Co ja Ci takiego zrobiłem, że karzesz mnie w tak okrutny, wyszukany sposób?! Czyżby wyczerpały Ci się już inne sposoby na dręczenie Zoltana, że posuwasz się do tak perfidnego fortelu? Oto znalazłem się w przedsionku piekła, a zwie on się „Twórczość Qani”.
Estetyka
Wołanie o pomoc 5/10
Czuję się, jakbym na haju trafił wprost na paradę równości, pokoju, tęczy i pluszowych maskotek. Boże, jak tu kolorowo! O, motylki. Jakie one są słodkie, aż mnie zemdliło. Tyle uroku i słodkości wykończyłoby nawet Troskliwe Misie, a Wy chcecie, żeby Waszego bloga ocenił mężczyzna. Aż boję się myśleć, co się ze mną stanie po skończeniu tej oceny.
Adres „Twórczość-qani” to taka insynuacja, że znajdę tu coś, co wyszło spod paluszków autorek i nie jest jedynie kopią tekstów cudzych. Tworzyć to znaczy zrobić coś z niczego, no, może niezupełnie z niczego, bo w Waszym przypadku kredki bambino i tektura z kartonów po butach niewątpliwie była w użyciu. Materiał prosty a jaki efekt. Ale dosyć kadzenia, przejdźmy do konkretów. Mało oryginalny napis na belce potwierdza jedynie, że zabawy z klejem będzie więcej. „Nasza twórczość”, a raczej Wasza twórczość, bo ja bym się pod tym nie podpisał, to blog, na którym umieszczacie wszystko, co do główek Wam przyjdzie. Obawiam się tylko, że „Nasza twórczość” nie odzwierciedla zawartości i do tego wszystkiego mam jakieś dziwne wrażenie, że gdzieś już widziałem ten napis. O, już wiem. Na tablicy w przedszkolu, gdzie wywiesza się bohomazki naszej małoletniej populacji. Kolorystyka szablonu też sugeruje, że zerwałyście się z jakiegoś przedszkola o niezaostrzonym rygorze. Mamy tu sraczkowatą pomarańczę, wypranego łososia, niebieskiego i fioletowego motylka oraz cycatą lalę na tle błękitnego nieba – czego Zoltanowi jeszcze trzeba? Konkursu mokrego podkoszulka - to chyba jest oczywiste. Rozumiem, że już wiecie, co będzie odwracało moją uwagę od treści. Tak, nagłówek. To całkiem dobrze skomponowana grafika. Tu rodzi się moje pytanie. Zależy Wam na jakości czy oprawie? Bo gówienek w złotku nie kupuję, a odnoszę wrażenie, że w tym ładnym opakowaniu kryje się spleśniały serek z zaklejonym ceną terminem ważności. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jeżeli patrzę na szablon jak na całość, to widzę sens, spójność i dobrą robotę. Ktoś, kto to stworzył, do roboty się przyłożył. Tylko ta kolorystyka! Ona... ona przypomniała mi Tęczową Krainę Zoltana! Ojej, muszę zrobić porządek na swojej stronie.
Pod nagłówkiem znajduje się „okno” z informacjami, a pierwszą z nich jest „Oznaczenie "PWP" oznacza: "Porn without Plot - penis w potrzebie", czyli scena seksu bez fabuły”. Myślę jednak, że zamiast tych bzdur w tym miejscu powinna się znaleźć informacja, że szablon wygląda dobrze w przeglądarce Firefox. Explorer nie ogarnia go i cała strona prezentuje się po prostu brzydko. Menu nie funkcjonuje wcale, a wokół poszczególnych elementów bloga pojawiły się jakieś dziwne ramki. Nie sprawdzałem, jak to wygląda w innych przeglądarkach, bo kolekcjonowanie ich nie należy do mojego hobby. A wracając jeszcze do Waszego PWP, to jest to raczej kiepska reklama bloga. Naprawdę myślicie, że słowo „penis” przyciągnie większą rzeszę czytelników? Przepraszam, czytelniczek, bo chyba tylko o nie zabiegacie.
Szczerze mówiąc, nie wiem, czy ten szablon mi się podoba, czy nie. Z jednej strony lubię gdy jest kolorowo, z drugiej czuję się trochę przytłoczony tymi wszystkimi dodatkami, rozwijanym menu i kursorem w kształcie małej panienki ze szkółki niedzielnej Giertycha.
Treść 10/25
Mam już przygotowane wiadereczko po śledziach w śmietanie oraz łopatkę do tortu i idę wygrzebać sobie coś do czytania. Z tym może być problem, bo na tym blogu znajduje się wszystko, nie żartuję. Opowiadania, streszczenia, rysunki, filmiki i coś, co dziewczyny nazywają „innymi formami pisanymi”. Ponieważ jednak tuż pod nagłówkiem umieściłyście tę szczególną informację, to ja właśnie tej fabuły będę szukał.
Opowiadania i inne bzdety
Ścieżka dostępu: Opowieści, Fanfiction, Hetalia, Drabbles, USUK, Ten Ameryka (napisane przez Rani) 1/5
E, tak... to chyba tyle z tego, co mam do powiedzenia. Treść zamknięta w stu słowach to takie pisarskie wyzwanie, ale raczej większego polotu w nim nie da się osiągnąć. Tekst jest napisany poprawnie, interpunkcja też jest w porządku.
Podążając tym tropem i czytając po kolei wszystkie drabble, dotarłem do tekstu pod tytułem „Kochanek”. To najbardziej beznadziejny tekst, jaki tu czytałem. Powtarzają się tam dwa słowa, których nadużywanie może doprowadzić do zapalenia opon mózgowych: „totalnie” i „zafelistość”. To pierwsze słowo używane z umiarem i w tekstach z mową potoczną, czyli krótkich postach blogerów i dialogach w opowiadaniach, jest dopuszczalne i myślę, że zrozumiałe dla większości ludzi. Ale to drugie? Co to w ogóle oznacza? To jakiś gejowski termin? Wybacz, Rani, ale nie jestem „oblatany” w tych tematach. Podobnie nie jestem w stanie zrozumieć Twojego zamiłowania do małego „o” i dużego „O” oddzielonych od siebie kropką. „Oto i coś niezwykle dziwnego, co urodziło się w mojej głowie o.O Jakimś cudem uznałam, że to może być ciekawy pomysł, tym bardziej kiedyś czytałam rzeczy głównie z naszym Felkiem o.O Tutaj chyba zawarła po kolei paringi, które z nim czytałam o.O". O, ja to czytam tak, jak zostało napisane, o. O, jak to głupio brzmi, o. Debaty na temat słowa „paring” i jego znaczenia nie będę podejmował, bo to nie ma sensu. Ja swoje zdanie na temat takich cudaków mam, po prostu ich nienawidzę.
Opowieści, Fanfiction, Hetalia, USUK, Czarne Skrzydła 3/5
Nie byłem szczególnie zachwycony krótkimi tekstami, które opisałem powyżej, a widząc długość tego wpisu, pomyślałem, że może będzie lepiej. Przyznam od razu, że za gejowskimi historyjkami nie przepadam, mierżą mnie one. Nic na to nie poradzę, tak już mam. Więc kiedy czytam takie cudo, w którym głównymi bohaterami są „chopy”, od razu dostaję pośladościsku. „Czarne Skrzydła” to kolejny fanfick zainspirowany serią Hetalia. Długość tego utworu to długość przeciętnego rozdziału w internetowych opowiadaniach, czyli jest niezbyt długi. W tak krótkiej formie ciężko jest zawrzeć fabułę i kreację – one w zasadzie nie istnieją. Akcja kręci się wokół tego, że Anglia ma skrzydła i jest „Bogiem Śmierci”. Ponadto przeskakuje z miejsca w miejsce, zaczyna się na obradach, potem przeskakuje do domu Ameryki, by zakończyć się znowu na obradach. Brak szerszych opisów, brak spójności, bo jak nazwać fakt, że Ameryka, Kanada i Anglia jedzą na śniadanie naleśniki, które usmażył Litwa, skoro go tam nie było? Cud pod Wiedniem? Fuj, wyobraziłem sobie, że... A, oszczędzę Wam. Pod koniec „Skrzydeł” doszedłem do wniosku, że to musi być jakaś parodia, bo pierwiastki mają tu głos: „- Czy się zgadzasz? – zapytał wymijająco german, chciał sprawdzić, czy ten może cokolwiek usłyszał”.
Scena końcowa to z pewnością najłagodniejszy sposób okazywania miłości męsko-męskiej, i Bogu dzięki!
Opowieści, Inne serie, Nekomimi 0/5
To jedno z pierwszych opowiadań, więc nie dziwi mnie fakt, że znalazło się w nim tyle błędów, zwłaszcza interpunkcyjnych. Prawie w każdym zdaniu brakuje przecinka i zdarzają się powtórzenia. Wiem już, że pisanie idzie Ci, Rani, znacznie lepiej, więc doradzałbym w wolnej chwili powrót do starych „śmieci” i recycling. Klik strzałeczkę! O, to mi się podoba! Wybaczcie, nie mogłem się powstrzymać. Wiem już za co będzie punkcik dodatkowy. O czym to ja...? A tak. Po co psuć sobie wizerunek niedopracowanymi tekstami, zwłaszcza że jest o niebo lepiej. Co do samego opowiadania i przedstawionej w nim historii, to jest strasznie naiwne. Wybacz, że to powiem, ale gdybym znalazł rano takiego stwora w swoim łóżku, nawet gdyby był kobietą, z całą pewnością nie miałbym ochoty na przytulanki. Twój bohater wręcz rzuca się na „kotołaka”, by poskrobać go za uszkiem. Ja też bym go poskrobał – pałą. Zanim napiszesz coś takiego, spróbuj wczuć się w opisywaną postać, zastanów się, jaka reakcja byłby najbardziej prawdopodobna. Twój bohater wygląda jakby był testosteronem z imieniem i tylko szukał okazji by sobie „spuścić z krzyża”. Widzę tu ogromny wpływ mangi z gatunku yaoi, robisz wszystko, by opowiadanie nabrało takiego cudownie cukierkowego klimatu. W co drugim zdaniu półczłowiek-półkot oblewa się rumieńcem zawstydzenia, a określenia typu: „słodziak”, „słodki”, „uroczy”, „cudowny” sypią się niczym liście jesienią. Nie czarujmy się, to co tu wysmarowałaś, jest niczym innym jak pornografią literacką i choćbyś ubrała to w najładniejsze słowa, to flaki mi się przewracają na samo wspomnienie tych opisów.
Jeśli kiedyś przydarzy Ci się „mega” zatwardzenie, wówczas wspomnij swojego bohatera, będziesz miała chociaż blade pojęcie o tej wielkiej przyjemności. Poza tym opowiadanie jest słabe, tak w kreacji świata, jak bohaterów. Opisy są marne i przesiąknięte powtórzeniami, a akcja ogranicza się do opisu inicjacji seksualnej kolesia z kocimi uszkami i ogonkiem. Nie przeczytałbym tego ponownie, nawet gdyby mi za to zapłacili.
Na blogu znajduje się jeszcze jedno znacznie obszerniejsze opowiadanie, ale moją przygodę z nim zakończyłem na pierwszej scenie seksu w szkolnej toalecie i ślizganiu się na cudzej garderobie. Po pierwsze pomyślałem sobie, co za profanacja, a po drugie wyobraziłem, na czym ten koleś mógł się pośliznąć i apetyt jak ręką odjął.
Filmiki 3/5
Jestem pod wrażeniem samego faktu, że chce Wam się kręcić i umieszczać w sieci takie rzeczy. Chciałbym jednak wiedzieć, czy same zajmujecie się ich obróbką? Jeśli tak, to pełen szacung, chociaż do profesjonalki to im jeszcze daleko. Ale... naprawdę wierzycie, że ktoś przez trzydzieści osiem minut będzie siedział przed monitorem i oglądał, jak gracie w kiepską graficznie grę na podstawie mangi? Ani to nie jest przyjemne, ani zabawne i kompletnie do niczego nie prowadzi. Klepiecie coś jedna przez drugą, piszczycie, chichracie się jak opętane. Gdyby to chociaż jakieś solucje były, to uznałbym, że te piski są przydatne, ale Wy często same nie wiecie, „o co kaman?”. Strzałeczka w grze do niczego nie prowadzi, a taki filmik jest kolejnym śmieciem w sieci. Inaczej rzecz się ma z plikami audio, które w tę kategorię upchnęłyście. W jednym Rani opowiada o fanfikach, a w drugim o polskim wydawnictwie specjalizującym się w wydawaniu mang. Te wywody można już uznać za jako takie źródło wiedzy. Takie nagranie może być zachętą do pogłębienia wiedzy na dany temat przez osobę, która tego nagrania wysłuchała. Warunek jest taki, że dotrwa do końca wywodu.
Ja nie dotrwałem. Droga Rani, spisałaś sobie to przed nagraniem czy poszłaś na żywioł? Grunt to się poprawnie wysławiać, bo ładny głos to nie wszystko. Ale wiesz co... Animal Planet ma dla Ciebie wakat, dubbing w filmie o rozmnażaniu się dżdżownic. Nie dość, że zarobisz, to jeszcze dowiesz się „jak one to robią?”. Teraz poważnie, nie zdziwi Was pewnie fakt, że za najlepszy uważam filmik o serwisie You Tube. Kto wie, może jest Wam pisana kariera w filmie? A może same wymyślicie i stworzycie jakieś nowe, własne anime? Wszystko przed Wami.
Recenzje 3/5
Zacznę może od najstarszej recenzji, bo najłatwiej się do niej dostać i będę miał chociaż „niejasny” obraz Waszych postępów w pisaniu. Hm, mam dziwnego farta, trafiam ciągle na teksty Rani. Tym razem na moje szczęście żadnych homo-ero wypocin, ale najzwyklejsza recenzja serii „Another”. Nie mam za bardzo do czego się przyczepić, bo pod względem merytorycznym tekst jest dobrze napisany. Rozpoczyna się krótkim wprowadzeniem o tym, kto jest twórcą tej serii i o czym ona opowiada. Potem Rani opisuje, co jej się podobało, a co nie. Na koniec dodaje jeszcze, że nie jest zachwycona zakończeniem, którego na szczęście nie zdradza. Więc czego się czepiać? Ano stylistycznie padaka, kicha i ruina, że mucha nie siada. Nie no, nie bój żaby. Widziałem i czytałem gorsze. Po prostu, jak już pisałem wcześniej i pewnie się jeszcze powtórzę, należy czasami przejrzeć stare posty. Zwłaszcza że Wasz blog był już oceniany i pewien jestem, że ktoś zwrócił na to uwagę. W poprawności przytoczyłem kilka zdań, których prawidłowość najbardziej cierpi. Znalazłem tutaj też coś, co mnie okrutnie mierzi. „Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze muzyka, w openingu [...]”, „Ending był już w znacznie spokojniejszych klimatach”. Co to jest? Przeplatanka jakaś? W języku polskim mamy takie słowa jak „początek” i „koniec” i wierz mi, że wyglądałby one tu znacznie lepiej. Jeśli stosujesz taki kipisz, to czytelnik myśli, że brak Ci piątej klepki, klapki, łapki czy czegoś tam. A jeśli chcesz używać takich słów w sposób ironiczny, bo na przykład gdzieś je zasłyszałaś i jakoś tak palce Cię świerzbią, by wcisnąć to do tekstu, to stosuj cudzysłów. On właśnie po to jest, by wyróżnić tekst niejednorodny w zdaniu, słowa użyte ironicznie lub takie, których Ty autorką nie jesteś, a jedynie je przytaczasz. Bez tego Twój „opening” i „ending” sugerują, że jesteś „crazy, mad, and sick”. Teraz pod lupę wezmę sobie najnowszą recenzję, a to z tego powodu, że już wczoraj odkryłem, jak wielkim problemem może być dostanie się do niej. Proszę o ciszę, będę się koncentrował. Najeżdżam sobie kursorem na „Inne formy pisane”, menu się rozwija, wybieram „Recenzje”, rozwija się pieruńsko długa lista, której końca na monitorze nie widać. Ostrożnie przesuwam w dół. Cholera! Zwinęło się. Jeszcze raz od początku. No kur... zapiał, znowu się nie udało! Dobra, zamknę sobie dolny pasek programu McAfee. Podciągnę pięć milimetrów do góry, może starczy miejsca, żeby się to cholerstwo do końca rozwinęło. Jest! Udało się! A już myślałem, że będę musiał tego ręcznie szukać w archiwum. Zastanawia mnie jednak, co będzie, gdy dołożycie jeszcze kilka recenzji? Wróżę temu rozwijanemu menu, że zostanie wyklęte. O tym jednak później, bo czas zająć się treścią. Ha, od razu zacznę do drwiny. Jak sobie, aniołeczki, w tytule posta wpisałyście – tytuł. To po kiego grzyba w treści posta też go piszecie? Teraz macie dwa, jeden pod drugim. Wiem, wiem, w Blogspocie nie ma opcji wyłączenia tego. Można go tylko zamaskować, nadając mu kolor tła, na którym się znajduje, lub nie wpisywać go wcale. Wtedy na liście postów w polu tytułu wyświetlać się będą pierwsze słowa posta. Namieszałem, ale mam nadzieję, że wiadomo, o co mi chodzi.
«Czy komputer zastąpi człowieka? Recenzja mangi „Chobits”» tak oto zwie się najnowsze dziecko Rani. Ono się niestety kalekie urodziło, brak mu połowy kodu DNA. Ma za to masę powtórzeń i dziwnie sformułowanych zdań.
- Czyżby winę za to ponosiły komiksy?
- No coś ty, przecież tam jest tyle opisów, że czytając je, niemożliwością jest nie wyrobić w sobie umiejętności poprawnego pisania i formułowania logicznych, złożonych zdań.
Tutaj, podobnie jak poprzednio, nie będę oceniał tego, co napisałaś, tylko jak to zrobiłaś. Wasze recenzje są jak nasze oceny, są subiektywnymi odczuciami po obejrzeniu anime lub przeczytaniu mangi. Do profesjonalizmu jest im jeszcze daleko, ale przecież nie od razu Elvis został królem. Proponowałbym wzajemnie się wspierać, Qaszka może czytać teksty Rani, a ona jej. To nie boli, a może pomóc. Aby recenzja była recenzją zachowana musi być jednak pewna forma zapisu. Wprowadzenie, w którym znaleźć się powinny informacje podstawowe: kto jest twórcą, pomysłodawcą recenzowanego utworu, kiedy powstał i inne informacje, które mogą być przydatne czytelnikowi. Potem zwykle pojawia się streszczenie, a na koniec w podsumowaniu jakieś własne przemyślenia autora recenzji, nie koniecznie pozytywne, a czasami wręcz przeciwnie. Wszystko zależy od tego, czy się dana rzecz recenzentowi podobała. Dlatego śmiało możesz pisać, że coś jest Twoim zdaniem do bani, bo to Ty piszesz recenzje, a one nie są obiektywnym poglądem i głaskaniem opinii publicznej.
Teraz poszukam jakiegoś tekstu Qaszki, bo się jeszcze obrazi i całkiem rozwali swojego „lapka”. Swoją drogą, co trzeba robić, żeby zniszczyć obudowę w laptopie? Używać go jako tłuczka do schabowych? Wkładasz taki kawał mięcha między klawiaturę a monitor i zatrzaskujesz. Nie dość, że się kotlecik płaski robi, to jeszcze wyskakują na nim gustowne kwadraciki, a jak siądzie chłodzenie, to będziesz miała przenośnego grilla i miejsce w programie „Polak potrafi”.
No, gdzie te wpisy? Już się do kwietnia dokopałem. Nie chcę Waszych wspólnych wypocin, chcę Qaszkę – na mleczku i z cukrem. Mam coś, recenzja anime „Sakurasou no Pet na Kanojo”. Formą i poprawnością nie odstaje od tych pisanych przez Rani, co jest trochę dziwne. Dwie różne osoby, a piszą tak samo i podobnie kaleczą składnię zdania. Powiem to otwarcie, gdyby post nie był podpisany, nie domyśliłbym się, kto jest jego autorem. Poważnie, czuję się, jakbym przekroczył strefę cienia, gdzie wszystko jest czymś innym, niż się wydaje. Recenzja na szczęście pozostaje recenzją i mimo ortograficznych niedociągnięć spełnia swoją podstawową funkcję. Dobra, będzie tego.
Oryginalność 3/5
Próbuję sobie przypomnieć, czy dane mi było oceniać bloga tak różnorodnego i jednocześnie spójnego tematycznie. Nie, nie zdarzyło mi się. Po Disco Polo, Biberze i księżniczkach Disneya manga bije teraz rekordy popularności, chociaż ja i tak wolę „Thorgala”. Oryginalność bloga, takiego jak Wasz, w głównej więc mierze zależy do tego, co na nim umieścicie. Popularna tematyka może równać się popularności bloga, ale nie koniecznie przełoży się na jego oryginalność. Same dobrze wiecie, ile takich stron znajduje się w Internecie.
Poprawność 5/10
Widać spore postępy w pisaniu, ale nadal są pewne niedociągnięcia. Musicie popracować nad interpunkcją i składnią w zdaniu. W tym pierwszym przypadku i tak jest lepiej niż na początku. Nie zaserwuję Wam tutaj szkolenia z zasad, bo nie taka jest moja rola. Same musicie poszukać i starać się je stosować, by blog wyglądał jeszcze lepiej i bardziej profesjonalnie. Nad konstrukcją zdań też można popracować, ułatwia to czytanie. Ale nie mang, na miłość boską, tylko książek, w których ważną rolę odgrywają opisy. Rozumiem, że pod względem atrakcyjności wizualnej książka zawsze przegra z komiksem, ale ma nad nim przewagę – rozwija wyobraźnię, nie podaje na tacy, lecz zmusza do myślenia. Rani, zwłaszcza do Ciebie kieruję te słowa, bo masz zapędy literackie. Teraz konkrety.
Interpunkcja:
„Jakby tego było mało, to jeszcze teraz, na światowej konferencji[,] się ze mną wykłóca!”. W kwadratowym nawiasie umieściłem przecinek zamykający wtrącenie.
„Anglia znów siedział przy stole, popijając swoją ukochaną herbatę: Earl Grey i przeglądając kolejne dokumenty”. Co tu robi ten dwukropek? Pomaga parzyć się herbacie? Dwukropek stosujemy przy wyliczeniach, możemy poprzedzić nim cytat lub wprowadzać do tekstu jakieś wyjaśnienie, uzasadnienie. Tylko czy ta herbata potrzebuje zawieszenia głosu podczas czytania? Bo to należałoby zrobić, stosując się do użytej w tym zdaniu interpunkcji.
„- Chodźmy coś zjeść! – zerwał się z krzesła samozwańczy Super bohater i podbiegł do swojego dawnego opiekuna”. W tym przypadku didaskalia zaczynamy wielką literą, bo opisujesz zachowanie bohatera, a nie sposób wypowiedzi.
„Główny bohater niestety nie uratował się pod względem charakteru, mogłabym wrzucić go do worka z innymi postaciami i na jego miejsce wybrać kogoś o podobnym charakterze, co nie jest trudne, a w rzeczywistości nie zauważylibyśmy by większej różnicy”. Myślę, że tak byłoby lepiej: Główny bohater, niestety, nie uratował się pod względem charakteru. Mogłabym wrzucić go do worka z innymi postaciami i na jego miejsce wybrać kogoś o podobnych cechach. To nie byłoby trudne, a w rzeczywistości nie zauważylibyśmy większej różnicy. Słowo „niestety” wyraża Twój stosunek do wypowiadanej treści i dlatego znajduje się pomiędzy przecinkami. Kropka wypadła w miejscu, w którym w naturalny sposób przypada koniec zdania. Przeczytaj to głośno, a sama zobaczysz, że tak jest. „Charakterze” zamieniłem na „cechach”, żaby nie było powtórzenia.
„Ending był już w znacznie spokojniejszych klimatach, muzyka jest delikatna i powolna, na pewno przypadnie do gustu osobom o delikatnym usposobieniu, niestety ludziom wolący ostrzejsze klimaty radziłabym przewinąć ten ending, w prawdzie za dużo nie stracicie, gdyż nawet jego animacja nie jest powalająca”. O Józefie, mężu wieczniedziewicy! Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam. Rani, dlaczego nie lubisz kropki? Ona cacy, nie dzióbnie Cię w paluszek, bo okrągła jest. Teraz zrób tak: nabierz powietrza w płuca i przeczytaj tak, jak nakazują postawione przez Ciebie znaki przestankowe. Udało Ci się aż do samej kropki? To gratuluję! Możesz rapować. A teraz zobacz, jak to powinno wyglądać: Ending (użyłbym słowa koniec) był już w znacznie spokojniejszych klimatach. Muzyka jest delikatna i powolna, na pewno przypadnie do gustu osobom o delikatnym usposobieniu. Niestety, ludziom wolącym ostrzejsze klimaty radziłabym przewinąć ten ending (bo Cię palnę). Za dużo nie stracicie, gdyż nawet jego animacja nie jest powalająca.
„[...] odrzekł[,] wąchając swoją kolczastą, zasraną różę!”. Nie chcę wiedzieć, co on robił z tą różą.
Stylistyka:
„Jak byłeś mały i czekałeś mojego powrotu [...]”. Od kiedy można czekać czegoś, czeka się na coś.
„Ten dzień był niezwykle nużący, kolejna godzina spędzona na spotkaniu międzynarodowym, sprawiła, że Alfred był już nie tyle co zmęczony, a niezwykle głodny”. Ten dzień był niezwykle nużący, kolejna godzina spędzona na spotkaniu międzynarodowym sprawiła, że Alfred był już nie tyle zmęczony, co niezwykle głodny.
„Właśnie one zastanawiały Amerykę najbardziej, w końcu jak nikt inny nie mógł tego zauważyć?”. Druga część zdania wygląda jak porównanie, a przecież nim nie jest. Właśnie one zastanawiały Amerykę najbardziej, w końcu jak to jest możliwe, że nikt inny nie mógł tego zauważyć?
„Niech będzie… - westchnął, widząc, że ten zaczął robić tzw. „szczenięce oczka”. Skrót w opowiadaniu? Bez przesady! Sam fakt, że umieściłaś to określenie w cudzysłowie wystarczy, by czytelnik odebrał to właściwie.
„Teraz właśnie też nad tym rozmyślał, jednak wyciągnął go z tego dzwonek do drzwi. Zaraz odłożył pada do PS3 i poszedł otworzyć, cały czas pijąc swoją coca-colę. Kiedy otworzył drzwi, zaczął wyglądać, a nikogo nie widząc, miał zamiar zamknąć drzwi”. To wygląda tak, jak by komuś język kołkiem w ustach stanął, a procesy myślowe zatrzymały się, w wyniku spłodzenia tych trzech zdań. Brak w tym płynności, zdania muszą być tak sformułowane, aby czytając je jedno po drugim, tworzyły spójną całość.
„- A! Właź, brachu! – krzyknął zadowolony i go wpuścił, zaraz wrócił do salonu i rozsiadł się na kanapie”. A! Właź, brachu! – krzyknął zadowolony, wpuszczając gościa do środka, po czym odwróciwszy się, bez słowa wrócił do salonu i rozsiadł się na kanapie.
„[...] zaś jego mina była tak wykrzywiona w grymasie zdziwienia i przerażenia, niczym jakby zobaczył ducha”. Nie muszę chyba wyjaśniać?
„Zamrugał kilkakrotnie, czy to była… krew? Nie możliwe, przecież to nie mogła być ona, pewnie wino… Ale, Brytyjczyk raczej pija swoje Ale, niż francuskie wina, więc…”. Co to jest? Zabawa w rozsypankę? Mam sobie sam logiczne i poprawne zdanie ułożyć? Ty, jak widzę, masz czasami z tym problem. Bohater ma być zszokowany? Dobrze. W wyrażeniu tego pomoże Ci interpunkcja i znaki prozodyczne: Zamrugał kilkakrotnie. Czy to była… krew? Niemożliwe, przecież to nie mogła być ona?... Pewnie wino?… Ale Brytyjczyk pija raczej swoje niż francuskie wina, więc…? Kursywę stosuje się dla wyodrębnienia tekstu, w tym przypadku myśli bohatera.
„- Stupid! Nie czytaj moich papierów! – krzyknął wściekły. Zaraz zaczął zgarniać swoje papiery, nim się ktoś obejrzał, ten był gotowy do opuszczenia sali”. Trzy razy to czytałem, nim do mnie dotarło, o co tu chodzi: Zaraz zaczął zgarniać swoje papiery i nim się ktoś obejrzał, był gotowy do opuszczenia sali.
„Dopiero te słowa wyrwały Amerykę z wstępnego szoku”. Ze wstępnego szoku.
„Do tego uważam, że twórcy zniszczyli zakończenie tego anime, oczywiście tak jest moim zdaniem”. Oczywiście, takie jest moje zdanie.
„[...] na której znajdują się obrazki (taki kwejk) i natknęłam się na obrazki głównej bohaterki danej serii”. Słowo „obrazek” posiada kilka synonimów.
„Postać mnie bardzo zaintrygowała i zapragnęłam poznać serie, z której to ona pochodzi”. Bez „to” byłby lepiej i „serię”.
„Szybko wyszukałam to anime w Internecie i z delikatnym zaciekawieniem włączyłam pierwszy odcinek, tak oto zaczęła się moja przygoda z tym anime. To anime, reżyserii Tsutomu Mizushima, opowiada o chłopaku [...]”. Trzy razy padło tu słowo „anime”, to o dwa za dużo. Zamiennie proponowałbym stosować takie słowa jak: film, serial lub sam tytuł utworu, o którym mowa.
Literówki:
„[...] to były ich ostatnie chwilę, dopiero wtedy ludzie widzieli jego skrzydła”. Chwile.
„Na szczęście główna bohaterka nieco nas ratuję[,] przyciągając naszą uwagę swą niezwykłą tajemniczością”. Ratuje, a zdania z imiesłowem oddzielamy od zdania głównego przecinkiem.
Ortografia:
„- Czy się zgadzasz? – zapytał wymijająco german, chciał sprawdzić, czy ten może cokolwiek usłyszał”. German, dzieciątko Ty moje, to pierwiastek chemiczny, a nie mieszkaniec historycznej krainy geograficznej. Germanin jak już i nie zapomnij o wielkiej literze.
Qaszka
Interpunkcja:
„Kanda Sorata jest postacią, która się rozwija, nie mając żadnych marzeń, stara się odnaleźć coś, do czego będzie mógł dążyć”. Kropka po „rozwija”.
Stylistyka:
„Oglądam sporo anime, po jednym od razy zaczynam drugie, nie mając już za bardzo co oglądać, postanowiłam zacząć pewne anime, które miałam na oku od jakiegoś czasu, jednak jako iż jeszcze leciało, postanowiłam poczekać, aż się skończy”. Aha, kotlecik z lapka zaszkodził. Po pierwsze za długie, po drugie nieskładne: Oglądam sporo anime. Po jednym od razu zaczynam drugie. Nie mając już za bardzo czego oglądać, postanowiłam zacząć śledzić pewną serię, którą miałam na oku od jakiegoś czasu. Reszta zdania jest zbędna.
„Pewnego dnia wprowadza się tam genialna artystka – Shiina Mashiro, które mimo swego geniusz, nie potrafi kompletnie się sobą zająć i nie umie wykonać sama nawet najprostszych codziennych czynności”. Ten myślnik to ma sugerować jakieś zaskakujące zakończenie czy nie bardzo znasz jego funkcję w zdaniu? Reszta jasna jak słońce, mam nadzieję.
„Shiina Mashiro jest utalentowaną malarką, która przyjechała do Japonii z Anglii, aby móc stworzyć własną mangę, mimo wszystko aby to osiągnąć musi włożyć w to dosyć sporo pracy, gdyż o ile rysunki są bez zarzutu, nie idzie jej z historią”. Shiina Mashiro jest utalentowaną malarką, która przyjechała do Japonii z Anglii, aby móc stworzyć własną mangę. Mimo swego talentu musi włożyć w to dosyć sporo pracy, gdyż o ile rysunki są bez zarzutu, nie idzie jej z historią.
„Wszystko co jest ukazane w tym anime, to rzeczywistość, mimo to jest ono interesujące. Brak tutaj jakichkolwiek postaci fantastycznych oraz widowiskowych pojedynków, a mimo to chce się śledzić losy bohaterów, zarazem przeżywając ich porażki i cieszyć się z ich sukcesów”. Wszystko, co jest ukazane w tym anime to rzeczywistość, a mimo to jest ono interesujące. Brak tutaj jakichkolwiek postaci fantastycznych oraz widowiskowych pojedynków, a jednak chce się śledzić losy bohaterów, zarazem przeżywając ich porażki i ciesząc się z ich sukcesów.
„Jest to także niezły romans, więc raczej spodoba się osobą lubiącym ten gatunek, i komedia, dlatego też osoby chcące się pośmiać także będą zadowolone, a elementy dramatu nadają temu anime taki kolor jaki ma”. Napisałbym to tak: „Sakurasou no Pet na Kanojo” to niezła komedia romantyczna, więc raczej spodoba się osobom lubiącym jeden i drugi gatunek, a elementy dramatu nadają temu anime taki kolor, jaki ma (cokolwiek chciałaś przez to wyrazić).
Detal
Dodatki 4/10
Wyjątkowo zacznę od dołu strony, bo właśnie tu znajduje się coś, co uważam za najlepszy dodatek na tym blogu, a jest nim strzałka przewijająca stronę do góry. To dzięki niej w każdej chwili można wrócić do menu, które jest pod nagłówkiem. To wygodny sposób, bo nie trzeba klikać strzałek, męczyć myszki i molestować touchpada. W drodze wyjątku pochwalę też archiwum, chociaż na blogu posiadającym tak różnorodne wpisy, jest ono nieprzydatne. Gdyby interesowały mnie wyłącznie recenzje, musiałbym przebijać się przez wszystkie posty, by odnaleźć to, czego chcę. Dlaczego więc je chwalę? Bo rozwijane menu to jakaś masakra. Wymaga precyzji i często się zamyka, wystarczy zjechać poza jego obręb i już po zabawie. Wielokrotnie doprowadziło mnie do niekontrolowanego zastosowania „polskiej łaciny”. Do tego jego złożoność przypomina mi rosyjskie matrioszki. Myślisz, że to już koniec, a w środku jeszcze jedna. Mam nadzieję, że nie muszę pisać nic więcej i dotarło to do Was już przy czytaniu oceny najnowszej recenzji.
Układ trzykolumnowy sprawia, że treść ściśnięta jest jak parówka w hot dogu. Po lewej pysznią się obserwatorzy, linki z banerkami, a pośród nich nasz – Opieprzowy oraz „lubiący to”. Po prawej do plejady żenady dołącza dumna jak paw statystyka. Gdyby nie wykresik i szumna nazwa „łączna liczba wyświetleń” pewnie bym się nie domyślił, czym są te cyfry pod spodem. Ale co tam, skromność jest dla biedaków, a nie „SHlaCHtY" (tu odpalam powłóczyste). Obrazki na blogu, te zrobione przez Was i te wklejone z mang, wyglądają dobrze, przynajmniej w przeważającej większości. Jednak to, że same własnymi łapeczkami przerobiłyście jakąś grafikę, nie daje Wam jeszcze do niej praw. Nie wystarczy łaskawie podać tytuł, skąd została zaczerpnięta, ona ma swojego twórcę, osobę z prawdziwym życiem, imieniem i nazwiskiem.
Czytelność też nie jest najgorsza, chociaż wielkość czcionki nie powala. O podstronach, a w zasadzie zalinkowanych tutaj różnych portalach, na których można walnąć sobie profilek, pisał nie będę, bo musiałbym jeszcze jedną ocenę stworzyć. One są i nie jest ich mało.
Dodatkowe punkty 3/5
Znalazłem na tym blogu wiele różnych rzeczy, z którymi nie spotkałem się na żadnym innym ocenianym przeze mnie do tej pory. Macie, dziewuchy, pasję i dzielicie się nią ze światem. Nie tylko recenzujecie mangi i anime, ale same tworzycie. Znalazłem masę rysunków, tekstów (co prawda pozostawiających wiele do życzenia), filmików, a nawet grę – przygodę z nią zakończyłem na etapie „pobierz”, bo mój program antywirusowy stanowczo zaprotestował. Pięć punktów przyznaję na zachętę do samodoskonalenia. Ach, zapomniałem. Za tę strzałeczkę przewijającą blog do góry też. To tyle, zobaczmy, jak ocena nam wyszła.
Punkty: 30/60
Ocena: dostateczna
Trochę się ta ocena wyczekała, bo skończyłem ją ponad tydzień temu. Ale oto jest.
Witamy po przerwie :D! Ale jako że wrzesień, wesoło być nie może:
OdpowiedzUsuń"Na tablicy w przedszkolu, gdzie wywiesza się bochomazki naszej małoletniej populacji. " bohomaz
"na czym ten koleś mógł się pośliznąć i apatyt jak ręką odjął. " Apetyt może ;)? Apatyt to taki minerał.
No ale recenzja jak zwykle świetna, ale czego innego można się spodziewać po Zoltanie? Pozdrawiam :)!
Och, dziękuję. Oto dowód na to, że jestem tylko człowiekiem i również popełniam błędy. Z pokorą wyznaczam sobie karę - półgodziny klęczenia na grochu w kącie. Średnik i gwiazdka.
OdpowiedzUsuńPozew~
OdpowiedzUsuń"Powtarzają się tam dwa słowa, których nadużywanie może doprowadzić do zapalenia opon mózgowych: „totalnie” i „zafelistość”."
Jako stały użytkownik mangi i anime, uważam, iż podane powyżej błędy nie muszą nimi być ze względu na specyfikę tematu - albowiem postacią, którego dotyczyły wszystkie fragmenty z wyżej wymienionymi słowami był Feliks Łukasiewicz (Polska; postać nagminnie nadużywająca słów 'totalnie', 'generalnie' i 'zafelistość' w różnych formach i wariacjach).
Co nie zmienia faktu, iż nawet biorąc pod uwagę ten aspekt, nadal było ich ciut za dużo..
Julizo, jak sama widzisz, nie umieściłem tego w kategorii o poprawności, a zwróciłem jedynie uwagę, że mnie nadużywanie tego typu zwrotów po prostu mierzi.
UsuńNapisałaś, że Feliks nagminnie nadużywa tych słów, a ponieważ jest on personifikacja naszego kraju, to z przykrością stwierdzam, że twórcy tej mnagi mają nas za odmóżdżonych idiotów niepotrafiących składnie się wysławiać. Może kogoś to kręci, mnie nie. Dodam tylko, że moim ulubionym powiedzeniem Feliksa jest: Bo Warszawa będzie twoją stolicą.
Opinia opinią, jednak jeśli kanon pozycji, którą inspirował się piszący zakłada zachowywanie czy wysławianie się postaci właśnie w ten sposób, trudno winić za to autora.
UsuńPoza tym, Zoltanie, patrząc na Hetalię całościowo, widać którym postaciom Himaruya poświęca więcej uwagi, a które mają rys jedynie komediowy. Mnie tam głupkowatość Feliksa aż tak bardzo nie mierzi, za to bardzo by mnie uraziło ukazanie naszego kraju zwyczajnie żałośnie, chociażby jak takiego Łotwę.
A moim ulubionym tekstem Feliksa jest... Niech będzie, że nie mam, jedyny dobry tekst nie dotyczący Litwy lub bigosu zajęty...
Ester V, dwa punkciki.
OdpowiedzUsuńJulizo, nie wiem, jak tam się Zoltan do tego odniesie i do tego czasu wstrzymuję się z rozdawaniem punktów.
Tak sobie patrzę i widzę... że "Detal" coś się... jakby... Ja wiem? Zbuntował i nie dostosował się do czcionki? No i pod nim nic nie ma... A chyba powinno być, prawda?
OdpowiedzUsuńA może tylko ja to tak widzę?
No i nie ma etykiety do posta.
OdpowiedzUsuńFaktycznie Detal się zbuntował i olał formatowanie, a etykiety nigdy nie umieszczam, jakoś nie mam nawyku.
UsuńGemini, 1 punkt.
OdpowiedzUsuń