Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


sobota, 14 grudnia 2013

(824) legenda-eleny

Napoleon Bonaparte urodził się na Korsyce, jego rodzice Carl i Letycja pochodzili z niezamożnych rodzin. Miał sto sześćdziesiąt dziewięć centymetrów wzrostu, był leworęczny i zmienił ruch z lewostronnego na prawostronny we wszystkich państwach, którymi władał. Ta ocena nie ma z tym nic wspólnego.

Corkatsw mierzy się dzisiaj z legenda-eleny.

Estetyka

Pierwsze wrażenie: 6/10
No nie powiem, mam ciężki orzech do zgryzienia. Twój blog to zupełnie nie moje klimaty, ale nie takie rzeczy się oceniało! Czego to już na Opieprzu nie było… opowiadania, recenzje, wiersze, solucje, prognozy pogody. Ach, ta autokorekta w Wordzie! Trzeba czytać ocenę tryliard razy przed publikacją, za każdym razem zmienia mi solucje na polucje. Każdy temat jest dobry. A tutaj znowu jestem zaskoczona. Opowiadanie na podstawie gry… „Dragon Age"! W gry się grało, oj grało i to bardzo namiętnie swego czasu, ale ta jedna to nie mój gatunek. Stwierdzam, iż stanowi to poważny ubytek w moim doświadczeniu, ale cóż poradzić? A gra jest popularna, na jej podstawie książki napisano. Słowo daję, że przeglądnęłam kilka stron o „Dragon Age" i ani słowa o żadnej Elenie nie przeczytałam. Potem natknęłam się na jakąś Eleni Zinovia. Przeczytałam o niej parę słów na jakiejś stronce, widziałam fanficka w języku angielskim. Dość mało znany wątek wybrałaś, bo do niczego po „polskiemu" dokopać się nie potrafię, a chęci miałam szczere. I cóż mam począć? Oddałaś mi w ręce opowiadanie, o którym powinnam się czegoś dowiedzieć przed czytaniem, a nie wiem nic. Będziem improwizować. Zacznijmy od adresu. Jest krótki, treściwy, mówi wszystko, łatwo go przepisać. Niby nie mam nic przeciwko adresom z łacińskimi sentencjami długości inwokacji w „Panu Tadeuszu", ale taki już jest dzisiejszy świat: jeśli coś ma dobrą nazwę, to już sukces. W większości przypadków minie mi pół oceny, zanim dodam bloga do ulubionych, a jeśli nie, to ciągle śmigam do kolejki na Opieprzu i klikam w odnośnik, bo te adresy często są nie do przeczytania. Ale belki nie pochwalę, bo mamy na niej brzydki błąd. „Jedyny sposób, żeby uwolnić się od pokusy to jej ulec”.  Fajnie, fajnie, ale dlaczego kropkę postawiłaś przed cudzysłowem, a nie po? W najbardziej widocznym miejscu na blogasie! A cytat sam w sobie do końca nie trafia do mnie. Czasami coś ktoś powie, napisze, co chodzi nam po głowie godzinami, dniami, latami. Czasami rozśmieszy, jak cytat Gordona Ramsay’a, kucharza „Your chicken is so uncooked that a skilled vet could still save it”. I w jaki sposób pozwolenie sobie na coś wyleczy nas z pokusy? Zapalisz jednego papierosa, to sięgniesz po następnego. Chyba że należysz do tego wąskiego grona ludzi, którzy wszystkiego próbują i nie kontynuują nigdy więcej. Podobna sprawa jest ze słodyczami. Nie jesz nic kilka dni, a zjedz kostkę czekolady, to sprawa już się toczy lawinowo. Generalnie takie dyskusje o cytatach, kolorach i pomysłach prowadzą dokładnie donikąd, ale ze swej strony chciałam ten element bloga skomentować jakoś. Co jak co, ale Rowindale powinnaś oddać ten nagłówek, żeby usunęła z niego swoją reklamę. Bo co to ma być? Rozumiem wściubiony adresik gdzieś na krajuszku, ale nie na środku nagłówka, na jasnym tle, do jasnej ciasnej rury wydechowej! Wyobrażasz sobie obraz, na nim wodospad i plaża,  a centralnie na środku podpis autora. I jak to wygląda? Zwłaszcza że nagłówek jest bardzo ładny, jak na blogowe standardy. Na jego środku umieszczona jest kobieta z rudymi kłakami, tytułowa Elena, jak mniemam. Odnoszę wrażenie, że to reszta obrazka jest do niej dopasowana, a nie ona wpasowuje się w niego. Otaczają ją smoki, a z paszczy jednego wydobywa się ogień w odcieniu komponującym się z włosami rudej. Do tego jakieś mury zamkowej, konni, jakieś wieżyczki. Doczepiłabym się tylko tego rycerzyka na brzuchu Eleny, ale jest mało widoczny. Kolory ze sobą współgrają, są raczej ciemne, miejscami tylko wyjaśnione. Szablon przez to jest ogólnie trochę mroczny, ale nie twierdzę, że to źle. Na nagłówku widnieje napis „A man can be destroyed, but not defeated”. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. Po pierwsze, i mniej ważne, w języku angielskim nie dajemy przecinka przed „but”. Po drugie córka ma ostatnio kręćka na punkcie cytatów i ten jest znany szerzej niż filmik „Two girls one cup” (pewnie już wpisujecie w Google, świntuchy!). Co nie zmienia faktu, że to jeden z moich ulubionych. Powinnam teraz wszystko podsumować, prawda? Zła wiadomość jest taka, że podczas oceny wylałam na klawiaturę sok, drugi raz w tym miesiącu. Dobrych jest więcej: zła interpunkcja na cytacie to jedno, ale nie można zignorować faktu, że jest w miarę estetycznie, w miarę ładnie, a na pewno wszystko się komponuje z sobą, tworząc harmonijną całość. Szablon ma wyglądać dobrze w Chrome, ale jeszcze przyczepię się, że w tej przeglądarce (na innych nie sprawdzałam) kolumna na tekst jest za bardzo rozlazła. Myślę, że byłoby ładniej, gdyby obydwie kolumny były w sumie szerokości nagłówka.

Posty

Treść:
Napisałaś dwa opowiadania, jedno z nich jest zawieszone, zajmę się więc na razie tym skończonym.

Nieśmiertelność: Rozdział 1
Wybuchłam śmiechem. Pomysł na rozpoczęcie oceny wzmianką o Napoleonie narodził się, gdy tylko otworzyłam Worda. Dopiero po napisaniu kategorii wyżej przeszłam do pierwszego rozdziału i zgadnijcie, drodzy Czytelnicy, czyj cytat tkwi w tytule? Napoleona! Brzmi on: „Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć”. Mam tylko nadzieję, że tekst powiążesz z tytułem. Słyszeliście kiedyś o tym, że jeśli za często robi się jakąś minę, to zostaje ona na zawsze na naszej twarzy? U mnie będzie to grymas. Jako oceniająca widziałam wiele tragicznych przypadków. Jako osoba realna, mająca kontakt z rówieśnikami, często śmieję się pod nosem z błędów popełnianych przez znajomych mi ludzi. Ale Ty, Autorko, popełniasz błąd na błędzie. W każdym zdaniu bym coś znalazła. Najbardziej kuleją przecinki, gdzieś tam w tle nieśmiało macha na ratunek stylistyka, opowiadanie jest już od pierwszego rozdziału nieskładne i nic się kupy nie trzyma, że tak ordynarnie zauważę. Już pędzę z wyjaśnieniami. Elena, tytułowa bohaterka, żyła pięć lat z rodziną, a następnie została uwięziona w wieży na lat piętnaście i opuściła ją jako osiemnastolatka. Nie trzeba być urodzonym matematykiem, żeby wiedzieć, że coś tutaj nie gra. Więc logika opowiadania usiadła na tyłku i zapłakała rzewnie, bo miejsca u Ciebie nie zagrzała. Kolejne zdania przynoszą falę wiadomości, których ogarnięcie jest w takim samym stopniu możliwe, co wygrana Polaków w dzisiejszym meczu ze Słowacją. Stwórzmy jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy. Elena zostaje uwięziona w wieży, przystępuje do Katorgi (rytuał), wchodzi w krainę snów, następnie zabija niby demona, która na nią niby polował. Ten fragment mnie powalił. Elena zabiła demona, bo krąg nauczał, że one zawsze atakują. Co to ten krąg? Nie mam pojęcia. To samo tyczy się wszystkich pojęć z gry. W Internecie znajduję tylko definicje po angielsku. Czy to wypada, żeby czytelnik skakał po wszystkich możliwych stronach, żeby zrozumieć cokolwiek z opowiadania?  Niestety, przyjaciółka Eleny została zabita. Dziewczyna postanawia ją wskrzesić. Młoda usiłuje zwiać z wieży (którą już opuściła, lecz mniejsza z tym), ale nakrywają ją na złym uczynku templariusze. Potem podcięła sobie żyły, by zabić wszystkich (bo stała się magiem krwi). Całe opowiadanie jest samo w sobie zaprzeczeniem. Z jednej strony mowa o tym, że Elena biegła przez dwa dni bez odpoczynku, z drugiej określona zostaje takim epitetem jak „słaba”. W końcu dociera do miasta, rodzinnego miasta i de mejn kłeszczyn is: gdzie ona mieszka? Podróżowała dwa dni do rodzinnego miasta i wiedziała, w którym kierunku podążać, i na miejscu się zgubiła, tak? That makes sense! Dziołcha wchodzi do domu (drzwi otwiera sztyletem, wiecie? A ja, głupia, noszę klucze zamiast otwierać sobie w ten sposób), po czym prawie ginie od strzału matki, która stwierdziła „-Elena? Ta Elena, moja córka. - spojrzała na podłogę - Zamknij drzwi”. Potem pyta, czy przypadkiem nie wyprali jej mózgu. Serio. Ostatecznie okazuje się, że matka to nie matka, tylko demon. Elena podpala matkę-demona, zamraża i rozbija jej ciało na PROCHY. Drodzy czytelnicy, chciałam Wam przybliżyć fabułę rozdziału, byście zrozumieli, z czym się mierzę. To opowiadanie pierwotnie wzięłam za prowokację, ale teraz już nie jestem tego aż tak pewna. Że kunszt literacki tutaj kuleje, to niedopowiedzenie. Tekst jest nielogiczny, niespójny, usiany błędami, pełen niezrozumiałych nazw, nikt nie wie, co się dzieje, a jeśli coś się dzieje, to nikt nie wie dlaczego. Kreacja bohaterów miażdży.
Bonus! Wieczna chwała dla czytelnika, który mi napisze, o co chodzi, bo ja nadal nie wiem. Zaznaczam, że to jest dialog, a nie pojedyncze zdania wyrwane z całego rozdziału. Rozmawia Elena z matką.
„-Zmieniłaś się, kobiety z rodziny Deve nie są takie, moja droga reinkarnacjo. -powiedziała, wpatrując się w moje czarne tęczówki”.
„Ojej, demony są upierdliwe. Ale, aby zabijać moją rodzinę. Mam Ci podziękować, czy zabić?”.
„Hm..demonie? - podniosła brew - A, rozumiem. Niepowtarzalna, złowieszcza, inteligentna. Może powiesz mi jakim jestem...”.
„-Pożądania? Lenistwa? Co to za różnica. Ile żerujesz na tych ludziach? Dlaczego templariusze się nie wyczuwają? -waliłam ze złości, pięściami w stół”.

Sztylet Klątwy: Rozdział 1
Znowu rozdział pierwszy? Ano znowu. Przeskoczyłam do drugiego opowiadania, bo czytanie pierwszego to była mordęga dla mnie. Zresztą co nowego mogłabym napisać? Było tragicznie i zaczynało być coraz lepiej. Wraz z cyfrą przy rozdziale malała liczba błędów, opowiadanie nadawało się do czytania. Ale i tak wolę zająć się tym drugim w nadziei, że coś z niego wyniosę. 
Wpierw jednak zwrócić chciałam uwagę na tytuł. Sztylet Klątwy. Dobrze... ale to nie jest język niemiecki, po co zapisywać "klątwę" wielką literą? Mam nadzieję, że masz na to jakieś usprawiedliwienie. W tym momencie chciałabym znowu zacytować autorkę, by czytelnicy zrozumieli istotę opowiadania: „Plaga się skończyła. Szary Strażnik - Mark, unicestwił Arcydemona. Alistair został królem Fereldenu. Po opuszczeniu Denerim skierowałam się do Głuszy Korcari. Martwiłam się tylko o siebie i nic mnie nie obchodziło oprócz odszukania Anero". Dla takiego szarego czytelnika jak ja, te zdania są kompletnie niezrozumiale. Jaka plaga? Kto to Szary Strażnik, czego strzeże, dlaczego unicestwil Arcydemona, kto to Arcydemon, Alistair, co to Ferelden, po co bohaterka była w Denerim, co to Głusza Korcar i kto to Anero? Każde, totalnie każde zdanie zawiera w sobie jakąś niezrozumiałą nazwę. Wklepuję w google "Lyrium Golema" i wyskakuje mi kilka stron w języku angielskim. Coś tam się dowiem, ale co dalej? Każdy termin muszę sprawdzać w necie? Tak się nie da, proszę pani. Musisz robić przypisy albo pisać tak, by każdy rozumiał.                                                                                                                          
Sztylet Klątwy: Rozdział 2
No, coś wiem! Szary Strażnik to inaczej Mark. Nadal nie wiem w sumie co on robi w życiu Eleny, ale czy to ważne? Podczas czytania stopniowo tracę wiarę w moją domniemaną inteligencję, bo po prostu nie rozumiem nic a nic z tego, co się dzieje. W każdym razie Mark rozmawia z Eleną i się ugadują, że ten wyżej wspomniany skombinuje lyrium, cokolwiek to jest. Nie wiadomo jak i kiedy Elena rani Szarego Strażnika w rękę sztyletem umoczonym w lyrium, które nie wiadomo skąd się wzięło, po czym bohaterka prawie mdleje na widok krwi, a gdy otwiera oczy, na mapie, na którą kapała krew, pojawia się znak, gdzie jest ukryte Lyrum. Puenta jest taka, że wyróżniamy lyrium i Lyrium. Po co to, komu, jak wygląda? Mnie nie pytajcie. Następnie Elena przeżywa rozdwojenie jaźni: ze spokojem patrzy na zranionego Marka, wzdycha, zaczyna krzyczeć i postanawia iść spać.
Autorko, ja nie wiem, co ja oceniam. Pomimo uważnej lektury po prostu nie wiem. Jako laik w zakresie „Dragon Age" mogłabym miec problem z niektórymi pojęciami, ale ja po prostu nie wiem nic. Jedna akcja z drugą bardzo rzadko współgra. Piszesz o jednym, a linijkę dalej o drugim. Wprowadzasz wielu bohaterów, których nie opisujesz nawet słowem, więc jakim cudem mogę ich kojarzyć? Mam nadzieję, że cokolwiek się zmieni w dalszych rozdziałach.

Sztylet Klątwy: Rozdział 7
Autorko. Proszę Cię. Nigdy nie szarp. W ten sposób zdań. Bo to się bardzo źle. Skończy. A tak już poza tym: brawo! To najbardziej sensowny rozdział, na jaki natrafiłam. Żadnych lyrium i innych niewiele mówiących nazw. Elena po prostu podróżuje. I tutaj mamy kolejny paradoks Twojej twórczości. Całymi rozdziałami piszesz o rzeczach dla mnie w ogole niezrozumiałych, by w tym jednym ciągiem pisać o jedzeniu, ubraniach i wóźnicy, z którym Elena zamieniła cztery slowa, ale „będzie jej brakować pogawędek o bzdetach". Zobaczmy, co będzie dalej.

Sztylet Klątwy: Rozdział 10
Opowiadanie zawiesiłaś, a ten rozdział jest ostatnim, który opublikowałaś. I w sumie całkiem niedawno: trochę ponad miesiąc temu. Mam dobrą wiadomość. Autorko, postęp jest widoczny gołym okiem ślepca. Błędów mniej, opowiadanie bardziej składne. W porównaniu z pierwszym rozdziałem pierwszego opowiadania, to widzę taką wielką przepaść z wodą i aligatorami. To jest coś naprawdę niesamowitego. Zazwyczaj czytam opowiadania, w których za wiele się nie zmienia. U Ciebie jestem świadkiem rozwoju. Jesteś świetnym przykładem, że pisanie się opłaca. Może gdyby tematyka - przynajmniej dla mnie - była nieco bardziej porywająca, to „Legenda Eleny" bardziej by mnie zainteresowała. Na dziś dzień widzę Cię, zaczynającą na tym poziomie, na kórym jesteś, jakiś inny tekst i to coś może być całkiem w porządku (żeby nie przesłodzić). Tego niestety nie mogę zbyt wysoko ocenić. Koniec końców mam w pamięci początek, przez który nie mogłam przebrnąć, chociażby stali nade mną z siekierą. Po prostu nie dało się czytać, ze względu na tryliard błędów w każdym rozdziale, ale też przez fabułę.

Opisy: 1/5
„Po tygodniu dotarłam do Redciliffe. Jednak wioska była pusta. A do zamku nie można było się dostać. Znaczy nikt oprócz mnie. W zamku panował chaos".
Klasyczny przykład zdania z „Legendy Eleny". Balansujesz na granicy dwóch skrajności: albo piszesz długie zdania, w których popełniasz wiele błędów, albo postanawiasz iść na skróty i zamiast uczyć się poprawnie pisać, dajesz kropkę w każde. Możliwe. Miejsce.
Drugą sprawą jest, jakby to stwierdziła moja polonistka, poplątanie z pomieszaniem stylów. Raz piszesz o srogiej zimie, wyrażasz się bardzo patetycznie. Zresztą sam wydźwięk imienia Elena jest dosyć imponujący. Linijkę dalej używasz takiego podwórkowego słownictwa jak „spławiać". Trzecia sprawa to długość opisów. Kochasz się w nich niczym ja w języku angielskim. Używasz ich na całej długości rozdziałów nieproporcjonalnie do dialogów. W większości przypadków opisują sytuacje i wydarzenia, praktycznie nigdy bohaterów i świat przedstawiony. Dałabym Ci dwa punkty, ale nie dam, bo z tych opisów przez całe pierwsze opowiadanie i pół drugiego - pomimo długości - nie wiedziałam nic.

Dialogi: 1/5
Nie lubisz ich. Wolisz opisy: długie, pokusiłabym się o napisanie przydługie, pokrętne, paradoksalnie im bardziej rozbudowane, tym mniej wnoszące. W ostatnim rozdziale naliczyłam około dwanaście kwestii, z czego osiem jest w okolicach czterech do dziesięciu słów, włączając w to spójniki. Ubogo. I warto zaznaczyć, że z dialogów nie dowiadujemy się nigdy nic sensownego.

Kreacja: 2/10
Coś tam wiemy o tych bohaterach. Elena ma dwieście lat i długie włosy. Jest sroga zima. Rozróżniasz pory dnia. Coś to jednak nieco mało. Nie masz zwyczaju rozpisywać się o ludziach, miejscach. Generalnie jeśli się czegoś dowiem, to z epitetów, które najprawdopodobniej są dziełem przypadku. Ale to na tyle dobrego. Elena z każdym rozdziałem zachowuje się inaczej. Narracja pierwszoosobowa w ogóle nie pomaga w jej zrozumieniu.

Fabuła: 1/5
Gdybym miała w dwóch słowach opowiedzieć to, o czym przeczytałam... to miałabym bardzo duży problem. Fabuła jest mocno pokręcona, co minutę dzieje się coś innego i na dłuższą metę nic z niczym nie łączy się w logiczną całość.

Oryginalność: 1/5
Jedynie przyznam punkt za tematykę, bo nic innego oryginalnego nie dostrzegam. Pomysł jest dobry, wykonanie fatalne, ze względu na zignorowanie czytelników pod względem błędów. Ciężko znaleźć książkę bez przypisów. Ja non stop miałam otwartą wyszukiwarkę, żeby chociaż oględnie wiedzieć, z czym się to Twoje opowiadanie je.

Poprawność: 3/10
Masz problem z... z czym nie masz problemu może napiszę, będzie szybciej. Wraz z rozdziałami bywało lepiej. Beta? Sama się uczysz na błędach? Nie wiem, bo nie czytam notek od autora. Podkreślam słowo lepiej, nie mylić z dobrze. Z początku chciałam kopiować błędy interpunkcyjne, ale było ich po kilka w każdym zdaniu i myślę sobie: po co? Nie zrobię Ci tutaj wykładu o stawianiu przecinków, bo jest tryliard książek i witryn internetowych poświęconych na to i zdecydowanie lepiej
wyjaśniają zasady pisowni niż ja. Przytaczam więc te ciekawsze: powtórzenia, pleonazmy, złe konstrukcje.
„Słychać było radosne gwizdanie i rżenie koni". Czy ja wiem, czy konie gwiżdżą? Może w świecie Eleny. A jeśli nawet tam nie, to powinnaś bardziej dbać o konstrukcję, ponieważ taki jest właśnie wniosek po przeczytaniu tego zdania.
„Moje życie nie jest bajką i wcale nie kończy się cudownie, jak w baśniach czy w mitach". Błąd rzeczowy. W baśniach owszem, wszystko jest cudowne, ale w mitach raczej nie do końca.
„Kupiłam skórzane ubranie, które za bardzo obciskało moje ciało". Nie ma takiego słowa jak „obciskać".
„Miała duże, owalne zielone oczy otoczone wachlarzem ślicznych rzęs". Owalne oczy brzmi zdecydowanie dziwnie. Spotkałam się z określeniem, że ktoś ma oczy jak migdały, ale owalne?
„Byłam ciekawa samej magiczki". Tak, wiem, Twój świat i Twoje kredki, ale magiczka nie brzmi sensownie.
„Jak miałam osiemnaście lat przystąpiłam do Katorgi, to taki rytuał, jakby". Jakby niech wyleci w powietrze.
„Czas leciał bardzo powoli". Czas nie ma dwóch nóżek, ani skrzydeł, więc nie lata.
„Nawet nie wiem czy nie widziałam go więcej niż miesiąc". Więcej odnosi się do rzeczy materialnych. Powinno być dłużej.
„Jakby pustka zamieszkałam w mojej głowie". Tutaj w ogóle nie rozumiem, co miałaś na myśli. Pomieszanie z poplątaniem.
„Zmęczona usiadłam na starej, ledwo trzymającej się na swoich nogach ławce". Tutaj również wprowadziłaś dziwną konstrukcję. Wynika z niej, jakoby ławka przesadziła z wysokoprocentowymi trunkami i chwiała się.
Niech nikogo nie zmyli ta mała liczba błędów, którą przytoczyłam. Ich jest od groma, ale nie ma sensu cytować każdego jednego, skoro należą do jednej kategorii. Trzy punkty daję, głównie za zmianę na lepsze. 

Detal

Dodatki: 6/10
Niech piekło pochłonie Twój spis treści, do którego musiałam się cofać po każdym przeczytanym rozdziale, wyszukiwać nowy i przenosić się do niego. Strata czasu. W ciągu tych cennych minut, które poświęciłam na klikanie, mogłam... zjeść coś przykładowo. Menu jest krótkie i treściwe. Odnośnik do strony głównej bym usunęła, bo jest potrzebny jak mnie złote zęby. Blog i bohaterów połączyłabym w jedno, a spis treści umieściła na kolumnie, by nie musieć fruwać na osobną stronę. Tak byłoby prościej i ładniej według mnie, a co zrobisz, to nie moja sprawa. Do tego posiadasz listę blogów, które czytujesz, licznik. Bonusem jest link do podobizny każdego bohatera. Czyta się bardzo dobrze na niebieskim tle. Skromnie, dosyć estetycznie.

Dodatkowe punkty: 0/5
Niestety, co mogłam, to rozdałam wcześniej.

Suma: 21/60
Ocena: wychodzi dostateczna... więc niech będzie. Ale traktuj ją raczej jako dwa z plusem, bo do trójeczki to jednak opowiadaniu daleko. Głównie zapunktowałaś grafiką nie najgorszej próby. Wspominałaś, że coś tam tworzysz innego. Mam nadzieję, że nie przestałaś pisać. To najgorszy błąd, jaki można popełnić. Życzę weny i wielu czytelników!

5 komentarzy:

  1. "Całymi rozdziałami piszesz o rzeczach dla mnie w ogole niezrozumiałych, by w tym jednym ciągiem pisać o jedzeniu, ubraniach i wóźnicy, z którym Elena zamieniła cztery slowa [...]" - pechowe zdanie. w ogóle, woźnica i słowa.

    "Generalnie jeśli się czegoś dowiem, to z epitetów, które najprawdopodobniej są dziełem przypadku" - wydaje mi się, że pierwszy przecinek jest zbędny.

    "Na dziś dzień widzę Cię, zaczynającą na tym poziomie, na kórym jesteś [...]" - którym ofc.

    ocena niezła, ale przydałoby się trochę więcej rad: jak lepiej pisać, pozbyć się nielogiczności, kreować bohaterów, bo trochę ich brakło.

    pozdrowienia dla załogi opieprzu, trzymajcie się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy za pozdrowienia. Pięć punktów, brawo. Trzecie oko się przydało, he, he. Mnie by się trzecia rąsia przydała i jeszcze jedna głowa, a najlepiej drugi ja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już dodaję 5 punktów!
    Word odmawia współpracy, piszę oceny w notatniku i nie mam polskich znaków w klawiaturze, czy życie mogłoby być jeszcze bardziej niesprawiedliwe? :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. "[...] gdzie jest ukryte Lyrum" z reszty zdań wnioskuję że powinno być Lyrium
    Zabił mnie wstęp z Napoleonem, zaczęłam się śmiać jak wariatka, a kiedy zobaczyłam cytat Ramsey'a prawie leżałam na podłodze! Uwielbiam Twoje oceny córko :D! Przy próbie zrozumienia przytoczonego dialogu Eleny z matką wybuchł mi mózg, więc nie pomogę :(
    Tak czy siak, pozostaje tylko życzyć załodze Opieprzu wspaniałych Świąt, udanego Sylwestra i ogólnie wszystkiego, wszystkiego najlepszego :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Punkt dla Ciebie!
      Dziękuję bardzo, do wstępu natchnął mnie film "RRRrrrr!!!", nie wiem, czy kojarzysz, tam wstęp jest dosyć podobny :D

      Wzajemnie od całej załogi, pozdrawiam!

      Usuń