Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


wtorek, 2 marca 2010

(556) pogon-za-przeznaczeniem



Lovett postanowiła się zrelaksować i ocenić blog pogon-za-przeznaczeniem.

Pierwsze wrażenie: 4/10
Dygresja wtrącona, niezmącona: jak można gonić za przeznaczeniem? To się z deka w mojej małej głowie nie mieści. Można próbować oszukać przeznaczenie, olewać przeznaczenie, ale gonić za nim? Niby jak, skoro nie wiemy co nam zgotuje? Nie wiem, nie tykam, bo jeszcze wybuchnę. Jeżeli w tym miejscu myślisz, że będę Cię chwalić za to, że znasz język polski i go stosujesz w adresie, to jesteś w błędzie, bo mnie „byle-co-byle-polskie” nie zachwyci. To tak, jakbyś napisała pogon-za-losem. No, jaki to ma sens? Pewnie taki, jak wieszanie się na suchej gałęzi, a ja szukam czegoś bardziej efektownego i wyrafinowanego, niż zwykła niestrawna breja, która po spożyciu może zaszkodzić poważnie.
Belka to kolejny dowód na personifikację „przeznaczenia”. Wygląda to o wiele lepiej, ale ja przecież muszę mieć zastrzeżenia. Tłumaczę, zatem. „Kiedy przeznaczenie wkracza w życie i poklepuje cię po plecach…” Poetyckie miało być, ale wyszło Ci jak zrobienie szpagatu starcowi z artretyzmem. Pytanie brzmi: jak coś może wkroczyć w życie, skoro jest jego częścią od samego poczęcia cały czas, nieprzerwanie, aż do śmierci? Jak z tego wybrniesz, to dostaniesz ode mnie nagrodę o nazwie: „Błysk Elokwencji i Zaciemniania”, równie paradoksalną jak Twój belkowy potworek. Nie wiem jeszcze jaki konkretnie będzie miała wygląd, ale na allegro coś znajdę.
Szata graficzna… Pojęcia zielonego, ani nawet sraczkowatego nie mam, co miałaś na myśli zestawiając ze sobą kolor zgniłej trawy, krwistej czerwieni, niedojrzałej brzoskwini i czerni. Może trzeba Ci przypomnieć, że Święta Bożego Narodzenia były w grudniu, a aktualnie mamy marzec? W każdym razie kolory odpychają mnie od całej Twojej twórczości bardzo skutecznie. Drażni mnie też fakt, że prawa kolumna nie jest wyśrodkowana w całości. Zdecyduj się, albo środkujesz, albo wyrównujesz do lewej, bo się robi burdel, że aż mam ochotę zatrudnić alfonsa. I jeszcze ten nieszczęsny „international level”… no błagam. Ta czerwień na zgniłej trawie działa na mnie perfidnie zamulająco. Radzę zrobić szybki remont, a najlepiej zacząć od malowania ścian, potem wyburzyć kilka ścianek działowych i troszkę zmyślniej urządzić pokoje, jeśli wiesz o czym mówię.

Nagłówek: 2/5
Czerwone szpile na tle jazgotliwego miasta, to dla mnie oczywista zapowiedź czegoś w stylu „Diabeł ubiera się u Prady”. Widzisz; zła lektura odciska piętno na całym naszym życiu. Ściślej rzecz biorąc, mam wrażenie dzięki nagłówkowi, że nie będzie to jakaś innowacyjna, oryginalna i zapierająca dech w piersiach lektura, a raczej coś w stylu Bridie Clark, albo Sophie Kinsella. Ewentualnie Laureen Wisberger, ale doprawdy nie wiem, która z tych opcji zachwyciłaby mnie najbardziej. Prawdopodobnie żadna. W całym tym Twoim nagłówku podobają mi się tylko jego rozmiary. Naprawdę nie wiem, czy przeżyłabym gdyby te niewygodne buty rozciągały się na pół strony.

Treść: 6/10
Yummy! Zacieram ręce i czytam wszystko od początku.
Po lekturze prologu stwierdzam – zwyczajna historia o miłości, wyjątkowa tylko dla jednej ze stron. W tym wypadku dla strony autora. Jak na ten moment całość jawi mi się, jako zwykłe opowiadanie o szkolnej miłości, wzlotach i upadkach dwójki kiedyś sobie bliskich osób. No wiesz, takie chrzanienie o Szopenie. Przyznać Ci jednak muszę, że chociaż prolog nie zaciekawia i nie wyczuwam w tym nutki napięcia, to czytało się miło, bo posługujesz się ładnym językiem i, co najważniejsze, nie robisz błędów.
Czytanie kolejnych rozdziałów też było przyjemne. Nie ukrywam, że trochę irytuje mnie fakt zmiennej narracji, przez co opowiadanie prędzej czy później zrobi się jałowe. Czemu? Ponieważ czytelnik będzie miał szansę poznać uczucia z obu stron – Patrycji i Maćka. Nie będzie żył niepewnością, pt. „co on o tym pomyśli?”, bo w następnym rozdziale natychmiast otrzyma na to pytanie odpowiedź. Nie będzie mógł zastanawiać się, jak zareaguje, co w nim siedzi i tak dalej. Dlatego właśnie jestem wrogiem takich opowiadań. Poza tym przyznaję, że jak na ten moment kiepsko udało Ci się wykreować swoje postacie. W opowiadaniu wydarzyło się już kilka rzeczy, a ja o Patrycji wiem tylko tyle, że jest rozczarowana przeprowadzką. Maciek natomiast jest mało skromnym, ale inteligentnym sportowcem. Nie będę jednak zrzędzić, bo na razie minęłam drugi rozdział.
Przeczytałam resztę, chyba ze dwa razy, bo za każdym razem było wiele ciekawszych rzeczy do zrobienia. Przyznaję, że dobrze rozwinęłaś swoje wątki, odczepiam się od kreacji Kotarbińskich, ale nie odczepię się od kreacji Patrycji, o której nadal wiem tyle samo. To trochę paradoksalne, żeby ukrywać cechy głównej bohaterki przez kilka rozdziałów. Ja rozumiem, że napomykasz coś, ale czytałam w każdym niemal rozdziale o kasztanowych oczach Maćka, a nawet nie wiem czy Patrycja była blondynką, czy brunetką. Jakoś nigdy wiatr nie zawiał i [wstaw kolor] włosy nie opadły jej na czoło. Przy okazji: Kuby nie trawię. Co z tego, że wydaje się być inteligentny, jak wypływa z niego dziwny narcyzm, brak skromności i wysokie mniemanie o sobie. Niby żarty, ale nie pomyślałabyś tak podczas lektury, gdyby Twoim stryjem był Dariusz z Jarocina. Brr…
Dialogi… szczerze mówiąc były najlepsze. Opis już nie wychodzi Ci tak dobrze, jak rozmowy. Czytało się je lekko i były naturalne, mimo że zadziwił mnie fakt, iż młodzież może rzucać tak inteligentne teksty, zamiast wyrywać krzesełka na stadionie. Inna sprawa, którą chciałabym poruszyć związana jest z wypowiedziami, ale też z miejscem akcji. Zakopane prawda? Słyszałaś kiedyś jak mówią górale? Znane jest Ci określenie „góralska gwara”? Syćko piknie się posypało! Tak, byłam w górach nie raz, nie dwa. Owszem, nie wszyscy mówią gwarą, ale nie wierzę, że bracia Kotarbińscy mieszkają tam tyle czasu i nie wplatają do tekstu chociażby delikatnych, zrozumiałych dla wszystkich turystów, góralskich zwrotów. Czytając to, czułam się, jakbym była w każdym innym miejscu Polski, tylko nie u podnóży Tatr. Pisząc takie opowiadanie, niestety trzeba zadbać o detale, żeby prawidłowo czytelnika w nastrój wprowadzić.
Jeżeli idzie o fabułę, to jak na ten moment nie reprezentuje sobą nic szczególnego. Wszystko dzieje się niemożliwie powoli. Oczywiście przeprowadzka (dzięki, że nie do Czikago, a do Zakopanego), nowa szkoła i nowy boyfriend, którego spotyka już pierwszego dnia. Nie wiem, co tam wykluje się w Twojej główce później, ale na ten moment jedzie mi to banalną historią.
Podsumowując: całość czytało się dobrze, gładko i przyjemnie. Co prawda nie umarłam z zachwytu, ale niewątpliwie reprezentujesz wyższy poziom swoją pisaniną niż większość „ałtorek”, z którymi miałam już do czynienia.
Jak na blogu będzie sześć nowych rozdziałów możesz zgłosić się do mnie ponownie. Koniecznie z lepszą szatą graficzną.

Ortografia i poprawność językowa: 8/10
O la bości… Tu nie ma błędów! Czasem rąbnęłaś literówkę, czasem przecinek wstawiłaś źle, ale to są prawdziwe detale. Twoje zdania mają ręce i nogi, są ładnie poskładane w logiczną całość. Opowiadanie jest wolne od wszędobylskich, wrogów – emotikonek, co wychodzi na duży plus. Jedyne co znalazłam i za co obcięłam Ci punkt, to zdanie: „Ty się tu urodziłeś, miasto znasz od potrzewki.”. Daję taczkę czekolady, jak ktoś mi powie co to jest „potrzewka”. No, kto? Patrz, nawet słownik nie ma pojęcia. Nawet wujaszek Ling rozłożył ręce! Zapewne dlatego, że chodziło o „podszewkę”, tak?
Styl masz niezły, to bez dwóch zdań. Myślę jednak, że do mistrzostwa Ci jeszcze wiele brakuje, ale jesteś blisko. Wystarczy popracować troszkę i poćwiczyć.

Układ: 0/5
N.i.e. Ja mu mówię krótkie, acz stanowcze nie! Justowania nie ma, bo i po co, nie? Opowiadanie musi być wyjustowane, nie każcie mi tego powtarzać po raz tysięczny. Prawa kolumna wieje takimi puchami, że moja lodówka, w której nie ma nic oprócz metalowych półek i keczupu, jest przy tym wręcz przeładowana. Jakieś sentencje, dwa linki… no, błagam! Kolumna dla opowiadania jest zdecydowanie za wąska, przez co niektóre opisy wypowiedzi wskakują do nowej linijki i wyglądają jak wypowiedź, przez co się można pogubić. Rozwałkować trochę tę kolumnę, prawą zlikwidować; a więc zastosować układ jednokolumnowy i wszyscy będą szczęśliwi. Układ jednokolumnowy, wbrew pozorom, może mieć dwa kolory, więc bez obaw i zabieraj się za tapetowanie.

Temat: 2/5
Niestety banalny, ale dosyć dobrze potraktowany językowo. Jeżeli zaś idzie o oryginalność, to zauważam ją jedynie w bezbłędnej pisowni, której znalezienie na blogach niemal z cudem graniczy. Tyle z pozytywów. Ja bym kogoś zabiła na Twoim miejscu, wrzuciła pod pociąg, zrobiła jakąś krwawą jatkę, a nie takie mamlenie czyjegoś życia i cierpień z miłości.

Czytelność i obrazki: 2/5
Czcionka jak dla mnie minimalistyczna, ale na wady wzroku szczęśliwie nie cierpię, więc czytało się dobrze. Jedyny obrazek to nagłówek, który średnio mi przypadł do gustu i w dodatku nijak nie pasuje do zakopiańskiej scenerii. Kolorystyka też jest odrażająca i już teraz mogę Ci powiedzieć, że urobisz sobie ręce po łokcie przy remoncie.

Dodatkowe punkty: 2/10
Za ową językową oryginalność.

Punkty: 26/60
Ocena: dostateczna.

Szczerze mówiąc sądziłam, że wyjdzie czwórka, ale chyba moje uprzedzenia do szaty graficznej przezwyciężyły dobry tekst.
To chyba za karę, bo ocenę pisałam kilka dni. Dawno się tak nie zblokowałam mentalnie, stąd też opłakany stan oceny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz