"Naruto" ciągnie się w Japonii już dobre trzynaście lat, a ja po raz kolejny serwuję prosto z pieca pachnącą ocenę o blogu z tego uniwersum. Uwaga, jeszcze gorąca! Przyznacie, że tasiemcowatość trzyma się tego tytułu niczym... tasiemce. Uzbrojone.
Wszystkich żądnych parzących w oczy nowości na naszym odremontowanym Opieprzu tradycyjnie zapraszam na facebooka - link możecie znaleźć w lewym górnym rogu paska bocznego. Klikajcie często i gęsto, a dostaniecie przepyszną, śmiechową dokładkę!
Blog rikai-ai.blogspot.com ocenia Dziabara.
Estetyka
Wrażenia estetyczne: 6/10
Trzeba powoli przygotowywać się na nadejście mrozów. Nie tak dawno pogoda wstrzyknęła ostrzegawczą szczepionkę prosto w zbiorowy tyłek polskich kierowców, za to drogowcy z uporem maniaka dają się zaskoczyć zimie, potwierdzając wyższość wiekowych żartów z brodą nad sucharami. Ja natomiast postanowiłam zaaplikować sobie nowy blog, a wraz z nim nową ocenę na rozprostowanie zziębniętych paluszków. I cóż mnie wita? Biało wszędzie, czysto wszędzie, co oceniać będzie, co oceniać będzie? W tle nieskalaność godna pola ubogiego, rosyjskiego rolnika, który ciupie sobie przeręble na Sybirze, a dzieci straszy Dziadkiem Putinem. Stawiam garść mieszanki studenckiej, że tu skarpetki maczała ekipa Vizira z Zygmuntem na czele. Ostały się jedynie fioletowe dodatki w stylu nagłówka czy podświetleń działów. I ktoś mi pokolorował kursor! Bez mojej wiedzy! No nie, to ja tu mam nieodparte chęci, żeby wygrzebać swoje stare flamastry i zamalować tę pustkę, a ktoś to bezczelnie za mnie robi? Łeh.
Nie wygląda to źle. Jest czysto, schludnie i minimalistycznie, może trochę i zbyt goło, bo w tej sterylnej bieli ciężko się z czymkolwiek rozeznać, ale w cyrku nie jesteśmy, żeby mnie miały jakieś kolorowe klauny napadać. Nagłówek też całkiem mi się podoba. A na pewno widziałam gorsze. O wiele. I o krocie. Także nie dość, że obrazek jest "jednolity" i nie ma na nim jakiegoś stylowego połączenia pralki z kompotem, to jest całkiem odpowiedni. Tajemnicza postać na tle księżyca. Obawiam się tylko, że tak blisko wiszący satelita zrobiłaby jajecznicę z grawitacji i pływów wód, jednak... kogo to obchodzi. Przypadkowego czytelnika ta ciemna postać z oczami jak dwustuwatowe żarówki pewnie zaintryguje, a znający "Naruto" natychmiast wykrzyczą personalia i przylecą z wywalonymi jęzorami. Problemem staje się tutaj adres bloga i belka. Ten pierwszy zupełnie, kompletnie i absolutnie nic mi nie mówi. Za każdym razem musiałam szukać zapisanego linka Twojego bloga, bo sama z siebie drugi raz bym nie trafiła. Moja wiedza z języka japońskiego, oparta na ponad dwustu seriach anime, wypięła się na mnie okrąglutkim dupskiem. Nie bój nic, wyguglowałam sobie tłumaczenie - "rikai ai" znaczy coś w stylu "zrozumieć miłość". Za to na deser otrzymałam ledwie pół plasterka belkowego cytatu pana Coelho pod tytułem "(...) drogę wytacza się idąc". Głębokie jak kopalnia odkrywkowa. Niestety, panie doktorze, pacjent źle rokuje i nie przestaje majaczyć. Ciągle mamrocze coś o kochaniu i ani myśli dać zrobić sobie lewatywę. Zaleciało tandetą, no zaleciało, a ja nic nie mogę na to poradzić. Jak widać życie człowieka dyktują tylko dwa organy - serce i ślepa kiszka.
Posty
Treść: 0,5/25
Tu pojawiają się moje kolejne wątpliwości. Poprosiłaś o ocenę wyżej wymienionego bloga, jednak większość rozdziałów jest na innym. Żal Ci było komentarzy? Popatrz na nasz piękny Opieprz! My się przenosin nie boimy, nawet jak straciliśmy masę fajnych komentarzy i surowych hejterów. Wraz z nowymi ocenami postaramy się o kolejnych, jeszcze lepszych. Zasłużymy na to ciężkim opieprzaniem i tęgimi przytykami. A porządek przecież powinien być, prawda?
Prolog
Początki bloga są jak pierwsze jabłka - małe to, kwaśne, niedorobione, bo się śpieszyło i tak jakby nie wyszło. Pierwsze rozdziały książek intrygują, pierwsze rozdziały mang wyglądają bogato, mają po pięćdziesiąt albo i siedemdziesiąt stron, a pierwsze odcinki seriali wpuszczają widza w środek akcji. W co natomiast ubrany jest ten prolog? W szary, wyciągnięty dres z emocjonalnego listu, który ma brzmieć lirycznie, a wygląda jak wpis z pamiętnika, traktujący o Sensie Życia. Esencji, którą grube tysiące filozofów zgłębić nie mogło, a rozgryzła je czternastolatka po smutnym dniu w szkole. Wygląda to tak, jakby pomysł nie rodził się w bólach, ale wyskoczył prędzej niż jajko z kupra nioski z ADHD. Nie zapowiada się też odkrywczo - będzie zemsta (czemu nie?), będzie ona (ojojoj) i będą problemy. Problemy są zawsze na topie. To wszyscy autorzy opowiadań gwarantują mi niezmiennie, choć nie zawsze im samym udaje się ich uniknąć.
1. „Nazywam się Abukara Tsuki!
Narrator pierwszoosobowy. Co wy w nich widzicie? Są w promocji w Tesco? Sprzedawali w hurtowych ilościach za okazyjne ceny? Rozdawali jako darmowe próbki? Czy toto leżało bezpańsko na chodniku, że tak wszyscy ich adoptują i zaprzęgają do pierwszej lepszej roboty?
Postacie paplają coś o zwojach Nieba i Ziemi, zatem najprawdopodobniej mamy do czynienia z egzaminem na chuunina (taki trochę lepszy ninja niż szeregowiec). Ha, trafienie niczym wygrana w totka, tylko kto zabrał moje pięćdziesiąt milionów? Pierwszy etap egzaminu opiera się na pomykaniu po niebezpiecznym lesie i praniu się po buźkach z innymi ninja w celu uzyskania dwóch rolek pergaminu. Zwoje są przepustką do kolejnej części. Panuje istna wolna amerykanka, o czym przekonała się też główna bohaterka. "Pachniało tu krwią, moją własną krwią." A ta krew to rozsiewała zapach lawendy, że panna Tsuki rozpoznała się po woni, czy rzuciła odkrywczym zdaniem na temat własnych urazów? Główna bohaterka za to jest symulantką z certyfikatem NFZu, skoro z głęboką raną w brzuchu nie szalała z bólu ani nie zemdlała. Mi mózg odmawia posłuszeństwa, kiedy na zajęciach jest zbyt duszno lub zbyt mocno jedzie amoniakiem z probówek, a ta przeprowadza monologi ścisłe niczym guma w majtasach. Niby to mają być ninja, zahartowani wojownicy, ale gdzieś niech się odnajdzie logika ciała ludzkiego, bo z postaci się robią ufoludki albo inne gremliny.
"Coś mi tu pachnie krwią." Kolejny Szarik. Jednak nasza konająca heroina nie odpowiedziała na zaczepkę wroga (co było dla niej oczywistą powinnością sarkastycznego gaduły), bo jej zaschło w gardle. Nie dlatego, że jest bliska utraty przytomności albo jest skrajnie wycieńczona. Pić jej się chce. Dzięki ci, cna fizjologio, właśnie naszła mnie ochota na coś głębszego niż poziom sensu tego rozdziału. Najlepiej coś o głębokości szklanki soku.
"E, to coś żyje!" przemknął tekst na temat głównej bohaterki. Ktoś najwidoczniej pobierał praktyki o doktora House'a, bo nie dość, że jest bezpośredni, to jeszcze stawia skomplikowane diagnozy. Grupa przypadkowych uczestników ninjowego Jackassu poczuła w serduszkach współczucie do statystycznego mordercy za rolkę toaletowego. Opatrzą rany, a nawet poczęstują cytrynową wodą mineralną (?), bo ich grupa ma już potrzebne zwoje. Raczej nie mózgowe. Panna Tsuki nie jest lepsza, bo wybrzydza na darmowe picie i pierdzieli coś o manierach, jednocześnie wytykając spotkanym wybawcom ich przywary. "Kto normalny się maluje do lasu śmierci?" Dewotyzm w czystej postaci: ratują ją od śmierci, ale będzie kręcić nosem na wodę smakową.
5. I'm dancing in the rain.
Internet codziennie atakuje mój mózg stężonymi dawkami angielskiego dla ociężałych umysłowo, a i Ty w tej postępującej chorobie dokładasz swoją cegiełkę. Nauczycielka od angielskiego Cię nie kocha, nie zadaje prac domowych ani nie odpytuje na lekcjach, że czujesz taki szalony pociąg to tego języka? Zamiast wymyślać obco brzmiące tytuły, popracuj nad ciągłością fabuły. W sumie nie... Czym prędzej łap ją na lasso, bo właśnie widzę, jak wychodzi przez okno trzeciego rozdziału, biegnie przez trawnik piątego i wsiada do czerwonego mercedesa. Ha, ucieka z tym puszczalskim rozsądkiem! Nigdy nie potrafił zagrzać miejsca na blogach, rozpustnik jeden...
Główna bohaterka jęczy i jeździ po Itachim. Zrobił jedną masakrę klanu i od razu trzeba go wyzywać, no co za niewychowane babsko. Każdemu się może omskąć ręka! Tsuki nawet przez chwile nie zastanawia się, że to dość nienaturalne, żeby zabijać samemu sobie całą rodzinę i że o małe kieszonkowe to chyba nie poszło. Świat ninja to raczej nie przedszkole i można chyba mieć wątpliwości na temat postępowania bliskiego kolegi. Zamiast tego bohaterka w kółko zawodzi "zabiję cię, zabiję cię!". Myślenie przeszło w stan uśpienia, za to wszystkie rezerwy skupiły się na typowo kobiecym słowotoku.
Główna bohaterka jęczy i jeździ po Itachim. Zrobił jedną masakrę klanu i od razu trzeba go wyzywać, no co za niewychowane babsko. Każdemu się może omskąć ręka! Tsuki nawet przez chwile nie zastanawia się, że to dość nienaturalne, żeby zabijać samemu sobie całą rodzinę i że o małe kieszonkowe to chyba nie poszło. Świat ninja to raczej nie przedszkole i można chyba mieć wątpliwości na temat postępowania bliskiego kolegi. Zamiast tego bohaterka w kółko zawodzi "zabiję cię, zabiję cię!". Myślenie przeszło w stan uśpienia, za to wszystkie rezerwy skupiły się na typowo kobiecym słowotoku.
10. The end of life of a friend set your own blade.
Następnym razem trzaśnij cały akapit opowiadania. Tylko nie zapomnij przetłumaczyć go na wyspiarski.
"Zauważyłam dwóch osobników. Jeden był blondynem, a drugi posiadał czerwone włosy." W przekładzie na zdroworozsądkowy znaczy to mniej więcej tyle, że byli Ludźmi i posiadali Włosy. Poza tym nic ciekawego, może mieli nogi, może nawet śledziony, ale tego nawet ich lekarz rodzinny nie jest pewien. Dziwię się później, że w tekście lecą już tylko jakieś "czerwonowłose" albo "turkusowookie" diabliki, kiedy nawet narrator-bohaterka nie wie, czy przed nią stoi człowiek, czy Ciasteczkowy Potwór. Znam świetnego okulistę. który niedrogo bierze za badanie wzroku...
Przez dobrą połowę rozdziału raczono mnie śniadaniowymi pogawędkami z częścią Akatsuki (źli ninja). Później zaserwowano śmiertelnie poważną potyczkę z ANBU (dobrzy ninja z Konohy), których Tsuki rozgramia z palcem w... uchu, a na koniec powrócono do sprzeczki na poziomie niepełnosprytnych blondynek z kawałów. To tak, jakbym najpierw spokojnie myła kolby etanolem, a chwilę potem kazano mi samodzielnie zbudować kieszonkowy reaktor jądrowy. Ani w tym umiaru, ani ciągu przyczynowo-skutkowego. Skrócona wersja dialogów z Akatsuki (po raz pierdyliardowy podpowiadam - to są psychopaci i mordercy) wyglądała mniej więcej tak:
- Widziałem twoje cycki.
- Zabiję cię! Jesteś głupi!
- No co? Masz małe.
- Idiota, idiota! Już nie żyjesz!
Łaaa, ale mnie te riposty powaliły, cięte to jak dekapitacja i depilacja w jednym. Chyba gdzieś teleportowało mi mój komputer, bo jak na razie to czytam jakieś psiapsiulaste przygody w świecie różowych, zarąbistych ninja.
15. That isn't a dream. That's nightmare.
No wreszcie mnie zaszczyt kopnął i ostatnia część opowiadania trafiła się już na właściwym blogu. Alleluja, niech pląsają anielice i grają trąby jerychońskie. Moje skarpetki aż falują z radości, choć tytuł rozdziału (dzięki ci, sorko S. za moją edukację) wskazuje raczej, że powinny mi uciec ze stóp lub udawać tchórzofretki i teatralnie zdechnąć.
Tygodniowe zwidy głównej bohaterki zasługują na miano najdłuższego seansu świata, który nawet maraton "Mody na sukces" pobiłby w kwestii trwania i poziomu nudy. Prawdziwą dla mnie zagwozdką jest to, jak leżąc przez kilka dni bez przerwy, mogła pić, jeść oraz zaspokajać fizjologiczne potrzeby, a po przebudzeniu bez problemu pomykała niczym Usain Bolt w reklamie MasterCarda. Stan ducha jest przecież ważniejszy od jakichś przyziemnych dolegliwości dla leszczy. Romantyczna rozmowa cudownie ozdrowiałej z Hidanem (członek Akatsuki, nieśmiertelny operator kosy żniwnej) była niczym koktajl krówkowo-karmelowo-toffi z cukrową posypką - mój żołądek mało nie przewrócił mi się na nice, a kiszki skręciły w śmiertelnych splotach uczuciowości. Dobrze podsumowuje ten rozdział przeróbka pewnego modnego mema: "melodramatyzm, what are you doing, melodramatyzm, staph!"
Dialogi: 0/5
To, co się kryje pod tą szlachetną nazwą, jest u Ciebie dłuższe niż powinno być szerokie. Dialog to w tutejszym przypadku tekst ograniczony myślnikami i kropkami, który do chińskiej fabryki kredek sprzedał narratora z jego komentarzami, pozwalającymi zidentyfikować osobę mówiącą, jej stan emocjonalny czy wygląd sceny. Po co takie zbędne ceregiele, skoro postacie mogą stać na baczność i mówić do siebie niczym roboty z głosem Ivony. Dialogi są sztywne, więcej w nich pytań niż jakichś porządnych wypowiedzi, a bohaterom chyba zagrożono wysokimi grzywnami za wypowiadanie zdań dłuższych niż dziesięć słów. Raz na jakiś czas narrator przejawia szalony wręcz słowotok i dorzuca od siebie coś w stylu "uciął" czy "syknęłam" na kilkanaście kwestii dialogowych. Co za ułańska odwaga, zwariowany przypływ weny! "Rispekt", normalnie!
Opisy: 0,5/5
Po co tak ze wszystkim pędzisz - nie wiem. Czy Cię goni jakiś dziki gepard z warszawskiego zoo, czy to Urząd Skarbowy wysłał za Tobą stado krwiożerczych windykatorów, a może fanki z widłami w dłoniach regularnie na Ciebie polują? Nie mnie znać przyczynę, ja tylko oceniam skutki i na ten widok mój własny składany trójząb się w ręce otwiera. Za krótkie to wszystko, za ogólne i bez pomysłu. Nawet pingwin ma w sobie więcej polotu niż słownictwo tutejszego narratora. Obrażasz moją wyobraźnię, serwując mi takie opisy: "(...) strome zbocza gór, ich szczyty, w dole drzewa, jakaś rzeka - malownicze miejsce." Tylko po tym "malowniczym" przymiotniku wpadłam na to, że chyba chciałaś tu przedstawić jakiś poruszający czytelnika widoczek, a przypadeczkiem wyszło pojedyncze zdanie, suche jak kiełbasa krakowska. Szkoda, że jeszcze nie wymyślili jakiegoś suplementu z cierpliwością do pisania.
Kreacja bohaterów i świata przedstawionego: 0/10
Tsuki, główna bohaterka, geniusz, piękność, zdolniacha i członek elitarnego ANBU, później członek jeszcze bardziej elitarnego Akatsuki. Leonardo da Vinci to przy niej zwykły pacan. Obok kręcą się jakieś "Itacze", jakieś "Shisuje", ostatnio nawet jakieś "Deidary" i inne "Hidany". Wszystko jakieś takieś rozmiękłe, blade i ogólne jak opisy. Jest to głównie wina głównej bohaterki, która ma etat jako narrator i z tegoż tytułu skupia na sobie większość świateł reflektorów, żeby nie powiedzieć - wszystkich. Aż dziwne, że jeszcze nie upiekła się na chrupko. Szkoła ninja źle na nią wpłynęła, bo może i umie walczyć, ale posługiwać się porządnym zasobem słownictwa to już nie za bardzo. Ludzi opisuje głównie na podstawie włosów, kiedy mówi o Itachim to papla o mordach i innych wesołych zabawach, a obrazu postaciowych zgliszczy dopełnia masa błędów i głupot na temat bohaterów "Naruto". Skucha godna ucięcia kilku paluszków dotyczy egzaminu na chuunina, do którego przystąpili w tym samym czasie Itachi oraz... Kakashi. Ten pierwszy w trakcie pierwszych rozdziałów mangi miał lat osiemnaście, drugi - trzydzieści. Żeby było śmiesznej, tak naprawdę Kakashi zdobył rangę chuunina w wieku sześciu lat, więc Itachi nie był nawet w planach swojego rodzinnego bociana! Wiedza o tym jest powszechnie dostępna w postaci wikipedii, a przecież nie jest to informacja wczorajsza. Ale nie, będzie ciekawiej, jak wrzucimy do akcji kilku znanych bohaterów. Świat przedstawiony i charaktery postaci sypią się w posadach - egzamin wygląda identycznie jak w czasie nauki Naruto (tak nie jest, egzamin odbywa się co rok w innej wiosce i inna może być jego procedura), mordercy z Akatsuki to pluszowe misie, gotowe przytulić i dzielić się kanapeczkami, a zawodowcy z ANBU walczą jak wymoczki, którym ktoś regularnie wrzuca pinezki do kapci. Dorzućmy jeszcze parę różowych jednorożców, zasadźmy watę cukrową na polach i można spokojnie przyjąć uniwersum za jakiś odłam świata z "Tabalugi".
Fabuła: 0/5
Według istoty prologu główną linią fabuły miała być dziewczęca zemsta za wielkie, emocjonalne spustoszenia w życiu. Tymczasem lek na problemy z morderczą naturą przedstawia się zgoła inaczej - znajdź se chłopa, idź z nim na dyskotekę, a potem opowiedz mu historię swego życia, z której połowy i tak nie zrozumie. Gwarantowane uleczone serducho oraz kontrakt na resztę życia. Przyznam, że zostałam zaskoczona. Po wyglądzie bloga dałabym sobie paznokcie obcinaczem skrócić, że Tsuki poleci za Itachim. Potem tak wyraźnie kierowano jej spojrzenie na Shisui'ego, że mało jej karku nie skręcono. Kiedy jednak Itachi dogłębnie zapoznał Shisui'ego z wodnym życiem, stwierdziłam, że od nienawiści do miłości przejdziemy równie szybko jak TVNowskie filmy przerywają reklamy. Tyle razy zostałam wpuszczona w tak gęste maliny, że nawet Balladyna uzbierałaby furgonetkę owoców. Produktem limitowanym przez główną bohaterkę okazał się Hidan, najbardziej mięciutki i puchaty miś ze wszystkich misiów z Akatsuki. Taki on miły, przyjacielski, zabawny i opiekuńczy, że musiał mroczną organizację pomylić z wolontariatem.
Na czym właściwie skupia się główny wątek? Na walkach? Na misji odnalezienia i zabicia Itachi'ego? Na próbach pogodzenia się ze stratą bliskich osób i odnalezieniu nowego celu w życiu? Na romansie? Czy może na wyrzuceniu depresji przez okno z dwunastego piętra i komedii pełną gębą? Właściwie wszystkim po trochu i dlatego wyszedł z opowiadania trujący bigos. W jednej chwili z żartów przeskakujemy w krwawą siekankę (zawsze jednostronną), potem prosto w basen groteski, szybko przed poletko romansu, a potem znowu pakujemy się do ciężarówki komedii o majcianym humorze. Cały bajzel potrafi zwalić się na jeden rozdział! Nie na moje to nerwy i nie na order błyskotliwości.
Oryginalność: 0/5
Rozpocznijmy toplistę "dlaczego nie?"! W tym tygodniu zadałam sobie pytanie, dlaczego postawiłam Ci soczyste, dorodne zero w tej kategorii? Otóż... dlaczego nie? Na miejscu piątym siedzi wspominana już narracja pierwszoosobowa. Kiedy piszesz ze swojego punktu widzenia, to nie dość, że łatwo o pamiętnikarskie odlatywanie z fikcji literackiej, to jeszcze zapominasz o całej reszcie świata wymyślonego. Większość fanek danego tytułu tak się w tym lubuje, że efekty są wyłącznie przerażające. Na czwartej lokacji umościł się obowiązkowy romansik głównej bohaterki. Fanfik może być choćby na podstawie mangi o robotach, a w głównej bohaterce i tak zakocha się tabun przystojniaków, z tym najważniejszym, najfajniejszym na czele. Czy tu mamy coś innego? Nie stwierdziłam, panie generale. Na trzecim, zaszczytnym, już medalowym miejscu znalazł się fakt opierania się na "Naruto". Jest to najczęściej wykorzystywana manga i o ile sam ten fakt nie jest karalny, to już w powiązaniu z innymi drobnymi przewinieniami, fanfik stał się kolejnym tworem przemielonego na wskroś uniwersum. Tytuł wicemistrza dzisiejszej toplisty zdobywa główna bohaterka, która została powołana do życia z wyobraźni. Po co męczyć się i mordować z jakąś istniejącą bohaterką, skoro można stworzyć kogoś na swoje podobieństwo i zaserwować jej pełny zestaw zarąbistości? Od razu przechodzimy do miejsca pierwszego i właśnie super-wybucher-cudowności panny Tsuki! Ma garnitur mocarnych technik ninja, w młodym wieku posiada moc kilku żywiołów, kekkei genkai (moc klanu), przeczucia, wyczucia i inne naczucia, należy do elity ninja, tylko ona może oprzeć się absolutnej hipnozie Itachi'ego oraz jest piękna jak hybryda wszystkich księżniczek z Disney'a. Przydałoby się zrobić turniej najwspanialszej głównej bohaterki między wszystkimi podobnymi opowiadaniami. Rzeźnia byłaby nieziemska.
Dlaczego zero? Razem ze mną krzyknijcie - dlaczego nie?!
Poprawność: 4/10
Przepracowana ortografia chwiejnie trzyma się na nogach, ale stoi. Interpunkcja za dużo wypiła i już zwija się na podłodze, źle z nią. Poprawność językowa ma ciężkie problemy pokarmowe i nie była w stanie nawet pojawić się na zebraniu. Najgorzej jest z ogólnie pojętym sensem; biedak miał u Ciebie zbyt ciężkie dzieciństwo. Jeszcze dycha, ale zwróć zdecydowanie większą uwagę na jego edukację i kwaterunek w tym fanfiku.
"Zgubiłam gdzieś moich kompanów, w wirze walki."
Dobrze, że nie w wirze pralki. Niepotrzebny przecinek.
"W najbliższym czasie się wykrwawię, bynajmniej mam takie plany, o ile ktoś nie znajdzie moich zwłok."
Jest to jeden z najbardziej znanych dramatów polskiej części Internetu. "Przynajmniej" i "bynajmniej" to nie synonimy! Tu należy zdecydowanie zastosować to pierwsze określenie, a na przyszłość pamiętaj, że "bynajmniej" stosuje się z prze-cze-nia-mi.
"Fredka złapała mój bandaż i dostała po łapach."
Zwierzątko, które miało robić za kuzyna łasicy (to znaczy imię "Itachi"), to fretka. Chyba, że miałaś na myśli Ferdka Kiepskiego, wtedy trzeba najpierw obejrzeć serial, a potem przysiadać do pisania opowiadania.
"- Wakatta, Itachi-san – wpadka. To jednak łasica."
Ha, mówiłam. Chociaż po muchomora sromotnikowego stosować takie dziwne, japońskie skojarzenia to ja nie wiem. Nie każdy musi się połapać, a tym bardziej mieć tak głupie odpały z łasicami jak główna bohaterka. I standardowo japoński w polskim opowiadaniu. Najpierw angielski, teraz nastąpił przerzut na wschód. Albo pisz całkiem po japońsku, albo nie widzę sensu, żeby postacie z "Naruto" miały naleciałości nastoletnich fanek mangi i anime.
"Ja oczywiście miałam jedną czerwoną z czarnymi kreskami, i drugą czarną z czerwonymi, które zaczynały się u strony, którą się trzyma i kręciły naokoło pałeczki, aż do 1/3 jej wysokości."
To przecież takie oczywiste, no jak mogłam nie wiedzieć tego wcześniej! Przepraszam, tak mocno przepraszam! Myślałam, że Tsuki ma zieloną w pomarańczowe misie... Konia z rzędem temu, kto zrozumiał przekaz tej wypowiedzi. Opisywanie zastawy to nic złego, ale to nie jest zwierzanie pamiętniczkowi, żeby dawać jakieś "oczywiste" sygnały o upodobaniach głównej bohaterki i tłumaczyć (w dodatku nieumiejętnie) najgłupsze tego szczegóły. Liczebniki słownie. Niepotrzebny przecinek po "kreskami". Coś za dużo tych "których". Reszty to nawet nie do końca rozumiem, bo mój mózg żąda tlenu.
"Twarz posiadała ładną i nie dziwota, że zawsze wokół niej było skupisko chłopaków."
A latoś mój Stasiek pizgnął sie w girę. Gwarę trzeba na smyczy wiązać, w domku stosować, a nie częstować nią czytelników, bo ktoś jeszcze gotów sobie pomyśleć, że go obrażasz. Ja jestem chłop z Mazur, je, je, jeee...
"Chyba rozmawiali o muzyce. Noi znaleźli wspólny język."
Czy to jakieś imię nowego bohatera albo nazwa plemienia? Przyznam się, że nie znam Noich.
"Farciarz, też chciałabym powalczyć z jakimś geniuszem. A nie z tą… Otsune. (...) Jeśli człowiek jest niedoświadczony, jest zbyt pewny siebie. Doszłam więc z czasem do wniosku, że zawszę będę doceniała przeciwnika, mimo jego powierzchownego wyglądu i zachowania."
Cały fragment jest z jednego akapitu. Nie mogłam się oprzeć i nie zaserwować stuprocentowego przykładu świętoszkowatości. Jak można zrobić kompletną idiotkę z bohaterki w kilku zdaniach? Bardzo prosto! Powiedz jakąś obelgę, a potem narzekaj na ludzi, którzy mówią obelgi. Efekt jak powyżej.
"Rozwinął ten temat, jak papier toaletowy – na maxa."
Co za porównanie... Nie czujesz w sobie powołania, żeby zostać oceniającą blogi? Predyspozycje masz bardzo naturalne. Gorzej, że nieuświadomione. Niepotrzebny przecinek. Z tym angielskim "maxem" bym uważała, w Polsce jest co najwyżej "Maks".
"– Chikusho*! – zaklnęłam po raz kolejny – kuso*, chikusho! – warknęłam."
"- Etchi*! Hentai*! Baka, baka*! Yaro*!"
Świetny sposób na cenzurę przekleństw, ale ponownie - nie stosować japońskich słówek! I to jeszcze z błędami - nie "etchi", a "ecchi". Mniejsza o różne zapisy, to drugie jest częściej stosowane. Po takich seriach przekleństw przypominają mi się wrzaski bohaterki "Zero no Tsukaima", która miała w sobie tylko tyle inteligencji, żeby na własnego chłopaka przez trzy sezony ciągle wrzeszczeć "baka, baka!". Obraz nędzy i rozpaczy.
"- Ocipiałeś, Deidara?! Jeszcze ty zboczeńcu jeden?!"
Brzydki język lata mi koło uszu, mięcho fruwa niczym w podrzędnej rzeźni. Dla odmiany brak przecinka, a powinien być po "ty".
"Czuję się wspaniale, jak rzadko."
Jak rzadko mój pies robi kupkę, to go wozimy do weterynarza. Niepotrzebny przecinek, a jeszcze lepiej byłoby pozbyć się owej "rzadkości" napisać przykładowo "jak nigdy dotąd".
"(...) Proszę cię, uwierz mi - ostatnie zdanie wyszeptałam, a po moich policzkach spłynęły dwie, krystaliczne łzy."
Niemal się wzruszyłam... niemal. Przeszkodziła mi w tym fizjologia cudzego ciała. Krystaliczne łzy? A to nie ma mniej poetyckich, a bardziej życiowych metafor? Mój profesor od chemii nieorganicznej od razu wygłosiłby półgodzinny wykład na temat związków krystalicznych i wodnych roztworów soli, które posiadając wyłącznie swobodne jony, nie mają w sobie nawet idei kryształowości. To takie symboliczne, dwie płynące po policzkach łezki. Poczekajcie, muszę wydmuchać zapchany sobie nos w zużytą chusteczkę higieniczną.
Detal
Dodatki 7/10
Pochwalam. Wbrew pozorom opowiadania, strona techniczna tego bloga stoi na bardzo dobrym poziomie, a pierwsze, co mnie szczerze zachwyciło, to wzmianka na dole szablonu o pochodzeniu obrazka z nagłówka. Nieprzywłaszczona praca! Odnośnik do źródła pracy! Informacje na temat autora mangi! Tak to się robi, moi drodzy padawianie, i proszę sobie to skrupulatnie zapisać w notesikach. Szkoda, że nie dało się znaleźć dokładniejszego linka do pracy, ale cóż, zdarza się. Najważniejsze to mieć dobre chęci i świadomość, że drugi autor to nie szczypawka i nie można go brzydko traktować.
Menu jest całkiem ogarnięte, a blog dobrze się czyta. Poza tym, że w pierwszej chwili nie wiedziałam, o co chodzi z opowiadaniem, bo podane w zakładce "Rozdziały" linki przenosiły mnie na inny blog, to pasek menu jest przydatną rzeczą jako zastępstwo szerokiej listy. To blogspot, więc nie jest łatwo się w takie rzeczy bawić. Nie do końca rozumiem całego zastosowania "Spamu", bo o ile łatwo prosić o porządek osoby zainteresowane powiadomieniami o notkach, to jeszcze nikt nie znalazł skutecznej broni masowego rażenia na czystych spamerów i trolle. Nie podoba mi się bardzo kategoria "Słownik". Po co to? Jesteś internetową szkołą japońskiego? Skoro wrzucasz w opowiadanie japońskie słówka, a potem wielokrotnie je tłumaczysz, to dlaczego od razu nie zastosujesz polskich określeń? Znów zbytek czasu? To hoduj kamienie albo jak mawia mój tata: "rozbierz się i popilnuj ubrań". Mimo że do czynienia mamy ze światem ninja, to nie Japonia, a tym bardziej to, że postacie ciągle nawijają po naszemu, nie usprawiedliwia faktu stosowania obcych słówek. Fajna rzecz jako dodatek, ale nie do stosowania w tekście.
Dodatkowe punkty 0/5
Nie ma i nie będzie, lipa, lipa wszędzie.
Suma: 18,5/60
Ocena: mierna
Zawieszenie bloga i uporanie się z poprawnością treści może być dobrym remedium na ocalenie jego ledwie zipiącej w kąciku treści. Zdajesz sobie sprawę z niedoskonałości bloga, dlatego bardzo mocno kibicuję Ci, żebyś w wystarczającym stopniu ogarnęła przeszłe, a starała się podczas pisania przyszłych rozdziałów. Pomysł i tak jest, delikatnie mówiąc, chybiony, no ale samego zamysłu reanimować się nie da. Można powalczyć tylko o warsztat. Wynik Twojego fanfika to także dobry przykład, że ładny blog z niekoniecznie fantastyczną treścią nie da rady otrzymać piątki za same piękne oczy. Zaimponowałaś mi wykonaniem szablonu i stroną techniczną, ale opowiadanie to już zupełnie inna bajka ze smutnym zakończeniem...
Pozdrawiam!
Dziabaro, skomentowałam swoją ocenę pod odpowiednim postem. ^w^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
abunai
Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź i przepraszam za wcześniejsze problemy z Onetem :) Miło, że zniechęciłaś się i poczekałaś do naszej reaktywacji. Odpowiadający na ocenę autor to zawsze dobry autor.
UsuńPozdrawiam!
Dziab
Uśmiałam się czytając to, głównie z własnej głupoty.
OdpowiedzUsuńDziękuję za ocenę, naprawdę. Czasami po prostu nie zauważałam błędów gdy sprawdzałam poprawność rozdziałów.
Pomysł ze słownikiem podpatrzyłam na innych blogach i jednak muszę stwierdzić, że nie był dobry. Nikomu przecież nie chciałoby się takiego "czegoś" czytać. Mnie samej się nie chciało xD
Zdaję sobie sprawę, że przy tych rozdziałach można normalnie usnąć (najlepszy środek na bezsenność xD), ale postaram się je poprawić.
Jeszcze raz dziękuję za ocenę bo widać, że pochłonęła "trochę" Twojego czasu, zważywszy na to, że opowiadanie ssie.
Pozdrawiam,
A.g.a.
Kiedy wcześniej upewniałam się, czy jesteś przekonana co do poddania się ocenie, miałam wielkie obawy, czy nie skrzywdzę Cię, mimo że pewnie doskonale zdajesz sobie sprawę z błędów. Miło mi słyszeć, że ocena nawet się spodobała, a Ty sama stoisz twardo na ziemi niczym górska sosenka :3
UsuńNie załamuj się! Masz ładny szablon, strona ortograficzna wcale nie jest zła (tylko ta logika i składnia często kąsa po kostkach), wystarczy tylko odremontować fanfik (czytaj... może zacząć nowy?) i będzie tylko lepiej :) Tak jakby Sienkiewicz zaczynał od bycia zaczepistym! Najfajniejsze jest to, droga A.g.o. (ojojoj, czuję, że coś schrzaniłam...), że jesteś świadoma swoich niedoskonałości pisarskich. A skoro tak, to nie będziesz spoczywała na laurach i możesz się już tylko rozwijać! Śmigasz już w tworzeniu szblonu, śmigasz językowo, niedługo będziesz śmigać w pisaniu i wtedy Dziabowi wypadną zęby ze zdumienia. Zobaczysz ;)
Gdyby Twój fanfik ssał, to pewnie wolałabym się wziąć za naukę. A tak źle mimo wszystko nie było XD
Pozdrawiam i dobrej weny życzę!
Dziab
Cześć Asetej! Zaczęłaś już oceniać mojego bloga? Chcę wiedzieć bo zaraz dostanę nowy szablon z halofy (szabloniarnia) i będę go chciała wstawić!
OdpowiedzUsuńCześć, cześć ;]
UsuńOczywiście nie zaczęłam, możesz wstawiać bez problemu ;]
Pozdrawiam
Za każdym razem, gdy poprawia się osoby źle stosujące słowo "bynajmniej", zastanawiam się, dlaczego jest przyrównywane do "przynajmniej". Ja sama, kiedy nie zdawałam sobie sprawy z poprawnego znaczenia tego wyrazu, rozumiałam go raczej jako coś w stylu "w każdym razie".
OdpowiedzUsuńŚwietna ocena. Stała się wręcz idealną wymówką, żeby jeszcze nie zaczynać odrabiania lekcji ani pisania pierwowzoru wypracowania na WOS. Szkoda tylko, że wszystko przeciągam od 16. i już raczej dłużej nie mogę tego robić. :)
Pewnie dlatego, że oba słowa podobnie brzmią i dlatego tak chętnie są mylone. :) Masz całkowitą rację! "Bynajmniej" dla mnie też znaczy "w każdym razie", jednak umowa jego stosowania posiada pewien kruczek. W zdaniu może być albo wyrażenie w stylu "bynajmniej nie", albo "w każdym razie nie".
UsuńMinisterstwo edukacji to powinno pląsać radosną sambę na cześć rozwoju czytelnictwa, a nie tak męczyć biednych uczniów. Dziękuję za miłe słowa. *fantazyjnie kłania się widowni* Mam nadzieję, że częściej będziemy fundować takie przyjemne wymówki ;3