Knieje gawędziarki ocenia Asetej.
Asetej ostatnio ma z gawędziarkami sporo do czynienia, żadna jednak nie zainteresowała mnie bardziej niż reklama pewnego piwa bezalkoholowego, a o zachwycie już nie wspominając. Jeśli już mamy jednak do czynienia z gawędziarką, moja ocena byle jaka być nie może!
Estetyka
Wrażenia estetyczne: 8/10
Asetej jednym cichym susem przemknęła nad szemrzącym strumykiem leśnym. Jeśli wierzyć asetejowej pamięci, do waderowej karczmy pozostało jeszcze kilka minut drogi, jednak knieje wokół nie zapowiadały niczego dobrego. Droga do karczmy potrafiła znużyć, więc kobieta zwątpiła, czy podąża w dobrym kierunku. „Na pewno mam gdzieś to cholerne zaproszenie” pomyślała szukając świstku, który dostała od Wadery. Mam! Syknęła tryumfalnie wyciągając z kieszonki płaszcza świstek, na którym czarnym atramentem zostało napisane „Są miejsca, w których lepiej nie zasypiać... By nie przegapić własnej śmierci...” Tak, otoczenie zdecydowanie było jednym z takich miejsc, jednak skoro Wadera zapraszała ją na dłuższą gościnę, musiała szukać miejsca dokładnie odwrotnego. Przyjaznego i pełnego optymistycznie różowych koników Pony. Już miała szukać drzewa, które ewentualnie udźwignęłoby asetejowy zadek, by spojrzeć z góry na okolicę, kiedy zza krzaka oddalonego o dwa skoki zapłonęła para dzikich ślepi. Asetej zamarła błyskawicznie trzymając wciąż w dłoni wiadomość od Wadery. Więc to - pomyślała – rozumiałaś przez zaproszenie mnie na obiad, Wadero. Na obiad dla własnego wilka, który to tłuścioch wcale nie wyglądał na przegłodzonego! Kiedy zwierzę przestąpiło kilka kroków nie odrywając wzroku od dziewczyny ta odruchowo przestąpiła z nogi na nogę, co spowodowało cichy trzask gałązki pod jej stopami. Zamiast oczekiwanego warknięcia, lub skoku zauważyła drżenie nozdrzy basiora. Coś wyraźnie mu się spodobało, bo błyskawicznie skoczył niemalże z radością za gąszcz drzew i zostawił Asetej osłupiałą i zestresowaną niczym na obronie pracy dyplomowej. Przeklinając w duchu Waderę i jej włochatego przyjaciela wgramoliła się w krzaki, w które wskoczył wilk. Za wielkim klonem ukazała się karczma „Knieje Gawędziarki”. Cała zrobiona była z drewna dzikiej czereśni. Ciemne, brązowe ściany napawały gości lękiem przed nieznanym. W drzwiach stała Gawędziarka. Miała długie proste blond włosy, które lekko rozwiane luźno wystawały spod jadowicie zielonego kaptura (jednak Asetej pozwoli sobie nie nazywać jej „blondynowłosą” nigdy później, obiecuję). Nie widać było jej oczu, jednak przejmujący widok rozświetlonej w zachodzącym słońcu skóry Wadery, wydatnych ust i małego noska, wraz z dłońmi pełnymi złotego pyłu utwierdziły Asetej w przekonaniu, że spojrzenie Waderze w oczy może kończyć się śmiercią (Tak dramatyczne określenie podsyca napięcie w tym iście baśniowym klimacie...)
Koniec tego dobrego moi Państwo, to jest Opieprz, więc opieprzajmy! Asetej zawsze podziwiała ocenialnie, na których pisane są oceny stylizowane na opowiadania, ponieważ wymaga to wiele czasu i poświecenia, a dziś mierzymy się z legendą oceniania – Waderą z Gaolu, która oddała pod asetejowy pejcz Knieje Gawędziarki. Niestety poprawna relacja Asetej-Wadera musi mieć dziś swój epicki koniec, ponieważ albo asetejowa ocena zruga Waderę, albo As nie będzie miała za co i zzielenieje z zazdrości. Tak czy siak, blog wygląda jak ciemnobordowe drzewa jatoby w czarnej czeluści lasu. W nagłówku widać wspomnianego wilka ludożercę oraz kobietę, którą w domyśle ochrzciłam Gawędziarką. Oczywiście nie zamieściłaś na stronie głównej informacji czyje zdjęcie zamieściłaś w nagłówku, bo po cóż? A tam, Asetej, dupę trujesz wszystkim o te prawa autorskie, to się jeszcze obróci przeciwko tobie! Wracając do nagłówka, znajduje się w nim cytat Pratcheta. Zastanowię się później, czy ma się on do treści jak pies do jeża, a teraz przyjrzę się szablonowi. Hm... Dwa drzewa widzę pod linijkę zbudowane, z czego jedno pustoszejące w rejonach dolnych, a jedno pękate jak stringi na za dużej czteroliterowej części naszego ciała. Zabrzmiało to tak ordynarnie, ale jest to komplement, bo grubsza kolumna wypełniona jest treścią, więc postów mi nie pożałowałaś! Nad nimi jednak widzę stała rubrykę ogłoszeń i zasad panujących w karczmie, które równie dobrze mogłyby trafić na podstronę... Z ciekawszych informacji Asetej dowiedziała się, że Wadera jest osobą bardzo nietolerancyjną i pokemonowego pisma nie toleruje na podwórku. Chciałabym Ci zwrócić uwagę, że pokemon też człowiek, ale niestety byłabym hipokrytką... To samo następuje w przypadku wyrównania postu do lewej – post z prawej strony wygląda jakby go wilki poszarpały, ale ponieważ sama jeszcze nie wprowadziłam na Opieprzu justowania, schowam kąśliwe uwagi na lepsze czasy. Określając krótko prawą kolumnę mogę rzec, iż składa się ona wyłącznie z linków, księgi gości i statystyki. Bida z nędzą, ta kolumna, może ją zażarł ten napasiony basior?
Podsumowując pierwsze wrażenie bloga, adres i belka są zachęcające i mimo koloru zgniłego jabłka całość składa się na przyjemny klimat drewnianego domku gdzieś w głębi lasu. Nie uwierzę, że jest to karczma, ponieważ mało się dzieje na stronie głównej, aczkolwiek dosyć tajemnicza pani z nagłówka przekonuje mnie o ogłoszeniami i ich stylem tym, że może być ciekawie.
Posty
Treść 18/25
{1} Kłopoty w małżeństwie - część I
Och jak As nie znosi tych wszystkich nawiasów innych niż proste polskie okrągłe! Poobcinałabym im tasakiem te wszystkie falbaneczki, a co! Pierwszy rozdział opowiadania poznaje nas z historią wędrówki przez las elfki i człowieka, którzy są absolutnym zaprzeczeniem stereotypowego podziału płci. Oznacza to, że Serigali jest strachliwym i mało odpornym na niewygody wędrówki mężczyzną, tymczasem Triste to herod-baba. Na swojej drodze spotykają wyrzuconą z domu przez swego męża kobietę, która prosi ich o pomoc. Zagubieni w lesie towarzysze patatajają do fortecy męża wyżej wymienionej szlachcianki i wchodzą na kwadrat. Tam gubią się w labiryncie, zostają uwędzeni w ogniu właścicielki tajemniczego śmiechu, a następnie spotykają opętanego przez sukkuba mężczyznę, który z opisu, charakteru i sytuacji przypomina tolkienowskiego Theodena w ciemnych dniach.
{2} Kłopoty w małżeństwie - część II
Dzielna elfica postanawia sama przeciwstawić się widziadle, które umie czarować, wygląda jak ladacznica i ma bicz. BICZ! Asetej gwiazdki strzeliły z oczu i zaczęła się ślinić na samą myśl o tym. W końcu mamy trochę pieprzu! Niestety Serigali to guma od kaleson, nie mężczyzna, więc łatwo daje się również opętać i nasza pieprzna bohaterka wrzuca go razem z mężem szlachcianki z rozdziału pierwszego do płomieni, a sama ucieka. Triste dokonuje słusznego wyboru i... postanawia ratować przyjaciela. Jak się okazuje po ucieczce demona, zarówno szlachcianka jak i jej mąż zmieniają się w czarny popiół, ponieważ byli umarlakami, a demon nie pozwalał im spokojnie odejść. Nie ma to jak „żywa” akcja opowiadania, nie?
{3} Czarny Gaj – część I
Triste namawia swojego przyjaciela na pogoń za demonem w głąb Czarnego Gaju, który zamieszkują driady. Nadworny Mięczak sika po nogach ze strachu przed kawałkiem ciemnego lasu i lokatorkami lasu, nauczony poprzednim odcinkiem o swojej słabości. Może i tchórz z niego, ale szybko się uczy! Czarny Gaj i „pojmanie” bohaterów wygląda dokładnie tak samo jak pojmanie tolkienowskie drużyny pierścienia u Galadrieli... Nuda. Miłą odmianą była Pani Czarnego Lasu, Matka Kwiatów Północy, która zaskoczyła mnie tak miło, jak demon z pejczem. Sytuacja wygląda tak – Triste pada na kolana, zachwala ją wszystkimi przydomkami świata, oddaje cześć i chwałę, a co robi Matka Kwiatów Północy? Wygarnia Triste od najgorszych i wtrąca ją do wiezienia. Ha, ha, ha. Tak właśnie powinna Asetej postępować z niegrzecznymi blogerami, tylko najpierw muszę lochy wybudować...
{4} Czarny Gaj – część II
Babka ma też inny świetny patent – pozwala każdemu więźniowi uciec ze swojej celi, ale droga wiedzie przez jaskinię, w której czai się zabójcza i wygłodniała modliszka. Tak, dobrze, że nie pająk, bo znów dostałabyś kuksańca za alegorię do Tolkiena. Bo przecież pająk w jaskini i modliszka w jaskini to dwa rożne światy, prawda? Naszym bohaterom udaje się sposobem zarżnąć owada i uciec do wyjścia, gdzie pomaga im przyjaciółka Triste. Zostaje ona jednak szybko zestrzelona z łuku i okrzyknięta zdrajczynią. Triste ze swoim wozidupkiem docierają do granicy Gaju i Triste wyżywa się po śmierci przyjaciółki tasakiem dewastując mur ochronny z krzaków przy okazji tworząc sobie drogę ucieczki.
{5} Historia zza krat
W rozdziale moje nadzieje na mężczyznę z krwi i kości legły w gruzach. Serigala bowiem budzi się skacowany w towarzystwie jakiegoś młodzieńca i (zanim jeszcze zdążyłam pomyśleć o tym, że jest gejem) okazuje się że upili się z Triste, z ich powodu stworzyła się bójka w karczmie i ostatecznie pijany mężczyzna opłacił chłopaka, który to rano miał odtworzyć lukę w pamięci Serigala. Noc po pijaku z młodzieńcem nie była jeszcze taka słaba, najgorszym dowodem męskości była próba wejścia do lochu, celem odnalezienia Triste. Mianowicie najpierw przed uzbrojonym strażnikiem Serigal prezentuje swoje muskuły i ładnie prosi o pozwolenie, jednocześnie próbując go zastraszyć, a gdy ten już prawie się bał, Serigal wyciąga kasę, przekupuje go i jest po sprawie. No litości! Już miałam ochotę na jakieś mięso armatnie, na krew, pot i łzy, na jakiś dowód poświęcenia względem Triste, a tu dupa... W dodatku narrator trzecioosobowy ciągle wyciąga z głowy bohatera myśli jaką to nie jest ciapą, jak to Triste jest lepsza i w ogóle jaki z niego kapeć... Ech, gdzie ci mężczyźni? Kiedy w końcu spotykamy w lochu Triste, która pobiła swojego współwięźnia, bo ją wkurzał, mamy przyjemność wysłuchać historię znajomości przyjaciółki Triste, która została zastrzelona z łuku w poprzednim odcinku. Wzruszające to było jak ostatnia scena w „Kevinie samym w domu” kiedy już wiemy, że zaraz matka wpadnie do mieszkania i wyprzytula dzieciaka. Oczywiście, jak to z przyjaźniami bywa, w grę wchodzi uratowane życie, wielka walka i urwana ręka.
{6} Pocałunek życia
Triste znów okazuje się kobietą morową, udaje jej się przekonać jednego strażnika, by zaprowadził ją do kapitana na chwilową pogadankę. W trakcie drogi Triste pada na ziemię, odnajduje grot, piłuje węzły, które krępują jej ręce, a zdziwionemu Morow'owi tłumaczy, że potrzebuje się pomodlić. Oczywiście w swej inteligencji Morow nic nie skumał, nic nie zobaczył (bo było ciemno) a nawet nie usłyszał charakterystycznego dźwięku piłowania grubej liny. Niestety lin było wiele i z jedną Triste nie skończyła, więc... pocałowała strażnika, który odwzajemnił pocałunek, a nawet położył jej dłonie na talii. Tia. Całują się, on ją przytula do siebie i nie czuje, że ona za jego plecami piłuje linę zardzewiałym grotem. Chyba że całują się jak przeciętni nastolatkowie „na odległość” i pomiędzy ich ciałami w trakcie pocałunku wyrósł niewidzialny arbuz. Triste po przecięciu liny obezwładnia rozczarowanego strażnika (zaskoczonego, urażonego i w dodatku z apetytem na więcej) i po krótkiej walce z dwoma innymi strażnikami zamyka ich w magazynie i okazuje się, że jest już za późno. Za późno na co? Ha! Dowiemy się w następnym odcinku, który pojawił się szesnaście dni później. Miałam napisać „tani chwyt rodem z „Mody na sukces”” ale nawet w modzie na sukces czeka się maksymalnie trzy dni!!! Litości nie masz, Wadero, dla czytelników i w dodatku wykorzystałaś biednego, młodego strażnika!
{7} W dół, w dół, w dół
Okazuje się, że w całym więzieniu panuje rumor, hałas, penetracja terenu i pełen remanent ludzi. Zaginęła elfka, dlatego tez z rozkazu przetrzepane ma być caluteńkie miasto. Elfka obserwuje to zjawisko razem ze swoim wykorzystanym zakładnikiem... zza starej, zapomnianej beczki. Zapamiętajcie, drogie dzieci, jeśli ktoś penetruje zamek, żeby znaleźć Was choćby w mysiej dziurze, schowajcie się za starą, zapomnianą beczką – Wadera daje sto procent gwarancji, że nikt Was tam nie znajdzie. Koniec końców Triste spuszcza się po zapomnianej od setek tysięcy lat linie w dół i teleportuje na drzewo, z którego odratowuje ją jej własny pegaz Poeta razem z Serigalem. Normalka.
{8} Droga przez las
Najnudniejszy jak do tej pory rozdział poświęcony szkoleniom nowego przyjaciela (Ariana, tego z którym Serigal spędził upojną noc) i dyskusjom na temat kruszących się finansów brygady. Nareszcie ktoś napisał o tym, że superbohaterowie są biedni Ha! Po koniec rozdziału pojawia się ponownie babeczka z pejczem, z którą w osamotnieniu próbuje walczyć Triste. Po walce okazuje się jednak, że na polanie nikogo nie było... Triste nie wie czy jest chora psychicznie, czy Serigal są wkręca, a reszty dowiemy się w kolejnym odcinku. Jednak nie dowiemy się, ponieważ był to ostatni rozdział!
Dialogi 4/5
Nic dodać, nic ująć. Dialog jest dobrze zbudowany, ma odpowiednie proporcje, kwestie są nacechowane emocjonalnie i personalnie. Inaczej mówi Arian, Serigal a inaczej Triste – to jest naprawdę na poziomie sfer brytyjskiej rodziny królewskiej. Bohaterowie mówią dużo, treściwie i wiedzą, czym jest podrzędnie złożone zdanie. Inteligentne z nich człekokształtne, rzucam im banana w nagrodę. Najważniejsze w dialogach jest to, żeby bohaterowie mówili logicznie, naturalnie, żeby było to opisane bardziej wyszukanymi słowami niż „powiedziała/powiedział” i żeby były one (dialogi) zapisane poprawnie. Tylko raz, w ostatnim rozdziale, spotkałam dialog pourywany, który składał się z dwóch-trzech słów na kwestię i w kilku miejscach w całym opowiadaniu zauważyłam małą wartkość dialogu, za co odejmuje tylko jednen punkt.
Opisy 4/5
Asetej przydzieliłaby maksymalną ilość punktów, gdyby nie kilka drobnych błędów. Jak na przykład twór „Ze zdumieniem odkrył, że po minucie rozmowy elfce udało wyciągnąć się z kobiety historię całego życia – że była biedną szlachcianką, że poznała bogatego kupca, że się w sobie zakochali, że zamieszkali w pięknym zamku, że od dwóch lat żyją razem, że nagle odkryła w domu obecność innej kobiety, i że kiedy poszła o tym porozmawiać z mężem, to wyrzucił ją z domu. Ale i tak najciekawszego dowiedział się na koniec.” Z jednej strony czuję, że to na jednym wdechu owa szlachcianka opowiedziała, a z drugiej strony nie wyobrażam sobie takich zwrotów w opowiadaniu. Takie biegunki myślowe nie są typowe dla narratora trzecioosobowego, który powinien być trochę nudziarzem. Wszechwiedzącym, wszędobylskim, ale jednak nudziarzem, nie wtrąca swojego impetu do tekstu. Chyba że jesteś Pratchetem... Poza pojedynczymi przypadkami jak ten powyżej masz znakomitą narrację opisów. Koń w pewnym momencie według opisu grzebie kopytem w ziemi demonstrując swoje niezadowolenie – istna perła! Czy wy umiecie ogarnąć, jak kapitalnie jest przedstawiona sytuacja? KOŃ kopytem GRZEBIE w ziemi DEMONSTRUJĄC niezadowolenie. Moja nauczycielka języka polskiego by tego nie ogarnęła, naprawdę. Innym razem ten sam koń rozkłada kruczoczarne, wielkie skrzydła, a Asetej właśnie posmarowała masłem fragment dłoni, zamiast kanapki. To Twoje konie mają skrzydła??? Taka byłam zaskoczona, że aż musiałam sprawdzić poprzednim rozdziale, czy aby na pewno nic nie przegapiłam! Oczywiście najpierw skrzydła powinny być wielkie, a potem kruczoczarne, ale niech się goni kolejność epitetów – to jest dopiero wejście... pegaza!
Kreacja bohaterów i świata przedstawionego 6/10
Przedstawiony przez Ciebie świat przypomina mi świat Tolkiena. Przy czym w zestawieniu z Tolkienem każde dzieło jest kawałkiem pergaminu zapisanego lewą ręką przez przedszkolaka, który próbuje napisać „Mama, tata, dom”. Opcjonalnie własne imię. Świat jest nierealny, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że to fantastyka. Co mam na myśli, otóż poszczególne przygody nie maja ze sobą związku i kolejne miejsca nie mają ze sobą nawzajem relacji. To jakby „Na dobre i na złe” gdzie w każdym odcinku występuje inny pacjent ze swoim problemem, ale pozostaje pewna stałą grupa lekarzy i szpital, który scala historię. U Ciebie istotą spalającą jest dwójka bohaterów, a miejsca i poboczni bohaterowie są zmienni, przez co wprowadziłaś wrażenie, że świat przedstawiony jest rozległy i niepojęty, a dwójka bohaterów teleportuje się od krainy do krainy bez kontekstu. Problemem nie jest czas, po którym skaczesz, ale problemem są miejsca. Z opowiadania wynikać może, że królestwo Czarny Gaj i miasto Kiri leżą kilka dni drogi od siebie. Chciałoby się trochę o tym wspomnieć, zaznaczyć w jakich są relacjach, a jeśli nie – jeśli to rzeczywiście tak daleko, że nawet o sobie nie wiedzą, może warto opisać dni wędrówki, żebym nie miała mętliku w głowie? Dodatkowo zdarza Ci się powodować mało realny obraz rzeczywistości, jak w cytacie „Wolną ręką pchnęła skrzydło wrót, które o dziwo okazały się otwarte i bezszelestnie ustąpiły.” Stosujesz bardzo wytrawne, średniowieczne nazewnictwo, które pozwala przenieść się w klimat epoki, a tu nagle -dzong- patelnią między oczy uderzasz nas określeniem, że „wrota bezszelestnie ustąpiły”. Kobieto! Ostatnią rzeczą, jaką czytelnik spodziewa się po średniowiecznych wrotach, wielkich i skrzypiących, jest fakt, że bezszelestnie ustępują! Jeden punkt za świat przedstawiony.
Jeśli zaś mówimy o bohaterach, to dostajesz pięć na pięć możliwych punktów. Triste to elfka (choć często nazywałam ją kobietą) z jajami (choć też raczej ich nie ma...) Walczy, stepuje, całuje, strzela z łuku i jeszcze jest piękna i dzielna. Taka, jak powinna być superbohaterka. Darzy szczególnym uczuciem Sergigala, choć ja bym go zostawiła na pożarcie modliszce, musi ciągle się nim opiekować. „Były zamknięte na klucz, lecz ustąpiły bez problemu, gdy podeszwa skórzanych butów elfki uderzyła w nie z impetem. Co więcej, wyrwane z zawiasów, odleciały w głąb pomieszczenia (...)"
Herod baba z Triste! Tymczasem Serigal to typowy pantoflarz, który bez swojej partnerki czuje się słaby i bezbronny. Kiedy musiał sam podjąć męską akcję, przekupił strażnika i wygarnął Triste, żeby się ogarnęła i uciekła. Jedyny objaw męskości – pójść i zrzucić wszystko na barki kobiety! Mówisz często o nim per „wojownik” choć z niego taki wojownik, jak ze mnie szef bandy podwórkowej. U mnie nawet nie ma podwórka! Pomijając więc fakt, że z Serigala ciapa, klapa i dwa kilo puchu, jest to bardzo poprawnie zbudowana postać wraz z wszystkimi cechami, które się na nią składają. Gratuluję zmysłu budowania postaci – u Ciebie to majstersztyk.
Fabuła 4 /5
Na chwilę obecną wieje nudą! Chodzi sobie dwóch włóczykijów po wymyślonym przez Ciebie świecie i pomaga komu się nawinie. Przez osiem rozdziałów nawinęła się tylko jedna kobieta z mężem, a reszta to pogoń za demonem, który ukradł Triste znacząca błyskotkę. Po drodze spotkaliśmy dwie nacje (driady i ludzi) których rola była nieznaczna – zatrzymać bohaterów w drodze i wtrącić do więzienia. Nasza kochana Triste jednak zawsze ma metodę na głoda, dlatego obydwa razy udało jej się wykaraskać. Czekam aż w przyszłym odcinku spotkają miasto krasnoludów i w nim znów ktoś kogoś będzie musiał pocałować, lub pogrozić mięśniami, żeby podążali dalej za sukkubem. Fabuła jest obiecująca i rozwija się bardzo szybko a miałam ocenić Cię bardzo surowo, bo naprawdę mnie to nie porwało, jako wielka fankę fantastyki. Jednak porównam sobie Ciebie do innych twórców opowiadań, z którymi miałam tę nieprzyjemność się zetknąć w blogosferze i przyznaję Ci cztery punkty, ponieważ naprawdę stoisz na wysokim poziomie literackim. Budujesz swoją historię i to się ceni. Wiedz jednak, że w tej ocenie po części odrzuciłam subiektywność, którą mamy wpisaną w opieprzowe oceny, na korzyść obiektywnego porównania Cię do innych autorów. Dopiero wtedy zauważyłam, jak wysoko powinnam oceniać Twoje opowiadanie.
Oryginalność 4/5
Jeżeli porównam to opowiadanie do opowiadań, czy książek, które znam wypadasz bardzo słabo... Elfy, pegazy, kanon wędrówki, zemsty i przysięgi pomiędzy mężczyzną i kobietą, naprawdę wieje nudą po kościach. Jeśli jednak porównam opowiadanie do innych opowiadań z blogosfery, przodujesz totalnie. O elfach czytałam opowiadań bardzo mało, dodatkowo jest to Twoja własna twórczość, nie jakiś tak zerżnięty od Pani Meyer czy Pani Rowling półświatek. Za to serdecznie gratuluję.
Poprawność: 7/10
Poprawna to ty jesteś, szczególnie politycznie, kiedy promujesz tępienie rasizmu. Twój język ma dwa końce, jak u węża. Jednak końcówka to styl, który jest przeładowany kulturą średniowiecza, lnianymi ubraniami, zacnymi dziewojami i tępymi grotami, z drugiej jednak strony dosyć często potykasz się o błędy stylistyczne, o ironio!
Pierwsza i najczęstsza grupa błędów to rozpoczynanie zdania od nie tego wyrazu, który asetejkowy pejcz pozwala. NIE zaczynamy zdań od spójników!
„A kwestię zapłaty ustalą, gdy tylko nieszczęsna porzucona odzyska cały dobytek.” Czyli prawdopodobnie nigdy, bo jeśli ktoś prosi Cię o pomoc i obiecuje złote góry, na pewno Cię wykorzysta! Chyba że ktoś lubi być wykorzystanym seksualnie, to nie wnikam.
„I trochę jakby zbyt duże.” Trochę jakby mnie wstrząsnęło to określenie, które jest niepełnowartościowe, bo nie dość, że spójnikiem się otwiera, nie dość, że konstrukcja jest bardzo potoczna (a to nie jest dialog), to jeszcze brak tu orzeczenia! Określenia, które nie zawierają orzeczenia, a zaczynają się od spójnika powinny być połączone ze zdaniem poprzedzającym, koniec i basta, na obiad dziś pasta!
„A ci dwaj mężczyźni?” Oni poszli posprzątać, bo miejsce mężczyzny jest przy garach.
„On przywołał dusze tych ludzi sprzed jakichś stu lat. I ich zamek.” Zabij mnie. I ich zamek też. Tu masz powtórkę z rozrywki powyżej. Określenia, które nie zawierają orzeczenia, a zaczynają się od spójnika powinny być połączone ze zdaniem poprzedzającym, koniec i basta, na obiad dziś pasta! Jeszcze dwa razy i zapamiętasz.
"I, nie, wcale nie są one ohydnymi, drapieżnymi dziewkami bez oczu." O nie, wcale nim nie są, ale stylizowana na wypowiedź bohatera wypowiedź narratora wciąż jest wypowiedzią narratora, a jak już Ci pisałam, narrator to nudziarz. Nudziarze NIGDY nie mówią nacechowane emocjonalnie, a ten tu próbuje z tym „i” na początku i z dyskusją z samym sobą.
"I nie miała nic do stracenia." Skoro nie miała nic do stracenia, to nie mogła zamiast się szlajać byle gdzie z byle kim (wybacz Poeto, mam an myśli oczywiście Serigala) zatańczyć pogo?
" I, wymachując obnażonym mieczem, kapitan pognał w kierunku bramy więzienia." To zdanie mogłam sobie odpuścić, ale ono rozpoczyna nowy akapit. NOWY AKAPIT! To jakby zacząć płynąć nową łódką trzymając się kurczowo starej jednym palcem u stopy. Zaraz chlupniesz w jezioro i tak się to zakończy, ot!
"I próbowała gorączkowo wymyślić jakiś plan." Czapki z głów, mamy nową mistrzynię uporu stawiania spójnika na początku zdania – Waderę! Hip-hip, hurra-bura!
„Był też ogon, posiadający zakończenie w kształcie grotu strzały. I bicz. Długi, ciemny bicz, którego koniec mimowolnie podrygiwał.” To jest niesamowite, Asetej skończyły się riposty na „i” na początku wyrażenia!
„Wewnątrz panował chłód. Oraz mrok.” Na „oraz” na początku zdania natomiast niekoniecznie, ponieważ jeszcze nigdy takiego błędu nie znalazłam, a tu popatrz! Może pomyliło Ci się pięknym polskim imieniem Orest? Orest Mróz, taki piłkarz?
Innych błędów robisz mało, ale po jednym wymienię w imię idei.
„Wędrowcy utkwili wzrok w martwej, nieruchomej już driadzie. Potem podnieśli go jednocześnie.” Podnieśli ją chyba? Lub wzrok... Podmiot domyślny przenosi nas to najbliższego podmiotu poprzedzającego orzeczenie, do którego stosuje się tenże podmiot domyślny. W zdaniu pierwszym mamy podmioty: wędrowcy, wzrok, driada. Jeśli piszesz, że „podnieśli jednocześnie” to z automatu kojarzymy ostatni podmiot, jakim jest driada. Rodzi się bunt w krainie czytelników z komentarzami „przecież podnieśli JĄ”. Dlatego należy albo zmienić szyk zdania pierwszego, by wzrok był ostatnim podmiotem, lub napisać dokładnie co podnieśli wędrowcy.
„A ponoć sukuby są taaaakie wyczulone na piękno.” Sprawiłaś mi taki ból tym określeniem! Przestań tak się mazać, trzeba było napisać, że bohaterka czy bohater ironicznie przeciągają sylaby, jestem inteligentnym robotem, zrozumiałabym.
„Otóż elfka stwierdziła, ze przecież tak nie może być, więc oboje z wielką radością pomogą biednej kobiecie w potrzebie.” Tak nie może być! Literówkę proszę poprawić!
Na koniec podaję dwa przykłady Twojego genialnego stylu, żeby każdy mógł mieć pewność, że zasłużyłaś na przyznaną wysoką ilość punktów.
„Wewnątrz zamek sprawiał niemniej ponure wrażenie – dookoła nie rosły żadne rośliny, nawet mech nie osadził się na zimnych ścianach, zapewne przerażony perspektywą rozwijania kariery w panujących tu warunkach.” Humor rodem z dziabarowego pióra – na pewno nie macie jakichś tajnych konszachtów?
„Poeta przefrunął nad murem, obdarzając go tym samym pogardliwym spojrzeniem, co resztę świata.” Poeto, wyjdziesz za mnie? Masz piękne imię, latasz i w dodatku patrzysz na świat z pogardą – ideał dla Asetej!
Detal
Dodatki 4/10
Kolumna boczna jest czytelna jak pismo linearne typu B. Nic mi nie mówią określenia, które maskują linki, stronę z informacjami o Tobie, stronę z informacjami o blogu, bardzo długo szukałam strony z rozdziałami, ponieważ nie raczyłaś dodać ani szerokiej listy, ani archiwum. Zaczynamy linki od strony głównej, na której już byliśmy. Następnie widzimy „kroniki kniei”, które okazały się podstroną z zupełnie innym szablonem, postami „o bohaterach” i „o świecie” ale też mamy tę nieprzyjemność zobaczyć mapę świata. Jestem bardzo niemile rozczarowana, bo charakterystyki są zupełnie mętne – po co zamieszczać podstronę z charakterystyką bohaterki, która zaczyna się od „niewiele o niej wiemy”??? Dodatkiem są cytaty z opowiadania, które odnoszą się wyłącznie do wyglądu. Charakterystyka miejsc jest ogólnikowa i nieciekawa. Są to spisy powszechne nazw miast krain, które nijak idzie zapamiętać, a i nie odnoszą się one do tego, co do tej pory stało się w opowiadaniu. Najgorsza jednak jest mapka... Asetej zrobiła w życiu już kilkanaście map i muszę wyprowadzić Cię z błędu – mapa to odwzorowanie kartograficzne, które przedstawia fragment terenu w skali oraz informacje o terenie w postaci piktogramów, linii, szrafów i barw, zorientowana przestrzennie i oznaczona nazwą treści i twórcy. Brakuje Ci więc (biorąc pod uwagę, że to fantastyka) co najmniej jakiegokolwiek miejsca na tej mapie! Choć jednego punktu, który określiłabyś jako miasto w którym cokolwiek się wydarzyło. Podstrona „o gawędziarce” znów posiada inny szablon i jest bardzo estetyczna. Jest po prostu do schrupania i zawiera mnóstwo treści. Nie oceniam Cię jako osoby, lecz stworzenie tej części opowiadania w świadomy sposób zadziałało na mój odbiór bardzo pozytywnie. Kolejna podstrona „O kniejach” to blog poświęcony blogowi, który oceniam. Ciekawe, bo na nim znajdują się podziękowania, informacje o szablonach, historia ustawiania szablonu na blogu, historia pisania opowiadania i boszesztymój co tam jeszcze. „ Ale na Kniejach (stronie głównej), nie ma ani jednego miejsca, gdzie można przeczytać normalny tekst. Więc nie widzę sensu, by to psuć. Zresztą, lubię karczmarkę. Zawsze mi obniża cenę kurczaka. ” Więc o to Ci chodziło! Stworzyłaś tyle podstron, że człowiek gubi się we własnych myślach! Dużo prościej byłoby wszystkie podstrony zamieścić na jednym innym blogu i cała prawą kolumnę wypełnić długim i posegregowanym zbiorem. Teraz gdybym miała z pamięci odtworzyć gdzie na przykład znaleźć informację o prawach autorskich do szablonu – już nie pamiętam! Masz tu taką sałatkę, która wygląda jakby student robił remanent w lodówce! Weź głęboki wdech i postaraj się to usystematyzować. Fajnie by było, gdyby szablony miały motyw wspólny, wtedy orientacja nie byłaby taka skomplikowana. Ważny detal – czytelność zaspokoiła moje oczekiwania. Jasna, ale nie biała czcionka na ciemnym, ale nie czarnym tle jest idealna. Czcionka jest poprawnej wielkości, ale skrócić optycznie ten blog mogłaby jedynie operacja wszczepienia tłuszczu głównej kolumnie. Jest ona za cienka, jak na tak długie posty.
Dodatkowe 2/5
Dodaję punkty za magiczne wstawki Gawędziarki, które umilają wstęp, a dokładnie rozumiem kontekst pisanej historii. Bardzo ciekawy proces, który zbliża czytelników do każdego postu. Występuje przed każdym rozdziałem, dlatego dostajesz aż dwa punkty.
Suma:43/60
Ocena bardzo dobra
Mimo silnego postanowienia, by nie pisać aż tak długich ocen, kondensować myśli, wprowadzić więcej subiektywnego cynizmu, wyszło tak, jak zawsze, czyli ocena jest długim wybebeszeniem bebechów bloga. Mam nadzieję, że przynajmniej Wadera dotrwa do końca... Do zobaczenia w następnej ocenie!
Hej, mam pytanie: w związku z tym, że Aimee od dawna nie widać na blogu, mogę się przenieść do kolejki Asetej? (o ile rzecz jasna ocenia ff HP).
OdpowiedzUsuńJeśli tak, adres mojego bloga to [niebieskie-marzenia], mam też prośbę o przeczytanie wszystkich rozdziałów i nie mam nic przeciwko długiej ocenie (im dłuższa, tym lepiej).
Mam nadzieję, że piszę w dobrym miejscu.
Z tego co wiem, Aimee jest na zasłużonym urlopie, ale zaczęła już oceniać Twój blog ;] Dowiem się i w najbliższym czasie poinformuję ;]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Asetej
Jeśli już ocenia, to wtedy zostanę w jej kolejce nadal ;). Po prostu nie byłam pewna, bo na bieżąco śledzę ocenialnie i dawno nie było ocen.
UsuńNiebieskie marzenia to blog długo wyczekiwany przeze mnie, bardzo chciałam go ocenić, więc za nic w świecie nikomu go nie oddam. Zwłaszcza, że przystąpiłam do jego oceny. Ostrzegam, że to potrwa, bo muszę przebrnąć przez wszystko, a czasu mam tyle co na ocenę typowej długości ;-).
UsuńPozdrawiam ;]
O, miło mi ^^.
UsuńMyślałam, że odeszłaś z bloga, ale bardzo się cieszę, że jednak jesteś, bo ciekawa byłam twojej oceny i cieszę się, że nie muszę jednak myśleć o zmianie kolejki.
Spoko, mogę poczekać, wiem, że mam bardzo dużo tego tekstu, ale mam nadzieję, że nie znudzi cię moje opowiadanie ^^.
To ja też nieśmiało spytam, kiedy można się spodziewać oceny Chlorofilu, który jest pierwszy u Aimee? :)
UsuńOcena bardzo mi się spodobała, uwielbiam wasze poczucie humoru!
OdpowiedzUsuńZnalazłam tylko jedną literówkę: "[...]żeby były ona (dialogi)" Powinno być 'one' :)
Punkt dla Ciebie! I nawet nawias mi nie pomógł ;]
Usuń"[...] Wadera zapraszała ją na dłuższa gościnę, musiała szukać miejsca [...]" - w słowie "dłuższą" brakuje ogonka przy "a".
OdpowiedzUsuń"Miła odmianą była Pani Czarnego Lasu [...] - znowu brak ogonka.
"W dodatku narrator trzecioosobowy ciągle wyciąga z głowy bohatera myśli jaką to nie jest ciapa [...] - i znów.
"[...] bardziej wyszukanymi słowami nić „powiedziała/powiedział” i żeby były ona (dialogi) zapisane poprawnie." - powinno być "niż" i "one".
"Poza pojedynczymi przypadkami jak ten powyżej masz znakomitą narrację opisowa." - brak ogonka.
"To Twoje konie maja skrzydła???" - znowu.
"Dodatkiem są cytaty z opowiadania, które odnoszą się wyłącznie do wyglądy." - powinno być "wyglądu".
Ten potwór jest strasznie żarłoczny, załóżcie mu kaganiec. ;)
Kaganiec? KAGANIEC??? Biczem Asetej w dupę dać za wszystkie zjedzone "Ą"!!! Może pisałam ocenę na głodnego i tak pogwałciłam każde "ą" w tej ocenie!
UsuńNie wiem, może przerzucę się na autokorektę przed publikacją każdej oceny??? ;] Stray, sama w to nie wierzę, ale 7 punktów dla Ciebie ;]
Dziękuję bardzo. O! I jeszcze zapomniałam napisać, że ocena wyśmienita. Poprawłaś mi humor na cały następny tydzień. Wielbię Cię. :D
UsuńWielbić można bóstwo, a Asetej... oj no dobra, schlebiasz mi xD
UsuńPozdrawiam i gratuluję oka! Już wiem, nad czym muszę pracować przy następnej ocenie ;]
Od razu w oczy rzuciła mi się jedna literówka i nie mogłam uwierzyć, że nikt jej jeszcze nie znalazł. Chyba mam szczęście ;)
OdpowiedzUsuń"[...] za co odejmuje tylko jednen punkt" - literówka przy "jeden" i jeszcze brak ogonka.
Ocena jak zwykle na wysokim poziomie :).
Pozdrawiam całą ekipę Opieprzu!
To ten potwór nas tak oślepia. :D
UsuńAaaa. Dziewczyny, już nie dobijajcie starej Asetej xD
UsuńOcena jest jak zawsze na wysokim poziomie i nie będę się nad nią rozbebeszać - jest sensowna, zabawna i co najważniejsze - pomocna.
UsuńMam jedno ale.
Poprzedni potworek bardziej mi się podobał :(.
No ale z tym niestety będziesz obcować, bo został naryrowany specjalnie dla nas przed Kotucha, więc jest już nasz, do tamtego nie miałyśmy pozwolenia, by go użyć... Ale myślę, że się przyzwyczaisz ;]
UsuńPozdrawiam
Asetej
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Czy wy umiecie ogarnąć, jak kapitanie jest przedstawiona sytuacja?"
OdpowiedzUsuńKapitanie, pohamuj swe rozemocjonowanie, bo aż "l" Ci uciekło! :)
Ha, ha, ha xD Dzięki za ujarzmienie mojej porywczej duszy i gratuluję wytrawnego oka! ;]
UsuńAsetej
Witam
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo, bardzo dziękuję za ocenę. Tym serdeczniej, że zdaję sobie doskonale sprawę z haniebnego przeterminowania bloga... Ale zapewniam, że wszystkie rady i cała ta jakże konstruktywna krytyka zdecydowanie nie pójdą na marne. Zresztą, niewykluczone, że knieje za niedługo znowu odżyją, bo powoli mi się zaczyna życie w liceum układać. No, ale mniejsza.
Nawiasy to takie jakieś przyzwyczajenie z dawnych lat. Może rzeczywiście trochę takie dziecinne i mało odpowiednie. Jeśli tylko wrócę do blogowania... A myślę, że wrócę... To zapewne je zmienię.
Niemal wszystkie nawiązania do Tolkiena są przypadkowe. Szczerze się zdziwiłam, kiedy uświadomiłaś mi, jak bardzo się zbliżałam do trylogii. Muszę chyba bardziej uważać na to, co piszę ;) Ogólnie rzecz biorąc Twoja ocena pokazała mi, że niektóre cechy bohaterów przerysowałam i nie wszystko poszło we właściwym kierunku. Do tego te braki w opisie świata przedstawionego, też zdecydowanie do poprawy.
Dziękuję szczególnie za uwagi odnośnie fabuły i błędów. Te spójniki faktycznie jakoś tak mi pasują na rozpoczynanie zdań. Nikt mi nigdy wcześniej na to nie zwrócił uwagi. Teraz będę uważać.
Oryginalność tego opowiadania faktycznie nie stoi na najwyższym poziomie. Traktuję je jako swego rodzaju ćwiczenie - najpierw nauczę się pisać, a potem zabiorę się do tworzenia czegoś wyjątkowego, co może kiedyś byłoby godne wydania (ach, te marzenia...).
Z jedynym zdecydowanie nie mogę zgodzić. Mianowicie z tym, że nazywasz mnie, droga As, legendą oceniania! Ot, zwykła blogerka, jakich w blogosferze wiele. Za inne pochwały serdecznie dziękuję, motywują do dalszego tworzenia.
Okiem oceniającej dodam, że ocena napisana jest naprawdę na mistrzowskim poziomie, zawiera mnóstwo rad dla autorki i generalnie jestem z niej niesamowicie zadowolona.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w podboju blogspotu!
P.S. Za wstęp padam do nóżek, świetny.
Witaj Wadero!
UsuńCiesze się niezmiernie, że Ci się podobało ;] Mam nadzieję, ze jak napiszesz książkę, trafi w asetejkowe łapska i z dumą powiem "to ta dusza, która nie poddała się, tylko stworzyła coś naprawdę superowego!"
Pozdrawiam,
Asetej
PS "legendarna Wadara" czy to nie brzmi dumnie??? ;]