Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


piątek, 10 sierpnia 2012

(765) Zugzwang

Dla mnie ta ocena to coś więcej niż kolejny blog w mojej karierze oceniającej. To pierwszy blog, który oceniłam po dokonaniu już prawie wszystkich zmian na Opieprzu. Nie jest dobrze być samemu z administrowaniem takim blogiem, ale nie znaczy to, że przestanę. Szablon chwilowo pozostawiamy bez zmian, czekamy na tak długo zapowiadane możliwości nowego systemu, a specjalistkę od mangi i anime już znaleźliśmy. Corkatsw wchodzi do naszej stałej ekipy, a na staż przyjęliśmy Kapibarę i Dziabarę. Tego pierwszego pamiętacie, mam nadzieję, że wykorzysta swoją kolejną szansę. Tymczasem Dziabara będzei naszym wyżej wymienionym specjalistą od mangi.
Powiedziałam, że wrócę na tarczy, więc do boju!
Zugzwang ocenia As.

Pierwsze wrażenie: 2/10
Zugzwang? Chciałoby się zapytać znanym angielskim powiedzeniem – co do ma być za adres! (Do jasnej chimery!) Aczkolwiek jego zawiłość powoduje taką eksplozję pomysłów i skojarzeń w mózgu, że można pozazdrościć! Gang, Wang, guz, dong, guz, cug, gruz, bang i tyle innych słów może się kryć pod Twoim niepozornym adresem! Chciałabyś, Pani Nikt (bo tak nazywa się autorka owego szalonego pomysłu), widzieć moją minę, kiedy dowiedziałam się, że takie słowo naprawdę istnieje! Gdybym to widziała dwadzieścia partii scrabbli wcześniej… W czasie walki ze słownikiem języka polskiego i podręcznikiem do podstaw szachów załadowała się zawartość bloga, która wygląda na mdłą. Ostatnio dwa razy dziennie podlewam trawnik dookoła mojego domu, bo od braku wody i ogromnej ilości słońca robi się dokładnie taki, jak Twój blog – jasnozielony, a raczej zdechłozielony. Sam pomysł, by pisać na karteczce ze skoroszytu z bluszczem w tle nie jest zły, gdyby nie wyzierające spod tej karteczki skojarzenia rozwodnionej ogórkowej wzmocnione bluszczem w roli jakiegoś zioła. Ani kartka, ani gałązka nie schodzą się równo w trakcie kafelkowania tła wewnętrznego i kole mnie to w oczy jak upierdliwa rzęsa. Prawa kolumna jest wyrównana do środka i całkiem mi się podoba. Rozpoczynasz od „Menu” w którym serwujesz informacje o sobie, które okazują się być liryką. Kiedy ostatnio ja interpretowałam coś w podobnym stylu? Sama nie pamiętam, aczkolwiek mam oceniać Twojego bloga, a nie Ciebie. Zwykle raczej zaglądam w ramkę „O mnie”, żeby wynaleźć jakąś ładną żyłkę do odciągnięcia krwi blogowi, ale niestety – nie tędy droga. U Ciebie nie ma się do czego przyczepić, więc muszę szukać dalej. W „Linkach” już lepiej (znaczy gorzej, czyli opieprzać lepiej), bo widzę, że to nekrologi bardziej niźli odnośniki do żyjących blogów. Jeden blog nie istnieje, reszta ma podobną do Twojej aktywność – raz na ruski rok, a ostatni post z tak dawna, że niedługo Onet pousuwa Wam konta. Kolejne dwie pozycje z „Menu” to „Szablon” i „Recenzje blogów”. Tych drugich napisałaś całe dwie przez cały okres trwania bloga, ale sadząc po rozmachu przedsięwzięcia (oddzielny post na spis recenzji i układ alfabetyczny) domyślam się, że miało ich być znacznie więcej. Cóż, sama wiem najlepiej co to znaczy słomiany zapał, lub niezrealizowane pomysły, które czekają na lepsze czasy, które nie nadejdą. Posiadasz w kolumnie archiwum bloga podzielone na miesiące i lata, ale mimo to widzę szeroką listę. Jedyna funkcja listy archiwum jaką jestem w stanie wymyślić to funkcja kompozycyjna, lub też równoważna. Już widzę tę sytuację, gdy po zmontowaniu szablonu okazało się, że prawa kolumna jest przy krótka, nawet bluszczyk jej nie ratuje, i wpadłaś na pomysł, że czymś trzeba zapchać ten brak. Archiwum w formie watoliny, a poniżej button w formie guzika maskującego. Zastanawia mnie ten button z Twoim nickiem, bo nick może sugerować, że szablon był robiony na życzenie, lub jest też wersja taka, że button zrobiłaś samodzielnie. Nie wiem, która opcja jest gorsza. Czy ta, że zapłaciłaś komciakami za tę ogórkową, czy ta, że posiadając umiejętność obsługi jakiegoś podstawowego programu graficznego, zdecydowałaś się ją zainstalować.
Spodobała mi się statystyka ukryta na dnie bloga z tajemniczym jak zakończenie „Zmierzchu” opisem „Wyższa matematyka”. Musisz sobie dorobić trzy komcie, żeby ilość komci była równa pierwiastkowi z liczby odwiedzin, ale pomysł jest dosyć ciekawy. Podsumowując pierwsze… Belka! No przecież, wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Cytat jest oczywiście po angielsku, bo wszystko po angielsku wygląda według polskich blogerów lepiej. Prawda? Zwykła reguła uklepana tyle razy, że zaczynamy w nią wierzyć. Dowód? Porównajcie „When the best move… is not to move” z „Kiedy najlepszy ruch… to jego brak”. Jak to oceniacie? Uklepał się Wam angielski? As na szczęście jeszcze nie! Pejczyk w dłoń i dupka Mrs Nobody już mi tu na karnego jeżyka!
Podsumowując – jest bardzo nijak. Szablon jest do kitu, adres jest świetny. Tyle zapamiętałam po dwugodzinnych wstępnych oględzinach.
Nagłówek: 0/5
Nagłówek, czy może raczej jego brak? Nagłówkiem jest ten fragment wyrwanej ze skoroszytu kartki, który zawsze odcinam, odrywam, odgryzam lub też w inny sposób pozbywam się czym prędzej. Na Twoim blogu ta podziurkowana część stanowi głębię jestestwa bloga i w dodatku jest przepleciona kwiatuszkami jak w moim pamiętniku z okresu szkoły podstawowej. No litości, wydaje mi się, że jesteś już dużą dziewczynką, a tu taki badyl z płateczkami w kolorkach tęczy przywidzi na myśl pawia! Z tyłu wystaje jeszcze koperek i jakiś obraz łąki zazieleniony ze wstydu, aż miło! Co do kwiatków, to oczywiście są różowe i słodkie, ale jest też jeden przypominający płomyk, ale i o liściach pamiętać trzeba! Jest i on – Pan Liść – dumny i zarażony jakąś czerwonką, ale któż by się przejmował! Do całości kompozycji, żeby się upewnić, że NA PEWNO jest słodko dokładnie jak na wiosennej łące doklejony tu został motyleczek. Brązowo-żółty siedzi sobie biedulka na gałązce i zastanawia się zapewne, czy jest wystarczająco rozkoszny na takie miejsce.
Kobieto, czy przypadkiem w domu wszyscy zdrowi? Ja rozumiem, że kolory bloga miały być stonowane, blade, mdłe… pastelowe! Ja rozumiem, że chciałaś pisać na karteczce! Nawet rozumiem, że chciałaś by przez całą długość bloga ciągnął się bluszcz, jasne! tylko dlaczego musiałaś sobie wybrać tak marne wydanie tego pomysłu? Na sam koniec rzucę pytanie w otchłań mojej rozpaczy – co, kobieta niebędąca już nastolatką, widzi w tym szablonie, że zdecydowała się na obcowanie z nim przy każdym logowaniu?
Treść: 9/10
Treści Twoich postów są bardzo krótkie i w dodatku jest ich mało, co oczywiście nie zmienia mojej odwiecznej reguły, by na ocenianym blogu przeczytać wszystko, czasem nawet belkę dolną. Z kategorii dowiaduję się, że blog pisze kobieta dzieląca się swoim życiem (pamiętniki) i przemyśleniami (felietony i refleksje). Wszyscy we wsi wiedzą, że to moja ulubiona kategoria, więc otwieram słoiczek pełen gumijagód i zaczynajmy!
Witaj w moim świecie
Chciałoby się powiedzieć „The world of Redbull”, ale to nie reklama, ale post powitalny. Kocham posty powitalne! Wszyscy jak jeden mąż blablaja w nich o głupotach, a ja mam pożywkę i radość. Choć, a propos tej reklamy, każdy post powitalny to swojego rodzaju reklama bloga. Ty zaczynasz od cytatu piosenki o tym, że życie pędzi coraz szybciej, jak roller coaster i wbrew pozorom nie masz na myśli wielkiego polskiego artysty Mroza, tylko Holly Buddy. Może Mrozu kiedyś się inspirował tym kawałkiem i może to jest powód by nie puszczać go – kawałka – byle komu i byle gdzie, skoro może być natchnieniem? Piszesz – a jakże – o swoim poprzednim pamiętniku, który był papierowy i miał czterolistną koniczynę na pierwszej stronie. Pisałaś go w okresie beztroski i szaleństw, ale był mało intymny, w przeciwieństwie do tego, który zamierzasz zacząć pisać. Oczywiście wzruszyła mnie Twoja historia o łatwej przeszłości, bo sugeruje, że teraźniejszość daje po dupie ostro i dlatego, by się wygadać, zakładasz blog. Napisałam kiedyś post, który nosił tytuł „Sentymentalne bzdety monologiem szczęśliwej kobiety” i nie wiedzieć czemu bardzo mi pasuje do Twojej sytuacji. Kiedyś byłam motylem na wietrze i było mi lekko, a teraz jestem mentalną słonicą o problemach, jakich się nie śniło nastolatkom – taki odbieram przekaz Twojego wstępu. Brak jeszcze tylko paczki gwoździ, młotka, desek i napisu „Trumna – zrób to sam!” Post jest krótki i zaciekawia przez lakoniczny i świadomy styl pisania. Nie jesteś tym, za kogo można by sądzić, że jesteś, oglądając wyłącznie szablon, ale po sentymentalnej nucie wyczuwam w tym szablonie Twoją chęć do odtworzenia wystroju Twojego pamiętnika z koniczyną w tle. Albo po prostu zagłębiam się w nadinterpretację.
Urodziny babci
Tytuł wskazuje ważną okazję z życia twojej rodziny, którą postanawiasz uczcić postem na blogu. Zaczynasz swoje refleksje od przyznania, że pomimo mieszkania niedaleko od siebie, widujecie się z babcią bardzo rzadko. Zastanawiasz się więc, czego by staruszce życzyć, bo przecież „zdrowia, szczęścia” to nie w Twoim stylu i w tym miejscu pada określenie „czego życzyć bliskim osobom”. Chwila, chwila – jeszcze przed chwilką pisałaś, że widujesz ją „strasznie rzadko” a określasz ją mianem bliskiej? To się kupy nie trzyma, i to straszeni rzadkiej! Już rozumiem – babcia to tylko przykrywka, post tak naprawdę poświęcony jest temu, że życzymy innym tego, co nam przyniesie korzyści. Głęboka ta refleksja jak Dunajec na granicy ze Słowacja, dosłownie wpadłam po kolana. Swoją drogą na spływie Dunajcem Pan Flisak zapytał mnie – As, gdybyś miała do wyboru wybrać sobie stąd jedną rzecz, co byś wybrała; rozum, cnoty czy worek złoty? Oczywiście odpowiedź skwitował „każdy bierze to, co mu brakuje”, więc Twoja refleksja nie była dla mnie innowacyjna*. Nie była nawet dla mnie ciekawa, szczególnie fragment o egoiście, bo jak świat światem o egoistach pisano już tyle razy… Kolejny post dobiegł końca, jak tak dalej pójdzie nie weźmiemy rozpędu i skończymy przed północą.
Wiosenne porządki w dupie
Właśnie sobie przypomniałam, że do tej pory nie zwróciłam Ci uwagi na styl pisania. Masz bardzo wielką swobodę w pisaniu, jakbyś z łona matuli wygramoliła się z klawiaturą pod palcami. Lub też z maszyną do pisania, ale to by kosztowało twoją matulę nienawiść do ciebie do końca życia… Tytułowa dupa to Twoja dupa, w Twoim mniemaniu wielka i zasługująca na zakup prochów, które zrobią z Ciebie Top Model. Mam nadzieję, że się nie udało. Nie żebym źle życzyła, po prostu jestem zwolenniczką samoakceptacji a nie autoagresji. A nazywanie siebie galaretką z bąbelkami to właśnie objaw autoagresji, a nie zakochania. Zakochanie chyba nie ma kompleksów, hę? Skoro piszesz o swoim ciele bez spięcia, a wręcz z sadomasochistycznym dystansem, nie możesz czuć się w swoim ciele aż tak źle. Szczególnie, że masz wyżej wymienione bąbelki, prawda? Są bąbelki, jest impreza, jak mawiają. Styl pisania wciąż jest bezczelnie znakomity. Fabuła dużo ciekawsza niż w poprzednim poście, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że kiedy pisałaś ten post sama kpiłaś ze swojego zachowania w Rossmanie.
L&M, Kadarka, Goffman i jedziesz dalej…
Witamy w Twoim psychodelicznym światku! Post rozwalił mi mózg. Użyłabym określenia równoznacznego z Twoim, jednak mamy na Opieprzu taką zasadę, by nie stosować słów ze świętej listy Cioci Meei, która w pocie czoła razem z (prawie świętej pamięci) Laserem poświęciła noc, by ją stworzyć. Najpierw koncentrujesz się na sytuacji realnej, czyli zadaniach, które powinien ogarnąć Twój mózg w chwili pisania tego postu. Alkohol, papieros, wypracowanie, post na blogu i walka myśli. Oczywiście mogłabyś zrobić każdą z tych czynności osobno, lub w parach, ale przecież w kupie siła, prawda? Tak naprawdę tym, co zaprząta Ci mózg jest Twój nowy mężczyzna. Kochasz go i tęsknisz, ale jednak brak Ci wolności, ale nie możesz się przyzwyczaić, ale tyle rzeczy mogłabyś robić, gdybyś była singlem, ale czy on jest tym jednym jedynym. Na pewno, gdybyś była wolna jeździłabyś roller coasterem po okolicznych miastach, imprezowała, wyrywała przystojniaków i cieszyła się z życia. No gratuluję, właśnie schrzaniłaś całe dobre wrażenie z poprzednich postów. Rozchwiana emocjonalnie zakochana kobieta zamiast napisać tę zasraną pracę i oddać się chwili relaksu w pełni ciągnie relaks z pisaniem pracy jednocześnie zastanawiając się, czy jeśli się tęskni, to się kocha, czy też może nie. Mózg mi eksplodował, a nic nie piłam! Potwierdzam, nie wiesz czego chcesz i w dodatku nawet nie wiesz o czym piszesz, bo Twoje rozmyślania rozpoczęły wątpliwości, co do nowego związku, a zakończyły narzekania samotnej nocy. Och, samotnej napisałam? Nie, nocy w uścisku chrapiącej suki. To wiele zmienia, ale nie zmienia faktu, że wciąż czytało mi się to dobrze.
Mentalny kipisz
Spodziewałam się czegoś podobnego do poprzedniej notki, jednak bardzo mnie zaskoczyłaś. Post w zgrabny sposób opisuje tragiczną sytuację nastolatków – wtedy, kiedy już wiedzą, że są jednostką autonomiczną, a na ich życie wpływ ma jeszcze tak wiele osób, z którymi nie zawsze się zgadzają (rodzice, nauczyciele etc) i co oczywiście budzi ich sprzeciw. Dlaczego więc Ciebie też to dotyczy? Nie jesteś już nastoletnim podlotkiem, więc zacznij rządzić swoim życiem, zamiast zastanawiać się, kogo z Twoich wujków podpowiadaczy wybrać na podejmującego kluczowe decyzje w Twoim życiu. Z poprzedniego postu wynikało, że kochasz faceta i jesteś kochana przez niego, a już tydzień później piszesz, że jedyną opcją jest skok bez powrotu. Zdradził Cię, Ty go zdradziłaś, rozstaliście się, czy gorzej?
Koniec świata
Tydzień wystarczył, by z miłości zrobić dramat, a jeden dzień wystarczył, by z próby samobójczej przejść do kochania. Mamusi kochania, bez skojarzeń, niestety jeszcze nie znalazłam tu żadnych wątków ero. Ty po prostu tak masz – jednego dnia piszesz post pod wpływem i żalisz się, drugiego chcesz skakać z mostu, a w trzecim przysięgasz mówić mamusi codziennie o swej dozgonnej wdzięczności za jej trud wychowania Ciebie. Jeśli na co dzień z Twoim podejściem do życia jest tak, jak opisujesz na blogu, to rzeczywiście nie miała matula łatwego życia.
W sieci
Pierwsze moje skojarzenie z tytułem to „Samotność w sieci”, gdzie główna bohaterka jest z mężczyzną, który ją kocha, ale jej nie rozumie. Tak też jest z Tobą, jesteś z człowiekiem, którego zamierzasz skrzywdzić, bo nie umiesz mu odpowiedzieć tym samym uczuciem i wkrótce nie wytrzymasz udawania, lub też on się zorientuje. Styl pisania jest wciąż taki sam, nie ma żadnej spektakularnej zmiany w górę, lub w dół, czyta się dobrze. Ale jeśli mam również merytorycznie ocenić fabułę, to chciałabym opowiedzieć Ci krótką historię. Będąc młodszą kochałam się w chłopaku, który kochał się w mojej przyjaciółce. Ona nie odwzajemniała jego uczuć, ale wiedząc, że według mnie (a jako przyjaciółka byłam rzetelnym źródłem zasięgnięcia języka) to chodzący ideał, postanowiła „dać im szansę”. Jednak po jakimś czasie tego wszechogarniającego szczęścia tegoż chłopaka i mojego wszechogarniającego poczucia niesprawiedliwości, przyjaciółka wyznała całą prawdę, przestała być przyjaciółką, a chłopak przyszedł do mnie, bym otarła swoimi włosami jego rzewne łzy, niczym estradowy wycieruch. Koniec opowieści. Miałaś rację w swoim poście, nie ma „chyba” w miłości i cały post potwierdza, że kochasz gościa. Już umiem to rozpoznawać i nie masz żadnego z objawów zimnej suki, wybacz. Chciałaś, czy nie chciałaś, niezadowolona ze złotej klatki, czy zadowolona – nie zmienisz już faktu, że Twoje histerie nie robią na mnie wrażenia. Po prostu zmiękły Ci flaki.
O… Lśnienie
Ciekawie zaczyna być, gdy zamknięta w złotą klatkę ptaszyna zaczyna bronić swojego pana. Walczysz z Wrogiem, który męczy Twoją podświadomość (zakładam że to jakiś relikt przeszłości) no i z tłumem, który uważa, że miłość musi się rozpocząć od romantycznego wybuchu namiętności. Bożesztymój. Na jakim świecie Ty żyjesz i kto według Ciebie jest owym „tłumem”? Chyba matki polki oglądające seriale wenezuelskie w TVP Seriale. Kobieto, nie jesteś już nastolatką, więc nie walcz z wiatrakami, tylko żyj swoim życiem i chromol poglądy innych, jeśli z własnymi jest Ci dobrze. W tym poście, pisanym prawdopodobnie pod wpływem chwili, nazywasz zwolenników romantycznej miłości i w.w. wybuchu namiętności „pseudointelektualistami”. Jesteś pewna? No, Mickiewicz by się uśmiał… Boję się zapytać kim w takim wypadku są romantycy…
Wiercenie w brzuchu
Przeprowadziłaś się do własnego mieszkania i podziwiasz panów robotników, którzy doprowadzają Twoje gniazdko do stanu używalności, kiedy Twój ukochany, będąc chwilowo daleko, tęskni za Tobą z wzajemnością. Jeszcze pięć miesięcy temu pisałaś o problemach finansowych, sercowych, rodzinnych i tylu innych, a tu taka zmiana! Widzisz, przeczytałam wszystkie Twoje posty i widzę, niemalże czuję, Twój profil psychologiczny i tylko jedna rzecz się w nim nie zgasza. Wiesz jaka? Wiek! Ze względu na styl pisania i pewną życiową mądrość, której nie kupisz, dałabym Ci dwadzieścia (może kilka) lat i wiem, że tyle właśnie masz, a ze względu na rozchwianie emocjonalne, ciągłe powody do narzekania i wyolbrzymiania problemów plasujesz się w późnym gimnazjum czyli czternaście, piętnaście lat. Wszystko wyolbrzymiasz i dramatyzujesz, a raz na dziesięć postów piszesz taki oto jak ten wesoły wpis o tym, jak to wesoło w nowym mieszkanku.
Paranormalne paranoje we dwoje
Post będący popisem gry słów osoby świadomej piękna polskiego języka. Jest dosyć zawiły w znaczeniu, idea pisania trudnymi słowami przyświecała mocniej aniżeli ta, by wyrazić swoje emocje.
Podsumowując.
Twój blog czytało mi się całkiem dobrze, choć krew mnie zalewa, gdy czytam o problemach finansowych, a potem o zamieszkaniu samodzielnym, albo o problemach sercowych, a następnie o Twojej tęsknocie do jedynego źródła szczęścia. Podoba mi się Twój styl pisania, naprawdę jesteś uzależniona od stukotu klawiatury. Nie będę dyskutować z Twoimi poglądami, bo jest ich bardzo mało – miażdżąca część bloga to pamiętnik. Z pamiętnikiem jest tak, że powinnam skupić się na merytorycznej części opisu zdarzeń, które Ci zgotował los każdego kolejnego dnia Twojego ciężkiego żywota, a nie, jak przed sekundą, uwidoczniać poglądy na temat stosunku do tychże. Widzę siebie wśród czytelników Twojego bloga – choć to wchodzenie z butami w Twoją intymność, którą sama serwujesz. Ten blog jest bardziej dla Ciebie, niż dla innych. Możesz teraz sobie poczytać, jakie miałaś rok temu rozterki. Masz fajny styl pisania – po raz setny – i z chęcią poczytałabym Cię na innym blogu.
Na koniec fragment samej Ciebie o sobie samej: „Kiedy tak wczytuję się w swoje poprzednie wpisy, czuję się upodlona do granic możliwości. Wszystkie te moje wyrwane z kontekstu wybebeszenia stają się puste i naiwne dokładnie w tym momencie, w którym zapominam o uczuciach towarzyszących mi przy ich pisaniu. Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi… Czuję, że brak mi empatii dla samej siebie.”
Jesteś dla mnie absolutem. Twój styl pisania o wybebeszeniach jest tak kapitalny, że nawet intymność bez pikantnych szczegółów Ci wybaczam. Chciałabym, aby kiedykolwiek moja ocena była tak tromtadracka** (!) jak jeden Twój post, ale niestety muszę z tym żyć, że tak się nigdy nie stanie. I to jest tak cholernie niesprawiedliwe!


Ortografia i poprawność językowa: 9/10
Twoja paplanina jest poprawna, a styl ma smaczek. Chciałoby się próbować i próbować, ale od nadmiaru intymnych wrażeń nie po raz pierwszy staje mi… przed oczyma wyobrażenie pewnych szczegółów, z Tobą w roli głównej, których wolałabym nie widzieć. Albo o nich nie wiedzieć, albo i jedno, i drugie. Błędy Ci się zdarzają, jak każdemu, ale ich poziom jest bardzo wysoki. Poziomów błędów jest kilka. Pierwszy to parter, czyli ortograficzne, pokemonowe i inne chińskie bajki. Kolejny to balkonik, czyli piętro pierwsze i tu jest brak orzeczeń, podmiotów, brakujące wyrazy lub urwane zdania. Pomiędzy pierwszym piętrem a drugim jest klatka schodowa i tam wszyscy bez wyjątków potykają się o przecinki! Wchodząc coraz wyżej i wyżej dochodzimy do najwyższego piętra, gdzie jedynymi błędami są sporadyczne literówki, błędy podmiotów z imiesłowami, bardziej skomplikowane konstrukcje zdań i tu właśnie mniej więcej się plasujesz.
„Szczerze mówiąc to nawet nie wiem które, bo jakoś nigdy pamięci do dat i roczników nie miałam, ale nie to jest ważne.” Na co Ci te „to” tu? (Spróbujcie przeczytać poprzednie sformułowanie szybko cztery razy… As trolluje wszystkich!) Oczywiście mam na myśli pierwsze „to”.
„Wszystko więc wskazywałoby na to, że jestem zakochana i kocham i tęsknię.” Po raz pierwszy w życiu wypominam brak przecinka przed „i”! Zapamiętaj to, przeżywam z Tobą swój pierwszy raz! Oczywiście przed drugim „i”.
„A jednak jest we mnie jakiś dziwny niepokój, jakieś dziwne bliżej nieokreślone uczucie braku spełnienia i jednocześnie martwa pustka, bolesna i nieznośna.” A jednak wdał się błąd podwórkowy z „a” na początku zdania!
„A u sąsiadów znów awantura.” Może pora na interwencję?
„Boję się, że wysiądę ze swojego życiowego TGV zbyt szybko i zmarnuje okazje, które przygotował dla mnie los.” Ogonka Ci urwało, pewnie los Ci nie przygotował takiej okazji, by go nie urwało. W sensie ogonka.
„Kiedyś wreszcie przyjdzie taki moment, że powiem mu jak bardzo jestem nieszczęśliwa. Że nie cieszę się jego wzrokiem, tak jak on moim. Że nie potrafię złamać w sobie tego małego czegoś, czego nie umiem jednoznacznie określić. Że nie potrafię pokochać tak mocno, jak on. I wreszcie, że nie potrafię zrezygnować ze swojej wolności dla niego. ” Atak zmutowanych zdań urwanych z spójnikiem na początku dotknął i Ciebie. Niestety, to nie jest ten wyjątek, w którym można sobie pozwolić na potrójne „że” i „i” na dobitkę na początku zdania.
„Jeśliby było tak jak oni twierdzą to byłabym już uskrzydlonym od nadmiaru szczęścia stworzeniem, które chodząc ledwie ziemi dotyka, zaś ta miłość, która spotkała nas jest źródłem ciągłych frustracji, me myśli udręczone Tobą wciąż nie są zdolne aby odnaleźć spokój.” „jak oni twierdzą” to autonomiczna część zdania w pełni sprawna, orzeczenie ma, więc powinna zostać oddzielona z dwóch stron przecinkiem.
Na koniec błędów postanowiłam dać kilka próbek Twojego stylu, by każdy miał świadomość, o jakiej klasie pisania mówimy.
„Jak pragnę wiosny, cholerny leniwiec ze mnie.”
„Pewnego popołudnia, kiedy wyszłam z pracy styrana jak koń po westernie, musiałam iść do świątyni kosmetyków, to jest do Rossmana.” Tak się buduje napięcie przedmiesiączkowe w opowiadaniach pisanych z przymrużeniem oka.
„Wreszcie znalazłam odrobinę czasu na puszczenie swoich myśli na wypas po zarośniętych łąkach własnego ego i zapędziłam nieświadomie swoją bardziej rozumną jaźń w kozi róg.” Wiesz, że „kozi róg” to bardzo często używane przez Ciebie sformułowanie?
W dwu słowach; jest dosko, jak śpiewał nasz polski piosenkarz, który się utożsamiał z Mickiewiczem.
Temat: 4/5
Nie zrozum mnie źle, Twoje życie emocjonalne nie jest aż tak atrakcyjne, by przyznać Ci maksymalną ilość punktów, jednak sposób, w jaki o nim mówisz, jest nie do podrobienia. Temat chociażby odchudzania opisujesz z szyderstwem skierowanym w siebie samą i czyta się to świetnie. Masz zdrowe podejście nawet do własnych histerii i nielogicznych stwierdzeń. Sama do siebie jesteś zdystansowana i surowa. Nie masz złudzeń w życiu, nie jesteś naiwna i słodka, jak Twój szablon, tylko stąpasz tymi swoimi bucikami z betonu twardo po ziemi i ani myślisz to zmienić. Te bardziej intymne posty zaleciały mi opowiadaniami erotycznymi, ale nie takimi z najniższej półki, więc odejmuję za nie tylko jeden punkt.
Układ: 1/5
Kolumna jest Ci absolutnie zbędna, nie znajdziesz tam nic ciekawego. Nie dość, że archiwum powtarza się z szeroką listą, to jeszcze menu! Menu to karta dań, tak? Więc co u Ciebie mamy w karcie dań? „O mnie”, które nic nie mówi o Tobie, „Linki” z których żywym blogiem jest jedynie Opieprz (tak, jest żywym, jak widać), „Recenzje”, których napisałaś całe dwie i mają się nijak do reszty bloga i na koniec link do bloga dziewczyn, które zrobiły Ci ten szablon. A raczej tę krzywdę! Myślisz, że link do ich bloga wystarczy? Kim one są, żebyś musiała im „płacić” linkiem za zainstalowanie tego zielonego wspomnienia po czterolistnej koniczynie? Powinnaś napisać kto jest autorem grafiki, a kto tę grafikę zmontował, bo tak zawarta informacja tylko mnie drażni, a na pasku dolnym jest napisane jak wół afrykański „Mrs. Nobody (treść i ilustracje)”. Jeśli więc ilustracja tego gwałtu na zielonym to Twoje dzieło, mam o Tobie bardzo złe zdanie, a jeśli nie Twoje – to gdzie odnośnik do autora? Najlepszym rozwiązaniem dla Ciebie byłby blog z paskiem w poście (niektórzy potrafią robić takie cuda) z nieruchomym tłem wewnętrznym. Coś w ten deseń ale niekoniecznie z taka grafiką, z czymś ciekawym, np. z twarzą Johnego Deppa, czy czymkolwiek innym. Nawet może być zielone, skoro tak nalegasz! Możesz wstawić suwak do postów, gdzie pisałaś zbyt długo, masz tyle możliwości! Wykorzystaj możliwości Wujcia Onetu, dopóki on żyje!
Czytelność, obrazki: 1/5
Jak przez mgłę pamiętam pierwszy szablon Opieprzu, było tu czarne tło, a wszystkie czcionki świeciły na biało razem z zębami Boo-boo Monsterka. Czytelność była znikoma, ale ze względu na treść męczyłam oczy każdego dnia, gdy pojawiła się nowa notka. U Ciebie kolumna przypomina mi tamten stan rzeczy – tyle że tu nie spodziewam się nowości. Wzrok więc odkręcam, bo wyściubianie gałek ocznych z otworów ocznych nie pomaga – nadal słabo widzę, co tam jest napisane. Dodatkowo maksymalnie mnie irytują paski w tle wewnętrznym postu. Kolor czcionki, jawi się jak kolor całego bloga, ale wyzułam już wszystkie określenia i wszystkie skojarzenia ta temat tej zieleni, więc musimy obejść się smakiem. A fuj! Tylko rozmiar czcionki w poście jest okej.
Dodatkowe punkty za wybitne zasługi: 2/10
Dwa za dwa. Historia pewnej znajomości. Pointa.
W drugim poście szczególnie drugie słowo na „o”, które bardzo trafnie określa pewien stan rzeczy.
Suma: 28/60
Ocena: dostateczna
Trochę łyso, nie? Za treść i ortografię dostać prawie maksymalne ilości punktów, a tu trója! Droga Mrs. Nobody, budzisz we mnie respekt swoim stylem. Rozpoznałabym Cię w nocy o północy, a takich blogów się nie zapomina. Dzięki, że ze mną byłaś w tej przełomowej dla mnie ocenie i mam nadzieję, że wrócisz do swojego bloga.
*As z tych trzech wybrała… rosół, bo to usłyszała zamiast „rozum” swoim specjalnej troski narządem usznym.
** Przyjmij ode mnie to oto skromne słowo w podzięce za słowo „zugzwang”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz