Nerwowa reakcja na krytykę nie kładzie jej kresu. Przeciwnie, rodzi w oceniającym przekonanie, że ma rację w tym, co mówi. — Richard Carlson
Witamy na Opieprzu!
niedziela, 23 stycznia 2011
(703) wypinacze
UWAGA! Ta ocena przeznaczona jest tylko dla biologów, próbujących wyjaśnić działanie mózgu pantofelka. Jeśli nie zaliczasz się do tej grupy, po prosu naciśnij czerwony krzyżyk u góry. Tak złej oceny jeszcze na Opieprzu nie było, zaprawdę powiada Wam Kapi.
Ja zaś nie mogę dłużej wypinać się na wypinaczy (czy może wypinacze?). Czas ogarnąć tę stajnię, niekoniecznie Augiasza.
Pierwsze wrażanie: 9/10
Prawdę powiedziawszy, to słowo „wypinacze” skojarzyło się mi z wypinaniem się na coś, ale istnieją pewne okoliczności działające na moją obronę. Po pierwsze: Jestem laikiem jeśli chodzi o konie, ale podobno „jaki jest koń każdy widzi”. Po drugie: Ani słownik PWN, ani Wujcio Word nie zna takowego słowa. Oczywiście istnieje w tym zakichanym Wszechświecie ktoś, kto wie, cóż „wypinacze” znaczą. Jest to Ciocia Wiki. Oczywiście wredny transfer jak zwykle odmawia mi współpracy, więc korzystając z chwili wolnego czasu poczytam sobie. Chociaż prawdę powiedziawszy nie ma na to chęci. Wczoraj siedziałem nad książką do czwartej. Wiem, jestem dziwny. O, załadowało się. Ciocia jak zwykle pomocna, podaje mi gotową definicję: „Wypinacze – wodze pomocnicze przydatne przy pracy z koniem na lonży”. (Co to lonża?). Od dzisiaj czuję się bogatszy o tę wiedzę, chociaż znając moją pamięć już niedługo się z niej obrabuję. Zresztą konie mało mnie interesują. Tak, wiem, że gadam za dużo o sobie, ale czy naprawdę liczyłaś, że będę się rozwodził nad Twoimi blogiszczami? Taka jest już cena przerośnięcia intelektualnego Kapibary. (MORAŁ: Kapiego nie wolno przerastać intelektualnie). Zresztą mniejsza, wróćmy do adresu. Jak więc widzimy (ufając, że żaden z wikipedystów nie zrobił nas w konia), adres jest istotnie związany z jazdą konną. Chociaż – według mnie – brakuje w nim trochę poetyzmu czy gry słów, co sprawia, że nie wywiera on na mnie ogromnego wrażenia. Równie dobrze Twój blog mógłby nosić nazwę „siodło” czy „ostrogi”. Trochę mnie to przybiło, ale w ostateczności lepszo to, niż „rushofffe-koniki” czy coś w tym różowym guście.
Zresztą, nie tylko adres wyróżnia Twój blog. Robi to także szata graficzna, która jest ciemna i niemal depresyjna. Zaprawdę powiadam Tobie, raduj się, że jestem w dobrym nastroju! W innym wypadku bowiem po prostu zawinąłbym się jak najszybciej, nie chcąc bardziej się dobijać. Wcale to jednak nie oznacza, że mam zamiar krytykować samo wykonanie szablonu – jest on schludny, ciekawy i dobrze wykonany. Możliwe, że technicznie lepszy od poprzedniego, ale tamten był zarówno pełny melancholii i tęsknoty za wolnością, jak i zwykłego – nie wydziwianego – piękna. Ten zaś jest tylko smutny. Skoro jednak chcesz stworzyć taki klimat, proszę bardzo, nie stoję Ci na przeszkodzie. Wolałbym jednak widzieć od początku Twoją miłość do koni, a teraz jakoś schowała się ona pod tą płachtą smutku. Jak będę chciał mieć „Gloomy Sunday” zawołam Billie Holiday, a Ty tymczasem raduj się, bo i tak za duży procent ludzkości jedzie na psychotropach.
Nadszedł teraz czas na ocenę belki, co było nieuniknione. Powiedzmy sobie szczerze – niejedno źdźbło trawy uchowało się od spotkaniu z koniem, czego przykładem może być mój obecnie pokryty śniegiem pseudotrawnik. Nie myśl jednak, że jestem debilem, półgłówkiem czy ignorantem. No dobra, jestem. Jednakże potrafię znaleźć poetyzm w tym stwierdzeniu. Problem w tym, że nie za bardzo potrafię odnaleźć sens tej metafory. Czyżby ktoś zamachnął się na moje IQ (które jest, nawiasem mówiąc, dość niskie)? Proszę, nie róbcie tego więcej, bo mi jeszcze mózg wypadnie i będzie nam wszystkim smutno (chociaż nie, Wam – potworzyska – smutno nie będzie). Cieszę się jednak, że udało Ci się znaleźć jakikolwiek cytat i że zdałaś sobie trud, aby go poszukać. To się chwali, to plusuje, bo nie jestem wcale chu… no dobra, koniem.
Podsumowując: Byłoby super, gdyby nie kilka maleńkich wpadeczuniusiek. Na Twoim miejscu nie zmieniałbym nic, bo i po co? Dziesiątki nie ma, ale dziewięć chyba Cię zadowala, czyż nie?
Nagłówek: 4/5
Powiem Ci szczerze, że tutaj nieco się wkurdystaniłem, gdyż iż albowiem miałem taki doskonały komentarz co do starego nagłówka (wiąże się on z TurboDymoManem), ale cóż – wykorzystam go innym razem. Jak już zostało powiedziane, wcześniejszy szablon był lepszy – nagłówek zaś wiąże się ściśle z szablonem, nieprawdaż? Prawdaż. Cóż ja się będę długo rozpisywał – zrobiło się melancholijnie i smutno. Czegoś mi brakuje. Co gorsza, obecny nagłówek przywodzi na myśl te zdobiące refleksyjne pamiętniki biednych i nielubianych dziewczynek, których ostatnio mam po dziurki w uszach. Znaczy w nosie. Cóż, cóż mogę więcej powiedzieć. Czuję, że wyczerpałem temat. Wciąż jednak masz widoki na bardzo dobrą ocenę.
Treść: 9/10
Jak wszyscy dobrze wiemy ten blog był oceniany na Opieprzu wielokrotnie, ale tak się składa, że żadnej z ocen nie znalazłem. Przypadek?
„Namiętna potrzeba”
To właśnie mnie u Ciebie wkurza. Nie mogę w żaden sposób wypowiedzieć się na temat danego postu, żeby nie ukazywać swoich emocji czy myśli. To mnie zabija i sprawia, że czuję się bezmocny. Całkowicie pozbawiasz mnie możliwości wyrażenia jakiejkolwiek krytycznej uwagi, a to tak boli… Nie, żartuję. Spróbuję wykrzesać z siebie chociaż odrobinę kreatywności.
Powiem Ci szczerze, że Twój blog po prostu się wyróżnia. Nie jest kolejną rushofffą quasi-encyklopedią o koniach, nie jest też typowym nudnym pamiętnikiem dziewczynek z nowobogackich rodzin, które jeżdżą dla własnego widzimisię czy też szpanu. Czuję pasję, czyli coś, z czym od dawna się nie spotkałem. Wprost nie mogę wyjść z podziwu. Oho, i tu kończy się wena pochwalna. Cóż ja mogę powiedzieć o czymś idealnym? Nawet dzikiej składni przyczepić się nie mogę, bo wcale nie jest dzika. Mogę za to zacytować coś, czego brakuje na innych blogach: „Ale wiecie? Chyba jeszcze bardziej od papieru lubię miękką i pachnącą sierść konia”. Takie podejście mi się podoba.
„Nerwowo licząc czas”
Nie wiem dlaczego, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że ten postu jest gorszy. W każdym bądź razie nie porwał mnie aż tak bardzo i wcale nie jestem zachwycony. Problem polega na tym, że jest to raczej kwestia mojego przeczucia, że coś jest nie tak.
Czyli wcześniejsza część mojego komentarza po prostu nie nadaje się do wywierania jakiegokolwiek znaczenia na punktację. Jakkolwiek by nie patrzeć, nudy nie ma.
„Pasja”
Hm… Gdybym był wredny, mógłbym ironizować na temat tytułu. Byłoby to jednak czepialstwo, a tego uprawiać nie zamierzam.
Cóż, przeczytałem i zawiodłem się nieco. Krótko, mało refleksyjnie i jakoś tak byle jak. Nie mniej jest to na pewno jeden z lepszych postów na temat znajdujący się w blogosferze. Kurde, mogłaś się bardziej wysilić i zrobić to pięć razy lepiej! Cóż, mówi się trudno i jedzie się dalej.
„W połowie”
Post znów na tyle dobry, abym nie skończył oceny pełen zawodu. Ta notka jest na tyle dobra, abym mógł zakończyć czytanie bez zawodu. Muszę Ci przyznać, że jesteś jedyną bloggerką piszącą o zwierzętach, która postawiła na uczucia. Nie widzę żadnych pustych opisów jazd. Odbiegasz od schematu. Cieszy mnie to. Dodatkowo zamieszczasz zdjęcia, co jest na pewno ciekawe i ułatwia czytelnikowi wyobrażenie sobie całej sytuacji.
Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Że jestem za głupi na ocenienie tych postów. Mówi się trudno, nie?
Podsumowanie: Ocenianie Twojego bloga w tejże o to kategorii stanowiło dla mnie prawdziwą udrękę. Nie ze względu na niski poziom pisaniny czy zwykłą przeciętność. Okazało się, iż Twój blog jest za dobry na mój zmysł krytyka. Nie mogę dać Ci jednak pełnych dziesięciu punków z dość prostego powodu: Nie doszłaś jeszcze do perfekcji, ale powoli zaczyna ona być w Twoim zasięgu. Kwestia praktyki.
Ortografia i poprawność językowa: 9/10
Czytając Twoje posty nie natknąłem się na jakikolwiek błąd natury językowej. Niestety w niektórych miejscach żerują sobie całkiem niepotrzebne spacje. Wprawdzie nie jest to nic karygodnego, ale psuje cały efekt. Na Twoim miejscu przejrzałbym tekst od początku i spacjową zarazę wyplenił. Chociaż istnieje też prawdopodobieństwo, że te spacje nie znajdują się tam przypadkiem i gdyby nie one, cały układ poszedłby się walić, mówiąc krótko i na temat. Wznoszę więc za Ciebie toast zieloną herbatą, bo nie mam nic bardziej ognistego pod ręką, wpisuję dziesięć punktów i idę brnąć dalej w bezmiarze sensu Twojego bloga.
Temat: 5/5
Mimo że jest to blog o zwierzętach, których w blogosferze jest tyle, co bakterii na Twojej szczoteczce do zębów (MORAŁ: Zamykaj klapę od sedesu!), to wykorzystuje temat w pełni. Piszesz pięknie o koniach i naprawdę czuję Twoją miłość do nich. Jestem pod prawdziwym wrażeniem. Szkoda, że tak mało jest blogów podobnych do Twojego…
Układ: 5/5
Zwykle taki układ, jaki można zaobserwować na Twoim blogu, denerwuje mnie i doprowadza do ciężkiej dżumy, zwłaszcza wtedy, kiedy posty są dziesięć razy dłuższe niż nagłówek (a właściwie to pseudonagłówek) – wtedy jedynym wyjściem jest suwak. Twoje posty są jednak dokładnie wymierzone, co sprawia, że na blogu panuje harmonia. Menu jest elegancko usadowione pod niby-nagłówkiem, co mnie się podoba, bo nie robi śmietnika. Nie pozostaje mi nic innego, jak okazać uznanie i przyznać Ci pięć punktów w tej kategorii.
Czytelność i obrazki: 5/5
Czytelnie jest, zarówno w tekście, jak i w menu. O obrazkach zaś wypowiem się po raz pierwszy nieco dłużej, albowiem takowych jest kilka w zakładce „Pseudotwórczosć”.
Pominę fakt, że przedrostek „pseudo-” nie pasuje za bardzo, bo gdybym tak bardzo trzymał się ścisłego znaczenia tego formantu połowa stworzonych przeze mnie na rzecz ocen słów straciłaby sens. Zajmijmy się więc zawartością właściwą, czyli szkicami.
Najpierw odniosę się do końskich łbów: są one całkiem przyzwoite i oddają anatomię końskich głów dość dokładnie, aczkolwiek pyszczki wydają mi się ociupinkę nienaturalne – jakby koń szyderczo się uśmiechał (konie nie uśmiechają się szyderczo, prawda?).
W kwestii kota, mam tylko jedno zastrzeżenie – za mało zaakcentowane są kontury mordki, przez co wydaje się ona rozjechana. Wiem, że takie koty istnieją, ale cóż ja poradzę na to, że mi się nie podobają na szkicach?
Do tulipana i lin zastrzeżeń nie mam.
Zaś co do butów… Pomalujesz mi moje trampki, jak Cię ładnie poproszę? Nie? Szkoda… Nawet jeśli dam Ci łapówkę w postaci pięciu punktów w tej kategorii? Dalej nie?
Punkty dodatkowe: 5/10
+4 za bardzo oryginalne podejście do tematu
+1 łapówka za pomalowanie butów (część druga)
To co, pomalujesz mi te buty?
Podsumowanie: 51/60
Ocena celująca
Jesteś tak zajefajna, że aż zawstydziłaś zajepasztet!
A teraz idę bawić się swoim koniem. Aaaa… Taki głupi żart. Chociaż nie do końca.*
*[N: Nie ma to jak sparafrazować Niekrytego Krytyka na koniec. Brawa dla Kapiego…]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz