Nerwowa reakcja na krytykę nie kładzie jej kresu. Przeciwnie, rodzi w oceniającym przekonanie, że ma rację w tym, co mówi. — Richard Carlson
Witamy na Opieprzu!
niedziela, 4 grudnia 2011
(741) jinx
4 Grudzień 2011
Pierwsza ocena, no dobrze. Aha, spokojnie, nie będzie źle, nie zostaniesz zjedzona.
jinx
Pierwsze wrażenie: 7/10
Od razu Twój adres skojarzył mi się z – zupełnie nie wiem dlaczego – wróżkami. Brzmi jak onomatopeiczne wyrażenie, które mogłoby sygnalizować rzucenie jakiegoś uroczego zaklęcia. Taki dzwoneczek. Ale przecież, znając siebie, moje domysły trafnymi być nie mogą. Wpisuję tajemnicze słówko w wiadome miejsce i wyskakuje mi, prócz oczywiście firm produkujących ubrania, odnośnik do Wikipedii na której to dowiaduję się, że taki właśnie tytuł nosił dwunasty album pana Rory’ego Gallaghera, irlandzkiego gitarzysty. Miło by było, gdybym trafiła z moją tezą i moimi domysłami, ale pozostawmy etymologię adresu, brzmi ładnie i przyjemnie, nasuwa różowo-brokatowe skojarzenia, a o to tutaj chodzi, prawda? Za to nijak nie mogę sobie takich skojarzeń nasunąć po zerknięciu na szatę graficzną, która, owszem – ładnie wykonana, ale tchnie – niechże się posłużę eufemizmem i zdrobnieniem – smuteczkiem. Ale, ale! To nie czas na wygląd, teraz podbijamy do belki. Po angielsku jest i choć, jak przystało na patriotkę, powinnam potępić użycie języka innego niż polski, ja tutaj wręcz popieram wszelkie makaronizmy i sama często ledwo powstrzymuję się przed używaniem jakichkolwiek. Mimo to nie zachwyciłaś mnie szczególnie. Może dlatego, że w samej budowie zdania coś mi nie pasuje – może to brak wielkiej litery na początku, może brak autora i cudzysłowu, bo przecież jest to cytat z utworu. A może przecinka, który rozdzielałby dwie części zdania? Tak! Tak! Zapewne byłaś głodna i zjadłaś przecinek. Nieładnie. Trzeba było zjeść coś innego, niedobra!
Tak, teraz nadeszła kolej na wygląd, który to, jak wiemy, nieszczególnie wprawił moje oczy w zachwyt. Dlaczego? Ano, bo jest smętny. Spróbujmy sobie wyobrazić – mamy czarne tło, jeszcze trochę więcej czerni, mały dodatek kolejnej czerni, ciemny obrazek i szary tekst. Tak, kolorystyka nie zawładnęła moim sercem, nie wyrwało się ono z piersi z okrzykiem zachwytu. Nagłówek w pewnym stopniu pokrywa się z moimi domysłami odnośnie pochodzenia adresu, więc rada jestem niesłychanie ze swoich umiejętności wyszukiwania informacji. Możecie się śmiać, ale nie wszyscy to potrafią! Pochwalę Cię za czytelność, moja droga, ponieważ jest wręcz wzorcowa – czcionka stonowana, kontrastuje z tłem, ale nie na zasadzie „och nie, moje oczy wypływają, za duży kontrast!”, tylko bardziej „oho, dobrze się czyta!”. No i wielkość, krój. Och i ach! W kwestii układu, ilości ramek, napaćkania, to również nie mam nad czym się pastwić, ponieważ umieściłaś na blogu jedynie notkę, szeroką listę, statystykę i odnośnik do podstrony. Pozazdrościć umiaru.
Treść: 6/25
Rozdział pierwszy jest dramatycznie krótki i przedstawia sytuację, w której Billie Joe Armstrong siedzi w fotelu i myśli. Następnie wpada jego kolega z zespołu i oznajmia, że się żeni. Zachwycający początek, doprawdy. Zaciekawia do dalszego czytania i w ogóle. Moja droga, jeśli całe opowiadanie będzie tak tragicznie wyglądać, to ja nie zdzierżę i coś zniszczę. Pół biedy, jeśli byłby to pilot czy kubek, gorzej, że w najbliższym moim sąsiedztwie znajduje się akurat laptop. Idąc drogą dedukcji, słabe opowiadania wpływają na status materialny czytającego. Powinno się ich zakazać.
Ale dobra, dobra, teraz rozdział drugi, który długością mógłby pokonać jedynie fraszkę lub haiku. Mamy tutaj kilkanaście zdań na temat rozdarcia głównego bohatera, a także jego super-hiper ucieczki od świadomości. Wow, dziewczyno, ile trawy wypaliłaś, zanim dowiedziałaś się, jak działa? Akcji mamy za grosz, a nawet za pół grosza, za to trochę grafomańskich zabiegów, które byłyby ciekawe, gdyby ich nie było. Nie myślałaś może o zainwestowaniu w opisy? W dialogi? W akcję? Ejże, bywa, że to się opłaca! Polecam i pozdrawiam.
Ciekawe! Albo nie używasz dialogów, albo cały rozdział – oczywiście zatrważająco długi – z nich budujesz. Wiesz, co jest najlepsze? Równowaga. Prawdę powiadają buddyjscy mnisi – równowaga najważniejsza w naszym życiu, stosować ją trzeba wszędzie – również podczas pisania opowiadań o gwiazdkach show-biznesu. Początek rozdziału niezrozumiały – w poprzednim mamy coś o ogniu, a tutaj anioł? Och, już miałam nadzieję na jakiś wątek fantastyczny, na coś nowego, może BJ w niebie odszukujący Boga, który się wyprowadził. Albo BJ zesłany ponownie na ziemię, aby odnaleźć Graala i zanieść go do tajemniczej, ukrytej wśród Tybetańskich wzgórz świątyni, dzięki czemu dopełniłoby się przeznaczenie i nastała Apokalipsa, a trąba dziwny dźwięk rozsiała? No niestety, moje nadzieje płonnymi się okazały, bowiem Ty aniołem określiłaś kolegę głównego bohatera, który rozmazał mu się w pijackim zwidzie. Trudno, nie można mieć wszystkiego. Oczywiście musiał nastąpić niesłychanie niesłychany zwrot akcji i oto dowiedzieliśmy się, że fanka BJ’a jest w ciąży! No, moja droga, to niesłychane! A to wszystko okraszone… niczym.
Czwarty rozdział okazał się tym, czego wyczekiwałam najbardziej – syntezą akcji i dialogu. Szkoda tylko, że opisu jak na lekarstwo. Ale za to ta fabuła! W końcu mamy rozmowę BJ’a z przyszłą matką jego dziecka. To wszystko zawarte w kilkunastu marnych zdaniach, no cud, miód, malina. Przyznam szczerze, że ciekawszą zdała mi się reklama pachnących wkładek od tej części Twojej zachwycającej opowieści. Poza tym – trwała dłużej, niż czytanie tego fragmentu. Niedobrze.
Rozdział piąty obfituje w skoki czasowe i dręczy mnie lakonicznością. Dowiadujemy się, oczywiście, o dramacie, jaki spotkał głównego bohatera. Nie dałaś tej dziewuszce za długo pożyć. Ani za dużo powiedzieć. Nie wiem, czy wiesz, ale opowiadanie nie polega na pobieżnym przedstawieniu życia głównego bohatera w dziesięciu króciutkich rozdziałach, ale na opisaniu jego uwzględniając wszelkie opisy, rozmowy, nawet te mniej kluczowe dla fabuły. Tutaj widzę, że się przygotowałaś, poznałaś historię zespołu, może wymyśliłaś coś własnego, ale wygląda to jak naprawdę marny zarys całej historii.
Przeskoczę do rozdziału ostatniego, jak na Twoje umiejętności, dosyć długiego, zachwycająco skracającego dwa lata do kilkudziesięciu słów. Sweet Children zmieniają się w Green Day i wszyscy są szczęśliwi. Zaskakujące zakończenie!
a) Opisy: 0/5
Opisów u Ciebie nie ma. Nie wiem, gdzie się co dzieje, nie mam zielonego pojęcia, w jakiej chociażby galaktyce to wszystko się odbywa, ponieważ nie raczysz mnie tutaj choć minimalną ilością opisu jakiegokolwiek pomieszczenia, mieszkania czy wyglądu. O aparycji głównego bohatera nie wiem nic prócz tego, że jest najseksowniejszym człowiekiem na ziemi. O bohaterach drugoplanowych też niekoniecznie mam jakiekolwiek pojęcie. O pomieszczeniu na Christie Road wiem tyle tylko, że istnieje i niekoniecznie jest czyste. Nie potrafię za to powiedzieć, jakie ma ściany, w którym miejscu są poplamione, czy podłoga jest drewniana, czy z sufitu zwisa smętnie żarówka, czy są tam jakiekolwiek meble. No nic. Wszystko jest niczym.
b) Dialogi: 2/5
Dialogi, tak? Są! Owszem – bardzo wybiórczo się pojawiają, ale istnieją. Niektóre rozdziały ich nie zawierają, niektóre tak, całkiem sporo, w zasadzie z samych tylko rozmów się składają. Ciekawy zabieg, doprawdy. Byłoby cudownie, gdyby były ładne, zgrabne i choć odrobinę rozbudowane, wywierające jakiś wpływ na fabułę, ale one po prostu są, ponieważ prawdopodobnie ktoś kiedyś ci powiedział, że w opowiadaniu być powinny. Owszem – powinny. Ale nie takie:
„- Jestem w ciąży! – Może dopiero teraz, gdy krzyknęła, do Billie’go dotarło, co się dzieje.
- Cholera… Jesteś w ciąży?
- Ty jesteś…
- ojcem dziecka?”
c) Kreacja bohaterów i świata przedstawionego: 0/5
Nie wiem nic o Twoich bohaterach, chociaż opowiadanie przeczytałam całe. W zasadzie wiem tyle, że są, ale jacy są, to ja nie mam pojęcia. Opisujesz wszystkie przygody głównej postaci, ale w żadnej z nich nie potrafię odnaleźć jakichś cech charakteru. Tam po prostu wszyscy są tacy sami! Wszyscy, czyli BJ i tłum. Świat przedstawiony nie istnieje, bo zastępują go nam nic niemówiące nazwy ulic. Ha, już wiem! Mam sobie wpisać w Google i obejrzeć te miejsca, tak? Taka interaktywna zabawa w odkrywanie tego, co napisałaś i opisałaś? Angażujesz w to wszystko czytelników? Nie.
d) Fabuła 4/10
Fabuła u Ciebie jest jedyną rzeczą, która istnieje i ma się niezgorzej, bo oto mamy wokalistę i gitarzystę zespołu Green Day, wtedy jeszcze Sweet Children, który poznaje najpierw pierwszą matkę swojego dziecka, która podcina sobie żyły w następnym rozdziale, potem mamy kolejną jego miłość, która ma pozostać miłością do końca jego życia. I pewnie zostanie, bo, jak wiadomo wszem i wobec z Wikipedii, jest jego żoną. Cudownie! Czyli fabuła Twojego opowiadania to po prostu przeredagowana biografia BJ’a? Ach, Ty to masz inwencję twórczą!
Podsumuję: opowiadanie oparte jest na historii Billie’go Joe Armstronga i w zasadzie jest tylko i wyłącznie opisem kolejnych faz w jego życiu, które poznać można, kiedy poczyta się co nieco o zespole. Brakuje tutaj opisów, ciekawych dialogów, kreacji bohaterów i świata przedstawionego.
Ortografia i poprawność językowa: 5/10
„4 rano, po nocy sylwestrowej.”; „Jego ojciec nie żyje już 7 lat.”; „1 albo 2stycznia”
Liczebniki, moja droga, piszemy słownie – „czwarta rano”, „siedem lat”, „pierwszy albo drugi stycznia”.
„Ani ona go nie znała ani on jej nie znał.”
Zgubiłaś przecinek przed drugim „ani”. „Ani ona go nie znała, ani on jej nie znał.”
„Ale bał się miłości tak samo bardzo jak bał się „czegoś więcej”, jeśli chodzi o Mike’a.”
Tak samo bardzo? Albo jedno, albo drugie. No i brak przecinka przed „jak”. „Ale bał się miłości tak bardzo, jak bał się „czegoś więcej”, jeśli chodzi o Mike’a.”; „Nie wystarczało mu po prostu „gapienie” się na niego.”
Cudzysłów jest niepotrzebny.
„Billie siedział na fotelu. Kiedy do pokoju wleciał pijany Mike. Na dole wciąż trwała impreza, więc Billie’go nie zdziwił stan, w jakim jest Mike- był w podobnym.”
Ja rozumiem, że mają ładne imiona, ale takie ich natężenie jest zgubne. Powtórzenie i za duże poszatkowanie tekstu kropkami. „Siedział na fotelu, kiedy do pokoju wleciał pijany Mike. Na dole wciąż trwała impreza, więc Billie’go nie zdziwił stan, w jakim jest jego przyjaciel – był w podobnym.”
„Różowy ze szczęścia Mike trzymał pół pustą butelkę szampana, a resztę rozlewał gdzie się dało.”
Pół pustą? W połowie pustą.
„Nadchodzi ciemność alabal, Boga krew zalała.”
Po „ciemność” przecinek. No i powinno być „Alabala”. „Nadchodzi ciemność, Alabala, Boga krew zalała.”
„Billie nie mógł pozbierać myśli i patrzył z udawanym spokojem na swojego przyjaciela, który nadal świeciła szczęściem.”
Jeśli przyjaciel, to raczej świecił, prawda? Literówka, powinno być – „który nadal świecił szczęściem”.
Wstał, z kamienną twarzą, ominął „narzeczonych”, wyszedł z pokoju, z windy, z hotelu, z siebie…
Pierwszy przecinek zdecydowanie niepotrzebny – „Wstał z kamienną twarzą, ominął „narzeczonych”.
„O żyjesz.”
„O, żyjesz.” Albo „Ożyjesz”. Zależy, co autor miał na myśli.
„Ale to jednak Ty się żenisz, to jednak Ty mnie zostawiasz, więc jednak pozwól mi się podpalić i podaj mi…”; „Gratuluje. A teraz pozwalam Ci odejść.”
„Ty” i „Ci” zapisujemy małą literą, wiesz? Taki wygląd to tylko w korespondencji.
„Ja, zostaje tu gdzie jestem, z takim stanem cywilnym, jaki posiadam i przypomnij mi żebym już nigdy nie oświadczał się w sylwestra.”
Pierwszy przecinek niepotrzebny, za to przed „gdzie” i „żebym” by się przydał. „Ja zostaję tu, gdzie jestem, z takim stanem cywilnym, jaki posiadam i przypomnij mi, żebym już nigdy nie oświadczał się w sylwestra.”
„- Jestem w ciąży. – Powtórzyła.”
Błędny zapis dialogu. „- Jestem w ciąży – powtórzyła.”
„ojcem dziecka?”
Zdania zaczynamy wielką literą. Tego uczą w podstawówce. W pierwszej klasie w dodatku.
„Miał ochotę po prostu ją wyśmiać i powiedzieć prosto w twarz co myśli o takim głupim żarcie.”; „Myślał co teraz będzie, jak to możliwe, kiedy…”
Przecinek przed „co” by się przydał.
„Miała może siedemnaście lat, idealnie pasowała do takiego miejsca jak stary magazyn na Christie Road.”
Przed „jak” Ci takiej małej kreseczki zabrakło. Nazywamy ją przecinkiem. „Idealnie pasowała do takiego miejsca, jak stary magazyn na Christie Road.”
„Padał deszcz, o godzinie osiemnastej, a na imię miała…”
„O godzinie osiemnastej padał deszcz (…)”
„Mike doskonale odnalazł by się w takiej sytuacji, ale akurat teraz był „zajęty”.”
„Odnalazł” i „by” łączymy.
„Był to najpiękniejszy uśmiecha na świecie mimo, że wcale nie naprawiał sytuacji.”
„Uśmiecha”? Literówka. Powinien być „uśmiech”. Pomiędzy „mimo” i „że” przecinka nie stawiamy.
„- No – wziął głęboki wdech – Jak to było?”
Albo kropka po „wdech”, albo „jak” małą literą. „ – No – wziął głęboki wdech. – Jak było?”
„Nie wiedział czy jest tak kokaina nagrzana czy po prostu zmęczona i oszołomiona.”
Po pierwsze – przed „czy” przecinek. A po drugie – nie wiem, o co Ci chodziło w dalszej części zdania.
„Bynajmniej – zemdlała.”
Znaczenie słowa „bynajmniej”: wcale, zupełnie, ani trochę, zgoła (zwykle w połączeniu z następującą partykułą nie). Tutaj powinnaś raczej zastosować samo słowo „zemdlała”.
„Kolejny i kolejny i zanim się obudził ze snu polegającego na wpuszczaniu i wypuszczaniu powietrza, ktoś biegł w ich stronę.”
Przed drugim „i” przecinek – „Kolejny i kolejny, i zanim się obudził”
„Jeden z mniejszych koncertów; oakland; kalifornia.”
Nazwy własne zaczynamy wielką literą – „Oakland, Kalifornia.”
„Byli, co prawda młodzi i był to jeden z tych wypadków faktycznie rujnujących życie, ale po prostu nie dopuszczali do siebie tej myśli.”
Wyrażenia o charakterze modalnym oddzielamy przecinkami, a więc po „co prawda” również trzeba postawić przecinek.
„Tak, więc luty był miesiącem zmian.”
Pomiędzy „tak” i „więc” nie stawiamy przecinka.
„Nadszedł tak naglę”
„Nagle.” Literówka.
„w czerwcu sweet Children wrócili do koncertowania.”
„Sweet” także zapiszemy wielką literą, ponieważ jest to nazwa zespołu, prawda?
„Ale Billie, Billie Joe, Billie Joe Armstrong, nadal wspominał czasem dziewczynę”
Przed „nadal” nie powinno być przecinka. „Ale Billie, Billie Joe, Billie Joe Armstrong nadal wspominał czasem dziewczynę”
„jego wzrok pełen zmartwień teraz skierował na perkusistę”
„Swój wzrok”.
„Przed minuta był pewien”
„Minutą”. Literówka.
„Dusił to w sobie wódą, czasem pytał znajomych czy nie wiedzą gdzie się podziewa.”
Po i przed „czy nie wiedzą” powinny znaleźć się przecinki, ponieważ jest to wtrącenie. „Czasem pytał znajomych, czy nie wiedzą, gdzie się podziewa.”
„Sztywno z początku, jakoś nienaturalnie, nie wzruszenie, nagle rzucają się ku sobie i znów wszystko wygląda być jak dawniej.”
„Niewzruszenie” piszemy łącznie, moja droga.
Ponadto cała masa jakichkolwiek braków spacji – przed myślnikami, po kropkach, przecinkach, pomiędzy wyrazami. Gdybym miała wypisywać, zajęłoby mi to wieczność.
Co do Twojego stylu – jest całkiem ciekawy. Widać, że się starasz, że próbujesz stworzyć jakiś interesujący kształt swoich wypowiedzi, ale niestety zaburza to ubogie słownictwo i te przeklęte błędy.
Oryginalność tematyki: 0/5
Oryginalność? W opowiadaniu o zespole? Na podstawie jego historii? Już ja Ci dam punkty za oryginalność, już ja Ci dam! Nie ma tak dobrze. Oryginalność to niebanalny pomysł, a tutaj go zdecydowanie nie widzę.
Dodatkowe punkty za wybitne zasługi: 2
Dam. Masz jeden za porządek na blogu. I dokończenie historii, a nie przerwanie jej w połowie.
Punkty: 20/60
Ocena: mierna
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz