Z okazji Światowego Dnia Kota wrzucam ocenkę bloga Wadery.
Pierwsze wrażenie 9/10
Knieje gawędziarki witają mnie przyjemnym ciepłem, chwilą zadumy, dobrą opowieścią i kuflem grzańca, ciemnozielonym listowiem, grą światła i cienia na poszyciu, ogniem i wesołymi rozmowami. Takie właśnie skojarzenia przywodzi mi na myśl adres twojego bloga, moja droga Wadero. Knieje gawędziarki są bardzo prostym, ale i urokliwym wyrażeniem, które naprawdę zachęca do wejścia i poczytania. Czuje się posmak magii w leśnym powietrzu, fantastyki przeplecionej zamierzchłymi czasami, gdy jeszcze po ziemi biegały dinozaury, a bogowie kreowali góry i doliny. No dobra, może troszkę przesadziłam, ale dawne czasy na myśl przychodzą. Średniowiecze takie.
Na belce całkiem klimatyczne, dosyć mroczne i ciężkie zdanie, które jeszcze bardziej wprowadza mnie w klimat dusznego boru, grzańca, tłustej, rozgrzewającej strawy i arcyciekawych opowieści przy ognisku. Troszkę morderstwa, brutalności wykreowanego świata można wyczuć w stwierdzeniu „Są miejsca, w których lepiej nie zasypiać… By nie przegapić własnej śmierci.”, nieprawdaż? Mam ochotę poznać to miejsce, a coś czuję, że Twoja opowieść będzie w takim właśnie osadzona.
Może teraz przejdę do szaty graficznej? Ciemnej, brązowej, komfortowej, ciepłej i zwyczajnie ładnej. Kolorystyka bardzo przypomina mi domyślną na pewnej platformie dla bloggerów, dlatego od razu spojrzałam na adres, który jednak pokazał mi nasz ukochany Onet. Jest obrazek przedstawiający czarującą kobietę, którą zapewne jest nasza gawędziarka. Wygląda, jakby to z jej ust wydobywała się magia. Zaraz obok wilk, którego można się spodziewać po zapoznaniu się z nickiem autorki. No i cytat, cytat z jednego z lepszych pisarzy fantasy, którego dopiero niedawno zaczęłam czytać, ale już się zachwyci łam. Za Pratchetta masz niemalże komplet punktów w pierwszym wrażeniu, nie ma co.
Menu bardzo ładnie masz poukładane, moja droga, tylko ten Goniec tak okropnie za ramki wyłazi i psuje przewspaniałe wrażenie. Nie podoba mi się fakt, że każdą podstronę umieściłaś na osobnym blogu. Nie ma takiej potrzeby przecież. Wszystko można wrzucić do postów na Kniejach, a potem zapisać jako szkic. „U karczmarki” i „Regulamin ogniska” bardzo ładnie oddzieliłaś od treści właściwej, a pod notkami umieściłaś szeroką listę. Wszystko jest jak najbardziej uporządkowane, dopieszczone i przyjazne czytelnikowi, moja droga. Nawet czytelność masz wzorcową! Wiesz, aż nie mogę doczekać się Twojej opowieści.
Tak mnie rozleniwiłaś tym całym klimatem, że nawet nie mam siły na ironię, ej!
Treść 19/25
Pięciu postów ocenić nie mogę, ponieważ blog posiada cztery zaledwie, ale przecież czekać nie będę na kolejny, który nie wiadomo kiedy się pojawi, prawda? Nie ma tak, trzeba pracować w pocie czoła. Zacieram rączki i czytam wszystko jak leci, zakreślając przy okazji błędy.
Zaczniemy od pierwszej opowiastki, którą opublikowałaś na blogu, „Święto Pokoju”. Niestety, jest naprawdę słaba, przestraszyłaś mnie – od razu pomyślałam „O nie! Jeśli będzie tak topornie, moje przewidywania nie sprawdzą się, a na to sobie pozwolić nie mogę, wszak jestem nieomylna!”. No ale nie ma co, ocenić trzeba, nie ma że nie, że nie chce się, ohoho. Rozpoczynasz wstępem pani rudowłosej gawędziarki – elfki. Opowiada historię, co było oczywiście do przewidzenia. Historię o małym szpiczastouchym, jego mamie i tacie, którzy uciekli i jego babci, która się nim opiekuje. Po pierwszym tego przeczytaniu, przebrnąć musiałam raz jeszcze – to wszystko jest tak niejasne, jak woda po pierwszym płukaniu farbowanych włosów. Mętne i czasem czerwone. Mieszasz czasy, moja droga, mieszasz kompletnie! Jestem przeciwko takim zabiegom, jak połączenie teraźniejszego i przeszłego i jeszcze raz teraźniejszego czasu w jednym zdaniu, to nie angielski, Wadero. Chociaż tam też się zazwyczaj nie miesza przeszłego z teraźniejszym, no chyba że w warunkowych, ale tylko w przypadku kiedy… a, nieważne! Ja nie o tym przecież, a o opowiadaniu. No patrzcie, jakie skrzywienie. Tfu, wyjdź stąd, języku angielski, a kysz!
Wracając do czasów, oto mały przykład: „Eleganckim, acz szybkim ruchem, chwyciła za brzeg haftowanego obrusu. Pociągnęła mocno, budząc przysypiającego pod ścianą Bruna dzwonieniem srebrnych sztućców i brzdękiem rozbijanej porcelany. Podczas gdy czerwone wino barwi szkarłatnie puszysty dywan pod jej stopami, kobieta oczyszcza szybko stół, by móc po chwili stanąć na idealnie gładkiej, dębowej powierzchni.” Podpowiem – „barwi”.
Po prostu wszystko utrzymaj w tym teraźniejszym, a będzie dobrze.
Opowiastka numer dwa, a w zasadzie do niej wstęp, ponieważ jest to coś dłuższego. Dobrze. Jak zwykle zaczynasz posłowiem od gawędziarki i ma to swój klimat, choć ja wolę od początku do końca opowieść czytać bez takich wstawek – spójrz, jak to zrobił Sapkowski w Trylogii Husyckiej. Ale okej, okej, w wizję ingerować nie będę, bo w zasadzie ócz mi nie rani.
Historia o elfce (ponownie, co Ty masz, dziewczyno, z tymi elfami?), która ucieka z domu i wstępuje do trupy teatralno-cyrkowej, w której nadspodziewanie szybko się odnajduje (i znajduje też).
a) Opisy 4/5
Zaczyna się najprzyjemniejsze, czyli wyszczególnianie. Och, jak Aha to lubi, to jest nie do pojęcia. Sięgam po wydruk z notatkami na marginesach i przeglądam raz jeszcze. Opisy zdecydowanie masz, tego podważyć się nie da, nawet jakby się chciało. Nie chce, bo i co by to dało? W pierwszym opowiadaniu niby poprawne, ale jakieś takie kanciaste, zupełnie odstające od tego drugiego. Wiesz, zobrazuję Ci to, ja bardzo lubię obrazować, chociaż niewiele osób znajduje to pomocnym i logicznym – masz taki stół na przykład. Stół Podobania i Możliwości. Opisy z drugiego opowiadania znajdują się w centrum, nie ma tam żadnych załamań, szarpnięć, nic. Cudownie, gładko, przyjemnie. Pierwsze opowiadanie to rogi. Kanciaste.
Widzisz? Mówiłam, że nie pomoże.
W „Przedstawienie czas zacząć” często się uśmiechałam, dobrze operujesz humorem – nie ordynarnym, ale takim delikatnym, bardzo przyjemnym, ułatwiającym czytanie. Zawadził jednak o moje poczucie estetyki opis Ili, której rzęsy „niczym czarne trzciny wyginały się nad błękitnymi jeziorami tęczówek, wyglądała (ona) raczej na łamiącą męskie serca, nieczułą uwodzicielkę. Do tego kasztanowe, puszyste włosy, okalające wąską, białą twarzyczkę. W tym wodospadzie brązu, niczym dwie, smukłe skały, widniały spiczaste, elfie uszy” przyprawił mnie niemalże o zawał. Dość, dość!, moje serduszko krzyczało w nagłym przypływie oburzenia. Tak nie można, tak nie wypada, zbyt patetycznie, poza tym widział ktoś kiedyś oczy jak jeziora (takie duże, czy może czasem zielenieją?), rzęsy jak trzciny (za dużo tuszu na końcówkach?), włosy niczym wodospad (szumiące?) i uszy-skały – raczej trudno byłoby je przebić. Nie, nie, nie! A kysz! Pozbądź się też brązowowłosych, a będziemy szczęśliwi, jasne?
b) Dialogi 3/5
Ponownie – w „Święcie Pokoju” czułam się, jakby kwestie wypowiadały dwie drewniane kukły. Niby jakiś humor starałaś się wpleść, ale wyszło jak wyszło, częściej uśmiecham się na kacu, niż przy tym opowiadanku, a musisz wiedzieć, że wtedy rzadko można mnie uśmiechniętą zobaczyć. Takie to tam trochę pompatyczne, fragmenty o przyjaźni, honorze i opowiadaniu o „tym momencie” w koniecznie parszywych tawernach, niekoniecznie przemawiają do mnie tak, jak powinny. Kilkuminutowe rozmowy, kiedy ponoć za minutę powinni wbiec wrogowie także nie należą do moich ulubieńców, co to to nie.
„Przedstawienie czas zacząć” i wstęp do niego, czyli „Jadą wozy kolorowe…” i w dialogach przedstawiają się znacznie lepiej – jest naturalnie, z humorem, lekko i w zasadzie nie ma co zarzucić. Ot, alem się rozpisała. Zdecydowanie podobają mi się kwestie Borsuka – koleś jest wygadany, nie ma co.
c) Kreacja bohaterów i świata przedstawionego 5/5
W pierwszym opowiadanku niekoniecznie zostało to zarysowane, bo za krótkie jest. Niby ktoś tam się przewija, bo i Bruno, i jego mamusia, i tatuś i mamusia tatusia, ale trudno to ogarnąć, oj trudno. Dlatego zajmę się tym, zdaje mi się, właściwszym, a przynajmniej dłuższym.
Ila, pół elfka. Nie lubię jej. Zbyt impulsywna, zbyt współczująca, zbyt radosna, a czasem zbyt fair, ale to wszystko nie zmienia faktu, że wykreowałaś ją dobrze, moja droga. Przecież nie każdego muszę lubić, prawda? Ba! Moje negatywne uczucia to tylko potwierdzenie realności postaci, bo jakże bym jej miała nie lubić, gdyby nie posiadała osobowości?
Cholibcia, pomieszały mi się notatki, muszę to wszystko poukładać, dajcie mi minutkę. O tak, już, lepiej.
Oczywiście jak dla mnie, Illuminata chyba odrobinkę za szybko zdecydowała się na przystąpienie do trupy, zaś trupa zbyt szybko się na to zgodziła, tak się nie dzieje w prawdziwym życiu, o nie.
Dalej mamy trupę, czyli Gidina z toporem, Binet – piszący, czytający i liczący, świadczący Usługi Piśmiennicze po Niskich Cenach (no i mi się z Pratchettem skojarzyło), Skowroneczka – aktorka, Różyczka, która bardzo lubi zabawy z ogniem i Borsuk. Borsuk, którym zachwyciłam się od początku. Filozofujący, rozpatrujący dopiero co odkryte problemy wszechświata, znudzony tematem egzystencji ludzkiej, niemalże przekonujący sam siebie o idei nieskończoności świata. Świetnie, wspaniale, cudownie wykreowany, a niby taki zwyczajny. Rozmownym nie jest, kulturalnym i grzecznym też nie, ale takie typy się przydają, zwłaszcza jak wyglądają groźnie i przewodniczą trupie aktorsko-muzykalno-cyrkowej. Skowroneczka jest osóbką pomocną, potężną i zachowującą się troszkę jak mamusia dla głównej bohaterki. Wzbudza sympatię, mimo że od czasu do czasu przejawia w swojej naturze kawałeczki skrajnego materializmu. No ale kto nie przejawia? Cała reszta tak dobrze zarysowana nie jest, ale to dopiero początek opowiadania, a więc masz jeszcze czas na przedstawienie ich.
d) Fabuła 7/10
Opowiadanie się zaczyna, a już zdążyło mnie całkiem nieźle wciągnąć. Przeżułam, wyplułam i stwierdziłam „to jest to, moja droga!”, a serce moje z radości powstrzymać się przed bryknięciami nie mogło. Chociaż to raczej ono mnie przeżuło, skoro wcześniej wciągnęło. Nieważne!
Jak już wspominałam, trochę za szybko to wszystko się na początku potoczyło – spotkanie trupy teatralnej i od razu przyjęcie do niej? Ejże, a jakieś pytania, odpowiedzi, czy coś potrafi, czy cokolwiek? A nie, spoko, potrafi zrobić jajecznicę.
Dosyć zakuł mnie w oczy i logikę fragment, w którym Ila przeklina żołnierzy. Oni tak bez słowa poszli? Żadnego „pani wiedźmo, my… my już nie będziemy, błagam o wybaczenie, proszę cofnąć klątwę, pani wiedźmo”?
„Święto Pokoju” to dosyć ciekawy pomysł okraszony raczej nieciekawym wykonaniem. Nie potrafię zbyt wiele o fabule powiedzieć, boś tak wszystko pokręciła i namotała, że ja kompletnie się gubiłam. Tak nie wolno robić!
Powtórzę się (po raz kolejny zresztą) – pierwsze opowiadanie odrzuca. Bardzo. Czułam się po nim jak w filmie akcji, po spotkaniu z wybuchającym samochodem. Siła wybuchu odrzuciła mnie na jakieś dziesięć metrów i poobijałam sobie żebra. Oj ja biedna. Za to już opowieść o Ilii to healer na najwyższym poziomie umiejętności. Zniwelowałaś złe wrażenie i nawet udało Ci się wywrzeć w zamian dobre. W zasadzie nie mam czego Ci doradzać, oprócz oczywiście przeredagowania „Święta Pokoju”. Idź z Bogiem.
Ortografia i poprawność językowa 8/10
Co się pierwsze rzuca w oczy, to błędny zapis dialogu, moja droga. Oto przykład: „- Witajcie, kochani – rozlega się nagle głos gawędziarki – Miło, że jednak przyszliście.” Gdzieś się kropka zagubiła. Pierwsze zdanie, czyli przedział wyrazów od „Witajcie” do „gawędziarki” powinno być zakończone znakiem interpunkcyjnym innym niż myślnik. Czyli kropką. Kapujesz?
„Ona, o rudych włosach spiętych w kok i jedwabnej szacie koloru młodych liści brzozy, o oczach niczym niebo, długimi palcami podnosi do ust kielich.” – Ja bym to pozamieniała, najpierw wspomniała, że jest w (o, tego Ci zabrakło, moja droga) jedwabnej szacie, a potem że „o rudych włosach (…) i oczach niczym niebo (…)”.
„On, o spiczastych uszach przykrytych ciemną szczeciną sięgającą ramion (…)” – szczecina nie może sięgać ramion, ponieważ szczecina to krótko obcięte, sztywne włosy.
„Na podłogę kapie krew – Uciekajcie! On już tu dotarł – elf osunął się na posadzkę.” – a tutaj bym raczej nalegała, żeby on się osuwał w tej chwili, skoro już wszystko dynamizujesz i dramatyzujesz używając czasu teraźniejszego.
„Godzinę później Triste leży, dalej nieprzytomna na kilku skórach” – tutaj to albo do końca uznasz fragment „dalej nieprzytomna” za wtrącenie, albo w ogóle go za to nie uznasz, bo jeden przecinek być nie może – albo dwa, albo zero. Wybór należy do Ciebie, moja droga.
„krasnolud wepchnął ją do, pachnącego osobliwie, wnętrza wozu.” – ajajaj, toż to nie wtrącenie!
„ale zrezygnowała z płaszcza, na rzecz lnianej, czarnej bluzki” – „ale zrezygnowała z płaszcza na rzecz lnianej, czarnej bluzki”
„Przeciwko nim stanęło pary elfów, w lekkich kolczugach, z cienkimi sztyletami.” – chyba „paru”, prawda?
No i to by było na tyle. Po raz kolejny przypominam o zapisie dialogów, a także radzę, abyś przeczytała wszystko jeszcze dziesięć razy, a najlepiej tysiąc pięćset, bo przecież nie zaszkodzi, ponieważ potknięcia stylistyczne nieśmiało pukają do drzwi, a warto byłoby je pogonić precz, czyż nie? Ale, ale, przecież styl masz bardzo ładny, przyjemny, zwiewny, zabawny, sprawnie posługujesz się słowem (których to słów znasz całkiem sporo), czyli jest cacy, czyż nie? No tak.
Oryginalność tematyki 4/5
Nie powiem, że nie, bo tak. Oryginalność stwierdzona. Oczywiście – natknąć się na historię elfki lub pół-elfki nie jest trudno, wiadomo, ale przecież już wszystko napisane zostało i nic nowego wymyślić się nie da, no ale za próbę wyślę uśmiech w stronę autorki. Sam pomysł na gawędziarkę, która opowiada, ale tak dosłownie opowiada, jest całkiem przyjemnym i nie tak często eksploatowanym.
Dodatkowe punkty za wybitne zasługi 1/10
Zapłaczę rzewnymi łzami, ale nie mam pojęcia, za co mogłabym je wlepić, chociaż naprawdę bym chciała – wszystko zostało wyżej wyszczególnione i dopunktowane, dogłaskane, dopieszczone, więc naprawdę, naprawdę jestem w kropce. W potężnej, przytłaczającej mnie kropce. Przejrzę dodatki!
Lubisz zwierzątka, więc pewnie koty też, a że dzisiaj Światowy Dzień Kota, od mruczącego rozrabiaki leżącego obok mnie dostaniesz punkt.
Suma: 41/60
Ocena: bardzo dobra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz