Witam wszystkich serdecznie, Phantom jak
zwykle spóźniona. Nie umarłam, nie wykitowałam po świętach z przeżarcia, ogółem
jest dobrze. Tyle o mnie. K., moja droga, przejdźmy do Twojego opowiadania, bo
- bądź co bądź - po to się tutaj zebraliśmy.
Część pierwsza: treść, treść i jeszcze raz
TREŚĆ.
K., czytałam dużo opowiadań. Jedne potrafiły rozbawić mnie do łez, przy innych załamywałam się psychicznie, a przy jeszcze innych po prostu wyłączałam komputer i szłam przed siebie, starając się o nich nie myśleć. Twoje jest inne. Po przeczytaniu całości poczułam się… obojętna. Wyprana ze wszelkich emocji.
Tak, Twoje opowiadanie zobojętniło mnie jak
kwas solny zobojętnia wodorotlenek sodu. Przez cały ten czas, praktycznie przez
bite dwa miesiące starałam się napisać cokolwiek na temat tego, co zastałam u
Ciebie na blogu. Jak widać – z marnym skutkiem.
Z „Igrzyskami Śmierci” miałam do czynienia
stosunkowo niedawno, gdyż nasza cudowna stacja telewizyjna wyemitowała je,
kiedy już przejrzałam Twoje wypociny wzdłuż i wrzesz.
Prolog zaskoczył mnie dość pozytywnie;
krótki, treściwy, szybko przedstawił całą sytuację, jednak również zawierał
coś, co męczyło mnie później przez cały czas: znasz może inne słowo poza
„córeczką”? To tak, jakby podstawowa wersja tego słowa w ogóle nie istniała, co
później doprowadzało mnie do małych stanów depresyjnych. Pomijając to,
poznajemy główną bohaterkę, Spencer. Z jej perspektywy opowiadana jest cała
historia. Leży sobie niczym pyszny naleśnik na arenie, próbuje ruszyć ręką, co
o dziwo się jej udaje i kontynuuje dalszą „przygodę” na igrzyskach. Nie ma źle,
większych błędów poza zgubionym ogonkiem w „ciesze” nie zauważyłam.
W pierwszym rozdziale poznajemy nieco bliżej
sytuację, jaka panowała w rodzinie Spencer, oraz staruszkę o imieniu Madley.
Przy okazji znalazłam aż jedno słowo „córka” i dowiedziałam się, że ma na imię
Charlotte. To ważna informacja, bo na piętnaście stron w Wordzie pada ona
dokładnie sześć razy, i to trzykrotnie w samym epilogu. Dążę do tego, że mogłaś
spokojnie pozamieniać niektóre „córeczki” na normalne „Charlotta” – uwierz mi,
Twoi czytelnicy nie mają aż takiej sklerozy, żeby nie zapamiętać tego. Dalej
cała trójka trafia na Dożynki, podczas których wybrano Spencer i Kazerana -
chłopaka, który miał kiedyś obok niej stragan - na uczestników Igrzysk. Żali
się, biedna, że ma ponad osiemnaście lat, później – po chwilowym przemyśleniu -
jednak ponad dwadzieścia, i nie mogła trafić do kuli z losami. Prowadząca
machnęła na to ręką, bo to nie jej biznes, i wszystko kończy się omdleniem dziewczyny.
Już tutaj zauważyłam pewną
prawidłowość – bowiem od rozdziału pierwszego sukcesywnie myliłaś sobie czasy.
Większość tekstu, nie licząc prologu, była napisana w czasie przeszłym, a tu
nagle - niespodzianka! Wpadamy w teraźniejszość! Musisz być konsekwentna, bo jak
nie Ty, to kto?
Drugi rozdział rozpoczęłaś właśnie od
niespodzianki czasowej. Później zniszczył mnie tok myślenia głównej bohaterki –
o mało nie pokazała światu całej treści żołądka, ale mogła spokojnie myśleć,
jaka pościel była mięciutka i zapraszająca do snu. Nie wiem, czy ktoś, komu
żołądek tańczy macarenę, może o czymś takim myśleć. W drugim akapicie trzy bądź
cztery razy powtórzyłaś wyrażenie „rozejrzałam się”, a jak zobaczyłam liczbę
napisaną cyframi, to odechciało mi się wszystkiego. Naprawdę. To są błędy i
brzydkie zwyczaje (na przykład te nieszczęsne cyfry), które można wyeliminować
praktycznie po pierwszym czytaniu. Już w sumie olałam nawet to, że kiedy
wstała, to nie poszła od razu do łazienki, tylko porozglądała się dookoła i
dopiero wtedy ruszyła umyć twarz i doprowadzić się do względnego porządku.
Jednak to i tak nie pobije opisu Spencer dotyczącego niej samej: „Przez chwilę
wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze, w którym widziałam ładną i zgrabną
brunetkę, z ciemnymi oczami i jasną cerą. Zmarszczki pojawiały się u mnie
szybciej niż u innych, a także czasami zdarzył się jakiś wyprysk, jednak to nie
odejmowało mi dużo od urody”. To, co teraz przytoczyłam, to zmora niemal
każdego początkującego pisarza – dosłowny, do bólu niepotrzebny i suchy opis
wyglądu bohatera. Wystarczyło rozłożyć to gdzieś między innymi zdaniami, mogła
biec, a ciemnobrązowe włosy falowałyby na wietrze. Bystre, ciemne oczy
wypatrywałyby zwierzynę, a zgrabna sylwetka migałaby przeciwnikom spomiędzy
drzew. Da się? Nie trzeba walić czegoś takiego prosto z mostu. Pod koniec
rozdziału zaś utwierdziłam się w przekonaniu, że Spencer naprawdę jest
irytująca, a pokazuje to fakt, że jej mąż zrobił wszystko, by przy niej być, a
ona go jeszcze opieprzyła, że dołożył jej matce obowiązków… Racjonalność
racjonalnością, ale zdzierżyć tego nie mogłam. Tak samo jak tej piątki
zapisanej cyfrą. „Czegoś takiego się nie robi i koniec” pomyślałam, ale jak
tylko zobaczyłam dystrykty i wiek zapisane cyframi, to zachciało mi się płakać.
Wszystkie liczby we wszelakich opowiadaniach i w prozie rozrywkowej jako takiej
zapisujemy słownie. Literki są ładne, dlaczego nie wykorzystywać ich częściej?
Powiem Ci, że ogarnęła mnie cudowna
konsternacja po przeczytaniu fragmentu, gdy Spencer stanęła przed
organizatorami, i nagle z przestraszonej matki-zielarki stała się Legolasem i
Chuckiem Norrisem w jednym. Niemal każdy nóż wbijał się z mistrzowską precyzją
w sam środek manekinów treningowych, no coś cudownego. Chciałabym, abym zawsze,
kiedy moje zdenerwowanie sięgałoby poziomu skrajnie niebezpiecznego, stawała
się kobietą-terminatorem. Ale jeszcze lepiej, ostatni akapit po prostu zmiótł
mnie z powierzchni ziemi. Poczułam się, jakbym czytała pamiętnik jakiejś
nastolatki: „Wtuliłam się w niego i zaczęłam całować. On również to
odwzajemnił. Nasze pocałunki pogłębiały się, a ręce błądziły po ciele. Pierwszy
raz od dawna miałam taką ochotę na mojego męża. […] Ciesze się, że to
zrobiliśmy”. Nie dość, że dokładnie te słowa (bo jednak cały fragment taki nie
jest) zabrzmiały trochę infantylnie, to później pomyliłaś czas z przeszłego na
teraźniejszy i w zapomniałaś ogonka w „cieszę”. Tyle emocji na jeden rozdział…
W kolejnym fragmencie, którego początek był
naprawdę przyzwoity, poza powtórzeniem „mojej córeczki” (chyba już o tym
wspominałam… nadużywasz tego słowa i w dodatku niepotrzebnie dajesz zaimek
„mojej” – cały czas piszesz tylko o jednej córce, nie trzeba podkreślać tego
nawet w dialogach, że jest jej) natrafiłam na kwintesencję kobiecego myślenia.
Otóż nasza droga Spencer musiała przejść przez stylistę i wizażystę w jednym, a
zdania, które teraz zacytuję, stały się bazą do tego, aby stworzyć komiks
poniżej: „Może to trochę nie na miejscu, ale już wiedziałam, że będę w nim
[stroju] świetnie wyglądać” oraz „Gdy skończył i zobaczyłam całokształt, przez
chwilę pomyślałam, że tak mogę umrzeć. Wyglądałam przepięknie”. No, jakby nie
było, to takie jest założenie Igrzysk…
Dalej już zagłębiamy się w opis akcji właściwej,
czyli Mortal Combat pomiędzy dwudziestoma czteroma uczestnikami. Spencer
posłuchała rad swojego męża i popędziła prosto do lasu, gdzie „Po mniej więcej
godzinie drogi, uznałam, że wypadałoby znaleźć wodę. Mój organizm powoli zaczął
wołać o nawodnienie”. Wołanie o nawodnienie? Że co? Takie udziwnienia naprawdę
powodują, że czytelnik parsknie śmiechem, mimo iż autor nie miał takiego
zamiaru. Wystarczyło dopisać w pierwszym zdaniu, że chciało jej się pić, to
drugie zdanie byłoby wtedy w ogóle niepotrzebne. No i zbędny pierwszy przecinek
przed „uznałam”.
Zmiażdżyła mnie praktycznie
zerowa reakcja Spencer na śmierć chłopaka z dziewiątego dystryktu, przed którym
uratował ją David – mieszkaniec dystryktu dziesiątego, któremu pomogła przy
nauce ziół. Fakt, sparaliżowała ją sytuacja, że ktokolwiek ją złapał, ale na
to, że pod jej nogami leżał martwy albo chociaż półżywy chłopak, już w sumie
nie zareagowała.
W czwartym rozdziale
zaskoczyła mnie idea wykorzystania humanoidalnych maszyn, które były atrapami
rodzin uczestników. Bardzo dobry pomysł, naprawdę, i gratuluję, jeśli nie
pojawił się wcześniej w książce. Tak samo krótka, ale treściwa wymiana zdań
między Spencer i Davidem była napisana naprawdę przyzwoicie, a przyrównanie
bohaterki do kury, której obcięto głowę, spodobało mi się najbardziej. Równie
dobrze napisałaś fragment zaraz po tej rozmowie, gdy Spencer zastanawiała się
nad tym, czy pomóc Kazeranowi, czy może jednak udać się do wodopoju. Bardzo
przyjemnie się go czytało.
Zauważyłam, że upodobałaś sobie określanie
czasu jakichś czynności. Raz Spencer biegła przez trzydzieści minut, później
sprawdzała każdą roślinę piętnaście minut. Nie musisz idealnie wszystkiego
rozplanowywać czasowo, to nie przepis kucharski albo odliczanie bomby
zegarowej. Wystarczy raz za czasu użyć słowa „kwadrans” albo „po dłuższej
chwili”.
Ostatni rozdział przed
epilogiem to punkt kulminacyjny całej historii. Kazeran, którego opatrzyła
Spencer, zalecał się do niej, a ona bez cienia wątpliwości mu odmawiała. Pod
koniec okazuje się, że chłopak ma na jej punkcie obsesję, co przedstawiłaś z
jego perspektywy. Cała historia kończy się dość tragicznie – nie będę mówić, w jaki
sposób, ale pewnie każdy się domyśla.
Co do rozdziału piątego wraz z epilogiem, to
warto je ze sobą połączyć. Przedstawiłaś sytuację z obu stron – Kazerana i
Spencer, ich walkę i wtargnięcie Davida pomiędzy nich. Mam tu zastrzeżenia, jak
do całości utworu, ale chciałabym się skupić na ostatnim fragmencie w epilogu.
Bowiem odeszłaś całkiem od pierwszej osoby, opisując go w trzeciej. Zabieg dość
przyzwoity, nie powiem, jednak kłóci mi się z całością opowiadania i za bardzo
od niego odstaje. Rozumiem, że chciałaś dać sobie nieco większe pole do popisu
i dokończyć wszystko, obejmując cały problem szerzej niż z perspektywy Spencer,
jednak twierdzę, że równie dobrze mogłaś epilog opisać ze strony Seana – męża
głównej bohaterki. Sądzę, że to też by miało swoje plusy.
Przechodząc już do końca całości, mam do Ciebie kilka zastrzeżeń, a każdemu poświęcę jeden „mały” akapit . Będzie bardziej przejrzyście, tak mi się przynajmniej wydaje.
Przede wszystkim – fabuła. Porwałaś się na
powielenie schematu, wprowadzając tylko inne postaci do całości. „Takie prawa fan-fiction”
– stwierdzą jedni, jednak odczułam, że gdzieś z tyłu głowy ciągle miałaś główną
bohaterkę z oryginalnej powieści. Dało się to odczuć przy sytuacji w drzewie,
gdzie po prostu reakcja Spencer różniła się od Katniss. W całej kreacji Spencer
wyczuwałam ogromne zależności między nią, a oryginalną bohaterką. Obie walczyły
dla kogoś, były pomocne dla innych (co również polecali im mentorzy) – dużo w
ich charakterach pokrywa się ze sobą. Takie wnioski wysuwam, nie czytając
książki i opierając się wyłącznie na filmie. Co może Ci pomóc… Trudno mi
powiedzieć. Przede wszystkim ciągłe pisanie, szukanie swoich bohaterów,
rozumienie ich, zadawanie sobie ciągłych pytań – dlaczego? po co? w jakim celu?
Kreacja postaci jest naprawdę ważna i warto poświęcić dla niej dużo więcej
czasu.
Kolejnym Twoim problemem jest tempo. Każda
książka czy opowiadanie ma własne tempo. Da się go zróżnicować, wstawiając
dialogi i zmieniając długość zdań. Powinno się wykorzystywać różne zdania dla
opisów akcji, refleksji bohaterów i opisów przyrody, czego Ty nie robisz. Rozróżnij
opisy, kiedy bohater jest zadowolony, smutny czy ucieka przed śmiercią. To samo
tyczy się opisów okolicy – są całkiem inne, kiedy rodzina wybiera się na
popołudniowy piknik, a inne, niż jak tą samą drogą biegnie chłopak, którego
goni czarna ciężarówka. Warto to pokazać. Krótkie zdania są zarezerwowane
raczej dla sytuacji nagłych, gwałtownych – te dłuższe dla małej sielanki.
Dialogi u Ciebie są zbudowane raczej
poprawnie – to dobra wiadomość. Wielu domorosłych pisarzy ma problem z takimi
rzeczami, gdyż sądzą, że to nie jest ważne, co jest ogromnym stekiem bzdur. Ty
starasz się trzymać ogólnie przyjętych zasad i to się chwali. Problemem jednak
nie jest budowa, lecz to, co w sobie zawierają. Twoi bohaterowie nie są
charakterystyczni, kiedy mówią. Dialog często jest ich jedyną opcją, aby
pokazać swój charakter, a Ty im ją zabierasz. Przecież jeden może mówić krótko,
lakonicznie, a inny opisywać wszystko ze szczegółami, na co reszta będzie
reagować westchnieniem. Postaraj się na samym początku określić, w jaki sposób
będą mówić Twoi bohaterowie, jakie będą mieć charakterystyczne odzywki. Tu nie
chodzi o wypisanie szczegółowo, jak ktoś buduje swoją wypowiedz – raczej o to,
abyś miała w głowie wygenerowany głos swojej postaci, z którą rozmawiasz.
Zapamiętaj, jak ona to robi – bardzo Ci to pomoże w tworzeniu dialogów.
I ostatnie. Coś, co naprawdę mocno wkurzało
mnie podczas czytania, to niekonsekwentność w czasach. O ile prolog był w
teraźniejszym, a reszta – patrząc ogółem – w przeszłym, to zdarzały Ci się
błędy, mieszając je. Przykład? „Starałam mu się to wybaczyć, ale do tej pory
trzymamy się na dystans, co nie znaczy, że mi na nim nie zależy”. Albo
„Obiecuję, że od dzisiaj to się zmieni. W końcu jego miłość jest
odwzajemniona”. No i ewidentny błąd, bo tamte od biedy i zamkniętymi oczami da
się wyjaśnić: „Wstałam powoli z łóżka i zaczęłam rozglądać się, czy jest tu
łazienka”. Musisz bardzo uważać na „jest”, „był” i odmianę czasowników przez
czasy. Mam przyjaciółkę, której betuję teksty, i ona ma ten sam problem. Kiedy
spytałam się jej, dlaczego miesza czasy, odpowiedziała mi „nie wiem, nie panuję
nad tym”. Sądzę, że masz coś podobnego. Nie wiem, jaka rada byłaby adekwatna do
tego problemu, ale wydaje mi się, że ciągłe pisanie i sprawdzanie tego naprawdę
skrupulatnie w jakimś stopniu powinno pomóc.
Pomimo tych wszystkich błędów, jakie
wymieniłam, Twoje opowiadanie nie jest takie złe, jak pewnie teraz sądzisz.
Wszystko rozbija się o dopracowanie i skupianie się na tekście, a później
umiejętne wyczyszczenie go z wszelakich błędów. Twój styl jest dość
specyficzny, a warsztat dobry, więc nie pozostaje nic innego, jak tylko ostre
ćwiczenie. Wymieniłam większość tych błędów, byś wiedziała, nad czym warto
popracować przed kolejnym opowiadaniem bądź powieścią. Życzę Ci ogromnej werwy
w tym, bo na pewno się to opłaci.
Część druga: poprawność nie woła o pomstę do
nieba. To cud!
I tutaj jestem z Ciebie naprawdę dumna.
Robisz mało błędów, z przecinkami nie jest tak źle, a i dialogi są zapisane w
miarę przyzwoicie. Wymienię tutaj tylko kilka przykładów, bo – naprawdę – nie
ma ich dużo:
„[…] zaczęła penetrować
książkę, kartka po kartce”. Niepotrzebny przecinek, a ta penetracja… Może „przeglądać”?
„Przyjdę za kilka dni i
opowiem ci [,] czy udało mi się z tą rośliną”. Tu zaś brakuje znaku. O ile są
reguły mówiące o tym, że przed „czy” nie stawia się przecinka, o tyle w tym
przypadku trzeba go postawić, ponieważ oddzielasz czasowniki w zdaniu złożonym.
„- Pa, kochana. -
Odpowiedziała staruszka […]”. Robisz jeden podstawowy błąd: nie myślisz czasem,
co określają didaskalia. W tym, i jeszcze kilku innych przykładach,
„odpowiedziała” określa wypowiedź. Jeśli didaskalia określają jakiś ruch bądź
czynność niezwiązaną stricte z wypowiedzią, wtedy dajemy wielką literę.
„W każdej chwili, mój mąż mógł
wrócić do bycia mentorem, jednak nie chciał na tak długi okres czasu zostawiać
mnie i naszej córeczki”. Niepotrzebny jest ten pierwszy przecinek. A w dodatku
mamy potwierdzenie, że zbyt często używasz słowa „córeczki” i zaimka, który
chyba wrósł na dobre do tego słowa – zamień to całe wyrażenie na zwykłą
„Charlottę”.
„Po przeczytaniu jej, poczułam
w żołądku nagły głód, więc czym prędzej udałam się do wymienionego wcześniej
dzwonka”. Niepotrzebny pierwszy przecinek.
„- Chodźmy już, jestem
głodna... - złapał mnie […]”. A tutaj zaś didaskalia powinny zaczynać się od
wielkiej litery, bo, jak wcześniej wspomniałam, nie określasz sposobu
wypowiedzi tylko inną czynność.
„Opruszył mi policzki […]”.
Oprószył, to nawet Word podkreśla.
„Po chwili skapnęłam się, że
coś jest nie tak […]”. Całkowicie nie pasuje mi tutaj to słowo. Nie jest to
jakiś błąd, to raczej moja luźna uwaga – tutaj bardziej pasuje „zauważyłam”.
No i to by było na tyle. Nie chciałam
wymieniać wszystkich błędów, bo to mija się z celem. Sprawdź cały tekst,
odszukaj zagubione ogonki w tekście, najlepiej daj to osobie trzeciej, która
nigdy nie spotkała się z nim, aby mogła go zbetować należycie.
Część trzecia: luźne uwagi, bo o gustach też
warto podyskutować.
1. Twój blog jest… charakterystyczny. Ładne,
pastelowe kolory oraz powitanie „Welcome to my blog”. Minimalizm jest w cenie,
a i mnie się to podoba. Jedynym małym zastrzeżeniem co do wyglądu to może nieco
ciemniejszy kolor dla czcionki, bo po dłuższym czytaniu rozpływa się w tle.
2. „Witaj na moim blogu. Jest to strona
poświęcona historii na podstawie Igrzysk Śmierci. Jeśli szablon jest za mały i
nieczytelny: 'ctrl' i '+' :)”. Zmiażdżyło mnie to. Z jednej strony cudowne
wybrnięcie z sytuacji, a z drugiej to Ty powinnaś zadbać o czytelność, nie czytelnik.
3. Błagam, zainwestuj w spis treści, szeroką
listę, archiwum, cokolwiek. Żeby dostać się do starszych wpisów, musiałam
ciągle molestować „starsze wpisy”. Dobrze, że nie opublikowałaś trzydziestu
rozdziałów, bo bym chyba wyskoczyła z okna. Niestety, mieszkam tylko na pierwszym
piętrze, ale jak to mówią „jak ktoś ma pecha, to i palca w dupie złamie”.
Dziękuję Ci, że się zgłosiłaś i tak
cierpliwie czekałaś na tę ocenę – bardzo Cię przepraszam za zwłokę i dziękuję
za wyrozumiałość. Ocenę pozbawiłam większych udziwnień, gdyż stwierdziłam, że
będziesz bardziej nastawiona na naukę, niż rozrywkę. Tak więc adios!
Komiks na podstawie znanego mema na Kwejku –
teksty w dymkach są mojego autorstwa (nie wiem czy się cieszyć, czy płakać).
Phantom, musisz teraz zbierać mnie z podłogi przez ten komiks! Rozwalił mnie i nie mogę przestać o nim myśleć :D
OdpowiedzUsuńBałam się tej oceny tak cholernie, że nawet sobie tego nie wyobrażasz, ale właściwie jestem zadowolona z siebie :)
Obiecuję, że wszystko skomentuję jutro, bo dzisiaj już mój mózg wysiadł i wyczerpał swe możliwości :D
Czekam więc cierpliwie i cieszę się, że komiks wpadł w Twoje gusta ;)
UsuńA więc jestem ponownie :)
OdpowiedzUsuń1. "kwas solny zobojętnia wodorotlenek sodu." - zapamiętać na chemię! :D
2. Może powiem, jakie było zamierzenie gdy tworzyłam Spencer. Nie chciałam, by byłą Merysujką, a miałam w planach, że będzie ona bardzo zmienna i właśnie będzie charakterystyczną postacią, może trochę irytującą, ale chciałam, by coś do niej przyciągało. Nie wiem, czy mi się to udało, mam nadzieję, że chociaż w 1/1000 tak :D
3. Nie wiedziałam, że ponad osiemnaście i ponad dwadzieścia to błąd, jeśli osoba ma np. 26 lat, to nie można powiedzieć, że ma ponad osiemnaście?
4. Nie chodziło mi o to, że to jest nie jej biznes i nikogo to nie interere. Chodziło o to, że nie mogli pozwolić sobie na taki "wstyd", że tego nie dopilnowali.
5. Zmiana czasów i te opisy to moja zmora, ja wolę skupiać się na emocjach bohaterów, choć i tego czasem zabrakło w moim opowiadaniu. Wstyd się przyznać, ale pisałam, żeby nie stracić czytelników (blog rzyciem, borze!one1!).
6. Z tym mężem to był taki zamysł, żeby ona była taka do niego troszeczkę oschła, nie wiem czemu mi się umyślało, żeby stworzyć taką bohaterkę, chyba popadam ze skrajności w skrajność, albo totalnie idealna, albo totalnie zła, haha :D
7. Nie potrafię opisywać romantycznych scen, to moja zmora ;_; Mogłam pisać jak dziewczyna od opowiadania z Kwiatkowskim, widziałaś? :D
8. Mówisz, że za bardzo opisałam tą scenę ze stylistą, za dużo emocji jak na rzecz, w której będzie się umierać, ale w komentarzach zarzucały mi czytelniczki, że za mało emocji i że powinnam to lepiej opisać :D Jak już mówiłam, ze skrajności w skrajność wpadam.
9. Spenc miała mało w sobie uczuć, jak już wyżej wspominałam, zależało jej tylko na jej córecz... Charlotte :D
10. Maszyn nie było, wpadłam na ten pomysł gdy usypiałam, musiałam wstać i zacząć pisać :D
11. To porównanie i ta rozmowa to mój ulubiony fragment w tym opowiadaniu :D
12. I znow moje skrajności! Często gdy czytałam oceny, to widziałam, że wszyscy się czepiali, że nie wiadomo, kiedy była noc, kiedy dzień i że w niektórych opowiadaniach nie ma tego czasu, więc oczywiście ja musiałam wszędzie to wpychać :D
13. Epilog był połączony z tym rozdziałem, ale uznałam, że tak będzie lepiej. Epilog miał być właśnie oczami Seana i trochę wstęp do kolejnego opowiadania, które miało powstać, ale mam trochę inny pomysł teraz :)
14. Właśnie zdaje mi się, że bardzo odskoczyłam od oryginału i czasem nawet naciągałam niektóre rzeczy w moim opowiadaniu, których nie było w oryginale, ale szanuje Twoje odczucie, może faktycznie tak trochę jest, ale nie świadomie (z tą bohaterką) :).
15. Opisy to moja zmora, ale na prawdę ćwiczę, by było lepiej! :)
16. Phantom, ja myślałam, że Ty mnie tu zlinczujesz, więc to, co przeczytałam, ogromnie mnie zdziwiło i ucieszyło. Wiem, że popełniam mnóstwo błędów, ale jak czytałam Twoje pochwały to aż serce rosło :D
17. Ja wiem, ale jak dla mnie to jest czytelne, tutaj rozmawiamy o gustach- niektórzy lubią duże czcionki, a ja małe, ale nie wymyślne. Nie można nikomu dogodzić dzisiaj w stu procentach :D Trochę mnie bawi to moje rozwiązanie :D Cfffany lis ze mnie :D
18. "jak ktoś ma pecha, to i palca w dupie złamie" hahaha, leżę x2 :D
Raz jeszcze dziękuję za ocenę i przepraszam, że tak w punktach, ale z niewiadomych przyczyn zawsze tak piszę. Może będzie Ci lepiej tak czytać :D
2. Fragment z nożami trochę mnie zmylił co do tego, że nie jest merysujką.
Usuń3.Oczywiście, że można tak powiedzieć. Ale tutaj po prostu zrobiłaś taki myk, że raz napisane było "mam ponad osiemnaście lat", a drugi "mam ponad dwadzieścia". Jeżeli ma to swoje dwadzieścia sześć, to napisz to ;).
5. Moja droga, dopieszczaj bardziej swoje opowiadanie, to jest Twój mały brylant! Rozumiem, presja i czytelnicy walą po oknach, ale nie może to mieć wpływu na jakość tego, co napiszesz ("blog rzyciem, borze!one1"! Haha xD).
7. Nie i błagam, wyślij mi to! (phantom@onet.eu)
8. Kobieta to kobieta, dla niej nawet dźgnięcie w brzuch super wypasionym sztyletem jest wydarzeniem łechtającym jej artystyczne doznania (dosłownie).
9. Zabiję, jak nie pozamieniasz tych wszystkich "córeczek"!
12. Jest taka pisarska zasada "pokazuj, nie opowiadaj". Zamiast opowiadać, że jest noc - po prostu to pokaż! Wszyscy wiedzą, że jest noc, kiedy im pokażesz ciemne niebo i księżyc.
14. Nie jestem obeznana z kanonem, i chyba na Twoje szczęście ;).
Cora sprawdzając moją ocenę stwierdziła, że zdanie: "Pomimo tych wszystkich błędów, jakie wymieniłam, Twoje opowiadanie nie jest takie złe, jak pewnie teraz sądzisz" jest zaprzeczeniem 3/4 oceny. Chciałam pokazać Ci, gdzie musisz przysiąść, a gdzie możesz hasać niczym łania. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, nad czym popracować i tak dalej, to w punkcie ósmym masz mój mail i wal w niego.
Również dziękuję za Twoje zgłoszenie do nas i życzę miłego wieczorku ;).
Ps. Biol-chem kocha punkty, więcej punktów!
Ojeju, biol-chem, podziwiam! :D Wybierasz się później na medycynę może?
UsuńBlog już leci na e-mail :').
Coś około medycznego. Zawsze się nabijam, że jak mam zniszczyć coś, to na skalę światową. Bo taki chirurg to zepsuje życie kilku, kilkunastu osobom, a biotechnolog jak źle pobawi się genami, to i kilka tysięcy na liczniku się może znaleźć ;).
UsuńNie umarłam, nie wykitowałam po świętach z przeżarcia
OdpowiedzUsuńBo wykitowanie z przeżarcia to wcale nie śmierć, o nie. = Powtórzenie.
bo - bądź co bądź - po to się tutaj zebraliśmy.
Dywiz nie pełni funkcji myślnika.
kiedy już przejrzałam Twoje wypociny wzdłuż i wrzesz.
Wszerz.
sukcesywnie myliłaś sobie czasy.
Sobie jest zbędne.
Już w sumie olałam nawet to, że kiedy wstała, to nie poszła od razu do łazienki, tylko porozglądała się dookoła i dopiero wtedy ruszyła umyć twarz i doprowadzić się do względnego porządku.
Yyy... A co w tym dziwnego? o.O To wręcz normalne, że dziewczę rozejrzało się po nieznanym sobie miejscu, bo zakładam, że nieznanym, a dopiero potem się doprowadziło do porządku...
ciemne oczy wypatrywałyby zwierzynę
Zwierzyny.
później pomyliłaś czas z przeszłego na teraźniejszy
Albo pomyliłaś czas przeszły z teraźniejszym, albo zmieniłaś czas z przeszłego na teraźniejszy, bo to co ty zastosowałaś jest niegramatyczne.
i w zapomniałaś ogonka w „cieszę”.
Pierwsze w jest zbędne.
Mortal Combat
Chyba jednak Kombat.
Wystarczy raz za czasu użyć
Raz na jakiś czas/od czasu do czasu/niekiedy, bo sformułowanie przez ciebie użyte jest niepoprawne.
akapit . Będzie
Zbędna spacja.
zależności między nią, a oryginalną bohaterką.
Bez przecinka.
Takie wnioski wysuwam, nie czytając książki i opierając się wyłącznie na filmie.
Takie wnioski wysuwam, nie przeczytawszy książki, opierając się wyłącznie na filmie.
Każda książka czy opowiadanie ma własne tempo. Da się go zróżnicować
Je.
Dialog często jest ich jedyną opcją, aby pokazać swój charakter, a Ty im ją zabierasz.
Ich jest zbędne.
O ile prolog był w teraźniejszym, a reszta – patrząc ogółem – w przeszłym, to zdarzały Ci się błędy, mieszając je.
To, co skonstruowałaś, jest dramatycznie złe... (...) to, mieszając je, popełniłaś błąd.
„Obiecuję, że od dzisiaj to się zmieni. W końcu jego miłość jest odwzajemniona”.
Co konkretnie w kwestii czasów jest tu nie tak?
„W każdej chwili, mój mąż mógł wrócić do bycia mentorem, jednak nie chciał na tak długi okres czasu zostawiać mnie i naszej córeczki”.
http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/okres-czasu;4807.html
„Po przeczytaniu jej, poczułam w żołądku nagły głód, więc czym prędzej udałam się do wymienionego wcześniej dzwonka”. Niepotrzebny pierwszy przecinek.
Udała się do dzwonka? o.O
Jedynym małym zastrzeżeniem co do wyglądu to może nieco ciemniejszy kolor dla czcionki
Jest zamiast to.
mieszkam tylko na pierwszym piętrze, ale jak to mówią „jak ktoś ma pecha, to i palca w dupie złamie”.
Palec.
1. To nie są dwie rónorzędne rzeczy. Umrzeć i umrzeć w wyniku czegoś. Móimy oczywiście o składni zdania, a nie merytorycznie.
Usuń2. 1 pkt.
3. 1 pkt.
4. Ale nie jest błędem.
5. Błędów merytoryczych nie punktujemy, zobacz na regulamin NASA.
6. Nie, jest dobrze.
7. Tak.
8. Tak.
9. Ano.
10. To gwara.
11. Tak.
12. Tak.
13. Kolokwializm.
14. Tak.
15. Niekoniecznie.
16. Kolokwializm. Można się kłócić, zasypywać definicjami, ale z jednej strony zawsze można to określić jako błąd, a z drugiej jako po prostu kiepską składnię.
17. Sama nie wiem, może Phantom zmyliła sie stroną bierną. 1 pkt.
18. Nie za bardzo wiem, o co chodzi. Tzn. jak mam rozumieć tę uwagę.
19. Dla kogoś kto czytał bloga, to może mieć jakiś sens ;]
20. Źle to brzmi, masz rację.
21. Niekoniecznie, chyba że znajdziesz regułę.
10 pkt.
@4: Za to jest nieładnym kolokwializmem, dlatego zwróciłam na to uwagę.
Usuń@5: Pisałam już pod inną oceną, że nie wypisuję błędów specjalnie dla punktów, więc nie będę rozbijać komentarzy osobno na punktowane, osobno na niepunktowane błędy merytoryczne, bo to bez sensu.
@6: Jeśli używamy tego jako zapożyczenia z angielskiego, które określa morderczą walkę, to powinno być zapisane małymi literami. Wielkie sugerowały nazwę własną cyklu gier, w których właśnie walczy się do śmierci, a nazwa ta brzmi Mortal Kombat. No, chyba że chodziło o nazwę jednej z kart gdy M:TG, w co mocno wątpię, wtedy zwracam honor.
@10: Nie spotkałam się, Google też nic nie wyrzucił, więc dlatego wypisałam to jako błąd.
@16: Kiepska składnia to też błąd. ;)
@18: Okres czasu podpada pod pleonazm, warto by było użyć jakiegoś bezpieczniejszego zamiennika, więc zwróciłam uwagę na to, co przeoczyła oceniająca.
@21: Wprawdzie nie zasada, bo to cytat ze scenki jednego z kabaretów, ale: http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Cytaty:Kabaret_Moralnego_Niepokoju
Poza tym, odmiana słowa palec chyba jest ci znana, a w bierniku odmienia się palec, nie palca.
*gry M:tG, literówki.
Usuń4. Jeśli chcesz, to oczywiście kolokwializmy możesz wskazywać, ale, odwołując się do regulaminu NASA, za to punktów nie przyznajemy.
OdpowiedzUsuń6. Przyznałam Ci juz punkt za Mortal Kombat, raz, że ma być spolszczona wersja, a dwa, że powinno być małymi literami zapisane, ale nie mogę przyznać dwóch punktów za to samo słowo. Poza tym szóstka odnosiła się do zwierzyny, pomyliły Ci się numerki. Następnym razem numeruj uwagi, okej? Będzie prościej.
10. Gwara góralska ;)
16. W języku polskim nie ma czegoś takiego jak kiepska składnia. W angielskim np. zasady kolejności przymiotników określających kształt, kolor itp. są jasne i zapisane. W polskim jest dużo możliwości i swoboda działania. Poza tym, zawsze kiepskie konstrukcje można tworzyć z premedytacją. Z weną twórczą nie wygrasz, Shun ;)
18. Tak, ale Autor oceny przytoczył cytat z opowiadania, fragment przemyśleń o ile dobrze pamiętam, więc równie dobrze może to być błąd celowy, dla lepszej kreacji bohatera. Zresztą jest to tak utarte określenie jak niepoprawnie rozumiane "nie wchodzi sie 2 razy do tej samej rzeki" i nie wiem, czy kiedykolwiek ludzi je wyprą z codziennej mowy, nie wydaje mi się.
21. Okej, 1 pkt ;)
@4: A czy ja gdziekolwiek pisałam, że chcę za to punkty? Wręcz przeciwnie.
Usuń@Mortal Kombat: I znów to samo: nie chcę podwójnych punktów, to było doprecyzowanie. // Faktycznie, pomyliłam numer, przepraszaju. // Nie, dzięki, pozostanę przy cytowaniu. Numerować będę ewentualne uwagi do twoich uwag. ;)
@10: To wszystko wyjaśnia.
@16: Ależ oczywiście, że błędy składni istnieją.
Wypisując błędy, zgadzasz się na nasz regulamin = dostajesz punkty ;)
UsuńPozdrawiam :)!
Córko, chodziło mi o to, że nie oczekuję ich za wypisanie np. błędów merytorycznych. Btw, kiedy będę mogła wymienić punkty na nagrody? ;p Przydałaby się jakaś nowa wiertarka. ;___;
UsuńRównież pozdrawiam.
Usuń