Trochę czasu minęło od ostatniej oceny, lecz kiedy pokonałam sesję i szczęśliwie rozpoczęłam ferie, na progu kolejki stanął kolejny fanfik z "Naruto". O masz, pomyślałam sobie, temat niezniszczalny bardziej niż opancerzony jeżozwierz. Już miałam wyciągać swojego kałacha z szafy, już miałam założyć kamizelkę kuloodporną, jednak coś mnie powstrzymało przed tak gwałtowną reakcją. Przecież nie miewam w zwyczaju pożerać autorów jeszcze przed przeczytaniem opowiadania! Ach, ty Dziabie niewychowany...
Blog marzenie-o-szczesciu ocenia Dziabara.
Estetyka
Wrażenia estetyczne 6/10
Dziab jest bardzo łasa na ładne fanarty i nie potrafi przejść obojętnie wobec nagłówka – jest estetyczny, ładnie przycięty i aż emanuje ciepłem żółci i delikatnego różu. Cytat według mnie bardzo dobrze wpasowuje się w wytworzony dzięki nagłówkowi klimat, a widok cudzysłowu i autora daje kolejne "plus pięć" do zadowolenia. Podoba mi się również adres. Jest prosty i może trochę sztampowy, jednak jako tytuł opowiadania wcale nie wypada źle i jest dość łatwy do zapamiętania. Powiem nawet więcej! W adresie nie występuje magiczne słówko "miłość" ani żadne z tej wyrazowej rodzinki, więc dla mnie jest to dowód niebywałej wręcz oryginalności. Jest tylko jeden, malutki, maciupeńki problem... Cóż, jak by Ci to wyłożyć... Co wspólnego ma nagłówek z mangą "Naruto"? Dziewczę z fanartu to Hatsune Miku, postać z japońskiego syntezatora śpiewu; zapamiętałam także, że na poprzednim nagłówku widniał również fanart z Miku. Oczywiście ja mam rączki przy sobie i jeśli chodzi o same wrażenia estetyczne, to nie mam Ci nic do zarzucenia, jednak sama przyznaj – czytelnik może się zdziwić, gdy zamiast opowiadania o Vocaloidach przeczyta historię o szalonych ninja. Jeśli natomiast decyzja o takim doborze obrazka była spowodowana upodobnieniem głównej bohaterki do Hatsune Miku... Boże świata przedstawionego, miej mnie w opiece.
Osobiście uważam połączenie delikatnej żółci, różu i brzoskwinki za bardzo miłą kompozycję. Szczególnie na ścianach. Albo w ciuchach. Jednak jasny kolor czcionki na jasnym tle rozpływa się niczym lody śmietankowe w Rio de Janeiro. Tekst opowiadania to pół biedy, ale pasek boczny to istna konspiratorska melina – nikt nic nie zauważy różowego na różowym, chyba że dostanie cynk od szpiega. Oczywiście ciężko mi porównywać ten szablon do poprzedniego, bo mój kurzy móżdżek nie radzi sobie z informacjami dalszymi niż sprzed miesiąca, ale w okolicach świąt blog był utrzymany w ładniejszej według mnie tonacji przygaszonego niebieskiego i szarości. Czcionka też była jakaś wyraźniejsza, biała chyba...? Mniejsza z tym. Owszem, przyciągasz uwagę i wszelka chwała Ci za to, jednak zastanów się, czy wygląd zawsze idzie w parze z funkcjonalnością.
Posty
Treść
Tuż przed oceną właściwej treści bloga pozwolę sobie nadwyrężyć palec wskazujący i trochę powytykam, pocmyram oraz zmaltretuję kilka brzydkich nieścisłości, które panoszą się tuż pod nagłówkiem. Nie mogę brać poważnie fanki "Naruto", jeśli twierdzi ona, że autorem mangi jest jakiś pan Masatoshi Kusakabe. To musi być gruby podstęp, bo ciężko o gorszą pomyłkę w fandomie. Wiki przyjacielem wszystkich internautów, ale nie oznacza to chyba ślepego przekopiowywania informacji, prawda? Autorem mangi jest pan Kishimoto, a ten zupełnie nieznany mi pan Kusakabe jest autorem powieści, która została stworzona na podstawie mangi. Ciocia Dziab dokształci na wszelki wypadek wszystkich fanów – pan Kishimoto nie tylko rysuje, ale jest odpowiedzialny za historię w "Naruto", więc nieładnie jest przypisywać jego dzieło jakiemuś innemu człowiekowi.
A! Powinnaś raczej napisać "autorstwa Masashiego Kishimoto", nie "autora". Zbędny jest jeszcze przecinek po słówku "blogu". Piszę, póki o tym pamiętam.
Rozdział I
Grzecznie melduję, że zapoznałam się z informacjami zawartymi w zakładce "O opowiadaniu"! Mam przepustkę? O, to wspaniale. Zacznijmy zatem naszą krótką przechadzkę po obecnych tu pięciu rozdziałach. Tylko i aż pięciu, nie licząc krótkiego dodatku. Mogę mieć tylko nadzieję, że już pierwszy rozdział istotnie rozwinie fabułę lub będzie zajmował kilka kilometrów internetowej przestrzeni.
Pierwsza postać, która dzięki opatrzności narratora uzyskała imię, udowodniła mi dobitnie, że nagłówek z Hatsune Miku to wcale nie musiał być przypadek. Do kolekcji postaci subtelnie wzorowanych na pewnym syntezatorze śpiewu jest Rin, ninja, który jest przystojny jak diabli i pali fajeczki. Sama sytuacja dość szybko staje się zrozumiała. Okazuje się, że postacie, które poznałam do tej pory, są dziećmi członków Akatsuki (grupa antagonistów, którzy chcą przejąć władzę nad światem w "Naruto"). O! W sumie wcale nie zmartwiła mnie taka alternatywna rzeczywistość. Znacie mnie, Waszego wiecznego marudę do spraw zgodności z kanonem. Uwielbiam czepiać się wszelkich nieścisłości. Tym razem jednak co najwyżej zamarłam, dowiadując się, że główna bohaterka jest córką Kisame, mangowego człowieka-ryby. A teraz trzymajmy kciuki za genetykę, żeby choć raz była niedysponowana i żeby to dziecko nie odziedziczyło facjaty po tatusiu. Skoro jednak Rin jest podobny do Sasoriego, Takuro do Deidary, to chyba musiałby stać się cud, żeby... och, chwila, przecież to fanfik, a one rządzą się własnymi prawami. Do rzeczy – troje dzieciaków z kolejnego pokolenia Akatsuki podsłuchuje strzępy narady swych rodziców i postanawia dowiedzieć się więcej. Również przez podsłuchiwanie. Młodzi skauci opracowują genialny plan awaryjny: na wypadek, gdyby coś nie poszło po ich myśli, czyli jak dla mnie zostaną przyłapani na gorącym uczynku, beztrosko wrócą do pokoju i będą udawać, że się uczą. Duuh, geniusz, czysty geniusz. To gdzie mam przybić pieczątkę do certyfikatu? Oczywiście nawet w fanowskich opowiadaniach takie rzeczy jak podsłuchiwanie się nie udają, a główna bohaterka, Hana, zjeżdża schodami przed oblicze niemal całego Akatsuki. Czym prędzej sprzedaje im piękny kawałek kitu o potrzebie przyniesienia soku z kuchni i szybko czmycha do pokoju. Jednak kiedy z korytarza daje się słyszeć kroki, a młodzież w pośpiechu chwyta pierwsze lepsze podręczniki, wiedziałam, że gag będzie sponsorował chwyt pod tytułem "ktoś będzie czytał książkę do góry nogami". Sztampowe zagrywki są złe.
Kiedy spotkań i aluzji nadszedł kres, żegna mnie opis pokoju Hany. Dziwnie prorocze wydają się dwa zdania. "Wszystkie meble były w blado różowym kolorze. Lubiłam ten kolor, uspakajał mnie." Ja widzę, droga autorko, ja to tak bardzo widzę...
Rozdział II
Po brawurowym opisie kąpieli, Hana wychodzi z łazienki i ponownie oddaje się swojemu ulubionemu hobby, jakim jest podsłuchiwanie ludzi znajdujących się w jej domu. Tym razem trafia na swoich rodziców. Kisame, dzielny mąż stanu, wygłasza odważne stwierdzenie, że jeśli pewien człowiek choćby krzywo spojrzy na jego córkę, to wyrwie wszystkie kończyny, które wpadną mu pod rękę. Delikatnie mówiąc. Oczywiście nie chcę kwestionować metod tak świetnego mordercy jak Kisame, jednak zawsze byłam zdania, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Rozsądniej byłoby zatem wcześniej dorwać drania, a nie dawać fabule szanse na porwanie kilku małoletnich dzieweczek. Niestety, podobny do Kisame pogląd ma mateczka głównej bohaterki, która chyba bardzo chce, żeby jakiś niedobry pan najpierw "spróbował" tknąć jej pociechę, a dopiero potem może oberwać. Obawiam się tylko, że na tknięciu Hany by się nie skończyło, a nawet by się nie zaczęło. Zwykle ci źli planują tak, aby ich misje powiodły się, a nie tylko stanowiły ostrzeżenie lub pretekst do obicia buźki. Słaba była zagrywka z podwójną relacją tej samej sceny – znaczy, do samego pomysłu w sumie nic nie mam, ale przeklejanie dialogów i redagowanie słów narratora tylko przez zmianę osoby to już drobna przesada. Matka nie pokusiła się o inne określenia niż córka? Jeśli jedna stwierdziła: "powiedziała i cmoknęła mnie w czoło", druga papuguje: "powiedziałam i cmoknęłam ją w czoło". Co za lenie w tej rodzinie!
Poza tym ten odcinek sponsorował moralizatorski występ rodziny Hoshigaki, w której szczerość między córką a tatusiem jest jedną z najpiękniejszych wartości tego wymyślonego świata. Aż uroniłam łezkę. Kisame jest od dziś moim idolem oraz wzorem cnót. No dobra, troszkę mnie zadziwia taka kreacja znanych mi postaci, ale z drugiej strony dawno nie widziałam tak sympatycznie ukazanej rodzinki. Zawsze częstowano mnie bohaterką, której rodzice zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, a ona sama bierze na bary zło całego świata oraz zaloty kilku przystojniaków. A tu? Małżeństwo z kilkunastoletnim stażem leży sobie w łóżku, objęci niczym świeżo zakochana para podlotków. Papcio czule nazywa swoją pociechę "rybką", a sam jest pół-rekinem. To... to... to jest słodkie!
Rozdział III
No i skończyła się milusia, klimatyczna bajeczka, a zaczęła opowieść naszprycowana współczesną elektroniką. Owszem, w "Naruto" można się doszukać żarówek, baterii, jakichś odbiorników telewizyjnych czy prostych urządzeń elektronicznych, ale komórki, laptopy i Internet to już bzdura. Nie chodzi tu o rzecz tak trywialną jak prąd (skoro istnieją jutsu elektryczne), jednak o satelity czy mikroprocesory. Takich rzeczy nie da się nagiąć nawet kilkudziestoletnim skokiem czasowym. Poza tym atmosfera straciła swój urok – zaraz pojawią się samoloty szpiegowskie, pistolety, "dżipiesy", lasery, różne szmery bajery i po co właściwie będą potrzebni ninja? Do występów w cyrku?
Zastanawia mnie, na cóż właściwie była ta rozmowa z Rinem. To bardzo rozsądne, żeby przez dwie minuty używać tajnego kodu, a potem jak gdyby nigdy nic używać imion zamiast przydzielonych ksywek. Co z tego, że wideokonferencję przez Internet zdolny wróg mógłby łatwo przechwycić – zamienienie słowa "Takuro" na "dzik" czyni rozmowę nie do rozszyfrowania! Po co też Hana przeszła z laptopem do kuchni? Chciała dać okazję któremuś z rodziców do nakrycia jej na nocnych pogawędkach na temat podsłuchanej rozmowy? Zresztą na guzik się ta konspira zdała, bo bardzo szybko obraziła się na kumpla i w efekcie nic nowego się nie dowiedziała. Tylko sobie spacerek po domu zafundowała i zużyła kolejny karton mleka. To już trzecie opakowanie na trzy rozdziały fanfika. Lepiej byłoby zainwestować w dojną krowę.
Chyba ktoś sobie jaja robi. Na początku tego rozdziału Hana i Rin ochrzcili Takuro mianem "dzika" – zwierzę takie, nos jak świnia, gruby zadek. On sam pod koniec tego samego rozdziału, w mejlach, zaczyna się tytułować per "Dziki"? Minus pięćset dla Gryffindoru! Jak można być tak niekonsekwentnym w tym samym fragmencie opowiadania? Nie do końca wydaje mi się, aby ksywa "dzik" była wynikiem naśmiewania się z wybranego przez Takuro nicka, jednak trudno tu o logiczne wyjaśnienie. Poza tym przez ten wybieg przemawia czysty geniusz – tytułuj się "Dzikim", ale w adresie miej jak wół "Takuro".
W następnym odcinku randka z Takuro. Aż dziw, że do tej pory Hana przez kilkanaście lat swego życia, mając na uwadze fakt, że ich rodziny doskonale się znają i regularnie spotykają, nigdy nie była z nim sam na sam. Aż czuć w powietrzu solidną dawkę romansu okraszoną wieloma rumieńcami.
Rozdział IV
Przygotowania do randki zajęły proporcjonalnie tyle tekstu, ile czasu potrafi guzdrać się statystyczna kobieta podczas porannej toalety. Trudno, jakoś przeżyję to poświęcenie kilku minut swego życia na czytanie o dziewczęcych problemach z garderobą. Zdecydowanie trudniej pogodzić mi się z odkryciem, że w świecie "Naruto" istniała kiedyś jakaś epoka antyczna, w czasie której ludzie tworzyli bogato zdobione szafy zamiast wymyślać nowe miecze czy kunaie. Jeśli w pokoju rodziców znajdują się "antyczne i pięknie rzeźbione meble z ciemnego drewna", to wiedz, że ojciec jest znawcą sztuki, a bycie członkiem tajnej organizacji to tylko taka przykrywka. Dziwi mnie to, że Kakuzu przez tyle lat oparł się pokusie, nie włamał im się do domu i nie sprzedał całego dobytku. No dobra, z łóżkami mógłby mieć mały problem.
Na śmigające chomiki Roborowskiego – czy istnieją jeszcze na świecie fontanny inne niż marmurowe, a rynki inne niż otoczone romantycznymi kamienicami? Wynikałoby z tego, że marmur jest tak pospolitym surowcem, że to wielki wstyd nie mieć na podwórku własnych marmurowych schodów i kilku marmurowych kolumn w stylu korynckim. I raz jeszcze spytam... Jak to się stało, że Kakuzu jeszcze tego nie opylił?
Podobieństwo Takuro do jego ojca jest trochę zbyt wielkie. Włosy czy styl uczesania to jedna sprawa, ale posiadanie tych śmiesznych ust na dłoniach to już niemal argument, żeby posądzić kogoś o klonowanie. Tak samo mogłabym zapytać, jakim cudem Sasori, drewniana lalka, był w stanie spłodzić syna. No dobra, dobra, nie jestem rasistką. Był w stanie przeobrazić się w Pinokia, to pewnie w drugą stronę też da się zrobić operację. W każdym razie mam nadzieję, że młode pokolenie chociaż charakterków nie odziedziczyło... Albo nie, cofam te słowa. Takuro niczym ojciec chętnie wysadziłby wszystko w powietrze i otwarcie się do tego przyznaje. Co za miły, kulturalny, intrygujący chłopiec – Deidara jak nowo poskładany. A skoro już mówimy o składaniu, to bardzo spodobał mi się pewien żarcik Kisame. "Tylko, żeby ten dżentelmen, nie dobierał się do mojej córki, bo mu ręce powyrywam." Nie nogi. Ręce. Fani "Naruto" z pewnością zrozumieją aluzję.
Kartka z Dziennika cz.1
Pierwszy i jak na razie jedyny dodatek do opowiadania. Cofamy się w czasie i widzimy, jak matka Hany, Hoshi, dowiaduje się, że zaszła w ciążę. Nie kwestionuję dramy w tle, według której Hoshi nie mogła mieć dzieci... poza dziećmi z Kisame. Ona jest demonem, on jest demonem, więc wszystko zostaje w rodzinie i te pe. Na drugi raz nie stosuj wyrażeń "ludzki człowiek", bo "masło maślane" wygląda przy tym jak nowa odmiana Delmy. Kobieta po tej radosnej nowinie zaczyna się żalić i chce pozbyć się dziecka. Aha! To trzeba się było nie ten-tegesować! Jak trwoga, to do ginekologa. Lekarz też nie jest lepszy, bo choć może biolog z niego pierwsza klasa, to matematyk kiepawy. "Po za tym, na świecie odnotowano tylko sześć takich przypadków, tylko dwoje dzieci przeżyło, co daje prawie zerowe szanse na to, że dziecko będzie żywe. " Mnie wychodzi trzydzieści trzy procent, nawet sporo jak na beznadziejny przypadek, ale ja dyplomu ukończenia medycznej szkoły przecież nie mam.
Końcówka była tania, tania jak barszcz, tania jak ogórki w przecenie, ale... och, cholera, była bardzo rozczulająca. Wolę, po stokroć wolę, kiedy opisuje się zdrowe, rodzinne relacje niż przesadzony tragizm. Mimo zapasu ironii, w który uzbroiłam się na widok Twojego ginekologa bez matury, nie umiem skrytykować rozterek Kisame odnośnie ojcostwa. Ma do tego święte prawo, on, morderca i pół-człowiek, który boi się, że jego dziecko będzie takim samym potworem jak rodzice. Nie przychodzi wam do głowy podobieństwo do pewnego zielonego ogra? Błędów jest dużo, owszem, za to powinnaś dostać po głowie, ale sam sposób przedstawienia tej sceny jest naprawdę ładny.
Rozdział V
Nastrojowa, choć krótka pogawędka tatusia z córą była ostatnią deską ratunku, aby w tym opowiadaniu zdążyło stać się coś, co rozrusza do cna skostniałą akcję. Na próżno. Jedno klimatyczne przekazanie pierścienia fabuły nie czyni, bo przez resztę rozdziału mamy kolejny raz do czynienia ze zwykłym życiem ciut niezwykłych ludzi. Ale tylko ciut, bo nawet "ninjowania" i walk tu wcale nie ma. Jest za to przykładna szkoła dla zwykłych ludzi. Hana ubiera się do akademii i, o zgrozo, okazuje się, że jej szkolny strój to replika mundurka z "Czarodziejki z Księżyca". Wiecie, marynarski kołnierzyk, spódniczka do kolana, w kieszeni magiczne berło... wróć! Bez magicznych bereł, a tym bardziej gadających kotów. Chłopcy natomiast byli ubrani w te czarne paskudztwa ze stojącymi kołnierzami rodem z japońskich gimnazjów. Nie, nikt w tym nie wygląda nawet znośnie, nie mówiąc o potężnym słowie "przystojny". Podobnie stołówka nie stanie się nagle piękna i przestronna, jeśli użyje się zwrotu "wykafelkowane białymi kafelkami".
Dobrze, że rozbudowujesz myśli bohaterów, że pokazujesz, jak muszą się dostosować do nowej sytuacji, lecz z powodu na swoich rodziców są wytykani, wyszydzali lub dzieci zwyczajnie się ich boją. Nakreślasz proste, lecz dobre portrety psychologiczne, pokazujesz, jak wielka jest więź łącząca Hanę, Takuro i Rina. Jednak proszę, zlituj się nad czytelnikami – opisywanie rozdział za rozdziałem monotonnego życie jest okrutnie nudne. Nie dajesz nadziei, że kiedykolwiek zdarzy się coś bardziej emocjonującego, a najbardziej efektowny moment to chyba był upadek głównej bohaterki prosto na pysk w pierwszym rozdziale. Na potęgę postacie wzdychają, ale nic ciekawszego niż przypadkowe obicie nosa się nie wydarzyło.
Opisy 1/5
Duży problem w odbiorze sprawiały wszechobecne i różnorodne błędy, jednak o tym będę chciała szerzej powiedzieć później. W Twoim fanfiku nie istnieje opis idealny, jednak wyczuwam dobre zamiary i w gruncie rzeczy porządny obraz domu Hany się z tej paplaniny wyłania. Wiem, jak wygląda jej pokój, sypialnia rodziców, kuchnia, salon czy łazienka. Nic, tylko zatrudniać architekta i budować chałupkę w rzeczywistości. Naprawdę trudno było zapomnieć o pewnych schodach, które skręcały w prawo, a o którym to fakcie informowałaś mnie z uporem maniaka co rozdział. Spokojnie, tylko spokojnie, z pamięcią cioci Dziab nie jest jeszcze tak paskudnie. Chyba... Niezmiennie prezentowała się również zasobność pewnej lodówki, w której nawet w środku nocy można było znaleźć karton mleka. Doszłaś do perfekcji w zaplątywaniu zdań tak, że przynajmniej co drugie zawiera w sobie jakąś paskudną głupotkę. Dla przykładu: "Zbliżała się zima, więc trzeba było by zagrabić liście, które spadły z drzew i trochę ogarnąć na podwórku." Dlaczego w to zdanie szpeci niepoprawnie skonstruowany zwrot "ogarnąć na podwórku"? Albo ogarnąć podwórko, albo ogarnąć bałagan na podwórku. Fajnie, że narrator pierwszoosobowy nie zbija bąków i nie mówi tylko o sobie, ale niech robi to poprawnie, na Mickiewicza przewracającego się w grobie! Do perfekcji opanowałaś relacje z rodzinnych posiłków. Jeśli kiedyś moja studencka dola spowoduje, że będę miała do jedzenia tylko przeterminowany jogurt, to przeczytam sobie powtórnie któryś rozdział. Gorzej radzisz sobie z opisaniem czyjegoś wyglądu – tak naprawdę z tekstu nie wynika, jak wygląda Hana czy jej mama. O ich włosach mogłabym jedynie stwierdzić, że obie muszą mieć dość długie, skoro mogą związać je w kucyk. Oszczędzono mi informacji, jakiego są koloru ich czupryny czy oczy, choć może powinnam bić pokłony, że dzięki temu oszczędziłaś też tych okropnych "-włosych" i "-okich" określeń. No dobra, pokłoniłam Ci się kciukami, ale na więcej na razie nie licz. Opisujesz świat, ale opisujesz niedokładnie i niepoprawnie. Uporaj się z tym.
Dialogi 2/5
Sytuacja jak w przypadku opisów – owszem, dość fajne są, ale roją się w nich błędy niczym mrówki na świeżym truchle. Na pewno na plus zasługuje fakt, że rozmowy są dopasowane do charakteru relacji. Pogawędka ojca czy matki z córką to nie konkurs na to, kto bardziej ciętą ripostę odpali, ale normalny dialog o dniu czy danym problemie. Zebranie tajnej organizacji to zebranie tajnej organizacji, rozmowa małżonków w sypialni to rozmowa małżonków w sypialni, kłótnia z kumplami to idealny moment, żeby Hana bez przeszkód mogła sobie poironizować czy strzelić focha. I wszyscy są zadowoleni i poprawni w stosunku do swej roli! Wyszedł Ci taki Gombrowicz w fanfikowej miniaturze. Co prawda jedynie w przypadku Kisame, który zrobił się bardzo pluszowy i bardzo milusi, zachowanie dobrego ojca nie zawsze pasuje, z drugiej strony skoro zdołał się ożenić, to wpływ małżonki na jego usposobienie mógł być znaczący. Przerażająco znaczący. W każdym razie odbiór psują w tym przypadku głównie nieprawidłowo stawiane przecinki i zapis dialogów. Raz na jakiś czas zdarzy się również kolokwializm lub sformułowanie, które nie pasuje do danej sytuacji. Znów zwrócę uwagę – miej się na baczności i nie stosuj tylko sztywnych regułek. Zwłaszcza w stosunku do interpunkcji.
Fabuła 1/5
Po pięciu rozdziałach bardzo trudno powiedzieć na jej temat coś... ciekawego. Mam wrażenie, że "fabuła" przypadkiem zaplątała Ci się w relacji ze zwykłego życia ninja-mordercy w stanie spoczynku. Trudno byłoby przyciągnąć uwagę czytelników, przedstawiając jedynie proste życie rodzinki, która w dwóch trzecich jest zupełnie fikcyjna i niezwiązana z oryginałem. Sama nie wierzyłam na początku, że osadzając w rodzinnych pieleszach Kisame, chyba najmniej popularnego członka Akatsuki, da się zrobić coś normalnego. Nie, wcale nie interesującego – wystarczyłoby normalnego. Przyznam, że trochę się myliłam. Miałaś odwagę i determinację, żeby postarzyć i zepchnąć większość ciach z "Naruto" na dalszy plan, a pałeczkę oddać w ręce młodszego pokolenia. Pod fizycznym względem trochę przypominają starą gwardię, ale jednak nie grają jedynych skrzypiec w tym spektaklu. Teoretycznie wspominasz coś w związku z tym tajemniczym złodupem, jednak jedna czy dwie wzmianki nie posuwają historii na tyle, żeby dało się to dumnie nazwać "fabułą". Powiedziałabym prędzej, że dopiero badasz grunt. Początki "Naruto" czy innych shounenów też nie były pasjonujące – pierwsze rozdziały polegały głównie na trochę nudnej prezentacji świata przedstawionego, jednak w Twoim przypadku biorę pod uwagę to, że zgłosiłaś się do oceny i najwyraźniej jesteś pewna swojego opowiadania nawet w takiej skromnej formie. Wolę poczekać albo na rozwój sytuacji, albo na stwierdzenie, że Twój blog będzie poświęcony od początku do końca zwykłemu życiu Hany i jej rodziny. Na razie czuję spory niedosyt.
Bohaterowie i świat przedstawiony 5/10
Mój kardiolog odetchnął z ulgą, ponieważ przy okazji czytania Twojego bloga ciśnienie nie podskakiwało mi jak szalone. Nie, nie jest idealnie, ale chociaż główna bohaterka w dużej mierze dzierżyła mikrofon narratora, nie irytowała mnie ani nie usiłowała udowadniać swoim zachowaniem, że jest skończoną idiotką. Hana jest po prostu młodą dziewczyną, troszkę impulsywną, troszkę głupiutką, ale bardzo kocha rodziców i nieźle dogaduje się z kumplami. Jest trochę zdolna, trochę ładna. Zakrawa na określenie "szara myszka", jednak dzięki temu łatwiej jest się mi z nią utożsamić. Również rodzice nie są źli – trochę przewrażliwiona mama, kochany i słodziutki niczym kilo cukru tatuś. Rin i Takuro mają na tyle podobne charaktery, że są dla mnie nie do odróżnienia, lecz to już jest wina małej liczby rozdziałów i ograniczonego czasu antenowego. Mimo tej pozornej "nijakowatości" stworzyłaś całkiem sensowny, alternatywny świat. Zmiana w charakterze Kisame jest do zaakceptowania, choć przydałoby mu się nieco więcej pazura. Fajnie, że spełnia się w roli ojca, jednak chyba za piękne, rybie oczka nie zdobył stołka w Akatsuki. Normalnie kręciłabym nosem kółka za takie machlojki w kanonie, jednak łaskawszym okiem patrzę na to, że istnieje tak niewiele rozdziałów oraz to, że Kisame jest jedynym ważniejszym bohaterem w Twoim fanfiku, który pochodzi z oryginału. Coś takiego ciężko byłoby zupełnie spaprać.
Świat przedstawiony to już trochę inna para kaloszy. Cudownie, stoi dom, niedaleko jest też jakieś pole treningowe... I tyle? To jest świat ninja? Zero relacji na temat ogólnej sytuacji na świecie po przejęciu władzy przez Paina, zero wieści o tym, w jakiej wiosce dzieje się akcja, zero informacji o sytuacji ninja po tak znacznym skoku technologicznym, choćby krótkiej wzmiance o kage (władcy wiosek ninja) czy samym Naruto. Nie oczekuję wkopywania się w szczegóły, ale ogólny zarys sytuacji można było przedstawić choćby podczas narady z pierwszego rozdziału. Nie wiadomo, czego można się spodziewać po kolejnych rozdziałach i czy przypadkiem nie wyczarujesz jakiegoś zwrotu akcji rodem z pośladków, bo przecież w "nieznanym" świecie wszystko Ci tak naprawdę wolno. Nieco to dla mnie za ogólne.
Oryginalność 4/5
Zacznijmy od niemiłych spraw, jakimi są minusy. Hm, jak pewnie wszyscy na Opieprzu wiedzą, nie podoba mi się to niezmordowane eksploatowanie narratora pierwszoosobowego. A tutaj występuje na dodatek pod kilkoma postaciami, raz Hany, raz jej matki. I weź tu się w tym bałaganie połap! Biedaczek nie ma wytchnienia i zamiast pracować wtedy, kiedy naprawdę się przydaje, robi za pomagiera w pierwszym lepszych blogasiowym opowiadaniu. Kiedy podbiję świat, zobaczycie wszyscy, jak wspaniałą pomocą potrafi być trzecioosobowy narrator, buahahaha... Ekhem, no dobrze, to chyba koniec znaczniejszych wad bloga. Czas na pozytywy. Sam pomysł, żeby dzieci członków Akatsuki uczynić głównymi bohaterami, wcale nie wydaje mi się głupi. Od razu ładnie wypiszę argumenty za tym przemawiające, a co! Po pierwsze – zajebistość danej postaci można w granicach rozsądku wyjaśnić sprzyjającymi genami po tatusiach. I mamusiach, oczywiście, nie znieważając płci pięknej. Po drugie – ładnie wybrnęłaś ze zmianami wprowadzonymi do uniwersum. Okej, zakładając, że wojnę wygrało Akatsuki, a wszystko przed momentem śmierci Paina pozostawimy w fabule nietknięte, mamy tu podręcznikowy przykład stworzenia alternatywnej historii, nie jakiegoś przypadkowo umieszczonego koszmarka. Czy członkowie Akatsuki mogli po kilkunastu latach założyć rodziny? To takie trochę gdybanie, ale nie widzę jakichś ogromnych przeciwwskazań; pewne zmiany w charakterze mogły być spowodowane upływem czasu, a fakt wygranej pozwolił organizacji na wyjście z ukrycia i prowadzenie normalnego życia. Dla mnie argument całkiem sensowny, choć nie trzymam się go kurczowo. Po trzecie, co najbardziej zadowala mnie w kreacji Hany, to świadomość, że jej ojcem nie jest żaden przystojniak i bożyszcze fanek "Naruto", tylko właśnie największy brzydal, Kisame. Wracamy tu do wydarzeń kluczowych, bowiem jeśli założymy, że to, co stało się po śmierci Paina w mandze jest nieprawdą, także przeszłość naszej rybki mogła się przedstawiać nieco inaczej i może w Twoim świecie nigdy nie był on do końca wredną szują. Może był tylko taką małą, zagubioną szują, kto wie. Może byłby z niego dobry materiał na ojca. Może znalazłaby się jakaś fetyszystka facetów ze skrzelami. Morze na dodatek bardzo Kisame lubi, więc zaprzestańmy już tej zabawy. Jeśli więc nagniemy trochę prawa biologii i zapewnimy córusi, że nie odziedziczy rybich oczu ani niebieskiej skóry, to jest ona względnie normalną bohaterką z nieco nienormalnymi rodzicami. To naprawdę miła odmiana jak na miliony istniejących fanfików na podstawie "Naruto".
Poprawność językowa 1/10
Do szczęścia w kwestii niepoprawności brakowało mi już tylko chamskich błędów ortograficznych. Interpunkcja leży, literówki grasują stadami, a błędy stylistyczne o mały włos nie wydrapały mi oczu. Często i gęsto szwankuje też logika oraz zgodność z uniwersum. Po co ja Ci właściwie stawiam ten symboliczny punkt? Chyba na zachętę, bo ciasteczka właśnie mi się skończyły. Musisz przede wszystkim stawiać przecinki tam, gdzie możesz oddzielić zdania pojedyncze lub imiesłowy. Kropki również są mile widziane. Nie wiem też, czy wynika to z jakichś różnic regionalnych, ale strasznie lubisz mordować wszelakie zwroty, tak jak chociażby w przywołanym wcześniej przykładzie "ogarniać na podwórku". Ach, i jeszcze jedno. Przysłówki nie kończą się tylko na określeniach "lekko" i "ciężko", choć po lekturze Twojego fanfika już nie jestem tego taka pewna.
"Podniosłam głowę słysząc pukanie do okna."
Pierwszy przykład maltretowania interpunkcji – brak przecinka po "głowę". "Słysząc" jest imiesłowem i ma on święte prawo, aby oddzielić go od orzeczenia "podniosłam".
"Kiedy mnie zobaczył ściągnął z głowy kaptur od ciemno zielonej bluzy, którą miał na sobie i popatrzył mi prosto w oczy. Nie lubiłam jak to robił, Rin miał bardzo ładne oczy w kolorze ciemnej czekolady."
Tu miał miejsce zbiorowy mord. Brak przecinków po "zobaczył", "sobie", "lubiłam". Przydałaby się kropka zamiast przecinka po "robił", bo dalsza wypowiedź nie ma kompletnie związku z tym, że Hana nie lubi, kiedy Rin dziwnie na nią patrzył. Właśnie! Hana nie lubiła tego, w jaki sposób ten jeden raz Rin skierował na nią swój wzrok czy każdego momentu "patrzenia prosto w oczy" nie lubiła? Chyba to drugie, a zatem nie podobało jej się, kiedy Rin to robił. Nie podoba mi się ta wstawka "którą miał na sobie". Nie, każdy przecież mógł pomyśleć, że chłopak zdjął kaptur, ale bluzę trzyma w plecaku albo pod pachą.
"- Jak chcesz wejść, to pierwsze zgaś papieros. – mruknęłam, na co westchnął z irytacją, ale spełnił mój warunek."
O, a tu mamy gagatka od przeinaczania zwrotów. Nadużywasz słowa "jak". Kolokwialnie mówi się "jak coś chcesz", ale tak nie wypada w szanującym się fanfiku. Stawiasz warunek – mówisz "jeśli chcesz wejść", a dalej "to po pierwsze zgaś papierosa". Podpowiem, że słowo papieros się odmienia przez przypadki, a chcąc swe warunki wyliczyć, stosujesz "po pierwsze", "po drugie" i tak dalej. Nie stawiamy kropek w dialogach, jeśli narrator zaczyna swoją wypowiedź od słowa określającego czynność mówienia, np. "rzekł", "mruknęłam", "stęknął", "odparła" i inne w tym stylu.
"- Taa siedzą w salonie. Mają jakąś naradę, czy coś."
"Taa" to takie wtrącenie, po nim dajesz przecinek. Niepotrzebny przecinek jest natomiast po "naradę", bo przed "czy", "albo", "lub" zwykle nie stawia się przecinków. Oczywiście jeśli nie występują w duecie albo nie są we wtrąceniu.
"- A, co mamy zrobić wiadomo, że trzeba się skurczybyka szybko pozbyć, bo prędzej czy później dopadną młodych."
Wybaczam zaczynanie od "a", bo to dialog, ale zszarganego imienia interpunkcji nie podaruję. "A co mamy zrobić? Wiadomo, że trzeba się skurczybyka szybko pozbyć, bo prędzej czy później dopadnie młodych." Rozumiem, że pan Złodup z pewnością ma na usługach pomagierów, ale to właśnie on jako szef i głowa szajki chce złapać Hanę oraz resztę.
"Myśl Hana, myśl! Szybko Pan C!"
Jakby jeszcze podczas tego myślenia stawiała przecinki i nie robiła literówek, to byłoby idealnie. "Myśl, Hana, myśl!" Tylko proszę Cię, nie wzywaj Pana C, bo Panowie A i B mogą się poczuć urażeni.
"- Widzę, że nowy sweterek. Bardzo gustowny, podkreśla twoje mięśnie. – dodałam, na co on tylko lekko uniósł do góry brew."
To Kisame ma BRWI? Obśmiałam się bardziej niż podczas seansu Kabaretonu na Polsacie, ale to przez to, że nigdy nie wczuwałam się w ten fakt. Oczywiście, oczywiście, ma brwi, nie chcę tu urazić niczyjej dumy. Boli mnie inna rzecz – "widzę, że masz nowy sweterek." Nie gubimy orzeczeń, bo potem łkają w kącie u Dziab. Po raz drugi zwrócę uwagę na zapis dialogów – tutaj powinno być bez kropki po "mięśnie".
"Jak tylko zamknęłam za sobą drzwi od swojego pokoju, odetchnęłam z ulgą. Chłopcy oczywiście udawali, że się uczą, a kiedy zobaczyli, że tylko ja weszłam do pokoju, odetchnęli z ulgą."
Ja też odetchnęłam z ulgą. Wszyscy sobie tak teraz siedzimy i oddychamy z ulgą. Cały fanfik postacie nic nie robią, tylko wzdychają z ulgą. Ale... przestańmy oddychać z ulgą – tak szybko się zapowietrzamy. "Gdy" zamiast kolokwialnego w tym przypadku "jak" i wszystko od raz będzie ładniej wyglądać.
"- No to pa. Napisz do mnie jakbyś się chciał jutr spotkać. – powiedziałam."
Ciach! Głodny autor. Literówka w "jutro", niepotrzebna kropka po "spotkać".
"Nawet nie wiem, jakim cudem znalazłam się w salonie, a później usiadłam na swoim miejscu przy stole."
Zwykle odbywa się to dzięki magicznej pomocy części ciała zwanych nogami. Mile jest widziana współpraca z mózgiem i pamięcią. Nie no, szczerze? Takie wymigiwanie się od opisania sytuacji zwrotem "nie wiem, jakim cudem" zasługuje na plakietkę z napisem "Alzheimer".
"- Idę na zakupy, nie przesadźcie z treningiem. – powiedziała, kiedy ubierała czarne T-bary na obcasie."
Czarne – co? Jestem stara, nie znam się oczywiście, ale używanie tak fachowej terminologii wcale nie pomaga mi wyobrazić sobie tę scenę. Ważniejsza kwestia dotyczy innego słowa. Buty, bo wnioskuję to na podstawie obecności obcasów, się zakłada, nie ubiera. Ubrania zresztą też się zakłada, następnie się je nosi, a nie ubiera. Ubierać to można "się", nie coś na siebie. Naturalne jest też, aby w dialogach nie budować nie wiadomo jak złożonych zdań, ale dość często stawiać kropki. Idę na zakupy. I już! Jedna informacja przekazana szczęśliwie. Niepotrzebna kropka po "treningiem". Wiadomo, prawa dialogów.
"Głośno pociągnęłam na nosie i pokazałam mu rękę."
Uduszony zwrot. Pociągnąć można nosem. Na nosie to można komuś zagrać, a tego chyba Hana w planach nie miała.
"Akurat za ten czas nalała mi się ciepła woda do wanny, więc nie musiałam tak długo czekać."
Kolejne morderstwo na zwrocie. "Akurat przez ten czas ciepła woda nalała mi się do wanny", nie inaczej.
"Szybko weszłam do wanny i przez chwilę rozkoszowałam się chwilą, kochałam wodę, cóż jakby nie patrzeć ćwierć mnie to ryba."
Co za brawurowy zwrot! "Przez chwilę rozkoszować się chwilą". Prawie jak "podczas smarowania kromki chleba posmarowałam kromkę chleba". Może lepiej brzmiałoby fragment: "Szybko weszłam do wanny i już po chwili rozkoszowałam się ciepłem kąpieli. Kochałam wodę. Cóż, jakby nie patrzeć to w jednej czwartej byłam rybą." Jak widzisz, warto stosować kropki.
"Popatrzyłam na opakowanie, napis który na nim był mówił, że płatki zawierają sto procent kartonu, więc szybko je odłożyłam i zabrałam te o smaku orzechowym."
Daaa? Co to za płatkopodobny szajs, który zawiera w sobie sam karton? To nienormalne nawet jak na chemicznie modyfikowane żarcie. Może chodziło o karoten? Nie, nie, to jest jeszcze gorsze. Błagam, ja – szalony chemik, błagam Cię, zmień to może na "sto procent dziennej dawki", bo sto procent karotenu ma tylko czysty karoten, tak samo tylko karton ma w sobie sam karton. "Popatrzyłam na opakowanie. Napis na nim mówił, że płatki (...)" i tak dalej jak powinno brzmieć to nieszczęście.
"- Może troszeczkę, bardziej raczej zawiedzony. Ale przecież wiesz, że nie umiem się długo gniewać na moją rybkę."
Literówka w "zawiedziony". Bardzo łatwo można przedobrzyć sprawę, jeśli ma się pod ręką zbyt wiele fajnie wyglądających słów. Lepiej brzmiałoby: "Może troszeczkę. Jestem raczej zawiedziony, ale przecież wiesz, że nie umiem się długo gniewać na moją rybkę." Nie zawsze kropka pasuje tam, gdzie przecinek. I na odwrót. Nie jestem mordercą, który nie pozwala używać spójników na początku zdania, ale je też trzeba używać rozsądnie i tylko tam, gdzie mowa potoczna przyzwala na takie postępki.
"Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmieszku (...)."
"Usłyszałam, jak się wyprostował i lekko westchnął."
"- (...) Miałem nadzieję, że w końcu sobie odpuszczą. – powiedział lekko wzdychając."
Zauważyłam, że rodzinka Hoshigaki wszystko robi lekko. Najczęściej lekko się uśmiecha albo wzdycha, zwykle kilka razy pod rząd. Czasami zdarzy im się lekko odchylić głowę, lekko spojrzeć, lekko pocałować lub lekko się zawieść. Ba, czasami jednak wzdychają głośno, a wtedy to znak, że osoba jest wielce wzburzona! Miałam niezły ubaw, kiedy włączyłam sobie opcję wyszukiwała słów w tekście i zaczęłam wynajdywać coraz to nowe kompilacje ze słowem "lekko". Zabawa murowana.
"Jeżeli podsłuchiwali, to pewnie pokapowali się, że cos jest nie tak i będą chcieli się o tym dowiedzieć , jak najwięcej rzeczy."
A fe, co za brzydki kolokwializm w ustach mateczki! Literówka w słowie "coś" i niepotrzebny przecinek po "dowiedzieć".
"- Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, co by było gdybyśmy się nigdy nie spotkali? Gdybyśmy nie wpadli i nie byłoby Hanny?"
No pięknie. Sama matka nie zna imienia swojego dziecka i mówi "Hanna" zamiast "Hana". A może to taki polski smaczek dla uważnych czytelników? Może pani Hoshi była na wakacjach na Mazurach? Przecinek po "było".
"Dostałam e-maila od Takuro, trochę mnie to zdziwiło, bo myślałam, że cały weekend jest na treningu z ojcem, a wtedy nie miał dostępu do internetu."
Dłuższych zdań już się nie da sklecić? Dostałam mejla od Takuro, koniec jednej informacji. Kolejna część jest nie o mejlu, tylko o zdziwieniu spowodowanym tym, że chłopak nie powinien mieć dostępu do sieci. Tutaj wystąpiła albo literówka, albo zagalopowałaś się w pisaniu, bo gdzieś wcześniej napisałaś "Internet" z wielkiej litery. Kiedyś na jednym przedmiocie prowadzący zwrócił nam uwagę, że powinno pisać się "Internet", jednak nie pamiętam powodu, dlaczego rządzi się to takimi prawami... A, prawda! Chyba chodzi o to, że Internet jest rzeczą wyjątkową, unikalną, taką samą na całym świecie, tak samo jak nasze słońce, ta konkretna gwiazda, jest z nazwy Słońcem. Radio czy telewizja zależy od regionu czy nadawcy. Taka pseudo-mądrość Dziab przy okazji.
"Kiedy w końcu znalazłam się w centrum miasta, wyciągnęłam z torebki komórkę i odczytałam wiadomość od Takuro, którą dostałam niedawno, ale nie zdążyłam przeczytać.
Czekam koło fontanny."
Cytowanie wiadomości czy nawet napisu na zwykłej ikonce powinno być brane w cudzysłów. Bo przecież... cytujesz. Nie sławnego autora, ale pewną wypowiedź w swej oryginalnej formie.
"Półgodziny później, byłam już przed swoim domem."
Pół godziny później. Choć istnieje słowo "półgodzina", to jednak stosować można je przede wszystkim z przyimkami, nie samodzielnie. "Po półgodzinie byłam na miejscu" – tu zostało użyte poprawnie. Niepotrzebny przecinek po "później"
Detal
Dodatki 7/10
Zwykle magiczne kursorki w patatające jednorożce dosyć mnie irytują, ale Twoja chmurka Akatsuki jest na tyle malutka i na tyle prosta, że zbyłam ją machnięciem ręki. Ot, gadżet ku uciesze autorki i niektórych fanów. Pasek boczny jest prosty, uporządkowany, czcionka jest w porządku, nie widzę na nim żadnych zbędnych śmieci. Idealna sprawa. Bardzo podoba mi się rozwijane menu – tak rzadko można je spotkać, a tak fantastycznie usprawnia poruszanie się na blogu! Jest zakładka "O opowiadaniu", którą zaliczyłam jeszcze przed ocenieniem treści opowiadania, są "Linki", zawierająca odnośniki do lubianych blogów czy ocenialni, nie pominęłaś też okazji do napisania kilku, lecz naprawdę kilku zdań o Tobie w zakładce "O mnie". Dla mnie rozpisałaś się w sam raz. No, problem sprawiają trochę barwy szablonu, ale o tym już wiesz.
Pozwolę sobie jeszcze przewiercić wzrokiem zakładkę "Bohaterowie". O! Kliknęłam i przeniosłam się na stronę, na której na nagłówku widzę... Rin z Vocaloidów. Rany boskie, co z Ciebie za uparciuch! Tu "Naruto", a tu ten nieszczęsny syntezator śpiewu. Wielki dla Ciebie plus za to, że wspomniałaś o tym, skąd czerpałaś informacje o bohaterach oraz że zadbałaś o podlinkowanie "portretów" bohaterów do galerii na zerochanie. Świetna, przemyślana robota. Na nieszczęście nie podoba mi się obrazek, który przedstawia główną bohaterkę. Postać jest piękna, błyszcząca i niewinna, lecz to akurat żadna nowość jeśli chodzi o japońskie twory. Mnie razi fakt, że dziewczyna ma kocie uszy, a to chyba nie odpowiada Twojemu wyobrażeniu Hany, co? Niebieskie włosy i oczy okazały się trafem w dziesiątkę, jeśli chodzi o moje wcześniejsze przewidywania, ale postaraj się znaleźć bardziej normalny wizerunek bohaterki. Ktoś sobie może pomyśleć, że to normalne, że ma taką nowatorską "fryzurę". Zaręczam Ci, że w Internecie znajdziesz mnóstwo materiałów na równie ładną córkę dla Kisame.
Punkty dodatkowe 0/5
Suma: 27/60
Ocena: dostateczna
Trója, ale niezwykle mocna. Dla mnie może za mocna, wiesz, Nami, do czego piję. Musisz bardzo, bardzo mocno popracować nad poprawnością, bo to przyda się nie tylko do pisania opowiadania, ale nawet to pisania komentarzy, postów na forach, mejli... Twój język kulał nawet w komentarzach sprzed kilku dni i musisz wiedzieć, że prawidłowe stawianie przecinków jest tak samo ważną oznaką kultury, jak pisanie zaimków z wielkiej litery. A może nawet bardziej. Może poproś, żeby czytelnicy zwracali Ci w komentarzach uwagę na najgorsze wpadki? Jako pracę domową nakazuję Ci przeczytać zasady budowania dialogów – to chyba będzie najprostsza, lecz jednocześnie jedna z ważniejszych rzeczy do naprawienia. Jest wiele fajnych i łopatologicznych poradników na ten temat w Internecie.
Z drugiej strony chylę swą czapkę z pomponikiem, bo masz naprawdę przyjemny pomysł na historię. Nadal nie użyję słowa "fabuła", ale cieszę się, że doceniasz wagę tych zwykłych, codziennych uczuć. Chętnie będę regularnie zerkać na Twojego bloga – kiedy tęsknota za domem da mi w kość, z przyjemnością odwiedzę Twoją rodzinkę Hoshigaki.
Pozdrawiam!
Dziab
"Może znalazłaby się jakaś fetyszystka facetów ze skrzelami. Morze na dodatek bardzo Kisame lubi, więc zaprzestańmy już tej zabawy." Na pewno o to morze chodziło, czy jednak nie przywidziało mi się i powinno być tam "może"? Tak czy siak, bardzo miło widzieć że Opieprz ma już ponad 800 ocen, które ciągle są wspaniałe! Czy może byc coś lepszego niż celny tekst? Na razie nie znalazłam ;D
OdpowiedzUsuńXD Ha, ktoś dał się złapać! Nie, jak najbardziej powinno być "morze", bo Kisame, człowiek-rekin, morze bardzo lubi. Taki żarcik-kosmonaucik, pewnie trochę nieudany, ale nie mogłam mu się oprzeć. Nie musisz się tym przejmować ;)
UsuńPo ostatnich failach postanowiliśmy wziąć się w garść i nie dawać NASA zbyt wiele okazji do nabijania punktów. W końcu my też musimy jakiś poziom reprezentować. Skromny, bo skromny, ale chyba wypadałoby _^_
Dzięki za tak błyskawiczny komentarz. Chyba zaczynam się bać o to, że nas śledzisz dniem i nocą...
Pozdrawiam!
Dziab
Kurczę, 5 minut nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że napiszę a tu skucha! No właśnie widzę, żadnego błędu nie dostrzegłam, poziom jest reprezentowany ;) Oh nie, wydało się! Oczywiście, że śledzę xD
UsuńNie spodziewałam się, że dostanę tak wysoką ocenę.
OdpowiedzUsuńJako jedyna dzisiaj poprawiłaś mi humor, za co bardzo dziękuje.
Jednego się spodziewałam, punktacji za błędy. Mam z tym ogromne problemy, a ty jesteś pierwszą osobą, która dokładnie mi je wypisała.
Co do kocich "uszu" bohaterki to ona takie ma, a raczej będzie miała. To z "genów" matki, no i będzie niebieska, już jest oraz będzie miała skrzela. Nie ma tak łatwo w życiu nikt, aż tak piękny nie jest.
No to tyle, chciałam napisać teraz coś o fabule, ale pójdę kształcić się językowo, bo pewnie nawet ten komentarz woła o pomstę do nieba :)
Pozdrawiam!
Bardzo się cieszę, że pomogłam. :) Oczywiście wypisałam tylko niektóre zdania dla przykładu i łatwiejszego zanalizowania - ciężko jest "gołymi" słowami wyjaśniać, jak powinno się pisać dialog, a na jakiej podstawie uważam, że gdzieś szwankuje logika. Błędów jest więcej, jednak to już mijało się z celem, żebym kopiowała całe rozdziały i je przeredagowywała.
UsuńPodejrzewałam, że kocie uszy mogą być dziedziczone od strony matki. Wspomniałaś w dodatku, że Hoshi jest demonem, ale nie wspominałaś jakim, tylko dałaś znać, że są to bestie bezogoniaste. A więc kot trochę nie pasował. Gdyby natomiast Jana miała od początku uszy, to dziwne, że nikt nie robił jej uwag na ten temat. Obrazek wyprzedził fabułę. Widzisz jednak - jeśli dajesz wskazówek, aluzji, to wtedy wszystko to wygląda jak przypadkowa zbieranina.
Ha! Będzie niebieska i zyska skrzela, powiadasz... Genetyka jest uratowana. XD Tylko Takuro będzie płakał.
Wcale nie! Bardzo ładny komentarz, śliczne przecinki na swoich miejscach. :) No, ze dwóch brakuje, ale z ręką na sercu powiem, że doceniam starania. To nie jest łatwe, wiem, ale jeśli tylko Cię nie zniechęciłam, to cieszę się bardziej niż miałabym dostać milion komentarzy. :D Powodzenia i szerokiej klawiatury!
Pozdrawiam!
Dziab
Daaa. Patrzyłam na tego Jana, patrzyłam i wreszcie zrozumiałam... "J" jest tak blisko "H". Przepraszam. XD Jasne, że chodziło mi o Hanę.
UsuńWiesz moim pierwszym blogiem jakim stworzyłam, było "życie księżniczki Sakury". Hidan chyba nie sprawdził się w roli ojca, bo blog usunęłam (i bardzo dobrze). To mógłby być dowód, że jednak trochę się poprawiłam.
UsuńFabuła jak na razie się rozwija. Mam dużo pomysłów na opowiadanie, ale porwania Hany nie będzie ;)
Mam właśnie problem z Takuro, a raczej z Deidarą. Myślałam, że te usta to właśnie kwestia genów. Zauważyłam też, że faktycznie Hoshi pozostawiłam trochę w tyle, ale nie miałam takiego zamiaru. Postaram się poprawić i douczyć w końcu młoda jestem jeszcze.
Pozdrawiam!
Hidan w roli ojca? :"D O Jashinie, to chyba byłby zbyt wielki kontrast. Kisame mimo wszystko był kreowany na początku na takiego w miarę cichego ninja, dość rozsądnego, ale Hidan... Hidan. No właśnie. XD To byłoby chyba zbyt szalone. Ale! Przecież to właśnie Tobie udał się sensowny Kisame, więc o czym ja mówię?
UsuńO! I bardzo mnie to cieszy! Nie idziesz utartymi szlakami - bardzo dobrze.
Wiesz, że miałam podobną zagwozdkę. Szukałam na wiki cokolwiek odnośnie tych łapek, starałam się dowiedzieć, czy może Deidara z czasem je sobie doszył, ale na nic takiego nie natrafiłam. Nie wiem, może w jakimś data booku było napisane, że to jest osobliwe kekkei genkai? Dla bezpieczeństwa założyłam, że Deidara urodził się z nimi. I teraz albo to Hana jest dziwna, bo w żaden sposób nie jest podobna do ojca (do matki też nieszczególnie, jeśli mam się opierać na obrazkach), albo to Takuro i Rin są odmienni, bo są niemal kopiami swych ojców. Jeszcze Rin to pół biedy, ale Takuro odziedziczył włosy (och, kurde, wiem, wiem, przecież sam zapracował sobie na ich długość, wiem), jednak jest też szczupły, ma paszczęki na dłoniach, mogę domniemywać po obrazku, że nawet kształt oczu ma po Deidarze. Hm. Taki problem... Oj tam! Przyznaję się do błędu. Dobrze jest, jak jest. Przecież czasami tak się zdarza, że dziecko jest kropka w kropkę podobne do jednego rodzica, a nie mówimy tu o wszystkich postaciach, tylko o jednej. Wybacz mi. Zagalopowałam się trochę w szukaniu dziury w całym. Jest dobrze. :)
Pozdrawiam!
Dziab
Nie Hana jest podobna do rodziców, nie opisałam ich za dobrze (tym bardziej Hoshi) i dlatego tego tak nie widać.
UsuńNo i Hana dopiero dorasta, nikt nie powiedział, że Kisame taki się urodził, więc wiadomo. Tutaj daje popis mojej wyobraźni, może coś z tego wyjdzie.
Zapewniam tylko, że Hana nigdy nie stanie się Maryśką Zuzanną. Przynajmniej ją będę się starała, żeby nigdy do tego nie doszło.
Jeszcze raz dziękuje za ocenę. Dużo mi ona pomoże, mam taką nadzieję.
Co do Takuro, to Sui też jest blondynką, a resztę po tatusiu odziedziczył. No Deidara jest bardziej wybuchowy, a Takuro tak jak matka - spokojny, cichy, ale ma również charakter. A Deidara jest również "mistrzem" Takuro, więc słowa "sztuka to wybuch" były mu od dziecka wmawiane :)
Wybacz za nie logiczny komentarz powyżej. Dziesięć godzin robienia ciastek to za dużo jak na mnie ;)
UsuńPozdrawiam i życzę weny na następne oceny!
Nie czytałam dokładnie oceny, ale rzuciło mi się w oczy - zaczynać od "a" można zawsze, nie tylko w dialogach. Nie mam pojęcia, skąd się wzięło przekonanie, że używanie spójników na początku zdania jest niepoprawne.
OdpowiedzUsuńWitaj Leleth!
UsuńTo, że można coś robić, nie oznacza, że należy to robić, prawda? Obecnie można używać słowa "przyszłem" zamiast "przyszedłem" a i tak to wypiszemy w błędach na Opieprzu, ponieważ uważamy, że można pewne zdania napisać lepiej. Przykładem jest spójnik "a" na początku zdania. Nie jest to błędem, ale ja, kiedy widzę "a ja witam Was w kolejnym poście", na początku posty, mam ochotę wyeliminować to "a więc" i o tym też piszę.
Skąd wzięło się to przekonanie - również nie wiem i wątpię, że ktokolwiek traktuję tę zasadę ze stu procentową skutecznością. Ale z pomocą przychodzi (jak zawsze) poradnia językowa:
"Nauczyciele nie lubią zdań zaczynających się od spójnika, gdyż w wielu wypadkach taki sposób budowania zdań świadczy o nieporadności piszącego. Nie ma jednak reguły, która zabraniałaby użycia spójnika na początku zdania, a cytowany przez Ciebie przykład jest poprawny. W każdym razie nie można mu nic zarzucić, gdy rozpatruje się go w izolacji. Jak wygląda zaś na tle kontekstu, to inna sprawa.
— Mirosław Bańko"
Pozdrawiam! ;]
Asetej
A kto tak twierdzi? ;) Pewnie to zabrzmiało, jakbym dumnie wybaczała jakiś zły postępek, a chciałam po prostu zbyć czepialskich, którzy nawet w dialogach biednego "a" zakazaliby. Ja potwornie uwielbiam zaczynać zdania od spójników, wystarczy spojrzeć na ocenę! Lubię też, kiedy spójniki występują w dialogach (bo to wygląda naturalnie!) albo w przypadku narratora (jakby go nazwać... takiego luzaka? no, takiego niczym z książek Pratchetta). W marzeniu-o-szczęściu mam do czynienia z narratorem pierwszoosobowym i takiemu sama wystawiłabym upoważnienie do używania spójników na początku zdania. Nie, Leleth, nie jestem dewotą, która obcemu wypomni, a sama robi swoje. XD Po prostu spójniki na początku zdania mogą nie pasować np. do narratora wszechwiedzącego, typowego, sztywnego obserwatora. Spójnik może nie pasować, ale błędem nie będzie. Ważne jest tylko to, żeby nie przedobrzyć w żadną stronę, prawda?
UsuńPozdrawiam!
Dziab
Aaaaaaas~ :P
UsuńNie, używanie słowa "przyszłem" jest błędem. Zaczynanie od spójników nie jest błędem. Porównywanie jest chybione.
UsuńStanowisko profesora Bańko doskonale znam.
"a i tak to wypiszemy w błędach na Opieprzu, ponieważ uważamy, że można pewne zdania napisać lepiej." - oczywiście, można wypisać, można zasugerować autorowi, że zdanie brzmiałoby lepiej inaczej, ale nie należy traktować tego ani jako błąd, ani jako prawdę absolutną, do której musi się zastosować.
""a ja witam Was w kolejnym poście", na początku posty, mam ochotę wyeliminować to "a więc"" - ale gdzie tu jest "a więc"? :)
"Pewnie to zabrzmiało, jakbym dumnie wybaczała jakiś zły postępek, a chciałam po prostu zbyć czepialskich, którzy nawet w dialogach biednego "a" zakazaliby. " - tak, właśnie tak to zabrzmiało. Niestety, czytelnik nie będzie się domyślał, czy Twoja wypowiedź ma drugie i dziesiąte dno.
"stuprocentowa" piszemy razem.
Również pozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietna ocena :)
OdpowiedzUsuń"Mnie razi fakt, że dziewczyna ma kocie uczy, a to chyba nie odpowiada Twojemu wyobrażeniu Hany, co?" - Po kociemu się uczy, ma kocie ruchy czy kocie uszy? ^^
Aaa! Kocie uszy, no jasne! Mea culpa, cara, masz punkcik i dzięki.
UsuńZawsze mogły być jeszcze kocie oczy. Też pojedyncza literówka. XD
Pozdrawiam!
Dziab
Na początek:
OdpowiedzUsuń"Waszego wiecznego maruderę" - marudę
"tutułuj się "Dzikim" - tytułuj
"Raz na jakiś czas zdarzy się również kolokwializm lub sformuowanie" - sformułowanie
Pozdrawiam i gratuluję Perły :)
Trzy raz tak, trzy punkty lecą na konto. :3 Najpierw się zdziwiłam, że marudera jest źle, ale okazało się, że to nie to samo co maruda (choć też źle o człowieku świadczy). A może to Freud przeze mnie przemawia? Może jestem spóźnialska i "niby przypadkiem" moja podświadomość zrobiła mi psikusa? XD
UsuńDziękuję i pozdrawiam!
Dziab
"syntetazora" - nie powinno być syntezatora?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Faktycznie, na samym początku się syntezator zmutował, potem na szczęście wrócił do swej postaci :) Dziękuję i punkt dla Ciebie.
UsuńPozdrawiam!
Dziab
"Aż dziw, że do tej pory Hana przez kilkanaście lat swego życia, mając na uwadze fakt, że ich rodziny doskonale się znają i regularnie spotykają, nigdy nie była z nim sam na sam z chłopakiem." - jak już jest "z nim" to chyba zbędne jest "z chłopakiem", a jeśli jest niezbędne to powinno być po przecinku.
OdpowiedzUsuńCzy Dziab ma już dość fanfików Naruto, czy można zgłosić do kolejki jeszcze jakiś?
A to jest efekt mojego wiecznego poprawiania zdań na milion sposobów - coś dorzucam w ostatnim momencie, ale czegoś zapominam skasować. Przedobrzyłam. _^_ Odrzucę "z chłopakiem", bo sama Hana jest poruszona tylko randką z Takuro, nie z chłopakiem w ogóle. Dzięki za czujne oko i punkcik NASA już ląduje na koncie.
UsuńDziab nigdy nie ma dość fanfików na podstawie "Naruto". :) Jest tylko ciutek wymagająca, bo one najczęściej się zdarzają i ma co do czego porównywać. Chętnie przygarnę do swojej gromadki jeszcze jeden. :D
Pozdrawiam!
Dziab
No to tak - Dziabara, jesteś świetna. Och i ach, bijesz na głowę (a może po głowie...?) jedną oceniającą, co mnie kiedyś rozwaliła, ale kurczę, jak ona się nazywała... Zanik, bywa. Starość nie młodość, a młodość nie starość. Kurczę, coś się ze mną dzieje. Wracając do oceny, ja mam tylko takie jedno małe pytanko - ile Ty tego napisałaś?! Oczy czasami mnie bolały, o ja *q*
OdpowiedzUsuńCiepłe pozdrowionka, i weny życzę!
Stupid Lamb.
Wolałabym nikogo nie bić na głowę, a już na pewno nie po głowie. _^_ To i tak słowa na wyrost - po prostu staram się dobrze wykonywać zadanie, którego się podjęłam. Nawet ja na początku nie byłam idealna, a kto wie, co powiemy za kolejne pół roku. ;)
UsuńIle? W sensie stron? Naprawdę nie wiem! Nigdy nie patrzę na licznik stron ani słów, ale kiedyś z ciekawości sprawdziłam, ile objętości mają moje oceny, gdyby na Katalogu pojawiły się Preferencje Opieprzu - wyszło około osiem stron bez "Poprawności językowej". Zawsze piszę tyle, ile uważam za słuszne. Nigdy nie sądziłam, że moja beztroska może kogoś przyprawić o ból patrzałek. Przepraszam, naprawdę przepraszam! XD
Ciepełko zawsze się przyda! Schowam je do termofora, a wenę zachomikuję w spiżarni.
Pozdrawiam równie gorąco!
Dziab