Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


wtorek, 22 stycznia 2013

(800) niebieskie-marzenia

Długo wyczekiwany przeze mnie blog! Po ogromnej przerwie w opowiadaniach, a tym bardziej w fanfiction, wracam z potterowskim tworem.

Niebieskie-marzenia
Ocenia Aimee

ESTETYKA

Wrażenia estetyczne: 8/10 
Tak dawno nie oceniałam fanfiction potterowskiego… Mam nadzieję, że jeszcze pamiętam, jak to się robi. Muszę przyznać, że tęskniłam za opowiadaniem, bo tylko w tej kategorii blogów można naprawdę rozwinąć ocenę.
Zaczniemy tradycyjnie, od przeanalizowania adresu, który brzmi „niebieskie-marzenia”. Marzenia… któż nie lubi marzyć? Kiedyś trafiłam na bloga, którego naprawdę wysoko oceniłam, był cały niebieski, Twój też taki jest i w adresie ma ujęty ten jakże piękny kolor. Siedzę teraz pod niebieskim kocykiem, w niebieskim pokoju i bardzo cieszę się, że u Ciebie tak niebiesko. Dobrze myślisz, za dobór koloru masz u mnie mega plusa. Wracając do adresu, nie mówi on wiele. Kiedy go zobaczyłam, nie wiedziałam od razu, że to będzie potterowski fanfick, nie miałam nawet pojęcia, że zetknę się z opowiadaniem! Muszę przyznać, że to dobrze. Czasami lubię wiedzieć, co to za cudo na mnie czeka już po adresie, ale dzisiaj mi to nie pasuje. Dzisiaj odpowiadają mi „Niebieskie marzenia” i już.
Zalała mnie fala niebieskiego, w dodatku, pięknych odcieni, które natychmiast pokochałam całkowicie. Kolor czcionki nie mógł być inny jak biały, dziękuję za dużą czytelność. Nie będę musiała się męczyć i cierpieć z powodu trudności z czytaniem.
Zerknę sobie jeszcze na belkę zanim wdrożę się w grafikę. Znalazłam tam cytat, odpowiedni do adresu, który jak się domyślam, jest tytułem opowiadania. „Iść za marzeniem i znowu iść za marzeniem ,i tak zawsze aż do końca” – to naprawdę ładny cytat i naprawdę dobrze dobrany. Wytłumacz mi więc, dlaczego tak bardzo bolało Cię dodanie małej wzmianki, że jego autorem jest Joseph Conrad. Przynajmniej jest cudzysłów… Nic się nie stanie, gdy wpiszesz tam wspomniane nazwisko, a tak będzie punkt mniej. Czytając oceny na Opieprzu, powinnaś była troszkę już zauważać na co jesteśmy szczególnie wyczuleni i czego bardzo mocno się czepiamy. Wobec tego, łatwo było wysnuć wniosek za co obetnę Ci punkty.
Przypadł mi do gustu układ bloga, który jest atypowy. Nie ma klasycznego nagłówka do góry, tylko obrazek po prawej stronie i menu po lewej, a w środku tekst. Dzięki temu, pierwsze co rzuca się w oczy, to treść opowiadania, a to dość dobry wybieg. Natomiast prawa strona prezentuje się średnio dobrze… Jakoś nie mogę zaakceptować dziewczęcia, które patrzy na mnie wzrokiem zmęczonego życiem Emo. Wiem, że bohaterka ma niebieskie włosy i wiem, że wizerunku bohaterki użycza niejaka Amber McCrackin i nie mam pojęcia kim ona jest. Wujek Google jakoś specjalnie nie pomógł mi w rozwiązaniu zagadki. Dziewczę to ma przerażająco bladą skórę i wygląda jak śmierć w swoim najlepszym okresie. Mówiąc inaczej i mniej metaforycznie, jest zwyczajnie brzydka, sztuczna i plastikowa. O wiele lepiej prezentowałaby się tutaj naturalna dziewczyna z niebieskim włosiem na głowie niż to wypindrzone coś, przypominające niektóre edycje lalek, reklamowanych namiętnie przed Wieczorynką. Ona mnie nie przekonuje i już. Jeszcze te słit focie z ręki… Wiesz jakie odnoszę wrażenie? Wydaje mi się, że zetknę się z dobrym opowiadaniem, pisanym przez rozgarniętą dziewczynę, dlatego to stworzonko z plastiku pasuje mi tutaj jak przysłowiowy wół do karety.
Dalsze szperanie w Internecie doprowadziło mnie do masy zdjęć, na których owa Amber ma co chwilę inne włosy i prezentuje kolejne dziubki do obiektywu. Mam jeszcze filmik pod tytułem „Jak Amber robi swój makijaż?”. Nie znajduję jednak niczego konkretnego, co ona robi? Śpiewa? Tańczy? Czy po prostu jest? Może tak zwana celebrytka? Nie mam pojęcia skąd ją wytrzasnęłaś, ale to największa pomyłka, jaka mogła Ci się przydarzyć.
Przyglądając się szablonowi znalazłam bardzo ważną informację, kto, co i gdzie. Wiem dokładnie kto wykonał szablon, skąd się wziął. Bardzo się cieszę, że tak szczegółowo informujesz czytelnika. Pytanie więc, czemu nie chciało ci się dopisać autora cytatu?

POSTY

Treść: 
Panna Ginger poprosiła mnie o analizę każdego rozdziału. Zgodziłam się chętnie, omdlałam z wrażenia, kiedy zobaczyłam ich ilość.
Ocena będzie długa, mam nadzieję, że opowiadanie mnie zaciekawi, bo inaczej będzie nie tylko długa, ale i bardzo, bardzo męcząca…

„Prolog”
Muszę przyznać, że zaczynasz dosyć stereotypowo… Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, gdzieś w oddali zgiełk ulicy, a chodniczkiem idzie sobie kobieta. Znamy to, prawda? Nie brzmi czasem jak fragment Harry’ego Pottera? Mam usilne wrażenie, że tego typu początek widziałam już w dziesiątkach książek. Na dzień dobry poszłaś w utarty schemat, ale nie osądzam, czekam na więcej.
Czytając opis głównej bohaterki mam wrażenie, że powstała pod wizerunek Amber, a nie na odwrót. Jeśli tak jest, to trochę szkoda, bo brakuje tutaj oryginalności i powiewu świeżości.
Brnę dalej i odkrywam kolejne typowe elementy każdego fanfiction… Szkoda trochę, że Evelyn jak w każdym tego rodzaju opowiadaniu zaczyna swoją przygodę z Hogwartem od przeprowadzki. Tradycyjnie nie podoba jej się ta opcja, jest zła i naburmuszona. Szału nie ma, tyłka nie urywa. Mogę się założyć, że będzie jakaś tajemnica związana z tą przeprowadzką i matką Evelyn. Jak mi powiesz, że dziewczę jest córką Voldemorta, to spakuję zabawki i pójdę w cholerę.
Mówisz, że nie lubisz pisać prologów, to po co je piszesz? Opowiadanie nie musi zaczynać się od prologu, początkiem może być pierwszy rozdział.

„Rozdział 1”
Początek przypomina mi trochę inną książkę, czytałaś „Kwiaty na poddaszu”? Tam była identyczna scena, tylko dzieci było więcej i do domu dziadków docierali pod osłoną nocy. Czuję jednak ten sam klimat i ogromne podobieństwo. Sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Chyba jednak nieciekawie, bo nie pachnie to oryginalnością.
Znajduję pierwszy przejaw Twojej kreatywności! Podoba mi się zrobienie z Evelyn „bardziej mugolki niż czarownicy”, to naprawdę dobry pomysł. Zwłaszcza, że wszyscy bohaterowie fanfiction są na wskroś magiczni, czasami aż do przesady. U Ciebie spotykamy kogoś, kto zachowuje się jak nastolatka mugolska, a nie czarodziejska, podoba mi się takie rozwiązanie.
Dziwi mnie trochę, że uznałaś iż w innych krajach nie ma skrzatów domowych, podobnie dziwi mnie fakt, że można pomylić ręcznik z obrusem. Napisałaś, że skrzat babci miał na sobie albo obrus, albo ręcznik. Nawet bardzo brudne, oba rodzaje skrzaciego odzienia, są do odróżnienia jednym spojrzeniem. Ręczniki są frotowe, widziałaś kiedyś taki obrus?
Nie zszokowałaś mnie opisem babci, przez całą, przydługawą drogę do jej domu, wiedziałam, że będzie to osoba w stylu McGonagall. Chłodna, pełna godności i surowości. Nic, a nic mnie nie zaskakuje w Twoim opowiadaniu. Mam nadzieję, że to się zmieni.
Mary Black? Babcia nazywa się Black?! Gdyby nie było mi szkoda mojej głowy, uderzyłabym nią w ścianę. Dlaczego? Jest tyle nazwisk, tyle sposobów na stworzenie oryginalnej postaci, a ty wybrałaś jedno z dwóch najgorszych nazwisk. Tragiczniej mogłoby być już tylko, gdyby okazało się, że babcia zwie się Riddle.
Evelyn jawi mi się jako klasyczna zbuntowana nastolatka,  w dodatku lekko przygłupia, z wysokim mniemaniem o swojej pseudodorosłości. 

„Rozdział 2”
Kiedy widzę określenie postaci z końcówką „-włosa”, „-oka” to mnie trzęsie, jak studenta po Juwenaliach w syndromie odstawienia. Ani to ładne, ani to wygląda. Wszystkie postacie nagle stają się niebieskowłosymi, rudowłosymi, czarnowłosymi etc. W kolejnej notce okazuje się, że są czarnoocy, zielonoocy, a bywali nawet amtystowofioletowozielonoczerwonoocy. Jak babcię kocham! Pamiętam takiego bloga! W każdym razie, od takich określeń można oszaleć, pogubić się i mieć serdecznie dość. Bohaterka ma imię, jest dziewczyną, względnie młodą kobietą, tudzież nastolatką i tego się trzymaj.
„Miała długie, złociste włosy i niepasujące do nich srebrzystoszare oczy, zdumiewająco podobne do oczu babci.” – wiesz gdzie najczęściej można spotkać tego typu opisy? W opowiadaniach o Mary Sue. Naprawdę nie ma już na świecie normalnych kolorów? Wszyscy muszą być srebrzyści, niebiescy, turkusowi, złoci i cholera wie jacy jeszcze? Wydziwiasz tak, że głowa mnie boli, sięgnij lepiej po normalne kolory, bo za chwilę wyjdzie, że wszyscy w Twoim opowiadaniu wyglądają jakby się z cyrku urwali.
„— Co to było? - spytała Evelyn, lekko zawstydzona.
— Och, to nasz domowy skrzat... - odpowiedziała Alex, unosząc brwi. — Nie mów tylko, że u was w tej całej Ameryce ich nie było.
— Hmm... Może gdzieś były. Ale w naszym mieszkaniu nie mieliśmy żadnych skrzatów ani innych dziwacznych wymysłów.”

Zastanawiasz się czemu to cytuję? Spieszę z wyjaśnieniem, właśnie zrobiłaś ze swojej bohaterki ograniczoną, tępą idiotkę. Dlaczego? Fakt, że w mieszkaniu Evelyn i jej matki nie było skrzatów, nie wyklucza wiedzy o nich. To tak, jakbym ja, nie mając kota, nie wiedziała o ich istnieniu w Polsce. Mało tego, zakładając, że w szkole, do której chodziła Evelyn w Stanach, było podobnie jak w Hogwarcie, to w kuchni również były skrzaty. Evelyn naprawdę o nich nie wiedziała? Jej ciasnota umysłowa mnie przeraża.
Zastanawiam się nad jednym faktem, w poprzednim rozdziale Evelyn uciekła rozgniewana i znalazła się w oranżerii, w tym rozdziale plotkuje sobie z kuzynką na świeżym powietrzu. Nikt jej nie szukał? Matka machnęła ręką i stwierdziła: „a kij jej w oko”? Żadna z kobiet nie przejęła się Evelyn? Dopiero po pewnym czasie babcia do nich wyszła, ale od momentu ucieczki do znalezienia dziewcząt, upłynęło naprawdę sporo czasu.
„Resztę wieczoru spędziły, leżąc na cudownie mięciutkim dywanie na środku pokoju i rozmawiając cicho, czując na twarzach powiew rześkiego powietrza płynącego z otwartych okien.” – jedząc przez cały dzień cztery ciasteczka… Babcia jest naprawdę wredną osoba, skoro poczęstowała przybyszki jedynie herbatą z mlekiem, zamiast dać im obiad. Chyba zapomniało Ci się o fizjologii, droga Ginger.

„Rozdział 3”
Znalazłam pierwszy ciekawy aspekt, który sprawił, że przymrużyłam oczy i chętniej czytałam. Mianowicie zachowanie matki Evelyn, sprytnie to rozegrałaś, podoba mi się. Alex, mówiąca o wielkiej łasce babci z racji przyjęcia dziewczyny pod swój dach, to również interesująca sprawa.
Bardzo dobrze udaje Ci się wykreować amerykańską nastolatkę, świetnie Ci to idzie. Czuje się w Evelyn tę typową amerykańską naturę ludzi wylewnych, emocjonalnych i tak zupełnie innych od raczej zdystansowanych Anglików.

Rozdziały 4-26
Nie jestem w stanie opisywać każdego rozdziału z osobna, dlatego do tych ponad regulaminowych będę dawała uwagi zbiorcze, Ty z pewnością i tak się odnajdziesz.
W miarę czytania zaczyna mi się kreować różnica między USA, a Wielką Brytanią. Co prawda Rowling nie dała nam niczego na temat świata czarodziejów w Stanach, ale Ty świetnie sobie z tym radzisz. Bardzo podoba mi się to, jak kreujesz tamtejsze czarodziejskie społeczeństwo. Wspaniale wychodzi Ci ukazywanie potyczek Evelyn z tymi nieszczęsnymi różnicami. Kiedy to czytam, to aż chciałoby się dowiedzieć jeszcze więcej o amerykańskim świecie. Czasami popadasz jednak w skrajność i kreujesz Evelyn na kompletną mugolkę. Szczególnie można to było odczuć, czytając fragment o pierwszej wizycie na Pokątnej. Miałam wrażenie, że wróciłam do pierwszej części Harry’ego Pottera, tak łudząco podobne były te opisy. Evelyn w Stanach też gdzieś musiała kupować zaopatrzenie do szkoły, naprawdę nigdy nie widziała czarodziejskich sklepów? Nie mogła być aż tak zdziwiona!
Podczas tej wizyty na Pokątnej troszkę przesadziłaś jeszcze w innej sprawie, wykreowałaś Evelyn na kompletnego dzieciucha. Twarzyczka w podkuwkę? Kotek? Świecące oczy na widok lodów? Troszkę za mocno to zaakcentowałaś. Na każdym kroku Evelyn zachowywała się, jak rozkapryszony maluch, nawet nie jak buntownicza nastolatka, można było dodać jej kilka cech dziecinnych, ale Ty całkowicie poszalałaś.
Trochę zaczyna mnie irytować, że stosujesz metodę „jedno wydarzenie – jeden rozdział”, ja rozumiem, że należy zakładać, że ludzie, a zwłaszcza czytelnicy, to debile i za duża ilość informacji szkodzi, ale z drugiej strony… Rozwlekasz się bardzo mocno nad danym wydarzeniem i wciskasz do rozdziału cały długi opis. Poza tym, nie dzieje się zupełnie nic. Rozdział czwarty można streścić jednym zdaniem: wstały, poszły, kupiły, wróciły. Cały ten opis był suchy i pozbawiony emocji. Evelyn trochę szalała i rzucała się w oczy, ale przypomnij sobie choćby pierwszą wizytę Harry’ego na Pokątnej. Zdarzenie z Malfoyem, podczas kupowania szat, czy rozmowa w Dziurawym Kotle z Quirellem. U Ciebie był to, po prostu, opis kupowania szkolnej wyprawki, a równie dobrze dziewczyny mogły wpaść na koleżankę Alexandry ze szkoły i poprowadzić jakiś ciekawy dialog. Mogłyby również być świadkiem jakiegoś niezwykłego wydarzenia. Brakuje mi tej mnogości wydarzeń i wątków, jest jeden główny i bardzo mocno się go trzymasz, nie wprowadzając żadnych pobocznych, a szkoda. Opowiadanie dużo traci w ten sposób.
W kolejnym rozdziale poniekąd zaspokajasz moje pragnienie większej ilości wątków, rozwijając kwestię matki Evelyn, ale tylko tę kwestię… Przywaliłaś od razu z grubej rury, mocnym akcentem, który Evelyn boleśnie odczuła, a ja ciągle czuję niedosyt z poprzedniego rozdziału. Wyznajesz chyba zasadę, pisać konkretnie, a jak coś ponad to już z górnej półki. W życiu dzieją się też mniej ważne rzeczy, ciągle mam na myśli te drobne sprawy, o których pisałam wyżej. Wszystko toczy się wokół Alex i Evelyn, dialogi są tylko między nimi. Nagle dostajemy coś, niczym walnięcie w mordę, atak Śmierciożerców na Pokątną. Wszystko wskazuje na to, że atak był tylko po to, żeby schwytać pannę Grant, względnie jej matkę. Tylko dlatego zakapturzone postacie rozwaliły pół ulicy, swoją drogą, skąd wiedzieli, że będą na Pokątnej akurat tego dnia? Wiesz czym mi tu pachnie? Źle mówię, nie pachnie, to ŚMIERDZI. Zalatuje z daleka, niczym zepsutą rybą ze śmietnika. Czuję tutaj Mary Sue!
„Szły powoli. Nieliczni ludzie ustępowali im z drogi, zupełnie, jakby wiedzieli, co przytrafiło się wyraźnie zmaltretowanej Evelyn. Nikt nie zatrzymywał ich ani nie zadręczał pytaniami, choć wielu wpatrywało się w słaniającą się na nogach i zakrwawioną dziewczynę.” – proszę państwa, idzie Mary Sue! Idzie bohaterka wspaniała i idealna, z drogi pierogi, kluchy leniwe, jakby to zawołano w reklamie Biedronki.
Cóż, mamy zaczątki na wspaniałą Mary Sue, buntowniczka o oryginalnym wyglądzie, będąca tak ważna, że dla niej Śmierciożercy zorganizowali zamach na całą ulicę. Uuuu… Poważna sprawa.
No i masz, znowu rozdział z jednym wydarzeniem, w którym w dodatku wyniuchałam Mary Sue…
Zaczęłam czytać następny, szósty rozdział i ledwie zaczęłam, a już moja ręka uniosła się ponad klawiaturę i z plaskiem klapnęła o czoło… Co za face palm…
„Odkąd wczoraj, po incydencie na ulicy Pokątnej, udało im się przybyć do domu babci, niebieskowłosa nie obudziła się ani razu.” 
Przecież oni nawet Cruciatusa na niej nie użyli! Toż rozciął jej jedynie rękę i mocno wystraszył, to nie wystarczy aby stracić przytomność, naprawdę. Natomiast, takie zachowanie delikatnej bohaterki to klasyk marysueizmu, klasyk! Każda Ałtoreczka chcąc wprowadzić trochę napięcia posuwa się do takiego kroku, jeżeli akcja dzieje się w Hogwarcie, to bohaterka leży tydzień w śpiączce w Skrzydle Szpitalnym. Również w opisie pokrwawionej dziewczyny idącej przez Pokątną też mocno przesadziłaś. Jeszcze na dokładkę, Evelyn po przebudzeniu niczego nie pamięta. Takie rzeczy są możliwe, ale wydarzenie jest niewspółmierne do skutków, bo napastnicy tak naprawdę, nic nie zrobili Evelyn poza pomachaniem różdżkami przed nosem i rozcięciem na ręce. Zastanawiam się, jak Evelyn zareagowałaby, gdyby ją na przykład zgwałcili?
W między czasie przytrafił mi się kolejny face palm. „Długo byłaś nieprzytomna. Straciłaś sporo krwi.” – z rany na przedramieniu? Owszem, gdyby to był krwotok z tętnicy promieniowej, ale gdyby tak się stało to Evelyn już dawno by nie żyła. Zakładam więc, że był to krwotok żylny z przedramienia, a tam to można utoczyć tyle co się w kieliszku zmieści w takim czasie, jaki podajesz. Proponuję Ci poczytać co nieco o hipowolemii i wstrząsie hipowolemicznym, bo próbujesz mi tu kit wcisnąć, że Evelyn takowy wstrząs przeszła. Prawdopodobnie nie masz o tym nawet pojęcia, ale na to wskazują opisane objawy, a zwłaszcza utrata przytomności. Tylko, gdyby Evelyn straciła świadomość w wyniku tego, pożal się Boże, krwotoku, to byłoby z nią krucho. Jedynie szybkie przetoczenie krwi i zamknięcie miejsca krwawienia mogłoby ją uratować. W czarodziejskim świecie można wymyślić jakieś zaklęcie przyspieszające dziesięciokrotne krwiotwórczość i machnąć różdżką by zamknąć ranę. Autor musi być obyty i oczytany, musi wiedzieć o czym pisze, żeby to było realistyczne, a jak czegoś nie wie, to musi się dowiedzieć. Teraz wyszło tyle, że Evelyn miała rozcięte przedramię i w wyniku tego straciła przytomność, czyli jak się ciachnę nożem podczas krojenia chleba to mam dobę wyjętą z życiorysu?
Kolejna niekonsekwencja, piszesz że Evelyn czuje się, jakby leżała w zastygającym cemencie, nie ma siły by ruszyć ręką czy nogą, a za chwilę zrywa się i prawie biegnie do pokoju matki. Heloł? W dodatku strasznie delikatna ta Twoja Evelyn, na rączkę upadła i już biedna zemdlała…
„— I myślisz, że to ten... Voldemort za tym wszystkim stoi?
— Nie wymawiaj tego imienia! - skarciła ją panna Black.
— Przepraszam. Jeszcze tylu rzeczy muszę się nauczyć...”

Taaak… zgadnijcie moi drodzy, co natychmiast stanęło mi przed oczami? „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”, tak. Gdybyś chciała, mogę Ci nawet stronę wygrzebać. Nie wierzę, że Evelyn nigdy nie usłyszałaby w Stanach o Voldemorcie. Robisz z Wielkiej Brytanii jakąś enklawę, zamknięte szczelnie środowisko, a Voldemort z pewnością chciałby się pozbyć wszystkich mugoli, nawet amerykańskich. Tamtejsi czarodzieje musieli wiedzieć coś o Voldemorcie, tak jak Amerykanie wiedzieli o Hitlerze czy Stalinie. O takich postaciach nie da się nie usłyszeć, chyba że ktoś jest totalnym kretynem zamkniętym na świat i ignorantem w dodatku. Trzeci raz udowadniasz mi, że Twoja bohaterka to zwyczajna idiotka.
Zastanawia mnie jedna rzecz, albo ty, albo ja machnęłyśmy się w obliczeniach. Matka Evelyn wyszła za mąż w 1961 roku, jak wynika ze znalezionego przez córkę listu. Musiała mieć wtedy co najmniej 17 lat, a więc urodziła się w 1944 roku. Nie przesadziłaś czasem? Wychodzi na to, że Mary Black ma ze sto lat… Ale zaraz! Czyżby to nie były jednak czasy Harry’ego? Wydawało mi się, że akcja toczy się właśnie wtedy. Piszesz „po dziewiętnastu długich latach”, co sugeruje rok 1980, a więc rok urodzenia Harry’ego Pottera.
Znajduję kolejny błąd w niezgodności z prawami czarodziejów, mianowicie, Alexandra proponuje Evelyn, by ta pomogła sobie czarami w pakowaniu. Od kiedy to nieletni czarodzieje mogą czarować poza szkołą, hm?
Jeanne Grant zniknęła, nagle, w wielkim pośpiechu, robiąc masę bałaganu. Przysłała córce list z prośbą, by jej nie szukała. A teraz uwaga, hit, kartka wydzielała zapach perfum Jeanne. Spieszyła się jak cholera, zniknęła z wielkim hukiem, zapewne nie zdążyła spakować kufra, ale wzięła najpotrzebniejszą rzecz na świecie – perfumy! Teraz już wiem, co mam spakować do plecaka, jak się do końca świata będę szykować.
„(…) w dodatku miała rozpocząć edukację w zupełnie nowej szkole o której wciąż wiedziała żałośnie niewiele.” – ktoś jej bronił zajrzeć do Historii Hogwartu? Po raz kolejny Twoja bohaterka wykazuje ignorancję i infantylizm.
Opisujesz brać hogwardzką jako grzeczną i ułożoną, ciągle podkreślasz, jak to dziewczęta wyglądały ładnie, z warkoczykami i w spódniczkach. Chłopcy byli eleganccy, w odprasowanych szatach. Trochę przejaskrawiasz, nawet bardzo trochę. Angielska szkoła jawi się nam właśnie tak, jak opisujesz, ale Ty popadłaś w skrajność. Dawno chyba nie otwierałaś kanonu, bo tam nie ma tak do przesady kreowanego wizerunku hogwartczyków. Wręcz przeciwnie, były indywidualności, chociażby Jordan i jego dredy, czy Luna Pomyluna. Również Malfoy wyglądem odstawał. Znalazłoby się mnóstwo takich, co to mieli wygniecioną szatę i musztardowe skarpetki. Generalizujesz, żeby na siłę wykreować Evelyn jako odmienność i osobliwość. Udało Ci się zrobić ze swojej bohaterki naprawdę oryginalną osobę, ale zaczynasz już przesadzać i nie wychodzi Ci to na zdrowie. Bardzo dobrze kreujesz różnicę między Alex i Evelyn, naprawdę ciekawie Ci to wychodzi, ale basta!
Próbuję wymyślić kim jest Leslie Lovegood dla Luny Lovegood, bo raczej nie matką. Nazwisko Lovegood miała po mężu, nie mogła go nosić w szkole. Kreujesz Leslie na kopię Luny, nawet nie na osobę podobną, ale na kserokopię. Opis Leslie jest żywcem wydarty z „Harry’ego Pottera i Zakonu Feniksa” z małą zmianą imienia. Żałosne, totalny brak oryginalności i bardzo głupi pomysł, którym straciłaś w moich oczach. Leslie podobnie jak Luna czyta Żonglera, a wydawcą tego pisma był Ksenofilius, więc powstało ono dużo później. Chrapaki krętorogie zostały opisane w „Żonglerze” w 1995 roku, po co „Żongler” miałby pisać dwa razy o tym samym? Chryste, aleś ty namieszała… zrobiłaś tak bezsensowny krok, że aż mam ochotę zapisać plik z oceną i go wyłączyć.
Akcja toczy się u Ciebie tak, jak realizacja programu reform, tempem oszałamiającym, doprowadzającym do szału, westchnień i kręcenia głową z niedowierzaniem. Dziesięć długich rozdziałów dzieliło mnie od Hogwartu… DZIESIĘĆ! Na miłość boską! Całe opowiadanie ma dwadzieścia cztery, prawie połowa! Rozwlekasz wszystko niemiłosiernie, robisz tasiemca na miarę „Mody na sukces”, w odcinku pierwszym Evelyn zaczyna parzyć kawę, by w dziesiątym ją posłodzić. Ile można? W poprzednich rozdziałach nie działo się nic! Jedynie przeprowadzka i atak na Pokątnej, względnie ucieczka Jeanne. Trzy wydarzenia rozpisane w dziesięciu rozdziałach, boże drogi… Orzeszkowa w „Nad Niemnem” ma więcej dynamiki od Ciebie.
„Evelyn, która zawsze przejawiała szczególne zamiłowanie do słodkości, natychmiast zerwała się z kanapy i podeszła do kobiety, mając zamiar kupić sobie spory zapas snickersów.
Jednak na wózku nie było snickersów. Były za to rozmaite inne słodycze, których niebieskowłosa nigdy wcześniej nie widziała na oczy: Cukrowe Pióra, Lodowe Kulki, Fasolki Wszystkich Smaków, Dyniowe Paszteciki, Czekoladowe Żaby, Kociołkowe Pieguski i wiele, wiele innych.”
– na dobrą sprawę, nie musiałabym nawet komentować, bo każdy fan Harry’ego Pottera zaśmieje się cicho i natychmiast przeniesie się do odpowiedniej strony w „Harrym Potterze i Kamieniu Filozoficznym”. Moja droga, to już nie jest pierwszy raz, kiedy robisz sobie kalkę z kanonu i kreujesz bohaterkę na osobę podobną do Harry’ego. Opamiętaj się! Jak będę chciała sobie poczytać kanon, to go otworzę i przeczytam, z łaski swojej nie kopiuj go, bo nie na tym fanfick polega.
Ceremonia Przydziału też wyglądała prawie identycznie jak w przypadku Harry’ego, tylko końcowa decyzja Tiary była nieco inna. Dziękuję Ci, że wybrałaś Ravenclaw. Gryffindorem albo Slytherinem byś mnie zabiła.
Czytam sobie rozdział jedenasty, gdzie natykam się na opis uczty powitalnej i dociera do mnie pewien istotny, ale i fizjologiczny fakt. Evelyn po raz pierwszy coś je. Dotychczas jadła tylko ciastka z Alex i w przedziale. Interesujące. Wiesz, dobrze jest zachować fizjologiczne potrzeby bohaterów, stają się wtedy bardziej ludzcy i wykazują zdecydowanie więcej realności, mówiąc wprost – żyją.
Nie podoba mi się, że Evelyn stawiła się na uczcie w ubraniach mugolskich, młodzi czarodzieje przebierają się w pociągu. Dziewczęta, z którymi siedziała w przedziale, też w pewnym momencie musiały się przebrać, czemu Evelyn tego nie zrobiła? Chciała być fajna? Nie wyszło jej, trzeba mieć trochę szacunku do panujących reguł i zasad oraz umieć się dostosować, jeżeli dziewoja chce być poważana i żeby liczono się z jej zdaniem, niech liczy się ze zdaniem innych. W tym momencie, po raz czwarty wykazała swoją totalną ignorancję, rodząc tym samym antypatię. Powoli wychodzi obraz naszej polskiej gimnazjalnej smarkuli, której się w dupie przewróciło, bo myśli, że jest wielce dorosła. Tym właśnie jest Evelyn – gimbusem.
Dobijasz mnie swoim brakiem inwencji twórczej, dobijasz mnie do tego stopnia, że znowu mi się odechciało, a to dzisiaj moje drugie podejście do Twojego opowiadania. Naprawdę nie mogłaś ruszyć mózgownicą i wymyślić inną zagadkę jako wejście do Pokoju Wspólnego Ravenclawu? Poszłaś na, tak drastyczną łatwiznę, że aż mi słabo. Zerżnęłaś, ZNOWU, z Harry’ego Pottera! Może masz czytelników za idiotów, którzy takich szczegółów nie pamiętają i nie wychwycą tego? Przykro mi, nie ze mną takie gierki.
Dzieciuch, dzieciuch i jeszcze raz dzieciuch, w dodatku gimbus. Płacze za kreskówkami w telewizji. Ile ona ma lat? Pięć? Może jeszcze nosi koszulkę z Myszką Mickey i majtki z Kaczorem Donaldem? Mogę się założyć, że ma kapcie w kształcie głowy małpy czy innego zwierzęcia. Coś Ty z tej dziewczyny zrobiła… rozkładam bezradnie ręce i kręcę głową z niedowierzaniem.
Uzyskałam odpowiedź na dręczące mnie pytanie, kim jest Leslie Lovegood! Otóż, jest ona siostrą Ksenofiliusa, nie zmienia to faktu, że zrobienie kopii, na zasadzie „dam jej cechy Luny, będzie fajnie” to pomysł bardzo słaby. Czekam jeszcze na wyjaśnienie kwestii „Żonglera” i tego, kto go wydawał przed Ksenofiliusem.
„W ciągu swojej edukacji w Salem kilkakrotnie brała udział w takich akcjach i choć zwykle wychodziła z sali ubabrana jedzeniem od stóp do głów i z tygodniowym szlabanem na koncie, to zawsze była bardzo zadowolona.” – cytat ten jest opisem emocji, jakie odczuwała Evelyn po bitwach na jedzenie w Salem. Mam wrażenie, że tam hodowano rozwydrzone bachory. Skoro nauczyciele kilkukrotnie pozwalali na obrzucanie się jedzeniem… A gdzie jakiś szacunek do tych, którzy przygotowali posiłki? Gdzie szacunek do samych pokarmów, których w innych krajach tak bardzo brakuje? Twoim amerykańskim dzieciakom się w tyłkach przewraca. Zniesmaczył mnie ten fragment, nie widzę niczego zabawnego w regularnych bitwach na jedzenie. To może być śmieszne raz, potem jest już żałosne i nawet po tym pierwszym razie uczestniczy powinni ponieść konsekwencje.
Kreujesz tę dziewczynę na strasznie durną, zmieniała posąg stojący na korytarzu, bo jej się nie podobał. Ot, kaprys. Czy ona nie ma ciekawszych rzeczy do roboty? Poza tym, po raz kolejny przepisujesz „Harry’ego Pottera”. Dziwnym trafem, scena zatrzymania Evelyn przez Filcha wyglądała dokładnie tak samo, jak w „Harrym Potterze i Komnacie Tajemnic”. Zupełnie nie potrafię pojąć, jaki sens jest kopiować kanon. Nie masz własnych pomysłów? W sumie, chyba nie masz, bo w opowiadaniu nic się nie dzieje, a czytanie kolejnych rozdziałów staje się powoli męczarnią. Można się nawet upatrywać pewnej analogii, w Twoim opowiadaniu: Evelyn Grant = Harry Potter, Alex Black = Hermiona Granger, Wiliam Brandon = Draco Malfoy. Jeszcze tylko Rona mi tutaj brakuje.
Ten cyrk z przepisanymi fragmentami i analogiami zaczyna robić się żałosny!
„— Ta... (w tym momencie niebieskowłosa użyła obraźliwego określenia, na które Alexandra skrzywiła się i krzyknęła: - Evelyn!)”- tym, którzy nie pamiętają tak szczegółowo, dokładnie taki sam dopisek w nawiasie umieszczony był w jednej z części Harry’ego Pottera i odnosił się do Rona, a krzyknęła wtedy Hermiona. Wytłumacz mi, po co ci to? Jakoś za nic nie potrafię tego pojąć.
Opis docierania do Hogsmead również jest identyczny jak w kanonie…
Podczas owej eskapady nasz niebieskowłosy Potter w spódnicy natyka się na Aurora, który w zamian za herbatkę proponuje, że nie doniesie na Evelyn do opiekuna jej domu. Następnie grozi, że Evelyn stanie oko w oko z McGonagall, od kiedy to ona jest opiekunką Krukonów, hm? Głupotę tej sceny już pomijam. Zaproponuję tylko przełożenie jej na nasze realia. Policjant na służbie przyłapuje szesnastolatkę na wagarach, zamiast odstawić ją do szkoły, proponuje wspólny wypad na kawkę lub herbatkę.
Przyszło mi coś do głowy, kiedy czytałam kolejne słowa o tym, jaki to świat czarodziejów jest staroświecki. Wspominałam wcześniej, że przejaskrawiasz ten wątek, dodam jeszcze, że zbyt często podkreślasz odmienność Evelyn. W każdym rozdziale jest o tym, jaka to ona dziwna, oryginalna i odmienna, do obrzydzenia. Wracając do świata jak z poprzedniej epoki, nie wszyscy uczniowie Hogwartu to członkowie starych czarodziejskich rodów, są również ci z rodzin mugolskich, jak i półmugolskich, a tacy z pewnością mieli kontakt ze światem mugolskim. Przypomnij sobie chociażby plakat Deana Thomasa, który powiesił nad łóżkiem. Nie wszyscy są tacy sami, a ty ich bardzo generalizujesz i wkładasz do jednego wora, następnie na każdym kroku podkreślasz, że są staroświeccy. Chyba, że chcesz nam zasugerować, że mugole z Anglii to zacofani ludzie. Chciałaś zbudować dwie szkoły na zasadzie kontrastu, tylko wzięłaś sobie skrajne wartości. Dyrekcja z Salem dopuszcza ucieczek uczniów. Przełóż to na nasze, polskie szkoły nie są staroświeckie, a jednak nie pozwalają na wagary, prawda? Amerykańscy czarodzieje to rozpuszczeni i rozwydrzeni ludzie, którzy nigdy nie zaznali ani grama dyscypliny, taki jawisz mi obrazek.
„— Nie martw się, Evelyn. To, co utraciliśmy, prędzej czy później do nas wróci. Tylko nie zawsze wtedy, kiedy tego chcemy - rzekła Lovegood, delikatnie obejmując niebieskowłosą.” – nie martw się Ginger, my wszyscy wiemy, że cytujesz Lunę.
Nie dość, że Evelyn zachowuje się jakby miała lat pięć, to jeszcze w tak młodym wieku cechuje się sklerozą. Otóż, dwukrotnie pyta Leslie o jej cudaczny naszyjnik, a ta po dwakroć wyjaśnia koleżance, że ma za zadanie wabić gwynołapki.
Kiedy dziewczęta spotkały centaura, nie musiałam wiele myśleć, żeby wiedzieć, że to będzie Firenzo. Jesteś na tyle przewidywalna, że takie rzeczy przychodzą do głowy same, bez wielkiego wysiłku. Powiem Ci, że nie chce mi się tego czytać i coraz ciężej jest mi przebrnąć przez te nudy. Łapię się na tym, że czytam i myślę o czymś innym, przez co muszę wracać do pominiętych fragmentów i idzie mi to dwa razy dłużej. Dawno już takich smętów nie czytałam, przekopiować szkielet opowiadania z kanonu to każdy potrafi.
Spryciara z Evelyn, kiedy szli na Wieżę, Thomas zauważył, że z torby dziewczyny wystaje czarodziejska szata. Evelyn zmarzła na Wieży i utyskiwała, że nie ma swetra, bohaterski Thomas natychmiast ściągnął szatę, natomiast ta, należąca do Evelyn ciągle spoczywała w jej torbie.
Trochę nie podoba mi się to, co z nimi robisz, bo ewidentnie masz parcie na związek między tymi dwojga. Jeśli Evelyn na to pójdzie, a będzie wiedziała, że Tom ma żonę, to w moich oczach będzie nikim. Nie ma nic gorszego niż złodziejki cudzych facetów. Prawdopodobnie przeczytam całe opowiadanie i romansu się nie doczekam. Może w czterdziestym rozdziale Tom nieśmiało dotknie ręki Evelyn…
O cholera! Pomyliłam się! Dotknął jej policzka, łaaaaaaaał! Jestem pod wrażeniem, naprawdę.
Myślę, że Evelyn minęła się z powołaniem, wcale nie powinna być w Hogwarcie, ani nawet w jakiekolwiek szkole magicznej. Powinna była zdać maturę i studiować architekturę, to dla niej zajęcie idealne. Bowiem, do znudzenia zasypujesz nas fragmentami, jak to Twoja bohaterka przystraja i dekoruje wnętrza, jak je zmienia według swojego gustu i jakie to fajne zachowanie. Zajmij się lepiej budowaniem akcji, na zdrowie Ci to wyjdzie. Nawiasem mówiąc, nie sądzisz, że to egoistyczne? To tak, jakbym ja wpadła do Twojego domu i zaczęła przestawiać meble, bo MNIE się bardziej podoba.
Przeglądałam ostatnio pewien test… taki, który sprawdzał, czy bohaterka jest już Mary Sue. Często padały tam pytania o rodziców, mianowicie rodzice, którzy zginęli w tajemniczych okolicznościach i wychowanie przez nielubianą rodzinę jest wysoko punktowane. U Ciebie aż dwie bohaterki maja taką sytuację, to już jest Mary Sue podniesiona do kwadratu.
Jak tylko przeczytałam, że w Hogwarcie pojawiła się babka Evelyn, natychmiast wiedziałam po co. Domyśliłam się, że za chwilę oznajmi wnuczce, że jej matka nie żyje i nie pomyliłam się. Twój fanfick to klasyczna Mary Sue tylko pisany ładnym językiem z dobrymi opisami i dialogami. Nie masz za grosz oryginalności. Wątki, jak wszędzie przeplecione kopiami z „Harry’ego Pottera”, nic więcej.
Jesteś fanką „Zmierzchu”? Ten fragment, kiedy pobito Evelyn łudząco przypomina tak charakterystyczny dla „Zmierzchu” motyw ratowania Belli z opresji, gdyż zawsze gdzieś obok czuwa Edzio. W tej sytuacji czuwał Maxwell, który całkiem przypadkiem pojawił się na szkolnym korytarzu, ot to Ci dopiero! Telepatia? Może on nie ma co robić, że tak ciągle błąka się po korytarzach? Względnie, skrada się z obłąkańczym „muszę kogoś uratować” na ustach. Istnieje takie zboczenie zawodowe pośród służb zajmujących się ratowaniem życia, poczytaj o turboratownikach, to zrozumiesz co mam na myśli. Mogłabyś jakoś uzasadnić pobyt Thomasa w Hogwarcie, bo wskoczył tam, jak gumka z majtek, nie wiadomo jak, skąd, dlaczego i po co.
Nawiasem mówiąc, z Thomasa musi być dupa nie auror. Wiesz, z reguły bywa tak, że jak stróża prawa wysyła się na koniec świata, gdzie nic się nie dzieje i jedynym jego zajęciem jest łapanie uczniów na wagarach, to oznacza, że trzeba było się go pozbyć z biura. Eksmituje się partaczy, bo dobrego w swym fachu nikt się nie pozbędzie. Pewnie chcesz zrobić z Maxwella super mocnego w czarach aurora, ale szczerze mówiąc robisz faceta bez jaj, na swym zadupiaszczastym posterunku, gdzie psy tylnimi częściami ciała szczekają.
Jeszcze jedna rzecz mi spędza sen z powiek, na jakiej podstawie zidentyfikowano ciało Jeanne? Czarodzieje nie mają dowodów osobistych. Można by po różdżce, ale musiałby to zrobić Olivander, pod warunkiem, że u niego kupiła różdżkę. Znajomy nie mógł jej zidentyfikować, bo dawno temu wyjechała. Ale, ale… dywaguję tutaj, a to Ty powinnaś była to wyjaśnić.
Teraz to znalazłam hit… Dwóch spiskujących czarodziejów gada o swoim planie na głos, wychodząc z gospody, tak żeby wszyscy wokół słyszeli. Pewnie, może jeszcze niech pójdą do Trzech Mioteł, siądą w centrum izby i dawaj, rozprawiać na temat porwania uczennicy Hogwartu! Realizm, Ginger! Realizm! Pytam się, gdzie go podziałaś?
Rany boskie, co za sierota! Maxwell natychmiast dał się powalić przez spiskującego czarodzieja! Miałam rację, że miernotę wysłali do Hogsmead, bo nie mieli, co z nim zrobić. Nie mogli chociaż trochę powalczyć? Wiesz co? Maxwell jawi mi się, jako taki niedorobiony policjant z komedii.
„Na ten spacer ubrała się wyjątkowo ciepło; pod nielubianą, ale dobrze chroniącą przed chłodem peleryną Hogwartu miała dwa grube swetry i ciemnoniebieskie dżinsy, a szyję owinęła sobie szalikiem w barwach domu. Jednak jej materiałowe trampki dość szybko nasiąkły wodą z mokrego trawnika, wzmagając uczucie chłodu.” – musiała wyglądać jak idiotka, do góry bałwan od ilości warstw, okutana cieplutko, a na stopach szmaciane trampki… w listopadzie… Logika, zdrowy rozsądek i zdolność myślenia leży i kwiczy gdzieś w kącie Pokoju Życzeń…
Nie rozumiem, dlaczego Evelyn ciągle chodzi bez różdżki? Czarodziej bez swojego badyla jest nikim, a Evelyn wiecznie go nie ma. Nie nauczyła się jeszcze na Pokątnej, że musi go mieć zawsze? Gdyby nie była taka gapowata, osuszyłaby koleżankę, którą wrzuciła do jeziora. Swoją drogą… Melinda też łazi bez różdżki? To jakaś nowa moda?
„— Źle mnie zrozumiałaś, Evelyn - żachnęła się rudowłosa. — Miałam na myśli to, że ty za bardzo izolujesz się od nas i w kółko tylko narzekasz, jak bardzo jesteś przez wszystkich niezrozumiana!” - oto pierwsze mądre zdanie w tym opowiadaniu. Evelyn jest nie do zniesienia z tym ciągłym podkreślaniem jej odmienności i tak naprawdę, sama sobie robi krzywdę i sama sprawia, że jest samotna i nielubiana.
Czekałam na kolejną zagadkę kołatki, odkąd podałaś nam tę spisaną z kanonu. Miałam ogromną nadzieję na jakąś Twoją kreatywność, wkład i pomysł. Liczyłam na to, naprawdę. Natomiast w zamian dostałam ogromny zawód. Zagadka pojawiła się, owszem. Tylko jej autorem nie jesteś ty, a Tolkien, o czym nie raczyłaś wspomnieć.
Skończyłam czytać, będę mogła przejść do poszczególnych kategorii, ale na koniec jeszcze jeden cytat.
„Sorry, że tak odwlekam akcję właściwą, sama też nie lubię zapchajdziur, jednak z racji mojego dość specyficznego stylu trochę ich tu jest.” – moja droga, otóż CAŁE TWOJE OPOWIADANIE TO ZAPCHAJDZIURA. Jest niewiarygodnie nudne, nic się w nim nie dzieje i na całe dwadzieścia sześć rozdziałów, była tylko jedna żywsza akcja. Aż strach się bać pomyśleć, czym jest ta „właściwa akcja”…

Dialogi: 5/5

O tak…! Dialogi to zdecydowanie coś, co wychodzi Ci w stu procentach. Nie masz ich za dużo, bo wolisz rozpisywać długie elaboraty o niczym. Jednakże jeśli już jakieś się pojawią, to są bardzo dobre. Przede wszystkim, adekwatne do wieku i charakteru postaci. Alexandra ma swój specyficzny, bardzo dostojny i wyszukany sposób wysławiania. Zupełnie inny niż Evelyn. W wypowiedziach Leslie czuć flegmatyzm Luny, której jest kopią. Nauczyciele trzymają poziom i wypowiadają się, jak należy. Bardzo mi się spodobało to, jak dobrze oddajesz postać poprzez sposób w jaki mówi.

Opisy: 3/5
Mogłabyś spokojnie stawać do konkursu z Orzeszkową jeśli chodzi o opisy. Bardzo, ale to bardzo rozbudowane i niezwykle szczegółowe. Wspominasz nawet o tym, że z łóżka zwisał róg kołdry, że zagiął się kołnierzyk i kosmyk niebieskich włosów wymknął się spod kontroli. Co jak, co, ale wyobrazić sobie to, o czym piszesz naprawdę nie jest trudno. Dbałość o szczegóły jest dobra, ale byłaby jeszcze lepsza, gdyby było mniej opisów, a więcej akcji. W całym Twoim opowiadaniu przeważa pisanie o niczym. Ileż można czytać o spoconej grzywce przyklejonej do czoła? Naprawdę świetnie sobie radzisz w tej kwestii, udowodniłaś całym opowiadaniem, ale daj sobie spokój i wpuść też trochę akcji. Jednakże za przynudzanie swoimi opisami odejmuję Ci dwa punkty, ten fakt był nie do zniesienia. Popadłaś w skrajność. Można naprawdę genialnie pisać, ale jeśli w ogólnej ocenie będzie to nudne, to efekt będzie marny.

Kreacja bohaterów: 2/10
Bohaterowie są dobrze opisani, ale ich charaktery są nieco mdłe. Robisz na siłę oryginalną indywidualistkę z Evelyn, co męczy i wcale nie daje zamierzonego efektu. Tak naprawdę, mam jej dość. Wszyscy ciągle na nią wrzeszczą, zachowuje się jak pięcioletnie dziecko pozbawione rozumu. Evelyn nie ma porządnego charakteru, jest płytka, przewidywalna, nudna i bez życia. W dodatku zakrawa na idealną Mary Sue. Spełnia wiele punktów charakterystycznych. Na dokładkę przypomina Harry’ego Pottera, bo mogę się założyć, że gdzieś tam kryje się mroczna tajemnica dotycząca istnienia Evelyn. Jej życie okaże się bardzo ważne albo będzie miała mega trudne zadanie, które prawdopodobnie wpłynie na życie bohaterów kanonicznych. Ameryki to Ty nie odkryłaś, naprawdę. Zrobiłaś tylko postać bez polotu, w której niesamowitość wierzysz tylko Ty.
Zupełnie inną osobą jest Alexandra. Skąpisz informacji o niej, tak jak rzadko piszesz z jej punktu widzenia. Tak naprawdę, ona jest najciekawszą i najsensowniejszą postacią. Intryguje i sprawia, że chcę więcej. Nie smarujesz o niej cudowności, jak o Evelyn, a jakoś udało się zrobić z Alex kogoś ciekawego. Da się?
Thomas Maxwell, to auror-patałach, wysłany przez Biuro Aurorów na Bardzo Odległą Wioskę Gdzie Nic Się Nie Dzieje. Myśli, że wykonuje ważne zadanie i cierpi z powodu nieudanego małżeństwa. Powiedziałaś, że mu źle z żoną, ale nie udowodniłaś. Nie pokazałaś ani jednej sceny z ich życia, która potwierdzałaby, że to małżeństwo jest zimne i nieudane. Temat ciekawy, ale tak szybko podjęty, jak szybko porzucony. Może opis nieudanej próby zbliżenia, po której małżonka kręci nosem, że męża ma zimnego, że go wcale nie kocha… Może trochę o tym, jak skrzaty przygotowują posiłki, podczas gdy szanowna małżonka formuje kształt paznokci przy pomocy różdżki, a Tom patrzy na to ze skrzywieniem, myśląc o tym jak bardzo chciał ciepłej, kochającej żony, która upiecze ciasteczka…
Tom jest pozbawiony życia w jeszcze większym stopniu niż Evelyn. Po prostu jest, podkochuje się w głównej bohaterce, o czym jeszcze nie wie i tkwi w nieudanym małżeństwie. Nic więcej, wszystko opisane, podane na tacy. A przykłady z życia, które pokażą jego charakter? Sytuacje, z których czytelnicy sami wyciągną wnioski jakie cechy mają bohaterowie?
Leslie Lovegood nawet nie mam ochoty komentować, bo szkoda mojego czasu. Zwyczajna kalka z Luny i nic więcej.
Pozostałych bohaterów nie pamiętam z imienia i nazwiska, bez zaglądania do opowiadania nie będę w stanie ich wypisać. Są szarzy i bez ikry, nie mając cech charakterystycznych, po których można by ich zapamiętać. A szkoda, bo dobrze ich wszystkich potrafisz opisać pod względem wyglądu.
Świat przedstawiony, jakąś wielką oryginalnością, nie powala. Mamy Hogwart, całkiem dobrze radzisz sobie z opisywaniem go, ale ciągle marudzisz o tym, jak to łatwo się w nim zgubić. Powielasz jedynie to, co wszyscy wiemy i znamy z kanonu. Muszę przyznać, że rzadko spotykam się z opisanym Hogwartem, bo większość wychodzi z założenia, że już nie musi tego robić. Za to masz u mnie plus, ale jakbyś dodała powiew świeżości, nie zaszkodziłoby. Przykładowo, kołatka mogłaby zadawać Twoje własne, oryginalne zagadki.
Jedynym światem, który jest w zupełności Twój jest nowojorskie mieszkanie Evelyn i angielski dom babci Black. Jedno i drugie też nie jest kreacją mistrzowską. Mieszkanie jest typowo mugolskie, a dom jest po prostu duży i ponury, szablonowo i bez szału. Tyle by było o miejscu akcji. Pozostaje jeszcze jedna kwestia, z czego Evelyn i jej matka żyły? Z czego żyje babcia Black i Alexandra? Te drugie, pewnie są dziedziczkami ogromnej fortuny, która wzięła się niewiadomo skąd. Na te pierwsze, pomysłu mi brak. Nigdzie nie wspominasz o tym, gdzie pracowała matka Evelyn i czy w ogóle. Podobnie jest z jej ojcem. Grantowie przenoszą się do Anglii, ot tak, z dnia na dzień. Wszyscy mamy gdzieś jakieś zobowiązania, z którymi trzeba sobie poradzić przed przeprowadzką, ot choćby praca. Twoje bohaterki to wolne elektrony, robią co chcą, kiedy i gdzie chcą, jeszcze trochę i zasadę Heisenberga będzie można do nich zastosować. W kwestiach podstawowych potrzeb leżysz i kwiczysz, bo Twoi bohaterowie rzadko kiedy jedzą. Pisałam gdzieś o tym wcześniej. Takie czynności nadają życia bohaterowi.
Kreacja świata nie byłaby zła, gdyby była Twoja. Podejrzewam, że gdybyś stworzyła opowiadanie sama od początku do końca, które nie byłoby fanfickiem, byłoby dużo lepsze. Pod warunkiem, że byłoby mniej opisów, a więcej akcji.

Fabuła: 1/5
Fabuła jest… drętwa. To najlepsze słowo, jakiego mogłam użyć. W Twoim opowiadaniu nic się nie dzieje, czas płynie leniwie. Ciągle tylko chwalisz się pod notką, jaka to długa wyszła, na sześć albo siedem stron. Co z tego, skoro jest o niczym? Wiesz, jak wyglądałoby streszczenie do Twojego opowiadania?
„Evelyn Grant przeprowadziła się do Anglii, bo tak zachciało się jej matce. Dziewczynę napadnięto na Pokątnej, a krótko po tym jej matka zaginęła. Evelyn poszła do Hogwartu, gdzie poznała kilkoro nowych ludzi, a niedługo potem dowiedziała się, że Jeanne Grant nie żyje.”
Trzy zdania. Opisałam Twoje opowiadanie w trzech zdaniach, a przecież jest taaaaakie długie! Myślę, że mogłoby spokojnie stać obok przemówień Fidela Castro. Długością nie odstaje, nudą również. Uwierz mi, nie liczy się długość, którą się tak podniecasz, co krok. Niektóre bardzo dobre thrillery liczą po dwieście stron, a potrafią mnie do siebie przywiązać. Zastanawiam się, ile stron liczą już „Niebieskie marzenia”… Ile by to nie było, nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Szczątkowa akcja, którą nam prezentujesz jest niemożliwie oklepana. Tłuczesz po raz setny motyw sierotki trafiającej do Hogwartu w trakcie edukacji, niczym Polacy świątecznego Kevina. Rok, w rok to samo. Opowiadanie, w opowiadanie, to samo… Jedyne, za co mogę Cię pochwalić to wybór czasu akcji. Nigdy nie spotkałam się z opowiadaniem, gdzie bohater wsadzony byłby w czasy ni to Harry’ego, ni Huncwotów. Aczkolwiek, taki zabieg grozi mało ciekawą akcją. Autor musi się sporo natrudzić, żeby dać nam coś w zamian za to, że nie ma naszych ulubieńców. Nie spełniasz tego zadania, nie dajesz nam niczego.

Oryginalność: 1/5
Co ja mam z Tobą zrobić, skarbeńku? Ani mnie nie zaskoczyłaś, a jedynie znudziłaś… Ani nie mam żalu do siebie, że nie odkryłam wcześniej Twojej twórczości… Sama nie wiem. Każde opowiadanie na swój sposób jest oryginalne, ale Evelyn zalatuje Mary Sue, a całość nie ma w sobie ani jednego oryginalnego wątku. Wszystko już było, bohaterki tak dziwne, że ich dziwność jest dziwnie dziwna i wychodzi mi uszami, ale i te wyalienowane, wszystkowiedzące kujonki.
W kreacji Evelyn na oryginalno-dziwną-niebywałą-niesamowitą-wspaniałą-jedyną w swoim rodzaju bohaterkę, lekko się zagalopowałaś.

Poprawność językowa: 10/10
Cóż, tutaj trudno z Tobą polemizować, bo masz betę. Gdzieś trafiłam na taką informację, że tekst jest betowany. Jeśli już nie jest, to brawo za poprawność językową. W kwestiach polszczyzny stoisz naprawdę wysoko, bo i używasz wielu ciekawych słów, i robisz to poprawnie. Masz rozbudowany słownik i pod tym względem, przyjemnie się Ciebie czyta. Sama ortografia, interpunkcja, gramatyka etc – perfekcyjna. Jedyne, co można spotkać i czego nie wychwyciła beta, to powtórzenia. Zdarzają Ci się, rzadko, ale są.
„— Dlaczego? - spytała cicho dziewczyna, lecz w jej głosie można było wyczuć hardość, zupełnie jakby wciąż nie do końca pogodziła się z decyzją matki.
Prawda była taka, że Evelyn Grant, bo tak nazywała się dziewczyna, nie zamierzała tak łatwo się poddawać.”

„Z całą pewnością była to dziewczyna, może młoda kobieta. Evelyn nie od razu wypatrzyła nieznajomą. Przez dłuższą chwilę błądziła wzrokiem po otoczeniu, aż nagle jej oczom ukazała się dziewczyna, stojąca zaledwie kilka metrów dalej.”
„(…) a jej oczom ukazał się okazały budynek, otoczony rozległym parkiem.” – ukazał się okazały? Nie brzmi i nieciekawie wygląda.
„W odróżnieniu do babci” - coś na kształt literówki, taką mam nadzieję.
Wszystko, co chciałabym znaleźć w kwestii błędów, byłoby działaniem na siłę. Jak wiadomo, nikt nie jest w stanie pisać w stu procentach poprawnie, aż drżę przed NASA, kiedy to piszę.
Generalnie, wyszukany język i dobry styl, to coś, co rzuciło mi się w oczy kiedy czytałam opowiadanie. Dlatego, chcę docenić Cię za to, jak dbasz o tekst i starasz się, żeby był na wysokim poziomie.

DETAL

Dodatki: 8/10 
Po pierwsze, zmieniłaś szablon w trakcie pisania mojej oceny. Po drugie, nie wiem, co z tym fantem zrobić. Postaram się z pamięci powiedzieć, co nieco o funkcjonalności poprzedniego szablonu. Ideologię tego pomysłu uważam za głupią i bezsensowną, bo muszę oceniać coś, co nie istnieje. Tak, jestem tym faktem poirytowana. Zwłaszcza, że wiedziałaś iż ocena się pisze. Informowałam Cię o krok, żebyś wiedziała, co się dzieje. Lubię informować Autora o etapach pracy, zwłaszcza jeśli ocena sporo czasu mi zajmuje.
Poprzedni szablon był bardzo funkcjonalny, bo łatwo poruszałam się po archiwum. Dostałam bardzo ładny i czytelny spis treści, ta instytucja podoba mi się bardziej niż szeroka lista. Bardzo podobało mi się, że podajesz datę kolejnego rozdziału. Jeśli się jej trzymasz, to jest to naprawdę ciekawe udogodnienie dla czytelników. Gorzej jeśli masz obsuwy, ale z tego, co zauważyłam, rozdziały piszesz na zapas. Termin może się więc posypać tylko w sytuacjach nieprzewidzianych.
Aktualny szablon rozciąga się, nie mam dolnego suwaka i nie mogę go przesunąć. Funkcjonalność u niego kuleje, mocno.

Punkty dodatkowe: 2/5 
Jeden daję zawsze, na tak zwaną zachętę, żeby autor wiedział, że doceniam odwagę i chęć publikowania swoich wypocin. Poza tym, dbasz o szatę graficzną, o poprawność językową, ogólnie o czytelnika. Należą Ci się punkty dodatkowe.
Należy ci się również kop w rzyć. Wiesz dlaczego? Marnujesz się na jakichś durnych fanfickach bez polotu, zamiast napisać coś własnego. Nigdy nie pozbędziesz się Mary Sue i tej okropnej nudy, jeśli ciągle będziesz bazować na czyimś świecie. Pisałaś, że to nie pierwszy fanfick, poza tym masz linki do innych blogów, więc trochę tego stworzyłaś. Weź się dziewczyno zbierz do kupy i wymyśl coś własnego! Koniecznie! Dusisz się w sztywnych ramach kanonu, a cały tekst aż krzyczy, że chce dostać własnych bohaterów, własne miejsce akcji, a nie jakiś tam Hogwart.
Życzę powodzenia w tworzeniu własnych tekstów i mam nadzieję, że weźmiesz sobie powyższą radę do serca.
Pozdrawiam.

Suma: 40/60
Ocena: dobra

Zupełnie nieadekwatna to tego, co zastałam. Ale punktacja, jest punktacją, także gratuluję!

38 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś miałam wielkie plany przeczytać "niebieskie marzenia", bo napomknęłam o tym autorce na jakimś tam forum, ale po dwóch rozdziałach skapitulowałam od nadmiaru "doskonałej" Evelyn właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam już wcześniej, ale mam bardzo mieszane uczucia odnośnie tej oceny. Jestem osobą otwartą na krytykę, jednak czuję, że w tym przypadku oceniająca już troszkę przekroczyła tę granicę. Bardzo nie lubię być traktowana protekcjonalnie, a mam wrażenie, jakby oceniająca patrzyła na mnie z góry, co najbardziej mnie zraziło. Nie przepadam też za nadmiernym spoufalaniem się, więc wyrażenia typu "skarbeńku" mogłaś sobie już darować. Nie lubię takiego podejścia, a każdy mój pomysł mogłabym rzeczowo i szczegółowo uzasadnić, jednak stwierdziłam, że chyba nie warto już strzępić sobie klawiatury na próby przekonywania cię do moich racji.
    Napiszę więc tylko, że nie rozumiesz, czemu krytykujesz mój dobór wizerunku Evelyn. No sorry, ale może mi się takie zdjęcia podobają? I moja Evelyn tak właśnie wygląda, więc wizerunek na pewno zostanie.
    Jesteś też pierwszą osobą, która wytknęła mi to, że Evelyn rzekomo jest Mary Sue, a uwierz, miałam tych ocen już w trzy i trochę, a i czytelnicy nie mieli wątów odnośnie jej kreacji.
    Evelyn nie jest i nie miała być ideałem, więc do tej pory próbuję rozmkinić, skąd ci to przyszło na myśl. Ja wręcz zawsze starałam się ukazać ją jako osóbkę oryginalną, ale o przeciętnych zdolnościach, ale skoro jest główną bohaterką, wiadomo, że opowiadanie ma się kręcić wokół niej. Na ignorantkę i osobę infantylną wykreowałam ją celowo. Nie wszyscy ludzie są poważni i ułożeni. Ja sama jestem od Evelyn starsza, a też jaram się jak dziecko, widząc kotka. I nie widzę nic zdrożnego w byciu dziecinnym.
    Odnośnie powolnej akcji... Cóż, nie wszyscy, którzy piszą, muszą być w tym genialni i tworzyć same perełki. Ja piszę dopiero 11 miesięcy, więc nie wiem, czego oczekujesz. Drugiej Rowling? Sorry, ale to moje drugie opowiadanie w życiu. Dopiero się uczę pisać. A styl mam, jaki mam, zdecydowanie wolę opisywać emocje bohaterów niż dialogi czy akcję. Opisów było, jest i będzie dużo.
    Opowiadań własnych pisać nie chcę. Jestem wielką fanką "Harry'ego Pottera" i wątpię, by usatysfakcjonowało mnie pisanie czegoś innego. Zresztą, nawet pozbywając się elementów potterowskich, i tak niewątpliwie wpadłabym w swoje schematy, więc dzięki, ale nie.
    Nie mniej jednak, dziękuję za poświęcony mi czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już bywa droga autorko, przeczytałam tylko cztery rozdziały i już mnie to wręcz zanudziło. Nie wiem po co rozwlekasz tą akcję, dla mnie jest to nawet gorsze niż "Moda na sukces". To, że na niektórych ocenialniach zachwalali twój styl nie znaczy, że każdy tak robi. Przykro mi. Animee wypowiedziała się szczerze, ona tak to widzi i tego nie zmienisz. Mogłaś nie kreować bohaterki pod Mary Sue, ale nie każdemu początkującemu pisarzowi to się udaje.

      To jest w końcu opieprz, tutaj nikt nikogo nie będzie głaskał po główce i chwalił nad niebiosa, bo inne oceniające tak robiły.

      No sorry, ale nawet taki początkujący pisarz będzie próbował kreować akcję i fabułę, a nie zajeżdżać każdym szczegółem, opisując go tak rozwlekle, że muchy w locie padają. Gdyby w moje ręce wpadłaby taka książka jak twoje opowiadanie, rzuciłabym ją do kosza na śmieci.

      Nie wiem jak według niektórych mają wyglądać oceny. Gdyby Animee miała się wypowiedzieć nad każdym szczegółem trwałoby to chyba wieczność. Czasem taka krytyka potrafi zdziałać cuda i zmotywować do pracy. Szczerze mówiąc ta twoja Evelyn grała mi na nerwach już od pierwszego rozdziału.

      Co do szablonu - tutaj muszę cię pochwalić, wyszło ci to genialnie. W końcu coś na moją rozdzielczość! Tylko ta plastykowa laleczka mnie odpycha, pod toną makijażu próbuje ukryć swoją brzydotę? No cóż, nie udało jej się.

      Mimo wszystko gratuluję Animee za tak dobre oceny :-)

      Usuń
    2. Ja bardzo lubię opisywać wszystko rozwlekle, i sama u innych także wysoko cenię opisy. Szczerze, to wolę opisy niż dialogi. I nawet bardziej cenię starannie opisane przeżycia wewnętrzne niż zawrotnie pędzącą akcję.
      Zależy, co komu się podoba, ja akurat lubię, kiedy wszystko opisane jest bardzo starannie.
      Cenię szczerość, ale Aimee potraktowała mnie z góry, a tego już nie jestem w stanie zaakceptować ot tak. Mówienie do mnie per "Skarbeńku" strasznie działa mi na nerwy i jest mi bardzo nie w smak, że ktoś zwraca się do mnie, jakbym miała pięć lat. Ton wypowiedzi oceniającej totalnie wgiął mnie w podłogę, jednak mimo to nie zamierzam zarzucać pisania i chcę dokończyć tę historię.
      Nie chciałam kreować Evelyn na Mary Sue (bohaterka mojego pierwszego opowiadania ewidentnie była Mary Sue, a przy drugim chciałam tego za wszelką cenę uniknąć) i ja osobiście nie odnoszę wrażenia, że jest ona nadmiernie wyidealizowana. Posiada zarówno zalety jak i wady, może akcentuję niektóre jej cechy, jednak moje opowiadanie nie miało być skupione na akcji, a na podkreślaniu różnic w mentalności/postrzeganiu świata itp., oraz na przeżyciach wewnętrznych. Akcja, owszem, pojawia się, ale większość rozdziałów to przemyślenia.
      Co do zdjęć, mi się one bardzo podobają. Może i mam zjechany gust, ale uważam, że to stuprocentowa Evelyn, dokładnie tak wyglądała Niebieska w mojej wyobraźni i cieszę się, że w ogóle udało mi się dobrać wizerunek.
      Ogólnie rzecz biorąc, moje opowiadanie jest dość kontrowersyjne i nie każdemu może pasować mój styl.

      Usuń
    3. Skoro Evelyn ma wyglądać jak ta lalka na zdjęciu to chyba podziękuję. Dla ciebie inaczej to wygląda i dla przypadkowego gościa inaczej to wygląda. Wierz mi, ty możesz sądzić, że nie tworzysz Mary Sue, ktoś taki jak ja może.

      A czytałam twoje pierwsze opowiadanie i wiesz co? Bardziej mi się spodobało niż to, które teraz prowadzisz. Zainteresowało na tyle, by nie zakończyć na kilku rozdziałach tylko na przeczytaniu całego od deski do deski. Może i bohaterka była Mary Sue, nie przeszkadzała mi jednak tak bardzo jak Evelyn. Ta dziewczyna nie wpadła mi do gustu od samego początku, więc chęć czytania reszty rozdziałów odleciała niczym bociany do ciepłych krajów. W tym wypadku jednak, nie ma zamiaru wrócić.

      Animee nie powiedziała ci wprost, że masz rzucić tę historię. Ukazała ci tylko to, co jej się nie podobało. Z każdej krytyki trzeba wyciągać wnioski, może też spróbuj?

      Następnym razem radzę poczytać oceny danego oceniającego, a dopiero później wybierać. Każdy ma swój styl, nie tylko ty :)

      Pozdrawiam

      Usuń
    4. Cóż, każdy sobie wyobraża postacie po swojemu, ale coś na szablon trzeba dać, przecież nie zostawię sobie pustego, jednokolorowego tła. Ja w każdym razie wyobrażam sobie Evelyn właśnie tak. Zresztą, znaleźć dobre zdjęcia dziewczyny z niebieskimi włosami, to nie takie hop siup. A fotka na nagłówku jest mocno sfotoszopowana, więc może stąd to wrażenie przesadnego makijażu.

      Ale naprawdę nie mam pojęcia, co w niej jest takiego marysuistycznego. Poza metamorfomagią nie ma żadnych ciekawych umiejętności, chyba, że umiejętnością można nazwać granie na nerwach. Evelyn z założenia miała budzić negatywne emocje w uczniach Hogwartu, przynajmniej w niektórych z nich (tak, celowo przerysowałam obraz Hogwartu jako szkoły oraz uczniów, uznając, że tak będzie ciekawiej, no i obraz tolerancyjnego Hogwartu nigdy do mnie nie przemawiał).

      Serio podobało ci się Marmurowe serce? Przecież to był totalny chłam... Główni bohaterowie byli przerysowani i tak marysuistyczni, że sama mam ochotę rzygnąć tęczą, jak sobie o nich przypomnę. Wtedy może lubiłam Mary Sue, ale ten etap dawno mi minął. Nie zamierzam wracać do tamtego opowiadania, o Evelyn pisze mi się znacznie lepiej, natomiast Rosalinda później wręcz mnie męczyła. Niebieska przynajmniej doświadcza znacznie więcej emocji, więc mam o czym się rozpisać.

      Aimee może i nie powiedziała tego, ja po prostu sama stwierdziłam, że bez względu na oceny, nie zamierzam przestać pisać dalej. Jedni mnie chwalą, inni krytykują, to oczywiste, bo jednym się mój pomysł podoba, innym nie. Wykonanie go, cóż, kuleje, bo zaiste za bardzo rozdrabniam się ze szczegółami, nie mniej jednak nie znam umiaru w opisach i nie potrafię się pohamować, by zwykłego przyjazdu do Hogwartu nie rozciągnąć na 20 stron, bo tyle tam rzeczy, które można opisać...

      Wybierając oceniającego, szukałam po prostu kogoś, kto ocenia ficki potterowskie, a niestety nie każdy oceniający takowych się podejmuje.

      Usuń
    5. 1. Aimee wyraziła tylko swoje zdanie na temat zdjęć Evelyn, więc nie wiem, o co ta kłótnia.
      2. Czytałam kilka ocen twojego bloga na innych ocenialniach i zauważyłam, że gdy jesteś mocno krytykowana - zawsze atakujesz oceniającego, może nie dosłownie 'atakujesz", ale reagujesz mniej więcej tak jak na Opieprzu.
      3. ,,Nie lubię takiego podejścia, a każdy mój pomysł mogłabym rzeczowo i szczegółowo uzasadnić, jednak stwierdziłam, że chyba nie warto już strzępić sobie klawiatury na próby przekonywania cię do moich racji." - w takim razie uzasadnij dlaczego kopiujesz cytaty/sceny/wydarzenia z książki pani Rowling?
      4. W ocenie jest wystarczająco dobrze wjasnione czemu Evelyn jest Mary Sue.
      5. Przecież przez dodanie większej ilości akcji masz szersze pole do opisów! Więc czemu tej akcji nie ma? Naprawdę masz świetny pomysł na opowiadanie (moim skromnym zdaniem), ale przez brak akcji - niszczysz go.
      6. Aimee nie potraktowała cię z góry, gdybyś czytała oceny oceniających wiedziałabyś, że ona ma taki styl pisania. Charakterystyczny aimeastowsko - opieprzowy styl.

      Usuń
    6. "Nerwowa reakcja na krytykę nie kładzie jej kresu. Przeciwnie, rodzi w oceniającym przekonanie, że ma rację w tym, co mówi."
      ten cytat idealnie pasuje do tej sytuacji, hihihi

      Usuń
    7. Ja się nie kłócę ani nie atakuję oceniających, ja jedynie bronię swojego zdania i zawsze pod ocenami lubię wdawać się w dyskusję i uzasadniać, dlaczego coś zrobiłam tak, a nie inaczej.
      Co do zdjęć, po prostu denerwuje mnie, czemu zawsze są jakieś "ale" odnośnie wyglądu i stylu Evelyn. W końcu w naszym świecie też nie brak osób, mających inny styl niż powszechnie przyjęty.
      Odnośnie kopiowania - cóż, wiele sytuacji jest podobnych do HP, czasem nawet przez czysty przyopadek. Na przykład taka scena z wejściem na ulicę Pokątną - Evelyn widziała ją pierwszy raz, więc i opis musiał być podobny do kanonicznego, w końcu nie zamierzam tak drastycznie zmieniać książki, żeby nadawać ulicy inny wygląd. Kopiowanie zagadek, to już bardziej kwestia mojego lenistwa. Zresztą, w ff HP często można natknąć się na podobieństwa do oryginału, czasem nawet widywałam sceny spisane słowo w słowo. Nie mniej jednak, skoro piszę fanfiction, pewne podobieństwa mogą wystąpić.
      I nadal nie zgodzę się z tym, że Evelyn jest Mary Sue.
      Co do akcji - cóż, ja najzwyczajniej w świecie nie umiem jej wprowadzić. Nie czarujmy się, nie jestem wybitną pisarką i nigdy nią nie będę. Pseudofilozoficzne wywody wychodzą mi lepiej niż wydarzenia, a jeśli już wydarzenia są - opisuję je tak rozwlekle i szczegółowo, że dynamika gdzieś znika.
      Niezależnie od stylu oceniającej, naprawdę poczułam się urażona tonem tej oceny.

      Usuń
    8. Marmurowe Serce bardziej do mnie przypadło niż Niebieskie Marzenia. Sama nie wiem dlaczego. Po prostu nie odrzuciły mnie żadne postacie ;-) Czy taki chłam był? Nie powiem, też zalatywało monotonią i kiepską akcją, a milionem uczuć i opisów, ale przeczytałam do końca.

      Co do wyboru oceniającej. Tutaj chyba problemu nie było, bo wszyscy oprócz Zoltana oceniają fandom HP. Więc nie rozumiem twojego wytłumaczenia. Zapoznałaś się z jej ocenami? I nie wiem czego oczekiwałaś, piątki czy szóstki? Czasem lepiej oczekiwać oceny słabszej, by uniknąć rozczarowania.

      Co do wyglądu Evelyn - nie mam nic przeciwko niebieskim włosom, ale ta dziewczyna mi wręcz nie odpowiada. Czy Evelyn także ma tak ostry makijaż? Nie wszystkim musi odpowiadać ta laleczka, mi nie pasuje i na tym temat zakończmy. Jednemu się podoba drugiemu nie.

      Jak dla mnie pisanie powinno być przyjemnością, nie torturą. Nie wiem czy jesteś aż taką perfekcjonistką, by chociaż nie spróbować z akcją? W twoim opowiadaniu przydałoby się coś, co zwróciłoby uwagę spośród tony opowiadań o HP. Przydałby się jakiś zwrot akcji, który zaskoczył by czytelnika i dostatecznie go zainteresował. Stali czytelnicy mogą nie czuć tej nudy, czytając co jakiś czas jeden rozdział. Jednak dla kogoś, kto zaczyna czytać twoją powieść i widzi, że tak naprawdę nic się nie dzieje i go to wręcz męczy, na pewno nie wróci z powrotem.

      Usuń
    9. Marmurowe serce było moim całkiem pierwszym opowiadaniem w życiu i po pewnym czasie uświadomiłam sobie, że źle wykreowałam postacie, nawet miałam ambitne plany, by napisać od zera, ale już prawie pół roku próbuję zacząć i nic. Ale kto wie, może kiedyś? Jednak Simona - frajera i nieudacznika, wyrzucę ^^. A Rose uczynię mniej idealną.
      Owszem, często czytuję oceny na ocenialniach, ale bardzo rzadko kiedy czytam oceny blogów o innej tematyce niż ff HP. Ta tematyka jest najbliższa mojemu sercu i choć podejmowałam kilka prób napisania czegoś swojego - bardzo szybko wymiękałam i stwierdziłam, że wolę zostać przy ff. Zresztą nie chodzi mi o notę końcową, a raczej liczyłam na bardziej wyważoną ocenę. Nie wiem, czy to było celowym zamysłem oceniającym, jej stylem czy co, ale po prostu dość negatywnie odebrałam jej ton, dlatego zwróciłam na to uwagę w komentarzu pod oceną.
      Prawdziwa Evelyn nosi mocny makijaż, ale nie aż taki. Po prostu, ten wizerunek najlepiej mi pasował, bo Niebieska ma takie włosy i takie oczy oraz rysy twarzy. Ma inny styl ubierania niż ta dziewczyna ze zdjęć, i nie musi nosić tyle tapety, bo jest naturalnie blada. Evelyn jest metamorfomagiem, to też chciałam jakoś podkreślić, że wygląda inaczej niż ci, którzy takiej zdolności nie posiadają.
      Pisanie jest dla mnie przyjemnością. O ile dialogów pisać nienawidzę i kiedy przychodzi mi jakiś sklecić, marzę, żeby dobrnąć do końca i znów zacząć opis, bo w opisach czuję się znacznie lepiej - dlatego jest ich tak dużo.
      Zwroty akcji, zaiste, są, ale nie przez cały czas. Kolejny zwrot pojawił się od rozdziału 28, ale Aimee już do tego momentu nie dotarła w swej ocenie. Opowiadanie ogólnie ma być długie (70-80 rozdziałów), więc nie mogę wszystkiej akcji przywalić już na początku, tylko muszę to równomiernie rozłożyć. Między poszczególnymi głównymi wydarzeniami jest dużo zapchajdziur wypełnionych emocjami Evelyn i jej postrzeganiem nowej rzeczywistości. Może przeginam z opisami, ale wolę wolniejszą akcję, niż jak wszystko jest wiadomo już po dwóch rozdziałach ;)).

      Usuń
    10. Ile rozdziałów? @____@
      Padłam na zawał! Tylko wiesz, tych zapchaj dziur jest od groma, a akcja bardzo szczątkowa. Mówię to, bo przejechałam wzrokiem kilka nowszych rozdziałów i nie napotkałam nic co zwróciłoby moją uwagę. No jedyne co mogę zrobić to życzyć powodzenia, by ten blog nie skończył jak Marmurowe Serce.

      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    11. To opowiadanie i tak jest najbardziej obfite w akcję z tych, które piszę/próbowałam pisać. Tylko że o ile komuś jakieś wydarzenie może zająć z 5 stron worda, mi niekiedy zajmuje 20, bo daję dużo opisów i znikomą ilość dialogów. Dialogi redukuję do minimum, bo nie znoszę ich pisać i daję je tylko wtedy, gdy są naprawdę konieczne.
      Ja tak nie potrafię, zawrzeć wszystko w 30 rozdziałach. Nie lubię też robić przeskoków czasowych, a życie nie składa się wyłącznie z akcji, zawsze musi być miejsce na przemyślenia i na spokojniejsze dni. Nie może być też tak, że w każdym rozdziale Evelyn obrywa zaklęciami albo coś.
      Myślę, że ten mi się uda dokończyć, bo 2/3 opowiadania już napisałam, no i tutaj tej akcji ma być i tak o wiele więcej niż w MS, czy w moim nowym opowiadaniu, bo to nowe jest nastawione przede wszystkim na przemyślenia, ale to nowe ma być znacznie krótsze.
      Jak to w nowych rozdziałach NM nie ma akcji? A porwanie Evelyn to co? ;PPP

      Usuń
    12. I właśnie przez te rozwodzenie się, nie czuć tej dynamiki. Porwanie? Dość oklepane, ale jeśli dobrze to opiszesz, dałabym ci plusa.

      Wiesz, pisanie opowiadań to nie jest rzecz łatwa. Ale rozwodzenie się nad czymś przez cały rozdział doprowadza do szewskiej pasji. I nie mam też na myśli, by twoja Evelyn była ciskana czym popadnie w każdym rozdziale!

      W jednym z blogów jeszcze za czasów onetu spotkałam się z opowiadaniem, którego fabuła była nudna, chociaż końcówka trochę zaskakująca:

      "Była sobie dziewczyna, której poranki były długie na kilka rozdziałów, gdy w końcu wstała z łóżka, zrobiła sobie śniadanie, które zjadła dopiero po iluś tam rozdziałach, ubrała się, wykonała poranne czynności, wyszła z domu, a tu nagle wyskakuje jej Śmierciożerca przed nosem. - Avada Kedavra! - i bohaterka leci jak w spowolnionym tempie do tyłu, waląc w ścianę. KONIEC"

      Blog już nie istnieje, sama nie wiem jakie miałam powody go czytać. Ogólnie napisane było może z piętnaście rozdziałów...

      Ja wiem, że muszą być czasem spokojne dni, ale na NM to już przesada xD

      Usuń
    13. Kiedy istnieje ileś tysięcy fanficków, naprawdę ciężko stworzyć coś w stu procentach oryginalnego, choć nieskromnie przyznam, że mój pomysł jest raczej niekonwencjonalny. Może wykonanie nie jest rewelacyjne, ale prócz swojego bloga, znam jeszcze tylko jedną historię, w której występuje motyw amerykańskich czarodziejów. O metamorfomagach czy aurorach też nie ma zbyt wiele opowiadań. Może parę fragmentów było inspirowanych oryginałem, ale poniekąd taka też rola ff, że występują pewne podobieństwa. Ale nigdy nie splamiłam się przepisywaniem tekstu książki słowo w słowo, mimo, że mam parę zbliżonych scen.
      Co do porwania, to jest oklepane, fakt, ale lubię zrzucać na moje postacie rozmaite przeciwności losu, więc nie mogło zabraknąć takowego wątku. Ogólnie rzecz biorąc, od czasu porwania akcji jest więcej, ale w pewnym momencie pojawi się także wątek romansowy, który jednak mimo wszystko wymusi na bohaterach dużo przemyśleń. Bardzo lubię też poruszać problematykę dyskryminacji w Hogwarcie, choć, jak oceniająca zauważyła, ciutkę to przerysowałam, poniekąd celowo. Co by to była za frajda, gdyby Evelyn wszyscy ot tak zaakceptowali i polubili?
      Mój brak dynamiki może się też brać z tej niechęci do dialogów, bo unikam ich jak ognia, nigdy nie wiem, o czym moje postacie mogłyby rozmawiać. Dialogi w moim wykonaniu to suche wióry i w dodatku bardzo wybiórcze.
      Ogólnie rzecz biorąc, lubię to opowiadanie. O ile Marmurowe serce budziło we mnie niesmak, tak w NM po publikowaniu rozdziałów, już nie dokonywałam w nich jakichś drastycznych poprawek (piszę z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, więc wiele razy poprawiam przed dodaniem).

      Usuń
    14. Jak miło ujrzeć taką dyskusję pod własną oceną! Aż się pysio cieszy!
      Przede wszystkim, przepraszam, że dopiero teraz, ale nie posiadałam dostępu do internetu.
      W kwestii poufałości, protekcjonalnego traktowania etc, to broń mnie panie Boże przed tym! Ginger, wybacz mi, że odczułaś, jakobym miała traktować Cię z góry, nie to było moim celem. Natomiast nieszczęsne "skarbeńku" nie zostało wychwycone jak należy. To była taka mała aluzja. Ty kopiujesz fragmenty Harry'ego Pottera, ja zwróciłam się do Ciebie w sposób, w jaki tej książce można spotkać. Ot taki, mały wybieg. To NIE była poufałość, nigdy w życiu. Gdybyś mnie znała, wiedziałabyś, że ja się nie spoufalam, ja się alienuję od obcych. Dobrą uwagę poczyniła Bambino, ja mam taki styl, chociaż sama nawet tego nie wiedziałam, ale coś w tym jest.
      Ginger, burzysz się, że nie podoba mi się zdjęcie niebieskiej dziewoi, ale cóż poradzę? Oceny są subiektywne, zgłaszając się, akceptowałaś ten fakt. Wyraziłam swoje zdanie, tak jak tego chciałaś. Podobnie jest z samą treścią, odpierasz usilnie atak dotyczący nudy. Jednakże, ono jest nudne i choćbyś nie wiem, jak próbowała mi udowodnić, nie zgodzę się z tym, że jest ciekawe. Fanfiction jest opowiadaniem przeznaczonym dla nastolatków, młodych dorosłych, ludzi aktywnych. Słowem, ludzi, którzy są rządni akcji, którzy chcą by coś się działo. Jakbyśmy chcieli traktatu filozoficznego, to sięgnęlibyśmy chociażby po Zaratustrę Nietschego, czy inne wariactwo.
      Mówisz, że nie byłoby frajdy, gdyby od razu akceptowano Evelyn. Miałabyś rację, gdybyś miała chociaż jednego bohatera, który nadaje się do akceptacji. Dałaś nam marną kopię Luny, nieudacznika aurora i pseudo Hermionę. Co tu akceptować? Kogo tutaj lubić?
      Nie splamiłaś się przepisywaniem tekstu, tak? Myślisz więc, że jak własnymi słowami opiszesz Lunę, sparafrazujesz opis Pokątnej, to wszystko jest OK? To ciągle jest kopiowanie, brak własnych pomysłów i kreatywności. Swoją drogą, przepisałaś słowo w słowo: zagadka kołatki. Ktoś tu mówił, że się czymś nie splamił...
      Wracając jeszcze do Mary Sue, powtórzę argumenty, jeśli nie wychwyciłaś ich w ocenie:
      - w niewyjaśnionych okolicznościach traci rodziców
      - wychowuje ją zimna babcia, której nie lubi i dotąd nie znała
      - jest główną bohaterką tragicznych wydarzeń (wielka biba śmierciożerców na Pokątnej na cześć Evelyn, wiesz do czego piję)
      - ma wygląd, jakiego nie ma nikt w Hogwarcie
      - ma zdolności, jakich nie ma nikt w Hogwarcie
      - jest niezrozumiana i nielubiana, samotna
      - i perełka - przeprowadza się do Anglii i trafia do Hogwartu w tracie edukacji
      Mało?

      Podsumowując, mogłybyśmy jeszcze długo dywagować na temat tego opowiadania, ale ja wszystko to, co myślę o nim, zawarłam w ocenie. Parę słów dodałam w komentarzu.
      W skrócie, opowiadanie jest nudne, piszesz dobre dialogi (nie rozumiem, czemu ich nienawidzisz, bo idą Ci bardzo dobrze), traktaty filozoficzne w fanfiction są dobre, ale mniejszych ilościach.
      Poza tym, pisz dalej, bo inaczej stylu szlifować się nie da. Krytykę przyjmuj mniej nerwowo, a wyjdzie Ci to na zdrowie. Kiedy już ochłoniesz i na zimno przeczytasz rady oceniających, to być może przyjdą Ci do głowy jakieś wnioski.
      Pozdrawiam,
      Aimee

      Usuń
    15. Droga Aimee czy mogłabyś podać tutaj jakiś link do strony, gdzie opisane są kryteria, które wskazują, że bohaterka jest Mary Sue? Bardzo nie chcę zrobić ze swojej postaci takiej osoby, dlatego też pytam xD

      Usuń
    16. Po co Aimee wystarczy Google grafika:
      http://fc08.deviantart.net/images3/i/2004/09/4/b/Mary_Sue___How_to_Tell.jpg

      ^^

      Usuń
    17. Dobra, niech ci będzie ;)). To tylko twoje zdanie, ale uważam, że i tak warto to ciągnąć, choćby dla własnej satysfakcji. Lubię mój styl pisania i dla mnie moje opowiadanie może być ciekawe, czy wręcz zajebiste, dla innych niekoniecznie, zresztą lubię budzić kontrowersje i byłoby nudno, gdyby wszyscy tylko słodzili. Wychodzę też z założenia, że najważniejsze, to żyć w zgodzie z samą sobą, i jeśli komuś się moje podejście nie podoba - naprawdę nie musi czytać. Wszak w sieci są tysiące fanficków, zawsze można sobie znaleźć coś bez dużej ilości filozofowania.
      Na tym chciałabym zakończyć naszą kłótnię, gdyż uważam to za całkowicie zbędne ;).

      Usuń
    18. Co do testu na Mary Sue to jest jeszcze to:
      http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?f=8&t=63&hilit=mary+sue+test

      Usuń
    19. Zrobiłam sobie z czystej ciekawości ten test, i odpowiedź na większość pytań brzmiała nie, więc Evelyn chyba jednak nie jest taką straszną Mary Sue ;).

      Usuń
    20. Jeśli Twoja postać ma niebieskie włosy, jest atrakcyjna, na nazwisko ma Grant (to już niedaleko od córki Voldemorta), przeprowadza się do Hogwartu oraz, cytując z bloga, "Evelyn z pewnością nie jest zwyczajną dziewczyną", to chyba zrobiłaś nie ten test, co trzeba ;)

      Usuń
    21. Co wspólnego ma Grant z Voldemortem? Toż to zwyczajne, amerykańskie nazwisko. W kanonie żadnych Grantów nie było.
      Evelyn nie jest atrakcyjna (w każdym razie, nie jest wielką pięknością), jest zwyczajnie ładna. Ale nie wiem, czemu wszyscy tak się zawzięliście na tę Mary Sue.
      A pospolitość jest nudna, ja lubię oryginalne postacie. Mają się wyróżniać, nie zamierzam pisać o szarej myszce w zgrzebnym worku.

      Usuń
    22. Tak, tak, Granci, Gaunci, a potem jakiś praprapradziadek okaże się imigrantem z Wielkiej Brytanii, który pochodził ze sławnej rodziny czarodziejów, lecz musiał zmienić nazwisko_^_
      To o Grantach jest także adekwatnie do "1. Czy bohater ma imię po tobie? (twoje imię, drugie imię, przezwisko)". Dopisz sobie opcję "nick", więc chyba nie powinnaś tak cieszyć się z wyniku testu. Wiesz, dla mnie mogłaś zrobić kolejną czarodziejkę z Księżyca, ale nie zmienia to diagnozy o marysuiźmie.

      Usuń
    23. Tylko, że to ja swój nick wzięłam od Evelyn, a nie ona nazwisko ode mnie. Najpierw powstała Evelyn, a ja dopiero pół roku później nazwałam się Grant.
      I nie, na pewno nie jest w żaden sposób powiązana z Voldemortem. Wolę tworzyć postaci autorskie.

      Usuń
  4. "Dyrekcja z Salem dopuszcza ucieczek uczniów" dopuszcza ucieczki ;)
    Długa i dobra ocena na taką śliczną, okrągłą liczbę :D Oby pojawiło się ich kolejne 800!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziab będzie robić za samozwańczą tymczasową zastępczynię As do spraw przydzielania punktów, żeby się tutaj nic nie zgubiło. Masz rację, Ester, i już w kajeciku zapisuję kolejny punkt dla Ciebie! Jestem niemal pewna, że jeszcze dziś wszelkie sprawy z NASA zostaną uporządkowane, ale nie zdradzam niespodzianek ;)

      Pozdrawiam!
      Dziab

      Usuń
  5. "Babcia jest naprawdę wredną osoba..." - osobą
    "Opis docierania do Hogsmead również jest identyczny jak w kanonie… " - Hogsmeade
    "U Ciebie aż dwie bohaterki maja taką sytuację, to już jest Mary Sue podniesiona do kwadratu. " - mają
    "Miałam rację, że miernotę wysłali do Hogsmead, bo nie mieli, co z nim zrobić." - Hogsmeade
    Niezła ocenka, oby pojawiło się ich więcej niż kolejne 800 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cztery punkcisze dla Ciebie, Mitis, i witamy ponownie wśród żywych agentów :D

      Kolejne 800 albo i więcej? Och, to pewne byłaby robótka na resztę naszego życia XD Na razie to będzie wielki sukces, jeśli dobijemy do równego, pulchnego tysiączka. Niemniej będzie to dla nas pestka, jeśli będą przy nas tak wspaniali czytelnicy. Oby tylko błędów było coraz mniej...

      Pozdrawiam!
      Dziab

      Usuń
    2. Witam :D
      O nie, nie, właśnie tych błędów ma być więcej - im więcej błędów tym więcej punktów ^^

      Pozdrawiam również :)

      Usuń
    3. Jaki straszny z Ciebie łasuch! :O A my byśmy chcieli jak najmniej, żeby jak najmilej było nas czytać. Ale wola pana to powinność sługi, będziemy się starać o rozsądną ilość baboli!

      Usuń
  6. Uwielbiam opieprzowe oceny *_*
    Czytałam kiedyś tego bloga i miałam podobne uczucia, chociaż sam pomysł bardzo mi się podoba.
    Podczas czytania coś przykuło moją uwagę, chociaż nie jestem pewna do końca czy to błąd.
    ,,[..] ktoś jej bronił zajrzeć do Historii Hogwartu?" - Historia Hogwartu nie powinna być wzięta w cudzysłów? Bo chyba chodzi o nazwę książki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja uwielbiam komentarze od czytelników XD

      Owszem, nazwy książek czy filmów powinny być w cudzysłowie, także "Historia Hogwartu" (właściwie "Krótka Historia Hogwartu"... a może raczej bohaterka powinna zajrzeć do "Dziejów magii"?). Pierwszy punkt dla Ciebie, Mayela! Witamy w załodze NASA :D

      Pozdrawiam!
      Dziab

      Usuń
  7. "Poszłaś na, tak drastyczną łatwiznę, że aż mi słabo." - pierwszy przecinek jest zbędny

    "Wątki, jak wszędzie przeplecione kopiami z „Harry’ego Pottera”, nic więcej." - pierwszy przecinek powinien znajdowac się po wszędzie

    "Maxwell jawi mi się, jako taki niedorobiony policjant z komedii." - zbędny przecinek

    "[..] na całe dwadzieścia sześć rozdziałów, była tylko jedna żywsza akcja." - tak samo

    Osiemsetna ocena, a Opieprz nadal prosperuje. Tylko tak dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cztery punkty za cztery przecinki, zgadza się. Jak miło znowu widzieć znajome nicki, tym bardziej, kiedy stuknęło tak dużo opieprzowych ocen. Bardzo nam miło! Mam nadzieję, że Ty też będziesz czujnie poganiała kolejne przebrzydłe przecinki, virginiyo ;) Dziękujemy za trwanie z Opieprzem.

      Pozdrawiam!
      Dziab

      Usuń
  8. "Jak będę chciała sobie poczytać kanon, to go otworzę i przeczytam, z łaski swojej nie kopiuj go, bo nie na tym fanfick polega."
    I ja właśnie chciałabym zapytać, jak taki fanfick powinien wyglądać. Z dalszej oceny wyczytałam, że nie należy kopiować kropka w kropkę każdego wydarzenia z książek, co jednoznacznie mówi mi, że jeśli chodzi o fabułę to tutaj należy puścić wodze wyobraźni. A jak jest z tymi postaciami? Jeśli, dajmy na to, biorę się za pisanie o Dramione i ta dwójka ZA NIC nie przypomina tych postaci wykreowanych przez Rowling to czy to jest błąd? Nie chodzi mi teraz o to, że już w pierwszym rozdziale będą w sobie bardzo zakochani, ale o to, że nie będą kanoniczni. Hermiona nie będzie przemądrzała, a Malfoy przestanie robić za tchórzofretkę. Wydarzenia również będą inne, być może będą się rozgrywały na którymś z roku, które już znamy, ale kanon, czyli takie rzeczy jak miejsca, zaklęcia, nauczyciele, uczniowie, historia, fakty nie ucierpią. Czy tak powinno (może) być, czy jednak nie? Mógłby ktoś mi wyjaśnić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spisywanie scen dobre nie jest, w moim mniemaniu. Może inni oceniający mają odmienne zdanie na ten temat. Mnie to razi i mam wrażenie, że piszący nie ma własnych pomysłów. Co innego, jeśli opisujesz scenę kanoniczną oczami innego bohatera, to już jest inna bajka i może być ciekawe.
      Natomiast postacie kanoniczne nie zawsze muszą być w stu procentach kanoniczne. Wspomniane Dramione odmienia Hermionę i Draco całkowicie. Kwestia taka, żeby ostrzec gdzieś czytelników, że bohaterowie od kanonu będą odbiegać. Osobiście lubię to wiedzieć przed przystąpieniem do czytania, bo nie denerwuję się. Czytając niekanoniczny fanfick, bez ostrzeżenia, mam wrażenie, że autorka nie zna książki i już.
      To, co opisujesz, czyli nieco inne wydarzenia niż w kanonie, to zupełnie normalne. Fanficki, to wersja "co by było gdyby", "dalsze losy", "wydarzenia sprzed akcji w kanonie". Spełniasz pierwszą kategorię, więc śmiało pisz i zapraszam do oddania opowiadania w ręce Opieprzu! ;-)
      Pozdrawiam i dziękuję za ciekawe pytanie,
      Aimee

      Usuń