Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


piątek, 9 września 2011

(731) untypical-love-story



Żądna mordu zbiorowego Meeira wpada właśnie na blogauntypical-love-story z zamiarem uczynienia sobie szarlotki z mózgu i przyokazji z zamiarem uczynienia z kogoś kaleki. No, takie życie.



Pierwsze wrażenie: 5/10

Ogólnie to jestem wyczulona na kiepskie chwyty marketingowejak maszynka firmy Raid na komary, a tu niestety takowy widzę. Z autopsji wiem,że jeżeli coś się reklamuje jako „pewne i tanie” to będzie trzebawybulić za to niezłą kasę i w dodatku jedyna pewność jaką za to nabędziemy topewność tego, że nie mamy pojęcia z czego to zrobili. Ty, droga autorko,sugerujesz, że Twoja historia miłosna będzie nietypowa. Konia z rzędem dlatakiego, który pokaże mi nietypowe opowiadanie z wątkiem miłosnym w roligłównej! Tym większe dreszcze mnie przechodzą, kiedy patrzę na nagłówek iwyświechtane gęby słynnej Belli i Edwarda. Musiałabyś być polską wersją EmilyBronte, żeby pojechać po bandzie i zaszokować, a w to jakby… śmiem wątpić.jest ku temu kilka przesłanek, których niekoniecznie chcesz słuchać, alektórymi i tak się podzielę, bo aktualnie zarządzam jednym z insygniów władzytego domu – klawiaturą – i nic nie możecie na to poradzić. Po pierwsze każdyszanujący się pisarz, który może czymś powalić i zaskoczyć czytelników”nietypowością” nie opiera się na postaciach i realiach utworzonychprzez kogoś innego, bo ma na tyle wyobraźni, że z łatwością przychodzi muwykreowanie własnego świata przedstawionego. Po drugie każdy szanujący siępisarz skrzętnie ukrywa swoją pisaninę przed światem zewnętrznym dopóty, dopókinie ukończy dzieła i nie wyda jako mięciutką, cieplutką, papierową, pachnącątuszem książeczkę. Po trzecie byłabym naprawdę zaskoczona, gdyby okazało się,że jest na tym świecie ktoś zafascynowany stylem pani Meyer, a piszący postokroć lepiej. Po czwarte i ostatnie skreślam tę Twoją nietypowość, bo odczasów „Pamiętników wampirów” i „Zmierzchu” motywy zkrwiopijcami w roli głównej stały się chlebem powszednim i nijak nie idą wparze z obwieszczaną przez Ciebie „nietypowością”. No, to skoro jest jasne, że polską wersjąEmily Bronte nie jesteś, mogę zabrać się za wyżywanie na Tobie w wersji”Full Opcja Tortura” plus gratis przejażdżka po Belzebublandzie.Widzisz, jakby wrażeń związanych z adresem było mało, to Ty jeszcze robisz zniego „zingliszowane” cudo, które sterczy w mojej kolejce i strzelakolcami cierniowymi po moich ślepiach. Z cały szacunkiem, ale to wszystkozapowiada się na tak „nietypowe” jak moher głosujący na JarosławaKaczyńskiego. Napis na belce jest nie mniej frustrujący. Banał roku, po prostu,awansowałaś do Ligii Mistrzów Banalarstwa, śpij spokojnie z fazy grupowejwyjdziesz na bank. Z drugiej jednak strony, chcąc być obiektywną muszęprzyznać, że na belce bloga z „nietypową historią miłosną” musiał sięznaleźć jakiś ckliwy bazgroł. Szkoda, że taki typowy.

Patrzę na szablon i odnajduję odrobinę ukojenia w stonowanejkolorystyce. Przyznaję bez bicia, że kolory ładnie udało Ci się dobrać iszablon całkiem w pytkę jest. Problem jednak rodzi się, kiedy patrzę na tetandetne do granic możliwości obrazeczki na początku każdej notki. Dodajjeszcze kilka gwiazdek i naprawdę wyhaftuję coś w stylu Fridy na monitorze.Nagłówek jest równie ładnie zmontowany – chociaż to powtórzenie angielskiegoadresu działa na moje poczucie estetyki jak kanister benzyny wrzucony do ognia,no i… te zdjęcia jakieś takie wybitnie beznadziejne. Bella wygląda jakby sięgrzybków z Zakazanego Lasu naćpała, a wzrok Edzia wyraża tylko i jedyniemieszankę odrazy i niedowierzania. Jakoś szczególnie mocno nigdy w bystrośćjego umysłu nie wierzyłam, ale patrząc na to zdjęcie przed oczami staje mizawiedziona mina Kermita z Muppetów. Ewentualnie jakiś inny zbity przez złegoPańcia zwierzątek o bliżej nieokreślonym gatunku. Oberwiesz też gumką recepturką po uszach zato, że piszesz opowiadanie, a zapominasz o tym, że powinno być ładniewyjustowane. To nie poezja, to nie zabawa w budowę choinek w Minecrafcie,dlatego koniecznie zrób z tym porządek. Widziałaś kiedyś wyśrodkowaną książkę? Takwłaśnie myślałam.

Ogół nie jest najgorszy, bo gorsze zestawienia jużwynaleziono. Wynaleziono też niestety lepsze, a to prezentowane u Ciebie dowybitnie powalających na łopatki nie należy. Ponieważ liczą się tutaj moje pierwszeodczucia, to chciałabym jeszcze dodać, że zapowiedź czytania o kolejnej wersji „Zmierzchu”nie działa dodatnio na moje samopoczucie, ale jak zwykle zrobię co w mojejmocy, żeby się nie uprzedzać.





Treść: 7/25

Trudne sprawy czas zacząć, moim mili Państwo. Oczywiściezaczynam od początku i już omal nie klękam z przerażenia. Ludzie, tu jest pierwszaksięga! Czy mam to rozumieć jako zapowiedź wrażeń bolesnych ciągnących sięprzez kilka ksiąg?! Wdech, wydech, wdech, wydech… jestem kwiatem lotosu napowierzchni jeziora…

Otwieram prolog i szlag trafia moją mantrę, men! Znów patrzę na rozczochraną dziewkę wotoczeniu dziwnych placków… Że to niby litery, khę? Kpisz, prawda? Znów minawyrażająca ogólne rozmemłanie, znów tępo wpatrzona w dal, niby zamyślona Bellai jej wspominki o traumach wszelakich. Chryste, biorę się za czytanie, bo nie zdzierżę.

Zaczynam rzecz jasna od prologu i już ciśnie mi się napaszczę, że to smark jakiś koszmarny jest. Najpierw zapewniłaś mnie, że ta Bella będzie inna, a ja już na samympoczątku widzę ten malkontencki wyraz jej wykrzywionej gęby, bo ona na imprezęnie ma ochoty. Wdeeech… Pragnę z całegoserca uświadomić Ciebie i wszystkich, którzy to czytają, że PROLOG to nie jestpierwszy rozdział, a to co Ty tutaj napaćkałaś nic wspólnego z prawdziwymambitnym prologiem nie ma. Urywanie w połowie akcji to już w ogóle tani chwytserialowy, którego nie trawię tak samo jak ryżu zapiekanego ze śliwkami. Nauczciesię wreszcie, że prolog to wyodrębniona i początkowa część tekstu, którarozwikłuje się do samego końca opowiadania i ma na nie wpływ aż do epilogu.Jakoś nieszczególnie chce mi się wierzyć w to, że cała fabuła będzie się opieraćo rozwiązywanie zagadki tajemniczego pożaru, wiesz? Zwłaszcza, że to przecież „untypicallove story”…

Początki Twojej pisaniny to naprawdę dla mnie ciężkaprzeprawa przez mękę. Przy życiu utrzymuje mnie – całkiem paradoksalnie – fakt,że masz tu sporo rozdziałów i potencjalnie mogłaś rozwinąć skrzydła. Po przeczytaniupierwszego rozdziału jedyna rzecz na jaką mam ochotę to złapanie się za uszy itłuczenie łbem w ścianę dokąd nie sprawię sobie fioletowego guza. Po pierwszewszystko zakrawa o prawdziwą groteskę. Chałupa jej w pożarze spłonęładoszczętnie, więc zamieszkała u chłopaka, który za jakiś czas wywozi ją do Cullenówdo Forks. Skąd oni się wzięli? Z dupy chyba wyskoczyli! Zadziwia mnie absolutny brak realizmu. Uknułaśsobie coś w tej główce, ale jakoś nie było już pomysłu jak tu spiknąć Edzia zBelcią, co? Po drugie całość jest sztywna jak wkład do trumny made by nature.Tu coś, tu ktoś, no palcem po wodzie pisane… Po trzecie i chyba ostatnie –Twoja główna bohaterka działa mi na nerwy jeszcze bardziej niż mimoza zhistorii Meyer. A, zapomniałabym! Po ostatnie, te zdania: Nawet nie podejrzewałam ile miało się wkrótce zmienić. A napewno nie wpadłabym na coś takiego. – jako finał są dla mnie niesamowitązagadką i… cudem. Jak można wpaść na tak durne zakończenie rozdziału?

Rycia zwoja ciąg dalszy, wpadam z impetem i furią w oczachdo drugiego rozdziału, żeby i tu zrobić rozpierduchę po całości. Nadal nuda jakna stepie, tych czułości to byś mogła wszystkim oszczędzić, bo mi cukier skaczei zaraz rzygnę. Wiesz, jak mawialiokrutni Rzymianie, co za dużo to i świnia nie chce. Czuję, że skonam wboleściach wszelakich, bo oto rodzina wampirów mieszkających na odludziu nagleadoptowała laskę z kosmosu i jest jeszcze zachwycona z tego powodu. Rozdziałkończy wejście smoka, to jest, przepraszam, Edłorda i ja już zakładam, że naszapodniecona główna bohaterka w najlepszym wypadku postara się nie zemdleć nawidok tego boskiego Adonisa. Chwilę potem pewnie się dowie, że będą chodzić dotej samej klasy i siedzieć w jednej ławce, a on będzie zimny, nieczuły,tajemniczy i niedostępny… Co za szmira, kuria, co ja tu robię. Już terazskładam hołd pani Meyer za to, że jednak jej pomysł gorszy od Twojego nie był.Tak, właśnie mnie uświadomiłaś, że zawsze może być gorzej. Jeszcze jeden takirozdział i się trwale uszkodzę.

Przeczytałam rozdział kolejny, ten o boskim Edłordzie,którego oczy… Dobra, oszczędzę Wam tego, bo mam wrażenie, że nawet prawdziwifani „Zmierzchu” już mają serdecznie dość opisów jego patrzałek. Ogólnie dalejleje się miodek i mleczko tą krainą, sielanka trwa i już zaczyna się myślenieBelli o tym tam, jak Ty to mówiłaś? Miedzianowłosy? Zawsze to jakiś eufemizmdla ryżawego, chociaż zawsze mnie wkurzało takie owijanie w bawełnę, bo jak cośmnie wkurza to mówię, że mnie wkurza, a nie, że duch mój dupą na rozżarzonewęgle usiadł, ale mniejsza o większe części. W zasadzie to mam za sobą 3rozdziały i prolog, podczas których wydarzyły się ledwie dwie ważniejszerzeczy, a to jakby… świadczy o tym, że zaczynam się nudzić i odstawiać na bokswoje złudzenia, że rozwiniesz skrzydła w tej pisaninie. Dlatego mam taki plan,żeby sobie wskoczyć do dalszego rozdziału, potem smyrgnąć ostatni i wycofać sięz tego rajdu Fors- Męczenniki Wielkie.

Biorę zatem na tapetę rozdział „Zdrada”, bo mam ochotę nanutkę erotyzmu. Zobaczymy czy podołałaś, czy może zrobiłaś klik na „forward” irozpoczniesz rozdział od papieroska po wszystkim. Sobie nawet muzę zapodałam,żeby rozbuchać wyobraźnię… Mrrau. Padłam. Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tuwchodzicie, bo oto padłam i leżę i to bynajmniej nie z zachwytu. Zaraz jeszczezawyję, przepadnę i koniec pieśni. Japierdykam, dziewczyno, aleś skasztaniła ten rozdział… Spodziewałam sięwszystkiego, ale naprawdę takiej tragedii nie byłam w stanie przewidzieć. Otóżmoi mili Państwo, rozdział upływa Belli na wybebeszaniu się ze swoich rozterekmiłosnych, rozważaniach, analizach i dywagacjach, które w sposób iście cudownyrozwiązuje telefon od przyjaciółki. Bella dowiaduje się, że chłopak ją zdradzai tak… to jest jedyny wątek erotyczny tutaj. Chwilka, przepraszam, jeszcze byłodyskretne wspomnienie o tym jak to nasza dynamiczna inaczej bohaterka PRAWIEpocałowała Edłorda. Matko, niech skonam. Chciałabym, żeby życie było takie proste.Poznaję nowego faceta, zakochuję się w dwóch naraz i jestem w kropce przez całe20 minut, bo oto dowiaduje się, że mój facet mnie zdradza. Kiepsko Ci wychodzizarządzanie tym światem przedstawionym, moja droga.

Spadam stąd, nic tu po mnie. Zerknę tylko jeszcze dlaczystego sumienia do rozdziału ostatniego, a potem:

a. wydłubię komuś oczy;

b. wydłubię sobie oczy.

Powiem szczerze, że mile mnie tym rozdziałem zaskoczyłaś.Niby fabuła nadal jakaś taka opłakana i ciężko to wszystko do kupy pozbierać,ale widzę, że właśnie się rozpędzasz i coś dobrego się tu rodzi. Były dialogi,wreszcie były jakieś inne emocje niż tylko smutek Belli, przygnębienie Belli,zamyślenie Belli, etc. Zgrabnie wszystko ujęte bez dłużyzny z subtelnymdodatkiem opisu i całkiem klawymi dialogami. No, no… Zaskoczona jestem, koparami zjechała do parteru. Posłuchaj zatem dobrej rady, bo ten rozdział wpunktacji końcowej zapewne uratuje Ci tyłek: usiądź nad wcześniejszymirozdziałami i doprowadź je do stanu używalności. Mile widziane wycięcie kilkulukrowanych kawałków i lekkie modyfikacje fabuły. Może coś dobrego jeszcze tupowstanie, póki co stwierdzam obiektywnie, że początki skutecznie zniechęcają iwręcz uniemożliwiają dotrwanie do końca, bo się w pewnych momentach rzygaćzachciewa.



Opisy: 2/5

Początek niestety w opisy nie obfituje, żeby nie powiedzieć,że rąbiesz samymi dialogami, gdzieniegdzie tylko folgując sobie i pozwalając nadrobne wtrącenia o stanie uczuć naszej rozpaćkanej jak gołąb na asfalcie głównejbohaterki . Dobre opowiadanie równoważy ilość opisów i dialogów, żeby sięczytelnik nie męczył czytaniem o fruwających listkach, albo śledzeniem archiwumrozmów rodem z GG. Poza tym opisy nadają klimat całości i wierz mi, że dla mnieczytać o domu, który zrobiony był z szyb i stał w otoczeniu drzew, to lekko zamało na wczucie się w atmosferę. Ostatnim rozdziałem udowadniasz, że stać Cięna więcej niż wyliczanki, a nawet, że pojęcie metafory nie jest Ci obce. Mojeulubione ćwiczenie na tworzenie opisów, to zamknięcie oczu, wyobrażenie sobiecałej sytuacji nawet z detalami i ich kolejne opisywanie. Próbuj, bo po tym cozobaczyłam w rozdziale ostatnim czuję, że masz szansę temu sprostać.




Dialogi: 1/5

Dialogów w przeciwieństwie do opisów było całe mnóstwo.Część poszarpana, pourywana, większość niestety ze sztuczną ekscytacją tudzieżinnymi ekstremalnymi cechami. Pamiętaj, że sama wypowiedź bohatera nie musi byćjakoś szczególnie nacechowana, nie musi zawierać eksklamacji o skrajnympodnieceniu/przygnębieniu/whatever bohatera. Dużą rolę odgrywają także opisywypowiedzi i to nad nimi zdecydowanie powinnaś popracować, bo to właśnie wbrewpozorom one uwypuklają każdą wypowiedź. Przyznaję tak mało punktów dlatego, żemasz tendencję do skrajności – raz dialogi są drętwe jak kołki w płocie, a razprzesadnie wyluzowane. Stosujemy zasadę złotego środka, zawsze i wszędzie.




Kreacja bohaterów i świata przedstawionego: 0/5

To co Ty wyczyniasz z bohaterami niestety sprawia, żebezlitośnie uprzedzasz fakty. Już wtedy, kiedy Carlisle opowiada Belli o swojejrodzinie czytelnik może sobie doskonale ułożyć plan dalszych wydarzeń. Innasprawa, że kreacja Twoich bohaterów jest naprawdę infantylna, bo kończy się naopowieściach doktora, a między wiersze jakoś niewiele wtykasz. Bądź łaskawa ipopracuj nad tym, jeśli w ogóle wiesz o czym mówię. Poza tym ciężko tu mówić o jakiejkolwiekwłasnej inicjatywie przy kreowaniu świata przedstawionego i bohaterów, skoroopierasz się na kanwie „Zmierzchu”. Tozwykłe pójście na łatwiznę, bo po co się wysilać na swoją historię, skoro nawetimiona mogę sobie pożyczyć od kogoś innego, nie?





Fabuła: 4/10

Cała fabuła jest tak niedopracowana, tak infantylna i matyle niedociągnięć, że aż trzeszczy. Powiem Ci, że chyba nawet „Elementarz” malepszy rozwój akcji niż to Twoje… coś. Zaczynając czytać przeciętny czytelniknudzi się jak mops, a potem ni z gruszki, ni z pietruszki zaczynasz dokładaćnowych wątków i można się poczuć jak na mongolskim kazaniu. Przede wszystkimpopracowałabym trochę nad realizmem tego całego opowiadania, bo o tyle, o ilewróżki zębuszki i inne wampiry zniosę, o tyle nie zniosę takich kretynizmów jakwywożenie dorastającej dziewczyny do obcych ludzi, którzy mają ją adoptować.Przydałby się jakiś lepszy pomysł na zapoznanie Belli z tym ryżym potworem, boten jest śmiechu wart. Mówiłam już także o tych „cudownych” rozwiązaniach problemówgłównej bohaterki. Osobiście uważam, że nic by się nie stało gdyby ona przezjakiś czas miała poważny problem wewnętrzny z wyborem tego „właściwego”. Niemusiałaś tak od razu rozwiewać jej wątpliwości, prawda? Mało tych bidnych punktów, bo to wszystko jużbyło. Zwłaszcza ten wyświechtany początek i ta wyprowadzka do Forks. No, ja Wasbłagam, czy to zawsze musi tak wyglądać? Czy ta głupia Bella nie może miećEdłorda za znienawidzonego sąsiada od samego urodzenia i skapować się, że onjest wampirem przez przypadek? Fantazji trochę, ludzie. Mogłabyś naprawdęwykorzystać swój talent dla ambitniejszej fabuły.



Ortografia i poprawność językowa: 5/10

Źle nie jest. Dobrze też nie. Ogólnie to jest gówniano wrozdziałach początkowych, trochę lepiej w tych dalszych, co jednak nie zmieniafaktu, że nie czuję się porwana jak majtki ze sznura. Błędów było sporo – może nie jakichś tam karygodnych,ale takich, które wystarczająco mnie poirytowały. Jadę z cytatami, bo mi gaływypłyną zaraz…




- No… Izzy nie daj sięprosić – powiedział James nachylając się do mnie.

Nachylać można się NAD czymś lub NAD kimś. Mniemam, żejasne.

Z piskiem oponzahamował, a ja wyleciałam z auta jak burza.

Chyba na miotle wyleciała z tego auta! Jeszcze jak burza! Popierwsze to jest zwrot kolokwialny. Po drugie burza ma to do siebie, że jestraczej zjawiskiem majestatycznym i długo nadciągającym. Znikąd i nagle pojawiasię błyskawica, więc to Twoje porównanietakie nietrafione.

Wybuchnął pożar.

Nie przypadkiem „wybuchł”? Wybuchnął używamy raczej w odniesieniu do ludzi, a wybuchł w odniesieniu do rzeczy izjawisk.

– Pogadamy? – na jej ustach zaraz pojawił sięsztuczny uśmiech.

Niepoprawny zapis dialogu. Widziałam, że dopracowałaś to wdalszych rozdziałach, dlatego się nie będę rozpisywać, ale poprawić by wypadałodla świętego spokoju. No, i żeby sobie bardachy nie robić.

Rzuciłam się na łóżkui zaczęłam płakać.

Chyba „na łóżko”, nie? Chyba, że ona napady padaczki ma, towybaczam. Szczerze mówiąc, nawet by mnie to nie zdziwiło.

Godziny, minuty,sekundy… Czas płyną, a ja nie odczuwałam jego ubytku.

Ubytki to można mieć w zębach. Powiem Ci dawno się tak nie uśmiałami w sumie nawet nie bardzo rozumiem co w tym takiego śmiesznego. Po prostu tozdanie jest tak patetycznie pokraczne, że nie mogę się powstrzymać odpsychodelicznego brechtu.

- Wiesz skarbie,jakbyś mnie trochę słuchaławiedziałabyś, że mam cię podwieźć na lotnisko – westchną. Spuściłam wzrok. – Cosię z tobą dzieje Izzy! – wybuchną. Złapał mnie za ramiona i mocno potrząsną.

Matko Jedyna, zaraz skonam! Gdzieś Ty pogubiła literę „Ł”?Co to za wynalazki, dziewczyno, herezje mi tu głosisz jawnie i publicznie, zarazCię potraktuję nieheblowaną deską i spirytusem! Westchnął, wybuchnął, potrząsnął!

- Teoretycznie -powalały mnie jego odpowiedzi. Chciałabym mieć takie lekkie podejście do życia.

Znowu mamy kolokwializmy, pfe.

- Ech…doktorze -zaczęłam niepewnie.

- Mów mi Carlisle -poprawił mnie. Kiwnęłam głową, coś przynajmniej ustaliłam.

Ta, ona ustaliła… Niech zginę śmiercią naturalną!

- Jesteście sobiebliscy – to nie było pytanie.

Order błyskotliwości właśnie powędrował do Isabel MarieSwan. Serdecznie gratuluję.

Uroda dziewczynywprawiała w zachwyt, porcelanowa cera i idealna cera zdawały się być wręcznierealne.

Przepraszam, czy ja też mam dwie cery, czy to się dostaje wramach odszkodowania za pracę w toksycznych warunkach?

- Pewnie jesteśzmęczona, Alice pokarze ci pokój – chochlik uśmiechnął się do mnie, jak gdybyna potwierdzenie swoich słów.

Pokarzę to zaraz ja Ciebie, bo mi tu ortografami jeszczesypiesz! Pokazać – pokażę, pokarać – pokarzę. Takie trudne było, że ho.

- A dla kogo niby? -dziewczyna bez żadnych oporów mnie uściskała. – Teraz jesteśmy rodziną -zsumowała krótko.

Pani matematyk, żeś się pocwałowała z fantazją! Zsumowaćmożna liczby na kalkulatorze, a ona raczej PODSUMOWAŁA. Taki tam detal.

Nie zajęło mi to długo- uporałam się z tym w niecałe pół godziny; moje ubrania nie zajęły nawet 1/4wolnej przestrzeni szafy.

Znów wyłażą zamiłowania do ścisłych przedmiotów, cyfry wopowiadaniu widzę i to jeszcze z dokładnością co do milimetra. Znasz takiesłowo jak ćwierć? To właśnie jest ¼, więc z łaski swojej używaj słów dowyrażenia wartości liczbowych w opowiadaniu, albo się nie baw w takie detale iproblem z głowy.




Pominęłam literówki,których było całkiem sporo, ale nastroju na czepianie się jakoś wybitnie niemam. Niemniej jednak mam je na uwadze, moja polonistyczna czujność nie śpi.Pozostaje jeszcze kwestia stylu, który nie urzeka. Musisz jeszcze naprawdę dużoćwiczyć i bardzo pracować nad tym co piszesz, a przede wszystkim czytać tokilka razy i sprawdzać czy paca. Werdykt jest taki, że ludzie z Ciebie będą,tylko się nie lenić proszę.



Oryginalność tematyki: 0/5

No, no. Lecę, pędzę, punkty za frajer rozdaję. Po moim sinymtrupie. Nawet się nie wysiliłaś specjalnie na szalone zmiany. Poza tymmusiałabyś być naprawdę wybitną jednostką, żebym za FF przyznała więcej niż pękatezero. Taki już ze mnie typ, że doceniam wszelki wkład własny, a bebranie się wcudzych tworach mnie nie interesuje. Jeszcze ta cholerna przeprowadzka do Forks…Brr.




Dodatkowe punkty: 2

Jeden za to, że rozwijasz się i pracujesz nad sobą, a drugina zachętę. W końcu nie jestem aż taką zimną suką, na jaką wyglądam.




Punkty: 19/60

Ocena : mierna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz