Nerwowa reakcja na krytykę nie kładzie jej kresu. Przeciwnie, rodzi w oceniającym przekonanie, że ma rację w tym, co mówi. — Richard Carlson
Witamy na Opieprzu!
sobota, 25 września 2010
(676) fallen-soul
Meei wygląda zza sterty papierzysków, spogląda na fallen-soul i… I… film jej się urwał!
Pierwsze wrażenie: 4/10
Jak zwykle, żeby mnie umęczyć i żebym przypadkiem nie rozpędziła się w rozdawaniu szóstek, zamierzacie mnie podźgać angielskimi adresami. Skromnie przypominam, że mieszkamy w Polsce, a językiem urzędowym tutaj jest język polski. Jakby kto miał trudności z zapamiętaniem, to Onet ma domenę „PL”, więc można tego używać jako ściągi. Polecam, bo to znacznie ułatwi wszystkim sprawę i łudzę się po cichu, że może moje powtarzane do znudzenia monologi wreszcie przyniosą jakieś efekty. Osobiście nie mam ochoty na zabawę w lingwistycznego detektywa i zabawy z obcojęzycznymi mordołamaczami. A już tym bardziej nie mam ochoty na czytanie bloga o „upadłej/poległej duszy”, bo zionie mi z tego takim „mhrokiem”, że moja gęsia skórka urządza sobie defilady wzdłuż linii zewnętrznej ud. Belka mnie trochę zbiła z pantałyku, bo „wybitny talent do pakowania się w kłopoty” ma jakieś -10 do ogólnej mroczności całości, że się tak słowami pobawię. Czyli mamy tu dwubiegunowy zestaw i zastanawiam się czy Autorka ma regulowany dozownik kreatywności, czy po prostu rozdwojenie jaźni. Na chwilę obecną więcej mnie zniechęca do przebywania tutaj niż zachęca, a nie jest to skutek mojego podłego humoru, zaręczam.
Ładowanie strony… Śluzówka zostaje zaatakowana wściekle jasną barwą. Wygląda jak przykurzony biały, no chyba, że to jest biały, ale jeden kijek, bo wali po oczach jak mało co. Reszta szablonu, przyznaję, pomysłowa, ale zupełnie nie w moim stylu. Takie to wszystko wypłukane, mało żywe, że wygląda jak w przedśmiertnej agonii, a nagłówek i to potrójne coś wyglądają jak plamy opadowe na ciele tego umarłego (czy tam upadłego) bloga. Rzeź, będzie rzeź, a nawet rzeźnia! Pierwsze dwie lampucery już na starcie zatłukłabym sprężynką od długopisu, a ich zdjęcia wysłała na wystawę śmieci do Otwocka. Są okropne i nadają się chyba tylko do tego, żeby dzieci straszyć; ewentualnie zostaje im jeszcze inna opcja zarobkowania, ale dla zachowania przyzwoitości o tym nie wspomnę. Całość urządzona jest zupełnie nie po mojemu, bo znów mamy przerost formy nad treścią. Jeśli ta okropna wstążka, to nie te zdjęcia, bo imao to tak się razem gryzie, że aż boli w dziąsło. Capisci? Na Twoim miejscu zrezygnowałabym w ogóle ze zdjęć na nagłówku, zostawiła tę nieszczęsną tasiemkę i dziewczynę, która przytula się do tekstu. Ta złocona ramka lepiej będzie wyglądać w desie, zdecydowanie, ale na pewno nie na tym blogu. Reszta paciajek dla mnie nie ma prawa bytu. Jestem tylko staroświeckim konserwatystą, ceniącym prostotę i harmonię, a w Twoim dziele nie odnajduję tego na żadnym parchatym pikselu. Właśnie! Uważam, że to wszystko jest przeładowane i mogłabyś zrównać z ziemią wszystkie odpustowe kramiki w Licheniu, gdzie rokrocznie odbywa się parada pt. „Kicz Kiczem Poganiany pod Przykrywką Dewocjonaliów”. Obawiam się jednak trochę, że chcąc startować w paradzie musiałabyś przywdziać tym swoim pannom jakieś zgrzebne, parciane worki, a nie szmaty, w których wyglądają jak po próbie gwałtu. To jest strasznie wyzywające, wiesz? Lateksy przywodzą mi na myśl tylko kiepskiej jakości, niemiecki film klasy B. No, dobra, bo zaraz będzie, że jestem wredną… Zresztą, czemu się spieram sama ze sobą? Tak, jestem wredna i właśnie Ci mówię, że nie ma w tym szablonie krzty skromności i eteryczności. Przez te wyuzdane panny jest krzykliwy i zarazem odpychający. Przy okazji mnie się nie podoba. Mogę Ci wrzucić jedynie jakieś plusy za to, że jest spójny i różni się od tego całego blogowego ścierwa kilkoma dość nowoczesnymi rozwiązaniami. Kontenta? Ja niezupełnie.
Treść: 7/25
Jeżeli główna bohaterka Twojego opowiadania zachowuje się tak, jak wyglądają te zdjęcia (czyli żałośnie) to zapewniam, że z tej mąki chleba nie będzie. Rozdziałów masz idealnie pięć, więc wrócę tu po lekturze, żeby dopełnić obowiązku i przedstawić Ci moje zdanie.
a) Opisy: 1/5
W pierwszym rozdziale napotkałam tylko i wyłącznie na jeden opis, który – niestety – nie pozwolił mi wczuć się w lekturę. Przeciwnie. Był chaotyczny i niedoskładany, podejrzewam, że choruje na OZN*. W reszcie tekstu jedyne opisy, z jakimi mamy do czynienia, to opisy uczuć. Muszę przyznać, że niektóre udało Ci się stworzyć tak, że mogłam wczuć się w sytuację danego bohatera i jego rozterki, ale niektóre były przesadzone i nadęte. Takie ze skłonnościami do grafomanii, trochę. Bardzo żałuję, że podczas lektury 5 rozdziałów nie napotkałam sensownego opisu miejsca. Ciągle tylko jakieś mamlenie i marudzenie głównej bohaterki, która trafia do nowej szkoły i nawet nie raczy podjąć próby konkretnego opisania miejsca, w którym aktualnie się znajduje. Wiem tylko, że gabinet dyrektora był okrągły, a schody za każdym razem prowadziły gdzie indziej. Ponieważ jestem wymagająca pod względem opisu (wolę dobry opis niż stek bardzo dobrych dialogów), to co tu sobie publikujesz zupełnie mnie nie porywa, a wręcz przeciwnie. Sprawia, że ziewam przeciągle. Jedyne co mogę Ci doradzić, i co będzie w pełni skuteczne, to zapoznanie się z książkami Szołochowa, mojego mistrza opisu.
b) Dialogi: 4/5
Przyznaję, udało Ci się potraktować je dosyć luźno i naturalnie. Nie odniosłam wrażenia, że były wysilone i przedumane, a raczej przeciwnie. Podejrzewam, że udało Ci się tego dokonać, bo obracasz się w środowisku młodzieży i umiesz operować ich językiem, a to żadna wybitność. Wybitnością byłoby stworzenie rozmowy dwóch tetryczek, samemu mając 12 lat, a to… To raczej przychodzi drogą naturalną, bez wysilania się. Niemniej jednak doceniam, że nie ma tu bąkania i chrzanienia trzy po trzy para szesnaście.
c) Kreacja bohaterów i świata przedstawionego: 1/5
Wszystko co zawrę w tym podpunkcie, będzie traktować o tym, co mogłabym przedrukować trzy razy i wykorzystać jako papier toaletowy, bez żadnych wyrzutów sumienia. Zdenerwowało mnie to, że poszłaś na łatwiznę i umieściłaś akcję swojego opowiadania w realiach Hogwartu, zupełnie jakbyś nie mogła opisać zwykłych studiów i pobytu głównej bohaterki w akademiku. No tak. Po jasnego czorta walczyć z opisami, wysilać się i produkować, skoro wiadomo, że większość czytała o tym Wychodzącym-Obronną-Ręką-Z-Każdego-Starcia-Ze-Śmiercią kretynie. Większość wie, jak Hogwart wygląda, to co się będziesz nadwerężać, c’nie? Opowiadanie na tym dużo straciło, powiadam Ci, bo pozbawiłaś je wszelkiej wiarygodności. Poza tym to teraz takie „trendi” pisać FF! Nie, nie i dla odmiany NIE! Rozgrzej mózg i zacznij od nowa z porządną kreacją świata przedstawionego, bo na ten moment zmuszasz mnie tylko do domysłów i cofania się do czasów, kiedy czytałam książki p. Rowling, która nie jest dla mnie żadnym autorytetem w dziedzinie literatury. W dziedzinie kreatywności i pomysłowości może trochę tak, ale wierzaj mi, że naśladując ją i wykorzystując jej pomysły do niczego dobrego nie zmierzasz. Kreacja bohaterów również nie porywa. Panna Saint-Ross, czyli nasza główna bohaterka, jest tak denna, że to przechodzi ludzkie pojęcie. Niektórzy piją ze źródła wiedzy, a ona sprawia wrażenie jakby tylko wypłukała gardło. Fakt, że od razu budzi we mnie negatywne emocje zupełnie Ci nie sprzyja, bo mam wrażenie, że chciałaś uzyskać skutek odwrotny. Popełniasz też grzech, dosyć częsty u bloggerów, mianowicie robisz z każdego potencjalnego wroga głównej bohaterki bałwana. Lily nie musi być słodką idiotką, która macha stringami w panterkę, a James nie musi być „typowym facetem”. Oczywiście, jak to bywa w tego typu opowiadaniach, główny obiekt westchnień Selene jako jedyny wykazuje cechy „normalnego” człowieka. Tak nie musi być, a Ty możesz to zmienić.
d) Fabuła: 1/10
Przykro mi, ale o dobre FF HP tak samo trudno, jak o mądrego polityka. W Twojej fabule nie ma kompletnie nic, co mogłoby mnie zainteresować choć odrobinę, zwłaszcza, że to wszystko zmierza w kierunku taniego romansidła rodem z boliwijskiej telenoweli. Jakoś nie czuję się na siłach, żeby czytać, a tym bardziej, oceniać opowiadanie o miłostkach złośnicy, która lubi być w centrum zainteresowania, a lusterko kocha bardziej niż własną matkę. Poza tym przy prędkości rozwoju akcji Twojego opowiadania ślimak mógłby robić z powodzeniem za TGV. Wlecze się to wszystko jak PKS przy dwudziestocentymetrowym śniegu na ulicach, więc nie dziw się, że poczułam się autentycznie znudzona. Przeczytałam pięć postów, a mogłabym je streścić w trzech zdaniach.
Podsumowanie:
Czytając to, w ogóle nie mogłam się skupić. Nie żeby mi coś przeszkadzało, bo w domu raczej o tej porze panuje niezmącona cisza. Po prostu to zupełnie nie moja tematyka, ani przez chwilę nie poczułam się zaciekawiona, a wyolbrzymianie „nieznośności” panny Saint-Ross dobiło mnie do podłogi. Wstawki w nawiasie druzgoczące, natychmiast poczułam się jak tępy idiota, który musi korzystać z podpowiedzi narratora, jakby nie rozumiał zawiłości tekstu. Nie lubię autorów, którzy nie mają dobrego zdania o czytelnikach. Ogółem nuda jak wykładzie o rozmnażaniu bezpłciowym toczka. Mdłe, przejedzone, przetrawione, wyrzygane opowiadanie bez krzty kreatywności.
Ortografia i poprawność językowa: 5/10
Przyznaję, że nie widziałam tragicznych błędów, a całość nie kłuła mnie w oczy stekiem alogicznych stwierdzeń, czy debilnych sformułowań. Niemniej jednak Twój styl nie rzucił mnie na kolana, bo nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nie umiesz porwać, zachęcić do dalszej lektury, a zadanie było dla Ciebie tym bardziej trudne, że trafiłaś na osobę, która ma powyżej dziurek w nosie nędznych wypocin, dotyczących postaci stworzonych przez Rowling. Błędy też Ci się zdarzały, tekst nie jest wyjustowany, a interpunkcja sprawia Ci zauważalny ból. Przykłady? Proszę bardzo.
Cytat: „Nieważne, czy przyjaciel, czy wróg - w każdym przypadku potrafię zburzyć czyjeś szczęśliwe życie.”
Pierwszy przecinek jest tutaj całkowicie zbędny.
Cytat: „Krew francuzki, "to coś" wili, temperament włoszki - to, co widzisz, to tylko powłoka.”
Długo zastanawiałam się czym jest „wila” i niestety nie doszłam do żadnych sensownych wniosków, proszę oświećcie mnie, bo ciężko mi będzie żyć z tą niewiedzą. „To coś” na pewno ma jakieś konkretne określenie i swoją nazwę, dlatego radziłabym Ci jej użyć, bo jako przeciętny czytelnik nie pojmuję. Poza tym narodowości piszemy z wielkiej litery, czyli Francuzki, Włoszki i inne Niemki trzeba w tekście poprawić, bo klasyfikujemy to jako błędy ortograficzne.
Cytat: „ - Nawet nie jest ci przykro - rzekł. To nie było pytanie, raczej stwierdzenie.”
Dlaczego sugerujesz, że miałoby być to pytanie?
Cytat: „W ciągu kilku dni zostanie pani przeniesiona do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Może tam będziesz się lepiej sprawować.”
Wreszcie jak dyrektor się do niej zwraca? Są na „ty”, czy nie? Rozdwojenie jaźni?
Cytat: „Wstałam, wyprostowana, i unosząc dumnie głowę wyszłam z komnaty.”
Beznadziejne zdanie. W zasadzie nie umiem dokładnie określić czemu, ale to „wstałam wyprostowana” pasuje tutaj jak osioł do kastanietów. Poza tym… przecinki, do choinki! Przy takim układzie wyrazów ten pierwszy przecinek powinien wyjechać przed słowo „wyszłam”.
Cytat: „Łzy uwięzły mi w gardle (…)”
To ona gardłem płacze? Ja smarkam odbytem, rozumiem ją doskonale!
Cytat: „Siedziałam nieruchomo, zupełnie jak woskowa lalka, której ktoś odciął sznurki.”
Nie wiedziałam, że „woskowe lalki” mają sznurki. Szmaciane, drewniane może tak, ale woskowe? Sugerujesz, że jak miałyby się poruszać na sznurkach, skoro ich ciała stanowią jednolitą masę i nie są stworzone do tańca?
Cytat: „Zdezorientowana, ruszyłam w stronę najbliższego stołu.”
Dlaczego oddzielasz przydawkę od orzeczenia przecinkiem?! Zabić Cię czy zakaciupić?!
Cytat: „Przybrał na twarzy wyraz, który w jego mniemaniu miał chyba być nonszalancki i intrygujący.”
Raczej: „jego twarz przybrała wyraz”, prawda?
Cytat: „A`propos ładnych dziewczyn.”
Piszemy to niebywale trudne słowo w ten sposób: „a propos”, więc nie rozumiem skąd tam się wziął apostrof.
Cytat: „ - Wybacz. Syriusz Black, zwany Łapą. Do usług, królewno - ukłonił się nisko, dotykając kamiennej podłogi.”
Jakiś joga pieprzony!
Cytat: „Zamiast tego za plecami rudej Lilyanne, wciśniętej wręcz w fotel, na którym z nieco zażenowaną miną usadowił się ten brunet, James, posyłałam głupie miny do Syriusza, który raz po raz wybuchał śmiechem.”
Mówcie, co chcecie, ale ja tego zdania zwyczajnie nie pojmuję. Prawdopodobnie dlatego, że znów okaleczyłaś interpunkcję. Po słowach „zamiast tego” powinien być przecinek, ponieważ to co jest w środku, w całości stanowi zdanie wtrącone.
Uff. Może dużo tego nie było, ale popełniasz głupie błędy i przy odrobinie szczerych chęci mogłabyś je wyeliminować całkowicie. Przyznaję tylko połowę punktów, ponieważ obcinam za styl, który zupełnie nie przypadł mi do gustu. Mam dosyć bredzenia narratorów pierwszoosobowych, którzy skupiają się zwykle na sobie, zapominając o reszcie otaczającego ich świata.
Oryginalność tematyki: 0/5
Panienek, które trafiały do Hogwartu i zakochiwały się w którejś z postaci Rowling było całe mnóstwo i wciąż potykam się o to tałatajstwo. Cóż, Twoja fabuła kręci się wokół słynnej Szkoły Magii i Czarodziejstwa, miłostek i złośliwości, co jest tak samo oryginalne jak trądzik u młodzieży. Żeby jeszcze ta Twoja pisanina reprezentowała jakiś wyższy poziom, żebyś używała zwalających z nóg sformułowań i stwierdzeń, może odważyłabym się wklepać tu jakiś punkt. Niestety, ale taka z Ciebie pisarka jak z Palikota moher.
Dodatkowe punkty: 0/10
„Za wszę” to tylko Coca Cola.
Punkty: 16/60
Ocena: mierna.
__________
* Ostry Zespół Niedopchnięcia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz