Witaj, Domissiak, se se se se! Dzisiaj mam tę przyjemność, by poznęcać się nad Twoim blogiem. A więc maluję paznokcie na kolor morski, połowę lakieru za całe pięć złotych wylewam na klawiaturę, odklejam od siebie Enter i Shift i w końcu mogę zacząć pisać na temat.
Część I: Słów kilka o prozie Domissiaki
Łał, och jejuśku, nie wierzę! Prolog! A myślałam, że to wymarła część blogów, ciemne obrządki liturgiczne, których nikt już nie odprawia. A tu patrzcie, jaki psikus! Prolog jest bardzo króciutki, ale taki jest jego zamysł w sumie, i już w pierwszym zdaniu prologu popełniłaś gafę. Buty ortoptyczne na oddziale? Poświęciłam trzynaście sekund mojego życia, by wygooglować, co to ortoptyka i ona z butami nie ma nic wspólnego. Czy Tobie chodziło o buty ortopedyczne może? Taki krótki ten prolog, a tak usiany błędami, że głowa mała. Generalnie idzie sobie dziewczyna, ktoś wypowiada głośno „Frank Iero”, ona pyta, czy się nie przesłyszała i… koniec. Niesamowicie porywający, przykuwający uwagę i dynamiczny prolog, zapowiadający wiele zwrotów akcji. Są tylko cztery rozdziały, takie minimum opieprzowe, chyba jeszcze nigdy nie oceniałam tak niewielkiej ilości postów. W dodatku bloga opuściłaś, bo jeśli ktoś od maja nic nie zamieszcza, to na potrzeby tej oceny mogę chyba uznać, że zawiesiłaś działalność. A potem opadła mi paszcza i uderzyła z hukiem o podłogę, aż babcia z dolnego piętra zaczęła stukać laską po grzejnikach. Frank Iero, toć to wokalista My Chemical Romance! Znam ten zespół, może nie należy do moich ulubionych, ale zawsze mi wstyd, że wsłuchuję się w głos obcego faceta, a nigdy nie chce mi się sprawdzić jego nazwiska. Moje lenistwo osiąga apogeum ostatnimi czasy. Ale lecimy z tym dalej. Napisałaś „Poczułam lekkie pchniecie od tyłu, to był Harry, pewnie wszedł zaraz”. Tak bardzo chciałabym nie myśleć o tym, o czym pomyślałam, unikaj takich dwuznacznych stwierdzeń, nawet jeśli to nie było celowe. Kolejnym jest „Ostatni doszedł Tom (...)”. Dołączył, autorko, dołączył!
Poznajemy Olgę, która ma ochraniać zespół My Chemical Romance na ich trasie koncertowej „akros de Jurop”. Dziewczyny w roli ochroniarza to ja jeszcze nie widziałam, pomijając amerykańskie filmy. To nie tak, że mam jakieś zapędy do szowinizmu. Po prostu dosyć nietypowa rola dla kobiety, tak sądzę. Ale w porządku. Ma ich chronić, pewnie w odpowiedniej chwili zaciukać jakichś antyfanów, ale po co jej plik karteczek z informacjami o członkach (zespołu!)? Kto je zebrał dla niej? Czy to nie dziwne, że ktokolwiek ma w posiadaniu takie informacje i po co w ogóle przekazuje je Oldze? Czy nie nagięłaś trochę rzeczywistości dla dobra opowiadania? Bo ja mam takie odczucia właśnie. Przeczytałam rozdział do końca i ziewa mi się z nudów. Pochichotali, przedstawili się wszyscy, pouśmiechali, pogadali o duperelach i zakończyłaś. W dodatku zaskoczyła mnie Olga. Zna języki: angielski, niemiecki, japoński, francuski, rosyjski i oczywiście polski. I ma dwadzieścia lat. I pracuje jako ochroniarz. Czy to ma sens? Bo ja go nie widzę. Było wkleić całą zawartość translatora, skoro już tyle języków zna, to może jeszcze jakaś łacina, suahili, przecież każdy ogarnia te języki i pracuje jako ochroniarz. To taki fenomen jak doktor habilitowany z dziesięcioletnim stażem na kasie w „Biedrze”. W sumie w Polsce całkiem możliwe, ale jednak dosyć nieprawdopodobne. Na tym przerwałam moją lekturę Twojego bloga, ponieważ klawiatura odmówiła posłuszeństwa. Ale przynajmniej jest w naprawdę pięknym zielonym kolorze. Postanowiłam wytrzeć ten lakier wacikami nasączonymi zmywaczem do paznokci. Efekt? Biała klawiatura z zielonymi akcentami i kłaczkami z wacików, które po prostu poprzyklejały się do klawiszy.
Część I: Słów kilka o prozie Domissiaki
Łał, och jejuśku, nie wierzę! Prolog! A myślałam, że to wymarła część blogów, ciemne obrządki liturgiczne, których nikt już nie odprawia. A tu patrzcie, jaki psikus! Prolog jest bardzo króciutki, ale taki jest jego zamysł w sumie, i już w pierwszym zdaniu prologu popełniłaś gafę. Buty ortoptyczne na oddziale? Poświęciłam trzynaście sekund mojego życia, by wygooglować, co to ortoptyka i ona z butami nie ma nic wspólnego. Czy Tobie chodziło o buty ortopedyczne może? Taki krótki ten prolog, a tak usiany błędami, że głowa mała. Generalnie idzie sobie dziewczyna, ktoś wypowiada głośno „Frank Iero”, ona pyta, czy się nie przesłyszała i… koniec. Niesamowicie porywający, przykuwający uwagę i dynamiczny prolog, zapowiadający wiele zwrotów akcji. Są tylko cztery rozdziały, takie minimum opieprzowe, chyba jeszcze nigdy nie oceniałam tak niewielkiej ilości postów. W dodatku bloga opuściłaś, bo jeśli ktoś od maja nic nie zamieszcza, to na potrzeby tej oceny mogę chyba uznać, że zawiesiłaś działalność. A potem opadła mi paszcza i uderzyła z hukiem o podłogę, aż babcia z dolnego piętra zaczęła stukać laską po grzejnikach. Frank Iero, toć to wokalista My Chemical Romance! Znam ten zespół, może nie należy do moich ulubionych, ale zawsze mi wstyd, że wsłuchuję się w głos obcego faceta, a nigdy nie chce mi się sprawdzić jego nazwiska. Moje lenistwo osiąga apogeum ostatnimi czasy. Ale lecimy z tym dalej. Napisałaś „Poczułam lekkie pchniecie od tyłu, to był Harry, pewnie wszedł zaraz”. Tak bardzo chciałabym nie myśleć o tym, o czym pomyślałam, unikaj takich dwuznacznych stwierdzeń, nawet jeśli to nie było celowe. Kolejnym jest „Ostatni doszedł Tom (...)”. Dołączył, autorko, dołączył!
Poznajemy Olgę, która ma ochraniać zespół My Chemical Romance na ich trasie koncertowej „akros de Jurop”. Dziewczyny w roli ochroniarza to ja jeszcze nie widziałam, pomijając amerykańskie filmy. To nie tak, że mam jakieś zapędy do szowinizmu. Po prostu dosyć nietypowa rola dla kobiety, tak sądzę. Ale w porządku. Ma ich chronić, pewnie w odpowiedniej chwili zaciukać jakichś antyfanów, ale po co jej plik karteczek z informacjami o członkach (zespołu!)? Kto je zebrał dla niej? Czy to nie dziwne, że ktokolwiek ma w posiadaniu takie informacje i po co w ogóle przekazuje je Oldze? Czy nie nagięłaś trochę rzeczywistości dla dobra opowiadania? Bo ja mam takie odczucia właśnie. Przeczytałam rozdział do końca i ziewa mi się z nudów. Pochichotali, przedstawili się wszyscy, pouśmiechali, pogadali o duperelach i zakończyłaś. W dodatku zaskoczyła mnie Olga. Zna języki: angielski, niemiecki, japoński, francuski, rosyjski i oczywiście polski. I ma dwadzieścia lat. I pracuje jako ochroniarz. Czy to ma sens? Bo ja go nie widzę. Było wkleić całą zawartość translatora, skoro już tyle języków zna, to może jeszcze jakaś łacina, suahili, przecież każdy ogarnia te języki i pracuje jako ochroniarz. To taki fenomen jak doktor habilitowany z dziesięcioletnim stażem na kasie w „Biedrze”. W sumie w Polsce całkiem możliwe, ale jednak dosyć nieprawdopodobne. Na tym przerwałam moją lekturę Twojego bloga, ponieważ klawiatura odmówiła posłuszeństwa. Ale przynajmniej jest w naprawdę pięknym zielonym kolorze. Postanowiłam wytrzeć ten lakier wacikami nasączonymi zmywaczem do paznokci. Efekt? Biała klawiatura z zielonymi akcentami i kłaczkami z wacików, które po prostu poprzyklejały się do klawiszy.
Dość o mnie i mojej klawiaturze, bo oto nasza Olga stwierdziła: „Sądzę że to dosyć zabawna sytuacja kiedy mówię coś po polsku, a nikt nie może tego zrozumieć”. Doprawdy? Ja ostatni raz tak się śmiałam, gdy rano kroiłam pora do sałatki. Rzeczywiście, Polacy słyną z tego (stereotypowo, ale coś w tym jest), że uwielbiają nawijać do siebie w języku ojczystym w obecności obcokrajowca. Najczęściej obgadując go. I uwierzcie mi, że ten obcokrajowiec rozumie nasz język nie tylko w filmach. Czy ja wiem, czy to takie zabawne? Następnie Olga ma coś opowiedzieć facetom z zespołu o sobie. A po kiego kija? Jeśli chodzi o pytania osobiste w sprawie pracy, to chyba najbardziej osobistym jest to o stan cywilny. Kolejnym fejkiem popełnionym przez Ciebie jest stwierdzenie, że Olga należy do ludzi, którym wolno więcej. Wolno im zabić. Taaa? A były w tej bajce smoki? Do tego każde rozporządzenie prezydenta przechodzi najpierw przez „nich”, a tak naprawdę prezydent niewiele może. Czekaj. Więc przełóżmy to na nasz polski przykład. Jest sobie zespół dajmy na to Farben Lehre. Załóżmy, że ma ochroniarza lub kilku, którym wolno zabijać i którzy decydują o tym, co ma robić prezydent. To pierwsze można zrozumieć, takie zagięcie rzeczywistości na rzecz opowiadania. Pośmiałabym się i komentowała dalsze części, ale z tym prezydentem to wyskoczyłaś jak trawka z zielonej Żubrówki. Do dalszej części rozdziału wykorzystujesz koncert My Chemical Romance w Polsce. Dodałaś jedno dosyć nieprawdopodobne wydarzenie. Olga z koleżankami wywieszały jakiś transparent, ochroniarze zwrócili się w ich stronę, a tamte poczęły uciekać. Co złego jest w plakatach fanów zespołu? Nic na nich zbereźnego czy uwłaczającego nie będzie, a już na pewno dziewczyny za to nie zostałyby ukarane. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego zaczęły uciekać i szlag trafił bilety, za które na pewno po stówie wybuliły. Potem dały się złapać i zaprowadzono je do jakiegoś miejsca, by wymierzyć karę. Bardzo dobry początek dla porno, ale z rzeczywistością nie ma nic wspólnego. Jak ponętna blondynka, która oferuje hydraulikowi ciasteczka w ramach podziękowań za pomoc i nie wiadomo jak ani kiedy, obydwoje lądują w łóżku. Albo na stole. Następnie dodałaś posta ze zdjęciami bohaterów. Olgę wyobrażałam sobie totalnie inaczej, ale nie bierz tego do siebie za bardzo. Rozdział trzeci rozpoczyna się w miesiąc po wydarzeniach z poprzednich notek.W gruncie rzeczy Olga nie ma rodziny. Opiekują się nią ojcowie chrzestni, tak bym ich nazwała. Są to ludzie, którzy wciągnęli bohaterkę w agencję. W gruncie rzeczy obcy ludzie. Ale wiecie, jak to jest, czasami sytuacje życiowie zbliżają do siebie. Ale i tak dalej nie rozumiem wyznań miłości, bez jaj, proszę państwa, chociaż może to taka ironia była? Za dużo bohaterów nam serwujesz. Pogubiłam się już kto jest kim i dlaczego tu jest
Przeczytałam trzeci rozdział i bez rewelacji. Akcja toczy się jak w brazylijskim filmie. Coś się dzieje (niby), ktoś z kimś porozmawia, a potem jeden z aktorów gada sam do siebie w takcie do jakiejś strasznej muzyki. Dużo opisujesz, ale akcja praktycznie stoi w miejscu, a to już trzeci rozdział. Koncerty, autografy, wypady. Nie piszesz o tym, bo akcja toczy się ciągle wokół Olgi. Dobrnęłam do ostatniego rozdziału. Czwarta część jest najkrótsza ze wszystkich. Nie ma tam nic konkretnego, żadnej akcji. Olga rozmawia przez telefon, głównie je, śpi, bierze prysznice, czasami coś komuś powie. Jak na bycie ochroniarzem, to stwierdzam, że bierze kasę za nic. I to właściwie tyle, co przyszło mi ocenić. Trzy rozdziały zamieściłaś w roku dwa tysiące dwunastym, jeden rok później jakieś dziesięć miesięcy temu, więc blog wygląda na porzucony.
Część II: Błędy
„Nagle można było usłyszeć głośny trzask drzwi przez które weszła (można nawęd powiedzieć wpadła) młoda dziewczyna”. Nawęd? Nawęd? Co, do misia pana? I przecinek zgubiłaś.
„Szybko wyrwałam z rąk Tima dokumenty, które on sam od jakiś 20 minut próbował mi wcisnąć w dłonie, a ja go ignorowałam”. W opowiadaniach raczej pisałabym liczby słownie. Poza tym nie jakiś, tylko jakichś.
„Po wcześniejszym przeczytaniu dokumentów, które aktualnie mam w dłoniach mogę się domyślić, że jest to menadżer my chemical romance”. Zabrakło przecinka po dłoniach, a poza tym, autorko, nazwa zespołu małą literą?
„Pomyślałam o wszystkich fanfictionach, które czytałam i nadal czytam, na temat Gerarda i Franka”. Fanfiction nie odmienia się.
„Francuski, rosyjski i niemiecki znam z powodu iż jako dziecko mieszkała w krajach w których są to jeżyki narodowe”. Nie, nie, proszę, to nie tak. Z powodu iż? Po jakiemu języku to napisane? Do tego przecinka nie umieściłaś, mieszkać nie odmieniłaś i napisałaś o jakichś jeżykach narodowych. Co to te jeżyki narodowe?
Popełniasz dużo błędów. Może nie o tyle przecinkowych, co literówek. Oczywiście, że można je wyłapać, ale trzeba przeczytać rozdział przed publikacją. Myli Ci się jakiś z jakichś, choć z chodź, to jakaś choroba dwudziestego pierwszego wieku wraz z przynajmniej i bynajmniej. Nie mam większych zastrzeżeń. Minął rok, na pewno piszesz już lepiej.
Część III: Parę uwag od czytelnika
1. Oceniłam, bo oceniłam. Nie ma za bardzo o czym pisać, mając do dyspozycji cztery rozdziały i prolog, w których nic się nie dzieje. Momentami zanudzałaś, autorko. Opisy są fajne, bardzo często ganię za ich brak, ale u Ciebie jest ich za dużo. Można by je skrócić spokojnie o połowę. Dialogi są, nie miałam wrażenia, żeby były wprowadzane na siłę.
2. Niestety akcja nie porwała mnie do tanga, staniki nie latały. W zasadzie to dzieje się bardzo niewiele, a raczej streszczasz to jednym zdaniem. Nie zrozumiem tego nigdy. Można opisywać jedzenie spaghetti przez dwie strony w Wordzie, a trzęsienie ziemi skomentować jednym zdaniem. Powinnaś się zacząć skupiać na tych ważnych rzeczach.
3. Od samego początku dręczę się, o co chodzi z tym Y.O.L.O na nagłówku i napisie „You only live once”. Poszłam się wyspać i załapałam, że to rozwinięcie właśnie tajemniczego Y.O.L.O. Zaciekawiona, z czego to coś wyszło, przejrzałam internety. Znalazłam w miarę rzetelne wytłumaczenie na Wikipedii, niestety w języku angielskim, a może stety, bo coś tam zrozumiałam. To coś na kształt Carpie Diem. Nie za bardzo wiem, jak połączyć to motto z opowiadaniem FF o My Chemical Romance.
4. To samo tyczy się napisu „Only in secret” na nagłówku. Sprawdzałam. Nie jest to żaden tytuł piosenki, nic powiązanego z zespołem. Ot, wpisałaś, co wpisałaś. Zawsze szukam jakichś wspólnych nici łączących grafikę i napisy na blogu, tym razem misja zakończyła się niepowodzeniem. Nagłówek jest bardzo rozlazły. Spokojnie można by go było zrobić mniejszym, byłby bardziej estetycznym. I pomijając smutną historię Olgi, opowiadanie zazwyczaj zawiera elementy komizmu, więc dlaczego takie szare, przytłaczające tło i Olga z cierpietniczą miną na nagłówku? Do tego jakaś mała dziewczynka, o której słowa nie ma w treści.
5. To już takie moje widzimisię, ale myślę, że byłoby lepiej, gdyby na jednej stronie był jeden post, a miejsce na tekst było węższe. To przez to blog jest taki szeroki. Poza tym nie mam zastrzeżeń, bo dodatki są bardzo ładnie i estetycznie ułożone, zaczynając od archiwum, przez polecane blogi, kilka słów o Tobie, a na obserwatorach kończąc.
6. To by było na tyle. Lektura i ocena bloga była bardzo krótka, bo za wiele treści nie ma. Porzuciłaś bloga, ale z drugiej strony nie wątpię, że jeszcze tu wrócisz. Pewnie zostanę zlinczowana, ale jak na czternastolatkę to i tak dobrze piszesz. Mam w pamięci wiele blogów, gdzie autorzy zdradzają swój wiek i to, co piszą nie jest w ogóle na ich poziomie - Ty odbiegasz od standardów, chociaż może nie powinnam generalizować. Dziękuję za zgłoszenie się do mnie i polecam się na przyszłość. Pozdrawiam wraz z rodziną!
Klawiatura pochodzi z córkowego „Hatecze”, a pozostałe zdjęcia - jak widać - są z kwejka.
"Frank Iero, toć to wokalista My Chemical Romance! Znam ten zespół, może nie należy do moich ulubionych, ale zawsze mi wstyd, że wsłuchuję się w głos obcego faceta, a nigdy nie chce mi się sprawdzić jego nazwiska" - to gitarzysta, wokalistą jest Gerard Way. c:
OdpowiedzUsuńNie lubię niedokończonych opowiadań, więc na bloga tylko zajrzałam, ale nawet nie zaczęłam czytać. :P
Punkt dla Ciebie, witamy w Nasa! :)
UsuńO, fajnie. XD
UsuńTwoje oceny mogę czytać zawsze :) Nawet jak "opieprzyłaś" blog, to ja i tam mam ochotę tam zajrzeć :D
OdpowiedzUsuńHaha ^^ Dziękuję i zapraszam ponownie, kolejna ocena w 90% gotowa :)
UsuńNo i kondolencje z powodu klawiatury [*]
Usuńhttp://www.sierzantundsaper.fora.pl/ocenki-ogolnie,72/propozycje-ocenialni,3593-4750.html
OdpowiedzUsuńParę postów od dołu, opinie o twojej ocence. ;)
Zapoznaliśmy się, na wszelakie opinie jesteśmy otwarci, ale polityki jak na razie zmieniać nie zamierzamy. Za to jesteśmy szczęśliwi, że pomimo że ja i reszta załogi o SuS zapomnieliśmy, dziewczyny nadal niestrudzenie przedzierają się przez córkowy bełkot. Ściągnęłabym kapelusz, ale nie noszę :)
UsuńPozdrawiam i miłego weekendu ;)
Corko, jak ty piszesz ocenki, skoro tak bardzo nie umiesz czytać ze zrozumieniem? Przecież jest wyraźnie napisane, że nie chce im się nawet poświęcać uwagi i trafili przez przypadek. Nie cały świat kręci się wokół ciebie, spuść trochę z ego, śledzę wątek na susie regularnie i zapewniam, że od dawna nikogo tam nie obchodzisz, to pierwsza wzmianka od kilkudziesięciu stron.
UsuńAleż oczywiście, oczywiście, wszak przypadki chodzą po ludziach :)
UsuńPozdrawiam, miłej niedzieli :P
"Ale wiecie, jak to jest [...]. Ale i tak dalej [...]" Powtórzenie "ale" + czy od tego można zaczynać zdanie?
OdpowiedzUsuń"Pogubiłam się już kto jest kim i dlaczego tu jest" zgubiłaś chyba kropkę :)
"jeden rok później jakieś dziesięć miesięcy temu, więc blog wygląda na porzucony." - nie wiem, czy dobrze myślę, ale czy przed "jakieś" nie powinno być przecinka?
"Opisy są fajne" - skojarzyło mi się to z tymi ocenialniami, gdzie piszą, że "szablon fajny, historia fajna, ale brakuje translatora" xD
"Dialogi są [...]" to też jak z tych pseudo ocenialni, dziwnie to brzmi ;p
1. Powtórzenie zgadza się, mój błąd. Można, choć głównie raczej w mowie, a nie na papierze. Ale pisząc coś wolnego (jak ten komć lub ocenka) to nie zbrodnia.
Usuń2. Kropka. Tak.
3. Nie, przecinek tam jest niekonieczny, chociaż gdyby był, to byłoby też ok.
4. Postaram się unikać takich pustych słów jak fajne, też nie lubię tego ;)
5. Dialogi są... cóż :D
Dwa punkty!