Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


poniedziałek, 22 października 2012

(779) marsz-mendelsona



Dam, dam, da dam, dam, dam, da dam, marsz-mendelsona, witamy serdecznie na Opieprzu. Ocenia corkatsw.

Pierwsze wrażenie 7/10:

To moja siódma ocena. Siódemki szczęśliwe są, więc może postawię wreszcie jakiś dobry stopień. Zaczynając pisać, na dzień dobry wyszukałam oryginał Marszu Mendelsona i przesłuchałam go parę razy. Czy jest ktoś na sali, kto nie zna tego utworu? Wiemy, że Marsz Mendelsona jest melodią graną na ślubach, gdy babcie w pierwszym rzędzie smarkają w chusteczki, a młodsi duchem i ciałem już po cichu rozlewają weselną pod kościołem. Mój radar historii miłosnych włącza się i nieznośnie pika, a raczej wyje na trzy piętra. Adres jest oryginalny. Większość osób czytających tę ocenę pewnie chce mnie w tym momencie zlinczować, ale poczekajcie chwilę. Zawsze, gdy natykałam się na miłosne opowiadania, adres brzmiał „ktoś i ktoś love story” lub po prostu „mikser i mieszadełko, czy blender ich rozdzieli?”. Z Marszem Mendelsona w roli motywu przewodniego nie spotkałam się jeszcze. Jak znam życie, brutalnie dokopiesz mi, zmuszając do czytania o wielkiej miłości i ślubie lub dziecku i ślubie, jak kto woli. Gdy zgłosiłaś się do mnie, zerknęłam parę razy na bloga, by zobaczyć, na co mam się przygotowywać psychicznie. Wszyscy wiemy jak to jest, gdy trzeba przebrnąć przez tematykę miłości, która nie każdemu odpowiada, w otoczeniu grafiki w kolorze cudownego dla majtek różu. Na szczęście był fiolet, ale przed oceną zdążyłaś zmienić szatę graficzną, z czego powinnyśmy się cieszyć obie, bo musiałabym Cię zrównać z ziemią za tak koszmarny nagłówek. Byłam ciekawa, kto tworzy takie „cuda” i znalazłam linka do „profesjonalnej” szabloniarni, o ile takie miejsce można w ogóle nazwać profesjonalnym. Rozglądnęłam się tam trochę i każdy nagłówek, który wyszedł z ich rąk i myszek, wygląda tak samo, czyli gradient plus parę kolorowych napisów. Szukałam informacji o aktualnym nagłówku i wygląda na to, że sama go zrobiłaś. Opieprz docenia wkład własny, choć muszę przyznać, że zbytnio nie wysiliłaś się. Teraz Cię zaskoczę, bo doszukuję się w tym samych plusów. Obrazek bije po oczach swoją wielkością, wywołując wrażenie wizualne godne znanych reklam sklepów z rajstopkami i bielizną, brakuje tylko nagich kobiet. Niezbyt przyjemnie to zabrzmiało, ale jest wręcz przeciwnie, bo podoba mi się. Nagłówek został wykonany szeroką gamą ślicznych pastelowych kolorów, lekko wpadających w fiolet, przypominający kwiaty bzu. Mężczyzna z nagłówka jest ucięty w połowie jak trzy czwarte bohaterów „Drogi bez powrotu”, a przecież grafika nie goniła banda zombiaków. Na pierwszym planie widnieje kobieta w sukni ślubnej, tak przynajmniej wydaje mi się, choć suknia jest fioletowa. Kto zajmował się grafiką, ten wie, jak trudno jest dopasować jakiś napis do nagłówka i cieszę się, że nie umieściłaś na nim jakichś cytatów lub adresu, który przecież widzę na pasku, tak jak reszta czytelników. Przeglądnęłam zawartość menu, w linkach masz odnośniki do innych blogów. Jeden z nich mnie nadzwyczaj zainteresował, gdyż zawierał przekleństwa w języku włoskim, których mimowolnie nauczyłam się kiedyś, ale treść okazała się tak samo nijaka jak adres. Jeśli chodzi o powiadomienia, już drugi raz spotykam się z takim bzdurnym paradoksem. Spam potępiasz, spam ignorujesz, ach ten niedobry spam! Świntuch bezpodstawnie wdziera się na Twojego blogaska! Nic dziwnego, bo sama stworzyłaś zakładkę „Powiadomienia”. Jestem zdania, że takie sprawy załatwia się poza blogiem, drogą mailową lub na GG, pocztą pantoflową – co kto lubi. Jednak mój punkt widzenia nie siedzi na Twoim i nie szantażuje go, jeśli masz inne zdanie. Owszem, chwali Ci się, że usuwasz przeczytane powiadomienia, ale śmiesznie wyglądają słowa „Tutaj proszę informować mnie o nowych rozdziałach na Waszych blogach”, a linijkę dalej: „Wszelki spam ignoruję”. Może to ja jestem już stara i zniedołężniała, ale spam to spam i tyle w tym temacie… Nie można mieć ciastka i zjeść ciastko. Cytat na belce brzmi: „(…) lecz dopóki jesteś ze mną, nie mamy się czego wstydzić”. Słowa pochodzą z piosenki Pezeta, a ja się pytam, dlaczego muszę tego dowiadywać się z Internetu, a nie ma autora słów zamieszczonego na blogu? W dziewięćdziesięciu dziewięciu procent ocen muszę upominać się o autora lub zastosowanie cudzysłowu. Czy to nie jest logiczne, że tego typu informacje muszą być umieszczone na blogu? A punkty lecą, bo muszę je sumiennie odejmować. Prowadzisz bloga dwukolumnowego, który spokojnie poradziłby sobie z tylko jedną dodatkową, bo poza ankietami, licznikiem, tłumaczem i archiwum nie zamieszczasz nic specjalnego. Najbardziej w oczy rzuca się kolejny cytat, tym razem autorem jest Tałi, kimkolwiek on jest. Sama popatrz, jak ładnie wygląda cytat w cudzysłowie, obok autora, da się? Bardzo podoba mi się data umieszczona w wyraźnym miejscu, informująca czytelników o pojawieniu się następnego rozdziału. Bardzo nie podoba mi się translator, który „tłumaczy” nam wszystko na blogu na dowolny język. Corkatsw jest zagorzałą poliglotką i fanką wszystkiego, co obce i przykładowo dostałabyś pewnie sześćdziesiąt punktów na sześćdziesiąt możliwych, gdybyś sama tłumaczyła opowiadanie na angielski, galicyjski, jidysz i urdu, ale za zlepek niepoprawnych gramatycznie słów nie będę Cię chwalić. Przeczytałam także informacje o Twojej skromnej osobie, a niech Cię, też lubię Barcelonę! Bardzo ładny opis – taki o wszystkim i o niczym. Trochę o preferencjach, trochę o charakterze, trochę o życiu. Na kolor tła wybrałaś szary, gwarantując moim oczom dłuższe życie i funkcjonowanie, zmieniłabym tylko kolory dat z archiwum, bo ten fiolet wyskoczył niespodziewanie jak najnowszej mody ciasteczka „Kolanka”, w kształcie nogi przeciętnego kleryka z cukrem pudrem w wiadomym miejscu. Podsumowując, pierwsze wrażenie popsuł brak autora cytatu, spam. Na plus oceniam nagłówek, sposób informowania o nowych częściach, ładny opis i te cudowne kolory.

Treść:

Rozdział pierwszy:
Rozdział pierwszy nie jest pierwszym wpisem. Chronologicznie najstarsza notka, czyli prolog, zawiera tekst piosenki Eldo, ale jestem tu po to, by komentować Twoje wpisy, a nie teksty piosenek, więc co będę zajmować swój i Twój czas. Trzeba zaznaczyć, że jesteś do bólu przewidywalna. Marsz Mendelsona, młoda para na nagłówku, więc mamy romanse, związki i rozwiązki. Miałam nadzieję, że może jednak czymś zaskoczysz, bo tematyka może być oklepana z każdej strony jak naleśnik, a przecież można zaskoczyć odpowiednią stylizacją. Niestety, na marzeniach się skończyło. Szczytem moich marzeń byłyby opisy nocy poślubnych średnio siedem razy na rozdział, ale tasak leci do mnie z kuchni bez słynnego potterowskiego „Accio”, gry widzę tak druzgocące prologi. Opowiadanie jest takim złośliwym tworem, którego zasad tworzenia trzeba się trzymać rękami i nogami, bo zginiesz. Jeśli decydujesz się na prolog, musisz trzeba napisać coś sensownego. Można też walnąć cytat, których używanie chyba lubisz, prawda? A wklejanie tekstu piosenki z pobierztekstiwklejgonaswojegoblogajakoprolog.de mija się z celem. Prolog ma zachęcać do przeczytania dalszych rozdziałów, jest taką kwintesencją historii, który zarazem nic nie zdradza. Jeśli chodzi o rozdział pierwszy, trochę czuję się rozczarowania. Na złamanie karku pędzisz w przód, akcja goni akcję i nie ma w ogóle czasu na oddech. Tak nie można, tak się nie da. Nawet twórcom „Mody na sukces” kończą się pomysły, bo w końcu ile razy można się żenić z jedną kobietą… W każdym bądź razie, główna bohaterka, Scarlet, na dzień dobry zastaje narzeczonego z inną kobietą w łóżku. Na dodatek z rudą, tego przyznam się nie spodziewałam, raczej ponętnej blondynki z jednym zwojem mózgowym więcej od kury, by nie załatwiać się na podwórku. Scarlet wyprowadza się od tego podłego bydlaka, który ją zdradził i na dodatek okazuje się, że jest w ciąży. Wątek znany z połowy filmów historii kina, stary jak świat albo i jeszcze starszy. W związku z tym istnieje niepisany przymus, byś wyróżniała się czymś, a nic takiego nie znajduję na tym etapie. Na pewno będę się rozglądać. Bardzo skąpisz opisów, które mają za zadanie wprowadzać w akcję, opisywać ją (jak sama nazwa wskazuje), a zalewasz czytelników potokiem dialogów, z których niewiele wynika. Bohaterka (nawiasem mówiąc imię Scarlet nie istnieje; jedynie „Scarlett”, ale rozumiem, to Twoja inwencja twórcza) oczywiście ku niespecjalnemu zaskoczeniu odkrywa, że jest w ciąży. Natalla, szanuję ogrom pracy, który musisz wkładać w tworzenie opowiadania, sama mam za sobą nędzne próby i podziwiam Cię, że wytrwałaś aż do trzydziestego trzeciego rozdziału, ale mimo wszystko szczere chęci nie wystarczą w Twoim przypadku, trzeba popracować nad jakością. Jednak na razie nie wysnuwam pochopnych wniosków, ponieważ przeczytałam dopiero pierwszy rozdział.
Rozdział drugi:
Rozdział skandalicznie krótki. Wspominałam już, że opowiadanie ma swoje własne zasady. Jeśli piszesz miniaturkę, prezentowana w tym rozdziale długość jest odpowiednia, ale mamy do czynienia z czymś dłuższym, więc automatycznie muszę zwrócić Ci uwagę na niestosowną długość. Historii ciąg dalszy i muszę przyznać, że popełniłaś totalne faux pas. Dlaczego? Do sceny z pocałunkiem czytało mi się bardzo dobrze, nawet nie przeszkadzały mi ciągłe dialogi, wciągnęłam się na całe trzydzieści sekund, bo tyle trwała moja ekstaza. Dobra, przesadziłam z tą ekstazą, ale wiesz, o co mi chodzi. Potem wszystko runęło. Poprzedniego dnia Scarlet wybiegła z domu jakby goniona przez stado jeleni, zostawiając swoje rzeczy, więc musiała wrócić po nie i zgadnijcie, drodzy czytelnicy, co się stało? Bingo, sto punktów dla pani w białych kozaczkach, Scar i Anthony, jej niedoszły narzeczony, zaczęli się całować. Bohaterka czuje „motyle” w brzuchu, zabij mnie natalla, zanim ja zabiję Ciebie. Jest tyle różnorakich wyrażeń na wyeksponowanie uczuć bohaterów, a Ty lecisz z jakimiś krwiożerczymi motylami. Przyczepiam się do takich małych szczegółów, bo to one najbardziej zwracają uwagę czytelnika i denerwują swoją tandetnością. Było dobrze, było źle i znowu jest dobrze. Pośrodku tych motylków i całusków wrzuciłaś:
„- Jeśli kogoś kochasz, daj mu wolność. – powiedziałam spokojnie i wyszłam.”
Dla mnie ten cytat jest najjaśniejszym punktem całego rozdziału, wspaniale ujęłaś sytuację bohaterki. Myślałam, że Scarlet pod wpływem chwili wróci do Anthony’ego, pasowałoby mi to do jej nastoletniej osobowości, w końcu tak ją kreujesz. A potem znowu dotkliwie odczuwam brak opisów. Myślami jestem w domu Anthony’ego i Scarlet, a ni z gruchy, ni z pietruchy bohaterka ląduje na ulicy. Nikt nie wie kiedy i jak to się stało. Do akcji wkracza nowy bohater – David. Podrywa naszą płaczącą niewiastę na kubek małej czarnej, a ona wyrzuca jego numer. Co za bezwzględna s… adystka.
Rozdział trzeci:
Jeśli tamten rozdział był skandalicznie krótki, to na ten nie znajduję słów. Proporcja opowiadania jest totalnie zaburzona, przecież tej długości są przeciętne prologi. Tak już jest, gdy dodaje się rozdział z dnia na dzień. Usiądź, spokojnie zaparz sobie melisę i pomyśl nad dalszym ciągiem, a nie dodawaj rozdziałów na akord. Kiedyś czytałam opowiadanie o dziewięćdziesięciu częściach, które były dodawane… raz na dwa miesiące, a autorka miała większą frekwencję niż w dzień wyborów komisja dużego miasta. Teraz zaczyna się dziać coś, czego nie lubię. Opowiadania pisane amatorsko mają to do siebie, że wielowątkowość (która jest przecież kolejną ważną cechą dobrej historii) zaczyna i kończy się na jednej osobie. Scarlet natknęła się wyżej wspomnianego Davida, po kilku godzinach znowu się spotykają, wieczorem pewnie zmaterializuje się w jej wannie z dodatkową gąbką. W takim tempie pobiorą się do siódmego rozdziału, bo w piątym Scarlet zorientuje się, że jest w ciąży, gdyż w czwartym wylądują już razem w łóżku. Potem zabiłaś mnie tekstem:
„- Skoro już o tym mówimy, mogłabyś na chwilę pożyczyć mi komórkę? Obiecałem, że zadzwonię, gdy się zakocham.”
Suchar taki, że aż się najadłam. Przed oczami przesuwają mi się tytuły filmów, których produkcje datuje się na kilka lat przed naszą erą, gdy ludzi śmieszyło uderzenie kogoś znienacka patelnią w głowę. Raz nadajesz historii smutny wydźwięk, w końcu mamy zerwane zaręczyny, filmowe teksty o dawaniu wolności, a teraz wyskakujesz z czymś takim. Konstrukcja jak w greckich moralitetach.
„- Ja nadal twojego nie poznałem. – przerwał. – A mimo to jestem szczęśliwy mogąc tu teraz z tobą być.
- Zostaw to dla małolat szukających przygód na jedną noc. – uśmiechnęłam się szyderczo.- Ja chciałabym się w końcu ustatkować.
- Więc daj mi szansę, żebym mógł ci w tym pomóc.
- Naprawdę gratuluję wyboru. Życzę powodzenia ze starszą, ciężarną kobietą.
- Dziecko tylko pogłębia relacje.”
Ile ludzi na świecie, tyle sposobów na przedstawienie pewnych faktów, ale ten fragment dialogu przeczy jakiejkolwiek logice. Dla córki jest czymś niepojętym, żeby opowiadać obcemu facetowi na środku ulicy (gwoli ścisłości, przed budynkiem sklepu) o ustatkowaniu, mówić o dopiero co odkrytej ciąży. Kto tak robi? Pomijam autobusy i inne środki lokomocji, ale bez przesady.
Mimo wszystko muszę Cię pochwalić. Po obszernym dialogu napisałaś bardzo ładny opis. Wprawdzie od razu zdradziłaś zamiary bohaterki (w opowiadaniu nie może być na dzień dobry rozrysowana akcja, która potem się tylko rozwija, MUSI być element zaskoczenia), ale ten opis dał mi nadzieję, że po średnim początku mogę dokopać się do ciekawych kąsków.
Rozdział czwarty:
A nie mówiłam, że będzie coraz lepiej? Zaczęłaś wyczuwać i stosować odpowiednią proporcję dialogów i opisów. Nie są jednak jeszcze doskonałe.

„Kiedy byłam już prawie za bramką, zaczęła ona piszczeć. Ochroniarz szukał przedmiotów, które według niego mogłabym ukraść, ale w mojej torebce znalazł jedynie gaz pieprzowy i zapas gum do żucia.”
Nasza smutna i przybita życiem bohaterka idzie na zakupy, bramka piszczy, a w następnym zdaniu ochroniarz już ją przeszukuje. A gdzie jakiś opis przeżyć wewnętrznych? Uczą chyba jeszcze takich rzeczy w szkołach, więc na pewno wiesz, o czym mówię. Te dwa zdania budzą skojarzenia ze streszczeniem, które tak powinno brzmieć. Scarlet przecież ma, a przynajmniej powinna mieć jakieś uczucia. Przerażenie, konsternacja, złość, bezradność? Nieładnie pominęłaś bardzo ważną kwestię.
„-Oj skarbie..
- Nie skarbuj mi tu. – weszłam mu w słowo.- Masz jakąś sprawę czy od razu się rozłączyć?”
Ja też kocham angielski, ale w naszym cudownym ojczystym języku nie można z rzeczownika zrobić czasownika przez dodanie odpowiedniej końcówki, to tak nie działa. Z rzeczownika „skarbie”, nie można zrobić czasownika „skarbuj”, co ten wyraz w ogóle oznacza? Skarb jest czymś dużym i świecącym, czy to jakaś aluzja by schudnąć i użyć większej ilości podkładu matującego?
Czytam dalej i zastanawiam się, dlaczego kreujesz swoich bohaterów na takich bezmózgów? Trzynastoletnie dzieci w szkole uczą o antykoncepcji, a Twoi bohaterowie żyją chyba w Nibylandii, pośród króliczków i sarenek, gdzie nie istnieje takie cudowne miejsce jak apteka. Co rozdział co innego, najpierw ciąża, teraz zarażenie HIV, można mieć pecha w życiu, ale czy to nie lekka przesada?
„- Nie bądź tak bardzo uparty. – zdenerwowałam się. – Módl się lepiej o to, żebyś wyzdrowiał.”
Dlaczego nikt mi nie mówił, że wynaleziono cudowny lek na HIV? Nie wynaleziono? Niestety, więc życzenie powrotu do zdrowia jest co najmniej dziwne, ale zrzucam to na Twoje przeoczenie, bo przecież co rusz na programach profilaktycznych w szkole, w telewizji, gazetach mówią o tego typu sprawach.
Rozdział trzydziesty trzeci:
Pomyślałam, że zaczekam z publikacją oceny, żeby jeszcze skomentować trzydziesty trzeci rozdział. Nie znajduję racjonalnego wyjaśnienia, ot, taki kaprys i już. Najbardziej rzuca się w oczy obecność opisów, których jest znacznie więcej. Jest o niebo lepiej. Treść jest nadal bardzo infantylna, ale jak to mawiają, nie da się naraz przeskoczyć przez wszystkie płotki. Dobra, nie mawiają tak, wymyśliłam na poczekaniu. Przyznam się szczerze, że nie rozumiem Twojego opowiadania w ogóle. Stwarzasz sytuacje jak ze scenariusza brazylijskiego serialu, gdzie każdy przesypia się z każdym. Występują zdarzenia, które są kompletnie oderwane od rzeczywistości i mam takie wrażenie, że po prostu chcesz, żeby jak najwięcej działo w każdej części. Nie masz racji. Myślę przykładowo o którymś z pierwszych rozdziałów, kiedy Scarlet nakrywa narzeczonego na zdradzie, dowiaduje się, że jest w ciąży, rozdział później dowiaduje się, że może mieć HIV. Trzydzieści części później ma dwójkę dzieci, nadal nie radzi sobie w życiu i pomieszkuje u siostry, o „bernarydzie” ani słowa, więc pewnie zapomniała go nakarmić i zdechł. Bez wątpienia czyta się lepiej, bo wreszcie dajesz szanse na wytchnienie, umieszczając opisy, których struktura powaliła mnie na łopatki.
Opisy 2/5:

Mam teraz dylemat rodzaju: czarny czy niebieski? Mogę Cię ocenić pod względem najstarszych wpisów i walnąć okrągłe zero za brak opisów, a raczej ich niewielkie ilości, albo okazać solidarność pisarską i zapomnieć o nich, komentując te w aktualnych częściach. Jak już wspominałam, jest znacznie lepiej. Często psujesz opisy, tworząc dziwaczne konstrukcje, w stylu „chwycił ją za brzuch” i tym podobne. Też miałam taki problem kiedyś i każdy powie Ci, w czym rzecz. Książki, książki i jeszcze raz książki. Czytaj lektury, czytaj gazetę, przeczytaj Pottera, poszerzaj swoje słownictwo. Z innej beczki, mam wrażenie, że w ogóle nie czytasz rozdziału przed publikacją. Natchnie Cię wszechmogący wen, napiszesz i dodajesz. Nie tędy droga do sławy, powinnaś trochę poznęcać się nad stylem, poprawić błędy, zdania. Nie masz czasem takiego wrażenia, że mogłaś coś lepiej ująć, ale już opublikowałaś rozdział, więc nie będziesz zmieniać? Z marketingowego punktu widzenia, tak też byłoby lepiej dla Twojego bloga, bo ludzie odwiedzaliby go częściej. Daję Ci dwa punkty na zachętę, za tę poprawę, ale przy ocenie muszę niestety pamiętać także o pierwszych rozdziałach.

Dialogi 0/5:

Dialogi są, bo są. Nie oczekiwałabym jakichś górnolotnych tekstów, w stylu „być albo nie być, oto jest pytanie”, ale trochę przeginasz w drugą stronę.
„- Dziewiętnaście. Myślisz, że poleci na taką staruchę, skoro może mieć mnie?
- Myślę, że ty, dziecko, nic nie wiesz o życiu. Ja wcale nie chcę być z Dave’m.
- I radzę ci, żebyś została przy tej wersji. – Odwróciła się napięcie i odeszła.
- Idziesz wypchać sobie stanik papierem toaletowym? – Zaśmiałam się.”
Niezaznajomieni z blogiem mają pewnie teraz w głowach wizję podstawówki, gdzie dwie dziewczynki wzajemnie obrzucają się takimi podłymi wyzwiskami jak „dziecko” i rzucają tekstami o stanikach. Moi drodzy, wyrzućcie tę wizję ze swojego umysłu, bo to dialog pomiędzy dwiema dorosłymi kobietami. Dialogi nie są Twoją mocną stroną.
„-Śledzisz mnie?
- Zwykły zbieg okoliczności. – puścił mi oczko.
- Telefon na policję też nim będzie. – posłużyłam się sarkazmem.
- Skoro już o tym mówimy, mogłabyś na chwilę pożyczyć mi komórkę? Obiecałem, że zadzwonię, gdy się zakocham.
- Kilka metrów dalej masz budkę telefoniczną. – zażartowałam. -Wystarczy wrzucić monetę.
- Nie mogę tego zrobić. Wtedy musiałbym utracić kontakt wzrokowy z najpiękniejszą panną na świecie. – uśmiechnął się uroczo.”
Nie ma to jak wyszukana taktyka na flirt. Dialogi są sztuczne, teksty rodem z epoki średniowiecza, gdy ludzie kurtuazyjnie rozmawiali kwadrans przed drzwiami, kłócąc się, kto wejdzie pierwszy. Używasz oklepanych wyrażeń; pewnie powiesz, że jest to bez znaczenia. Nie rozwijasz się, nie zaskakujesz jakimiś ciekawymi dialogami. Monologi także nie mają zębów i nie gryzą, a chyba nie spotkałam się z ani jednym. Masz słabo rozwinięte słownictwo, przeinaczasz zdania na dziwne sposoby, jak przykładowo „włożył we mnie całe swoje ciało”. Swoją drogą jeszcze nigdy nie czytałam tak krótko opisanego seksu, który opiera się tylko i wyłącznie na jękach i zapładnianiu
.
Kreacja bohaterów i świata przedstawionego 1/5:

Z niewiadomych dla mnie przyczyn, autorzy albo robią świetne opisy i kreacje, albo nie ma ich wcale. Ty jesteś pośrodku. Skupiasz się na osobowości, pomijając wszystko, co materialne. Nie wiemy nic o przedstawionym świecie, bohaterach, ich przeszłości. Nie wiem, gdzie mieszkają, czy jest zima, czy lato, ile mają lat, jakiego koloru mają włosy. Nie znamy miejsc akcji, oprócz wymienienia ich nazwy. Jeśli chodzi o bohaterów, to przy Scarlet jakakolwiek logika odmawia posłuszeństwa. Kobieta, która ma dwójkę dzieci i nawet nie chce słyszeć o tym, żeby wrócić do partnera. Kobieta, która atakuje na ulicy młodsze od siebie słowami „Idź wypchać sobie stanik”. Kobieta, która opowiada na lewo i prawo o swojej trudnej sytuacji. Dla mnie takie zdarzenia są nienaturalne. Nie pozwoliłaś mi wejść do swojego świata, do świata opowiadania, bo wygląda jak wielkie, czarne, krwawe straszydło, do którego nikt nie chce się zbliżyć.

Fabuła 0/10:

Oceniające Opieprzu mają ogólnodostępny regulamin oceniania i każdy podpunkt jest szczegółowo rozpisany, o czym powinno się wspomnieć w ocenie. Nie korzystałam jeszcze nigdy w podobnych pomocy, bo zawsze wiedziałam, co napisać, na co zwrócić uwagę, a teraz mam zagwozdkę. W tym naszym regulaminie jest napisane „zwróć uwagę na to (…) czy jesteś w stanie przewidzieć dalszy przebieg fabuły”. Przewidziałam ją widząc adres, potem nagłówek i każdy nowy rozdział był dla mnie taki sam. Ciągle Scarlet, miłość, zdrady, randki. Myślałby kto, że nie ma innych tematów. Całe opowiadanie kręci się wokół jednego punktu, bardzo brakuje mi tej wielowątkowości. Powiem szczerze, że marnujesz się.

Ortografia 4/10:

Język polski jest ponoć jednym z najtrudniejszych języków świata, co gorąco popieram. Ty utrzymujesz się na średnim poziomie od pierwszego rozdziału, do ostatniego. Nie robisz na szczęście błędów ortograficznych, ale zdarzają Ci się literówki, przykładowo:
„(…) podrapałam bernaryda za uchem.”
„Wzorowałam się na moich rodzicach, którzy są razem już od trzyciestu pięciu lat”
Cóż to takiego ten bernaryd? Mieszanka jelenia z jeżem? Na literówki uważać trzeba, bo czasami wychodzą takie śmieszne stwory. Bardzo łatwo je zauważyć, wiele programów wyłapuje je i nie rozumiem, co one w ogóle robią w Twoim opowiadaniu, powinnaś przeczytać każdy rozdział przynajmniej raz przed publikacją. Taka sama sytuacja tyczy się „trzyciestu” lat.
Popełniasz liczne błędy interpunkcyjne, najczęściej nie stawiasz przecinków w odpowiednich miejscach.
„Kiedy byłam małą dziewczynką nie marzyłam o tym, żeby być księżniczką, tak jak tysiące sześciolatek”
Każdy czasownik w zdaniu złożonym oddzielamy od siebie przecinkiem, a więc powinien się znajdować po „dziewczynką”.
„Koledzy chcąc zrobić mu na złość nakazali, żeby poderwał dziewczynę ze szkoły, która to ani trochę nie była w jego typie.”
Wtrącenie w zdaniu oddzielamy również przecinkiem, więc przed „chcąc” i po „złość”.
Z innymi użyciami przecinka, na przykład przy wymienianiu czegoś, nie masz problemu. Zauważyłam, że z wielokropka zrobiłaś sobie, moja droga, jakieś drwiny:
„portfelem wypchanym po brzegi..”
Jedna kropka to kropka, dwie kropki to dwukropek, a trzy kropki to wielokropek – najświętsza zasada przy pisaniu wypracowań, zapamiętaj.
„Pewnie skradły nie jedno serce.”
„Niejedno” powinno być napisane razem.
„- A ja twoje klucze. – wyszczerzył zęby, po czym mi je podał”
Śmieszna konstrukcja wyszła Ci. Podał zęby czy klucze?
„W najbliższym sklepie zakupiłam karmę, miskę i kilka jakiś zabawek.”
Jakichś zabawek.
Zdecydowanie nadużywasz słowa „to”, w rozdziale piątym wystąpiło… dziewiętnaście razy. Też mam problem z stosowaniem zamiennych słów, ale trzeba po prostu przeczytać i pozmieniać. Taka sama sprawa tyczy się „rzeczy”.
Czasami udawało Ci się stworzyć ciekawe wyrażenia, nieodpowiednio dobierając słowa. Takie błędy są popełniane często, ponieważ poza lekcją języka polskiego ludzie mają nawyk do używania języka potocznego.
Tak powstała nam konstrukcja „z oka zsunęło się kilka łez”. Przeczytaj na głos i pomyśl, jak dziwacznie brzmią te słowa. Łzy nie ważą milionów ton, żeby się „zsuwać”, tylko spływają. Nie można także wyskoczyć jak poparzony, tylko oparzony. Nie powinnaś używać skrótów typu „LA”, „np.”. Po pierwsze w odpowiadaniu nie używa się ich, a po drugie nie każdy załapie od razu, o co chodzi, więc przynajmniej pierwszy raz napisać Los Angeles, a potem używać skrótu. Dokonałaś ciekawej odmiany HIV, mianowicie „hiv’a.
„Zaczęłam nawet sądzić, że Dave wymyślił jakąś banalną historyjkę opierającą się na tym, że, np. nie chce (…)”
W opowiadaniu NIE używamy skrótów, zapamiętaj raz na zawsze.
„Kompletnie go nie poznawałam, zachowywał się, jakby był conajmniej niezrównoważony psychicznie”
Tak z ciekawości, należysz do nielicznego grona ludzi, którzy piszą treść rozdziału w zeszytach czy piszesz w Wordzie? Podkreśla mi tutaj słowo „co najmniej”, które przecież winno być pisane rozdzielnie.
„Później znów podszedł, przestraszyłam się i cofnęłam, znajdując się coraz bliżej drzwi wejściowych, lecz chwycił mnie za brzuch i pociągnął w swoją stronę.”
Moja wyobraźnia mnie w szalonym tempie, próbując wyobrazić sobie jak można chwycić kogoś za brzuch? Próbowałam policzyć to nawet z Pitagorasa, nie wychodzi mi dalej nic.
„Włożył we mnie całe swoje ciało.”
Rany, jaka ta Scarlet… przepastna się zrobiła po porodzie. W ogóle wspaniały pomysł na ucieczkę albo dochodowy interes – przyjdź i schowaj się, tylko dziś, tylko u mnie, sto złotych za godzinę w związku z darmowym ogrzewaniem.
„To był najdziwniejszy stosunek w moim życiu, praktycznie tylko ściana oddalała nas od potwórza.”
Szukam w Google i dalej nie wiem, jak zdefiniować słowo „potwórze”?
A teraz najlepsze, połamaniec językowy spod pióra natalli
„Zamierzał usłać jej świat pod stopami i tak też zrobił”
Można rzucać kłody pod nogi, usłać drogę różami lub innymi badziewnymi chaszczami, ale nie świat.
Pod względem ortografii i interpunkcji nic się nie zmieniło, a nawet posunęłabym się do stwierdzenia, że jest jeszcze gorzej. W pierwszych rozdziałach starałaś się. Można przymknąć oko na błędy logiczne, ponieważ są często spotykane i czasami ciężko je wyłapać, ale literówek nie będę tolerować pod żadną postacią. Proponuję wynająć betę, dać rozdział do przeczytania starszej siostrze, mamie, kotu lub poprosić kogoś innego o pomoc. Jeśli oczywiście zależy Ci na tym, żeby się polepszać w tym kierunku, bo już spotkałam się ze stwierdzeniem „po co, przecież tu nie chodzi o to, żeby pisać bezbłędnie, ale sensownie”, które nie do końca jestem w stanie zrozumieć.

Oryginalność tematyki 3/5:

Jakby to powiedział kierowca mojego busa: kurcza paka. Co ja mam z Tobą zrobić? Dostałaś trzy punkty za potoki, a raczej oceany pomysłów, którymi zalewasz każdy rozdział. Z dwojga złego lepiej w tę stronę, bo przynajmniej przykuwałaś ciągle moją uwagę. Można wiele powiedzieć o Marszu Mendelsona, ale na pewno nie to, że jest nudno. Jesteś kreatywna i przede wszystkim chcesz. Piszesz, bo lubisz, lubisz, bo piszesz.

Dodatkowe punkty za wybitne zasługi 2/10:

Oprócz przyciągającego wzrok nagłówka nie znalazłam niczego, za co mogłabym Cię wyróżnić. Ot, kolejna historia o miłości, pełna zawirowań i problemów, a w końcu wszystko i tak się ułoży, czyż nie? Najważniejszą sprawą jest, by nie przestawać pisać. Może za rok, może za dwa całkiem odetniesz się od tematyki miłosnej, a zaczniesz pisać kryminały. Weny nie będę Ci życzyć, bo masz jej aż zanadto, wnioskując z ilości dodanych postów w perspektywie czasu. Pomysł też masz, choć nie do końca oryginalny. Wydaje mi się, że piszesz dla rozrywki, by na chwilę przenieść się do innego świata i chwała Ci za to, masz dobry sposób na spędzanie wolnego czasu, ale niech moja ocena Cię nie zniechęca. Wytknęłam Ci błędy, które można poprawić od już i zaraz.

Suma: 19/60
Ocena: mierna

Nie zapomnijcie odwiedzić oficjalnej strony Opieprzu na facebooku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz