Witam, witam i o zdrówko Was nie pytam, lecz zadanie takie mam, zaraz z pewnością zadam je Wam. Czy pamiętacie moje tęsknoty do bydła z poprzedniej oceny? Niejaka Alice zapragnęła dogodzić mi w tej kwestii, zupełnie nieświadomie zresztą, i ma na swoim blogu krowę z „wkładką”. Ach, gdybyście mogli zobaczyć teraz, drodzy czytelnicy i czytelniczki, moją rozradowaną gębę... Chociaż może lepiej dla Was, że jej nie widzicie, bo moglibyście mieć koszmary w nocy. Wprost czuję, jak się serce me raduje, a słowa płyną z umysłu i poprzez palce na ekran przenikają.
Zapamiętać: nie pisać wierszy przed oceną, bo to źle wpływa na składnię zdania.
Pod numerem sto dziesiątym w mojej kolejce znajduje się blog o nazwie „Logika realizmu”. Co tu dużo mówić, tytuł jak tytuł, nie ma się zbytnio na czym rozwodzić. Czym jest jedno i drugie, wszyscy wiedzą, tak mi się przynajmniej wydaje. Połączenie tych dwóch określeń dało ciekawy efekt i sprawiło, że chociaż na chwilę zatrzymałem się na tej części bloga, by przemyśleć sens swego istnienia i wczorajsze zakupy w Biedronce. Po wnikliwej analizie paragonu przejdę do nagłówka, bo jest o czym pisać.
O nagłówku! Tyś jest dziełem, którego sensu nie jestem na razie w stanie ogarnąć!
Grafika przedstawia krowę – ma wymię, więc to musi być krowa (I tak, uprzedzając Wasze domysły, przyjrzałem się!). Krowa ma wepchniętą w tyłek kobiecą głowę, reszta ciała tej pani jest na zewnątrz. Pewnie chciała poznać proces powstawania mleka. Biedaczka nie ma „gógla”. Nad tym nieszczęsnym, boskim stworzeniem tak okrutnie przez ludzką głowę doświadczonym widnieje napis: „Burzę logiczny porządek rzeczywistości!”. Szczerze wątpię, chyba że zajmujesz się badaniem cząsteczek Higgsa, masz nową teorię i do jej udowodnienia naginasz model standardowy. Nie? Nie robisz tego, ja też nie. Ale... jesteś w swojej piaskownicy i możesz w niej robić, co chcesz. Ogólnie rzecz biorąc, jeśli mogę się tak wyrazić i nie zostać wyśmianym przez pewne „wszechwiedzące kręgi”, nagłówek i cały szablon jest bardzo ciemny, mroczny wręcz niczym wnętrze piwnicy dziadka Alberta. Rozjaśniłem już monitor, lecz to i tak niewiele dało, oczęta sobie zepsuję, czytając to. Dobrze, że przynajmniej czcionka jest przyzwoitej wielkości. Tło zewnętrzne bloga zdobi tapeta w rustykalne wzory o dziwnym nieokreślonym kolorze ni to zgniłej zieleni, ni szarości, w podobnym odcieniu jest czcionka, więc teoretycznie wszystko do siebie pasuje, ale jest za ciemne!
Pozwolisz, że rozjaśnię trochę sytuację?
Pomiędzy postem a nagłówkiem znajduje się poziome menu i to nim się teraz zajmę, a przynajmniej będę się starał. Większość osób prowadzących blogi uważa, że musi się przedstawić, przybliżyć czytelnikowi swoją osobę. Ot, taka namiastka dobrego wychowania. Alice zrobiła to trochę inaczej niż wszyscy. Zamiast pisać jaka jest, co lubi, a czego nie, umieściła alfabet i spis rzeczy, które przychodzą jej na myśl na każdą z liter. Nudne to jak pasjans, zdechłem już na samym początku.
Potem mamy linki, archiwum i „dawno, dawno temu”. O, to jest ciekawe... A jednak nie, bo to jest tylko podstrona z likami do starych blogów autorki. Nie przedłużając, zajmę się treścią, klikam „archiwum” i otwiera mi się strona z... podlinkowanym słowem „archiwum”? Trochę bez sensu, ale co tam. Zaciskam kciuki (Boże, żeby to nie była internetowa matrioszka), najeżdżam kursorem. Co jest? Nic się nie dzieje. Ale ze mnie baran! Jestem w środku i nawet się nie zorientowałem, bo całe to szumne archiwum wygląda tak:
Łał, ale masz zapał, dziewczyno. Muszę się pozbierać po tym odkryciu – czyli zrobić sobie przerwę. Wróciłem, w międzyczasie podjąłem decyzję, że się szarpnę i przeczytam wszystko – taki mam gest.
Trzy – czte – ry!
Wiadomo, że przywitać się trzeba i wyjaśnić czytelnikowi, czym zamierza się go męczyć na blogu, co może go spotkać. Ty, Alice, robisz to trochę przewrotnie i wybacz, że to napiszę, ale mistrzem marketingu nie jesteś. Od razu zasypujesz potencjalnego „czytacza” gruzem stwierdzeń, które raczej nie zachęcają do kolejnych odwiedzin, jak choćby to: „Można w tym momencie wyobrazić sobie kurze wątpia wkręcone w szprychy dziecięcego rowerka”. Nie będę udawał, że wiem, czym są „wątpia” i co chciałaś tym zobrazować, chociaż mogę się domyślać. Twój styl mnie rozbawił, czuję, że jesteś „zuła” na pewne sprawy i nie omieszkasz użyć ostrego języka. Wysupłałem sobie od razu zdania z babolami, ale póki co, jest dobrze.
„Tyaaa, nie będę pitolić o modzie, która nie istnieje, bo wątpię[,] by ktokolwiek z przeciętnych osobników na tej planecie reflektował na kupowanie i ubieranie czegoś[,] co wygląda jak worek na śmieci, za sumkę równoważną czterem tonom zwykłych worków na śmieci bez tej fajnej metki”.
„secondo - nie będę tutaj przytaczać tekstu rodem z wikipedii, na temat tego kim była Alice Liddell [...]”. Przecież po kropce zaczynasz, to dlaczego piszesz małą literą? Wikipedii bo to jest nazwa własna portalu.
„Może po to, żeby swoje codzienne frustrację tutaj wyładować?”. Frustracje.
No i pojawiły się pierwiosnki! Czyli pitu pitu na temat wiosennej depresji.
Straszna z Ciebie maruda, jeśli cały blog, czyli dziewięć postów, ma tak wyglądać, to będę się musiał jakimś rozweselaczem potraktować. Post jest długi i w połowie o niczym. Zaczynasz kotem na balkonie, a kończysz podsumowaniem, w którym stwierdzasz, że temat przewodni uciekł Ci gdzieś po drodze. Piszesz składnie, ale wulgaryzmy nie dodają tekstowi pikanterii a Tobie fanów. Mnie wystarczy, że słyszę takie słownictwo, wychodząc z domu. Rozumiem, że czasami trzeba się wyżyć, ale nie rozumiem i nie popieram stosowania go poza własnymi czterema kątami.
Podoba mi się, że dzielisz tekst na części, a nie piszesz jednym ciągiem. Nowa myśl – nowy akapit. Gdybyś jeszcze wyrównała go do obu marginesów, to byłoby znacznie lepiej. Z poprawnością też nie masz większych kłopotów, chociaż nad interpunkcją przydałoby się popracować. W tym poście znalazło się też coś takiego: „po wywijanych”, „ po spoglądałam”. Rozumiem, że te słowa ozdabiała czerwona falbanka i dlatego przezornie je podzieliłaś, ale powinnaś była napisać to łącznie, tak jak „pozakręcane” i „popatrzę”, chociaż jeśli mam być szczery „pospoglądam” nie brzmi najlepiej. Teraz jeszcze kilka innych:
„Trzeba wybrać jedną z opcji, albo wygrać dużą sumkę pieniędzy. Wtedy mamy możliwości”. Bez przecinka.
„Drugim ciśnie się na usta pewnie bardziej życzliwy komentarz - dlaczego nie zaczniesz robić tego[,] co lubisz, tego[,] co cię interesuje? Rzuć to w cholerę, masz wybór! Studiuj to, co da Ci przyjemność! Rób to[,] co lubisz! Szkoda tylko, że nie dodają - rób to[,] co lubisz, kij z tym, że będziesz mieszkała w kartonie i żebrała od gimnazjalistów na śniadanie[,] chociażby, ważne, że będziesz robiła to[,] co lubisz!”. Przed „ważne” przydałaby się kropka.
„W drugiej, pomyślałabym, że ta kasa przecież uwolniła by mnie od tego nędznego życia, jako jednostka napędzająca gospodarkę [...]”. Uwolniłaby.
„Staram się na to logicznie-realistycznie popatrzeć, z jakiegoś dystansu[,] i wmawiać sobie [...]”. Obustronnie wydzielone przecinkami, bo to wtrącenie.
„Każdy z nas nosi w sobie autodestrukcję, tylko, że u jednych nie została ona polana wrzątkiem [...]”. Bez przecinka przed „że”.
Słowotok, wodogłowie, ziemia, chemia, hemoglobina taka sytuacja... wywiercona w głowie dziura – co nie co o stanach kobiecego przebudzenia późnoporannego.
Zacznę może od tego, że „co nieco” pisze się tak.
Po raz kolejny czytałem tekst z uśmiechem na twarzy. Jak sama napisałaś, jest on żartobliwy i ironiczny i ja w pełni się z tym zgadzam. Temat znowu nie był jakiś odkrywczy, ale przynajmniej dało się to czytać. O wojnie damsko-męskiej i naszych „różnych” mózgach czytałem już wiele notek na różnych blogach. U Ciebie ten temat wypływa po uprzednim wywleczeniu na wierzch wszystkich darów natury dla kobiet: do migreny po wydawanie potomstwa. Rozumiem, że to poczucie niesprawiedliwości w przydzielaniu tych darów nakazało Ci stworzenie dalszej części tego posta. Stwierdzam jednak, że i tak byłaś łagodna, jeśli wziąć pod uwagę seksistowski świat, w którym żyjemy. Wy macie zespół napięcia, a nam nie wolno nawet łzy uronić.
Romantyczność, proza pisana miętą.
Temat bardzo, bardzo na czasie i niestety jeszcze długo będziemy bombardowani tym, co tu opisałaś. Golizna opanowała cały świat, gołym tyłkiem reklamuje się samochody, szampony do włosów, okrasza się nią muzykę i wciska się ją w każdy film. Post w pełni oddaje uczucia nie tylko Twoje, ale jak myślę wielu osób. Jest napisany poprawnie i aż żal, że nie wywołał fali dyskusji. Zapewne wynika to z faktu, że nie masz stadka czytelników-adoratorów, bo sama nikogo nie adorujesz. Potrafisz płynnie przechodzić z jednej myśli do drugiej, dlatego całość nie jest chaotyczna jak taniec przestraszonych krętaków wodnych.
Postmodernistyczne tortury gałki ocznej – czyli o wizycie u okulisty. Przedsiębiorstwo państwowe kontra prywatne.
„Tak, wielu ludzi uzdrawia sam fakt, ile za niektóre wizyty i badania trzeba zapłacić. Toż to największy postęp medycyny XXI wieku!". Musiałem, po prostu musiałem to przytoczyć. Ileż w tym prawdy, a ileż ironii i ponurego sarkazmu. Ten styl pisania naprawdę Ci wychodzi, człowiek czyta i myśli, że czuje dokładnie to samo, co Ty, że wyjęłaś mu to z ust, gardła, trzewi, z umysłu samego. Mogłabyś na wiecach przemawiać, już widzę ten przytakujący skinieniem głowy tłum.
„Wiesz, masz pewność, wraz z wejściem do tego gabinetu, że Pan Doktor nic przed Tobą nie ukryje. Będzie traktował Cię jak urodzinowy prezent i rozpakowywał powoli z ekscytacją i podnieceniem". To kolejne zdanie, które sprawiło, że nie mogłem oprzeć się pokusie podzielenia się nim z czytelnikami Opieprzu. Nawet wyobraziłem sobie taką scenkę, oczywiście wolałbym być rozpakowywany przez kobietę. Cały tekst określiłbym tak – ale hardkor! Co chwilę uśmiechałem się mile łechtany barwnymi opisami i dopieszczany porównaniami. Nie wszystkich na pewno rozbawiłby taki ton, ale mnie w tym dniu tak.
Czytam sobie i czytam i patrzę, że zostały mi jeszcze trzy posty, a ja już czuję, że Cię przedawkowałem. Zaraziłem się niemocą, biadoleniem i marazmem, który wyłazi z Twojego bloga jak bobki z koziej dupy. Przeczytałem: „Chamska ameba – codzienna walka z chamstwem wszelkim”, „Duszę się! Duszę!” oraz „Google to Bóg. I chuj!” i zacząłem czytać „Niemoc, pitolenie, niemoc i pitolenie. Aha! I jeszcze pitolenie!”... I mam dość! Co jest zabawne w małych ilościach, w nadmiarze może sprawić zniesmaczenie. Ostry język i wulgarne słownictwo z czasem przestają śmieszyć. Pisałaś o chamstwie i o tym, że trzeba z nim walczyć, ale na swoim blogu serwujesz wcale nie lepsze wypowiedzi od tych, których podobno nie chciałabyś słyszeć. Przestało mnie już to bawić i nawet pogoda ma dość, bo się popsuła. Poważnie. Zachmurzyło się, a jeszcze niedawno słońce świeciło. Można sobie pofolgować, ale trzeba znać umiar. Tu nie ma żadnej różnorodności, może tematy dotyczą różnych spraw, ale podane są zawsze w ten sam niezbyt wysublimowany sposób. Może taki blog to sposób na wyrzucenie z siebie wszystkiego, czego nie można powiedzieć wprost. Chociaż wiesz co? Nie, to nie jest dobry sposób na odreagowanie, bo czytają to osoby, które nigdy nie miały z Tobą kontaktu, a po takich wypowiedziach z pewnością nie będą miały o Tobie najlepszego zdania (pewnie i tak Ci to „wisi”). Przeczytawszy posty, które tu umieściłaś... zapomniałem, co chciałem napisać. O, wiem. Wiem, jaka byłaby Twoja odpowiedź na moje zarzuty, z pewnością niezbyt przychylna. Masz ogromny potencjał twórczy, bogate słownictwo i umiesz się nim posługiwać, nie rozumiem, czemu marnujesz to na takie wypruwanie flaków sobie i innym. Przekonany jestem, że mógłbym czytać z wielką przyjemnością coś, co napisałaś w trochę innym tonie. Ostatni post jest tak dołujący, że nawet dziura w asfalcie załapała doła. Przyznajesz, że nie znasz interpunkcji, że nie umiesz pisać, a ja nie do końca się z tym zgadzam. Nie! W ogóle się z tym nie zgadzam, myślę, że piszesz tak z premedytacją, że odczuwasz w tym perwersyjną przyjemność. Czy ja mam coś jeszcze do powiedzenia? Nie. Blog został porzucony i zważywszy na to, jaką zawiera treść, stał się kolejnym śmieciem zanieczyszczającym Internet. Może kiedyś do niego wrócisz, może napiszesz coś, co nie tylko będzie ociekało jadem, ale sprawi, że czytelnik uśmiechnąwszy się, pomyśli: „Mam ochotę być dzisiaj miłym dla wszystkich bez względu na to, jak mnie traktują”. Żegnam.
Grafiki jak zwykle z Internetu, z kwejka i screen z ocenianego bloga.
Przeczytałam " O nagłówku! Tyś jest dziełem, którego sensu nie jestem na razie w stanie ogarnąć!" i postanowiłam naocznie zweryfikować. Otworzyłam stronę i... wybuchłam gromkim śmiechem. Tym bardziej, że właśnie było o bydle w poprzedniej ocenie XD Acz co jak co, może jestem dziwna, ale podoba mi się ten nagłówek! Serio. Jest w nim coś pozytywnie niepokojącego i nawet kolory są przyjazne moim oczom :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Phoe
O, tak. On jest niepokojący, można by na jego temat pisać i pisać, snuć wiele domysłów. Wsparty hasłem "Zajrzymy do każdej dziury, wejdziemy głębiej, zbadamy więcej!" mógłby być uniwersalnym logiem dla wielu koncernów i instytucji naukowych. Nic, co ziemskie, nie jest nam obce. :D
OdpowiedzUsuńŚwietna ocena jak zawsze :) Szkoda, że tak rzadko pojawia się tutaj coś nowego, bo po prostu miło i przyjemnie się czyta :3
OdpowiedzUsuńA blog baaardzo ekscentryczny. Jest dziwny, ale może w tym tkwi urok?
Ja tam wolę nie wnikać... :D
Phantom, jak tam moja ocena? :) Oczywiście nie pośpieszam, ale zastanawiam się, na kiedy mam się emocjonalnie przygotować :D
OdpowiedzUsuńWybacz mi, K, ale życie tak mnie pochłonęło, że nawet jeszcze jej nie zaczęłam... Ale cii, żeby Cora nie usłyszała xD. Sądzę, że do dwóch tygodni powinna się pojawić, gdyż z całym Twoim opowiadaniem zapoznałam się już dużo wcześniej, a teraz pozostało mi tylko ubranie moich myśli w odświętne ciuszki ;).
UsuńRozumiem :) Lepiej, żeby pochłaniało życie, niż Internety, hehe. Czekam cierpliwie i dziękuję za odpowiedź :)
UsuńTak jak wulgaryzmy, tak i Zoltan może się nieco przejeść xD Nie wiem czy to migrena tak na mnie działa, czy twoje żarty przestały mnie bawić... Skutek jest taki, że ledwo dobrnęłam do końca tej oceny.
OdpowiedzUsuńMożesz dać mi mentalnego kopa w tyłek w ramach zemsty :D
Byłem i wróciłem, a kopać nikogo nie zamierzam. Byłoby co najmniej dziwne, gdyby wszystkich śmieszyło, złościło czy przyprawiało o łzy to samo.
Usuń