W ten przepiękny, deszczowy dzień Zoltan zaczytywał się będzie opowiadaniem Hekate.
Kolejny numerek z kolejki, kolejny zadowolony młody twórca, a raczej twórczyni, i kolejne opowiadanie domorosłej pisarki. „Touch of silence” rozpoczyna się „apetycznym” prologiem, po którym niesmak czułem jeszcze rankiem następnego dnia. Co mnie tak zniesmaczyło? Nie, nie był to opis samozadowolenia w wykonaniu młodej kobiety przed lustrem i nie był to również opis lesbijskiego stosunku w toalecie na imprezie. Zniesmaczenie poczułem na wspomnienie tego, jak wyglądają takie toalety. Ach, ten zapach uryny... Nic tak nie podnieca jak on i słownictwo, które można w takim miejscu usłyszeć. Potem przyszła jeszcze jedna myśl o tym, jakich chorób mogła się nabawić Twoja bohaterka, pozwalając, by ktoś wkładał nie umyte paluszki w jej „ciepłe miejsce”, jak to ładnie nazwałaś. Powróćmy do prologu, bo ma ciekawy tytuł: „Płomienie nie spalały ciał wątłych stworzeń pośród nich leżących, ani łatwotopliwego pokarmu o wyglądzie lodu”. Ani nie rozpuszczały wieści, że przed „ani” przecinka nie stawiamy, chyba że jest spójnikiem powtórzonym. Tytuł ciekawy, ale nie rozumiem, co ma wspólnego z treścią. Zresztą... co będę ukrywał. Tytuł ten jest bardziej intrygujący niż prolog. Uruchomił cały szereg komórek w moim umyśle i przyjemnie łechtał wyobraźnię, a wspomniane już przeze mnie opisy... A, oszczędzę Wam szczegółów. Prolog składa się z dwóch części. W pierwszej narrator jest trzecioosobowy i niech tak zostanie, w drugiej, niestety, pierwszoosobowy. Nieszczególnie przepadam za takim przedstawieniem powieściowej rzeczywistości, zawsze odnoszę wrażenie, że autor utożsamia się w pewien sposób ze swoją postacią i może mieć problem z przyswojeniem krytyki swojego utworu. To, co mogę pochwalić to fakt, że nie używasz wulgarnych i potocznych określeń, co uczyniłoby zbliżenie tych dwóch dam w toalecie jeszcze bardziej odpychającym. Ale...! Zawsze musi być jakieś ale. Nie rozumiem, dlaczego olałaś błędy, które wytknęła Ci jedna z czytelniczek. Mnie też tak olejesz? Skopiowałem te „zonki”, ale daruję sobie wklejanie ich, bo wszystkie znajdują się w komentarzu pod prologiem. Mogłaś się poczuć urażona, lecz to wcale nie jest powód, by błędów nie poprawić.
Pierwszy rozdział ma równie wdzięczny tytuł co prolog i rozpoczyna się przywdzianiem przez główną bohaterkę, Caitlyn, barw wojennych (makijażem) i udaniem się na łowy (imprezkę). Doprawdy, fabuła porywająca. Ale pal sześć, bo jeszcze całości nie przeczytałem, może poza graniem w butelkę i wywoływaniem duchów wydarzy się coś, czego nie przeżyłem i o czym nie słyszałem. Już teraz mogę stwierdzić, że nie zwracasz uwagi na interpunkcję w dialogach i stylistyka zdań też czasem cierpi.
„- Hmm? - mruknęła obojętnie blondynka, otwierając szerzej oko i przykładając do rzęs zalotkę, nie odrywając wzroku od odbicia w lustrze”. Trochę za dużo tych imiesłowów czasownikowych, całość wygląda przez to nieskładnie, a wystarczyłoby zmienić szyk zdania: – Hmm? – mruknęła obojętnie blondynka i nie odrywając wzroku do odbicia w lustrze, otworzyła szerzej oko i przyłożyła do rzęs zalotkę.
„- Bo mnie okłamujesz. - wyznała w końcu, stając na baczność i wpatrując się w zdziwione niebieskie oczy”. Przede wszystkim bez kropki, bo opisujesz sposób wypowiedzi. Natomiast w przykładzie poniżej kropka powinna być, a po niej wielką literą – te zasady ortografii są niezmienne. Rada Języka Polskiego mogła wprowadzić pisownię "pineska" zamiast "pinezka", ale zasady wielkiej litery po kropce raczej dla Ciebie nie zmienią.
„- Odmówić? Skąd. - teatralnie odchyliła w tył głowę[.] – Ale nie odsłaniać cycków pierwszy raz w życiu i nie zakładać szpilek, po których nabawiłaś się odcisków i zadrapań”. Może ktoś mi wyjaśni, co Abbygail chciała przez to powiedzieć, bo nie ogarniam. Dlatego pozostawię ją w spokoju i polecę dalej. W nowym akapicie opisujesz nowe miejsce i nowych ludzi, całkiem dobrze Ci to wychodzi, podajesz szczegóły, które sprawiają, że historia nabiera głębi, ale masz tu taki moment, w którym najpierw opisujesz pokój, a potem od nowego akapitu wyskakujesz z czymś takim: „Obraz na ścianie to pop-art kobiety z puszką pepsi i kotem na drugim planie”. Taki przeskok wygląda komicznie i nawet w muzeum czy galerii przewodnik nie wypaliły takiego przemówienia bez jakiegoś wstępu. Nie czytasz tego przed publikacją? A może to jakiś nowy sposób wyrazu? Może zamiast pisać i wysławiać się jednym ciągiem, będziemy rzucać takimi równoważnikami zdań?
Potem doznałem kolejnego szoku, gdy dotarłem do miejsca, którym Leah (ciekawe imię) budząc swojego chłopaka, rzuca stwierdzeniem, że on zachowuje się, jakby dopiero skończył podstawówkę, a nie był poważnym dziewiętnastolatkiem. What?! Ja wiem, że USA kojarzy się każdemu z krajem wiecznej szczęśliwości, dobrobytu i „Mody na sukces”, ale tak cudownie to nie jest, żeby z pensji barmana gościu w jego wieku mógł wynająć chatę większą niż klatka dla szczura. Wybacz, ale czego można się dorobić w tym wieku, jeśli się nie jest gwiazdką Disneya? Jakieś to naciągane, jeśli miałaś na to logiczne wyjaśnienie, to należało umieścić je już teraz.
I jeszcze trochę baboli:
„- Ocipiałaś?! - wyszeptał, zachrypniętym głosem - Jezu, Leah nie po to dałem ci te pieprzone klucze, żebyś mi robiła takie niespodzianki! - wygarnął jej, ponownie naciągając na siebie kołdrę i tuląc policzek do poduszki. - Jesteś nienormalna. - wymruczał”. Możesz mnie od razu dobić. Albo nie. Interpunkcja już Cię wyręczyła.
„- Ah, tak? - zapytała teatralnie - A ty nieodpowiedzialny”. Ach, tak? - zapytała teatralnie. - A ty nieodpowiedzialny.
Tak naprawdę jestem dopiero na starcie opowiadania, a już zaczynam się gubić w tych jamerykańskich imionach, notatki trzeba robić, by się połapać, kto jest kim.
Mamy już Caitlyn – jasnowłosą, wysoką i szczupłą piękność. Jej rudą przyjaciółkę, która się dziwnie wysławia, Abbygail. Wysokiego jak stodoła Nathana, który dobrodusznie daje klucze do swojej chaty przyjaciółce (a myślałem, że to jego kobieta). Leah to osoba, o której mowa powyżej, dziewczyna zgrywa mamusię „stodoły”, sprząta mu, pilnuje go i jest trochę niczym świerszcz dla Pinokia. Jest jeszcze młodsza siostra tego gościa, dziewucha ma chyba problemy z prawem i dlatego musi zamieszkać z bratem, siewcą życia, bo jak się okazuje, ich rodzice nie podołali trudnemu zadaniu wychowania dzieci. Trochę to poplątane, ale może w końcu ogarnę wszystko i nie będę potrzebował ściągi. Nie tylko obcobrzmiące imiona utrudniają odbiór treści, utrudnia go również Twój warsztat pisarski. Przechodzisz do opisywania wydarzeń i nowych bohaterów bez podania ich imion. Czytelnik gubi się w takim momencie i nie może się odnaleźć w akcji. To pierwszy akapit po odstępie: „- Mam małe wyrzuty sumienia. - wyznała przyjaciołom, wchodząc pomiędzy ich dotykające się kolana i siadając między nimi, na wygodnej, brązowej kanapie.
Dziewczyna raczej niechętnie to przyjęła, kiedy przyjaciółka odseparowała ją od własnego chłopaka, wcinając się bezczelnie między nich”. Przed chwilą opisywałaś Nathana tańczącego z Caitlyn, a teraz takie coś. Jak mam się w tym połapać? Ty wiesz, bo sama to wymyśliłaś.
Trzeci rozdział obfituje w szczegółowe opisy i to jest coś, co dobrze Ci wychodzi, ich ilość jest zadowalająca. Jest też równowaga pomiędzy dialogami i ich opisami, tylko ta interpunkcja... Zgroza! Żadnej poprawy.
„Kac moralny przy tym, co w tej sekundzie zaprzątnęło jego umysł[,] wydawało się niczym”. Wydawał się niczym i po przecinku.
„- Co? - zmęczony tymi gierkami, odpowiedział przeciągle”. A jak to wygląda w praktyce?
„Krótką ciszę przerwały wibracje telefonu, ukrytego w lewej kieszeni Dennisa”. On ma kieszenie czy jego spodnie je mają?
„Roger Johnson. - odpowiedział, a kiedy zobaczył niezrozumiałą minę znajomego[,] postanowił to uściślić”. Też mam teraz minę wyrażającą niezrozumienie i dezaprobatę, niestety.
„Miał wydatny podbródek, idealnie zgolony zarost i duże, brązowe oczy, które podkreślały gęste, ciemne brwi”. Oczy podkreślały brwi? A nie odwrotnie?
„Najpierw napotkał spojrzenie na syna, dopiero później na sprawczynię całego zamieszania”. Dostrzegasz, mam nadzieję to, co chcę ci przekazać. Przyznam, że na początku trochę się „zbuldoczyłem” tym, że całe nieszczęście, które spotyka Twoich bohaterów, jest z winy ich rodziców. No tak, pomyślałem, kolejna ofiara surowych rodziców próbuje się odegrać, niszcząc ich w swoim wymyślonym światku. Zreflektowałem się jednak, bo przecież sam mam znajomych, którzy porzucili dzieci dla pracy i miłostek własnych.
W czwartym rozdziale wreszcie pada wyjaśnienie tego, co tak mnie zirytowało w pierwszym. Nathan dostał spadek po dziadku i dlatego stać go na mieszkanie bez mamusi i tatusia. No tak, to wszystko wyjaśnia. Ale jeśli wziąć pod uwagę, że on ma dziewiętnaście lat i od dwóch mieszka sam, to coś tu chyba nie hula. Matematyka to nauka ścisła i jak by tego nie liczyć wychodzi, że nie miał jeszcze pełni praw obywatelskich, gdy się wprowadzał. To kto mu mieszkanie kupił, wynajął? Rodzice żeby się go pozbyć? Sam też raczej zarządzać tymi pieniędzmi nie mógł. A wystarczyło dodać mu kilka lat i problem z głowy. To znaczy byłby z głowy, gdybyś zachowała chronologię. Czas, czas działa na Twoją niekorzyść. Między drugim a czwartym rozdziałem mija zaledwie jeden dzień, a w zasadzie noc. Nathan w tym czasie był na imprezie, wstał kilka godzin przed świtem (tak napisałaś: „Słońce wzeszło kilka godzin po jego przebudzeniu. Było chwilę po dziewiątej rano. Nathan sam się sobie dziwił, że tak wcześnie zdołał się obudzić”), pojechał na komisariat po siostrę, spędził tam kilka godzin („Najpierw ten nagły telefon z policji, później kilkugodzinny pobyt na komisariacie, dom rodziców, z którego zgarnął bagaże siostry, cała sprawa z Rogerem i jego siostrą...”), po tym wszystkim poszedł do pracy, a jego zmiana kończyła się o szesnastej. Jak Obi to robi?
Zauważyłem też, że masz ciągoty do nadużywania imiesłowów:
„Wkładał naczynia do zmywarki, a Mia, druga kelnerka, przygotowywała rachunek dla któregoś stolika, kiedy do kawiarni weszła pewna dziewczyna, a za raz za nią pracodawca, kontrolując jak idzie dzisiejszy utarg”. Według ciebie można te dwie rzeczy robić jednocześnie? Mam na myśli wchodzenie i kontrolowanie utargu, bo ilość klientów, niestety, nie przekłada się na utarg, a utarg niekoniecznie oznacza zysk. Na tym głównie polega biznes. I jeszcze jedno: „Kiedy ekspres zasygnalizował, że jedna z kaw jest już gotowa, Nathan podniósł filiżankę, nieostrożnie kładąc ją na podstawce, omal nie wylewając jej zawartości”. Czasownik w osobowej formie nie gryzie. Nathan podniósł filiżankę i, nieostrożnie kładąc ją na podstawce, omal nie wylał jej zawartości.
Czas mija nieubłaganie i z reguły coś się wtedy zmienia, ale nie tu. Po dziewięciu rozdziałach wypadałoby wreszcie zacząć pisać z sensem, a przynajmniej czytać tekst przed publikacją.
„Odgarnęła kosmyk włosów za ucho i dotknęła palcami talerzyka, na którym stał gorący napój. Kreśliła na nim jakieś niezidentyfikowane wzorki, sunąc nim leniwie po całej powierzchni naczynia”. Wyobraź sobie, że dopiero za czwartym razem, zdałem sobie sprawę, że w ostatnim zdaniu, zaimek „nim” dotyczy palca. O matko, toż to są przecież jakieś kalambury!
Co mi dasz za to, że zgłębiłem myśl Twoją i tym zaspokoiłem ciekawość swoją?
Tylko nie mów mi, proszę, o przyjemności czytania, bo Twoi nad wyraz dorośli dziewiętnastolatkowie aż takiej wielkiej radości mi nie dają. Zresztą, wszyscy nieustannie udowadniają, jacy są niedojrzali, chociażby Nathan, mój faworyt do nagrody idioty roku. A skoro jesteśmy przy starszym bracie (zapomniałem jak to dziecię ma na imię), to chciałbym Cię zapytać, czy wykreowany przez Ciebie świat ma być odzwierciedleniem rzeczywistości, czy to jakaś utopia? Już tłumaczę. „Standardowy” model rodziny w tym opowiadaniu to nieistniejący, nieinteresujący się swoimi pociechami rodzice, zawsze starszy brat i młodsza siostra. To trochę mało prawdopodobne, nie sądzisz? Jeszcze tylko brakuje, żeby się okazało, że Leah też ma starszego brata. A może ma, tylko ja nie pamiętam.
Co do fabuły to rzec mogę, że intryga ściele się tak gęsto jak gole polskiej reprezentacji w piłce nożnej i jest równie nieprzewidywalna co data Bożego Narodzenia. A może to ja jestem taki przenikliwy, bo od razu zgadłem, kto Leah przysłał paczkę z jej seks zdjęciami. Potem dotarł do mnie jeszcze jeden fakt, Nathan jest impotentem, bo jaki facet wyprowadza się z domu i po dwóch latach ściąga do siebie czternastoletnią siostrę, zwłaszcza jeśli mieszka w takiej klitce. Z niecierpliwością czekam na moment, w którym wręczy jej kilka „baksów” i każe jej pójść do kina, na lody albo po cukierki. Ale jaja, Nathan właśnie awansował w moich oczach do idioty dekady, zwłaszcza że umówił się wieczorem ze śliczną i chętną Cristal, Caitlyn czy jak jej tam.
Aha, takie coś jeszcze znalazłem: „zrobiła krok w przód i oparła się plecami o tył kanapy”. To ile siostra „idioty dekady” ma wzrostu, metr?
Myślałem, że ze spokojem doczytam do ostatniego rozdziału, ale znowu mnie zabiłaś, tym razem opisem wizyty ciężarnej Megan u lekarza. Specjalistą nie jestem, lecz wydaje mi się, że nie można stwierdzić u trzymiesięcznego płodu za pomocą badania USG - nawet gdyby było trójwymiarowe - zespołu Downa. Na tym etapie można co najwyżej badania prenatalne zrobić, po szczegóły odsyłam do sieci. Aha, takie rzeczy sprawdza się, zanim znajdą miejsce w opowiadaniu, bo po co dawać żer takim upierdliwym typom jak ja.
Potem było całkiem znośnie i nawet podchody Caitlyn, jak by tu wleźć Nathanowi do łóżka, mnie rozbiły. Chociaż przyznam, że zastanawia mnie jedna rzecz, gdzie miał spać Dennis? Skoro wylądował w łóżku z przyjaciółką Cat, to jego barłóg stał pusty i Cat spokojnie mogła z niego skorzystać. No, chyba że on z Nathanem miał łoże dzielić, to się w sumie nie dziwię, że się do Eve przykleił. Zaraz, kiedy Abbygail z pierwszego rozdziału stała się Eve? A może to inna koleżanka, tylko po raz kolejny wychodzą braki w warsztacie?
I znowu trochę wpadek:
„Ta dwuletnia rozłąka nie podziałała najlepiej na ich więź. I chociaż kiedy widywali się dwa czy trzy razy w miesiącu[,] potrafili rozmawiać ze sobą normalnie, a przynajmniej tak im się wydawało”. To „i” na początku drugiego zdania wprowadza w błąd, bo sugeruje, że będzie jakieś rozwinięcie, wniosek, wyjaśnienie. Przeczytaj sobie to bez spójnika, a zobaczysz różnicę.
„Była tak chudziutka, że z początku bali się nawet podać jej rękę, obawiając się, że połamią jej te anorektyczne kosteczki, ale ona szybko wyjaśniła, że to u niej rodzinne i że wpierdziela na potęgę, co nie raz udowodniła”. Co nie zmienia faktu, że całe to „wpierdzielanie” powinno się w cudzysłowie znaleźć, bo narrator cytuje bohaterkę.
„Otworzył drzwi, szarpiąc zdecydowanie za klamkę, ale zamiast spodziewanego widoku Dennisa jego wzrok napotkał... Jeszcze Rogera”. Rozumiem, że za chwilę on się przeistoczy i będzie kim innym.
Mimo tego, że do tej porty nie wyrażałem się zbyt pochlebnie o opowiadaniu, to muszę oświadczyć, że nawet mi się podobało. Jest trochę babskie, ale nie na tyle, by nie mógł tego przełknąć jakiś mężczyzna. Przyznam, że nie zdarza mi się czytać powieści obyczajowych, wolę te z gatunku fantastyki naukowej lub historyczne. Twoja historia ze zwykłej obyczajówki pomału zaczyna się przekształcać w typowy i oklepany thriller w amerykańskim wydaniu. Zdradzona, porzucona dziewczyna mści się wszelkimi dostępnymi jej sposobami, a wszystko opisane z perspektywy faceta, który ją zostawił i dziewczyny, która ostrzy sobie na niego pazurki. To dosyć typowe, nie sądzisz? Brakuje tu przedstawienia sprawy z punku porzuconej Megan, raz tylko poświęciłaś jej jeden akapit, z którego dowiedzieliśmy się, że nie cieszy się ze swojej ciąży i namawia starszego brata, aby spuścił Nathanowi pucówę – swoją drogą, należało mu się, bo brzydko się do niej odzywał, wypowiedz niegodna mężczyzny.
Wątkiem przewodnim są kontakty intymne między bohaterami albo dążenie do nich, przy czym to kobiety są ich inicjatorkami, a panowie raczej są wstrzemięźliwi i tylko czasami dają się ponieść emocjom. Udowadniają to trzy sceny. W pierwszej Nathan ogląda film, a Megan wije się obok niego niczym piskorz (pierwsze przykazanie: nie prowokuj). Tu też pada słynne zdanie, po którym nabrałem pewności, że ten gość to idiota. Drugą sceną jest – i tu zaskoczenie – Dennis oglądający film i wijącą się obok niego niczym piskorz Angie. I wreszcie pamiętna łóżkowa scena pomiędzy Nathanem i Caiti, w której on jej odmawia. A, zapomniałem, jest jeszcze wydarzenie w mieszkaniu Nathana, podczas którego jego czternastoletnia siostra Deborah rozmyśla się i odprawia z kwitkiem swojego chłopaka, a przecież to ona się na niego rzuciła (drugie przykazanie: kończ co zaczęłaś). Przyznam, że nawet mi ulżyło, że go z niczym – no może nie zupełnie – zostawiła, bo udowodniła, że nie jest tak zepsuta, jak się na początku wydawała.
W opowiadaniu Brakuje mi też obecności rodziców tych młodych ludzi, którzy dopiero co weszli w pełnoletność. Bo bycie pełnoletnim i dorosłym to dwie różne rzeczy, co skutecznie udowadnia Nathan – na pewno nie określiłbym go mianem dorosłego. Wszyscy, poza nim i Leah, mieszkają z rodzicami, a jedynym rodzicem, którego poznajemy, jest ojciec Nathana i Deborah, gdzie jest reszta? Tu muszę poruszyć sprawę, która nurtuje mnie od samego początku, a mianowicie walki Nathana z rodzicami o opiekę nad nieletnią siostrą. Rozumiem, że Ty, Hekate, masz prawo stanu Teksas w małym paluszku i wiesz, co piszesz i że prawo to dopuszcza, by dziewiętnastolatek bez pełni praw obywatelskich mógł sprawować prawną opiekę nad niepełnoletnią osobą? Ja takiej wiedzy nie posiadam, ale wiem jedno, po cienkim lodzie stąpasz. Przemyśl dobrze ten wątek.
Świat przedstawiony i opisy.
Całe opowiadanie nadawałoby się na scenariusz do jakiegoś niskobudżetowego filmu, bo akcja praktycznie nie wychodzi poza cztery ściany. Mieszkanie Nathana, dom rodziców Dennisa, pub, komisariat policji, kawiarnia i domek letniskowy to wszystkie miejsca, do których przenosi nas Twoje opowiadanie. Brakuje opisów ulic, drzew, plaży, na którą pojechali w ostatnich rozdziałach, nawet domek letniskowy jest tylko zlepkiem dwóch słów bez wyglądu. Świat Twoich bohaterów wydaje się pusty, brak w nim tłoku, zgiełku, dźwięków klaksonów, zapachów. Zupełnie zaniedbujesz kreowanie go. Twoje postacie spotykają się na chodniku, zatrzymują się i nikt ich nawet nie szturchnie, a przecież to jest Dallas z ponad milionem mieszkańców. Gdzie są ludzie? A skoro jesteśmy przy ludziach, w doborze ich poszłaś po lini najmniejszego oporu, wszyscy są biali. Biali! Dziewczyno, w kraju, w którym przyjmowano uchodźców ze wszystkich stron świata, w którym mieszają się kultury, języki, obyczaje tych uchodźców, Ty umieszczasz tylko białych. A gdzie Metysi, Meksykanie, Afroamerykanie, Hindusi. Gdzie różnorodność nazwisk? Czy Twoje postacie to rasiści, bo nie przyjaźnią się z nikim, kto od nich odstaje? Więcej jeszcze, wszyscy są po prostu idealni, piękni i szczupli jak z reklamy kliniki chirurgii plastycznej. Tworzenie takich ideałów to jedna z przywar młodych pisarzy, w szczególności dziewcząt, ale to wynika chyba z tego, że więcej Was pisze i publikuje w Internecie.
Miało być o opisach, przyznam, że najlepiej zarysowanym miejscem jest mieszkanie Nathana. Opisałaś je dokładnie i nie miałem problemu z wyobrażeniem sobie, jak ono wygląda. Reszta wymaga dopracowania. Dobrze też wychodzą Ci opisy zachowań postaci, sporo miejsca poświęcasz ich gestom i mimice. Pod tym względem jest bardzo dobrze, bo postacie nabierają życia, widać, że sobie to przemyślałaś. Również sposób w jaki się wypowiadają, jest dostosowany do charakterów postaci. Nie rzucają mięsem na prawo i lewo, chyba że są zdenerwowani, nie wypowiadają się w jakiś dziwny, sztywny i nienaturalny sposób, czyli jest dobrze – tylko interpunkcja...
Zgroza, powiadam Ci, zgroza. Czy to tak trudno zainteresować się tym, jak powinien wyglądać poprawnie zapisany dialog? Przez całe dwanaście rozdziałów żywiłem nadzieję, że w końcu pójdziesz po rozum do głowy i z własnej, nieprzymuszonej woli zainteresujesz się jedną z najważniejszych rzeczy w pisaniu – poprawnością. A Ty? Bulwersujesz się tym, że ktoś w komentarzu pod rozdziałem wytyka Ci błędy: „Przepraszam bardzo... błędy ortograficzne? Poważnie? Ciekawa jestem gdzie, bo nie mam z nimi problemu od 4 klasy podstawówki”. A czym, jeśli nie błędem ortograficznym, jest pisanie: och i ach przez „h”?
Nie tylko w dialogach masz problemy z przestankowaniem, w całym tekście brakuje przecinków i to w miejscach oczywistych. Zapominasz o wydzielaniu przecinkiem imiesłowów czasownikowych wraz z ich określeniami, a i bez określeń powinniśmy to robić. Zdarza Ci się napisać zdanie kompletnie bez sensu, najlepsze, a raczej najgorsze, znalazły swoje miejsce przed podsumowaniem, dlatego nie będę przytaczał ich ponownie.
Do omówienia pozostają jeszcze bohaterowie opowiadania, ale taką mi zrobiłaś niespodziankę, że nie wiem, czy lepiej potrafiłbym ich scharakteryzować.
Według Ciebie – okiem czytelnika:
„Nathaniel. To jest najlepiej zbudowana jak do tej pory moja postać. Ma wady i zalety, nie jest idealny, ale jest na tyle ciekawą postacią (mam nadzieję), że nie jest przewidywalny. (Tu się zgodzę, kopara mi opadła, gdy się okazało, że odpuścił Caiti, chociaż blisko było). Ma przyjaciół, ma wrogów, nie jest rozhisteryzowaną, niestabilną emocjonalnie nastolatką po problemach sercowych. (Nie, kompletnie nie jest, tylko wyzywa od dziwek swoją byłą dziewczynę). Twardo stąpa po ziemi, zna swoje możliwości i zdaje sobie sprawę z przeciwności[,] jakie mogą go spotkać (choć też nie zawsze). (Dlatego już pierwszego dnia chce odesłać siostrę do rodziców? Traktuje ją jak rzecz, którą można przestawiać z miejsca w miejsce i cała ta jego walka wygląda tak, jakby chciał tylko rodzicom na złość zrobić). Jest przystojny (taki, jaki by mnie zainteresował na ulicy albo w spożywczaku), ale też nie jest to supermodel Calvina Kleina. Bądźmy realistkami... (A kreujesz go właśnie na modela). Chciałam stworzyć chłopaka, którego jesteśmy w stanie poznać w prawdziwym życiu, takiego, który nas zdradzi albo będzie wierny, który jest oazą spokoju albo chodzącym wulkanem niezmierzonej energii, którą w sobie kumuluje. Chciałam kogoś PRAWDZIWEGO z krwi i kości, który nie jest nieczułym draniem [...]. (Przecież on tak się właśnie zachowuje, odrzuca swoje ojcostwo, a matkę potencjalnie swojego dziecka wyzywa, siostrę zresztą też komplementami nie obsypuje, ojca traktuje jak obcego człowieka, gardzi nim i tylko pies ma to szczęście, że jest przez niego lubiany.) Nate to zdecydowanie moje ulubiona postać, którą stworzyłam. Nie musisz mi dziękować, Kocie”. Nie zamierzam, ale teraz chyba powinienem przytoczyć tę krótką wypowiedź, która przekonała mnie, że Nathan do mądrych nie należy.
Wymiana zdań zachodzi tuż przed stosunkiem Nathana z Megan:
„- Nie mam... (prezerwatywy jak można się domyślić)
- Spokojnie. - przerwała mu - Mogę”.
Nie wierz nigdy kobiecie, dobrą radę ci dam, bo przepadniesz z kretesem... kretynie.
„Caitie mnie osobiście irytuje. To takie rozlazłe, ciepłe kluchy, które ktoś jeszcze wsadził do mikrofali, żeby parzyły w język i zabierały mu całą przyjemność z jedzenia. Nie lubię takich ludzi, jest nudna. (A ja ją lubię, z tą całą jej nieśmiałością, z tym chcę i się boję). Też macie takie wrażenie? (Nie). Okej, rozumiem, że jej brat przyjaźni się z chłopakiem, który jej się podoba i do którego coś tam czuje, ale... poważnie? Dziewczyno, nie zachowuj się jak malutka, przestraszona owieczka wśród stada dzikich, wygłodniałych wilków. To taka sierotka Marysia, nie? Na pocieszenie tej biednej siedemnastolatki powiem wam, że jest moim ideałem kobiety. Wysoka, szczupła blondynka z niebieskimi oczami i szerokim, przyjaznym uśmiechem, która rumieni się chyba całe życie. Jej włosy delikatnie się falują, jest ich okropnie dużo i są przeraźliwie doskonałe. Moja Caitlyn to połączenie wyobrażeń ze smutną rzeczywistością”. (Och, bo mnie zaraz cholera trafi, nie mogę już słuchać biadolenia o „szarej, smutnej rzeczywistości”).
„Leah... Leah, Leah, Leah... Pierwszy raz w swojej karierze (lol) umieszczam w opowiadaniu kogoś o innej orientacji niż moja. [...] Leah jest chodzącym rolnikiem, który ciągnie za sobą taczkę pełną dobra. Łazi i na siłę wtyka te swoje ziarna pokoju w każdą grządkę nawet jak ta ewidentnie tego nie chce, odpycha się rękami i nogami to ta i tak wsadzi swoje trzy grosze nawet siłą. Jest empatyczna, trochę zaborcza i uważa, że zawsze ma rację. Poza tym niezwykle irytująca (tak mówi Nathan!), ale ma jedną bardzo ważną cechę - NIGDY nie odwraca się do nikogo plecami, kiedy ktoś potrzebuje jej pomocnej ręki (lub jakiegokolwiek rodzaju ręki, if you know what I mean). Czy to prawda? Przekonacie się o ile będziecie cierpliwe”. (Do tego jest wulgarna, nie potrafi się pohamować, robi zawsze dużo szumu, wydaje się, że to osoba, która nawet w czytelni nie potrafiłaby siedzieć cicho).
„Deborah. U niej chciałam wam pokazać taki typowy, psychologiczny portret dziecka (nastolatki), na którą problemy w domu oddziałują w sposób, który chyba jest jednym z tych najgorszych. Tragedia rodziny Brice, śmierć jej siostry bliźniaczki i bezradność rodziców zmodyfikowała ich więzi rodzinne do tego stopnia, że stali się dla siebie obcy. (Widzę, że nie tylko prawo, ale i traktat z psychologii masz w małym paluszku). Kilka lat po tym wszystkim opuszcza ją nawet brat, więc dziewczyna zostaje całkowicie sama i zdana na swoje decyzje. Ma czternaście lat, dojrzała znacznie szybciej niż powinna i maskuje to będąc pod Aaronem (zarzuca go sobie na plecy i tak z nim paraduje?) (jej chłopakiem/byłym chłopakiem - dowiecie się w swoim czasie), który wprowadził ją w świat, który powinna znać wyłącznie z filmów kryminalnych i książek dla dorosłych. Nie wie[,] czym jest w pełni zdrowa relacja i dlatego ma takie problemy z dogadaniem się z Nathanielem, który teraz właściwie większość siebie skupia na młodszej siostrze. (Ja to widzę trochę inaczej, z pewnością się na niej nie skupia, chyba że wtedy, gdy chce ją opieprzyć). Stara się przywrócić jej sposób myślenia do tego, który uważa za najsłuszniejszy. (Czyli ja robię, co chcę, a ty morda w kubeł i nie wychodź z domu). A ona, biedna, zaczyna się buntować”.
„Dennis. Ojejka... ale ja go lubię. To chyba mój ulubiony bohater zaraz po Nathanie. Nie ma o nim na razie wiele, więc nie mogę wam też wiele zdradzić, ale w mojej głowie jest to ktoś[,] kto zawsze spada na cztery łapy, jak kicia. (Chciałaś napisać chyba, że spada z jednych piersi na drugie). Cii! Więcej nie powiem, bo mnie zabije, że obrabiam mu dupsko”. A ja mogę. Przyjaciel Nathana wydaje się być gościem, na którym można polegać, w przeciwieństwie do samego Nathaniela, on myśli, zanim coś zrobi i powie, chociaż czasami nie stroni od ostrych słów.
„Megan, czyli kobieta nie-sukcesu z plecami większymi od niej samej i niezmierzoną pewnością siebie. Lubie ją, lubię czarne charaktery. Jej specjalnością są intrygi, knucia i dążenie do celu nawet po trupach (co też niedługo zobaczycie). Jest rozdarta, nie potrafi sobie poradzić z tym, co ją spotkało. (Tego to po niej akurat nie widać, przeciwnie, radzi sobie wspaniale). Usilnie stara się udowodnić Nathanowi, że dzieciak jest jego (czy jest[,] czy nie jest[,] to również tajemnica). Robi to nieudolnie, dlatego uruchamia swoją książkę telefoniczną "za wszelką cenę" i skazuje biednych bohaterów na kolejne problemy”.
Może mamy trochę różne spojrzenie na Twoich bohaterów, Hekate, ale jedno jest pewne - są różnorodni. Ich charaktery są dobrze zarysowane, każdy jest trochę inny, a w połączeniu dają niezłą mieszankę. Nie powiem, żebym się nudził podczas czytania, chociaż czasami pewne sytuacje zdawały mi się mocno naciągane. Poleciłbym popracować nad wątkiem rozpadu toksycznej rodziny, bo wyjaśnienie, że ojciec ma kochankę, a matka się zapracowuje, jakoś do mnie nie przemawia – to nie jest powód, żeby odebrać komuś dziecko. Mała retrospekcja nie zaszkodzi opowiadaniu, a pomoże czytelnikowi zrozumieć, co zmusiło Nathaniela do podjęcia walki w sądzie o opiekę nad siostrą.
Pozostała jeszcze kwestia opakowania opowiadania, czyli szablonu. Tym, co najbardziej rzuca się w oczy, jest chaos w nagłówku. Zupełnie nie rozumiem tego zamiłowania do kiepskich kolaży, które nie mają w sobie nic artystycznego, a wyróżniają się tym, że ich autor wcisnął tam wszystko, co się dało. Budynki, kwiaty, pomnik, zegarek, półnaga dziewczyna, chodnik, steczka, mostek, rzeczka a tam czekał ojciec srogi i ukarał koziołeczka. Z czym to się je? Nawet parówki mają mniej składników i wyglądają bardziej estetycznie. Dla podkreślenia tego miszmaszu grafikę okraszono jeszcze napisem złożonym z dwóch różnych czcionek „come on skinny love”. Przypomniał mi się Ponury Żniwiarz i jego banda: smętna Mandy i głupek Eddy. Rozumiem, że „chuda miłość” odnosi się do dziewczyny z prologu i ma w pewien sposób zapowiadać to, jak nieszczęśliwa miłość i stres może wykończyć człowieka? Ech.
Reszta wygląda dobrze, zwłaszcza kolorystyka, tylko kontrast między czcionką a tłem mógłby być trochę większy, bo litery zlewają się. Tekst jest wyjustowany, akapity są – szkoda, że braki w interpunkcji niweczą całe staranie, jakie włożyłaś w wygląd poszczególnych rozdziałów. Chciałem jeszcze zwrócić Twoją uwagę na gadżet „informacje”, który przenosić miał do posta o bohaterach – zapomniałaś dodać linka, a bez tego... echo.
To tyle, obiecałaś, że powrócisz do pisania, a ja mam nadzieję, że zwróciłem Twoją uwagę na pewne niedociągnięcia. Trzymaj się.
Dziękuję bardzo za ocenę.
OdpowiedzUsuńCóż... Moje 'och' i 'ach' nie zostały mi wyjaśnione i stąd nie miałam pojęcia, że piszę je z błędami. Co do interpunkcji to wiem, że robię błędy jak przedszkolak, ale nawet mimo tego, że znam (przynajmniej te podstawowe) zasady to nie potrafię odszukać ich w tekście.
Nie wiem co mogłabym jeszcze napisać, bo nie mam nawet czego bronić. To tak naprawdę moje pierwsze opowiadanie i chyba nawet nie ma prawa być zbliżonym do ideału. Nie przemyślałam go zbyt dobrze pod względem doboru bohaterów analogicznie do wielokulturowości w Stanach i wcale nie kłócę się z tym, że moje Dallas bardziej przypomina jakąś wioskę pod Warszawą. Raczej spuszczam głowę i rumienie się na samą myśl, że pisałam to trochę bezmyślnie.
Cieszę się jednak, że nie wypadło AŻ tak tragicznie (zaśmiej się, czy coś..). W wolnej chwili zabiorę się za poprawianie tych błędów.
Jeszcze raz wielkie dzięki za poświęcony czas i cierpliwość :)
Cały czas się uśmiechałem. Po prologu byłem trochę w szoku i bałem się, że całość będzie pornografią literacką. Ulżyło mi, że jednak nie jest. Może podczas pisania następnego opowiadania przypomną Ci się moje "mądre" wywody i spróbujesz trochę urozmaicić bohaterów.
UsuńInterpunkcja w dialogach wcale nie jest tak trudna, jak Ci się wydaje. Zobacz tu może będzie Ci łatwiej.
Całkowicie odcinając się od treści głównego postu chciałbym dodać tutaj komentarz, który będzie swego rodzaju spostrzeżeniem na Opieprz i całe to ocenianie blogów.
OdpowiedzUsuńZ Opieprzem miałem krótki romans. Ja - trzynastoletni chłopak z blogiem, o którym chciałbym zapomnieć, a który został oceniony przez niezawodną Panią Lovett.
Teraz, kiedy mam 19 lat, czytam tę ocenę z szerokim uśmiechem na twarzy, ponieważ zgadzam się z nią całkowicie! Sam sposób w jaki pisałem i o czym pisałem, aż łasiły się na komentarze przepełnione sarkazmem. Tak czy siak, zaraz po przeczytaniu oceny blog usunąłem - nie potrafiłem niestety przyjąć krytyki. Ale wyszło mi to na dobre!
O istnieniu Opieprzu przypomniałem sobie wczoraj i z zaciekawieniem zacząłem czytać oceny blogów. Jedyną rzeczą, która sprawia mi jeszcze szerszy uśmiech na twarzy niż czytanie oceny mojego starego bloga, to blogi, które analizują... oceny. Natknąłem się na taki. Niezły ubaw. Pseudointeligenckie komentarze do ocen. Po prostu, używając „fajnego” słowa, beka. Do tego dochodzą jeszcze szemrane fora, gdzie, w większości, oburzone dzieffczynki, lekko mówiąc, nie zgadzają się z oceną i muszą wyrzygać cały ten żal publicznie.
Reasumując, jesteście świetni w tym co robicie. Myślę nad założeniem bloga, i zrobię to! Tylko jeszcze nie wiem co chciałbym na nim publikować. Może felietony? A może opowiadania. Zobaczymy!
Czyli w pewien sposób czynimy ten świat lepszym. Oczywiście, krytyka boli i musi boleć, bez niej nie byłoby zmian, a boli ona jeszcze bardziej, jeśli się ma stadko czytelników-adoratorów, którzy tylko klepią po ramionku i upewniają, że kałuża, w której się stoi to basen.
UsuńTak wiemy o tych "konfesjonałach" oburzonych blogerek, mają do nich prawo. Jeśli to jedyny sposób, by im ulżyło, to niech sobie plują jadem. Mnie osobiście bawią takie wywody.
Pozdrawiam wszystkich, dla których pisanie jest rozrywką.
"a boli ona jeszcze bardziej, jeśli się ma stadko czytelników-adoratorów, którzy tylko klepią po ramionku i upewniają, że kałuża, w której się stoi to basen."
UsuńI to był właśnie powód, jaki napawał mnie grozą, kiedy dawniej zgłaszałam swojego bloga do opieprzu. Bo wszyscy inni chwalili, a tu pewnie przyjdzie kryska na matyska :D Jednak takie coś jest konieczne, jeśli autor ma się rozwijać.
Wie ktoś, co dzieje się z Phantom? (czekam na ocenę)
OdpowiedzUsuńPisała przedwczoraj, że kończy ocenę - tyle wiem. Więc na pewno ukaże się na dniach.
UsuńDziękuję za odpowiedź i czekam cierpliwie :)
UsuńTak, jak Zoltan już powiedział, piszę ocenę i powinna się za niedługo pojawić.Bardzo Cię przepraszam za zwłokę i nieterminowość z mojej strony. Mam nadzieję, że ocena jakoś to zrekompensuje ;).
OdpowiedzUsuńPhantom, nie ma sprawy, po prostu zastanawiałam się, czy coś się nie stało, czy się załoga nie posypała i te sprawy :) Ale skoro żyjesz i masz się dobrze (oby), to czekam cierpliwie, choć trochę się boję :D
OdpowiedzUsuńNic tak nie podnieca jak on
OdpowiedzUsuńPrzecinek przed jak.
nie umyte paluszki
Nieumyte.
„Płomienie nie spalały ciał wątłych stworzeń pośród nich leżących, ani łatwotopliwego pokarmu o wyglądzie lodu”. Ani nie rozpuszczały wieści, że przed „ani” przecinka nie stawiamy, chyba że jest spójnikiem powtórzonym.
Ani nie pamiętały, że przed ani, jeśli rozpoczyna dopowiedzenie lub wtrącenie, przecinek jak najbardziej można postawić.
Pierwszy rozdział ma równie wdzięczny tytuł co prolog
Przydałby się przecinek przed co.
nie odrywając wzroku do odbicia w lustrze
Od.
którym Leah (ciekawe imię) budząc swojego chłopaka, rzuca stwierdzeniem
Przecinek przed budząc.
i jak by tego nie liczyć wychodzi
Czy przed wychodzi nie powinno być przecinka?
zapomniałem jak to dziecię ma na imię
Przecinek przed jak.
intryga ściele się tak gęsto jak gole polskiej reprezentacji w piłce nożnej
Przecinek przed jak.
jest równie nieprzewidywalna co data Bożego Narodzenia.
Tu przydałby się przecinek przed co.
Myślałem, że ze spokojem doczytam do ostatniego rozdziału, ale znowu mnie zabiłaś, tym razem opisem wizyty ciężarnej Megan u lekarza. Specjalistą nie jestem, lecz wydaje mi się, że nie można stwierdzić u trzymiesięcznego płodu za pomocą badania USG - nawet gdyby było trójwymiarowe - zespołu Downa. Na tym etapie można co najwyżej badania prenatalne zrobić, po szczegóły odsyłam do sieci. Aha, takie rzeczy sprawdza się, zanim znajdą miejsce w opowiadaniu, bo po co dawać żer takim upierdliwym typom jak ja.
No, niewiele się pomyliła, bo takie USG wykonuje się od 15 tygodnia ciąży.
http://www.usg-3d.pl/usg_genet.html
Mimo tego, że do tej porty nie wyrażałem się zbyt pochlebnie o opowiadaniu
Pory.
Drugą sceną jest – i tu zaskoczenie – Dennis oglądający film
Dennis jest sceną. Aha.
czternastoletnia siostra Deborah rozmyśla się i odprawia z kwitkiem swojego chłopaka, a przecież to ona się na niego rzuciła
Bo oczywiście nie mogła się rozmyślić, w życiu!
Btw, te przykazania:
- pierwsze przykazanie: nie prowokuj,
- drugie przykazanie: kończ co zaczęłaś;
...są żałosne.
W opowiadaniu Brakuje mi też obecności rodziców tych młodych ludzi
Zbędna wielka litera.
Ty, Hekate, masz prawo stanu Teksas w małym paluszku i wiesz, co piszesz i że prawo to dopuszcza, by dziewiętnastolatek bez pełni praw obywatelskich mógł sprawować prawną opiekę nad niepełnoletnią osobą? Ja takiej wiedzy nie posiadam
http://statelaws.findlaw.com/texas-law/texas-legal-ages-laws.html
http://statelaws.findlaw.com/texas-law/texas-family-laws.html
siostrę zresztą też komplementami nie obsypuje
Siostry.
rzeczywistości ” ).
Zbędne spacje.
jedno jest pewne - są różnorodni.
Dywiz nie pełni funkcji myślnika.
rzeczka a tam czekał ojciec srogi i ukarał koziołeczka.
Przecinek przed a.
1. Niekoniecznie. Z przecinkami przed jak bardzo dużo zależy od intencji Autora.
Usuń2. Tak.
3. Można, ale nie wygląda to dobrze z ani. Chyba, że znajdziesz jakąś jednoznaczną zasadę.
4. Tak.
5. Tak.
6. Tak.
7. Powinno ;]
8. Tak.
9. Niekoniecznie.
10. Niekoniecznie.
11. Trzeci miesiąc to 9-12 tydzień, więc nie 15. ;]
12. Porty xD tak ;)
13. Kolokwializm po prostu ;]
14. No, jeśli logika pada przez to, biorąc pod uwagę postaci i ich kreację, to nie mogła.
15. -
16. Ano.
17. Zostawiam to Zoltanowi. Niech się wypowie ;]
18. Tak.
19. Tak.
20. Tak - cholerny google dysk ;]
21. Tak.
11 pkt!
@3: http://sjp.pwn.pl/zasady/;629793
Usuńhttp://www.prosteprzecinki.pl/przecinek-przed-ani
@11: Dlatego napisałam, że niewiele się pomyliła, a nie, że miała rację. ;)
@przecinki w porównaniach paralelnych: http://sjp.pwn.pl/zasady/;629799
http://www.jezykowedylematy.pl/2012/12/porownania-paralelne/
1. Ze słownika PWN: [381] 90.H.3. W porównaniach paralelnych (o konstrukcji tak, jak; taki, jaki; tyle, co; równie, jak) możemy postawić przecinek.
OdpowiedzUsuń3. Pamiętam, pamiętam, może byłem nadgorliwy.
4. Jak w punkcie pierwszym.
9 i 10 Jak powyżej.
14. Zupełnie inaczej odbiera się takie sceny, gdy czyta się całe opowiadanie. Pewnie, że mogła, ale sama widzisz, że Ty nie mogłaś odpuścić tego mnie, a ja nie mogłem odpuścić autorce. Dlaczego? Bo każde z nas uważa inaczej i chce swoje zdanie obwieścić światu.
17. Ta wiedza z pewnością mi się przyda, a jak widać z cytatu, to było pytanie do autorki.
20. To przez ten ogromny wybór czcionki i znaków w Bloggerze, od tej różnorodności aż kręci mi się w głowie.
Czyli odejmujemy punkt Shun za czwóreczkę, ale przyznajemy za numer trzeci, więc punktacja bez zmian ;)
UsuńZoltanie, przeczytaj uważnie jeszcze raz, kiedy się stawia, a kiedy nie:
Usuńhttp://sjp.pwn.pl/zasady/Porownania-paralelne-o-konstrukcji-tak-jak-rownie-jak-taki-jaki-tyle-co;629799.html
W komentarzu umieściłem cytat z elektronicznej wersji Słownika ortograficznego PWN, który mam na swoim komputerze, ale wychodzi na to, że już nie jest aktualny.
Usuń