Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


poniedziałek, 5 października 2009

(358) honestly-ok

www.honestly-ok.blog.onet.pl
Ocenia: Pani Lovett

Pierwsze wrażenie: 2/10
Jestem pełna szczerych chęci, bo świeża w zawodzie, więc serce moje nie zostało przepełnione goryczą i zawodem związanym z reprezentowanym przez bloggerów poziomem. Jeszcze. Humor także dopisuje, schowam więc tasak, a zastąpię go pudełkiem czekoladek. Jak się okazuje z tymi czekoladkami to zarąbałam, jak chory w kubeł, bowiem pobudziłam do pracy ślinianki, zapewne poszczącej od dawna autorce bloga, która (jak wynika z pobieżnego rekonesansu) jest na diecie i zachęca do tego innych. Z resztą, nie trzeba być dietetykiem posiadającym dyplom ukończenia studiów z wyróżnieniem, żeby zorientować się jak bardzo dążysz do perfekcji i jak drastycznie dajesz to odczuć postronnym. Miejmy nadzieję, że to nie zakrawa o jakiś uraz mentalny, tudzież opętańcze pragnienie schudnięcia, bo jak tak, to będę zmuszona wypisać skierowanie na długotrwałą terapię i walkę z Twoimi kompleksami. Empatia przede wszystkim. Przechodząc do szaty graficznej i całej związanej z nią otoczki, muszę przyznać, że udało Ci się zamknąć wszystko w jednej konwencji, bez pomieszania z poplątaniem. Bardzo lubię, a powiem więcej... Kocham język angielski, ale jestem za ograniczeniem jego ilości w polskiej Blogosferze. Zastanawiam się, co też miałaś na myśli, wybierając adres: honestly-ok. Interpretować to można na kilka sposobów, np. szczerze-ok, czyli mogłaś mieć na myśli szczere przyznanie przed samą sobą, tudzież innymi, że jest OK. Mogło to by być: naprawdę-ok, czyli chciałaś dać do zrozumienia innym, że jednak wszystkie Twoje klepki są na właściwym miejscu, a trybiki pracują bez zarzutów. Tak, czy srak wybrnęłaś z tego obronną ręką. Gorzej nieco maluje się sprawa tytułu bloga tj. belki. "Wierzę w perfekcję i chcę ją osiągnąć (tu znaczek, którego nie jestem w stanie powtórzyć, za pomocą swojej kalekiej artystycznie klawiatury)". Wobec tego, czymże dla Ciebie jest perfekcja? Skoro temat diet, to zapewne perfekcja sensu fizycznego. Jakieś określone wymiary, może? Jakiś współczynnik BMI, wykresy i wyliczenia zmanierowanych naukowców, którzy chcą rozkładać materię na czynniki pierwsze, pojęcia o zwykłym życiu nie mając? Moja Droga, rzecz w tym, żeby się sobie samemu spodobać i dobrze z tym czuć. Nie każdy musi być od razu modelką (nawiasem mówiąc są płaskie jak deski, brak im krągłości, naturalnych kobiecych krągłości), czy seksbombą. Pora nauczyć się cieszyć z małych rzeczy, zamiast wypłakiwać oczy nad swoim wyglądem, co nie znaczy, że trzeba żreć wszystko co się nawinie, a wolne chwile spędzać przez telewizorem. Zdrowy rozsądek, to nasz najlepszy doradca. Szata graficzna... krzyczy. Krzyczy do mnie, o wyjęcie z szuflady tasaka i zrobienie krwawej jatki. Tym razem pofolguję, poskromię mój krewki temperament i zastąpię tasak nożyczkami, aby śladem koronkarek z Koniakowa obciąć i przyciąć, co wystaje. A sporo wystaje. Drażni mnie to, że nie mogę obejrzeć bloga w całości, posługując się jednym suwakiem. Toż to błaga, o zmianę rozmiaru zdjęć! Dosyć z resztą śmiałych zdjęć, przy których chłopcy o "aluzyjnej" strukturze konceptualnej, mogą nerwowo nie ścierpieć i popuścić w majtasy. W dodatku wykorzystałaś wszelkie możliwe ramki, jakie proponuje Onet, żeby napchać jak najwięcej dietetycznych porad. Potrzeba Ci porządku trochę, jestem pewna, że to ukoiłoby Twoją podświadomość.
Nagłówek: 2/5
Bardzo pochwalić Cię muszę, za umieszczoną w nagłówku sentencję: "Droga do szczęścia jest stawaniem się kimś lepszym, niż wczoraj". Rzeczywiście, całkowite zaakceptowanie siebie (bądź całkowita akceptacja ze strony drugiej osoby) ma ogromny udział w osiąganiu naszego szczęścia. Zwłaszcza, jeżeli rozpatrywać to pod kątem naszej psychiki, jednak na tym blogu to kolejny przejaw obsesyjnego dążenia do zrzucenia kilku następnych kilogramów. Zaczynam się bać. Czy pani w nagłówku to Anne Hathaway? Jeżeli tak, to obawiam się, że stawiasz sobie złe wzorce, bo jak dla mnie to ona jest płaskocyckim szkieletem. W sensie chucherkiem. Ogólny wygląd nagłówka, niestety na kolana nie powala.
Treść: 7/10
Moja ulubiona, czyli nade wszystko merytoryczna część oceny. Widzę, że Twoje odchudzanie trwa nieprzerwanie od 2007 roku (zapewne ze zmiennym zapałem), ale i tak podziwiam za wytrwałość. Miejmy nadzieję, że nie jesteś jeszcze samym cieniem człowieka. Bardzo jestem ciekawa jak wyglądały Twoje początki w temacie odchudzania, a więc sprawa z mojej strony wygląda bardzo czytelnie: wybieram Sierpień 2007 roku w Archiwum i biegnę do pierwszego postu.
Przyznaję zaczyna się bardzo drastycznie. Jak każda dieta. Usiłujesz wyćwiczyć w sobie coś w rodzaju asertywności i samozaparcia, żeby móc uwolnić się się od jedzenia. Obiecaj, proszę obiecaj, że nie będziesz w końcowej fazie wkładać sobie kończyn do przełyku, bo powieszę się na strunie od gitary!
Cytat: "Bilas na dziś: nie miałam dziś w ustach nic, nie licząc szoteczki do zębów." Modlę się tylko w duchu, żebyś szybko zdała sobie sprawę, że tak ostra głodówka nie prowadzi do czegoś dobrego, a wręcz przeciwnie, może być tragiczna w skutki. W dalszych postach, zauważyłam, że zamiast się głodzić zaczynasz przeliczać kalorie i wzbogacasz swój żywot, o ćwiczenia ruchowe. Przyznam szczerze, że trochę mi ulżyło, chociaż i tak bardzo mi to wszystko podjeżdża chorobotwórczą psychozą.
Cytat: "Wszystko, co robię staram się robić dokładniej i jeszcze staranniej." Czyli są jakieś pozytywy „dietowania”. Na pewno wyćwiczysz sobie w ten sposób kilka pozytywnych cech, ale wszystko trzeba z umiarkowaniem.
Cytat: "Już obmyśliłam sobie plan, jak wymigać się od śniadań, jak unikać obiadów i tak dalej." Wymigać od śniadań? Uwierz mi, że nie da się nie jeść nic! Na Twoim miejscu raczej postawiłabym na śniadanie, a unikała kolacji. Nie bez przyczyny mówi się, ze śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, który ma nam dać energię na cały dzień.
Cytat: "Czy próbowałyście wywołać u siebie wymioty? Jakimi sposobami?
Oczywiście nie chcę tego robić codziennie, tylko wtedy, gdy nie ma innego wyjścia. I tak już prawie codziennie na dobranoc częstuję się środkami przeczyszczającymi. O właśnie! Jakie stosujecie Wy? Które są najlepsze?" Tylko czekać, a za rok pojawi się kolejny blog - pamiętnik anorektyczki. Opamiętaj się, póki możesz. To jest niezdrowe. Zaraz strzelę tu ogromnego bulwersa i szybkim susem dostanę się do szufladki z tasakiem, żeby ukrócić wszystkim cierpienia. Ręce w górę, kto popiera Panią Lovett!
Cytat: "Jeszcze raz oznajmiam że oczywiście pomysł z wymiotami już nie aktualny. Wybiłyście mi go z głowy i obiecuje, że nie będę tego robić. Tak samo ze środkami przeczyszczającymi. Zrobię sobie przerwę/ być może odłożę je już na zawsze." WRÓĆ Lovett! Nie będziemy nikogo mordować, dziewczyna się ogarnęła. Szkoda, bo już zacierałam rączki na jakąś sieczkę.
Cytat: "Przełknęłam i obok swojej miseczki postawiłam talerzyk. Kolejny kęs. Przeżuwanie i…wszystko to trafiło na talerzyk." Czy ja dobrze rozumiem, że Ty sobie przeżuwasz, a potem wypluwasz? Zapytam nieśmiało, czy taka porcja jest wielokrotnego użytku? To by znacznie mogło poprawić moją sytuację finansową. Żułabym sobie kilka razy dziennie nawet! Mówiąc poważnie, uważaj, żebyś nie zamieniła się w krowę, bo one mają bardzo precyzyjnie rozbudowany system pokarmowy. Taka krowa sobie przeżuje i połknie. Za jakiś czas niestrawione resztki wracają do jej pyszczka ruchem robaczkowo-posuwistym i sobie przeżuwa je dalej, i tak w koło Macieju, dokąd wszystko nie zostanie pięknie przetrawione i przerobione na… No wiecie, na placki. Prawda, że oszczędnie? I zero stresu o wyrostek!
Cytat: "A…próbowałam skakankę. Po 350 skokach moje kolana ostrzegawczo dawały mi sygnał, ze powinnam przestać." Tak się składa, że jak zaczynasz coś robić, to z tym trzeba stopniowo, bo sobie całkiem stawy przeforsujesz i będziesz młodą, czterdziestoletnią babinką.
W tym miejscu zakończyłam czytanie sierpniowych wpisów z 2007 roku. Ciekawa jestem, jakie postępy zrobiłaś w tym samym miesiącu, dwa lata później. Kierunek Archiwum, Sierpień 2009! Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to historia o napotkanej koleżance, która dzięki "głodówkom" zrzuciła 9 kilogramów. Niezły wynik, zwłaszcza patrząc na okres czasu w jakim jej się to udało osiągnąć - 9 miesięcy. Jak w mordę strzelił, wychodzi po kilogramie miesięcznie... Naprawdę warto?
Cytat: "doszłam do wniosku, że jedzenie to proces tak naturalny jak naprzykład spanie. A buntowanie się przeciwko temu, czy zakłócanie lub niespełnianie tej potrzeby narusza zasady organizmu." Brawo! Czyli można się wiele nauczyć, dzięki motywacji, chęci poznania siebie i konsultacji z innymi, którzy przechodzili to samo. Zmądrzałaś, choć nadal uważam, że przesadne przeżywanie swojej wagi, jest swego rodzaju ograniczeniem, tak jak używki.
Cytat: "A najbardziej żałuje że nie potrafię już traktować jedzenia jako czegoś naturalnego." Sama się dziwię, że to powiem, ale Twój blog, jest prawdziwym blogiem. Przemyślenia, przeżycia i choć z początku poszukiwałaś swojej drogi, żeby nie powiedzieć błądziłaś po omacku, to wreszcie na nią trafiłaś. Umiesz się przyznać do popełnianych błędów, wyraźnie widać zmiany w psychice i podejściu do spraw diety. Podziwiam, naprawdę.
Cytat: "Nie sposób dokonać jednoznaczenego bilansu. Otrzymać jasną odpowiedź. Warto nie warto. Nie ważne. Tylko WY już nie zaczynajcie! Skarby świata dla tej która potrafi z tym skończyć. Błoga Normalność dla tej, która potrafi nie zacząć." Tak podsumowujesz swoją dietę, głodówki, samoudręczenie się. Cieszę się, że sama do tego doszłaś, że dorosłaś, zrozumiałaś pewne kwestie. Ogromny szacunek z mojej strony. Chociaż notki wspierane były mnóstwem nudnych, jak dla mnie, informacji, o kaloriach, godziny Twoich posiłków, nie wystąpił u mnie objaw znudzenia. Całość układa się w przejmującą historię głupiutkiej dziewczynki, która dąży do perfekcji, ale po drodze zaczyna rozumieć, jakie błędy popełniała. "Wyznania-dietetyczki", tak bym to nazwała, taki adres dałabym.
Ortografia i poprawność językowa: 5/10
Na początku była prawdziwa tragedia. Zdania rozpoczynane od spójników, notorycznie. Najróżniejsze zestawienia znaków interpunkcyjnych, braki przecinków, nawet braki kropek. Niektóre zdania były zupełnie pokraczne, nieskładne i... brzydkie, po prostu. Z czasem sytuacja robiła się coraz jaśniejsza, chociaż tekst do tej pory faszerujesz literówkami, co w moim mniemaniu jest niewybaczalne. Coby gołosłownym nie być, poprę się przykładami, które wychwyciłam i skopiowałam podczas czytania. Nie jest tego dużo, bo skupiałam się w Twoim przypadku, raczej na przekazie ogólnym, aniżeli szczegółowych potknięciach językowych. Z bólem serca, stwierdzam także, że ortografia również została przez Ciebie dotkliwie okaleczona, jak tu:
"chodziaż" Piszemy: CHOCIAŻ. Chodziaż to taka miejscowość.
"spostrzerzenie" Prawidłowo, powinno być "spostrzeżenie".
Inne błędy, równie groźne:
"Wczorajszy obiad musiałam robić z ponad godzinę" To "z" jest tutaj całkowicie zbędne, bowiem ze słowem "ponad" się gryzie, niemalże wyklucza.
"zamiar wsiąść się za porządki" WZIĄĆ, moja Droga.
"Podczas naszej rozmowe panowie patrzyli" Zapewne literówka, ale wygląda tak jakbyś zmieniła zdanie w ostatniej chwili i z roztargnienia zapomniała poprawić nieszczęsnej "rozmowy".
"Flustracja" Taki błąd wynikać może z oczywistej niewiedzy. FRUSTRACJA. Czasem jak nie wiesz, jak coś napisać poprawnie, użyj prostszego bliskoznacznika. Nie dawaj pożywki oceniającym. Coś, co rozbawiło mnie najbardziej: "*Nie kupuj jedzenia za swoje pieniądze!" Racja, najlepiej za cudze! Z początku wypowiedzi były bezładne, ale z czasem idzie Ci coraz lepiej. Zawsze możesz zapukać do drzwi programu Word, który ułatwi eliminację błędów. Powodzenia i życia w zgodzie z językiem polskim życzę. Ach, zapomniałabym, o najważniejszym! Emotikony! Brzydzę się nimi... Sprawiają, że muszę walczyć z zawartością żołądka, niebezpiecznie podchodzącą do jamy ustnej. Myślę, że odniosłabym absolutny sukces w dziedzinie odchudzania, bo nie musiałabym pchać paluchów do gardła. Irytują mnie też, te bliżej nieokreślone znaczki. Ach, to mają być motylki? Jeżu malusieńki, w życiu bym na to nie wpadła, gdyby nie to, że wszędzie używasz określenia "Motylek". Rozumiem, że to synonim osoby katującej się dietą, tak? Przepraszam, czy to ma jakiś związek z powiedzonkiem "motylem byłam, ale utyłam"? Nie uważasz, że to mogłoby być trochę... mało mobilizujące, że się tak wyrażę?
Układ: 0/5
Porażony, niesprzężony. Tak szeroki, jak wysoki. Niestety jest prawdziwą porażką. Mam dla Ciebie garstkę porad. Zacznij od utworzenia na blogu Menu. Wszystkie porady, które wypunktowałaś w ramkach umieść na podstronach, odpowiednio tytułowanych. Zlikwiduj ten przeklęty rozjechany kalendarzyk, wypierdziel zbędne "motylki". Znajdź jakiś minimalistyczny szablon, zastosuj. Na stronie głównej ustaw tylko jeden post, wrzuć szeroką listę. Ja to widzę oczami wyobraźni, a wyobraźnię mam szeroką (choć może nie tak, jak szeroki jest Twój blog). To powinno się udać. Trzymam kciuki (ale tylko wtedy, kiedy wypuszczam z rąk brzytwy).
Temat: 5/5
Jestem absolutnie oszołomiona. Nigdy nie przypuszczałam, że blog o czyichś przygodach z dietą mógłby mnie, aż tak poruszyć! Jak już mówiłam, najbardziej zaskakujące w tym jest to, że czytelnik ma szansę obserwować Twoje "nawrócenie", nagłe zmiany poglądów i zapatrywania się na „dietowanie”.
Czytelność, obrazki: 0/5
Niestety, ta czciona; iście k(u)rwista kursywa mnie przerosła. Na czcionkach się znam jak motorniczy na sztucznych paznokciach, ale ta wyraźnie jest jakimś standardem, dosyć tępym. W pierwszych postach czcionka była zdecydowanie zbyt mała, w całym blogu brak wyczucia estetycznego i smaku. Zdjęcia pozostawiają wiele do życzenia. Panie rodem z reklamy bielizny, są dla mnie nieco demoralizującą wizją. Być może, że prezentują swego rodzaju ideał kobiecości, ale jest to dla mnie zbyt trywialne i rażące. Dodaj szczyptę subtelności, zlikwiduj co najmniej połowę z tych roznegliżowanych babeczek, a na pewno wyrosną blogowi ręce i nogi. W dodatku są zbyt duże! Sprawiają, że blog się rozmazuje na dwóch
szerokościach mojego monitora. Suwaczki mi uciekają i się gubię, a tym samym czytać mi się odechciewa. Zadbaj wreszcie o wygląd bloga. Skoro katujesz siebie i własny organizm dietą, bo jak twierdzisz Twoim celem jest perfekcja, czemu ja na blogu widzę dokładną perfekcji odwrotność?

Dodatkowe punkty: +5, w ramach rekompensaty, za te, które zmuszona będę Ci obciąć, bowiem linka do opieprzu nie wstawiłaś. Zatem bilans Twój wychodzi na okrągłe (przepraszam, za określenie, ale ta cyfra wbrew pozorom, nie jest taka gruba) 0.

Punkty: 21/60
Ocena: dostateczna.
Niestety poległaś na szacie graficznej, najwyższy czas coś z nią zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz