Cisza tu panuje taka, jak w Prypeci, z tą małą różnicą, że tam wpływ na to ma skażenie, a u nas powodem jest chyba rozleniwienie. Miała być ocena bloga Isabelli i nawet jest już gotowa, ale autorka zapomniała umieścić linka do nas i na moją wiadomość też nie odpowiedziała, więc pomijam ją i przechodzę dalej. Szkoda, bo wyskrobałem osiem stron tekstu. Zamiast oceny opowiadania o aniołach będzie ocena bloga o Bóg jeden wie czym. Strona ma adres „neko123chan”, który przemawia do mnie jak moda na sandały i skarpety. Cyferki we wszelkich adresach i nickach przywodzą mi na myśl desperację, którą odczuwa twórca tychże nazw po wymyśleniu ich i odkryciu, że ktoś już je zajął. Z braku laku i pomysłu wciska się wtedy cyferki i ma się chociaż namiastkę wymarzonej nazwy. To, że taki adres wygląda śmiesznie i mało oryginalnie to już inna sprawa, bo przecież podstawową funkcję spełnia – rezerwuje kawałek internetowej przestrzeni dla autorki. Na belce swoje miejsce znalazła kocia mordka i napis „Chińskie bajki :3”. Chińskie bajki to zapewne współczesny synonim czeskiego filmu, w którym nikt nic nie wie, więc nie muszę się martwić, że moja znajomość chińskiej bajki ogranicza się do „Nihao Kai Lan” z Ameryki. Zanim przejdę dalej, co by sobie samobója nie strzelić, sprawdzę, czy buttonik do nas jest. Jest! między dwudziestoma innymi. Wieki trwa nim to się wszystko przewinie, a ten jednostajny, monotonny ruch wręcz hipnotyzuje i usypia, aż mi się czytać odechciało. Ale mus to mus. Szablon jest całkiem przyjemny w odbiorze, a połączenie białego koloru tła, zielonego ramek i khaki jako obramowania tychże sprawia wrażenie przemyślanego. Splendor, że fiu, fiu. Po prawej rolę nagłówka pełni pionowa ramka z grafiką przedstawiającą kwitnące gałązki wiśni, nad nią tytuł „ZJEM CI KANAPKĘ”. Dałżebym ci chleba z masłem, alem go już zjadł, o cho, cho, ale go już zjadł! Autorki braku pomysłów ciąg dalszy, a mi się chustka przekrzywiła i fartuszek mnie uwiera, niech to jasna... rym do bolera. Mam nadzieję, że pomysłów na tematy ma więcej niż na tytuły ramek i adresów.
Wpis pierwszy: „Kon'nichiwa”.
Czemu ten chiński brzmi jak japoński? Chociaż mniejsza o to, bo tu się kroi grubsza afera. „O czym będzie blog? Ogólnie - o Japonii”. To skąd te chińskie bajki trzy? „Moim priorytetem będzie pisanie recenzji anime, chociaż to nie jest coś, co wychodzi mi najlepiej”. Czyli taka prywatna Wikipedia, tylko po jaką cholerę? „No nie wiem. W każdym razie tego bloga zakładam, bo chciałam spróbować swoich sił w pisarstwie”. To napisz opowiadanie, a nie powielaj tego, co można znaleźć na wielu stronach. No cóż, zanosi się na to, że oryginalne to nie będzie, może chociaż podane w jakiś fajny sposób.
Odwołuję wcześniejsze zdanie, w którym stwierdziłem, że nie będzie oryginalnie, bo znalazłem rymowane streszczenie serialu o Naruto i mam teraz uśmiech dookoła głowy. Naja-chan napisała, że nie ma weny i wysmarowała wiersz na co najmniej osiem strof długi, ciężko to oszacować, bo podział jest niedokładny. Do samej treści przyczepić się w żaden sposób nie mogę, są rymy, jest przekaz zgodny z historią Naruto, tylko ta różnokolorowa czcionka nie przypadła mi do gustu. Miała ona odzwierciedlać dialog, jaki toczy się w wierszu pomiędzy ludźmi, którzy znają Uzumakiego, ale do tego wystarczyłaby interpunkcja i podział na strofy chociażby dwuwersowe. Takie kolorowe wpisy nie kojarzą mi się zbyt dobrze, trącą dziecinadą i książeczką dla przedszkolaka.
Po „Taka moja droga ninja” wena na rymowanie nie opuściła autorki i, idąc za ciosem, napisała jeszcze „Barentiande”. Oj, przepraszam, to było pierwsze. Wiersz jest o miłości, zawiera szereg odniesień do mangi i anime i co tu dużo mówić – jest genialny i zabawny. Dlaczego genialny? Bo autorka nie siliła się na jakieś wyjątkowe gry słowne, na niedopowiedzenia i alegorie. Napisała wprost, używając porównań swoich uczuć do zachowań i uczuć bohaterów anime i mang. I jeszcze wszystko się rymuje!
Opowiadanie: „Córka zła” – prolog.
Wiem, że rymowanie wychodzi Naja-chan całkiem dobrze, a teraz dowiem się, czy kreacja świata wymyślonego i bohaterów jest dla niej równie prosta. Opowiadanie, według zapowiedzi autorki, ma składać się z trzech części publikowanych pomiędzy innymi wpisami. Fajnie byłoby, gdyby posty miały swoje etykiety; recenzje osobno, opowiadania osobno, wiersze osobno i inne. Zaraz okaże się, czy będę miał trudność z namierzeniem pozostałych części opowiadania. Prolog wprowadza mnie do świata Naruto, a postacią, którą opisuje, jest Sakura. Dziewczyna budzi się w „chatce”, jak nazwała to Naja, ale opis wskazuje raczej na jakiś duży budynek niż chatkę. „Sakura nagle wybiegła z tego ciemnego, obcego pokoju. Biegła długim korytarzem, schodami w dół, a potem przez mały, ciemny hol, aż do drzwi wyjściowych”. Niezła ta chatka. Potem następuje tak charakterystyczna dla tego uniwersum dramatyczna scena płaczu. Biedna Sakura. Poza tą chatką nad morzem nie mam powodów do krytyki, dlatego poszukam następnej części. A widzisz, zapomniałem. Pod prologiem znajdowała się kiedyś jakaś grafika, ale ponieważ nie została przesłana z komputera, a jedynie autorka umieściła linka do niej, to po usunięciu grafiki z adresu pierwotnego zniknęła ona też z bloga Nai. Teraz post świeci pustą białą kratką i nie jest w tym odosobniony, bo takich gołych wpisów jest więcej. Jeszcze jedno – ciemny zielony kolor w połączeniu z fioletem to jakaś masakra dla oczu. Jak można czegoś tego nie sprawdzić przed publikacją?
Przejrzałem wszystkie wpisy aż do ostatniego i nie znalazłem dalszych części opowiadania. Znalazłem za to mnóstwo zdjęć Nai i jej przyjaciół. Między tym całym miszmaszem znalazł się też wpis o opowiadaniu, którego autorką jest Naja. Opowiadanie nosi tytuł „Sługa zła”. Czyżby Sakura zmieniła płeć i z córki stała się sługą? Zapowiedź historii ilustrują dwie grafiki z Sakurą i Sasuke. Moje szczęście, chyba, że opowiadanie nie znajduje się na tym blogu, a wpis jest jedynie zachętą do odwiedzin tamtej strony. Szkoda zachodu, powiem od razu. Naja nie jest wstanie wytrwać i pisać, gorące zaproszenia, szumne zapowiedzi, a nic z tego nie wynika. Żeby nie kręcić się bezsensu i z nadzieją dożynać transfer, skorzystam z dodatku pokazującego najpopularniejsze wpisy.
„Ano Hana – seiyuu”
Wybaczcie, będę cytował, bo chcę Wam pokazać, jak to wygląda. „Jak mówiłam w poprzedniej notce, dzisiaj będzie trochę o seiyuu z Ano Hana:).”. Seiyuu? A co to do diaska jest? Założenie z góry, że wszyscy znają ten termin, jest błędem, bo przecież nie każdy ma bzika na punkcie japońskich animacji – wpadałoby wyjaśnić. Zaś to COŚ na końcu zdania, co znajduje się przed kropką, to wątpliwa ozdoba i kiepski dowód na chęć ćwiczenia „pisarstwa”. Jeśli Naja ma aż tak wielką ochotę na umieszczanie emotikon to może... po kropce, odstępie i najlepiej w komentarzach. „Taki trochę obrazkowy post ^__^”. To dopiero drugie zdanie, a dobre wrażenie, które udało się autorce na mnie wywrzeć wierszami, pryska jak bańka mydlana. W następnym zdaniu też jest emotikon i w kolejnym, i w kolejnym, i tak dalej. O, jest i wyjaśnienie tego, o czym pisałem wcześniej. „Dopiero po ogarnięciu na filmwebie zauważyłam, że pani Kayano była też seiyuu Tachibany Mei z Sukitte li na yo :)”. Ciekaw jestem, co takiego ona tam ogarnęła, bo póki co, nie udało jej się nawet ogarnąć tego, że nazwy witryn internetowych piszemy wielką literą. Oprócz braków w interpunkcji i tak naprawdę wiedzy niezbędnej do napisania czegokolwiek na podjęty temat znaleźć tu można ciekawe zwroty, takie jak „gaah” czy „niah, niah”. Nie wiem, czy one oznaczają cokolwiek i nie zamierzam się dowiadywać, dodam tylko, że wyglądają śmiesznie i głupio. Naja dwukrotnie stwierdza, że nie może niczego napisać o wymienionych aktorach użyczających swojego głosu postaciom z bajek, bo albo nie ma zdania, albo nie widziała żadnej produkcji z ich udziałem. Czyli jest kiepskim źródłem informacji. Zupełnie nie rozumiem popularności tego posta, ale doceniam fakt, że autorka postarała się i specjalnie na potrzeby tego tematu stworzyła kolaż grafik z (dobra użyję tego słowa) seiyuu i postaciami, które grali. Wszystkie obrazki są ładnie wyśrodkowane tylko ostatni oprał się formatowaniu.
Drugim popularnym wpisem jest „Otaku test”, ale nie będę o nim pisał, bo treści w nim niewiele i moje wywody, poza sarkazmem, nie przyniosłyby pożytku ani mnie, ani Wam, ani autorce. Rozłożę za to na czynniki pierwsze post pod tytułem „Chcesz dołączyć do Fairy Tail, tak? Więc chodź ze mną!”. Rozłożę, jeśli uda mi się go przeczytać, bo na tekst wlazła jakaś przeklęta reklama i nawet walenie jej z krzyża nic nie pomaga. Spróbuję sobie skopiować tę ukrytą część tekstu i wkleić do dokumentu. Wpis jest recenzją, chyba wiadomo czego. Rozpoczyna go kilka bardzo kalecznych zdań i aż dziw, że wstęp i to, co następuje po nim, napisała jedna osoba.
„Miałam pisać co niedzielę, ale tak bardzo brak czasu... W każdym razie się wzięłam i mam nadzieję że będę się bardziej pilnować co do systematyczności postów (przypominam, że w pierwszą niedzielę miesiąca posty nie związane z anime - pierwszy już za tydzień. Brzmię jak w jakiejś reklamie, ale trudno xd)”. Skróty myślowe to nie najlepszy sposób na wysławianie się, a po takim wstępie nie czytałbym tego dalej, gdybym nie musiał. Na szczęście dalej jest trochę lepiej, chociaż Naja przyznaje, że nie ma „cierpliwości do pisania opisów fabuły”. To jak ona chciała pisać opowiadanie, skoro nie ma cierpliwości do opisów? Nie mam pojęcia. Żeby się trochę odciążyć przytacza sparafrazowany opis z Anime Zon i nadal nie wie, kiedy używać dużej litery. Sprawdziłem sobie, jak bardzo jej „przeredagowany opis” różni się od pierwowzoru. Słowo po słowie, zdanie po zdaniu. Tak bardzo się różni, że nawet te same błędy językowe i interpunkcyjne przepisała. Później swoje miejsce we wpisie znalazła tabelka z informacjami o roku produkcji, ilości odcinków, ograniczeniu wiekowym, gatunku, temacie, statusie i... typie widowni? Cóż to za kretynizm i kto go wymyślił? Ten typ to „shounen”, czyli baja skierowana jest do odbiorców płci męskiej. To już rozumiem, dlaczego jedna z bohaterek ma biust wielkości piłek do koszykówki. Ach, ci zboczeni Japończycy. Ale nie o zboczeniach mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni miałem pisać, a o recenzji. Wszystko, co znalazło się w tabelce, można znaleźć na naszej ulubionej stronie, a takich amatorskich blogów z recenzjami jest od groma i ciut, ciut. Następnie Naja raczyła nawet wyjaśnić coś, co „każdy wiedzieć powinien”. Oczywiście, nie obce jest Wam – jak i każdemu Kowalskiemu – określenie filler, ona z góry zakłada, że nie, a ja myślę, że większość ludzi nie ma pojęcia, co to jest. Wiedza ta jest tak potrzebna jak funkcje trygonometryczne podczas kupowania jajek w Biedronce. Naju, nie możesz zakładać, że to o czym piszesz, jest wiedzą powszechną. Zawsze, ale to zawsze musisz brać pod uwagę, że znajdą się ludzie, którzy mogą nie znać sensu stosowanych przez Ciebie pojęć. Koniec odezwy do autorki. W tym miejscu znowu znalazła się tabelka ukazująca procentowo ilość tych fillerów – zapychaczy – w stosunku do odcinków na podstawie mangi. Naja twierdzi, że policzyła to sama, nie będę dociekał, jeśli to prawda, to się postarała i chwała jej za to. Kontynuując temat zadała takie pytanie: „Ale co z treścią fllerów? Czy warto je oglądać? - na pierwsze pytanie postaram się udzielić odpowiedzi, drugie jednak pozostawię wam do przemyślenia”. Na moje szczęście nie musiałem zbyt długo się zastanawiać, bo już akapit niżej padła odpowiedź. „Odcinki 69-72 z czystym sumieniem można sobie darować”. To Twoje zdanie, nie narzucaj go innym, może ktoś ogląda anime ze względu na walory artystyczne, a nie interesuje go złożoność fabuły. Ale jeśli już pokusiłaś się o takie stwierdzenie, to należałoby wytknąć błędy logiczne, niedociągnięcia w fabule i inne rzeczy, które uważasz za złe. Nie bo nie, do nikogo nie przemawia. Tak naprawdę z tej części recenzji dowiedziałem się, że szkoda czasu na oglądanie fillerów, bo często ich fabuła jest nudna, a żarty niezabawne. Może warto byłoby przeczytać recenzję kogoś, kto zajmuje się tym zawodowo.
Teraz pochwalić chciałem Naję za dociekliwość w dalszej części recenzji, w której przytacza wywiad z twórcą anime i jedną z aktorek. Autorka znalazła gdzieś pewną informację, ale przed umieszczeniem jej w swoim artykule odnalazła wywiad, z którego pochodziła wypowiedz i okazało się, że nie do końca informacja była zgodna z prawdą. Brawo, tak trzymaj. Wpis kończy grafika zaopatrzona w link do portalu Wikia, na którym można znaleźć praktycznie wszystko, co dotyczy tego uniwersum. Koniec wpisu, ale ponieważ Naja napisała, że podzieliła tekst na dwie części, to ja tej drugiej części szukałem, na próżno – muszę dodać. Nie rozumiem. Zapomniała, że ma napisany tekst i że ma go opublikować, tak jak zapomniała o opowiadaniu, które tu podobno miało się znaleźć? Brak pamięci krótkotrwałej i zapału?
Po kolejnym wpisie, który recenzją miał nie być, bo nie zawiera suchych informacji, zastanawiam się, jakim językiem posługuje się Naja. Wpis wreszcie opowiada o uczuciach, które wzbudził w niej odcinek specjalny „Sword Art Online”, a nie jest jedynie podaniem danych z nim związanych. Ale jak to się ostatnio pośród młodych ludzi zdarza, staje się coraz częstsze i według nich modne, Naja zaczyna tekst od jakiś dziwnych wygibasów językowych, wpycha w zdania słowa pochodzenia obcego i cieszy się z tego, że jej to tak fajnie wychodzi. Otóż nie wychodzi. Ani „mega”, ani „questy”, ani „byłam coś jak aiejfolaodeslakdfpeaofglsreg love SAO eoifokwkdmfr MERRY ME xD” nie wyglądają dobrze w tekście. Mimo że Naja nie ma trudności z interpunkcją, a błędy są nieliczne, to usilnie próbuje udowodnić, że nie jest mózgowcem i potrafi posługiwać się slangiem animaniaków. Teksty skierowane są do ludzi w jej wieku i o takich samych jak jej zainteresowaniach, ale to nie oznacza, że muszą być nafaszerowane taki „shitem”. Chciałem zrobić to tak, jak ona. W mojej głowie znowu rodzi się pytanie, co z jej treningiem pisarstwa? Bo to idzie w innym kierunku niż powinno.
Moją uwagę przykuł właśnie wpis pod tytułem „Wciąż nie znamy nazwy kwiatu, którego zobaczyliśmy tamtego dnia”. Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że coś jest tu nie tak? Może Naja nie dostrzegła tego, bo jak sama przyznała „wsłuchując się w piękny, delikatny głos Reni miałam szklanki w oczach”. Zadziwiające a nawet szokujące jest to, że tak płynnie przechodzi z wypisywania bzdur do konkretnego, dobrze zbudowanego tekstu. Po tych szklankach na oczach, pewnie to nowy model okularów z powłoką antyrefleksyjną, Naja wyskrobała całkiem przyzwoity tekst. Raz miała problem z odmianą zaimka „który”, jak w tytule nie była poprawna.
Kończył będę, bo czas ku temu. Polecałbym, by Naja przemyślała sobie, w jakim kierunku chce się rozwijać, bo nie ma sensu łączyć kiepskiego wstępu i zakończenia z dobrze zbudowaną treścią w środku wpisu. Tak właśnie wyglądają jej posty. Zaczyna skrótami myślowymi i zdaniami nafaszerowanymi emotikonami, które wyglądają strasznie, potem przechodzi do merytorycznej części tekstu, w której posługuje się już w miarę poprawną polszczyzną, po to by zabić tekst zakończeniem, którym często jest jedno zdanie z jakimś slangowym wygibasem. Musi się zdecydować, albo tak, albo siak. Jeśli chce pisać profesjonalne teksty, to – niestety – slang i dziwne onomatopeiczne słowa odpadają. Nie polecałbym też wzorowania się recenzjami z tak zwanych fachowych witryn, bo fachowo to oni tyko tłumacza Google potrafią obsługiwać i zdjęcia wklejać, jeśli zaś o teksty chodzi, to włosy się jeżą, gdy się w nie człowiek wczyta. A czytać trzeba, jeśli samemu chce się pisać. Ogólnie recenzje wychodzą Nai całkiem dobrze, wystarczyłoby, żeby usunęła te niezgrabne wypowiedzi ze wszystkich recenzji, a od razu będzie lepiej, czyli takie bardzo dobrze, siadaj, trója.
Pozdrawia, Zoltan.
W zwrocie (a może wyrażeniu? Nie rozróżniam) "chatka na morzem" uciekła literka "d".
OdpowiedzUsuńZgadza się, dziękuję, punkt NASA się należy.
UsuńWitamy w NASA :)
UsuńMusi się zdecydować, albo tak, albo siak. - zdaje się, że przed tym pierwszym "albo" nie powinno być przecinka. Może lepiej dwukropek? Nie wiem, coś mi nie gra.
OdpowiedzUsuńChciałem zrobić to tak, jak ona. - wydaje mi się, że ten przecinek wpadł tam przypadkowo i nie jest potrzebny...
Kolejna świetna recenzja. Pisałam już, że uwielbiam Wasze teksty?
Leniwa Kruk, której nie chce się przelogowywać.
Co prawda ja nie z Opieprzu, więc nie powinnam się wstrącać, ale z przecinkami z "albo" jest wszystko w porządku, bo nawet jeśli nie wchodziłoby podrzędne zdanie, to jest pauza oddechowa :)
UsuńPozdrawiam.
W wielkim skrócie, bo mi wcięło pierwszy komentarz. Phoe ładnie to wyjaśniła, mógłbym tam postawić pauzę i też byłoby dobrze. W drugim przykałdzie zastosowałem się do zasady: "Połączenia przysłówków, zaimków lub wyrażeń przyimkowych ze spójnikami oddzielamy przecinkiem wówczas, gdy na przysłówek, zaimek lub wyrażenie przyimkowe pada akcent zdaniowy; mówiąc, wyróżnimy te wyrazy za pomocą akcentu, a w miejscu przecinka zrobimy pauzę oddechową" PWN.
UsuńDziękuję, pozdrawiam.
:)
Też coś znalazłam - "tylko ostatni oprał się formatowaniu." Chyba oparł? "Opra" to jest Winfrey :P
OdpowiedzUsuńMasz mnie. :)
UsuńWpadłem, punkt dla Ciebie.
Witaj w NASA :)
UsuńJest! między dwudziestoma innymi.
OdpowiedzUsuńUciekła wielka litera.
nie jest wstanie wytrwać i pisać
W stanie.
Jeśli Naja ma aż tak wielką ochotę na umieszczanie emotikon to może... po kropce, odstępie i najlepiej w komentarzach.
Przecinek przed to.
Wiedza ta jest tak potrzebna jak funkcje trygonometryczne podczas kupowania jajek w Biedronce.
Przecinek przed jak.
Kontynuując temat zadała takie pytanie
Przecinek przed zadała.
Nie bo nie, do nikogo nie przemawia.
Ten przecinek wygląda na zbędny.
Pozdrawia, Zoltan.
Bez przecinka. Z przecinkiem poprawnie byłoby Pozdrawiam, Zoltan.
1. Racja.
Usuń2. Racja.
3. Racja.
4. Haha dobry cytat xD Racja.
5. Racja.
6. Pewnie, że zbędny - racja.
7. Tak, racja.
7 punktów!
Witam, tu autorka bloga :). Chociaż z różnych powodów przestałam prowadzić bloga, powinnam chociaż podziękować za ocenę. Chciałabym jednak doczepić się rzeczy, która mnie trochę zabolała po przeczytaniu Twojej opinii. Ale do tego przejdę za chwilę :).
OdpowiedzUsuń"Cyferki we wszelkich adresach i nickach przywodzą mi na myśl desperację, którą odczuwa twórca tychże nazw po wymyśleniu ich i odkryciu, że ktoś już je zajął. " - może nie powinnam się przyznawać, nie wiem, ale dokładnie to czułam wymyślając adres. To trochę smutne w sumie, bo napisałeś to tak, jakbyś nie zakładał, że tak jest, tylko chciał skrytykować moją kreatywność (a raczej jej brak), a to prawda xD.
Chatka okazała się dużą budowlą... No tak, nie mam doświadczenia w opowiadaniach i często popełniałam tego typu błędy logicznie, jednak tak sobie myślę - trzeba było skupić się bardziej i pilnować takie rzeczy, żeby nie serwować czytelnikom byle g*wna (przepraszam za wulgaryzm, ale taka prawda ^^).
Ale dobra, daruję sobie tłumaczenie się za wszelakie niedociągnięcia, bo domyślam się jak niezmiernie Cię to zainteresuje xd. Sprostuję tylko, że w "Sługa zła" nie chodziło o Sakurę, tylko o postać (tak, męską xd), której nawet jeszcze nie wprowadziłam (i nie wprowadzę), bo "Naja nie jest w stanie wytrwać i pisać". To prawda, dlatego ograniczam się już do krótkich opowiadań i wierszy, których nigdzie nie publikuję :).
Dziękuję za zwrócenie uwagi na wszystkie "fieifgieog niaaah :33 <333" i tego typu rzeczy na początku moich postów. W ogóle to nie mogę patrzeć na swoje niektóre posty, brzmię tam jak typowy gimbus (nie mówię, że jestem teraz jakoś bardzo dojrzałą licealistką, ale jednak trochę czasu minęło).
I w końcu przejdę do tego, co pisałam, że mnie zabolało: gdybym była kimkolwiek innym, to po przeczytaniu Twojej oceny doszłabym do prostego wniosku - Naja plagiatuje teksty. To nie tak, że Cię obwiniam czy coś, ale ponownie chciałabym coś sprostować - wszystkie wiersze, recenzje itd. są mojego autorstwa.
Dziękuję również za uwagi w stylu: "W mojej głowie znowu rodzi się pytanie, co z jej treningiem pisarstwa? Bo to idzie w innym kierunku niż powinno.". Jestem teraz w klasie mat-fiz i przez to mój trening pisarstwa zmienił się raczej w pisanie programów czy rozwiązywanie zadań, a więc znowu miałeś rację. Mam jednak nadzieję, że za jakiś czas uda mi się zaprosić Cię jeszcze raz na mojego bloga, którego stworzę mając na uwadze Twoją ocenę. Obiecuję jednak, że wtedy nie uraczę Cię żadnym shitem, a porządnymi tekstami :).
Pozdrawiam, Naja ;).