Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


sobota, 21 kwietnia 2012

(754) opowieści nanshunyo



Na samym począteczku chciałem wszystkim serdecznie podziękować za to, że na mnie głosowali w perlistej sondzie. Dzięki Wam płowobrody pirat Zoltan ma dziś pierś dumnie wypiętą.

PS Mam nadzieję, że mój sukces nie zawdzięczam temu, że mam to, czego nie mają oceniające, ale temu, że faktycznie udało mi się czasami Was rozśmieszyć.

Teraz do oceny przechodzimy.

Na tapecie – męczone od jakiegoś czasu – Opowieści (teraz po literce spisywać będę) Nanshunyo.


Pierwsze wrażenie: 8/10


Wspaniały, naprawdę ładnie się prezentuje i nawet ten kolor do gustu mi przypadł, bardzo fajne, bardzo fajne miejskie autko. Co myślicie? Citroen DS3 – może być. Czekajcie. Pająk mi tu jakieś znaki dymne daje. Alfabetem morsa nadaje: Reklamy nie są częścią bloga. Tak, ale co ja poradzę, że ten samochodzik nad nagłówkiem wzrok mój przyciąga i tak mnie kusi, tak mnie korci i od bloga uwagę odciąga. Gdyby w nagłówku jakaś niezupełnie odziana kobita się znalazła, to może o samochodzie bym nie myślał, a tak to ciężko mi wzrok oderwać.


Ammm, skup się Zoltan, ammm. Jesteś jednością ze wszechświatem. Ammm, jesteś ponad ziemskie pragnienia. Ammm.

Medytacja zadziałała.

Pomijając zatem wszystkie reklamy, które z uporem Syzyfa wciskają się w każdą pustą przestrzeń na blogu, przechodzę do zachwytu nad szablonem. Chociaż ten zachwyt to się raczej nagłówkowi należy i temu ile można z niego wyczytać. A wyczytać można bardzo wiele: świat jest teatrem, a my zaledwie aktorami marnie odtwarzającymi nasze role; nic nie jest tym, czym się wydaje; wszystko to ułuda, ble, ble i takie tam. Podoba mi się ta grafika, serio, jest o niebo lepsza niż – dajmy na to – śliczna wróżka w magicznym lesie, bo chociaż taki obrazeczek ładnie wygląda, to jednak nie ma żadnego przesłania, nie zawiera żadnej treści.


Nagłówek na blogu (znowu po literce) Nanshunyo (może do końca tej oceny zapamiętam pisownię) zapowiada czytelnikowi, że odkryje tu coś niesamowitego, coś, czego nie będzie się spodziewał i jeszcze ten napis „Witajcie w mojej wyobraźni”. No, heloł, a Ty witaj w mojej, rozgość się, zaraz do ciebie przyjdę…

Po chwili.


Co to ja miałem? Oj, na krótko mi wystarcza ta medytacja. Ach, tak.

Mało oryginalne stwierdzenie.

Kolorystyka – po raz pierwszy zdarza mi się, żeby szarości wzbudziły we mnie tak pozytywne wrażenie. Wszystko do siebie pasuje, jest utrzymane w podobnych tonacjach, nic się tu ze sobą nie bije, nie gryzie i o prym nie walczy. Można sobie usiąść, spokojnie kilka rozdziałów przeczytać i nie poczuć się zmęczonym, pod warunkiem – właśnie – pod warunkiem, że się najpierw czcionkę powiększy. Takie masz piździki literki, droga Nan, że z lupą trzeba ich szukać. Twoje wpisy przed rozdziałami słoniowacizną zajeżdżają, komentarze też ze słoniem się witały, tylko biedny rozdział biletu do zoo nie dostał. To, co najważniejsze na blogu, ukryć próbujesz czy jak?

Pomyśl, proszę, nad powiększeniem tej czcionki.

