Mam super ciało i ekstra fryzurę, mam ekologiczną taczkę i nie ma
takiego bloga, z którym bym sobie nie poradził. Jestem zapachnisty
Zoltan, a to Szkolny Klub Złoczyńców.
Estetyka
Kupa w sreberku 6/10
Ta,
fajny adres, taki polski i wymowny – tak bym to ujął. Normalnie
przytuliłbym Cię za niego, bo strasznie do gustu mi przypadł. Wzbudza we
mnie szczere zainteresowanie i nawet domyślać się nie mogę, cóż w
treści znajdę. Taki stan rzeczy sprawia, że punktacja szybuje ostro w
górę i leci niczym Hannawald za czasów swej świetności napędzany
wyrobami z filetowej krowy. Nawet telemark Ci wyszedł – w postaci
nagłówka. Poważnie mówię, dwaj kolesie w mundurach i z zabawnymi
pilotkami na głowach wyglądają jak spełnienie marzeń doktora Mengele.
Niezłe są te aryjskie bliźnięta. Kolorystyka nagłówka pasuje do koloru
tła i wygląda jak brudna, bura woda, w której przedszkolak maczał swój pędzelek, uprzednio wpakowawszy go do wszystkich kolorów w pudełku z farbkami. Może to jest stonowane, może nie męczy oczu, ale uroku w tym żadnego też nie ma. Taka ekologiczna barwa papieru toaletowego, masy z gazet i kleju oraz wytłaczanki na ekologiczne jajka z kurzą kupą i piórami. Do tego wszystkiego mamy jeszcze układ bloga, który wygląda jak siatka
prostopadłościanów, które trzeba było w podstawówce sklejać, a nim się
to do szkoły w reklamówce doniosło, to połowa się rozkleiła. Wiadomo,
że po drodze kilka młynków się ową reklamówką wywinęło, to i rozkleić
się miało prawo. Zastanawia mnie, co się stało, że Ci się blog rozkleił.
Ej, a może na noc zwija się, zamyka i robi lulu. Wstęp do rana
wzbroniony. Mam jeszcze jedno skojarzenie – z gotyckimi zamykanymi
ołtarzami. Wyznawcy już biją Ci pokłony, płowowłose bóstwa zerkają na
nich przyjaźnie. Przed wyjściem uprasza się o zostawienie datków, ile
kto może lecz nie mniej niż… To mi jakimś sekciarstwem zalatuje, co
gorsza, główna kapłanka Naczelny Złoczyńca i jej wyznawcy już opracowują
metodę przejęcia władzy nad światem. Mało czasu Wam zostało, więc
radziłbym się sprężać. Z góry wiernych wyznawców na czworaka pełznących pod retabulum swych bóstw razi w oczy Dekalog
(menu) objawiony przez Mortimera. Spójrzmy i my. Ha, tu Cię mam –
fałszywa prorokini, zdrajczycielko. Pytanie do wszystkich, kto kojarzy
kotka Asmodeusza rączka do góry. Czyżby zbieg okoliczności? Czyżby
świat był tak mały, a imię to aż tak popularne? Czyżby Mruczek już nie
wystarczał? A na Opieprzu nie mieliśmy kiedyś oceniającej, której kotek
też nosił to imię? I ostatnie nurtujące mnie ostatnio pytanie. Jak
mogłem zapomnieć o firmowych andrzejkach, uwalić się do wyra, przyśnić głupi
sen i dopiero sobie przypomnieć?
Powróćmy jednak do naszej
świątyni. „list do ciebie” (obraziłem się za tę małą literkę) i
„bohaterowie” napisane w cudownie pokrętny sposób, niczym propozycja
aneksu do umowy na internet, w której jedyną oczywistą rzeczą jest
miejsce złożenia podpisu. Opisujesz postacie opowiadania, ale robisz to
tak, żeby nie było wiadomo o kogo chodzi. Czytelnik sam musi poświęcić
czas i oczy, by się tego dowiedzieć. Pochwalić też chciałem ósme
nakazanie - „płatne ogłoszenie”, w którym, zapewne zupełnie
bezinteresownie, reklamujesz forum, a raczej fora na których toczą się
słowne gry RPG – czy jak to się tam nazywa. Niestety z nieznanych mi
przyczyn ten link padł i jakoś nie mogę dostać się na tę podstronę.
Poratuję moje zbolałe serce, czytając sobie wpisy w spamowniku, bo jakoś
zawsze mnie śmieszy patos takich autoreklam. Skonałem i dalszej oceny
nie będzie, albo dobrze, streszczę się. Podoba mi się adres
i nagłówek. Kolorystyka moooże być, chociaż zalatuje nudą. Nie podoba mi się układ i nieistniejący napis na belce, bo
powtórzenie adresu traktuję tak, jakby tam nic nie było. Wpieniają mnie
też duperele, o których napiszę w kategorii DETAL.
Posty
A jednak czekoladka 21/25
Postanowiłem, że zacznę od „bonusów”, tak dla zaostrzenia sobie apetytu.
jeden, jedyny raz
Ach,
te potterowskie pokolenie. Kichy Wam skręca, jeśli chociaż raz nie
napiszecie czegoś choć trochę związanego z tą powieścią, w tym
przypadku jedyny związek to nazwisko bohaterki i wspomnienie o
Hogwarcie, i dobrze, tyle wystarczy. Króciutki rozdział a poprawił mi
humor na cały dzień, zwłaszcza dwa zdania, to o sposobie poruszania się
Marysi Zuzanny Rydel i o miejscu odkładania się jej tłuszczu. Zresztą,
co się będę rozwodził zanadto, macie, ludziska, tu linka ode mnie i sami
sobie przeczytajcie. Kto ma gusta czytelnicze chociaż trochę zbliżone
do Zoltanowych, ten nie będzie zawiedziony.
co się dzieje w mojej głowie?
Ten
bonusik dla czytelnika to typowa rozmowa autora ze stworzonymi przez
siebie postaciami, no, może to nie do końca typowe. To, że Ty do nich
nawijasz to jeszcze pół biedy, ale że oni odpowiadają… Nie przydałaby Ci
się pomoc specjalisty? Wielkiego polotu nie było, chociaż uważam, że
to ciekawy pomysł na przedstawienie swoich wcześniejszych tworów, a nóż
ktoś się zainteresuje. Jednakże, nudnawo trochę było i widać, że weny
zabrakło. Rozumiem pisarski zastój, kiedy siadasz przed monitorem,
maszyną do pisania, kartką, czymkolwiek, a w głowie tylko jaskinia i
echo. Chociaż w tej Twojej to trochę ciasno. Widziałaś kiedyś dziecko
rzucające kamieniem. Bierze smarkacz solidny zamach, wychyla się, rzuca,
a kamień mało mu łba nie rozbija, bo tak daleko poleciał. Z tym bonusem
jest tak samo, zamach wielki a lot nijaki. Ale, spoko, spoko, doceniam
fakt ośmioletniej twórczości własnej i zaśmiecania blogosfery, też to
robię w tej chwili.
(przed)szkolny klub złoczyńców
Jesteś
lepsza niż cebula. Taki wyciskaczyk łez napisałaś, że prawie,
podkreślam, prawie się zasmuciłem. Poważka, normalnie żal mi było
biednego Linda i jego martwej mamusi. A życie toczy się dalej. Czas
chyba zatem zająć się tym, co najważniejsze. Piętnaście rozdziałów nieźle
dojechanej historii, wcale nie zleciało mi jak z bata, chociaż mogło.
Moja w tym wina, że trwało to tak długo. Czytało się wspaniale, żadnych
negatywnych odczuć, żadnego – a daj żyć i przestań zalewać. Żadnego
sapania, ziewania i trzaskania klapkiem.
01. Wszystko przez mamuta
Nie
ma to jak zacząć z przytupem, wrzucając czytelnika od razu w sam środek
jakiejś masakry, w tym przypadku skutecznie urzeczywistnianej przez
mamuta. Tak mamuta, takiego włochatego słonia, jakby ktoś nie kojarzył,
bo ja nie skojarzyłem. Pomyślałem, że tytuł odnosi się do jakiegoś
kolesia o tak wymownej ksywie. A tu, guzik, a raczej mamut we własnej
skromnej postaci. Skąd mamut? Zmaterializowała go wspaniała maszyna
cudownego dzieciaka i geniusza Mortimera. I już wiadomo, że to nie
będzie zwykłe opowiadanie o wielkiej miłości, problemach z lataniem na miotle i pięknej acz silnej Hermionie – wojowniczej mugolce.
Mortimer
– geniusz – po przypadkowym powołaniu do życia „włochacza” uratowany
zostaje przez swojego kumpla Linda – dziecię Boba Marleya i niejakiej
Maryśki. Obdarzony nietuzinkową elokwencją i sporą ilością dredów Lind
podsuwa jakże oczywistą myśl swojemu kumplowi: Myślę, że byłbyś lepszym
szefem, niż pracownikiem. I to jest super stwierdzenie, bo przyczynia
się ono do dalszego rozwoju akcji w opowiadaniu.
„Móżdżku? A co będziemy jutro robić?”
„To co zawsze. Spróbujemy zdobyć świat.”
02. Kto za młodu był anarchistą, na starość będzie dyktatorem
Przespałem
się z tym i olśniło mnie z rana. Toż Ty w przecudny sposób opisujesz
naszą scenę polityczną. Jeden taki mały i pseudo-genialny zamarzył sobie
posiąść władzę nad ludzkością, ale go wykiwał silniejszy i
przystojniejszy kumpel, przywłaszczając sobie władzę w SKZ. Pomiędzy
nimi stoi uchachany i upalony sziszą, a może i upojony ayahuascą
Palił-w-płot i stara się dokopać obu. Dobra, nie dokopać, w Twojej
wersji on ich godzi, bo poczuł powołanie. Amin. Łu, a babcia zapewniała
mnie, że w bigosiku były podgrzybki – więc skąd mam taką jazdę?
07. zamiast karpia w wannie
Robi
się coraz ciekawiej. Młody geniusz Mortimer pada ofiarą obsesji,
wszędzie widzi spisek i układ, co więcej, nawet ma na to dowody w
postaci żuczka, małego elektronicznego żuczka – władcy umysłów. Na
domiar złego zaczyna prześladować go wampir, a jego upalony koleżka Lind
zabawia się z syrenką w wannie. Czyżby w Twoim bigosie też były
podejrzane grzybki?
10. to uczucie gdy twojego bohatera ratuje żona
Mała
retrospekcja i jazdy ciąg dalszy, ale ja lubię, gdy akcja w opowiadaniu
przeskakuje w czasie, cofa się lub robi skok w przyszłość. Jest jednak
małe „ale”, to musi być dobrze zrobione, tak cofnięcie się jak
przeskok, bo chodzi o to, by czytelnik się nie pogubił i u Ciebie
wszystko jest cacy. Ej, a dopiszesz syrence nogi? Niech Lind ma coś z
życia, bo Mort to ma już chyba przes… Wampir chciał go zjeść,
prześladuje go Puck, żeby chociaż jakaś napalona wróżka, nie, stuknięty
rudzielec i do tego samiec, który mnie kojarzy się z Rumpelstiltskinem
ze Shreka. Co zamknę oczy, to widzę jego face i już się chyba tego pyska
z wyobraźni nie pozbędę, fuj.
14. na audiencji u jego muchomorowatości.
Ty
chyba chcesz mnie wykończyć. Takie zdanie do opowiadania wstawić to jak
wypiąć tyłek w kierunku rozwścieczonego byka. Przy czym ja wściekły nie
jestem tylko dociekliwy. O jakim zdaniu mówimy? O tymże: O nie,
proszę! – załkał dumny posiadacz chitynowej ściany komórkowej. Jaki mi w
głowie gruchnęło, zaskrzypiało i w ruch poszło, aż się rdza z trybików
posypała. Chitynowa ściana komórkowa? O, w morę! Teraz zamiast Twojego
opowiadania zaznajamiam się z grzybkami, ich budową i efektami
niepożądanymi po spożyciu.
Kilka zdań później wcale nie jest
lepiej, a opis „[…] pisnął grzyb, gdy Baumstein już ściskał palcami jego
trzonek” wywołał kolejny rozruch trybików w mojej głowie, fale
debilnego śmiechu i serię głupich skojarzeń. Dzięki Tobie mam intencję
na następną modlitwę, bo - jak powszechnie wiadomo - bez intencji jest
nieważna.
Winienem teraz jakieś podsumowanie machnąć, a Ty znowu
wrzucasz kolejny rozdział i ja niczym żuk gnojarz dalej toczę swoja
kulkę. Albo muszę się sprężać, albo mnie zaraz wywalą za opieszałość.
Zatem... nie ma takich słów ni epitetów, które mógłbym użyć by opisać to,
jak bardzo podoba mi się wymyślone przez Ciebie opowiadanie. Wygląda
to tak, że co Ci wpadnie do głowy to wciśniesz to do opowiadania, a
jednocześnie widać, że wszystko sobie przemyślałaś. Niewątpliwie masz
talent do tworzenia tak fantastycznych historii.
Fabuła 10/10
Tu
się dzieje więcej niż w szklance z herbatą po porządnym zamieszaniu
łyżeczką. Dobrze sobie to wymyśliłaś, naprawdę, nie mogłaś tego lepiej
wykombinować. Umieszczając akcję we współczesnym świecie, nie musisz
pilnować zgodności z historią, a fakt, że to jest opowiadanie
fantastyczne, pozwala Ci na nieograniczone przez logikę kierowanie
fabułą. Wampir może chodzić w dzień, syrenka płynąć pod prąd rzeki, a
siedemnastoletni geniusz może tworzyć maszyny zdolne ożywiać mamuty.
Całkowita, nieskrępowana dowolność przebiegu akcji czyni Twoje
opowiadanie naprawdę ciekawym, a jedyną rzeczą, która Cię ogranicza to
Twoja własna wyobraźnia. Myślę jednak, że nie mam się co martwić o
dalszy przebieg fabuły i jestem przekonany, że nadal będzie tak ciekawa
jak dotychczas. Takie coś po prostu super się czyta, bo nigdy nie
wiadomo, co autor jeszcze wymyśli.
Kreacja bohaterów i świata przedstawionego 3/5
To
jest kolejna mocna strona opowiadania, mam na myśli kreację bohaterów.
Moim faworytem zdecydowanie jest Lavi, młody, zbuntowany Żyd. On jest
trochę pozerem, na szkolnej stołówce wpycha sobie do ust wieprzowinę, by
pokazać rabinowi, co myśli o zakazach, a gdy tamten odchodzi, wypluwa
ją do kosza, twierdząc, że jej po prostu nie lubi. Powinien się cieszyć,
że nie mieszka w Izraelu, a jego papcio nie jest ortodoksyjnym
wyznawcą, bo dopiero wtedy zobaczyłby, co to są zakazy i nakazy. Do
tego nasz młody Semita jest pyskaty i bardzo bezpośredni i, jak to wielu
młodzianów z jago przedziału wiekowego, rozpiera go energia. Lind jest
wrażliwy na krzywdę innych i ma trochę opóźniony zapłon, nie zawsze wie,
co się do niego mówi. Z całej grupy Złoczyńców on czyni najmniej zła,
bo jest zbyt prostolinijny i łatwowierny, pewnie zostanie
misjonarzem-dobroczyńcą, zbawicielem świata.
Mort – władca
szarych komórek, pan stołka i biurka to dzieciak pozbawiony empatii,
kierujący się w głównej mierze zaspakajaniem własnych ambicji. Jest
niewątpliwie bardzo inteligentny, ale ma problem z werbalizowaniem
własnych uczuć. Jest równie zimny co Kostek, czternastoletni wampir
krwiopijca. Ten chłopaczyna jest niespójny emocjonalnie albo dobrze
udaje. W jednej chwili zbiera mu się na płacz, a półgodziny później
wysysa jakiegoś kolesia w ciemnym zakamarku, widzę w nim jednak materiał
na bohatera, bo do pożarcia wybiera sobie jednostki aspołeczne, krótko
mówiąc – oczyszcza teren. Też mi złoczyńca – zeżreć pedofila to nie
grzech.
Czy można wyciągnąć jakieś wnioski z mojej wcześniejszej
paplaniny? Chyba takie, że skoro ja mogłem chociaż kilka zdań naskrobać
o bohaterach Twojego opowiadania, to jednoznacznie stwierdzić można, że
postacie są dobrze stworzone i opisane. Wydają się być bardziej realne
niż nadchodzący koniec świata i z całą pewnością bardziej wiarygodne.
Mało
wiarygodny jest natomiast świat przedstawiony. Raz padła nazwa miasta, w
którym dzieje się całe to przedstawienie, ale ja - w swej ignorancji -
nie zapisałem/zapamiętałem sobie jej i teraz nie wiem, gdzie to było.
Wiem, że gdzieś w USA, w mieście leżącym nad oceanem, do którego wpada
rzeka przepływająca – prawdopodobnie - przez to miasto. To naprawdę
trochę mało, bo skąd na przykład wyłażą te wszystkie dziwne stwory. Z
dziecięcych książeczek? Ot tak nie było ich i nagle są? Nic szerzej na
ten temat nie wspominasz. Co z tego, że słyszeliśmy o tych istotach,
jakieś imię rzucone pośpiesznie świata przedstawionego nie czyni.
Wymyślasz jakieś uniwersum, to pokuś się chociaż o mały jego opis. To ty
jesteś jego stwórcą, nie ograniczaj się do krótkich nazw, pozwól niech
dane miejsce żyje swoim własnym życiem, nie musi być nawet zgodne z
rzeczywistym miejscem, może być przecież światem równoległym do naszego,
podobnym a jednocześnie różnym.
Opisy 3/5
Tak,
brakowało mi opisu świata przedstawionego, a w ostatnim rozdziale
zabrakło mi opisu trytona. Ani jeden przymiotnik nie pojawił się, by
przybliżyć jego postać. Nie wiem, może ten pogański bożek, stworek tak
mało jest istotny w Twoim opowiadaniu, że nawet na opis i imię nie
zasługuje, a kolega Lind zapewne wielu podobnych mu widział, bo się
szczególnie nie zdziwił. Na szczęście w większości przypadków opisy
wystarczyły, bo… jeśli akcja dzieje się w lesie, to każdy z nas, gdy
czyta las, to widzi las. To czy on jest podzwrotnikowy, równikowy, czy
jakiś tam jeszcze inny to już inna rzecz i Twoja w tym głowa, żeby tak
go opisać, abym sobie elfi gaik wyobraził a nie to składowisko śmieci za
ulicą Podgórną. Reasumując, nie mam najmniejszych zastrzeżeń co do
opisów reakcji i interakcji bohaterów, ale dostrzegam braki w opisach
miejsc.
Dialogi 5/5
Dialogi są równie
dobrze zbudowane, co postacie je wypowiadające. Nie ma sztuczności,
drętwoty lub wymuszonego mądrzenia się bohaterów, które wyglądałoby
równie sucho co siano po tygodniu leżenia w palącym słońcu. Dobrym
przykładem może być tu Robin, który sporo miesza w opowiadaniu, czuje
się bezkarny i tak się też zachowuje i wypowiada. Ale dialog to nie
tylko sama wypowiedz, to również opis sytuacji, a przede wszystkim
zachowania wypowiadającej ją osoby. Dobrze napisane didaskalia nadają
wypowiedzi i całej postaci znamiona realnej istoty, a nie robota
bezmyślnie klepiącego wgrany tekst. Skracając mą myśl – bravissimo.
Oryginalność tematyki 5/5
Jakże
mógłbym uznać twórczość własną autora za nieoryginalną, toż przecież
musiałbym na mój łysy łeb z kaloryfera spaść – zwłaszcza taką twórczość
własną, w której autor potrafi mądrze połączyć swój pomysł z
istniejącymi już mitologicznymi postaciami. Ktoś powie: też mi sztuka.
Dziewczyno, murem za Tobą stanę, bo dla mnie to właśnie jest sztuka.
Ortografia i poprawność językowa 9/10
Znienawidzona
przeze mnie kategoria, bo niewiele mogę tu ostatnio wytknąć, co wynikać
może z wysokiego poziomu autorek blogów lub z mojego postępującego
uwstecznienia. SKZ napisane jest raczej poprawnie – piszę RACZEJ – bo
jak to ja, zawsze coś wydłubię i uskubię, a głupio by było, gdyby się
zmarnowało to, co udało mi się wyłowić.
Interpunkcja – oj, bo spacja jest tak blisko.
„-
Idź do tej lodówki i przekręć czerwoną gałkę! – załkał Mortimer, bardzo
niepocieszony z powodu tego, że (chcąc, nie chcąc) powierza swoje życie
w jego ręce.” – Chcąc nie chcąc, muszę nadmienić, że w utartych
wyrażeniach składających się z dwóch członów równorzędnych nie stawiamy
przecinka: na chybił trafił, bij zabij, rad nierad, chcąc nie chcąc,
bądź co bądź.
„Myślę, że byłbyś lepszym szefem, niż pracownikiem […]; Wiosna, cholera, a gorzej, niż w zimę!” – porównania.
Bo każdemu się czasem język poplącze.
„Rządy
eleganckich, ładnych domków wzbudzały zazdrość w bostończykach z innych
dzielnic.” – oj, nie dziwi mnie ten fakt, nie dziwi. Może my też
powinniśmy wprowadzić w naszym kraju rządy ładnych, eleganckich domków
zamiast tych pawianów w garniturach i z pianą na ustach.
Zwolnij
trochę; kocyk, kołderka a na to jeszcze pierzynka? Toć się ugotujesz.
Wtrącasz we wtrącenie zdanie wtrącone i wychodzi Ci taka makatka jak
mnie przed chwilą.
„Lind również był przyzwyczajony do markowych
ubrań, na których z resztą wcale mu nie zależało – z „chłopięcych
wypraw” sprzed choroby mamy wracał z poobtłukiwanymi kolanami i
zachlapanymi błotem ciuchami – i drogich produktów.”
Ty sobie
sama to przeczytaj i zastanów się nad… albo nie, ja to zrobię, bo sobie
tej przyjemności odmówić nie mogę. Wyciągam pierwsze zdanie wtrącone:
Lind również był przyzwyczajony do markowych ubrań – z „chłopięcych
wypraw” sprzed choroby mamy wracał z poobtłukiwanymi kolanami i
zachlapanymi błotem ciuchami – i drogich produktów. Teraz za uszy
wywlokę drugie: Lind również był przyzwyczajony do markowych ubrań i
drogich produktów. Proszę bardzo, to jednak ma sens, tylko nie wiem,
czym się kierowałaś tworząc tego tasiemca. Czyżby trendem, że spodnie i
sukienka razem wyglądają fajnie?
Oddaj tego fartucha – czyli fleksja mym wrogiem.
„Na
widok mamuta uśmiechnął się szeroko, najwyraźniej niezbyt przejęty
faktem, że ów stworzenie właśnie próbowało zabić jego przyjaciela.” –
Miało być tak pięknie i właśnie z tego powodu ktoś wymyślił, że „ów” też
się odmienia, w tym wypadku na – owo.
„[…] nawet sprawdził, czy w jego własnym krwiobiegu nie znajdują się przypadkiem ów nanoprocesory, […]” - owe
„Nazajutrz dzień wydawał się całkiem zwyczajnie.” – zwyczajny
„zmieniając pozycję na kanapie z „zdechłego psa” na „śniętą rozgwiazdę” – ze
Oba ma – interpunkcja i ortografia
„– Hohoho. – Mort kopnął pudło, z satysfakcją […]” – Ho, ho, ho, co Ci to wyszło.
„– Dokładniej rzecz ujmując, o 1050%.” – o, kochana, lenistwo grozi
bólem zębów. Od kiedy w opowiadaniach liczby piszemy cyframi? Zwłaszcza w
dialogu.
Literówki – czyli soczewki mi zaparowały.
„Pozostawało jej tylko z wolno posuwać się naprzód.” – z wolna
„A kupa mięśni i etykietka dzieciaka z podejrzanego rejony miasta […]” – rejonu
„Robin opatulił się ciaśniej płaszczem w kolorze dojrzał cytryny […]” – dojrzałej
„poniósł się nieśmiały szmera nerwowych śmiechów” – jesteś moim master czifem – a co!
„Gabinet psychologa po drugiej strony ulicy.” - stronie
Bez
kategorii, bo nawet nie wiem gdzie to zaliczyć: Do hallu udało im się
dostać bez problemu […]. W polskim słownictwie wyrażenie hol istnieje i,
z tego co mi wiadomo, powodzi mu się całkiem dobrze, dlaczego wiec
wypisujesz nam tu jakieś hallale?
Więcej grzechów nie przytoczę, wyznaczam łagodny wymiar kary – proszę, trzy razy po dwa razy.
Detal
Dodatki 3/10
Mam mieszane uczucia, z jednej
strony znalazłem tu coś, czego nie widziałem nigdzie indziej, a z
drugiej zadaję sobie pytanie na co to komu. W prawej kolumnie na samym
dole pod radosną galerią oddanych wyznawców znajduje się element pod
tytułem „występują”, a w nim wypis wszystkich bohaterów opowieści.
Klikam sobie „robin” i wyskakują mi wszystkie posty z tą etykietą –
fajnie, tylko po co? Firefox ma taką zaje opcję „znajdź” i jeśli wpiszę
słowo Robin, to program wyszuka i podświetli żądaną frazę – i to ma sens,
bo nie muszę się przekopywać przez cały tekst. Poza tym czy ktoś z tego
korzysta? Kolejny bezużyteczny gadżet. Nad tym cudem współczesnego
blogera i galerią zapełnioną awatarami z przesłodzonych grafik widnieje
statystyka z wykresem. Pięknie, podłącz jeszcze notowania giełdowe,
prognozę pogody i informacje drogowe, a będę w raju. Ta statystyka to po
to, by wszyscy wiedzieli, że coś tu się dzieje, bo przecież Ty jej nie
potrzebujesz, masz w końcu do dyspozycji podgląd ruchu sieciowego w
panelu administratora. Kolejnym śmieciem jest sonda „ulubiony bohater”,
chociaż są ludziska, którym takie zabawy są w smak, to mnie to nie
kręci i pożytku z tego żadnego nie ma, żeby ta sonda jeszcze jakiemuś
konkretnemu celowi służyła. Po lewej „kroniki” prawie
Galla Anonima informują krótko i dostępnie o aktualnych wydarzeniach
związanych z blogiem, na przykład o dziesięciotysięcznych odwiedzinach –
to statystyka już do tego nie służy? Literki w kronice są tak małe,
czytelne, ale małe, że nie wiem, czy ktoś zwraca na to uwagę. Ach, zapomniałbym, chętni mogą złożyć subskrypcję, czyli zaprenumerować
sobie powiadomienie w skrzynce pocztowej, ale to samo mają Ci, którzy
na swoim własnym blogu podlinkowali sobie Twoje opowiadanie i gdy ty
dodajesz nowy post, to oni go widzą. Oczywiście nie wszyscy blogi piszą,
a mój wywód zaczyna nosić znamiona krytycyzmu i zaraz się okaże, że nic
mi się nie podoba, poza linkiem do grafiki widniejącej na nagłówku, tła
bloga i osoby, która wykonała dla Ciebie ten szablon. Jeśli coś tutaj zasługuje na jakieś punkty, to te żałosne, bure wyobrażenia bohaterów stworzone przez Twoje czytelniczki, one najlepiej ukazują ich przywiązanie do tego opowiadania.
Dodatkowe punkty za wybitne zasługi 5/5
Niech
pomyślę. Za pomysł i fabułę – to raz i dwa. Za umiejętne korzystanie z
istniejących dzieł – to trzy. Za urealnianie pomysłu poprzez
przytaczanie istniejących zwyczajów (zagięłaś mnie tym żydowskim
świętem) – to cztery. Za powalające bonusy – to pięć. Za to, że
musiałaś czytać moje wypociny – to sześć. Siedem, osiem, dziewięć i
dziesięć po to, żebyś sobie przyswoiła pisownię cyfr.
Punktacja: 49/60
Ocena: bardzo dobra
Gratuluję, bo za sam tekst masz u mnie celującą i zdaje
się, że i ja zostanę wiernym wyznawcą SKZ, pozwolisz jednak, że
pokłonów bić nie będę i pozostanę w pozycji siedząco-horyzontalnej.
Zoltanie, co prawda czytałam ocenkę w celach rekreacyjnych, bo SKZ znam, ale zauważyłam brak dwóch kropek:
OdpowiedzUsuń„To co zawsze. Spróbujemy zdobyć świat” - wyparowała a, która powinna się znaleźć po "świat".
Kto ma gusta czytelnicze chociaż trochę zbliżone do Zoltanowych, ten nie będzie zawiedziony - i tu, po potencjalnym niezawiedzionym.
Poza tym, gratuluję kunsztu humorystycznego. Gdybym była w domu, przepisałabym sobie kilka tekścików na kartki i obkleiła ściany. A tak to cóż - pewnie do powrotu zapomnę. Taka ta pamięć blondynek.
*ta
UsuńTo Ty nie jesteś ruda : o?
UsuńLisia farba, naturalnie jestem blondynką. :D
UsuńNajwidoczniej zaparowało mi coś więcej niż tylko soczewki. ;D
OdpowiedzUsuńDzięki, poprawiłem.
Drogi Zolotanie, jakżebym mogła przepuścić taką wpadkę?
OdpowiedzUsuń"Taki stan rzeczy sprawia, że punktacja szybuje ostro w górę i leci niczym Hannavald za czasów swej świetności napędzany wyrobami z filetowej krowy." Hannawald - w środku jest w, a nie v. (Przy czym nie przypominam sobie, by to Sven obnosił się logiem tej dobrej czekolady. Nie mówię, że nie masz racji, ale chyba tylko Schmitt będzie mi się z krową do końca życia kojarzyć...)
Pozdrawiam.
*Zoltanie (ajajaj, nick Ci przekręciłam.)
UsuńPoprawione.
UsuńZ tą czekoladą to był taki żart, bo ja też nie przypominam sobie, czy on był sponsorowany czy nie. Chociaż tam chyba całą ekipę dokarmiali. Chodziło mi bardziej o to, że on pewnie nigdy nie ssał "czekoladki" - tak marnie wyglądał.
I czy przypadkiem krowa nie powinna byc 'fioletowa' a nie 'filetowa'? :D
UsuńHahaha, nieźle smirku, nie zauważyłam ; D
UsuńHej, hej, chciałam zrezygnować z oceny opowiadania znajdującego się w kolejce corkatsw pod nazwą ponoc-bije.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, serdecznie! ;)
Ocena - jak można się było spodziewać - tryska humorem i aż prosi się o przeczytanie po raz kolejny :)
OdpowiedzUsuń"ile kto może lecz nie mnie niż…" - czyżby moja wada wzroku podskoczyła jeszcze wyżej, czy to opieprzowy potwór "j" z "mniej" zeżarł?
As, nakarm potwora-amatora. :D
UsuńZacna ocenka ;)
OdpowiedzUsuń"Postanowiłem, że zacznę od „bonusów”, tak dla zaostrzenia sobie apatytu." - raczej apetytu
Coocenowe karmienie!
OdpowiedzUsuńsmirek - trzy pointy NASA
Beatrycze - jeden point NASA
Juliza - jeden point NASA
Mitis - jeden point NASA
potwory nakarmione, pora iść kończyć projekty ;]
smirku, nie wiem czy bardziej zazdroszczę Ci naturalnego blondu, czy rudzielca farbowanego xD
As.
a Ty co masz na glowie? :D
Usuńs.
Zoltan, weź Ty mnie zaadoptuj, co?
OdpowiedzUsuńAleż to "Ciebie" jest z dużej litery - to tylko ta podstępna czcionka tego nie pokazuje. :D
OdpowiedzUsuńKurczę, sama nie wiedziałam, że ten mój marny twór ma jakieś przesłanie polityczne, a tu nagle się okazuje, że jestem tak świetnie zorientowana w tym, co się dzieje w Sejmie... Dzięki, żeś mnie oświecił, teraz to opowiadanie faktycznie ma jakiś sens. :D
Kasssumi krzyczy, że nie Puck, tylko Puk, po polskiemu. Ja nawet nie zauważyłam, ale to ja, ja nigdy nic nie zauważam.
Nie wiem, co jeszcze napisać, poza tym, że kwiczałam ze śmiechu nawet przy czytaniu tych fragmentów, w których mnie opieprzasz. Z jednym tylko się nie zgodzę - wyobrażenia moich fanek nie są żałosne, to w końcu moje fanki. :D
Dzięki za ocenę!