Nerwowa reakcja na krytykę nie kładzie jej kresu. Przeciwnie, rodzi w oceniającym przekonanie, że ma rację w tym, co mówi. — Richard Carlson
Witamy na Opieprzu!
sobota, 1 maja 2010
(590) just-lily
Strzeżcie się drapieżnych, radioaktywnych biedronek!
Zamiast narażać się na niebezpieczeństwo, posiedźcie sobie przed monitorem i przeczytajcie sobie, co po prostu Orelia napisała o Lily.
Potem możecie sprawdzić, w którym odcinku szpary pomiędzy drzwiami a framugą płomień świecy jest najbliższy pionu.
Pierwsze ważenie: 7/10
Nie wiem dlaczegoż to, ale adres automatycznie skojarzył mi się z którymś z seriali na jakże popularnym kanale Disney. Przypuszczam, że przez to nieszczęsne dżast. Naprawdę, można się było bardziej wysilić i wymyślić coś w ojczystym języku. Belka niby w porządku, ale… Ale niepotrzebnie wkleiłaś tam ten cytacik nieznanego pochodzenia. Nie łączy się z poprzednimi słowami i w ogóle pasuje tu jak kwiat do kożucha, zakuty w te beznadziejne, zapożyczone z angielskich pojedynczych, pseudocudzysłowie. Uwolnij go z niego i wypuść na wolność, niech frunie w daleki, ponury świt. Radziłaby też ujednolicić fakty – jeżeli szkolne przeżycia, to nie Lily Potter. Dziewczyna nosiła w szkole nazwisko panieńskie, nie przypuszczała nawet, że kiedyś nazywać się będzie jak James.
Kiedy załadowała się w całości strona, przeminęło w iście magiczny sposób lekkie zniesmaczenie niezgrabnym adresem i belką. Obkleiła mnie miodowo-karmelowa masa, która pachnie dziwnie znajomo… Coś jak przełamany na pół Lion, który leży przede mną na biurku i starszy nalepką „12% GDA”. Cieplutko i milutko, słodziutko i tak jakoś niewygodnie przytulnie. Coraz głośniej odzywa się we mnie jakieś wewnętrzne mruczenie… Nie wiem, czy to może znowu zapalenie płuc? Chyba jednak nie. Chyba po prostu trochę ucieszyło mnie to nagłe ocieplenie i ten ukochany zapach gorzkiej czekolady, który mi się właśnie przypomniał. Przepadłam. Za tą miękkością kolorystyki, ciepłotą właściwą szaty graficznej, która jest u ciebie taka miła w dotyku i puszysta…
A idź ty.
Nie ładnie tak pod włos…
Nagłówek: 4/5
Przekaż autorce gratulacje ode mnie. Niezła robota. Choć może mam odrobinę inne wyobrażenie o magii, to ten portrecik robi na mnie znośne wrażenie, nie powiem. Czuję się trochę tak, jakbym usiadła przed kominkiem ze starym pamiętnikiem w ręku. Nigdy nie wierzyłam w oddziaływanie kolorów na ludzką psychikę, ale w tym momencie jestem skłonna uwierzyć, że omamiłaś mnie tymi swoimi karmelowymi tonacjami. W dziwne wpadłam odrętwienie i mam ochotę zacząć czytać.
Treść: 8/10
Przeczytałam sobie wszystko i zyskałam jakiś tam obraz Twoich umiejętności pisarskich. Przy dwóch pierwszych rozdziałach opadły mi ręce, ale na szczęście się zreflektowałaś. Nie piszesz jakiś nieziemsko pięknych opisów, lecz takie nienadzwyczajne obrazki, w dodatku niekoniecznie zgadzające się ze sobą, co mnie okropnie zirytowało. Lubię dokładnie wiedzieć, gdzie i kiedy dzieje się przedstawiane właśnie scena, a u Ciebie miałam z tym niemały problem. Błędy rzeczowe, że tak powiem, wypisałam Ci poniżej. Przemyśl je sobie i zacznij przed pisaniem układać sobie w głowie scenerię wydarzeń – tak, żebyś nie miała problemu z przeniesieniem na pamper vel monitor szczegółów. Naprawdę przeraził mnie pierwszy rozdział, myślałam, że eksploduję. Dobrze, że nic podobnego nie wyskoczyło na mnie w kolejnych częściach, bo byś jak nic dostała zero. Pozostałe elementy opowiadania są w miarę poprawne. Piszesz całkiem przyzwoite dialogi, naprawdę blisko im do naturalności, za co pochwalić Cię, chcąc nie chcąc, muszę. Radzisz sobie też z opisami odczuć wewnętrznych, choć tu mam zastrzeżenie co do ich prawdziwości. Czasem miałam wrażenie, że Lily wszystko sobie wyolbrzymia, bo jej nagłe ataki przemyśleń brały się jakby z powietrza, Nie wiem dlaczego tak jest, może za mało skupiasz się na uczuciach podczas dialogów i opisów, a potem kumulujesz je w jednym akapicie. Powinnaś postarać się głębiej analizować psychikę bohaterów, żeby pokazać ich od środka i ułatwić zrozumienie ich przeżyć. Bo od wewnątrz pokazujesz ich dobrze. Tak na marginesie, jesteś już drugą autorką, która wygląd głównej bohaterki przedstawiana na podstawie jej odbicia w lustrze. Ciekawe, prawda? Czasami wydaje mi się, że nie do końca panujesz nad słowami, jakich używasz, że jakby wymykają Ci się ich znaczenia. Wiesz, jeżeli nie znasz do końca znaczenia jakiegoś słowa, nie używaj go. Opowiadanie wcale nie musi zawierać jakiś wymyślnych wyrażeń, żeby być interesujące. Wręcz przeciwnie – najtrudniej jest zbudować piękny opis używając tylko prostych słów. Zauważyłam też, że im dalej w akcję, tym mniej popełniasz wypisanych wyżej i niżej błędów i tym lepiej wychodzi Ci pisanie. Bardzo dobrze, bo to znaczy, że powoli się rozwijasz. Pod koniec czytania byłam już skłonna postawić ci 10, ale te pierwsze zdania rzucają na treść cień. Jestem bardzo ciekawa, jak twoja twórczość będzie wyglądać przy rozdziale trzydziestym. Nie omieszkam sprawdzić.
Póki pamiętam: numerację rozdziałów lepiej prowadzić używając cyfr rzymskich, jeżeli koniecznie zależy ci na arabskich, to stawiaj po nich kropkę.
Tak, mam świadomość, że nikomu prócz autorki nie będzie się chciało tego czytać, ale aktualnie mało mnie to obchodzi. Poniżej przedstawiam bowiem małe zamieszania, jakie wprowadzają nieścisłości w opisach.
Rozdział 1:
Piszesz, że Lily opiera się o mur wieży astronomicznej. Domyślam się, że robi to „od środka”, chyba że oponowała sztukę lewitacji i wisi w powietrzu kilkadziesiąt metrów nad ziemią, opierając się spokojnie o najwyższą wieżę Hogwartu. Jeżeli jednak jest w zamku (na co zresztą wskazywałby też jej lęk przed nakryciem przez nauczyciela i fakt, że uciekła po schodach) i aktorzy tej sceny stoją na posadzce (bo właśnie na posadzkę osunął się Serverus, czyż nie?), to co do jasnej ciasnej robi tam jakaś gałązka latorośli? Gałązka! Na płytkach? Może powiesz, że wypadła z doniczki? No i dlaczego tam wieje wiatr? Wpadła przez okno, powiesz. Niech będzie, że przez okno. Przez nie właśnie dziewczyna obserwuje „granicę poczerniałego boru z granatowym niebem usłanym tysiącem gwiazd”. Tylko granica boru nie ma nieba. Niebo może znajdować się ponad nią (jeżeli przyjmiemy, że bór ma granicę?).
Rozdział 3:
Czy północ to jeszcze wieczór? Bo chyba południa nie nazwałabyś porankiem? Na początku rozdziału zaznaczasz, że jest wieczór, a potem wkładasz w usta Lily słowa: „karzesz wstać o północy”. No i od kiedy Syriusz jest przyjacielem Lily? Przecież razem z Jamesem kompromituje co raz Serverusa.
Rozdział 9:
Coś nie bardzo pasuje mi do magicznej aury brytyjskiego Hogwartu nasz polski Mikołaj Kopernik. Gryzie się z Brodawym Merlinem.
Ortografia i poprawność językowa: 7/10
Ciepły, letni wiatr wprawiał karminowe wykończenie sukni w subtelne poruszenie, która powabnie opinała się na pełnych udach rudowłosej osóbki. ← Jeżeli poruszenie, to „które”. Sądzę jednak, że to nie poruszenie opięło się na jej udach, a sukienka. Namieszałaś w składni. Spróbuj tak: Ciepły, letni wiatr wprawiał w subtelne poruszenie karminowe wykończenie sukni, która powabnie opinała się na pełnych udach rudowłosej osóbki.
Oparta rękoma o mury wieży astronomicznej wpatrywała się w niezauważalny granicę poczerniałego boru z granatowym niebem usłanym tysiącem gwiazd. ← Niezauważalną granicę.
Ta noc była wyjątkowo piękna, a jego ciąg dalszy miał być jeszcze piękniejszy, przynajmniej tak wróżyła mu Lily. ← Znowu fleksja. „Noc” ma rodzaj żeński (jej ciąg). To urocze „mu” przed jest zbędne, równie dobrze brzmi: tak wróżyła Lily.
Choć uwielbiała przesiadywać na niesamowicie niewygodnych kręconych fotelikach z lekturą rozłożoną na kolanach, to dzisiejsze poszukiwanie przyprawiało ją o zawroty głowy, gdyż znalezienie tu czegoś, kiedy książki leżały w stosach na niskich drewnianych półkach oraz na podłodze, wytaczając przejście, które należało pokonywać wybitnie uważając było udręką. ← Wybitnie zawiłe zdanko. Zabrakło przecinka po „uważając”.
Pomimo tego Lily opuściła urokliwe wnętrze biblioteki, by wkroczyć pełna dobrych uczuć i oczekiwań w korytarz, który owego wieczoru świecił pustką. ← Coś tu nie gra. Spróbuj podzielić to zdanie, bo jest trochę bez sensu.
Dorzuciwszy opał do kominka, poczęła wspinać się po krętych schodach Pokoju Wspólnego Gryfonów, gdzie u ich końca znajdowało się pomieszczenie z parą drzwi na przeciwległych ścianach. ← To też podziel na dwa, albo przekształć tak: Dorzuciwszy opał do kominka, poczęła wspinać się po krętych schodach prowadzących z Pokoju Wspólnego Gryfonów ku pomieszczeniu z parą drzwi na przeciwległych ścianach.
- Słuchaj go dalej, a daleko zajdziesz. – fuknęła z kpiną, po czym wytrąciła przyjaciółce książkę i powróciła do jej wertowania. ← Bez kropki przed myślnikiem. Robisz ten błąd niemal co krok, więc wyjaśniam, że nie stawiamy kropki po wypowiedzi bohatera, jeżeli wyraz relacjonujący (ten po myślniku) odnosi się do sposobu mówienia (powiedział, fuknął, wysapał itp.)
Niebo zasnuła gruba warstwa chmur, która sprawiła ten wieczór bardziej ponurym niż mogłoby się wydawać. ← Sprawić to można rybę. Wieczór można ewentualnie uczynić.
Poczuł ból w klatce piersiowej, przez co schylił się jeszcze mocniej, że kiedy Lily znalazła się u jego boku dosięgał jej zaledwie do ramion. ← …mocniej, tak, że kiedy…
Bezsilnie opadła na drewniane panele, by swym szlochem zalać całą wierzę Gryffindoru. ← Aaa! WieŻę, wieżę!
W jej szkarłatnych oczach zabłysły ogniki, które Potter – niegdyś z daleka – ubóstwiał podziwiać. ← Czyżby Lily zamieniała się w Voldmorta? Szkarłat to odcień czerwieni, chodziło CI zapewne o szmaragdowy.
– Uciekamy! – krzyknął stanowczo, wyciągając zza pasa różdżkę, z której końca wytrysnął snom srebrzystego światła, a po chwili olbrzymi kocur pognał w stronę Demetorów. (…) I w tej samej chwili zielony snob Śmiercionośnego zaklęcia ugodził gargulca prosto w twarz, a posąg przełamał się na połowę, ukazując schowanych za nim grupkę przyjaciół. ← Ani snom, ani snob. Mówi się: snop światła.
Lily przeszedł dreszcz strachu i zrobiła krok w tył. ← Typowe. Zamiast „i” polecałabym kropkę, bo zrobiło się zamieszanie z podmiotami.
I nie mowa tu o miłość czy uczuciu stojącym wyżej niż tolerancja! ← O miłości.
Lily z przerażeniem wlepiała ślepia w niekończący się mrok aż oczy zaczęły ją piec. ← Potrzebny przecinek przed „aż” .
Otrzepał się i Syriusz dostrzegł kolejne krwawe wyżłobienie na jego twarzy oraz opuchnięte, posiniałe oko. ← Zamiast „i” wstaw „a”. Obowiązkowo poprzedzone przecinkiem.
Do póki nie stanęli przed mosiężnymi wrotami zamku żadne z nich nie podzieliło się hipotezami na głos. ← „Dopóki” pisze się razem.
Puścili się biegiem do przyjaciela, jednak przystali w połowie drogi, gdyż ku ich zdumieniu kukła zaczęła wierzgać nogami, zło życząc całemu światu. ← Nie „zło życząc”, lecz „złorzecząc”.
Trochę tego jest, ale na szczęście same błędy małego kalibru. Prócz tej nieszczęsnej wieży, za którą zabieram okrąglutki punkt.
Temat: 4/5
Kategoria dobrana poprawnie, temat jasno określony… Oryginalność… do zaakceptowania. Sama przyznaj, sporo jest blogów o Jamesie, Lily i Huncwotach. Całe szczęście, że Twój jest na tyle ładny i estetycznie prowadzony, by wpaść w głębię moje pamięci. Myślę, że zajrzę do Ciebie jeszcze.
Układ: 4,5/5
Zabieram pół punktu za brak wyjustowania i kiepskie wcięcia akapitowe. Układ prawo-kolumnowy, bardzo estetyczny i uporządkowany. Podoba mi się sposób w jaki litery z kolumn wtapiają się w tło. Jak drobinki cynamonu pływające po parującej powierzchni gorącej czekolady.
Czytelność i obrazki: 5/5
Ładniutka kolorystyka i dobra czytelność. Jest jeden tylko obrazek pod notką, ale jako że to całkiem niezły szkic, nawiązujący w dodatku do notki, przymknę na niego oko.
Dodatkowe punkty:
1, za wyjątkowo często pisane notki.
39,5/60
Ocena DOBRA. Do piątki zabrakło pół punktu, ale ja (niczego?) nie naciągam.
Nie opadaj nigdy w dół, a wciąż wspinaj się w górę.
Dobrze Ci wróżę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz