Nerwowa reakcja na krytykę nie kładzie jej kresu. Przeciwnie, rodzi w oceniającym przekonanie, że ma rację w tym, co mówi. — Richard Carlson
Witamy na Opieprzu!
wtorek, 30 sierpnia 2011
(729) obserwatorzy
To będzie prawdziwe wyzwanie i być może mój definitywny koniec, bo oto nadejszła wiekopomna chwila i Zoltan będzie oceniał opowiadanie niejakiego Kapibary, tak właśnie. Proszę, nie parskajcie tak ze śmiechu, bo mi oczy oplujecie. Dziękuję Ci, najdroższa Mei, za tę wyjątkową szansę.
Obserwatorzy są wśród nas!
Pierwsze wrażenie: 8/10
Dziwne, ale czuję się jakoś tak nieswojo. Tak, jak by mnie ktoś cofnął do zerówki, gdzie wszystkie dzieci miały te „piękne” granatowe fartuszki, a dziewczynka, siedząca za mną, kuła mnie ołówkiem w plecy – niedobra! Mam traumę do dzisiaj i ciągle nie mogę się pozbierać. Nie jestem też w stanie nic zarzucić tym stonowanym kolorom, bo przynajmniej nie terroryzują one mych cudnych oczątek.
Obserwatorzy – jaki szumny tytuł, drogi autorze, czyżby miał on co nieco wspólnego z twoją pasą? Czy jest nią podglądanie młodych, jędrnych sąsiadek? Ach, jaka szkoda, że moje są już, delikatnie mówiąc, nie pierwszej świeżości. Muszę sprawdzić, czy tytuł jest adekwatny do treści, bo może okazać się, że „Podglądacze” o wiele bardziej by pasowało. Konkludując, to dobry polski tytuł – aplauz.
Beleczka jak ta lala, więc się Zoltan od niej odwala. Bo! Przyczepić się zamierzam szablonu. Po cóż szanowny kolega zamówił sobie to cudo z napisem na nagłówku? Po co taka wpadka i to zaraz po wczytaniu strony. „godziny rania” piękny przykład na to, że powinniśmy odpuścić sobie te wszystkie złote myśli. Ale wtopa, wybacz, nie spostrzegłem, że to „a” ma jednak ogonek, bardzo malutki, ale jednak. To chyba najmniejszy ogonek na świecie. Współczuję.
Domyślam się, spoglądając na nagłówek, że się jakiś straszak szykuje. Szkoda, szkoda, bo miałem ochotę się pośmiać, ale może nie będę osądzał po pozorach.
Ziewnęło mi się, wybaczcie, o znowu, chyba pora lulu, może ktoś zechciałby mnie ukołysać do snu? Może Kapiemu się uda. Od tej mgły na obrazku już zapadam w senny nastrój.
Spoko blues jest dobrze, szablon robiła jakaś mądra osoba, która wzięła pod uwagę fakt, że tekst może być długi. Litery trzymane są w ryzach i nie opuszczają zagrody, a do tego mają stosowną wielkość. Ład i porządek, którego można pozazdrościć. Tak właśnie powinny wyglądać blogi, bez tych zbędnych linków, ciągnących się kilometrami obok treści jak tasiemiec w jelitach, bez setek buttonów, niepasujących kolorystycznie do szablonu i psujących całość jak pryszcz na zadku, bez… statystyki? Cóż za skromność. Gratulacje.
Treść: 18/25
Widzę, po ilości rozdziałów, że będę niezaspokojony.
Prolog
Jeżeli Twoim zamiarem było, aby tekst był czytany podczas odsłuchiwania zaproponowanej przez Ciebie muzyki Chopina, to ,niestety, ten zabieg nie wypalił. Należało, po wprowadzeniu adresu URL, zaznaczyć opcję „otwieraj w nowym oknie”. Wtedy mógłbym czytać i się bać, a tak – to się tylko pod nosem uśmiecham.
Przeczytałem i nie czuję nic. Nie mam ochoty na więcej, nie przeraża mnie to i nie podnieca, słowem, kicha. Nie, nie powiem, styl kolegi jak najbardziej ładny, ale to tyle. Chociaż Twój Kamień „[..]Czarownic, który zbudował dookoła siebie legendę.” poprawił mi nastrój. Gdzie to takie zdolne kamienie macie, że one same budują? Wokół kamienia może powstać legenda – z tym się zgodzę. Legendy tworzą ludzie, gdy nie potrafią w logiczny sposób czegoś wytłumaczyć, zbadać, dotknąć. Przykład, proszę bardzo – słynna Chupacabra z Ameryki Południowej. Dziwaczny stwór, o czerwonych ślepiach, porywający ludziom inwentarz. Ktoś coś widział albo mu się zdawało i legenda gotowa. Kapi, widziałeś Chupacabrę? Nie. Wpadnij do mnie, pokażę Ci moją podstarzałą sąsiadkę, której się zdaje, że jest hot.
Rozdział I – Matczyna miłość
Nareszcie zostałem powalony. Brawo, brawo, moje gratulacje. To już się nadaje do rozpowszechniania i gro nastolatków płci męskiej może się utożsamiać z Twoim bohaterem. Hit sezonu to: Pier…ę, od dzisiaj mam w d…e picie, k…a…
Ha, ha. Dopowiem jeszcze tylko – do następnego razu.
Zgroza, jakież to wszystko realne, nie żebym chciał kiedyś swoją matkę bić, ale zdarzało mi się do domu wrócić w stanie wskazującym na spożycie wody ognistej.
Kto tak dobrze zobrazuje uczucia nastolatka, jeśli nie on sam? Genialne są też te momenty, w których opisujesz tak charakterystyczne dla mężczyzn zachowania – to znacznie podnosi realizm postaci. Dodam jeszcze, że w tym rozdziale stanowczo nadużywasz słowa „chłopak”, przecież Twój bohater ma imię, posługuj się nim częściej.
Rozdział II – Dzieci wcale nie są w porządku
Cóż za ból. Tylko dwa rozdziały. Całe szczęście, że mają przynajmniej stosowną długość, ale to nie zmienia faktu, że będę miał problem z oceną fabuły. Zdarzyło się znowu kilka powtórzeń, lecz nie zakuły mi one gałek ocznych i nie sparaliżowały mojego umysłu. Jest też miejsce, w którym odniosłem wrażenie, że oprócz braku kilku słów, brakuje też kilku zdań. Poprawiłeś to? Bo nie chce mi się znowu czytać.
Rozdział III – Niegrzeczny chłopiec
Autor bloga mnie zaskoczył, dodając trzeci rozdział, nim opublikowałem ocenę, więc czeka mnie kilka przeróbek. Ta część jest inna od poprzednich. Zwłaszcza ten włoski w dialogach to miłe urozmaicenie. Zaintrygowałeś mnie dodając nową postać i przenosząc akcję na włoskie wybrzeże? Dobrze się domyślam? Akcja sobie płynie, opisy też i nagle – jeb Zoltana w łeb iście kapibarowym stwierdzeniem „No, prawie miłą i prawie rodzinną. Mniejsza…” . Ty wiesz, jak to nie pasowało do całości? Jak… jak szydełko w mojej dłoni, jak zimny Lech na Wawelu, jak gej na zjeździe Młodzieży Wszechpolskiej. I koniecznie popraw sobie tę czcionkę, bo taką masz rozpierduchę jak nasze muzea w swoich zbiorach.
Fabuła: 8/10
Początek mało zachęcający, bo sprawia wrażenie czegoś, co już było i to nie jeden raz. Takich magiczno-straszakowych historyjek, które wcale mnie nie straszą, jest na Onecie za trzęsienie. W połączeniu z szablonem poczułem się lekko zawiedziony, gdyż nagle przypomniała mi się najnowsza adaptacja Sherlocka Holmesa. I tu szok! Pomyliłem się, przynajmniej co do trzech kolejnych rozdziałów. Akcja toczy się, chyba, w teraźniejszości – całe szczęście, że nie będzie opiów panów w melonikach i dam w długich sukniach, z tymi zabawnymi stelażami pod nimi. Zamiast tego zaserwowałeś nam pijacką burdę nastolatków. Dobra, udało Ci się przykuć moją uwagę. Te trzy rozdziały plus prolog dały nam (poczekaj, niech no policzę) pięć wątków, o ile dobrze pamiętam: koleś, który zginał przy kamieniu; młody Popielski i jego smutny life; matka Popielskiego i jej amant; dziwne wydarzenie na cmentarzu i urocza Julia Pazzi. Tak… myślę, że to wystarczająca ilość, by nakręcić czytelnika i nie zanudzić go pisaniem o jednym i tym samym. Nie mogę dać Ci w tej kategorii maksymalnej ilości punktów, ale tylko dlatego, że na razie mamy same pytania bez odpowiedzi. Chyba bym się pochlastał sweterkiem z Merynosa, gdyby się okazało, że zakończenie będzie błahe, w stylu – żyli długo i szczęśliwie i p…i się jak norki.
Opisy: 2/5
Zajmiemy się nimi na przykładzie tego, w jaki sposób przedstawiłeś stary budynek tartaku. Wygląd zewnętrzny.
Co, nigdy tartaku nie widzieliście?
Nie widzieliśmy, drogi kolego, i z opowiadania też nie możemy się tego domyślić. Na szczęście wszyscy znają wspaniałą polską prokomunistyczną architekturę i dlatego mogą stworzyć sobie obraz betonowego budynku z dużym wejściem.
- A, jaki ma mieć dach? – zapytał, siedzący na ścianie obok mnie, pająk.
- Nie wiem, może dwuspadowy – odpowiedziałem gwoli wyjaśnienia.
- Aha.
Skoro wyjaśniliśmy sobie to drobne niedociągnięcie, to możemy zająć się wnętrzem, które jest naprawdę gustownie urządzone, podłogą i pajęczynami.
– Brawo dla dekoratora wnętrz – krzyczy pająk.
Tak, tak, brawo. Z głównej hali produkcyjnej przechodzimy do pomieszczenia, w którym rozmieściła się spragniona wyskokowych napojów młodzież.
– Przejdź wreszcie do meritum!
Już, nie poganiaj mnie, jeśli ma być dobrze, to muszę być dokładny.
Opisy są, niestety, mało dokładne, ale… nie wyczuwa się tego podczas czytania. Całe szczęście, że akcja toczy się w naszym cudnym kraju, nie zaś w na Borneo na przykład, bo wtedy wyobrażenie sobie tartaku mogłoby sprawić pewne trudności. I tu muszę napomknąć też o trzecim rozdziale, moim ulubionym, niestety nie ze względu na opisy. Naprawdę czegoś im brak. Wcale nie poczułem się tak, jakbym znajdował się w kraju o znacznie cieplejszym klimacie i, jakby nie było, zupełnie innym krajobrazie. Powinieneś trochę więcej czasu poświęcić na tworzenie opisów, bo są takie wyprane i gładkie.
Kreacja bohaterów i świata przedstawionego: 3/5
To samo tyczy się świata przedstawionego (pająk z radości chusta się na pajęczynie). Jeżeli opisy nie będą dokładne to i świat przedstawiony takim nie będzie. Dałem Ci trzy punkty za kreację bohaterów, bo świat, w którym przyszło im żyć, jest raczej słabo nakreślony. Ciężko stwierdzić, czy akcja toczy się w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku czy może już w dwudziestym pierwszym wieku, a może przeskakuje pomiędzy teraźniejszością a przeszłością.
Kreacja bohaterów. Tu jest już znacznie lepiej, bo są oni realni, żywcem wyciągnięci z naszych ulic i jeśli mam być szczery, przypominają mi ekipę, którą miałem zaszczyt poznać w pierwszej klasie liceum.
Nie będę się zanadto wymądrzał, swoje powiedziałem. Przytoczę jeszcze tylko dwa zdarzenia, które w najlepszy sposób zobrazują realizm postaci. „Strumienie ciepłej wody spływały po jego ciele, sprawiając mu przyjemność, stawał się odprężony, na co zareagowała dolna część jego ciała.” , „Na samą myśl o upojnej nocy spędzonej z nią, Albert włożył rękę do bokserek [...]„. Resztę wyciąłem żebyście się zanadto nie nakręciły.
Sporą część opowiadania zajmują opisy wewnętrznych rozterek bohaterów. To bardzo ważne, bo w najlepszy sposób pozwalają nam one poznać ich charaktery.
Dialogi: 5/5
Stary już jestem i w innych kręgach się obracam, a język używany przez Twoich bohaterów, potocznie zwany „łaciną”, nazywamy językiem bankowców na przerwie.
Młodej latorośli z Twojego opowiadania sypie się z paszczy przekleństwo i wyłażą braki w wychowaniu, ale to świetnie. Bardzo dobrze, bo tacy mają być – patologia, jak ich nazwałeś. Normalnie nie pochwalamy wulgaryzmów, ale tu wypowiedzi i bohaterowie to jedność. Dostałeś pełen pakiecik nie za to, że dialogi były jakieś wybitnie inteligentne czy niosły ze sobą przesłania, ale za to, że były idealnie dopasowane do postaci. O choroba, ptaki mi się na oknie rozpłaszczył. Skubany, zesrał się na parapet. Czekaj no, już ja ci pokażę miłośnika przyrody. Co ta ja miałem? Aha.
Małe podsumowanie. Opowiadanie oparte jest raczej na opisach zachowań bohaterów niż otaczającego ich świata. Dialogi nie są przeważającą częścią, a jedynie dodatkiem do całości dlatego fajnie się czytało. Jeszcze jedno. Celowa personifikacja przedmiotów – za to dostaniesz dodatkowe punkty. Strasznie podobały mi się fajki cieszące się ostatnimi chwilami życia i zdające sobie z tego sprawę oraz butelki, którym ciążyła ich zawartość, odkąd pamiętały.
Ortografia i poprawność językowa: 8/10
Byłbym nieszczery, gdybym powiedział, że nie znalazłem ani jednego błędu. Te każdemu się zdarzają i czasami samemu ciężko je wyłapać, jeśli się czyta tekst kolejny raz i zna się go już prawie na pamięć. Fakt, że ocena dotyczy opowiadania napisanego przez jednego z naszych byłych oceniających, nie zwalnia mnie z obowiązku.
Stylistyka:
„Dusza Johna Deeplake’a wiedział o tym aż za dobrze.” – dusza wiedziała.
„Ściany pokrywało mniej lub bardziej artystyczne graffiti, które powstawało na przestrzeni lat były jakby zapisem historii miasta.” – Ściany pokrywało mniej lub bardziej artystyczne graffiti, które powstawało na przestrzeni lat, było ono jakby zapisem historii miasta.
„[...] bo te, które teraz miał na sobie dzień wcześniej, były przesiąknięte dymem papierosowym [...]” – ale żech się pogubił, łoświeć mnie deczko. Te szmotki… to łon ma teroz na sobie czy mioł je dzień wcześniej? Ach, łon w galotach społ, bo sie nie mógł rozdziać.
„Popielski spełnił polecenie swojej matki i usiadł na stojącym przy stole najbliżej drzwi.” – co tam stało? No, wiesz… to na czym on usiadł? Taborecik, skórzany fotelik z opcją masażu, zydelek fakira?
„Chłopaki weszły w starą, mroczną i zaniedbaną uliczkę [...]” – to jest dopiero dziwactwo. Rozumiem używanie slangu w wypowiedziach bohaterów, ale w opisach to nie brzmi najlepiej. Weszły dziewczęta, chłopcy weszli albo wkroczyli.
„Co gorsza, żadna ze stron nie posiadała żadnych sensownych argumentów.” - Co gorsza, żadna ze stron nie posiadała sensownych argumentów. I też będzie dobrze.
„[...] więc chłopaki musiały zacząć przedzierać [...]” – teraz to już zgrzytam zębami.
„Chłopaki powoli zbliżały się do budynku starego tartaku.” – cholwecia, ząb mi się ułamał, wisisz mi wizytę u mojej seksownej dentystki. Albo wiesz co? Daruję Ci, bo mam pretekst, żeby się z nią umówić.
„Nie tajemnicą było też, iż Jacek jest ma raczej naturę choleryka i łatwo wpada w szał.” – tu, chyba, zawiodła interpunkcja: Nie tajemnicą było też, iż Jacek jest… ma raczej naturę choleryka i łatwo wpada w szał.
Jasny światłowodzie! Kapi, cóż Tyś tam natworzył? „Raz z nim pojawiła się też niezaprzeczalny. Niezaprzeczalny był także fakt pojawienia się razem z nowym gościem miłej dla oka, przezroczysta butelczyna, która spoglądała na wszystkich oczyma, proszącymi o pozbawienie jej okrutnego ciężaru akwawity, który był jej największym strapieniem i zatruwał jej życie odkąd tylko pamiętała. Ale zaraz, zaraz. Nie był sama.” Musiałem wkleić całość, bo nijak nie umiem nic z tego zakapować. Fe, nie ładnie. Tekst należy sprawdzić, albo przynajmniej komentarze przeczytać. Kolega sam sobie poprawi, bo wie, co chciał napisać.
„przemówił głos należący do jakiejś leciwej pani, ubraną w grubą kurtkę, nie pasującą do panującej pogody.” – ubranej.
„Andrzej dotarł do małego, dobrze ukrytego cypelka instynktownie.” – wierz mi, to słowo na końcu nie jest tym, czego bym się spodziewał, zmieniłbym kolejność: Andrzej instynktownie dotarł do małego, dobrze ukrytego, cypelka (teraz to mi się przynajmniej dobrze kojarzy, aż mi się gęba roześmiała).
„[...] która jednak uciekła kiedy tylko Popielski pojawił się na cypelku. Popielski zajął [...]” – po pierwsze zabrakło przecinka przed „kiedy”, po drugie zamieniłbym drugi raz użyte nazwisko na chłopak, wtedy nie byłoby tego nieznośnego powtórzenia.
„[...] a przybrzeżne zarośla w swych rucham tak bardzo przypominały szaleńców.” – Kapi, rozumiem, że podczas pisania można nieźle odpłynąć, ale nie musiałeś zdradzać nam, o czym tak naprawdę myślałeś. Nie martw się, Zoltan Cię rozumie.
„A Ono byli cały czas za nim, gdzieś pomiędzy czasem a przestrzenią.” – miało być One czy było?
„Jej ciemne włosy ukryte były pod ładnym wiklinowym kapeluszem.” – myślę, że chciałeś napisać słomianym. Wiklinowe są kosze, meble. To tak jakbyś wsadził jej na głowę czapkę zrobioną z patyków.
„Tak naprawdę pensjonat oferował naprawdę niską stawkę [...]” – naprawdę o jedno „naprawdę” za dużo.
Interpunkcja:
„Przemknął się jak najciszej tylko potrafił do swojego pokoju,” – arcydzieło po prostu, naprawdę jest mi głupio wytykać Ci błędy, lecz słowo się rzekło Zoltan u płotu – Przemknął się, jak najciszej tylko potrafił, do swojego pokoju.
„Za to te zdziry, kręcące tyłkiem na prawo i lewo[,] były wręcz idealne dla rozwijających się chłopczyków” – bardzo mi go w tym miejscu brakowało.
„ Kiedy już przywitali się ze wszystkimi[,] zajęli miejsca na lekko nadgniłych pieńkach [...]”
„Cóż, nie było sekretem, iż Jacek nadrabia braki w inteligencji siłą mięśni i prawdopodobnie poradził by sobie nawet gdyby Popielski rzucił się na ratunek Michałowi,” – Cóż, nie było sekretem, iż Jacek nadrabia braki w inteligencji siłą mięśni i prawdopodobnie poradziłby sobie, nawet gdyby Popielski rzucił się na ratunek Michałowi.
„jakakolwiek próba zawiązania z nim znajomości(,) może skończyć się źle”
„Ciekawe, co Joe mógł wymyślić?, pomyślała Julia,” – bez przecinka po znaku zapytania.
„Jej pokój znajdował się na pierwszym piętrze, więc aby do niego dojść musiała pokonać kondygnację schodów.” – Jej pokój znajdował się na pierwszym piętrze, więc – aby do niego dojść – musiała pokonać kondygnację schodów. Ten element jest wtrącony i wyczuwa się to podczas czytania.
Literówki:
„różowe koszulki na ramiączka” – koszulka na ramiączkach jest, wiesz?
„konwersacjia” – konwersacja,
„zamyślania” – zamyślenia,
„Po prawej strony panny Pazzi [...]” – stronie,
„rodziną” – rodzinną.
Oryginalność tematyki 2/5
Oklaski się należą, bo nie męczysz nas fanfikiem, i to w kiepskim wykonaniu, lecz starasz się stworzyć coś własnego, zainspirowanego, być może , jakąś przeczytaną książką, tego nie wiem. To, co najważniejsze, jest jeszcze przed czytelnikiem ukryte gdzieś głęboko w czeluściach kapibarowego umysłu i dlatego nie mogę wręczyć Ci całości dostępnych punktów. Na wyrost to nawet Mikołaj prezentów nie rozdaje.
Zoltan nie jest ani taki gruby, ani zarośnięty, ani hojny.
Dodatkowe punkty za wybitne zasługi 5/10
Nie mogłem sobie przypomnieć, za co obiecałem Ci te dodatkowe punkty, ale moja mózgownica znowu działa poprawnie. Punkty są za czujące i myślące przedmioty i za sposób, w jaki zostało to przedstawione.
Suma: 41/60
Ocena: bardzo dobra
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz