Dzisiaj serwujemy Zoltanowe wywody o Spodeczkowych koszmarkach.
Estetyka
Doznania moje: 6/10
Coś tu się chyba ostatnio zmieniło, a nawet nie chyba, lecz na pewno. Do Spodeczka dobierałem się już jakiś czas temu, ale z przyczyn ode mnie niezależnych musiałem porzucić wczytywanie się w koszmarki, które ona tu serwuje. Nie bardzo też mogę przypomnieć sobie, jak wyglądał szablon przed zmianą, coś mi jednak świta, że lepiej. Ciemniej na pewno było i klimat bardziej „koszmarkowy” na stronie panował, a teraz chmurki, błękit i morza szum, a nie... to z toalety. Co ty tam, do diabła, robisz? Głowę sobie płuczesz? No, kobieto, no... chcesz, żebym palpitacji serca dostał na dźwięk wypływających oszczędności?!
Tym razem jakoś tak od zadniej strony zabrałem się za pisanie tej oceny, bo najpierw treścią się zająłem, a dopiero potem szablonem. Jak się okazało, to była słuszna decyzja. Prosty szablon i stonowane kolory ułatwiają skupienie się na treści, która sama w sobie jest barwna i wymaga koncentracji. Mamy tu układ lewostronny z szerokim polem na posty i wąską prawą kolumną, w której autorka umieściła jedynie archiwum, krótką informację o sobie, linki, obserwatorów i – jak nakazuje najważniejsze przykazanie głoszące, że Pan Bóg kazał się dzielić – „Tłitusia” i „Fejsbusia”. Nad wszystkim góruje szeroki, jak guma w babcinych gaciach, nagłówek. Nawet kolor ma odpowiedni, jeszcze biały. Zgrabne rączki Spodeczka na tej gumie wyhaftowały napis „Spodeczkowe koszmarki. Zbiór opowiadań w formie bloga. Zapraszam, częstujcie się koszmarkami”. Jak to jest, pytam, że kiepskie blogi zajmujące się jedynie odtwórczością, mają masę czytelników, a te, na których znajduje się naprawdę dobra i wartościowa treść, świecą pustaki? Czyżby wyobraźnia narodu była w tak opłakanym stanie, że jedynie fanfiki są w stanie ogarnąć? Samemu przeczytać i wykreować jest już za trudno?! Przeraża mnie to. Ach, znowu dałem się ponieść. Czytelność – o niej będę teraz rozprawiał – dobra jest. Koniec, kropa. Hola, zapomniałem o adresie! Toż to jest bardzo ważna rzecz na blogu, a brzmi on... Spodeczek! Fajnie, co? Ale poważnie... wymówcie to słowo – spodeczek. Aż mi się serducho raduje i mam jakieś takie pozytywne skojarzenie. Spodeczek! Jeszcze raz – spodeczek. Ale mam radochę. Na pewno jest to słowo, które łatwo zapamiętać.
Treść
Opowiadania 24/25
Spodeczek już od jakiegoś czasu nie tworzy, a jej blog zarasta kurzem i spamem. No, może spamem nie bardzo, ale w ruinę popada na pewno. Kiedyś autorka była wesołą dzieweczką, radośnie tworzącą zmyślone historie, teraz z uporem maniaka milczy. Zoltan postanowił przerwać ten niemy protest. Na pierwszy ogień obieram sobie opowiadanie „Śladem piór”.
Pióro pierwsze
Całkowicie fantastyczna opowieść wypełzła spod skorupki Spodeczka i zagnieździła się na tym blogu - historia dziewczyny, poszukiwaczki magicznych piór. Akcja rozpoczyna się w zrujnowanym kościele, jest spokojnie i cicho. Poszukiwaczka odnajduje to, czego szuka i cała historia w tym momencie przyśpiesza. Świat staje w ogniu, a mój umysł gotuje się od mnogości epitetów i metafor tak wymyślnych, że niejeden zawodowy pisarz i poeta spłonąłby ze wstydu – umieszczając takie dziwy we własnej twórczości. Spodeczek stoi już na krawędzi absurdu i grafomani.
Pióro drugie
Zaskakuje mnie autorka coraz bardziej, tak swoją cudowną wyobraźnią, jak długością tworzonych przez nią zdań. Raz zdarzyło mi się zdanie tak długie przeczytać w powieści pana Kinga i sensu nie zgubić. Spodeczek talent pisarski bez wątpienia posiada i dlatego nawet się nie zorientowałem, że ono ciągnie się przez osiem linijek. Ciężko się je czyta, bo kiedyś tchu zaczerpnąć trzeba, o czym Spodeczek chyba zapomniała. Wróćmy jednak do bohaterki opowiadania, która w jednej chwili z grzbietu Feniksa w butelce wypełnionej wodą ląduje, by przebywszy te wszystkie zmyślne opisy, wypaść ze skrzynki na łąkę. Proszę nie kręcić głową z dezaprobatą, Zoltan nie zażywał żadnych środków psychoaktywnych i nie ma jazdy... tylko czkawkę, pewnie mi się „Stoickie niebo” odbiło.
Pióro trzecie
Nim się zacznę nad treścią rozwodzić, chciałbym wiedzieć, czym jest „pierzasty fascynator, schludnie wpięty w kasztanowe pasma"? Co to za dziwo, bom jeszcze o tym nie słyszał. A, to taki wymysł! Patrzcie, czego to się mężczyzna dowie, czytając babskie blogi... Tu się opowiadanie o piórach kończy i kończy się tak, jak lubię. Gdybym się owego zakończenia domyślił, cała historia byłaby do bani. Sam się sobie dziwię, ale żadne szyderstwo przez usta mi nie przechodzi, mimo tego że przeczytawszy pierwszą część „Piór” kilka tygodni temu, miałem negatywne odczucia. Dziś jestem zadowolony. W pierwszym rozdziale autorkę poniosło trochę i przesadziła z tymi porównaniami, ale potem chyba znudziło jej się wymyślanie ich i spasowała. To prawdziwa przyjemność móc przeczytać utwór do początku do końca wymyślony przez autora, bez cudzych miejsc i postaci.
Różowy beret
Inne klimaty, inny styl. Znacznie prościej sformułowane zdania, chociaż barwne porównania i tu znalazły swoje miejsce. „Różowy beret” zawiera w sobie pewne przesłanie, a nawet przestrogę, przed zbytnim zaangażowaniem i zatraceniem się w czymś, co dziś tak ładnie nazywamy „wyścigiem szczurów”. Pierwszoosobowy narrator trochę ze smutkiem opowiada historię dziewczyny, w której podkochiwał się jako nastolatek, a która za sprawą prawdopodobnie otaczającego ją świata z radosnego podlotka zmieniła się w bezwzględną, samotną kobietę sukcesu. Przerażająca perspektywa. „Różowy beret” to ładnie podana moralistyczna opowieść i mimo tego, że nie do końca się z nią zgadzam, to uważam, że napisana została bardzo dobrze.
Beczka
Czytając to opowiadanie, przyłapałem się na tym, że nieświadomie nadaję mu rytm, jakbym czytał wiersz. Każdy akapit poprzedza odliczanie, które nadaje tę właśnie rytmikę, ale następujące po nich zdania są już tylko prozą. Co prawda budowa tych zdań często jest różna od współczesnego języka, którym się na co dzień posługujemy, i sprawia, że klimat opowiadania jest wyjątkowy, jednak wydaje mi się, że całość nie została dopracowana. Odliczanie jest krótkie, konkretne, celowe, a to, co po nim następuje, rozwlekłe, przerysowane i dysharmonizujące całość. Podczas czytania czuć, że czegoś tu brak, że nie do końca tak to powinno wyglądać. Nie czepiam się samej treści, bo nie mam jej nic do zarzucenia, ale czuję pewien niedosyt, a nawet zawód. Trzeba było iść za ciosem i pobawić się trochę w Mickiewicza.
„Alicjo. ” część I
Zacznę może od samego tytułu, który jest zapisany z błędem. Kropka kończy zdanie oznajmujące, a Ty masz tu słowo w wołaczu i do tego odstęp przed zamykającym cudzysłowem. „Alicjo!” byłby poprawnie. Trochę się nasz Spodeczek opuścił w pisaniu, o odstępach nie pamięta, interlinii nie stosuje, dialogi zaraz od lewego marginesu rozpoczyna – zgroza. Co się stało, Spodeczku? Nikt Cię nie chwalił, nie głaskał, nie pocieszał, nie mówił, że jest dobrze? Straciłaś zapał? Nie pisz dla innych, pisz dla siebie.
Temat autorka obrała sobie bardzo trudny, choć na czasie. Z części pierwszej możemy tyko wnioskować, czego dotyczyć ma całość, ale dla ułatwienia Spodeczek dodała aż osiem etykiet od Ali, czarów, białych królików, po gwałt i zabójstwo. Nie mam odwagi nawet się domyślać dalszego przebiegu i zakończenia opowiadania.
Podsumowując, autorka to osoba o niezwykłej wyobraźni i talencie pisarskim. Potrafi kreować niesamowite światy i umieszczać w nich swoich bohaterów. Najmocniejszą stroną twórczości Spodeczka są opisy. Wielokrotnie podkreślałem, że są barwne, a teraz przytoczę parę dowodów: „[...] zapamiętała go jako zapowiedź zbliżającej się niegodziwości, równie niemożliwej do opanowania co pożar, liżący jęzorami płomieni pięty śpiących w palącym się domu", „Zbliżają się, ich dzień mija szybko, bo czas tak dziwnie przepływa między palcami, albo raczej przesypuje się jak piasek plaży – blady i gorący, zapomniany, zawsze taki sam, i tylko pojedyncze ziarenka pozostają na dłoniach, przyklejone nietrwale jak wspomnienia", „Płaszcz, który na ramionach dziewczyny utrzymywała dotąd zapinka, zafurkotał, łykając powietrze niby flaga w wietrzną pogodę, żeby na moment przemienić się w nietoperza, a następnie już tylko wylądować miękko na posadzce mokrej od wody, sączącej się rynną wgiętą do wewnątrz przez okno – peleryny tak łatwo ustępują zręcznym palcom; schody poddają się stopom nawet łatwiej”. Przesada? Z pewnością. Ale jeśli czyta się całość i ma się świadomość, jak prostym i ubogim jest język, którym codziennie się posługujemy, można odkryć przyjemność w takich właśnie opisach. W pierwszym porywie i przy pierwszym czytaniu chciałem wyśmiać autorkę, zarzucić jej przesadę i grafomanię. Zmieniłem zdanie.
Opowiadania są krótkie, dlatego ciężko jest tu mówić o jakiejś fabule czy kreacji bohaterów, a dłuższy dialog pojawił się dopiero w ostatniej historii. Z tej właśnie przyczyny ocenę napisałem w takiej formie, a nie w tej przeznaczonej dla opowiadań.
Poprawność 9/10
Nie przyznałem pełnej punktacji tylko dlatego, że autorka nie przyłożyła się do ostatniego opowiadania i olała trochę zasady polskiej interpunkcji, konsekwentnie pomijając odstęp po pauzie – chociaż w jej tekście to on bardziej jak dywiz wygląda albo minus. Poza tym jednym niedociągnięciem nie mam się do czego przyczepić. Przecinki w zdaniach znajdują się tam, gdzie być powinny – i tylko czasami odnosiłem wrażenie, że trochę jest ich za dużo, jak gdyby połowa zdania była wtrącona albo dopowiedziana. Znaki prozodyczne używa Spodeczek poprawnie, zdania sensowne tworzy, a to, co mi się wyłowić udało, pod spodem umieszczam.
Interpunkcja:
„[...] nasiąkło równie wiekową[,] jak one same[,] wodą”, „[...] dziewczyna, całkiem jak dziecko[,] puściła się w jego kierunku biegiem”. - Porównanie wtrącone.
„Ochłonąwszy zaczęła pływać wzdłuż blokady, badać ją dłońmi, oświetlać rękawami, a nawet rośliną, przypominającą duże, jaśniejące dziwnym, seledynowym światłem, oko zatknięte na giętkiej gałązce, wyrwaną z kępy rosnącej w zasięgu rąk – nie znalazła jednak żadnej szczeliny, dziury, ani nawet obluzowanej szczapy, którą dałoby się wyważyć – podczas tego odkrywania wszystkich kształtów tamy chwyciła twardą rzecz, wystającą z bordowego zamieszania rosnących dookoła krasnorostów – sama wiedziała, że miała więcej szczęścia niż rozumu, kiedy poczuła poruszającą się dźwignię”. - Oto przykład na to, jak wykończyć czytelnika. Zdania są za długie i za dużo informacji pragniesz w nich zawrzeć: Ochłonąwszy, zaczęła pływać wzdłuż blokady. Badać ją dłońmi, oświetlać rękawami, a nawet rośliną przypominającą duże, jaśniejące dziwnym, seledynowym światłem, oko zatknięte na giętkiej gałązce. Nie znalazła jednak żadnej szczeliny, dziury ani nawet obluzowanej szczapy, którą dałoby się wyważyć. Podczas tego odkrywania wszystkich kształtów tamy, chwyciła twardą rzecz, wystającą z bordowego zamieszania rosnących dookoła krasnorostów – sama wiedziała, że miała więcej szczęścia niż rozumu, kiedy poczuła poruszającą się dźwignię.
Stylistyka:
„[...]w akompaniamencie syku gwałtownie parującej wody rzeki, której koryto [...]”. - W akompaniamencie syku gwałtownie parującej wody z rzeki, której koryto...
„[...] i doczepiała je na klejkiej powierzchni”. - Może „lepkiej”.
„[...] zmuszając dwunożnego intruza do pełzania czworakiem [...]”. - Słyszałem o chodzeniu na czworakach i na czworaka, ale o pełzaniu czworakiem nie.
Odmiana:
„Nigdy nie uwierzyłbym w tą przemianę [...]”. - Tę przemianę.
Oryginalność 5/5
Z wielką przyjemnością przyznaję pięć punktów za pióra, beret i beczkę. Za toń, w której zanurzyła się poszukiwaczka piór i domek, obok którego stała beczka. Za chwilę zapomnienia i ucieczki do magicznego świata Spodeczka. I za to, że chętnie przeczytałbym coś jeszcze, co wyszło spod jej ręki. Za to, że czułem, jakbym tam był...
Detal
Dodatki 10/10
Blog Spodeczka to nie tandetna plastikowa choinka z bazaru, żeby trzeba było na niej tonę ozdób powiesić, aby w ogóle dało się na nią spojrzeć. Tu nie ma gwiazdek, bombek i łańcuchów odsyłających w różne Internetu strony i przysłaniających kiepską, sztuczną treść. Na tym blogu nie ma dodatków, bo one po prostu nie są tu potrzebne. Autorka nie mydli oczu krzykliwymi grafikami półnagich elfic i napakowanych herosów. Nie odciąga uwagi ruchomymi banerkami, dziesiątkami podstron i zmieniającymi kształt kursorkami. By nie przytłaczać treści, jest prosto i schludnie.
Punkty dodatkowe 3/5
Dziś mam gest, słońce świeci, dzień wolny od pracy, chińszczyzna na obiad – czekajcie, sprawdzę, czy nie ma w tym jakiejś „psininy” – nic mnie nie boli, a po Spodeczku mam dobry humor, to i punkty przydzielę. Te punkty są zaś za wszystko, o czym już wcześniej pisałem, więc powtarzać się nie będę.
Punkty 57/60
Ocena celująca
Dziękuję, sajonara!
Łał, celująca! Aż ciężko uwierzyć!
OdpowiedzUsuńCóż, blog podupada przez nadmiar zajęć szkolnych - miałam zamiar wrócić do niego w okolicy świąt, kiedy wszystko przycichnie i oddam w końcu zaległe prace z grafiki ;)
Dziękuję bardzo za ocenę :)
Spodeczek
Ostatnio nie cierpiałam na nadmiar wolnego czasu i zaniedbałam czytanie Opieprzu, czego baaardzo żałuję. Ale przyszły Święta, czas wolny się pojawił to i ja się zjawiłam :D Ocena bardzo zachęcająca, lubię taką radosną twórczość więc mam nadzieję w najbliższym czasie zabrać się za blog Spodeczka :) A tak swoją drogą:
OdpowiedzUsuń"Znaki prozodyczne używa Spodeczek poprawnie" Czy nie powinno być "znaków prozodycznych"? Ale ocenę bardzo miło mi się czytało :)
Ja też uwielbiam oceny Zoltana xD Niekontrolowane wybuchy śmiechu jak w banku.
UsuńSprawdziłam to i Google mówi, że po czasowniku używać używamy dopełniacza, a więc rzeczywiście masz rację. Drugi punkt, co do trzeciego to czekamy na komcia od Phantom.
Merry Christmas!