Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


poniedziałek, 26 listopada 2012

(786) uchiha-kyodai

Reszta opieprzowej ekipy bije mnie ilością wystawionych ocen, oj, bije na łeb na szyję, na dobre i na złe, drzwiami i oknami... Bije mnie też regularnie tematyka "Naruto", ale jej się tak łatwo nie poddaję. Póki jest co oceniać, póty studencik będzie zadowolony! Dziab stanie się jeszcze szczęśliwsza, kiedy dobije zacnych liczb, które będzie można z dumą zestawić obok starych wyjadaczy. Nie dla psa kiełbasa, kiedy kolejka się kurczy. Tu rozsiada się jedna ocena, a druga już intensywnie ucieka spod palców. A potem co? Będę musiała zacząć się... uczyć?!

Blog uchiha-kyodai ocenia Dziabara.

Estetyka


Wrażenia estetyczne 7/10
Przy ostatniej ocenie Dziab miała do czynienia z niebiańskimi wariacjami na temat tła. Tym razem wtrącono ją do czeluści Tartaru, gdzie z mroków piekielnych wyłaniają się potępione dusze cycatych brunetek... Alarm odwołany, to tylko szablon. Adres zaprasza mnie niczym tabliczka na drzwiach gabinetu dentystycznego, głosząc mrożące krew w dziąsłach powitanie. Na belce, niby na wycieraczce, wymalowano myśl: "Uchiha. Historia pewnego rodzeństwa...". Sherlocku, jak ty na to wpadłeś? Na mój biedny, Watsonowy rozumek budujesz sobie opowiadanie w samym środku zakręconych okopów. Złotego dukata temu, kto bez łykania suplementów na sklerozę zapamięta lub skojarzy sobie nazwę "Uchiha kyodai" (w tłumaczeniu "rodzeństwo Uchiha"). "Kyodai" to już nie takie oczywiste słowo dla statystycznego ściągacza animców, a reszta zszokowanego społeczeństwa już dawno potraciłaby swoje sztuczne szczęki. Uzasadnione użycie japońskiego słowa gruchnęło tutaj niczym walący się, peerelowski blok mieszkalny. Poza tym mam wielgachną ochotę zrobić z Tobą zakład, jak długo wytrzymasz z tak konkretnie określonymi, tytułowymi bohaterami.
W porównaniu do Twojego drugiego bloga, ten jest jeszcze ciemniejszy. Na całe szczęście nie jest to piekielna otchłań z Cerberem na czele, ale raczej przyjemny miks grafitowego z czernią. Cieszę się, że dla tekstu nie ustawiłaś śnieżnej bieli, bo to już by był cios poniżej źrenicy. Nagłówka jako takiego nie ma, jest za to obrazkowy zawrót głowy - zgrabnie połączony i dopasowany, a jednocześnie zbyt bogaty. Nie do końca pojęłam uroczy fakt obecności dziewczyny, która zajmuje tutaj ponad połowę czasu antenowego szablonu. Tuż obok znajduje się maleńka notka niczym z tylnej okładki książek sensacyjnych, która przepowiada obecność jakiejś bliżej nieznanej mi Dyary. Zakład fabularny skończył się chyba szybciej niż zdążyłam wypuścić mole z portfela. Najbardziej w tej mozaice przeraża mnie mały Sasuke, dyndający na plecach starszego brata. Ma tak dużą paszczękę i tak wielgachne oczy, że człowiek według Japończyków ma więcej dziur niż ciągłych fragmentów skóry.

Posty


Treść 0/25
Manga "Naruto"! Jest. Uchiha! Jest. Rodzeństwo! Jest. Skoro bohaterów mamy już jasno określonych, to teraz wypada już tylko zapoznać się z kolejną, alternatywną wersją zdarzeń. Najmilej byłoby, gdyby wszystko trzymało się w miarę możliwości z oryginałem, ale są to pewnie tylko moje pobożne życzenia. Cóż... Nigdy nie byłam aż do przesady święta, więc może się uda?

Rozdział I
Bez zbędnych prologów wskakujemy w środek normalnej, zdrowej sytuacji rodzinnej. Taaak. Normalną na standardy polskie nie można nazwać operacji wylania kubła zimnej wody na śpiącą siostrę przez niepełnoskrzywdzone rodzeństwo. Nawet mój osobisty brat w chwilach ostatecznej złości nie wylewa na mnie wiader kranówki. Straty w-około-materialne są zdecydowanie niewarte zachodu, dlatego nasze porachunki wyglądają znacznie subtelniej i przebieglej - młody woli całodniowe okupowanie sprzętów elektronicznych. Bezpieczne, bezbolesne, tanie, a rodzice kompletnie nie mają do niego pretensji po gładkim łgarstwie o "nauce".
Bezceremonialnie zaprezentowano publice Dyarę - główną bohaterkę i, tradycjo oklepana niczym rumak plemienia hasti-hasti, narratorkę pierwszoosobową tego opowiadania. Mam na to dziewczę dwa sprzeczne poglądy. Mimo że ma dziesięć lat, to mówi jakby była dorosła i nieomylna, a to już mnie wyjątkowo wkurza; bardziej niż rodzeństwo z upodobaniem do nieopłacalnego dokuczania. To z minusów bycia główną bohaterką. Z plusów istnieje zabezpieczenie rodzinne, które nie pozwoli na żaden kazirodczy związek z Uchihowym samcem. Znaczy... tak myślę. Same słowa dziewczyny brzmią dość dwuznacznie: "Sasuke nie był zbytnio towarzyski, ale rodziny się nie wybiera nie? Ważne, że nie robi mi wstydu, bo nadrabia urodą." To tak, jakbym ja wygrała los na loterii, bo mój brat jest dość przystojny i ma powodzenie w szkole średniej. Ale co to ma do rzeczy w związku ze mną? Opycha mi trzydzieści procent z tego, co dostanie od adoratorek? Mogę się reklamować na studiach jego zdjęciami? Ble! Dreszcz przebiegł moje ramiona niczym rasowa delirka. Brat to brat, krzyżyk na drogę w obie strony i tyle!

Rozdział VI
Musisz opchnąć naukowcom ten pomysł na teleportację. Serio! To będzie rewolucyjna technologia, bo co zdanie to inna, sensacyjna sytuacja! W piątym rozdziale Dyara siedziała sobie we własnym, zapełnionym trupami domu, a na początku szóstego swobodnie wychodzi z jakiegoś psychiatryka na spacer. "Może w końcu zareaguję tak, jak powinien zareagować człowiek w żałobie, czyli zapłakać." No tak mnie poraża jej nieszczęście, jej wewnętrzny dramat między obojętnością a żalem po wymordowaniu rodziny, że mało mi iskra po swetrze nie popełznie. O, już wiem! Zrobię sobie kieszonkową latarkę.
Przyznaję, że prędzej znajdę w Twoim fanfiku jakiegoś pana Miecia, który zdoła przepchać mi zlew w łazience niż taką postać, z którą mogłabym się utożsamić. To, co Dyara odczuwa, to nie trauma pourazowa, ale jakaś teatralna głupawka w stylu Makbeta. Jaka ona biedna, jaka skrzywdzona! Właśnie znalazłam pokrewną duszę na tym łez padole, moje serce aż drży ze współczucia... A nie, to tylko mi się obiad w kiszkach przewraca. Porada cioci Dziab - jeśli chcesz napisać o czyjejś ciężkiej sytuacji, postaw się na jego miejscu, a nie twórz dhramatyczne opowiadanie, popijając w swoim pokoju kakauko zrobione przez mamę.

Rozdział XIII
Timeskip! Jak ja lubię timeskipy. Dzięki nim można beztrosko upichcić sałatkę warzywną z poprzedniej osobowości bohaterów i zrobić z nich kreacje nowe niczym modele Mitsubishi w tych rewelacyjnych ratach na trzysta lat! Aż do teraz nie umiem wygrzebać się z krateru po tej sensacyjnej wiadomości.
W nowym rozdziale leniwie rozwija się dramat porannej bezsenności. Jest na to świetna rada - na ranne wstawanie najlepsze jest romansowanie! Obmacywanki-cacanki i inne kuracje masujące gratis. Oj, jakby Dziab chciała, żeby ją ktoś choćby i o trzeciej nad ranem pomacał, pomasował czy coś tam sobie dotknął. Ale świat obdarzył ją jedynie ciężkimi studiami, żeńskimi współlokatorkami i kotem z nadwagą. Że tak powiem... znowu w życiu coś nie pykło. Za to bardzo dobrze pyka głównej bohaterce. Przyjaciela, który o nieziemskich porach i sytuacjach klei jej się do talii, Dyara zbywa bez chwili namysłu, bo "to jeszcze za wcześnie". Zdrowie realizmu! Zdowie fanaberii!
Ale nie to jest sensacją dnia. Hokage, najważniejszym i najpotężniejszym ninja Konohy okazuje się być Naruto! Główna fabuła trzynastoletniej mangi zamknięta w... dwóch zdaniach? Bez wyjaśnienia, bez wielkich ceremonii, bez fajerwerków, bez brazylijskich tancerek i darmowej lemoniady? To jawna kpina! Żądam powołania komisji śledczej!

Rozdział XV
Nie masz pomysłu na akcję? Kup go! Wyjmij z torebki wspomnienia z dzieciństwa o gonieniu kotka i odnalezieniu jakiego super-ektra-hiper tajnego przejścia do pilnie strzeżonej wioski. Podgrzej, dorzuć jeszcze więcej przyprawy z bohaterki i danie gotowe, że palce... obgryzać. Szukanie zwierzaka? A to co, ciekawszej metody na zabicie czytelników nie było, żeby tak od razu okrutnie - mordować nudą? "Biegaliśmy za nim z dwie godziny. W końcu Udon przystanął, bo nie posiadał wystarczającej kondycji." Ktoś tu raczy żartować, że latanie wte i wewte przez bite dwie godziny to jakaś leniwa przebieżka, a ktoś wyczerpany po takim maratonie jest sportową ofermą. E tam, dam sobie spokój z logicznymi dywagacjami, bo od tych jedzeniowych metafor aż się głodna zrobiłam. Mięsnego paluszka?
Czar wspomnień prysł, a Dyara próbuje manewru ze starym, ukrytym przejściem do Konohy. "Zamek to zwykła drewniana kłódka, zamykana na szyfr." Dziab zadławiła się poddziabywanym właśnie kciukiem sąsiada spod dziesiątki. Ninja, którzy chronią tajne przejście DREWNIANĄ KŁÓDKĄ? Ja rozumiem - kryzys, Grecja, franki szwajcarskie. Ja staram się zrozumieć, ale żeby nawet w opowiadaniach występowała tak gwałtowna recesja, że trzeba swe sekrety zabezpieczać jakimś kołkiem z sosny? "Tak, wiem - to dziecinne. Równie dobrze mogłabym rozwalić lichą konstrukcję, ale nie chciałam." Eugeniusze. I jeszcze mi przytakują. Kłódka ma zabezpieczać wejście przed przyjaciółmi, za to wrogowie to chyba zwieją w popłochu, widząc tak solidne fortyfikacje. Dziewczyna przywołuje gadatliwą łasicę, bo przecież niebezpieczna misja grożąca śmiercią jest cudowną okazją na głośne ploty o niczym. Tygodniowy trening z bratem odbywa się w magicznej kopule, w której czas nie płynie i jest absolutnie niewykrywalna. Zaraz, zaraz. A co z chakrą (zmieszana siła duchowa i fizyczna)? Nie dość, że ta kopuła pewnie żre ją niczym głodny hipopotam, to postacie jeszcze trenują jednocześnie kupę innych technik? I Mangekyo Sharingan (największa technika hipnozy klanu Uchiha) aktywowany z jakichś pośladków? Nie, to nie jest dziecinne. To już jest bezdennie słabe. Nawet anemicy to przy tym to rasowe Pudziany.

Rozdział XX
Pierwsze zdanie i już mnie trafia strzała w kolano. "Prawne miejsce urodzenia"? Cóż to takiego, bo nawet przeglądarka nie daje sobie rady z zestawieniem tych trzech słów? Zawsze myślałam, że Dziab, chemik nieokiełznany, jest istnym pierwotniakiem w sprawach ekonomii i prawa. A jednak mogło być gorzej - Dziab na całe szczęście nie została totalnym pantofelkiem w kwestii weryfikowania wiedzy za pomocą Internetu.
Żeby jednak nie było tak wesoło, sama historia niejakiej Imrin jest dość... poruszająca. Na pewno byłaby bardziej, gdyby główna bohaterka nie wszamywała w najlepsze kanapki czy nie robiła aluzji do przydatności popcornu w owym seansie. Nowa dziewczyna przynajmniej nie zjadła czynnika X, tworząc z niej narutową wersję Atomówki. Przykra, ale nie ubarwiana na siłę opowieść Imrin odpowiadała mi zdecydowanie bardziej niż te wszystkie ckliwe histerie głównej bohaterki razem wzięte. A tych nie szczędzi i tak przez pół rozdziału. "Nie wiedziałam, że wygłoszę taaaki monolog, lecz niezbadane są wyroki boskie, ne?" Bohaterka ma tak przerośnięte ego, że aż chciałoby się wyjąć szpilkę i przekłuć niczym balonik.

Dialogi 0/5
Bohaterowie zdecydowanie cierpią na jakieś lęki. Może się jąkają przy dłuższych wypowiedziach? A może ktoś przyjdzie ich pobić, gdy zaczną zajmować czasu antenowego niż jedną, wyschniętą linijkę? Wyślij ich czym prędzej na przymusową terapię z dala od Dyary, bo to jej osobowość dusi niczym boa kwestie pozostałych postaci. Dialogi nie wyglądają jak ciąg wypowiedzi dwojga rozmówców, prowadzone przez dwieście szesnaście linijek bez najmniejszej ingerencji strony trzeciej. Wręcz przeciwnie - narrator wtrynia się często i gęsto, aż rzęsy więdną na widok tych kilometrowych wtrętów. Przecież ludzie to takie wspaniałe, gadatliwe istoty! O sobie potrafią mówić godzinami, ponadto wielozdaniowe opinie są zakodowane w naszym DNA odkąd tylko znamy magiczne słowo "ja". Zdecydowanie brakuje tu naturalnej równowagi w tej sałatce, a wszystkiemu winna jest obecność jednego, nieziemsko cudownego i samolubnego stworzenia.

Opisy 0/5
Opisy? Bez żartów. Powinnam zmienić nazwę kategorii na "opinie". O, tych to Dyara produkuje tak dużo, że można by w nich pływać niby w oceanie Spokojnym, gdyby tylko przyjęły bardziej sprzyjającą ku temu formę. Narratorka nie skupia się wcale na przedstawieniu otaczającej jej rzeczywistości, ale leży plackiem pośrodku własnej wyobraźni i opala się w blasku swej chwały. Żeby jeszcze jej tyrady były spójne, a myśli reprezentowały sobą jakieś interesujące poglądy... Zamiast tego - wieczysta zajebista. Niech spoczywa w grajdole twórczym, amen.
No niech Cię mrówka w piszczel kopnie. Jak to wszystko wygląda? Czy sama chciałabyś czytać cudzy potok zaróżowistości? Więcej współczucia dla czytelnika. Jeśli tak bardzo lubisz skupiać się na osobistej relacji, myślach bohaterki i jej ironicznych komentarzach, to pisz pamiętnik, a nie pełnoprawne opowiadanie.

Kreacja bohaterów i świata przedstawionego 0/10
Jeszcze przed masakrą klanu Uchiha stwierdziłaś, że Sakura, Sasuke i reszta jego "rocznika" ma dwanaście lat, nie wspominając, że wszyscy i tak zachowywali się jak gromada przedszkolaków z ADHD. Gratuluję "skromnej" pomyłki, po dwanaście lat to oni mieli oryginalnie w czasie trwania mangi, czyli kilka dobrych roczków po pewnych krwawych wydarzeniach. Nie to jest jednak istną wisienką na torcie absurdu. Wiek Dyary określiłaś na dziesięć lat, bo Sasuke jest od niej o dwa lata starszy (rozdział pierwszy). Jednocześnie jest ona równolatką Konohamaru, który powinien jeszcze leżeć w kołysce, ewentualnie, według mangi, być cztery lata młodszy od Sasuke (rozdział drugi). Sasuke jest od siostry o kilka lat starszy, co brzmi niepokojące więcej niż dwa lata (rozdział piąty). Trzy miechy po tragedii Dyara ma ma dwanaście lat (rozdział dziewiąty). Między tymi rozdziałami nie było słowa o większych skokach czasowych. Możliwość widzę tylko jedną - porwałaś Severusa Snape'a. Wypuść go natychmiast i zakończ produkcję eliksiru młodości!
Przyznajmy więc, zgodnie z rozdziałami po sześcioletnim timeskipie, że Dyara jest młodsza od Sasuke i jego kolegów z Akademii oraz że właśnie skończyła osiemnaście lat. Już, zakodowało się? No to można wyrzucić te informacje do kosza! Dyara jest tak fajna i tak dojrzale się czuje, że kumpluje się i romansuje z kolegami swego brata, a własnych znajomych już nie pamięta. Kto by się w tekst wczytywał, prawda? Dalej - dziewczyna jest jouninem "specjalnym", ninja najwyższej klasy w wieku zaledwie osiemnastu lat. Obok mamy dwudziestoletniego Hokage, który posiada w pępku okrutnego demona i jest "uwielbiany" przez tłumy, ale nie ma ani słóweczka o tym, co się stało ze starym przywódcą. Dalej mamy nieśmiałą bohaterkę, która drze się na bohatera, następnie ten bohater, życiowa miernota, wciela się w rolę Banderasa i sprzedaje krzykliwej bohaterce buziaka. Mamy zbiegłego mordercę, który odwiedza na przepustkach swoją siostrę i uczy ją fajnych rzeczy. Mamy misje, które są tajne, ale kto by się przejmował koniecznością milczenia i nasłuchiwania wrogów. Techniki ninja są potężne, a wioska wygląda tak, że ma domy i drogi. Każda informacja o świecie "Naruto" jest tak wyssana z palca, że już chyba kikut z niego został. Nie, ja się na to nie godzę. Zabierzcie mnie z tego psychiatryka, bo wam klamki pozjadam i tapicerki na kozetkach pogryzę.

Fabuła 0/10
"Jest gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie" śpiewał ulubiony posiadacz afro polskiej widowni i pewnie już przeczuwał, że powstanie opowiadanie takie jak Twoje. Ja się z Wodeckim w pełni zgadzam - fabuła zapewne w planach była przewidziana, ale na czym miała polegać albo dlaczego efekt jest tragiczny niczym szybkość budowy A1, tego już najstarsi afrykańscy Eskimosi powiedzieć nie umieją. Nie ma zarysowanego żadnego ważniejszego wątku, właściwie wszyscy czytelnicy zostali perfidnie oszukani, bo to nie jest "historia pewnego rodzeństwa", a zdecydowanie "przypadkowe sytuacje okiem wspaniałej Dyary". Błyskotliwe przygody panny Uchiha są pisane pod wpływem kompletnego impulsu i nie zastanawiasz się nawet, co stworzyłaś w zaledwie poprzednim rozdziale. Fabuła polega na tym, że głównej bohaterce wszystko się udaje i to wystarczy, żeby czytelnik wciągnął się w... no właśnie, w co? W fantazje "taka byłabym super, gdybym mogła być postacią z mangi"? W czasie pisania kierowała chyba Tobą zasada, że wymyśliłaś to jako alternatywną historię do mangi, więc nikt nie ma prawa się czepiać niespójności. Wytrych uniwersalny, wszystko można wyjaśnić wolą autorki. Tylko że ja będę się czepiać, będę to robić z całych sił, aż Ci gatki od mojego capnięcia spadną. Informacjami o uniwersum szastasz, jak Ci się żywnie podoba. Kompletnie olewasz chronologię mangi. Tworzysz fantastyczne, przemocarne techniki, ale nie ma to sensu w związku z zasadami panującymi w "Naruto". Nawet o tanim romansie mówić nie można, bo tu się nic nie dzieje! Każda fabularny element tego opowiadania kuleje niczym koza po czterokrotnej amputacji. Dorobiłaś się epidemii na skalę własnego opowiadania - głupota głupotą zaraża kolejne zdania.

Oryginalność 0/5
Rola tak wspaniała i tak brawurowa, że wyścigi Tour de France to przy niej zwykłe wycieczki harcerskie - oto przed państwem ironiczna niczym Kuba Wojewódzki, niezwyciężona Dyara Uchiha, siostra Ayumi, Yuki, Saki oraz Nonomi Uchiha, kuzynka Itsuki, Yomi oraz Hany Uchiha i znajoma jednej z niezliczonych zastępów przyjaciółek Itachiego Uchihy. Muszę zacząć rozdawać numerki do tej szalonej kolejki koligacji rodzinnych, bo to już nie jest drzewo, a jakiś istny żywopłot genealogiczny. Jakby mało było Uchihów na jedną mangę. Istnieje osobna "dzielnica Uchiha", mordują się, wyłupiają oczy, a i tak mnoży się to jak króliki. O, czekaj, mam telefon na linii... Pstryk. Witaj w automatycznej poczekalni Dziabowego niezadowolenia. Diagnoza - nieuleczalna bzdurność świata. Pobierz numerek i ustaw się w kolejce do permanentnego ofukania. Uwzględniamy rabaty na tupanie, zgrzytanie zębów, wymachiwanie pięściami oraz obruszanie się i wywalanie języka w kierunku monitora.

Poprawność językowa 1/10
Zarzut mam jeden, ale za to bardzo nietypowy na standardy oceniania. Czy Ty w ogóle poświęcasz chociaż pięć minut na sprawdzanie kolejnych rozdziałów? Masz ku temu najmniejsze chęci? Czy faktycznie traktujesz ocenialnie jak darmową betę, olewając resztę oceny, a wykorzystując tylko tą kategorię? Widziałam, że błędy wytknięte w innych ocenach poprawiłaś, ale jeśli ktoś nie napisał Ci wprost "w takim zdaniu masz ten błąd, a musisz napisać tak", to nadal straszą w opowiadaniu okropne babole. Zmień nastawienie, bo mimo ogromu rad masz w nosie ciężką pracę nad warsztatem. Skup się nie tylko na wyglądzie bloga, ale też na wyglądzie tekstu. To ważniejsza wizytówka niż jakieś obrazki z Internetu. Ktoś Ci zwraca uwagę, że w danych rozdziale jest dwadzieścia błędów interpunkcyjnych i literówek, a Ty? Poprawiasz tylko świętą dwudziestkę, bo na pewno ocenialnia musi wypisać wszystkie błędy, które tylko się pojawiły przed kilkanaście rozdziałów. Mimo średnich przewinień w tekście, nie zasługujesz na więcej punktów przez swoją postawę. Więcej samodzielności lub oficjalnej, rozumnej współpracy.
"Zauważyłam go, dopiero, gdy wylał na mnie kubeł zimnej wody."
Gratuluję opóźnionej reakcji. Pewnie nie było słychać żadnych kroków, skrzypienia drzwi, jakiegoś chlupotu wody, a bohaterka spała kamiennym snem. Zbędny przecinek po "go". Ale radzę nie skupiać się na tylko na wytkniętych przecinkach, bo daleko na tym nie zajedziesz. Ocenialnie to nie beta.
"– Radzę Ci uciekać, bo jak Cię złapię, to skończysz jako mięso mielone na obiad! – według instrukcji zaczął uciekać a ja zanim."
Nie piszesz listu, żeby nawet w dialogach dawać zaimki z wielkich liter. Wielka litera dla "według", bo zaczyna się kwestia narratora, która nie jest czasownikiem określającym mówienie. "Zanim" popełnisz więcej gaf, popraw na "za nim". Po "ja" brakuje jakiegoś skromnego "ruszyłam" albo "pobiegłam". Czytasz rozdziały przed publikacją, czy tylko z automatu spoglądasz na czerwone podkreślenia Worda?
"- Proszę nie biegać do domu! Dyara czemu jesteś cała mokra?!
- Sasuke się spytaj – odpowiedziałam chytrze patrząc na dwa lata starszego brata."
"Po" domu, nie "do". Przecinek po "Dyara". To samo po "chytrze"; kiedy zaczyna się nowe zdanie, to trzeba je oddzielić.
"- Czekam na wyjaśnienia – oj. Mama się denerwuje. Radzę uciekać, bo pole rażenia jej złości jest większe od bomby atomowej.
- No co. Urodziny ma tak? Ten dzień musiał się „specjalnie” zacząć – egoista."
To samo z wypowiedziami narratora. Nie żałuj wielkich liter i okiełznaj narratorkę, bo musiałam trzy razy drugą kwestię czytać, żeby zrozumieć, kto ją wypowiada. Przecinek po "ma". Poza tym komu Dyara to radzi? Nie dość, że rada przepływa przez jej myśli, to chyba nie ostrzega Sasuke? Przecież właśnie o to jej chodzi...
"- Jasne jasne – powiedziałam z uśmiechem, pełnym satysfakcji."
Brak przecinka po pierwszym "jasne", a niepotrzebny po "uśmiechem". Rany Julek, nie dość, że powiedziała, to jeszcze się uśmiechnęła. Z satysfakcją! Co za bogata mimika w jednej sekundzie.
"- Mówisz? Ale to ja za tydzień, będę cię oglądała na Egzaminie na chuunin’a, kiedy będziesz cały zestresowany – odparłam. Tak zwyciężyłam!"
Raz zjadasz przecinki, raz je wypluwasz. Pewnie sumarycznie ilość znaków interpunkcyjnych by się zgadzała, tylko siejesz je jak stara babcia trawę w ogródku. Niepotrzebny przecinek po "tydzień", "egzamin" z małej litery, niepotrzebny apostrof przy "chuunina", bo rzeczownik kończy się spółgłoską, przecinek po "tak". Dyara powinna się ogarnąć, bo człowiek krzyczący, że wygrał bitwę słowną przed odpowiedzią rozmówcy, zachowuje się co najmniej jak dzieciak. Och, chwila, przecież ona ma dziesięć lat. Zmyliło mnie to, że się przez cały czas wymądrza.
"- O patrz kto idzie. Poczekam zawołam je – mruknęłam."
To poczeka, ale zawoła? Dziewczyna nie tylko zagina zdolności mimiki, ale i kolejność czynności. "Poczekaj", nie "poczekam" miało być. W wypowiedzi nastąpił kompletny ubój przecinków. Powinny być po "o", "patrz" i "poczekaj".
"Skwitowałam to tylko wybornym prychnięciem. Ha! Jestem w tym dobra, nawet ćwiczyłam."
Pfff. To co, zrobimy zawody w prychaniu? Ja prycham zawodowo, prycham przed lustrem i na cudze blogi, prycham pasjami na bohaterki, które uważają, że nawet prychanie mają wybitne. Bo "wyborna" to może być przystawka w restauracji. Logiki, dajcie mi choć działkę logiki.
"Ja się nie mieszamN nie chcę mieć któregoś na sumieniu>"
Coś tu chyba wybuchło, granat znakowy czy kij piernik. Kropka uciekła, wielkie "n" przesunęło się w złą stronę, małe "n" wpadło w paradę, a ten nawias ostrokątny przyleciał z kosmosu. "Któregoś" też nie za bardzo tu pasuje, prędzej dałabym "żadnego".
"Za oknem szarówka, lecz widzę już powoli, wynurzające się zza horyzontu słońce."
Tak gęsto opisywana teraźniejszość mocno mnie przytłacza. I jak tu nie popaść w pamiętnikarskie skojarzenia? "Zobaczyłam" zamiast "widzę" byłoby o niebo lepsze, wywal "już", niepotrzebny przecinek po "powoli". Widzisz powoli? Zgłoś się do okulisty albo przyspiesz z Cyfrowym Polsatem.
"W kuchni lampa była już włączona. Czyli ktoś musiał zapomnieć ją wyłączyć."
Nie! Eugeniusze! Skąd wy się bierzecie? Co za domysły, co za spryt i przebiegłość! Ale do rzeczy - lampka był JUŻ włączona, ale ktoś zapomniał jej wyłączyć. O jedno słowo za dużo w tej wypowiedzi.
"Wzięłam do ręki kubek z herbatą.
- Ałaaa! - krzyknęłam, bo była gorąca.
- Przepraszam! Zapomniałem Ci o tym powiedzieć - zaczął się tłumaczyć."
Stwierdzam krzyk, bo gorące. Jakie to... tragiczne i niespodziewane. To ludziom zawsze trzeba mówić, że herbata może oparzyć? Trzeba było od razu wlać ją sobie ciągłym strumieniem do gardła, byłoby zabawniej. Zaimki z wielkich liter nadal straszą.
"Pojawiłam się pod drzwiami, przez które miałam zaraz przejść. Cholra, poparzyłam sobie język..."
Ciąg dalszy poprzedniej, tragicznej w skutkach pomyłki. A jednak zdążyła ją sobie wlać do buzi, no co za prędkość. Żeby nawet przez kubek nie poczuć, że ma się do czynienia z czymś gorącym. Pewnie wcale nie było widać pary, a bohaterka miała przyciemniane okulary na nosie. Tak się biedaczka pokaleczyła, że nawet nie może poprawnie zaklnąć w myślach. "Cholra". Ciekawe.
"Akamaru = Kiba ... Coś mnie znowu ominęło?"
Mnie na pewno kilka znaków interpunkcyjnych. Niepotrzebna spacja przed wielokropkiem. Co to za równania matematyczne w opowiadaniu? My, ścisłowcy niepoprawni. Z równania Clapeyrona wyliczamy objętość wody do porannego mycia, a swetry wybieramy według współczynnika tarcia o koszulkę.
"Ciekawe, czy zdaje sobie z tego sprawę? Czy spotyka się ze mną z hmmm obowiązku?"
Odkrywcze przymiotniki nie są hmmm. Można za ich pomocą wyrazić wiele hmmm emocji. Ale przepraszam, to jest tajne przez hmmm, więc nie mogę o tym hmmm pisać. Sami się hmmm.
"Bardzo bym chciała, aby nauczył mnie kolejnych technik pieczętujących, bądź nowych zastosowań Sharingan’a."
Niepotrzebny przecinek po "pieczętujących", a sharingan to technika oczu jak każda inna, trzeba ją pisać z małej i bez apostrofów.
"To była zwykła, początkowa misja rangi D - czytaj, odnalezienie malutkiego, zagubionego kotka, który uciekł swojej natrętnej i przesłodzonej właścicielce."
W opowiadaniu pomykają sobie jakieś "przesłodzone" babki, a ja nie mam co do kubka z herbatą włożyć, co? Bohaterka nie musi kazać mi czytać. Robię to przez całe opowiadanie, na nieszczęście.
"- Hahah, dobrze Ci tak - pokazałam jej język. Mówienie do niej "prosto w twarz" było trudne podczas biegu, więc starałam się to robić w miarę możliwości."
"Hahah" zacharczała, kończąc śmiech spółgłoską. Mówienie prosto w twarz. Mta. Z dźwiękami jest ten okrutny problem, że trzeba się patrzeć na rozmówcę, żeby wszystko doleciało do jego uszu. Fale dźwiękowe są przecież takie skomplikowane. Poza tym skoro rozmowa była tak trudna do przeprowadzenia, to może nie trzeba było tego robić "w miarę możliwości", tylko normalnie gadać i patrzeć się na drogę albo skupić się na tej arcyniebezpiecznej przeprawie przez teren nieprzyjaciela, co?
"- Aaaaaale super!!! - tak się ucieszyła, że aż przeskoczyła na drugie ramię.
- Tak, ja też się cieszę - szczerze się do niej uśmiechnęłam."
Dwie wielkie litery znów zabłąkały się gdzieś za kulisami. Ale nic to! W tym tygodniu Internet oferuje super promocję! Trzy wykrzykniki w cenie jednego! Przedłużanie samogłosek gratis. Dałaś sześć "a" - dlaczego nie siedem? Albo nie osiem? Jeśli już bardzo-bardzo musisz przeciągnąć samogłoskę, to daj może tradycyjną liczbę trzy. Będzie mniej czytelnika boleć. Jednak jak sama widzisz, to żadna reguła, a jak nie ma odpowiednich praw, regulujących krzyczenie, to należy postawić jeden, zdrowy wykrzyknik. I po krzyku.
"- Hai, hai... - co jak co, ale cieszyłam się jak małe dziecko, gdy tylko go widziałam."
Tak, tak. Nie! Nie stosujemy japońskiego - już po poprzedniej ocenie powinnaś w te pędy przybiec i do tego opowiadania, czym prędzej sprzątając cudzoziemskie smrodki. Wielkiej litery ponownie brak.
"- Będziesz żałosna, jeśli nie nauczyć się tego jutsu... - po tych słowach wzielismy się za trening."
Dziab lubić mówić bezokolicznik i nie odmieniać rzeczownik. Dziab myśleć, że być wtedy w czas prehistoria. Prehistoria być fajny. "Wziąć" to móc za młotek. "Zabrać" lepiej.
"- Sakura–chan nic ci nie jest? O Boże co on Ci zrobił? Zabiję tego idiotę, zabiję! – zaczął wrzeszczeć. Ze mną się nawet nie przywitał…"
Smacznego! Co? No przecież znowu zjadłaś część przecinków! Sprzeciw, to nie jest wina naszego potwora, proszę tu nic nie insynuować! I jeszcze wsadzać te okropne przyrostki honoryfikatywne. Przecinek po "Sakura" i "Boże". Robię meksykańska falę radości za olanie Dyary, bo jestem okropna i lubuję się nieszczęściem.
"Myśląc znowu nad tym wszystkim, co się ze mną dzieje wymyśliłam, zgadniecie co?. Tak, znowu macie rację! Jedno, wielkie, kształtne NIC, znowu!"
Myślała i wymyślała, znowu, znowu, znowu... Jaki czar powtórzeń oraz majaków do niewidzialnej widowni. A co to? Czyżby poprawki jakiejś innej ocelnialni albo bety? Wkleiło się zdania i zostawiło własnemu losowi? Brzydko, bardzo brzydko. Gdzieś jeszcze natknęłam się na podkreślenia, ale nie powiem gdzie, żebyś sama się wzięła do roboty i je znalazła.

Detal


Dodatki 5/10
Szabloniarnie szbloniarniami, ale dlaczego nikt nie respektuje praw autorskich? Nie ma żadnego linka do oryginalnych prac u Ciebie (bo może właśnie Ty dostarczyłaś materiały do szabloniarni), nie ma ich także na tamtym blogu, ani w jakimś spisie, ani pod właściwą notką. W tym czasie odnalazłam sens swojego życia i dwa złote w kieszeni, ale tej prostej informacji nie zdobyłam nigdzie. Cytat jest nieczytelny, jakby nawet ten przejaw cudzego autorstwa był wstydliwy dla szablonu. Hańba, hańba to straszliwa. Niech wam na głowy... szyszki spadną.
Reszta jest raczej czytelna i poukładana. Nie ma przesytu informacji czy wróbelków-duperelków. Czytelnik ma tylko tekst i najważniejsze linki - to się chwali. Pokusiłabym się może o jakieś wyraźniejszą kategorię na rozdziały, bo istnego dnia świstaka można dostać, kiedy się szuka odpowiedniego numerka rozdziału po całych miesiącach.

Dodatkowe punkty 0/5

Suma: 13/60
Ocena: mierna

I co tu napisać w ogłoszeniach parafialnych? "Niech Cię aniołowie mają w opiece"? A może lepiej "do diabła z taką fabułą"? Czy potraktujesz moje słowa jako regularny objazd od góry do dołu, czy jednak jako radę w sprawie przyhamowania w kreowaniu głównej bohaterki - nic więcej jako oceniająca nie poradzę. Osobiście liczyłam na coś dobrego. Masz już jeden blog, który zdecydowanie lepiej się prezentuje pod względem historii, więc może poświęć nadmiarowy czas na samodzielne doszlifowanie poprawności jednego opowiadania, bo na samych ocenialniach daleko nie zajedziesz. Wtedy trója była czymś na miarę studenckiego bóstwa zdawalności (wszyscy studenci Ci powiedzą, że trójka to coś wspaniałego), dzisiejsza dwója jest gorsza od niejednej nagany w dzienniczku. Nie powinnaś patrzeć na ocenę jak na gołe punkty, ale na to, jak oceniający chciał Ci pomóc w poprawie opowiadania. Pokpiwanie sobie z pomocy na boku raczej nie uczyni Cię mistrzem w pisaniu.

Pozdrawiam!
Dziab

10 komentarzy:

  1. Ocena świetna. Zawsze potraficie zrobić tak, że uśmiecham się niemalże przez cały czas, jeśli nie chichotam do komputera jak nie do końca rozumna, budząc przerażenie matki mej czcigodnej.
    Literówkę jedną znalazłam:
    "Czar wspomniej prysł, a Dyara próbuję" - powinno być 'próbuje'...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kosmiczniaście nam miło! Niah, niah, niah, że pozwolisz mi się zaśmiać z radochy nad kolejną porcją endorfin w żyłach drogich czytelników ;)

      A tak się starałam naszej kochanej NASIE zrobić na złość i nie dać złowić jej ani jednej rybeńki! XD Zaraz tu pogonię system punktowy, bo order Ci się należy. Zawijam kiecę i lecę poprawiać!

      Pozdrawiam!
      Dziab

      Usuń
  2. Ładnymi słowami zmieszałaś mnie z błotem. Mam wrażenie, że sprawiło ci to niemałą przyjemność - cieszę się twoim szczęściem.
    Dziękuję za ocenę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Myślę jest zupełnie odwrotnie - doskonale zrozumiałaś ocenę, jednak nie do końca umiesz się pogodzić w głównymi zarzutami i odpłacasz się złą monetą. Po pierwsze skasowałaś w tempie ekspresowym informację o ocenie na swoim blogu (na kin-z-otogakure nadal ona wisi, więc nie da rady wytłumaczyć to chęcią wyczyszczenia spamu). Po drugie nie do końca fair potraktowałaś przychylną ocenę dwóch ocenialni (w tym naszej) na swoim opowiadaniowym facebooku. Po trzecie swoimi słowami zadajesz kłam, jakobyś chciała się rozwijać. Dajesz błędy do poprawienia, ale nie chcesz słyszeć o niczym innym. Właśnie do tego cały czas piłam i piję - jako autorka zawiodłaś mnie, czytelnika, brakiem profesjonalizmu w stosunku do krytyki. Nadal uważam, że fanfik o Kin jest wart czytania i prowadzenia, ale nie daje Ci to immunitetu na mniej wesołe opinie. Jak zwykle jestem łagodna, jeśli idzie o przyjmowanie skarg, to tym razem nie zaszczycono mnie nawet konstruktywnym zjechaniem. Szkoda.

      Było mi miło oceniać oba blogi i serdecznie zapraszam do kolejnej oceny za pięć postów :)

      Pozdrawiam!
      Dziab

      Usuń
  3. Wyniosłaś się, Dziabaro, na wyżyny sarkazmu ;) Ostra ta ocena, ale zgadzam się z podniesionymi tu kwestiami (a przynajmniej w większości; co to za maniera czepiania się trzech myślników? Przecież to także funkcjonuje jako poprawne, jeśli chce się coś podkreślić szczególnie - chyba że chodziło o ten konkretny przykład, to wtedy pardon ;)). Ciężko mi się też zgodzić z opinią o szablonie, ale wiadomo - to bardzo indywidualna sprawa :)

    Ja tak sobie myślę od jakiegoś czasu, czemu ludzie zgłaszają się do O-pieprzu. Bo muszą przecież wiedzieć, że tutaj oceniający z autorami się nie patyczkują. Trzeba mieć naprawdę duży dystans do siebie i swojego opowiadania, aby przeżyć Wasze oceny w stanie nieneruszonym na duchu i ciele. Wielu osobom jednakże tego dystansu brakuje, a przytajmniej tak wywnioskowałam z niektórych komentarzy.

    Pozrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *maniera czepiania się trzech wykrzykników
      Ech, późna godzina, to zła godzina, robię błędy :)

      Usuń
    2. Nic nie szkodzi, ja nie NASA XD Właściwie nie popełniłaś żadnej gafy, bo wszystkiego potrójnego i tak bym się czepiła. Przyznaję Ci rację - jak najbardziej funkcjonuje i jest to poprawne (ostatnio trzy pytajniki odnalazłam w jednym kryminale Christie, ale wyglądało to... no, wyglądało), jednak i tak nie rozumiem, czym się różni jeden wykrzyknik od trzech. I tak pokazuje emocje mówiącego, i tak. Jeśli jeszcze do tego ktoś użyje się wielkich liter i przeciągania samogłosek, to czy to się różni od jakichś prywatnych rozmów na gg? Niemniej, od teraz będę bardziej rozważać poprawność takich technik, dzięki za radę!

      Pół biedy, jeśli autor nie zgadza się z krytyką i jest po wszystkim. Jednak zdarza mi się spotkać przypadki niezadowolenia na szeroką skalę. Zastanawiam się wtedy, czego autorzy oczekiwali? Chcę oceniać i nie jestem w najmniejszym stopniu złym człowiekiem, ale jestem na Opieprzu, a nie na "słodkich-mangusiowych-ocenkach". I wcale nie oznacza to, że zawsze muszę ludzi "zjeżdżać".

      Ja natomiast przepraszam za dziwną porę - z rana mam mały egzamin, ale nie mogłam sobie odmówić sprawdzenia poczty i Opieprzu :) Dzięki Tobie, Phoe, mam dobry humor na cały dzień!

      Pozdrawiam!
      Dziab

      Usuń
    3. Ale bloga nie skasowała, to oznaka, że szczątkowe przyjmowanie krytyki posiada, nie tak jak te moje Ałtoreczki. ;p

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Nie mam zamiaru skasować bloga, ponieważ na tym świecie znalazły się osoby chące czytać ten chłam. Nie mam nic do krytyki, jednak niektóre zdania, dające mi jasno do zrozumienia, że to co robie w ogóle nie ma sensu, były bardzo dosadne. Bloga oddałam tutaj, wiedząc, że nie dostanę więcej niż 3. Jednak dawka opierdolu mine przerosła, bo ktoś nieźle wjechał mi na ambicję, tyle. Taka jestem i już.
      Zareagowałam dość gwałtownie, za co przepraszam Dziab.

      Usuń