Teraz z manią sadysty pastwić się będę nad adresem. Boisz się? Drżysz z podniecenia i oczekiwania? I słusznie. Do historii już przeszła niechęć naszych oceniających do dziwnych i niepolskojęzycznych adresów na blogach – tak, popieramy nasz język- ale czasami robimy wyjątki. Już tłumaczę, o co mi chodzi. Wiem, że Nanshunyo to japońska wersja Twojego imienia, ale adres w takiej wersji nasuwa mi skojarzenie, że owa Nan jest bohaterką opowiadającą cóż to ją dziwnego, fascynującego a czasami magicznego spotkało. Takich opowieści, historii, bajek kogoś tam jest pełno w Onecie i dlatego nie mogę przyznać Ci punktu za pomysłowość i oryginalność. Do tego dochodzi jeszcze problem z pisownią słowa „Nanshunyo” (znowu po literce).

Ratuje Cię belka. Wiesz o tym? To jest Twoja belka ostatniego ratunku. „Fantastyka wydobyta z szuflady” – nie fantasy lecz fantastyka, mój słownik klaszcze okładką z radości. Chociaż do ideału to mu jeszcze daleko. A tak na ucho powiem Ci, że moim osobistym zdaniem belka powinna być zmyłką, czyli np. powinna na niej widnieć nazwa banku lub notowania giełdowe czy inne rzeczy, które powinno się w pracy przeglądać i wtedy można udawać, że się pracuje. Niestety, nie da się tego robić, gdy na belce jak byk widnieje np. Igraszki Weroniki.

Przypomniało mi się, że powinienem cały blog rozbebeszyć i w każdą, nawet najmniejszą, dziurę zajrzeć. Dlatego teraz zanurkuję we wszelkie linki i dodatki jakie umieściłaś na tej stronie. Układ mamy dwukolumnowy, dlatego nieznośnie wąskie jest pole z treścią, co wymuszone zostało przez wąski nagłówek i dodatki z prawej. Mnie się to nie bardzo podoba, ale ujdzie w tłoku. Na pierwszym, pewnie dla Ciebie najważniejszym, miejscu umieściłaś sobie statystykę. Odpowiedz mi, proszę, orientujesz Ty się jeszcze w tych cyferkach? Bo szczerze mówiąc/pisząc, nie sądzę by przy tak dużej liczbie wejść, miały one jeszcze jakieś znaczenie, a najlepszym miernikiem popularność są komentarze – oby były szczere.
Potem mamy polecane strony – tylko jedna? Oj, nie udzielasz się zbytnio. Zaraz, moment, to blog z ocenami, dosyć nietypowy bo jednoosobowy – to Twoje dzieło? No, to szacung, szacung, praca, opowiadania, oceny, a dla męża masz jeszcze czas? Bo wiesz, o mężczyznę trzeba dbać jak o perskiego kota, głaskać go, karmić, drapać za uszkiem i czasami z domu wypuścić, żeby Ci dywanu nie zapaskudził.

Dalej raczysz mnie – niestety nie tym, co chciałbym w tej chwili zobaczyć – linkami do wszelakich blogów z ocenami, jest ich tu aż dziewięć! Łał, lubisz być poddawana krytyce, jara Cię to? Bo mnie okropnie kręci pisanie tych ocen. Na koniec to, co moim skromnym zdaniem jest najważniejsze, czyli „świat powieści”. Niestety, nie mogę sobie posłuchać zaproponowanej muzyki, bo mój sprzęt nie obsługuje formatu, w którym teraz na Youtube są pliki, a pobranie zakończyło się fiaskiem. Trudno, ponucę sobie pod nosem melodię przewodnią ze starego serialu o Robim Chłodzie. Och, słodka Marion i te jej kędziory, byłoby w czym paluchy zatopić i do jaskini zaciągnąć.

Dla uciechy czytelników „Trzech klejnotów” umieściłaś też mapę świata opisanego w powieści (z taką liczbą rozdziałów to już powieść), lecz – niestety – po kliknięciu na link ukazuje się nam jedynie „nie znaleziono obiektu” – ocieram łzę, liczyłem na ściągę. Może przynajmniej „Encyklopedia świata przedstawionego” mnie nie zawiedzie. Jest, działa, chwała ci Posejdonie. Czy ja muszę to czytać przed lekturą powieści? Oby nie, bo to oznaczałoby spore braki w opisach.

No, najprzyjemniejsza część za mną, teraz będą katusze, ale jeśli to są tortury, to niech mnie mordują!








Treść





To jest blog w stylu tobołka murzynki, czyli wciskam to, co mam. Gdyby zawartość owego tobołka była jak zawartość bloga, to jego właścicielka byłaby Gandhim w spódnicy i głosiłaby hasło: jakość nie ilość się liczy. Przy czym mam na myśli ilość utworów a nie ich długość, do tego przyczepić się nie mogę, bo rozdziałów jest sporo. W tobołku znalazły się dwa długie utwory, zajmiemy się na początku opowiadaniem „Życie zaczyna się po zmroku”. Tera bedzie krótkie streszczenie: historia jest o wampirach – i wszystko jasne. Właśnie nie takie jasne, bo oprócz krwiopijców (nie mylić ze skarbówką) są jeszcze menele, władające siłą umysłu. Hę? Pająk znowu czegoś chce i poprawia mnie. No, jak on śmie twierdzić, że menele władzy nad umysłem nie mają, przecież tak jak oni to nikt nie potrafi ciała opuścić. W opowiadaniu znaleźli się też niejacy pogromcy i oczywiście pożywienie wampirów, czyli ludzie. Zarys akcji przedstawia się tak: wampiry gonią ludzi, pogromcy gonią wampiry, a mentale uciekają przed nimi wszystkimi i siedzą w parku w krzakach. To mi przypomina kreskówkę „Tom i Jerry”. Zapomniałbym głównym wątkiem jest miłość.





Opisy 3/5





Mam wrażenie, że postawiłaś tu głównie na akcję, przez co opisy deczko kuleją. Ładnie rozwijasz wszelkie wydarzenia, nie żałujesz słów by oddać ich tragizm, dobrze przedstawiasz zachowania bohaterów, lecz w tym wszystkim giną nam gdzieś opisy miejsc i nawet samych postaci. Po przeczytaniu połowy opowiadania nie mam pojęcia, jak wyglądają główni bohaterowie, jaki maja kolor włosów, oczu itp. Na szczęście dla opowiadania akcja dzieje się – chyba – w Polsce (o tym „chyba” porozmawiamy przy okazji kreacji świata przedstawionego) i dlatego nie trudno umiejscowić bohaterów w przestrzeni i czasie. Ja najbardziej lubię opisy z użyciem porównań i jeden szczególnie przypadł mi do gustu, a mianowicie ten, w którym otoczonego przez wrogów mężczyznę porównujesz do psa wrzuconego do studni – cud i mód dla mych oczu. I to by było na tyle jeśli chodzi o opisy.




Dialogi 4/5


Tak po prawdzie Żzpz składa się głównie z dialogów i didaskaliów. Wszyscy bezustannie tam klepią i mają cholernie dużo do powiedzenia, dlatego biedny narrator prawie nie ma zajęcia. Owszem, dialogi wnoszą dużo do opowiadania, nie są pustymi słowotokami o sensie życia według Monty Pythona i nie są równie bzdurne, ale opowiadanie nie powinno opierać się tylko na nich. Muszę przyznać, że dodają historii dynamiki, bo czytając je, odnosi się wrażenie, że nieustanie coś się dzieje. Chociaż nie, tam faktycznie nieustannie dzieją się dziwne rzeczy.





Kreacja bohaterów i świata przedstawionego 4/5


Może zajmiemy się tym pierwszym, bo to najbardziej kuleje, a kuleje dlatego, że opisy są raczej skromne – i znowu muszę się wytłumaczyć, że jeżeli wziąć pod uwagę opisy walk, ucieczek, skradania się, tudzież ten teges to nie mam im nic do zarzucenia. Świat przedstawiony w opowiadaniu jest dość płaski, tak bym to nazwał, i zamyka się w kilku uliczkach starego miasta, parku, kanałów, mieszkania Basi i krótkiej chwili na strychu w szpitalu. W tym miejscu muszę nadmienić, że słabe opisy sprawiły mi taki psikus – na strych w szpitalu wchodzi się przez rozkładaną drabinkę w gabinecie lekarskim – no, wybacz, ale jakoś w to wątpię, a właśnie tak to wygląda w opowiadaniu. Co wiemy z opowiadania? To, że akcja toczy się w bliżej nieokreślonym mieście, którego ani z nazwy, ani z liczby mieszkańców nie poznamy. Dlatego Zoltan wyobraził sobie swoje małe miasteczko i sikał ze śmiechu, próbując wyobrazić sobie pogoń „czystości rasy” za mentalami w parku po tej jedynej alejce, która jaszcze chwastami nie zarosła.

Dlaczego śmiem twierdzić, że świat opowiadania jest płaski? Bo jest słabo wykreowany. Weźmy na blat mentali; grupa ludzi posiadająca zdolności paraumysłowe (tak to się nazywa?), spotykająca się wieczorami w parku w krzakach (o tym nie możemy zapomnieć). Dlaczego nikt z nich nigdy nie powiedział: Sorry szefie, nie mogę, dziecko mam chore. Albo: Pracuję dziś na nocną zmianę. Nikt, nigdy, ani razu – to tak jakby oni nie pracowali, pomijam fakt, że pogromcy poza łapaniem wampirów też chyba nic innego nie robią, to z czego żyją? Zdradź proszę ten sposób to i Wiedźmin Gerald skorzysta. Tak się nie da istnieć, sama to na pewno dobrze wiesz.


Bohaterowie też nie wznoszą się na wyżyny. Weźmy taką Basię; nastoletnia mentalka, chodząca do maturalnej klasy liceum, posiadająca mieszkanie (zaje…cie!), w którym nie ma rodziców (jeszcze lepiej!)- chociaż kiedyś byli, bo nauczyli ją niezłych frazesów. Powiedz mi, słońce, bo to dla mnie bardzo istotne – z czego utrzymuje się Basia? Ale wierz co, lubię ją, bo ma dziewczyna charakter, jest twardą sztuką, to najlepiej wykreowana postać.


Następną pretendentką do Złotej Maliny jest wampirzyca Wiktoria alias Wikreret, o której poza tym, że przybyła z innego miasta, w którym poznała Basię, nie wiemy nic. Nie znamy jej prawdziwego wieku ani pochodzenia, domyślać się tylko możemy, że wygląda młodo, bo – uwaga – też zapisała się do liceum. Topos wiecznego ucznia – skąd my to znamy? Wiki jest nimfomanką i przechodzenie od zakochania się w jednym facecie, do durzenia się w drugim przychodzi jej z taką łatwością, jak mnie zmiana skarpetek. Ona w żaden sposób nie cierpi po zdradzie ukochanego, a to oznacza jedno albo oszukiwała jego, albo samą siebie, a może oba naraz.

Dalej mamy pogromcę Reikona – cóż za imię. A propos imion. Część bohaterów ma… chciałem napisać polskobrzmiące imiona, cóż za bzdura zważywszy, że większość tych imion pochodzi z Ewangelii. Tak czy siak, brzmią swojsko, lecz masz tu też niezły wysyp dziwacznych imion i – o ile nie dziwią mnie one u wampirów, to u pogromców już owszem. W żaden sposób nie wyjaśniasz ich pochodzenia, nie naświetlasz historii ani jednych, ani drugich. Co do Reikona to podoba mi się, jak na jego przykładzie prezentujesz umiejętności całej kasty pogromców. Facet jest zdecydowany i umie walczyć o swoje i przynajmniej nie udaje, że bliskość kobiety nie robi na nim wrażenia (tu piję do autorki bloga z poprzedniej mojej oceny). Mógłbym tak pisać i pisać, ogólnie rzecz biorąc kreacja bohaterów, ich charakterów jest najsilniejszą stroną opowiadania i gdyby nie te małe niedomówienia zasługiwałoby na najwyższą liczbę punktów.





Fabuła 6/10





Przeczytałam całe opowiadanie, gdyż chciałem mieć pełen obraz opisanych przez Ciebie wydarzeń i przyznaję, że nie zostałem porwany przez akcję, a raczej lekko wynudzony. Może to dlatego, że zrobiła się taka moda na wampiry, a może przez to, że nie trafiłaś w moje gusta czytelnicze. W opowiadanych historiach najbardziej cenię sobie poznawanie nowych miejsc, kultur, języków, tradycji, a czasem przekazywanie wiedzy w jakiś nietuzinkowy sposób. W Żzpz nic z tych rzeczy nie nastąpiło, nie było też ulubionego przeze mnie toposu podróży.
Fabuła toczy się tak naprawdę wokół miłości i walki o to uczucie. Rozumiem popularność tego wątku, bo wiąże się on z pragnieniem wszystkich ludzi i całość byłaby nawet znośna, gdyby nie zakończenie. Ja po prostu jestem chory od tych szczęśliwych zakończeń, chociaż w tym przypadku chylę czoła nad pomysłowością i sposobem wybrnięcia z wcześniej opisanych wydarzeń. Normalnie serducho me raduje się, żeś tak to przemyślnie uczyniła i wszystko logicznie wyjaśniła. Bądź pozdrowiona ceniąca logikę, dziewanno.




Podsumowując „Życie zaczyna się po zmroku” dostaje 17/25 punktów za treść.







Teraz pastwić się zamierzam nad powieścią „Trzy klejnoty”.

Treść:



Przyznam szczerze, że to właśnie na tę pozycję ostrzyłem sobie swoje kły krytyka. Od kilku dni nie rozstaję się ze specjalną psią kostką, bo chcę być naprawdę ostro szczery. Startujemy.

Jak na porządną powieść przystało, wszystko rozpoczyna się wprowadzeniem w jej świat. Prolog ukazuje nam przynajmniej część tego, co zastaniemy w dalszych częściach. Nan zaprasza nas na Złe Ziemie, ale odradza raczej dłuższe się tam rozgaszczanie, no, chyba że chcecie zostać pożarci przez jakiegoś paskudnego stwora.

Cieszę się, że zaczęłaś dopieszczać swoje dzieła opisami, naprawdę warto. Niestety wątek zniszczonego, przesiąkniętego złem skrawka jakiegoś świata jest już tak wyeksploatowany, że aż nudny. Sięgali po niego wielcy pisarze naszych dziejów i twórcy wszelkich znanych ludzkości mitów. Mordował go Stephen King w sadze o „Mrocznej Wieży” i sam mistrz J.R.R. Tolkien we „Władcy pierścieni”, a przed rokiem miałem przyjemność czytać powieść, w której – tak jak u Ciebie – złe ziemie powstały po walce magów i też rodziły potwory – czyli pomysł mało oryginalny.

W drugiej części prologu natknąłem się na coś, co zawsze wzbudza we mnie pewien rodzaj konsternacji. Opisujesz bardzo ładnie i obrazowo pewnego mężczyznę i w mojej głowie już rodzi się obraz doświadczonego wojownika w wieku przed czterdziestką – cudownie, a raczej byłoby cudownie, gdybyś nie zabiła tego wyobrażenia stwierdzeniem, że on i jego partnerka „mogli mieć najwyżej po dwadzieścia lat” i już doświadczenie szlag trafił i mnie przy okazji też. Czy wszyscy bohaterowie internetowych opowiadań muszą być szczylami? Z drugiej strony ciężko pisać o czymś, o czym nie ma się pojęcia. Lecz na poważnie, bokiem już mi wychodzą nastoletni super herosi, o doświadczeniu i wiedzy starca i bagażu życiowym takim, że mogliby obdzielić nim całą wioskę Smerfów, Gargamela, Klakiera, Hogatę (moją ulubienicę) i Pasibrzucha.

Jestem po przeczytaniu całej powieści, więc czas na pisanie.

Teraz nastąpi coś, co ja nazywam lizodupstwem, włazityłkiem i wciskaniem się bez mydła. Po przeczytaniu Twojej powieści, droga Nan, jestem w stanie jedynie serdecznie Cię uściskać. Zatkało mnie totalnie, o ile mogę użyć takiego określenia. Dlatego muszę zadać Ci to pytanie, czemuż to „Trzy klejnoty” dzielą pokój z niegodnym „Życiem zaczynającym się po zmroku”? Czemuż nie dostały własnego apartamentu, gdzie chełpić by się mogły własną sławą? Ta powieść bezwzględnie zasługuje na celującą ocenę.

Opisy: 5/5

Uraczyłaś mnie tak pięknymi i barwnymi – ale wcale nieprzesadzonymi – opisami, że miałem wrażenie przebywania w tym świecie. W mistrzowski sposób posługujesz się słowem by stworzyć nie tylko barwny świat, ale nakreślić również dynamikę wydarzeń. Czytając, czułam się jak na seansie 3D i uważam, że graficy nieźle musieliby się napracować, by zwizualizować Twoją powieść. Jest jeszcze jeden powód, dla którego chciałbym zobaczyć ekranizację tej historii (uśmiecham się w ten mój okropny sposób), ale Ci go nie podam, może sama się domyślisz, ha, ha.

Opisy gór z całą pewnością są moimi ulubionymi; nie da się stworzyć czegoś tak realnego, jeżeli naprawdę nie kocha się opisywanego miejsca lub przynajmniej nie było się, nie widziało i nie wąchało gór. Gratuluję, dopracowałaś tę powieść w prawie każdym calu, piszę „w prawie”, bo muszę się przyczepić dwóch rzeczy, ale to potem.

POTEM…

No i dupa, zapomniałem, co chciałem napisać. Tak to jest, co masz zrobić teraz, zrób teraz. Niczego wnieść w tę część nie mogę, niczego Ci nie doradzę, bo tu po prostu nie da się niczego zmienić. Wiem, że zamierzasz dokonać korekty tekstu i wywalić, nie, wykasować niektóre z opisów, dlatego ja mam do Ciebie prośbę. Jak najmniej, moja miła, jak najmniej, bo jeśli wytniesz opisy, powieść zamieni się w scenariusz, a tego już bym Ci nie wybaczył. Zawsze znajdzie się leniwy czytelnik, któremu nie chce się czytać opisów, bo długie, bo brak w nich akcji, bo zupa byłą za słona. Mnie się zdarzyło czytać takie opisy, że aż mi ciśnienie podskakiwało, a książkę odkładałem z szerokim, głupkowatym uśmiechem na twarzy.

Weźmy na blat jakiś przykład, może opis Vanavi. Bez takich szczegółów jak położenie miasta, kolor kamienia z którego było zbudowane, wreszcie faktu istnienia wokół niego licznych kopalni i jaskiń nie można byłoby umiejscowić akcji. Osobiście, i nie boję się tego napisać, uważam, że opisów jest akurat tyle, ile powinno być, ni mniej, ni więcej.

Dialogi: 5/5

Tu też nie mam się do czego przyczepić. Rozmowy są naturalnie prowadzone, bohaterowie nie silą się na jakieś wyjątkowe mądrości, a mój wywód, natomiast, jest żenująco krótki, chowam się za podusią. O, widzisz, przypomniało mi się coś. Irytowało mnie trochę powiedzenie „o pani”, którym dosyć często posługiwali się wojownicy wobec Strażniczek, ale rozumiem, że to taka grzecznościowa forma, jak „sai” u Stephana Kinga. Zatem wybacz, o pani, że ośmieliłem się podśmiewać z tej formy.

Znowu zrodziła się pewna myśl w mej główce, mianowicie – z dialogami jest tak, że wydają nam się naturalne wtedy, gdy są takie do jakich przywykliśmy. Gdy używa się w nich słów, jakie sami używamy, a ton rozmów odpowiada naszym preferencjom. Jesteś osobą dorosłą i już dawno wyrosłaś z grypserki, więc nie dziw się, że młodszym czytelnikom Twoje dialogi wydają się sztywne. Do pewnych rzeczy trzeba po prostu dojrzeć, a dorosłość to coś więcej niż fizyczna gotowość do prokreacji, to dojrzałość umysłowa. Ale się rozpisałem. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że dziewczęta wychowane w Bractwie sypałyby slangiem lub sprośnościami na prawo i lewo, takie zachowanie przystawałoby bardziej karczmarcznej dziewce.



Kreacja bohaterów i świata przedstawionego: 5/5

Wiesz, za co jestem Ci najbardziej wdzięczny? Za to, że nie znalazłem nigdzie opisu bohaterów, za to, że musiałem dowiedzieć się tego wszystkiego z powieści. Nie mam, oczywiście, nic przeciwko krótkiemu streszczeniu w stylu: ten a ten jest synem tego i tej, zajmuje się tym a tym. Ale, lecz i aczkolwiek, nie cierpię opisów charakterów postaci, bo może się zdarzyć, że nie będą się one pokrywały z tym, co znajdę w opowiadaniu, a to już mi krew gotuje. Przez Twoją powieść przewinęło się wielu bohaterów i każdy był odrobinę inny, to świadczy, że talentu Ci nie brak.

Zdarzyło mi się, przyznaję, zajrzeć w inne oceny Twojego bloga i deczko się uśmiać. Ktoś napisał Ci, że bohaterowie są sztampowi, a jacy mają być? Przecież o to chodzi, by wykreowane postacie były jak najbardziej podobne do rzeczywistych ludzi i, oczywiście, mamy w czym wybierać, bo jaki człowiek taki charakter, ale bez przesady. Chciałbym dowiedzieć się, jak wygląda niesztampowa postać.

Wracając do Twoich bohaterów, ja tu widzę pełen wachlarz różnych charakterów. Crystal – zdecydowana, pewna siebie, trochę pozorantka. Opal – niespokojny duch, niepewna, niedowartościowana, niezdecydowana, przerażona, słaba i silna jednocześnie (to jest najciekawsze), gotowa do poświęceń. Ruby – ciekawska, koleżeńska, gadatliwa, spryciula, która w decydującym momencie podejmuje ryzyko i opuszcza Bractwo, normalnie hazardzistka. Nikha’en – ten to jest facet bez charakteru, mięczak jeden, nie lubię go. Kathren – pyskata, zadziorna, bezczelna, przestrzega zasad, gdy te jej pasują, odważna, harda. Spodobał mi się jeszcze książę Isaja, facet ma władzę i wie o tym, co więcej, umie to wykorzystać – super. Samir – typowy przeciętniak z chorobliwą ciekawością. Było też wielu innych ciekawych bohaterów drugoplanowych, jak jąkający się akolita, czy handlarz uratowany przez Shadite.

O kreacji świata przedstawionego mogę napisać tyle, co o reszcie powieści, a mianowicie, że jest genialna. Temma ma swoją historię, wierzenia i ustrój polityczny. Ma różnorodność ras i języków, jest światem w pełni ukształtowanym – tak przynajmniej ja to widzę i wiem, że w Twojej głowie jest jeszcze sporo ciekawostek dotyczących tego świata. Ten podpunkt oceny jest nierozerwalnie połączony z opisami, one się wzajemnie uzupełniają, a w tym przypadku uzupełniają się idealnie.

Fabuła: 10/10

Jak by Ci to obrazowo przedstawić? O, mam. Wstaję wcześniej – czytam, idę do pracy – podczytuję ukradkiem, wracam do domu, odpalam maszynę – czytam, gotuję sobie obiadek – czytam, zajadam – kurde! Ziemniaczki bez soli. No, to teraz już wiesz, że się wciągnąłem. Fabuła sprawia, że chce się więcej, bo jest jaka? Ciekawa. Akcja nie wlecze się jak chiński mur i już po paru rozdziałach wiadomo, kto jest ojcem Pablito – nie ja, jakby co. Na zachętę dla tych, którzy jeszcze się nie zadecydowali dorzucę, że opowieść jest o trzech siostrach, jest magia, są potwory i mężczyźni żyjący w celibacie, a to już zasługuje na uwagę. No i mój ulubiony wątek, dziewczyny często biegają na golasa. To już wiecie, czemu chciałbym zobaczyć film nakręcony na podstawie tej powieści, a co mi tam. Poza tym jest coś jeszcze. Autorka sprawia, że przyzwyczajamy się do pewnych postaci, że zaczynamy je lubić i dopingować w pewnych działaniach i jest nam naprawdę żal, gdy tym postaciom dzieje się krzywda. Nawet główne bohaterki nie są niezniszczalne i cierpią, tak jak zwykli ludzie. Realizm i prawdopodobieństwo są na wysokim poziomie.

Za treść Trzech klejnotów 25/25

Kończąc tę nierówną walkę, oznajmiam, że za treść ogółem dostajesz 21 punktów z 25 dostępnych.



Ortografia i poprawność językowa 9/10


Jak Najwyższego Stwórcę kocham, to mi się chyba pierwszy raz zdarza. Nie będę przytaczał błędów, bo było ich żenująco mało. Zdarzały się drobne braki np. litery „a” na końcu słowa, ale nic, czego mógłbym się mocniej przyczepić. Tekst był, o dziwo, wyjustowany do obu marginesów, a to się raczej rzadko zdarza. Zdradź mi, proszę, w jakim programie piszesz, bo mnie po wklejeniu tak z Office’a jak z Worda skleja słowa. Brakowało mi też może trochę wcięć w dialogach i bezwzględnych odstępów po myślniku, ale na forum całości to nie miało większego znaczenia. Językiem polskim posługujesz się (dobra edytorem tekstu) bezbłędnie, piszesz poprawnie stylistycznie, zdania są rozbudowane, a mnie okropnie kleją się oczki i oczka też.



Oryginalność tematyki 4/5





Mamy dwa tysiące dwunasty rok, a w nim Pamiętniki Wampirów, Zmierzch, Czystą krew, Blade’a, Drakulę, Underworld i tysiące powieści fantasy z magią i dziwnymi stworami w tle. Z wyżej wymienionych powodów, ciężko mi powiedzieć, że blog jest oryginalny. Pierwsze opowiadanie to po prostu romansidło z krwią w tle, jakby okres głównych bohaterek nie wystarczał. Drugie jest znacznie lepsze i to ono ciągnie punkty do góry. Może faktycznie akcja na początku trochę się wlecze, ale w każdym z rozdziałów znalazłem coś, co było istotne w dalszych częściach. Co tak naprawdę decyduje o oryginalności opowiadania? Gusta czytelnika, miara jego wyobraźni i oczytania. Dla mnie Twój pomysł jest dostatecznie oryginalny, by go promować, a nie pognębiać.



Dodatkowe punkty za wybitne zasługi 5/10




Zasług ci u nas dostatek, a że veto nie krzyknelim, to i dobrem dzielić będziem. Azali, cna Solito, oto z majestatu mego nadaję ci punktów dodatkowych pięć. Za świata onego przemyślenie a konsekwentne i nieustające kreowanie; za wierzeń ich pogańskich przybliżenie nam i za to, że Ci się ich wymyślać chciało; za potworów strasznych płodzenie i rzetelne opisywanie tychże, co nam niejakie wyobrażenie daje o umysłu Twego wyjątkowości; wreszcie za tę nagość, co to ją majestat mój nad wszystko lubuje, a Ty w swej domyślności – chociaż jeszcze podejrzewać nie mogłaś, że spotkasz mnie kiedy – skrzętnie umieszczałaś.

Punkty: 47/60
Ocena: bardzo dobry

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz