xD Ale cóż, jest się w NASA trzeba byc czujnym ;)

      Pozdrawiam również :D

      Usuń
    3. Spóźniony punkt NASA dla Ciebie :)

      Usuń
  3. To zdecydowanie najzabawniejsza recenzja, jaką miałam okazję przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń