Nerwowa reakcja na krytykę nie kładzie jej kresu. Przeciwnie, rodzi w oceniającym przekonanie, że ma rację w tym, co mówi. — Richard Carlson
Witamy na Opieprzu!
niedziela, 31 października 2010
(687) dark-hill
Pśtryk! Strzeliłam z palucha i ruszam do pracy nad blogiem dark-hill. Jak to kto?! No Ciocia Meei, oczywiście! Zmotywowana nowym zakładem z Asetejkiem ruszam z kopyta, aż jeno piach Wam w zębach pozostanie!
Pierwsze wrażenie: 4/10
Z definicji wrażenie to takie coś, co wywiera na odbiorcy jakieś odczucia. Negatywne, pozytywne, jakiekolwiek. Śmiem wobec tego twierdzić, że tutaj nie ma żadnego wrażenia, bo ja pustkę czuję, ciemność widzę. Bynajmniej nie dlatego, że wita mnie naszprycowane „mhrokiem-i-ogólną-mhrocznością” miasteczko o wielce TFUrczej nazwie - której nie powstydziliby się nawet twórcy amerykańskich horrorów klasy B – Dark Hill. Ciemne wzgórze, o niebiesie cóż to za frazes! Nie będę tutaj dywagować nad sensem i znaczeniem tych słów, bo nikomu jeszcze nie zaszkodził dobry kretynizm, ale ostrzegam, że od nadmiaru to i sznurówka w łyżwie może pęknąć. Czyli to będzie tak… Zmasakrowanie belki, poprzez wykastrowanie jej i pozbawienie resztek „płciowości”; dowalenie z grubej rury adresowi, poprzez jego „anglizację” i totalne „zamhroczenie”; przelewana krew, Bogu ducha winnych, czytelników oraz demoralizacja społeczeństwa. Mandacik będzie wynosił jakieś 500 zeta, możesz go nie przyjąć, a wtedy sprawa zostanie skierowana na wokandę Sądu Okręgowego. Czułam swoim wielkim kinolem, że go nie weźmiesz, a więc sprawa rysuje się nieco gorzej, bo teraz będę musiała obejrzeć Twój wytwór w pełnej „okazałości”. Spoglądam i co? I jedyna rzecz, na jaką mam ochotę, to wyskoczyć na kilka tygodni do szpitala. Z czwartego piętra, gwoli ścisłości.
Ktoś ma ochotę na szpinak? Ja ostatnio jadłam może z sześć lat temu, jak były lepsze czasy, ale teraz mi się nim odbiło. Całkiem nieprzypadkowo, bo serwujesz tu zieloną podgniłą papę, która nadaje się tylko i wyłącznie do uszczelniania prymitywnych lepianek. Nasi przodkowie na mchu jadali*, a tu klepicho jak siemasz! Ogółem nuda jak na karuzeli, zero dramatyzmu, a mój Maniutek już się przegrzewa od samej myśli, że spędzimy razem na Twoim blogasiu dużo czasu. Oj, nawet więcej niż dużo i to bynajmniej nie ze względu na oszałamiający ogrom treści, bo się nie wysiliłaś tymi dwoma smarknięciami, a już Ci się ocena marzy. Phi. Zresztą, to nawet lepiej dla mojego wzroku i pokancerowanej psychiki.
Mam nieodparte wrażenie, że całość jest płaska i pozbawiona wyrazistości. Zupełnie jakbym patrzyła na to przez za mocne okulary. Jest też nierówno, a moje bystre oczko dostrzegło, że – tym niefortunnym dla Ciebie przypadkiem – kolor tła zewnętrznego odcina się od koloru prawej ramki. Pytałam kilku osób czy im się całokształt podoba i ku mojemu zdumieniu stwierdziły, że jest całkiem przyzwoicie, ale moja subiektywna opinia mówi zupełnie co innego. Nie zaszalałaś, kochana, schematów to Ty nie łamiesz i – jakby na to nie patrzeć – nie wybijasz się niczym szczególnym ponad przeciętność, bo całość wydaje mi się przeładowana „mhrokiem” do bólu migdałków i jeszcze w dodatku wykonana kiepściutko. Spróbuj nadać nagłówkowi efektu trójwymiarowości albo sprawić, żeby przynajmniej odstawał od reszty. Dokonać tego możesz w łatwy sposób, mianowicie przyciemniając całe otoczenie domu, zostawiając go samotnie na wzgórzu. Mam problem z wysławianiem się, więc jak coś jest dla Ciebie niejasne to złóż podanie w dziale księgowości, załącz trzy zdjęcia z łazienką w tle (koniecznie kolorowe), a ja rozpatrzę prośbę i w przypadku pozytywnego jej rozpatrzenia, za jakieś trzy miesiące – jak mniemam, wytłumaczę łopatologicznie, tym razem nie za pomocą mniemanologii stosowanej, a za pomocą siły fizycznej i przemocy.
O niebiesie, aspiruje to do miana horroru psychologicznego! No, kochana… Mokro to ja jeszcze w gaciach nie mam, a skoro to horror to powinnam przynajmniej odrobinkę popuścić. Codziennie to ja popuszczam wodze fantazji i marzę, że ocena skończona, że leżę na rozgrzanym piasku plaży, że ten blog zniknął z mojej kolejki. Niestety codziennie się rozczarowuję, a kisielu jak nie było w majtasach, tak nie ma. Amba wcięła!
Podsumowując mój wywód, muszę stwierdzić, że tu nie ma nic rewolucyjnego i – co gorsza – obawiam się, że treść cierpi na podobne przypadłości.
Treść: 4/25
Dużo to tego nie ma i zastanawiam się czy mam się śmiać, czy może płakać? Po przeczytaniu oraz – parafrazując króla Juliana – po długiej i dogłębnej analizie ten-tegowania w głowie, stwierdzam dobitnie: płakać. Łzami zrosić pół hektara, wyć do księżyca i zdechnąć nad inteligencją Twoich wypocin. Kochanie, gdyby karali za głupotę to w życiu byś z pudła nie wyszła… Zatem ad rem i po kolei, bo moja sraczka pomysłowo-ideowa już się tak kumuluje, że zaraz się w niej utopię, a póki co to pójdę po dzbanek mocnej herbaty i poszukam kapoka.
Fabuła: 1/10
Ślizgasz się po takim banale, że „Zmierzch” przy Twojej twórczości jest naprawdę dziełem górnolotnym i wielce odkrywczym, który zrewolucjonizował moje poglądy na dobrą książkę. Nawiasem mówiąc, odkąd „Zmierzch” został wyniesiony na piedestały przez te wszystkie hot nastki, większość opowiadań zaczyna się od cholernej przeprowadzki. DLACZEGO, DO JASNEJ ANIELI?! Nie ma innych tematów?! Niedobrze mi i zarazem przykro, że polska młodzież wychowuje się na takich literackich gniotach, zamiast czytać na tony rosyjską literaturę, która niejednemu już udowodniła, że jest genialną. Daleko jednak szukać… My też mamy wspaniałych autorów, którzy piszą rewelacyjne książki, a wciąż szare masy podążają za chwilowymi idolami, o których za – góra - 10 lat zapomną. Przykre.
Pomijając fakt tej oryginalnej inaczej przeprowadzki, to były w tym opowiadaniu momenty, na których ryłam się jak chora krowa. Najlepsza była akcja, kiedy ciocia tłumaczyła Elizabeth, że pod żadnym pozorem nie może wychodzić z domu w nocy i postraszyła ją straszliwymi konsekwencjami w przypadku nieprzestrzegania tej zasady, a potem rzekła słodko: „mam nadzieję, że przyjemnie spędzisz tu czas.”. Hit sezonu, po prostu! Na pewno będzie się czuła wspaniale w rozwalającej się chałupinie gdzieś na zadupiu, w gęstym lesie, gdzie mgła konie dusi, wiedząc, że po cimoku lepiej z domu nie wystawiać nosa!
Pozwolę sobie nawet zacytować moją idolkę – julkękoszulkę, która mnie uroczo rozbroiła prostotą i dosadnością w konstrukcji swojego komentarza: „Motyw zmarłego członka rodziny i przenoszenia się do babki/ciotki/wujka/Krzysztofa Ibisza jest oklepany.”. Tak eufemistycznie dała Ci do zrozumienia, że nudzisz, dziewczyno. Przykro mi to mówić, ale od urodzenia jestem pozbawiona takiej wspaniałej subtelności, jaką posiada cytowana wyżej autorka komentarza. Szacun, Julka!
Wracając jednak do meritum, muszę przyznać, że w tych dwóch częściach nie dzieje się zbyt wiele, żadna akcja się nie zawiązuje, a co gorsza ciągniesz to swoje gówno przez morze, próbując wzniecić aurę tajemnicy. Niestety, tylko próbami mogę nazwać to co właśnie przeczytałam, bo chyba nie chcesz, żebym użyła stwierdzenia, że to zwykła grafomania. Masz jakiś pomysł, fakt, ale tak beznadziejnie zaczynasz, że zniechęcasz przeciętnego czytelnika. Nawet z oklepanego i wyświechtanego pomysłu można zrobić coś dobrego, ale do tego potrzebny jest talent i podstawowe zasady języka polskiego. Przykro to mówić, ale ja tu nie widzę ani jednego, ani drugiego. Mam też nieodparte wrażenie, że zaczęłaś pisać pod wpływem jakiegoś filmu lub – co mniej prawdopodobne – książki, a potem Twój zapał nagle zdechł, kiedy okazało się, że wcale nie masz na to pomysłu. Cóż… wszystkim to na dobre wyszło.
Opisy: 0/5
Chwila, chwila… Czy Panienka to w ogóle wie czym są opisy? To wie… Ale niestety nie wiem czym są dobre opisy, a to jakby… zasadniczo się różni. Napisać, że Ala ma długie kręcone włosy, a jej pies zielony ogon, to każdy głupi potrafi. Pisząc bloga z opowiadaniem powinnaś udowodnić wszystkim, że umiesz operować słowem, masz bogaty zasób słownictwa, szafujesz epitetami i wszelkimi środkami stylistycznymi, a nie walisz krótkimi zdankami, sprawiając tym samym, że czytelnik ma wrażenie walenia łbem o betonowe schodki. To nie jest dobre, bo potem bania rypie, oczy łzawią i nikt nie ma ochoty wracać, żeby czytać jakieś nieudolne próby literackie niewyżytej grafomanki, której się kartki w Wordzie skończyły i na pohybel wszystkim postanowiła publikować swoje wypociny. Dla przykładu podaję opis głównej bohaterki: „Miała długie, rude włosy, które kręciły się od połowy. Na nosie miała kilka piegów, lecz nie dużo, zaś jej oczy miały zielonawy odcień.”. Gratuluję polotu, a raczej jego braku. Tak czy inaczej, ja nie czuję się na siłach, żeby dokładnie powiedzieć co przedstawiłaś swoimi opisami. Jak na ten moment mam wrażenie, że nic, ale zrób wszystko co w Twojej mocy, żeby to wrażenie było złudne i zaskocz mnie. Śmiało.
Dialogi: 1/5
Zaczynam oddychać przez słomkę (taką długaśną), bo zawaliła mnie nagle sterta wiórów. Piłujesz drewno w dialogach! I wiesz co? Następcą Wita Stwosza to Ty nie zostaniesz. Pocieszyć Cię? Gepettem też nie… Co najwyżej domorosłym drwalem. Dialogi są mdłe, sztuczne i ogółem beznadziejne. Napomknęłam coś o tym już w podpunkcie zarezerwowanym dla fabuły. Niestety, ale to wszystko wydaje mi się pozbawione lekkości i naturalności i tak naprawdę nie wynosi się ponad poziom przeciętniactwa. Dialogi są w ogóle nie wyróżniane, więc czytając miałam problemy z połapaniem się co kto mówi, a kto kiwa głową. Pozostawię Cię bez złudzeń… Interpunkcję w ich także skatowałaś. Mam też wrażenie, że nigdy nie czytałaś książki i nie wiesz, że słowa każdego z bohaterów prowadzących dialog powinny zaczynać się od nowego akapitu. Nie mówię tu o wtrąceniach, a o konkretnych wypowiedziach. Wszystkiemu brakuje przejrzystości, a ja wielu rzeczy muszę się domyślać, co przychodzi mi z niemałym trudem przy opłakanym stanie technicznym tego… czegoś.
Kreacja bohaterów i świata przedstawionego: 2/5
Po tych marnych dwóch rozdziałach z ręką na sercu mogę powiedzieć, że ciotka jest bezbarwna, jałowa i ma problemy z własnym ja. Tłumaczę czemu. Mam wrażenie, że sama nie mogłaś się zdecydować jaka ona ma być, dlatego nadałaś jej cechy… WRÓĆ… Próbowałaś nadać jej cechy demoniczne, a zarazem cechy cioci dobrej rady, której można się zwierzać i zaufać, więc gdybym miała wytłumaczyć Ci, najbardziej obrazowo jak potrafię, dlaczego to jest głupie, to zapytałabym Cię jakie będą Twoje wrażenia po zjedzeniu musztardy z mlekiem z mało subtelną nutką kardamonu i curry. Sraczka murowana, a jak nie sraczka to przynajmniej wielobarwny haft, bezpośrednio pod Twoim otworem paszczowym. Istnieje coś takiego jak antagonizmy, czyli jakieś przeciwstawne sobie rzeczy. Z klasycznych przykładów mogę tu zaproponować: wodę i ogień. Wyobrażasz sobie połączenie dwóch antagonizmów? Wyobrażasz sobie?! Nie żartuj! Palikot w sutannie, albo Rydzyk walczący o wolne media!? Czuję, że polegnę, zakład przegram, odwiedzajcie mnie w przytułku dla bezdomnych.
Paradoksalnie znacznie mniej jestem w stanie powiedzieć o głównej bohaterce. Ona niby płacze po stracie ojca, niby się smuci, ale doprawdy powiadam Ci, gdyby wszyscy mieli się tak smucić jak ona, to świat byłby piękniejszy o 90%. Nie znam jej cech charakteru, mogę jedynie domniemywać, że będzie ciekawska, nieposłuszna i durnowata jak wszystkie inne w tego typu opowiadankach. Szczerze? Rzygać mi się chce od tego typu kreacji bohaterów.
O świecie przedstawionym w opowiadaniu wiem mniej więcej to, czego dowiedziałam się z belki. Jest to miasteczko. Koniec wieści dziwnej treści. Teraz zaczynają się mniej dziwne (czyt. te wyzute z oryginalności), czyli opuszczone miasto, mgła, drzewa i nierówna droga. Istny Dziurasic(!) Park. Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie serdecznie żałuję, o rozgrzeszenie nie proszę, bo wiem, że i tak nie dostanę. Co zrobić, żeby było lepiej? Dodać więcej opisów. Nie tylko opisów sytuacji, ale także głębszych i większych przeżyć bohaterki. Więcej opisów świata przedstawionego i – na litość – mniej mhrroku, bo przeładowałaś.
Tak naprawdę to tu jest zbyt mało treści, żeby można było ją rzetelnie ocenić. Ten blog jest jak myśl Andrzeja Gołoty. Dopiero się rodzi. Póki co – i gdyby tak dalej miała wyglądać twoja pisanina - to ja nie widzę żadnych perspektyw dla tego opowiadania. Myślę, że jak podszkolisz swój warsztat i zerkniesz świeżym okiem na to opowiadanie to w pełni zrozumiesz moje odczucia i podzielisz moje zdanie.
Ortografia i poprawność językowa: 2/10
Tak, właśnie zalała mnie krew, a przypłynęła wraz z Twoją twórczością. Serdecznie gratuluję, może Twoja osada kajakarska w składzie Głup&Głupowicz Company wygra jakiś medal olimpijski w szafowaniu idiotyzmami. Złoto murowane.
Cytat: „Kiedy pojazd trafił na nierówności, ocknęła się i wyjrzała przez niewielkie okienko.”
Trafić to Cię może piorun, szlag, whatever. Na nierówności mogły natrafiać koła pojazdu/powozu. Poza tym chyba jadą przez Niemcy, bo ten pojazd tylko raz trafił na nierówności, co jest o tyle ciekawe, że do miasteczka prowadziła opuszczona droga. Ach, ta logika, kapryśna jest.
Cytat: „Miała niewiele ponad siedemnaście lat i zamiast kwitnąć na dworze, ona jechała do starej ciotki, której nigdy nie widziała na oczy.”
Poproszę o wersję dla słabszych, bo nie wiem czy mowa tu o magicznej pelargonii, która ma oczy, czy o głównej bohaterce, która zapuszcza korzenie, wypuszcza b/pączki i kwitnie gdzieś w chaszczach.
Cytat: „Elizabeth nie bardzo wiedziała kim była owa kobieta, ale była na nią wręcz skazana.”
Uuu, stylistycznie to to oscyluje na podobnym poziomie co przemowa małego, nikczemnego i mlaskającego Sami-Wiecie-Kogo do przyjaciół Rosjan.
Cytat: „Dochodził wieczór i całe to miejsce spowite było gęstą mgłą.”
Już ja nie chcę wyłuszczać co może dochodzić, ale jedną z tych rzeczy jest niewątpliwie godzina. Dlatego mówimy, że dochodzi godzina 21, a zmrok zapada, a wieczór się zbliża.
Cytat: „Elizabeth myślała, że ktoś ją wyjdzie jej na powitanie, lecz nie pojawił się nikt, kto mógłby chociaż pomóc jej z bagażami.”
Ustawcie komitet powitalny, bo oto nadjeżdża dziedziczka Carringtonów, kurde jego mać. I ktoś ją musi wyjść na powitanie…
Cytat: „Kiedy podeszła do wielkiej bramy, nacisnęła duży przycisk, który był dzwonkiem.”
Garbisz mi ucho/oko/włosy/świeżo czochrane pindziorki**. Stylistycznie leży! Przeczytaj to zdanie na głos i sama sobie odpowiedz dlaczego jest kiepskie.
Cytat: „- Davidzie, wiem kim oni są, proszę ich wpuścić. – dopiero po chwili Elizabeth zauważyła wysoką kobietę o ostrych rysach twarzy. Miała ciemne oczy i wysoko upięte włosy. Przeszyła dziewczynę ostrym spojrzeniem i powiedziała do woźnicy. – Proszę już wracać, zajmę się nią. – mężczyzna kiwnął głową, podał bagaże starcowi przez otwartą bramę, ukłonił się i ruszył do pojazdu.”
Dobry przykład na bajzel w dialogu. Po pierwsze interpunkcja została zarżnięta. „Dopiero” z wielkiej literki, po „woźnicy” dwukropek i „mężczyzna” znów z wielkiej. Ponadto w środku tych wypowiedzi zmieniasz podmiot i czytelnik się gubi.
Cytat: „Kiedy weszli na ganek Elizabeth miała dziwne uczucie, że coś ją obserwuje.”
Mieliśmy już mistrzów budowania napięcia. Mieliśmy już mistrzów opisów i wielu, wielu innych. Mamy od teraz mistrzynię uprzedzania faktów i jesteś nią Ty. „Coś” jednoznacznie wskazuje na to, że nie był to człowiek, a więc przypuszczam, że to jakiś stricte horrorowy stwór. Właśnie wyprzedziłaś swój pomysł, no, chyba że zrobiłaś to nieświadomie. Nie wiem co gorsze.
Cytat: „Zanim weszła do domu rozejrzała się niepokojąco po okolicy. Wśród warstw ciemnej mgły zauważyła ciemną sylwetkę w oddali.”
„Z niepokojem się rozejrzała”, dziecko! Miażdżysz mi zwoje! Poza tym był już taki jeden, który nie dał sobie wmówić, że czarne jest czarne, a białe jest białe, więc i ja nie dam sobie wmówić, że mgła jest ciemna! Mgła może być gęsta, nieprzenikniona, nawet jak się uprzeć to i przerażająca, albo tajemnicza, ale CIEMNA? Wolę nie mówić co jest ciemne…
Cytat: „Spłoszona weszła do przed pokoju i lokaj pomógł zdjąć jej zwierzchne ubranie.”
Yy… wersja dla słabszych? „Zwierzchne”? Cóż to jest u licha? Może raczej „wierzchnie okrycie”, hę?
Cytat: „Elizabeth zrobiła to samo, jednak usadowiła się na wielkiej, brązowej sofie. Z kominka przyjemnie tlił się ogień, a z magnetofonu wychodziły dźwięki smutnej melodii granej na fortepianie.”
Tak, tak, mów mi jeszcze i kup sobie wieżę Hi-Fi, która odtwarza dyskietki. Nie ogarniam… tajemniczy dwór plus służące plus powóz zaprzężony w konie plus MAGNETOFON? W sumie nie dziwne… Napoleon korzystał z GPS-u.
Cytat: „Z westchnieniem dziewczyna odsunęła się od okna i podeszła do toaletki. Była prześliczna. Cała w drewnie ze złotymi zdobieniami.”
Znów zmieniasz podmiot. Dziewczyna była w drewnie ze złotymi zdobieniami. Umieram!
Cytat: „Kiedyś to służąca pomagała jej się ubrać, uczesać fryzurę, jednak tutaj musiała wszystko robić sama.”
HIV, AIDS, terroryzm i głodujące dzieci w Afryce to wszystko pikuś przy problemach głównej bohaterki.
Cytat: „Cały dom zachowany był w ciemnych tonacjach.”
Za to moja cera jest utrzymana w purpurowych tonacjach. Jeśli się upierasz na to wyszukane słowo, to napisz po ludzku, że wystrój domu utrzymany był w ciemnych tonacjach, a nie wprowadzaj zasad języka mandaryńskiego do polszczyzny, okej?
Cytat: „Kiedy doszła na koniec korytarza, zobaczyła na końcu drzwi. Kiedy chciała chwycić za klamkę, przypomniała sobie o przestrodze Margaret.”
Coś Ci powiem. Nadużywasz słowa „kiedy”. Spróbuj to zrobić jeszcze raz, to zafunduję Ci dwutygodniowy pobyt w klinice proktologicznej. Poza tym tu jest obleśne powtórzenie, guess where.
Logicznie, merytorycznie, interpunkcyjnie i stylistycznie klęska, jak widać na załączonym obrazku. Styl twoich wypowiedzi to osobna rubryka, ale zdążyłam już go skomentować wielokrotnie i więcej nie mam siły. Ile można mówić o tym, że coś jest chaotyczne, infantylne i zbyt proste, żeby mogło się podobać mojemu pokancerowanemu umysłowi?
Oryginalność: 0/5
Oryginalny to był Tofik. Motyw przeprowadzki, tajemniczy dwór, nowa ciotka (jeszcze nawet nie wiadomo czy hetera, czy słit ciociulka) to tak jakby pomieszać wszystkie możliwe opcje występujące w blogowych opowiadankach. Nie trawię tego typu twórczości, która nie ma absolutnie żadnej wartości, dlatego przyznaję tyle punktów, na ile wg mojej opinii zasługuje Twoje cacucho.
Dodatkowe punkty:
Prędzej świnię latać nauczę.
Punkty: 10/60
Ocena: niedostateczna.
* ten fragment czytaj szybko, to zobaczysz co nam dali przodkowie!
** innymi słowy: świeżo wypiłowane paznokcie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz