Estetyka
Wrażenia estetyczne: 4/10Kit, Kit, Kit... Czy my się znamy? Chyba tak, ale skąd? Aaa... no tak! Oceniałam już wieki temu bloga, gdzie współautorzysz*. Sleep-little-one jest Twoim i tylko i wyłącznie Twoim blogiem, z czego jestem zadowolona. Ocenianie masówek nie służy mi, wszak każdy pisze inaczej, a ocena, jak i matka, jest tylko jedna. Zazwyczaj. Zaczynałam pisać tę ocenę parę razy i za każdym razem ginęła ona: a to czyszczenie komputera, a to zgon peceta. Za każdym razem inaczej sformułowałam moje wrażenia związane z nagłówkiem. Ale żeby nie zaczynać tak od du... nie tej strony bloga, zajmijmy się najpierw adresem. Jest to tytuł kołysanki, dosyć oryginalnej i z pewnością mało znanej, ponieważ można ją odsłuchać tylko w dwóch miejscach. Tłumaczenia nie odnalazłam, sam tekst ciężko było odnaleźć, ale kto da radę jeśli nie ja? Adres, w wolnym tłumaczeniu, oznacza „śpij, moje maleństwo”. Dobra, żartowałam z tym wolnym tłumaczeniem. Inaczej nie da się tego zinterpretować. Również belka, a raczej tekst na niej, nawiązuje do kołysanki z tego powodu, że są to jej słowa: „tomorrow’s more fun”. Nie dogadasz się ze mą, bo nie cierpię, nienawidzę, gdy ktoś rozpoczyna zdanie małą literą i kończy je kropką. Mogłabym to zaakceptować, gdybyś napisała „(...) tommorow’s more fun.”, ale wtedy musiałabyś wziąć cytat w cudzysłów i w zasadzie powinnaś. Na plus jest fakt, że połączyłaś ze sobą adres i belkę, to taki ciekawy akcent. Na minus oceniam interpunkcję na belce. Przejdźmy do wizualnej strony bloga, bo ta jest niezmiernie ciekawa. Wita mnie rozlazły szablon, który niczemu nie służy. Oprócz tego, że mnie denerwuje. Wydaje mi się, że każdemu lepiej się czyta, ogląda coś, z tekstem pośrodku, a nie przeniesionym na prawą stronę bloga. Jeśli idziemy do galerii sztuki, to stajemy przed obrazem i go oglądamy, podziwiamy, a nie leżymy na podłodze i w tej pozie kontemplujemy. Ale to nic, drodzy czytelnicy, to nic. Z czystym sumieniem mogę w końcu skomentować ten straszny nagłówek. Tę ocenę pisze człowiek, który ostatnio miał problem z zamazaniem tablicy rejestracyjnej samochodu, a pokusiłabym się o stwierdzenie, że zrobiłabym – z moimi dwiema lewymi rękami do grafiki – bardziej estetyczny obrazek. Najbardziej razi mnie jego wykonanie i nieprzemyślenie. Centrum obrazka stanowi dziewczyna, która jest bardzo krzywo wycięta ze swojego poprzedniego tła. Czy to celowe, czy nie? Nie wnikam. Siedzi ona sobie w powietrzu, co nawet jak na nagłówek jest dosyć dziwne, a jej głowa mocno wystaje poza obręby obrazka. Obok dziewczyny spoczywa Niezidentyfikowany Obiekt. Oprócz tego na nagłówku umieszczono jeszcze jedno zdjęcie tej samej dziewczyny, które nijak nie komponuje się z całością, jakiś różowy nawiasik, chmurki, czarne tło, kawałek jakieś powierzchni, parę bazgrołów, dwa słowa, tekst z belki i to chyba wszystko. Czy jest tego za dużo? Widywałam bardziej, dużo bardziej rozbudowane nagłówki, ale problem u Ciebie polega na tym, że nic do Nietzschego nie pasuje. Białe tło dla bloga również nie jest jakimś szczytem graficznym, ale do zaakceptowania, bo w gust autorski do tego stopnia nie będę się mieszać. Na tym koniec. Żadnych obrazków, dodatków, migających mieczyków, Pajacyków, misek do klikania. Nic. Zero. Jest tylko spis rozdziałów. Poza tym jeszcze nie wiem dlaczego, ale czcionka dla rozdziału jest dwojaka. Kawałek piszesz na różowo, część na czarno. Powiem tak: bywało gorzej. Nagłówek jest tragiczny, brak jakiejkolwiek grafiki, ale z dwojga złego lepiej w tę stronę. Kursor myszki w kształcie kotka okropnie ścinałby mi komputer, czego mi na szczęście oszczędziłaś.
Posty
Treść:1.Kwestia cnoty
Och mój... słowniku do poprawnej polszczyzny. W życiu – zarówno w tym jak i w przyszłym – nie wpadłabym na to, że do tekstu wkradnie Ci się jakaś namiastka Hogwartu. Bo wspominasz o peronie dziewięć i trzy czwarte, ale nie nazywasz wszystkiego po imieniu, więc generalnie nie będę wnioskować za wcześnie, że mowa o Szkole Magii i Czarodziejstwa. Rozdział rozpoczyna się epilogiem, przynajmniej tak wnioskuję. Ais i Audrey ukończyły szkołę, a ich główny problem jest fakt, że ta druga nadal jest dziewicą. Kit, szczerze powiem Ci, że ten fragment byłby świetnym drabble, o ile byłby ociosany z ostatnich kilku zdań. Już na samym początku jestem zachwycona Twoją znajomością ortografii. Ani tyci, tyci przecineczka nie odnalazłam. Tymczasem cofamy się w czasie i lądujemy w pociągu, który ma zawieźć dziewczyny do szkoły, której nadal nikt nie nazwał Hogwartem, więc nazywajmy ją Szkołą Iks. Generalnie na dzień dobry bardzo brakuje mi jakichkolwiek opisów. Żadnych komentarzy na temat wyglądu pomieszczeń, dziewczyn (oprócz skromnej wzmianki), jakieś okrojone uwagi dotyczące chłopców. Specjalnie ich unikasz? Pierwsze chichoty miałam za sobą po włączeniu się do akcji braci Jeevansów. To oczywiste nawiązanie do „Harry’ego Pottera”, ale gdy próbuję wymówić to nazwisko na głos... Nie ma co, ciekawą wersję wybrałaś. Generalnie ten rozdział był taki... nieharmonijny. Z jednej strony akcja przeskakuje w coraz to nowe miejsca (a rozdział do najdłuższych nie należy) bez specjalnego wstępu, a z drugiej potrafisz się rozpisywać o książkach albo na temat Gabriela Rosenheimera.
2. Kto czemu winny?
Ona temu winna, ona temu winna, pooo... ekhm. Więc skoro kwestia cnoty lub jej ewentualnego braku została ustalona, czas na odnalezienie winnego w tej sprawie. Z radością zauważam, że każdy rozdział rozpoczyna się od kilkunastu zdań epilogu, by potem cofnąć się o jakiś czas wstecz. Świetny pomysł, bardzo oryginalny, nie spotkałam się z czymś takim, nawet czytając książki. Po przeczytaniu w całości drugiej części w końcu załapałam. Tekst na czarno to ten epilog, a na różowo wydarzenia obecne i wszystko to przeplata się ze sobą. Innymi słowy piszesz opowiadanie na dwóch przestrzeniach czasowych. Oryginalne, ale też odważne, bo ciężko nie pomieszać ze sobą wszystkiego. Dwie przyjaciółki odpoczywają w słoneczny dzień poza szkołą. Każda gdzie indziej. Obydwie natrafiają na Jeevansa (jest ich dwóch). Przypadeg? Nie sondze. Co z tego wynikło? Najstarsi górale nie wiedzą, bo akcja przeskoczyła na krótką scenkę z serii „jak znudzić czytelnika opisem o kocie”. W zasadzie to spotkał się wilczur z kotem, prawdopodobnie (a jeden na pewno) obydwaj są animagami, trochę na siebie posyczeli, powarczeli, jak to między zwierzakami, i rozdział dobiegł końca. Tak trochę ubogo tutaj, powiem szczerze. Opisów brak, nie dzieje się nic szczególnego. Mam nadzieję, że się rozkręcisz. I wkręcisz w to wszystko Dracusia. Bo liczę jednak na jakieś głębsze nawiązanie do Hogwartu.
15. Sen to wąsiki
Co rozdział to ciekawszy tytuł i chyba dlatego komentuję właśnie ten. Ciekawe tytuły są na plus. Summa summarum wąsiki to tylko jakiś mało znaczny element, a mowa o ślubie, na którego Aisling została obudzona godzinę przed. Chciałabym to widzieć. W zasadzie ja nie mam po prostu czego komentować. Rozdziały są króciutkie, jeśli podzielimy je na te dwie płaszczyzny czasowe, to wychodzi nam po kilkanaście linijek. Z których zazwyczaj nic sensownego nie wynika. Gdzieś tam jakiś ślub, tam znowu wróżka w męskiej postaci, jego chusta cygańska i mordercze dżdżownice. Na samym końcu rozdziału widzę element komizmu słownego z tymi robalami, ale jakoś nie do końca trafia on do mojego aparatu monitorującego śmieszne żarciki.
16. Noce poślubne
To jest coś, co denerwuje mnie bardzo. Unikasz opisywania jakichkolwiek wydarzeń, ludzi. Rozdział temu była mowa o weselu, w tej części jest już po weselu. Zamęczysz czytelnika jak rolnik konia na jesień, jeśli ciągle będziemy się obracać w takiej małej przestrzeni. Nawet nic konkretnego z tego wesela nie wiemy, tylko jakieś mało znaczące głupoty. Następna scena jest tak naiwna, żeby po prostu nie powiedzieć bezdennie głupia. Miałaś pisać o nastolatkach, którzy przełamują stereotypy, bardziej miała być to komedia niż dramat w dwudziestu jeden aktach. A co wyszło? Jaden sobie idzie, wpada na jakiegoś Ślizgona, mówi mu, że nie jest brzydki, płonie rumieńcem jak w średniowieczu i ucieka. Puenta oszałamia. Znowu przenosimy się na inną płaszczyznę czasową i z całości można wywnioskować, że laski szykują się do popołudniowej herbatki z ciastkami. Nuda, nuda, nuda. Kolejna scena mnie zabiła. Aaron patrzy na śpiącą Aisling, która ma gorączkę. Ni z gruchy, ni z pietruchy podnosi ją i zanosi do skrzydła szpitalnego. Ja rozumiem, że gorączka może robić z człowiekiem różne rzeczy, ale przecież tracić całkowicie przytomność… Przy okazji Aaron wpadł na Jaden i urządza sobie z nią pogaduszki. Przypominam, że ciągle na rękach trzyma Aisling. A to Herkules! Ktoś tu zapomniał o różdżce.
21. Problemy z bezsennością
Udało się, w końcu dotarłam do samego końca tego opowiadania. Od samego początku do samego końca utrzymujesz dokładnie tę samą konwencję. Piszesz o mało znaczących rzeczach i wysuwasz je na pierwszy plan, a te bardziej znaczące pomijasz lub wspominasz o nich w kilku zdaniach. Przytłaczasz czytelnika tryliardem bohaterów i wydarzeń oraz obecnością Audrey i Aisling all day long. Po którymś tam rozdziale w środku już mnie szlag trafiał. Twojego opowiadania na pewno nie powinno się czytać masowo, jak zrobiłam to ja. Jeden rozdział i tydzień przerwy to odpowiednie proporcje. Jeśli mogę cokolwiek pochwalić to fakt, że piszesz od samego początku do końca w tej sam sposób. Tytuły nadal niewiele mówią, postacie ciągle robią głupie rzeczy. Ale wielokrotnie miałam wrażenie, że piszesz na siłę.
Dialogi: 2/5
Nudne jak flaki z olejem, w żadnym wypadku nie były zabawne. Czasami coś z tych dialogów można było wywnioskować, czasami było to ględzenie o niczym. Z pewnością zostały dostosowane do potrzeb opowiadania. Było ich proporcjonalnie dużo w stosunku do opisów, czasami nawet więcej, co u mnie jest na plus, bo znacznie lepiej czytało się Twoje dialogi niż opisy. Wszyscy bohaterowie wysławiają się w trochę inny sposób, toteż nie ma jakiegoś wielkiego ujednolicenia.
Opisy: 1/5
Nie ma ich. Nigdzie. Wszędzie ciemność.
A tak na serio to są, ale w szczątkowych ilościach. Wydarzeń nie opisują, bo wydarzenia pomijasz praktycznie zawsze. Bohaterów również nie opisują, bo Ty ich tylko wprowadzasz bez żadnego wstępu. Czasami walniesz jakiś mini opis, dodasz kolor włosów i tyle. Przywiązujesz dużą wagę do dynamiki bohaterów. Gdyby któryś z nich zmienił pozycję w jednej scenie piętnaście razy, to piętnaście razy byśmy o tym czytali. Ale nadal nie wiemy, jaki kto ma kolor oczu. Czy to aż takie istotne? Niby nie, ale o cechach charakteru nic nie wspominasz, chyba że wychodzą nam one w trakcie opowiadania. Bohaterowie to takie przezroczyste jednorazówki na kanapki.
Kreacja: 2/10
Największy problem miałam z bohaterami. Czytam, czytam, jest ich coraz więcej, powoli się gubię, znowu ktoś dochodzi i po kilku rozdziałach ja już nie wiem, kto, gdzie, z kim i po co. Za duży nawał ludzi, za mało o nich. Gdybyś o każdym napisała coś więcej niż kilka linijek (pomijając Audrey i Ais), to może kojarzyliby mi się jakoś… A tymczasem wiele razy musiałam wracać do wcześniejszych rozdziałów, żeby sobie przypomnieć, kto kim jest i co tutaj robi. Również samo miejsce akcji pozostawiało na początku wiele złudzeń. Niby był ten peron z Pottera, niby błonie, potem nawet wzmianka o Ślizgonach, ale dlaczego nikt wprost nie powiedział wielkimi literami HOGWART? Wszystko jest mi też bardzo ciężko umiejscowić w czasie, brak informacji o latach, porach dnia. Czasami coś wspomniałaś o śniegu. Z kanonicznych postaci nie ma tutaj nikogo, nauczyciele zostali całkowicie pominięci, to nawet stwierdzić ciężko czy to czasy współczesne, czy milion lat przed Chrystusem. No dobra, zaszalałam z tym Chrystusem, ale wszyscy wiemy, o co chodzi.
Fabuła: 2/5
Wszystko u Ciebie odbywa się na zasadzie takiej, że wspominasz o czymś, to coś się dzieje (o czym dowiadujemy się po fakcie) i potem mamy już fabułę związaną z całym zajściem. Dobra, dziwnie to sformułowałam… Jeszcze raz. Pod koniec czwartego rozdziału dziewczyny zostały zaproszone na imprezę, a początek piątego to już po fakcie. Dlaczego nie było ani jednej sceny z imprezy? Takie ciągle relacje słowne strasznie nudzą i spłycają to opowiadanie. Nic się nie dzieje, a jak się dzieje, to nie jesteśmy tego świadkami. Postacie Audrey i Ais na dłuższą metę są dosyć męczące, a przebywanie z nimi przez całe opowiadanie wykańcza czytelnika. Generalnie było bardzo ciężko. Ta ocena pojawiłaby się znacznie szybciej, gdyby nie fakt, że nie dało się przez te rozdziały przebrnąć. Ile razy zamykałam laptopa i poddawałam się, to nie zliczę. Fabuła, poza tym, że zawiera elementy Potterworldu, nie ma w sobie nic interesującego. Ot, takie dwie postrzelone nastolatki z serii „co minutę co innego” i ich perypetie, które miały przypuszczam czasami bawić, a czasami być traktowane całkiem serio, a one po prostu sprawiały, że na przemian spałam albo nie mogłam się doczekać końca. Dwa punkty daję za te dwie płaszczyzny czasowe i nawiązanie do Hogwartu.
Oryginalność: 2/5
Oryginalny jest wygląd bloga, oryginalny pomysł. Gorzej z wykonaniem. Skrzywdziłabym Cię, gdybym stwierdziła, że sleep-little-one jest taki jak wszystkie inne opowiadania. Nie jest, z pewnością nie jest, ale na plus bym tego nie oceniła. Może oryginalna była męka, jaką przeszłam przy czytaniu. Z ręką na wątrobie przyznaję, że moich ocen jest na Opieprzu razem z tą dwadzieścia jeden i ta była najcięższa.
Poprawność: 10/10
Cóż to było za wyzwanie! Przemawia przez Ciebie duża świadomość pisarska. Nie trzepiesz słowami jak dywanem na wiosnę, a jeśli już to zawsze wszystko jest w pełni poprawne pod względem gramatyki, interpunkcji. Raz zauważyłam nieoddzielony wołacz, ale czy ja bym się nie ośmieszyła przytaczając jeden błąd?
Detal
Dodatki: 6/10Mam tutaj ocenić układ bloga i jego czytelność, podstrony, linki, obrazki na kolumnach jak i te zawarte w postach, porządek i ład na blogu. Słowem chyba wszystko, co tylko się da. Ale co ja mogę napisać o blogu, który dodatków nie posiada? Prawie. Ale zacznijmy od układu. Ja wiem, ja wiem, gust jest jak babeczka z opakowania – każda inna. Ale ten prawostronny układ jest tragiczny do czytania. Rzadko spotykany, bardzo, ale czy taki przejaw oryginalności można uznać za coś dobrego? Po jakimś czasie przyzwyczaiłam się, że prawe oko ucieka mi, a potem ciężko było mi się przyzwyczaić do strony głównej Opieprzu i po kiego grzyba tak mieszać? Czcionka jest dobrana idealnie pod względem wielkości, tytuł proporcjonalnie większy. Fragmenty pisane czarną czcionką czyta się super. Ta jaśniejsza nie spisuje się już. Oczy mocno bolą, ale skoro nie czytam tego hurtowo, a na czarnej moje oczy odpoczywają, to co się będę przypinkalać*. Reszta bloga to też mieszanka czerni, słabego różu i kilku bardzo jasnych kolorów. W sumie na białym tle jakieś mocniejsze barwy wyglądałyby zbyt jaskrawo. Na Twoim blogu przeżyłam też niemały zaskok. Po najechaniu kursorem na odnośniki do rozdziałów, ich forma zmieniała się. Po prostu widać było jak byk, że to linki. A nad odnośnikami jest jeszcze „co i jak” i „ajs link”. Gdyby nie czysty przypadek, w życiu Warszawy bym nie wpadła na to, że to również linki. Nic się nie zmienia, nie podświetla, kursor myszki pozostaje taki sam. Jedynie pasek adresu wyskakuje mi w dole ekranu. A co nas czeka w „co i jak”? Krótka charakterystyka opowiadania, która w zasadzie wszystko mi wyjaśniła. I dlaczego ja zawsze patrzę w linki dopiero po lekturze bloga? Byłoby mi znacznie prościej na odwrót. Teraz coś, co bardzo mi się spodobało. Imiona i nazwiska bohaterów, a pod każdym z nich cytat. Każdy jeden w języku angielskim, co już mnie nastawia pozytywnie, każdy jeden pasuje do bohatera, każdy jeden z innego źródła i każdy jeden źle zapisany. No bo tak jakoś… bez kropek, bez cudzysłowów. Pusto, smutno. Ale mogę to zaakceptować jako Twoją wariację blogową. To samo tyczy się belki. Usuń kropkę albo wstaw pełną interpunkcję i będzie można na to przymknąć oko. Albo rybki, albo akwarium. Jako żywo brak dodatków zrekompensował mi ten dodatek z cytatami. Ile Ty się musiałaś tego naszukać, przemyśleć to, by każdy jeden cytat pasował. Nie mogę wyjść z podziwu. Skoro odnośniki do rozdziałów są, to nie będę awanturować się o jakieś archiwa lub coś bardziej skomplikowanego. Na minus oceniam układ bloga, jego czytelność przy jaskrawszej czcionce i w sumie to czarne tło pod archiwum mogłoby być w mniej rażącym kolorze.
Dodatkowe punkty: 1/5
Za te wspaniałe cytaty.
Punkty: 30/65
Ocena: dostateczna
Miało być lekko, trochę na poważnie, a trochę z humorem. Miało być o nastolatkach, więc szału pisarskiego też tutaj być nie mogło. Powstała lekka historyjka, która częściej mnie irytowała niż bawiła. Skoro takie teksty sprawiają Ci radość, to pisz jak najwięcej, bo to się chwali. Może kiedyś napiszesz coś innego i oddasz tutaj do oceny, a wynik będzie całkiem inny. Na dziś dzień sleep-little-one nie trafia do mnie, co mam nadzieję, że szczegółowo udowodniłam.
*Bardzo proszę o cierpliwe znoszenie moich neologizmów, powstają znienacka i trudno mi je opanować.
pierwsze, co powiem (napiszę?) to, że, z całym szacunkiem, ale milion razy powtarzałam pod oceną zbiorówki moich koleżanek, że nie jestem jedną z autorek. serio. w całych internetach znajdziesz masę osób o pseudonimie kit (stąd też warianty z k. albo kić). przypadkiem się zdarzyło, że wśród moich koleżanek znalazła się taka osoba, przypadkowa zbieżność i te sprawy. swoją drogą, ta druga kit jest autorką grafiki.
OdpowiedzUsuńa skoro jesteśmy przy grafice, to jest ona prosta, ma stonowane kolory, chmurki i inne miłe rzeczy, czyli dokładnie taka, o jaką prosiłam. niedokładne wycięcie jest celowym posunięciem grafika, tak samo jak to, że główka wystaje poza resztę. wszystko przemyślane, serio. a co do prawostronności, to kwestia gustu. poza tym, mam dużą rozdzielczość ekranu, ale jakoś nie sprawia mi trudności przechodzenie z czytania po prawej stronie na środek.
JAKIEGO KOTKA??? znaczy, kursor. GDZIE TEN KOTEK???
co do tekstu: bracia jeevas, nie ma tam n. jeżeli się wdarło gdzieś n w tekście, to najmocniej przepraszam. nazwisko czyta się łatwo, proste: dżiwas.
gorączka, w szczególności wysoka, spokojnie może doprowadzić do utraty przytomności. i nie przypominam sobie, by aaron zaniósł ją do skrzydła, przeszedł z nią raczej parę kroków, zanim natknął się na jaden.
opowiadanie ma taką, a nie inną formę. dialogi, dynamika, minimum opisów. charakter każdego wychodzi przez to, co robi i mówi, a nie dlatego, że tam napisałam w opisie. aha, i pojawiła się wzmianka o postaci kanonicznej, longbottomie jako nauczycielu. czytanie z uwagą i nietrudno wyłapać znane nazwisko.
po co mi rybki bez akwarium, albo akwarium bez rybek. nigdy nie lubiłam tego powiedzenia.
trochę mi przykro, że nie zostawiam nic sylf do roboty, ale skoro nie wytknęłaś żadnego błędu, to mogę jej tylko pochwałę przekazać. jedna trzecia punktacji dzięki niej, takie osiągnięcie.
podsumowując, dostawałam naprawdę różne oceny do ajslink, ale wszystkie miały jeden wspólny mianownik: nikt nie miał problemu z przebrnięciem przez rozdziały. są one krótkie, rysowane językiem prostszym od znanego już w podstawówce, traktujące o sprawach błahych. tekst da się przeczytać w jeden wieczór (przetestowane, moja częstotliwość pisania często mnie skłania do tego). naprawdę, w całej tej ocenie dziwiło mnie tylko to, jaką katorgę sprawiało Ci czytanie. no, i ten kotek. serio, gdzie on jest?
nie pamiętam, czy spędzałam nad cytatami dużo czasu, ale też jestem z nich zadowolona.
ogólnie dziękuję za poświęcony czas i jeżeli napiszę coś nowego, to skorzystam z Twojej propozycji i na pewno to podrzucę.
pozdrawiam i całuję,
k.
Hejka!
OdpowiedzUsuń1. Dzięki za komentarz :)
2. Niechaj prąd kopnie moje wysławianie się. Z kotkiem chodziło o to, że cieszę się, że u Ciebie nie ma tych dodatków, bo właśnie przykładowo kursory z kotkiem ścinają mi kompa. Absolutnie nie było to o Twoim blogu, poprawię to.
3. Rzecz gustu. Ciężko o nim dyskutować. Wolę literaturę czy też twory literackie bardziej tradycyjne (schematyczne?) a Twój na pewno nie ma nic wspólnego z szarymi strukturami. Może to właśnie przez te opisy i natłok postaci, przez które tekst był bardzo niejasny i po prostu dla mnie ciężki do przebrnięcia.
4. Za wszystkie błędy przepraszam i zapraszam do zgłoszenia się z innymi tekstami.
córka
ej, ogólnie dzięki, bo w końcu naszła mnie wena na opowiadanie, które miałam w głowie od jakiegoś czasu. może coś z tego wyjdzie!
Usuńa, i jeszcze chciałam wspomnieć, że jaden ma piętnaście lat, więc nic dziwnego, że się spłoniła dziewiczo. taki już urok młodych dziewcząt. no, może nie aż tak współcześnie, ale skoro elitarna szkoła z tradycjami, no to.
ej, ok, fajnie, że nie ma kotka, ale przyznam szczerze, że się bałam, że kit coś tajemniczego wcisnęła w html, o czym nie widziałam.
a co do natłoku postaci, to mój główny problem. dużo osób o tym wspominało już i ja sama zdaje sobie z tego sprawę, ale mam jeszcze koniecznie jedną postać do wprowadzenia i to boli.
pozdrawiam,
k.
Cieszę się, że tak to pozytywnie odbierasz, zwłaszcza, że otrzymałaś ocenę dostateczną, co wielu autorów nastraja negatywnie. Są gorsze, ale nie oszukujmy się, że poważny autor na ndst lub dopika nie ma szans.
OdpowiedzUsuńKit, wprowadzanie postaci jest ok, toć nie mówię, że mają być 3 jak w antyku ;D Ale powinnaś je wprowadzać bardziej szczegółowo, żeby taki został w pamięci czytelnika. Jeden autor posunie się do ciekawych imion, trochę jak Ty, drugi do jakiegoś ciekawego wydarzenia związanego z taką postacią... a najlepiej połączyć to i to :)
To niecierpliwie czekamy na wieści, jak idzie opowiadanie! Mam nadzieję, że to nie tylko takie czcze gadanie, a napiszesz coś.
Córka :)
tutaj ta druga kit - nie wiem, o jaką kit chodzi, ale ja też niczego nie współtworzę! chyba jest nas więcej :////////
OdpowiedzUsuńwgl zdobyłam ci 4 punkty a sylv 10, czuję się złą koleżanką :C
OdpowiedzUsuńno ciekawe, kto stworzył ashleja timberlejka na potrzeby occupy. : *
Usuńpozytywnie, niepozytywnie. uzasadniłaś swoją ocenę mniej lub bardziej, więc nie mam powodu, by się denerwować. mogłabym oczywiście trochę powalczyć, ale przecież i tak pewnie nie udowodnię nikomu, że moje poczucie humoru jest lepsiejsze od innych.
och, wszystkie wydarzenia są ciekawe! na swój sposób.
pozdrawiam,
kit.
ps, kit, zrób mi szablon, a wybaczę Ci bycie złą koleżanką
a, o niego chodzi xD hahahaha zapomniałam, że to w ogóle istniało, tak się udzielałam w tworzeniu hahahah xDDDDD
OdpowiedzUsuńWitam z powrotem :D Trochę spóźniony komentarz, no ale w szkole też czasem wypada coś robić. Miałam doskonały weekend i dzień i ta ocena jest równie doskonałym zwieńczeniem, śmiałam się miejscami jak głupia. Nie wiem czemu ale najbardziej na tym fragmencie: "[...]że nic do Nietzschego nie pasuje" Po prostu nie mogłam się opanować! Blog na razie mnie nijak nie zachęca, ale może kiedyś?
OdpowiedzUsuń"Summa summarum wąsiki to tylko jakiś mało znaczny element, a mowa o ślubie, na którego Aisling została obudzona godzinę przed." Czy nie powinno być "na który"? Tak czy siak bardzo miło znowu zobaczyć ocenę na Opieprzu ;)
Ester V
Oczywiście, że tak, Ester :) Punkcik.
OdpowiedzUsuń