Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


środa, 16 stycznia 2013

(798) rulebritannia-tod


Oceniany: rulebritannia-tod.blogspot.com
Oceniający: corkatsw

Estetyka

Wrażenia estetyczne: 6/10
Witam serdecznie, czapki z głów (prawicowe bereciki również!) i spodnie z koszul (przyklejacie sobie te berety, czy co?) oto mam przyjemność znaleźć się na blogu, którego tematyka jest jak miód na serce i Etopiryna na obiad po wszystkich fanifkach i yaoi. Żeby się dobrze wczuć w akcję, wyobraźmy sobie dziewiętnastowieczną matkę-Anglię i port, do którego przycumowany jest ogromny statek. Mewy latają, fale falują, pada deszcz. Na pokład wchodzą ludzie – kobiety w długich, powłóczystych sukniach, próbujące złapać oddech w gorsecie, na głowie czepki, które dzisiaj używają tylko kucharki weselne, by czasami nie wpadł fragment DNA do rosołku. Faceci w cylindrach i kamizelkach, na nogach mają buty wypolerowane na błysk jakimś biednym zwierzakiem, wszyscy z walizeczkami udają się na pokład. Pod pokładem siedzą stuleni w jakimś kącie ludzie, którzy płyną na gapę. Gdzieś w tle rozbrzmiewa hymn Anglii, którego współcześnie zastąpiło „God save the Queen” i który swój początek ma w tysiąc siedemset czterdziestym roku, czyli „Rule, Britannia!”. Tak też brzmi Twój adres bloga, droga The Other Dandy. Możesz sobie narysować na karteczce i przykleić od monitora duży uśmiech z nieograniczoną ilością gwiazdek ode mnie (to nagroda!) za ten adres. Dzięki Tobie jakiś tam odsetek ludzi dowie się, że Britannia to nie tylko jacht Elżbiety II, ale również starożytne określenie Anglii. Napis na belce powinien zawierać cytat z „Rule, Britannia!”. Bardzo ciężko przetłumaczyć ten hymn, gotowca nie znajdziesz nigdzie, choćbyś przekopała cały Internet, ale warto się pomęczyć, bo każdy szanujący się opieprzający doceniłby to. Tymczasem na belce mamy powtórzenie adresu. Tytuł powinien zawierać przecinek oraz wykrzyknik na końcu, bo o ile w adresie nie da się umieścić tych znaków, tak w belce nie ma żadnych ograniczeń. Z drugiej strony „Rule, Britannia!” może być dla Ciebie tylko okrzykiem bojowym, ale wtedy również powinnaś umieścić te dwa znaki. W zasadzie jasno nie określiłaś roli tytułu. Szkoda, że nigdzie nie znajdujemy informacji o znaczeniu tych dwóch słów, tylko nieuświadomieni muszą zaglądnąć w Google. Tło jest połączeniem brązu, brązu i jeszcze brązu. W tle dostrzegam brąz, choć nie… po dłuższym wpatrywaniu się stwierdzam, że to jednak brąz. Stereotypowo przygnębiający kolor przybrał bardzo ładny odcień, pląta się w zawijasy i stwarza miłą dla oka otoczkę dla tekstu. Nagłówek jest dość… inspirujący. Skłania do przemyśleń, tworzy napięcie grozy i zmusza czytelnika do zastanowienia się nad prozą własnego życia. Żartowałam – jest bardzo skąpy. Połowa nagłówka przedstawia jakąś ulicę, z pewnością w Anglii, być może londyńską. Wszystko utrzymane jest w jednym kolorze, więc ciężko cokolwiek dojrzeć, ale wydaje mi się, że dostrzegam płomienie. Strzelam, że obrazek przedstawia słynny pożar w Londynie w tysiąc sześćset sześćdziesiątym szóstym roku, w którym poszła z dymem większa część tego wspaniałego miasta. Druga część nagłówka przedstawia po prostu ciemniejszy kolor, który tworzy na lewym boku jakąś… rękę? Czuję się jak w Andrzejki, gdy dają ci bryłkę, która przypomina kamień lub ewentualnie pół kamienia, i mówią, że to znak, iż jutro zginiesz w drodze do toalety. Wyraźnie widzę kapelusz i rozcapierzoną rękę, ale czy mam zwidy, czy rzeczywiście tak jest – ciężko stwierdzić. Na nagłówku mamy kolejny raz umieszczony napis „Rule Britannia”. Tutaj już bym na sto procent widziała pierwszą zwrotkę dawnego hymnu Anglii, on tutaj musi być! Bardzo skromnie u Ciebie, żadnych napisów, obrazków, misiaczków, serduszek i łańcuszków o tacie, który przyjdzie i uderzy cię w nocy naleśnikiem, jeśli nie przekażesz tego łańcuszka dalej. Nie skromnie, a pusto, jak za czasów komuny w sklepach – tylko ocet i sprzedawca, którego i tak nie można było kupić. Nie umieściłaś na blogu statystyki, nie dostałaś nigdy żadnych komentarzy. Można to zjawisko tłumaczyć tym, że prawie wszystkie rozdziały dodałaś jednego dnia, prawie dwa miesiące temu. Czyli pisujesz sobie do szuflady, ale wreszcie nadszedł TEN moment i opublikowałaś, tak? Gratuluję takiej postawy, większość autorów wyznaje zasadę „komciak karmi Wenusia”. Gdybym chciała podsumować moje wrażenia estetyczne, stwierdziłabym, że jest… przeciętnie. Nic na blogu nie odstrasza, nie denerwuje, ale nie ma też na czym oka zawiesić. Plus za adres, powiązanie nagłówka z tematyką, delikatne kolory. Minus za powtarzające się napisy i bardzo ograniczoną zawartość.

Posty

Treść: 22/25

Prolog:
Życie jest schematem – po smoczku czas na butelkę, potem coca-colę, a potem… sok marchewkowy. Przed opowiadaniem często widuję prologi. Jak często? Bardzo często, a przecież nie są one konieczne. Jeśli chodzi o sferę blogową, prolog ma często kompletnie bezsensowną formę, gdy autor wkleja tekst kolędy lub fragment jakiegoś wiersza. Kilka godzin później, już po analizie pierdylionu rozdziałów, człowiek powraca do tego prologu, drapie się w zamyśleniu po głowie i ciągle nie potrafi odnaleźć powiązania pomiędzy wstępem i rozwinięciem. U Ciebie wszystko łączy się w całość. Do przedostatniego rozdziału nie rozumiałam wiele, a po przeczytaniu ostatniego i nawiązaniu do prologu cała historia ułożyła się tak jak trzeba. Twój prolog rozpoczyna akcję w roku tysiąc osiemset trzydziestym ósmym, a konkretnie dwudziestego ósmego czerwca, czyli rok po rozpoczęciu akcji w pierwszym rozdziale. Z lekcji historii, na które od czasu do czasu przychodziłam, by piastować tradycję naklejania gum pod ławką i dręczenia nauczyciela samolocikami, dowiedziałam się, że miała miejsce wtedy koronacja królowej Wiktorii Hanowerskiej. Autorzy często rozwalają w czasie opowiadanie, rzucają nimi w cztery strony świata, tak, że czasami znajdujemy się w Ameryce, a dzień później jesteśmy w Norwegii, ponadto okazuje się, że jest sto lat przed dinozarłami i nikt nie wie jak i dlaczego. Rozpoczęcie od konkretnej, historycznej daty oceniam na bardzo miły akcent i ogromny plus. Prolog rozpoczyna przesłuchanie więźnia. Tradycyjnie pan policjant stoi z notesikiem i pyta o najważniejsze informacje, a „Lyster” robi sobie z niego… jajecznicę, żeby nie wyrażać się brzydko. Policjant dowiedział się z jakiejś bazy danych, że gościu żyje od siedmiu lat, więc coś nie gra. Ponadto mówi, że nie brał ślubu, był niechrzczony i… ale zaraz, chwileczkę. Skąd w policyjnej bazie informacje na temat chrztu? Ni z gruchy, ni z pietruchy na komisariat wpada mężczyzna ubrany w kwiecisty garnitur i cylinder. Prolog niewiele mówi, bo wiemy tylko tyle, że Lyster Bailey siedzi w więzieniu, zna Olivera Harrela i nie lubi lamp. Bardzo podoba mi się wprowadzany klimat: kamizelki, cylinder, lampy gazowe, prawdziwa Britannia!

Rozdział I
Rozdział rozpoczyna się w rok po koronacji Wiktorii Hanowerskiej. Jest czerwiec i z tego co wiem, umiera Wilhelm IV, a więc Wiktoria obejmuje tron, rozpoczynając okres unii brytyjsko-hanowerskiej. Jak nietrudno się domyślić, Bailey wyszedł z więzienia i akcji przenosi się do jego rodzinnego domu, gdzie poznajemy jego ojca Rodericka. The Other Dandy, na samą królową, bardziej tradycyjnego brytyjskiego imienia nie mogłaś wymyślić. Po przeczytaniu pierwszej części rozdziału parsknęłam pod nosem. Wszystko jest tak typowo brytyjskie, ale niewątpliwie filmowe. Inspirację czerpiesz pewnie z kinematografii obejmującej dziewiętnastowieczną Anglię, bo podobną sytuację już widziałam na jakimś dramacie. Pan domu, Roderick, żegna się z synem Baileyem, żoną Virginią i sługą Desmondem. Oznajmia znudzonym tonem spikera telewizyjnego, że wyjeżdża do Indii i, a to pech, nie będzie mógł się kontaktować z rodziną. Mam jakieś dziwne przeczucie, że nie wróci, a nawet nie wyjedzie z kraju, tylko wyjeżdża w podróż za wielkimi wzgórzami lub dolinami, słowem: do kochanki. Parsknęłam śmiechem w momencie, gdy Bailey nakazuje słudze wracać do domu, gdy ten biegnie za seniorem z parasolką, by przypadkiem nie roztopił się pod wpływem deszczu. W związku z tym biedulek moknie i to już na samym starcie podróży, ale niczym niezrażony jak ten pies, co koleją jeździł, wyjeżdża. Kolejna scena ma miejsce na jakimś jarmarku, gdzie poznajemy Olivera, który jest sprzedawcą tajemniczych zwierzątek i jego głównym zajęciem jest targowanie się. Handluje on między innymi chartami glasgow, czyli… smokami z sierścią zamiast łusek. Ciekawe. Piszesz w taki sposób, że nie jestem do końca pewna niczego – czy to celowy zabieg? Z jednej strony smoki, ale opisane w tak, że równie dobrze mogą być zwykłymi pieskami. Następna scena rozgrywa się w klubie, gdzie Oliver traktowany jest jak popychadło, słynny topos wywodzący się z Kopciuszka. Jest wyśmiewany częściowo przez swój francuski akcent i kobiece gesty. Zapoznaje się też z bohaterem z prologu, którym to jest Bailey Lyster. Co z tego wyniknie? Jak na razie mężczyźni rozmawiają na filozoficzne tematy, które nic nie wnoszą do opowiadania. Po wyjściu z klubu Lyster zostaje napadnięty, pogawędził sobie trochę z opryszkami i postanowił narobić obok kuwety starej matce-Anglii. Dołącza do bandy trzynastu rzezimieszków, którzy siedzą sobie, palą i dyskusja staje na tym, że nie wiedzą, co począć, by zaszkodzić tej Anglii. Dość komiczna sytuacja. Zastanawia mnie również fakt, że Bailey jest, z tego co mi wiadomo, Irlandczykiem, więc należy do Zjednoczonego Królestwa. Dlaczego dołącza do rewolucjonistów, w skład których wchodzą praktycznie sami Francuzi? Ostatni fragment przenosi nas do gabinetu Rodericka Lystera, naukowca, który dowiaduje się o włamaniu do magazynów wojskowych.

Rozdział III
Rozdział rozpoczyna scena na ulicy, kiedy Oliver udaje się do domu, a za nim biega mały… Washington. Od razu przyszedł mi na myśl Jurek, pierwszy prezydent USA, ale piszesz o Anglii, więc George poszedł do odstrzału. Skąd w ogóle pomysł na Washingtona? Oliver jest przykładem pierwotniaka uczuciowego. Zabity ojciec na podłodze? Co z tego – bierze pistolet, idzie sobie zapalić i siedzi dalej. Zmyliłaś trochę czytelników, The Other Dandy, uwagą, że broń, która leżała przy nieboszczyku, należała do samego delikwenta. Pewnie wielu czytelników, na czele ze mną, pomyślało, że to była taka spontaniczna akcja, czytaj samobójstwo. Tymczasem Oliver szuka mordercy po domu i odkrywa, że ukradziono smoki, które miały być ukrywane w jego domu. Chyba pójdzie następny do odstrzału, że tak zażartuję dwuznacznie. W poprzednim rozdziale Oliver wypaplał Baileyowi, z którym są teraz przyjaciółmi, że wojsko powierzyło im smoki do ochrony. Okazuje się, że to Lyster ukradł zwierzątka, więc z pewnością i zabił ojca Olivera, a to nikczemnik, a to świntuch! Trwają przygotowania do pogrzebu, gazety rozpisują się o tym wydarzeniu, Oli tnie ciało ojca, by wyglądało jak skutek wypadku przy pracy. Rzuca na siebie jednak solidne podejrzenia, nie pojawiając się na pogrzebie. Mam wrażenie, że Oliver okaże się wariatem z zanikami pamięci, który morderstwo uknuł wraz z Baileyem.

Rozdział V
Oliver poznaje policjanta Christiana. Postanawiają się zabawić w agencję detektywistyczną i znaleźć mordercę ojca. Szkoda, że już od początku wiemy, że zrobił to Bailey. Gdyby nie ta wzmianka, nie wpadłabym nigdy na to, miałabym niespodziankę. Pewnie pacnęłabym się w czoło z głupoty, że się tego nie domyśliłam, a tymczasem… Historia ta jest niewątpliwie powieścią kryminalną, a przynajmniej z definicji. Nie ma co jednak płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba je wytrzeć, może jeszcze ta akcja zakręci się jakoś, jak te koty kurzu w odkurzaczu. Tymczasem smoki, ukradzione z domu Harrela, zaczynają chorować. Bailey jest postawiony w konflikcie tragicznym: pozwolić smokom zdechnąć, bo nie umie się nimi zająć lub poprosić o pomoc Olivera, który z pewnością odkryłby, że to jego stworki? Niesamowicie wciągnęło mnie to opowiadanie. W dużej mierze zawdzięczasz to, autorko, stylizacji na czasy dawne, która wychodzi Ci rewelacyjnie. Po pierwsze bohaterowie zachowują się bardzo realistycznie – zawsze kurtuazyjni, dobrze wychowani. Używają słownictwa, którego dzisiaj nie powstydziłby się jakiś maniak dawnej Anglii. Po drugie opisy domów, ubioru ludzi są znakomitym odzwierciedleniem postaci. W tym momencie bardzo bym chciała zobaczyć zakładkę „Bohaterowie” i ich zdjęcia, bo ile można ich sobie wyobrażać? Po trzecie mocno imponuje mi fakt, że tak starannie trzymasz się faktów, wprowadzasz wątki realne, bo i przecież znane wszystkim z lekcji historii. Mam też wrażenie, że wpleciesz do opowiadania wątek yaoi. Czasami takie drobne uwagi kierują moje myśli na ten sprośny temat. Przykładowo w tym rozdziale Bailey dochodzi do wniosku, że pomalowane usta Olivera wyglądają kusząco… Droga autorko, po przeczytaniu ostatniej sceny, spadłam z krzesła i turlałam się po ziemi godzinę, otaczający mnie ludzie chcieli mnie zawieźć do wariatkowa, gdzie mam już miejscówkę zamówioną, tak w ramach prewencji. Absolutnie w życiu Warszawy bym się nie spodziewała tego, że Bailey… jest kobietą. Nie bardzo rozumiałam, co się dzieje, gdy zaczynał się rozbierać i zdejmować bandaż z biustu. Czyli Lyster jest transwestytą. Za chwilę jego matka, Virginia, wyskoczy z nowiną, że tak naprawdę jest facetem, a ojcem Baileya jest smok.

Rozdział VIII
Rozdział siódmy przeraził mnie ze względu na makabryczne sceny. Desmond dostaje od smoka prawego sierpowego i w związku z tym jego twarz przypomina dorodne salami z dziurami. Smok wyłupuje jego oczy, orze twarz do kości, a Desmond nic, reaguje bardzo dziwnie. Ucieka, to fakt, ale na moje oko powinien zemdleć z bólu, wykrwawić się i odejść z tego świata, zanim jego pan ubrałby kapcie. Bailey ratuje sługę, wykonując szereg skomplikowanych zabiegów. Słabo mi było, gdy czytałam o wyciąganiu resztek gałek ocznych. Desmond też zachował się dziwnie. Sługa sługą, ale nie jest chłopczykiem do bicia, przecież to normalna posada, a obrywa jeszcze w żywe mięso z pięści od Baileya. Rozdział ósmy rozpoczyna się na czterdzieści lat przed prologiem. Znajdujemy w nim między innymi opis bitwy, ale co mnie bardziej zaciekawiło – przemianę Elisabeth w Baileya. To Desmond obciął jej włosy, pożyczył pierwszy surdut. Akcja przenosi się znowu kilka lat wstecz. Teraz już wiem, że przesłuchujący go policjant jest tym, z którym Oliver postanowił poszukać zabójcy ojca. W zasadzie nie jestem pewna, czy ten rozdział można uznać za ostatni. Teoretycznie coś tam zostało wyjaśnione, ale nie jest powiedziane wprost, jak Bailey znalazł się w więzieniu. Detektywi odkryli to? Sam się przyznał? Przydałby się jakiś epilog, chyba, że zamierzasz kontynuować opowiadanie.

Dialogi: 5/5
Oddychaj głęboko, nie możesz teraz opuścić nas ze strachu przed oceną, takie autorki jak Ty potrzebne nam są. Dialogi są raczej krótkie. Mam na myśli wypowiedzi bohaterów. Nie przeczytałam ani jednego monologu lub jakiegoś długiego wyznania. Nie twierdzę, że nie ma dłuższych kwestii, ale długi i długi to pojęcia względne. Pomijając ten fakt, nie mam się czego uczepić, a i nie zamierzam, bo dobrych pisarzy trzeba chwalić, a nie ganić za byle co. Dialogi są niewątpliwie stylizowane na dialogi słyszane w dawnej Anglii, są pisane bardzo swobodnie i zawsze logicznie. Mamy kurę, jest więc i jajko. A raczej smoki. Dwoma perełkami, które bardzo mi się spodobały, chciałabym podzielić się z czytelnikami Opieprzu.
„– Marny poeta. Nie groźny tak długo, jak nie dostanie do ręki pióra.”
„– A ten jego przyjaciel?”
„– Niezły poeta. Groźny zawsze, z wyjątkiem momentów, kiedy ma pióro w ręce. Ale że pióro ma w ręce prawie zawsze...”
Takiej logiki nie powstydziłby się typowy prawicowiec. Komiczny dialog, który na chwilę odrywa od sprawy morderstwa i całej szopki ze smokami.
„– Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno – wymamrotał do siebie, nie mając odwagi zdecydowanie sprzeciwić się ojcu.”
Wypowiedź również komiczna, choć nie pasuje mi trochę do słownictwa chłopaczka, pochodzącego z szlachetnego rodu Lysterów.

Opisy: 4/5
Opisy są bardzo płynne, pozwalają na czytanie bez chwili wytchnienia. Nie miałam takiego momentu: a, przelecę ten akapit tylko, nie chce mi się czytać. Nigdzie nie było także jakichś niesamowicie barwnych opisów, które by zachwyciły. Mało czasu poświęcasz na opis domów, zachowań, wyglądów, ale nie pomijasz ich. Opisy są bardzo konkretne, a w końcu to powieść kryminalna.

Kreacja: 8/10
Każdy szczegół jest przemyślany, każdy detal odpowiednio opisany. Nie zauważyłam ani jednej wpadki (przykładowo: „Bailey sprawdził w Google, jak wyleczyć te cholerne smoki”), a ponadto jestem pewna, że nawet będąc miłośniczką dziewiętnastowiecznej Anglii, musiałaś grzebać w Internetku, sprawdzając, czy Twoje informacje można na sto procent dodać do tekstu. Z pewnością wiesz, o czym piszesz. W ostatnim rozdziale mamy nawiązanie do prologu i do pierwszego rozdziału, świadczy to o tym, że wszystko miałaś już przemyślane. Bardzo zaintrygowała mnie postać Baileya, który był dziewczynką o imieniu Elisabeth. Przydał by się epilog z opisem nocy poślubnej, gdy już zawrze małżeństwo. Jedyne, co nie podobało mi się, to te smoki. Opisane są bardzo tajemniczo. Pomimo, że pojawiają się w każdym rozdziale, głównie wokół nich rozgrywa się akcja, paradoksalnie nie wiemy o nich nic. Raz wspomniałaś o ich krzyżówce, a poza tym nie widzę żadnych opisów. W ósmym rozdziale, w bitwie, również poszłaś po łepkach.

Fabuła: 5/5
Fabuła zdecydowanie zainteresowała mnie. Jest bardzo złożona, pomimo faktu, że mamy tylko dwóch głównych bohaterów. Dzieje się tak dlatego, że wielu rzeczy nie rozumiemy po to, by w ostatnim rozdziale rozjaśniło się nam prawie wszystko. Wątek główny jest jeden: smoki i konsekwencje posiadania ich. A wątki poboczne? Lubię Desmonda, pomimo że to taka ciapcia-niedojda, wyrzuciłabym te dwa fragmenty z Roderickiem, ten facet mnie wkurza.

Oryginalność: 5/5
Opowiadanie kryminalne umieszczone w dziewiętnastowiecznej Anglii, pożyczenie postaci historycznych, subtelne nawiązanie do yaoi, smoki, przede wszystkim akcja z Bailey-Elisabeth. Nie znajduję w tym nic banalnego, nic znanego z innych blogów. Nagle wszyscy wokół wolą opisywać czasy współczesne z ajfonami, ajpodami, ajidiotami, osadzając ich w ajrezydencjach i parując z kim się tylko da i to dosłownie.

Poprawność: 4/10
„Wysoki chłopak w nieokreślonym wieku, na pewno młodszy niż jakieś 20 lat.” Cyfry zapisujemy w opowiadaniu słownie, zawsze.
„Na wszelki wypadek zawsze nosze ze sobą pistolet ojca.” Noszę.
„Nie groźny tak długo, jak nie dostanie do ręki pióra.” Niegroźny razem piszemy.
„– Wiem – odparł chłodno Baiely.” Jak mniemam, powinno być Bailey.
„Z nudów. Nie masz pojęcia, jak nudno jest w tym domu kiedy matki co chwilę nie ma.” Zgubiony przecinek przed „kiedy”.
„– Proszę, jest pan Anglikiem, niech mi pan nie mówi, że bezpieczeństwo armii w jakiś Indiach.” Jakichś Indiach.
„I nie mógł przeszkodzić im w tym jakiś przepychający się chłopak, którego nonszalanckiego „przepraszam”. Nonszalanckie „przepraszam”.
„Służący posłusznie złożył parasolkę i postawił ją w stojaku, spuszczając wzrok gdy przechodził obok Baileya.” Przecinek przed „gdy”.
„Szczęście najwyraźniej je sprzyjało.” Jej.
„bynajmniej nie z powodu jakiś przywilejów.” Jakichś przywilejów.
„Po prostu w innych pokojach nie starczyło miejsca.” Wystarczyło.
„– Mieliśmy jedną, nazywała się Elżbieta i za jej panowania wzrosłą nasza potęga na morzach!” Wzrosła.
– Witam, panie Harrel – powiedział cicho, wysokim, dziecięcym głosikiem.” Zbędny przecinek przed „wysokim”.
„– Można w to nie wierzyć,ale ja naprawdę jestem Francuzem.” Brak spacji.
„Steki takich Irlandczyków Johnów.” Setki.
„Za druzgoczącą porażkę w Wojnach Napoleońskich.” Druzgocącą.
„– Anie trochę, dopiero się zebraliśmy” Ani trochę.
„Jednak szybko odłożył je z westchnięciem i ukrył twarz w dłoniach, nie mogąc skupić myśli.” Z westchnieniem.
Błędów jest dużo, ale nie będę każdego przecinka cytować. Widzę dużo literówek i jak zwykle muszę odjąć punkty za lenistwo, bo takie „errory” można naprawić. Wystarczy przeczytać rozdział przed publikacją raz lub dwa.

Detal

Dodatki: 4/10
Ogólnie sprawa jest bardzo prosta – dodatków nie ma. Widzę archiwum, link do naszej ocenialni, parę słów o Tobie i podstronę zawierającą Twoje dane kontaktowe, gdzie napisałaś „W przypadku niecierpiących zwłoki propozycji powiększenia penisa bądź umówienia się na randkę z gorącą dziewczyną po zbyt dużej dawce photoshopa, najlepiej dotrzeć do mnie przez e-maila:”. Gordon Ramsay zakrzyknąłby: a z czym to się je? Im dłużej czytam ten komentarz, tym mniej ma on dla mnie sensu, myślałam, że jesteśmy w dawnej Anglii, więc ten opis raczej nie powinien wyglądać jak wstęp do kiepskiego porno. Jedyne, co podoba mi się, to krótki opis Twojej osoby, gdzie w trzech zdaniach streszczasz całą kwintesencję istnienia bloga. Jeśli chodzi o dodatki, to niedobrze, że ich nie masz. Z drugiej strony ktoś powie, że święta już minęły, a blog to nie choinka. Jednak jest tutaj za pusto, ale punkty lecą w dół za opis i czytelność, bo czcionka jest odpowiedniego rozmiaru i w ładnym kolorze, który pozwala moim oczom czytać bez przeszkód.

Dodatkowe punkty: 5/5
Dodatkowe punkty przyznaję za tematykę, świetnie stylizowanych bohaterów i za sam pomysł, który z tanim banałem nie ma nic wspólnego.

Suma: 46/60

Ocena: bardzo dobra

W pełni zasłużona.

10 komentarzy:

  1. Świetna ocenka. Zauważyłam tylko jeden błąd:
    "Jest czerwiec i z tego co wiem, umiera Wilhelm IV, a wiec Wiktoria obejmuje tron, rozpoczynając okres unii brytyjsko-hanowerskiej." - więc

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście masz rację, dzięki, Asetej doda Ci punkcika jak przyczłapie do kompa ;]

      Usuń
  2. Weź Ty w końcu te bereciki prawicowe w spokoju. Co one Ci winne, te bereciki? ;]
    As.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "One temu winne, one temu winne (...)" końcówkę każdy zna ;]

      Usuń
    2. " (...) Pocałować się powinny"

      Ale w co? W antenkę oczywiście :)

      Usuń
    3. Łi, łi, w samochodową, ale tak, żeby Radio Maryja straciło zasięg na jakiś dłuższy termin :P

      Usuń
  3. Spodobała mi się ta zabawa ^,^
    "Niegdzie nie było także jakichś niesamowicie barwnych opisów, które by zachwyciły." - Nigdzie
    "...ponadto okazuje się, że jest sto lat przed dinozarłami..." - dinozaurami, chyba, że to miało być specjalnie :>
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aura, dinozarły to wytwór córkowego wujka, jak najbardziej celowy błąd (jak Asetejowe ómarłam).
    Co do literówki zgadzam się, 1:0 dla Ciebie! ;]

    OdpowiedzUsuń
  5. The Other Dandy18 stycznia 2013 17:51

    Witam! Na poczatku bardzo przepraszam za mala obsowe w komentarzu, po drugie za brak polskich znakow, gdyz moge sie dobic do internetu jedynie za pomoca komorki. Po trzecie... nie spodziewalam sie tak dobrej oceny, celowalam w 3, zwlaszcza ze samego opowiadania nie uwazam za najlepsze - ale przez pewien sentyment to wlasnie je zdecydowalam sie opublikowac. Masz racje, wrzucenie go bylo naglym porywem, zwlaszcza, ze cale opowiadanie mialam juz napisane. I tak, zamierzam kontynuowac jak tylko bede miala dostep do internetu, zostalo mi kilka rozdzialow, chociaz niestety zaden z nich nie zawiera nocy poslubnej Baileya... ;)
    Nieszczesny Washington wpadl mi do glowy podczas czytania jednego z opowiadan Oscara Wilde'a i mialo byc zupelnie osobistym pstryczkiem w nos dla jednej z kolezanek, ktora finalnie opowiadania nie przeczytala, wiec zgadzam sie ze nie mialo wiekszego sensu; a "bardzo mi z tego powodu wszystko jedno" to tekst z otchalni netu, ktory na stale zawital do mojego slownika, wiec nie ja jestem jego autorem.
    Research na temat XIX wieku to nie praca, a przyjemnosc ;) Ciesze sie niezmiernie, ze Oceniajacej przypadlo do gustu miejsce i czas opowiadania.
    Nie moge sie do niczego przyczepic, jako ze w zasadzie nawet moi znajomi nie czytali nigdy moich opowiadan i jestem niesamowicie szczesliwa, ze komus sie podobalo. Ze wszystkimi uwagami sie zgadzam. Wiem ze z poprawnoscia jezykowa u mnie nienajlepiej, dlatego staram sie ostatnio nad tym pracowac.
    Jeszcze raz dziekuje i pozdrawiam,
    The Other Dandy

    OdpowiedzUsuń
  6. ӏ wanted to send a small mеssagе to be able
    to apprecіate you for some οf the rеmarkable steps уou агe ωriting at thiѕ ωebsite.
    Mу time intensіvе intеrnet lookup
    has noω bеen paid with pleаsant facts аnd tеchniquеѕ to wгite about
    with mу pals. I 'd express that most of us site visitors are undeniably fortunate to be in a perfect website with so many marvellous individuals with useful tricks. I feel quite blessed to have discovered your entire webpage and look forward to so many more amazing moments reading here. Thank you once more for a lot of things.

    My web blog seks opowiadania

    OdpowiedzUsuń