Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


sobota, 18 stycznia 2014

(828) Oszukać śmierć

     Takie tam, bo od czegoś trzeba zacząć

    Mówi się, że tylko krowa nie zmienia zdania, a my, załoga Opieprzu, ciągle szukamy idealnej formy oceny. Natchnieni lampkami na choinkach i kolędami płynącymi zewsząd postanowiliśmy znowu zmienić coś na naszej stronie. Skoro wszystkie szczurki opuściły tonący statek, a nowe się jeszcze nie zagnieździły, będziemy zrywać boazerię, drzeć tapety, kuć podłogi i rąbać kredensy. By zbliżyć się do ideału, już dziś pisać będę ocenę w stylu wolnym.
      Z powodu braku wybitnego specjalisty jam się podjął ocen blogów o mangowej tematyce – musiałem na głowę upaść! Dopiero co skończyłem bój z narutowskim opowiadaniem, a już następne się dobija – „Oszukać śmierć” autorstwa (no, jasna kicha, gdzie ten nick?) Nikumu. Pewnie większość ludzi odwiedzających tę stronę ma skojarzenia takie jak ja, z serią filmów o łudząco podobnym tytule. To mogłoby być ciekawe – ekipa Naruto wrzucona do naszego świata i przepuszczona przez magiel przeznaczenia. Chyba jednak mam zbyt duże wymagania.

     Widzę, że właścicielka bloga stawia na rękodzieło i modny obecnie selfing. Sama sobie zdiełała szablon, ale ponieważ osóbka ta należy do tego nielicznego grona ludzi, którzy cudzą pracę szanują, to linki do źródeł grafik użytych w szablonie w „Prolegomenie” się znajdują. Swoją drogą cóż to za słowo? Obce mi jest i dziwnie brzmi, lecz sprawia, że czuję dreszczyk emocji, wpisując je sobie w wyszukiwarkę, by tajemnicę w nim skrytą poznać. Oto kolejny powód, bym Cię chwalił, Nikumu. Wielu posiadaczy blogów przykład z Ciebie brać powinno i szanować cudzą własność. Oprócz linków strona ta zawiera wszelkie wyjaśnienia, jakie Nikumu uznała za stosowne i potrzebne, by wszyscy w pełni zrozumieli to, co zamierza tu serwować. A więc, dla kompletnych ignorantów, którzy światowego dziedzictwa, jakim jest seria o Naruto, nie szanują i nie znają (co jest już kompletnym skandalem!) autorka zamieściła drobne streszczenie dziejów klanu Uchiha. Dla amatorów encyklopedii jest słownikowe wyjaśnienie rodzaju, gatunku i odmiany dzieła, które przyjdzie im czytać (jakby to miało jakiekolwiek znaczenie, jeśli utwór będzie kiepski). Dla członków klubu „know why”, fanów Ekspresu reporterów i policyjnych psychologów Nikumu w kilku zdaniach wyjaśnia motywy swego działania (grunt to je mieć). W menu jest coś jeszcze, „Lucens” się zwie. Co w menu robi szwajcarskie miasto? Muszę to sprawdzić, bo chyba trafiłem na skarbnicę słów mi nieznanych? Maniakiem czytania Słownika Wyrazów Obcych nie jestem, lecz widzę, że Nikumu do podusi wciągać to musi. Tutaj znajduje się kolejne wyjaśnienie, bo autorka dba o swoich czytelników i oprócz powieści serwuje jeszcze grę w skojarzenia. Z pewnością byłbym mistrzem w tej zabawie, bo wszystko mi się kojarzy. Dla lepszego efektu i usprawiedliwienia ewentualnych bzdur, Nikumu zamieściła jeszcze opis swej skromnej osoby – chyba ma nadzieję, że młodym wiekiem da się wszystko usprawiedliwić. Kliknąłem sobie jeszcze w „Spam” i takie coś znalazłem: „Drogi gościu, jeśli wszedłeś tu po to, by zostawić reklamę swojego bloga, muszę Cię zmartwić. Nie życzę sobie zaśmiecania mojego bloga, o czym poinformowałam już w kilku miejscach na blogu. Ostrzegam, że na każdy spam reaguję wiadomością na blogu autora!”. No, wiesz, taka czarna polewka, toż teraz będę się bał zostawić Ci wiadomość o ocenie. 
Okazuje się, że autorka nie do końca jest konsekwentna w tym, co pisze, bo w „Polecanych” zrobiła sobie prawdziwy katalog blogów, które czytuje, a jest ich aż dwadzieścia. A gdzie czas na szkołę, spacer z psem, Dostojewskiego i Prusa?

Szablon jest piękny, grafiki dobrze dobrane, a naturalne wyobrażenie dorosłej Sakury wprost mnie uwiodło.


Wygląda to wszystko naprawdę profesjonalnie, nawet ta wersalkowa, przepraszam, wersalska tapicerka z tyłu. Czcionka ma idealną wielkość niczym druk w modlitewniku dla seniorów, a kolor i kontrast wskazują na częste użytkowanie. Oryginalnym pomysłem, który fajnie wygląda, jest treść znajdująca się pomiędzy podzielonym na dwie części nagłówkiem – buźki Sasuke i Itachiego jako naoczna radocha dla pań. Och, jacy oni piękni! To ja też sobie powzdycham: Ech, Sakura, brałbym cię... na spacer. Jeszcze coś mi się przypomniało, co na uwagę zasługuje. Na dole bloga znajduje się szeroka lista, spadek po Onecie i przedmiot moich westchnień. Może nie wygląda zbyt pięknie, ale w prosty i szybki sposób pozwala poruszać się między rozdziałami.
     Żeby jednak Cię nie zemdliło, to nie wszystko jest cacy i przypadło mi do gustu. Denerwował mnie ten nieustannie przewijający się tekst w „Diariuszu”, bo moje patrzałki ciągle w tamtą stronę ściągał. Czytałem sobie opowiadanie, docierałem do miejsca, w którym umieściłaś ten gadżet i – ziuuu – oczki na lewo. Niezbyt dobrze wygląda też szerokość kolumn, bo treść przykleiła się do prawej strony. Może winę za to ponosi motto umieszczone po lewej zachodzące po trosze na grafikę po trosze na tło. Po co Ci ono? Wszyscy wpychają te mądrości, to Ty też musisz? Zauważyłem je dopiero wtedy, gdy zainteresowałem się faktem braku symetrii na blogu, wcześniej moją uwagę przykuła twarz Sakury (patrz grafika powyżej). Co do samego motta... po co te wielkie słowa? Wywal ten tekst, bo on niczego nie wnosi, jeśli piszesz kiepsko, to nic tego nie naprawi. Jeszcze sobie tylko zerknę i sprawdzę, czy coś poza buziunią Sakury warte jest mojej uwagi. A tak, licznik Geigera mierzący radioaktywność na blogu. Co to jest? Czarnodupie jakieś? Te liczniki, naszego też się to tyczy, to jak rejestracje na wypasionych furach, na których jakiś półmózg kazał sobie napisać XX BOSS. Takie piękne, rozbudowane statystyki oferuje nam Blogspot, a my ciągle tacy skromni. Przepraszam, to moje drugie, chamskie ja, czasami ciężko mi nad nim zapanować.

Treść

     Opowiadanie rozpoczyna „Introdukcja” – bardzo ładnie napisany tekst, stylem, który lubię i który do mnie przemawia - aż żal, że nie ma tego więcej. Jak wskazuje tytuł i mówi sama autorka: „prolog jest "rozmową" z [...] wierszem” Edwarda Słońskiego „Ta, co nie zginęła”. Zachęcam do zapoznania się. Nic dziwnego, że fragment ten tak mnie urzekł. Lubię czytać teksty, które dryfują na pograniczu poezji i prozy. „Introdukcja” zapowiada wojnę. Jaką? Tego na razie nie wiem. Chciałbym jednak przyjrzeć się dokładniej treści, bo jest zapowiedzią dalszych wydarzeń. Tekst został tak skonstruowany, że – jestem o tym przekonany – każdy czytelnik pomyślał o braciach Uchiha jako o tych, o których jest mowa. Prawdę zdradza dopiero kosmyk blond włosów pojawiający się na końcu wstępu. Całość prezentuje się dosyć dobrze, a przynajmniej jest tak z tekstem przed dialogiem. Wszystko można spartolić, gdy się za bardzo chce. Ten dialog wprowadza dysharmonię, psuje cały nastrój, jaki udało się autorce stworzyć. Wielka szkoda.

Rozdział I
Naruto jest dorosłym mężczyzną i piastuje stanowisko Hokage w swojej wiosce. Nikumu zapisuje to małą literą i po przeanalizowaniu tego zagadnienia przyznaję, że nie do końca się z nią zgadzam. Autorka powołuje się na zasadę, że nazwy stanowisk i tytułów używane potocznie w tekstach zapisuje się małą literą. Ale Hokage jest tylko jeden, w całym świecie mangi jest tylko jedna osoba, która posiada ten tytuł, więc to nie jest prezydent czy premier. Pisząc Hokage, zawsze trzeba mieć na myśli tylko jedną, konkretną osobę, w tym przypadku Naruto (marzenia jednak się spełniają). Inaczej rzecz się ma z tytułem Kage – tu można się pokusić o zapis małą literą, ale też bym tego nie robił, bo nie jest to tytuł pospolity i rozpowszechniony. Poza tym tłumacząc słowo Hokage, wyjdzie nam Cień Ognia. Głupio by wyglądało, gdybyś zapisała to małą literą. Wracamy do Naruto, na razie jego wiek pozostaje dla mnie tajemnicą. U jego boku stoi Sakura, ale nie jako ukochana lecz przyjaciółka. Szykują się do wojny, a ich przeciwnikiem jest Madara alias M. Wyklęty. Od pierwszego rozdziału czuję, że to będzie coś, co przeczytam z przyjemnością.

Rozdział II
Konoha zostaje zaatakowana, a ja gubię się i już nie bardzo wiem, o co chodzi. Kim jest „Utsukushi”? Kogo Sakura nazywa zdrajcą? Co tu się, do bladej duppy, dzieje? I dlaczego musiałem przeczytać większość rozdziałów, by się tego dowiedzieć?
Ta część jest strasznie chaotyczna, Sakura goni Naruto, a spotyka Utsukushiego. Nie mogłem się połapać, bo nie wiedziałem, kto to jest i skąd się wziął. Po prostu stanął na drodze Haruno i sprawił, że ona „zdębiała”, a ja molestowałem Google'a. Niczego nie osiągnąwszy, poczułem się jak ostatnia trąba. Potem przyszło olśnienie – skoro nawet Google nie jest w stanie namierzyć tego ziomka, to musi on być wymysłem autorki. Dumny z siebie i z niej wróciłem do czytania. Chciałbym jednak zwrócić uwagę Nikumu, że Haruno powtarzająca do znudzenia „Utsukushi”, płacząca, wściekająca się i w ogóle jakaś taka „rozwalona” całą sytuacją sugeruje czytelnikowi, że żywi do osoby o tym imieniu, przezwisku, jakieś głębsze uczucia. Kiedy czytałem to pierwszy raz i nie wiedziałem jeszcze, kim jest Utsukushi, pomyślałem, że Sakura spotkała Sasuke, a Utsukushi to jakaś pieszczotliwa japońska nazwa, którą obdarza się ukochaną osobę. Ależ byłem w błędzie! Widzisz zatem, Nikumu, że nie do końca dobrze to napisałaś. Medyk pojawia się w pierwszym rozdziale, ale jest tak słabo zarysowany, że kompletnie nie utkwił w mojej pamięci, a musisz wiedzieć, że czytałem rozdziały jeden po drugim.
     W połowie tej części pojawia się tekst pisany kursywą, który jest bezpośrednim odniesieniem do Introdukcji. Napisany z perspektywy Naruto ma ukazywać jego odczucia, ale wnosi zamieszanie. Wszystko, co znajduje się powyżej zdania, które zaraz przytoczę, powinno zostać zapisane normalnie, bo nie są to myśli Naruto. A do słów: „Widzę, jak upada w dół, a ostatnim gestem chwyta moją koszulę i ciągnie mnie za sobą” zostawić tak jak jest. Zmień też „Czuję się winny” na „Czuje się winny”, bo w tym akapicie narrator jest trzecioosobowy i w środku jego wypowiedzi taki kwiatek rośnie.

Rozdział V
Sasuke zostaje pojmany przez wesołą gromadkę Naruto, wtrącony do więzienia i zaproszony na „rozmowę”. Ach, te humanitarne metody przesłuchań – lać po pysku, aż puści farbę. Ciekaw jestem, jak by się nim zajęli, gdyby kiedyś nie był ich przyjacielem. Tu mamy obraz dobrego i złego gliny, ale jakoś nie umiem sobie wyobrazić Lee w roli tego drugiego. To już bardziej widzę w tej roli Ino, nie dość że Sasuke dostałby po mordzie za obecne przewinienia, to jeszcze za to, że nie chciał się z nią umówić, gdy chodzili razem do szkoły. Po odpowiednio długim mordobicu idą na ugodę i cieszę się, że spuścili mu łomot, bo przynajmniej opowiadanie zyskuje na ostrości, jeśli mogę się tak wyrazić. Nie jest przesadnie brutalne, ale tak w granicach rozsądku. Poza tym gdyby przyjęli go ot tak, czego on wcale nie chce, to cała sytuacja byłaby bzdurna i śmieszna.

Rozdział VI
Umowa Sasuke z „wesołą bandą” zostaje wcielona w życie, a gościu staje się pełnoprawnym mieszkańcem Konohy, ze zwróceniem rodzinnego majątku i swobodą poruszania się włącznie.
Lekka przesada, jeśli wziąć pod uwagę, czyim był uczniem. Cała misja oraz jej przebieg to taki rodzyneczek w serniczku, chyba że ktoś rodzynek nie lubi. Dwóch młodych mężczyzn puszczonych samopas – kłopoty jak w banku. Dobrze, że nie starasz się wybielać bohaterów, że czynisz ich tak prawdziwymi, niepozbawionymi wad i kompleksów. Lee jest zazdrosny i złośliwy, za co Uchiha nie pozostaje mu dłużny, obaj nie stronią od alkoholu i kobiet, chociaż mają różne „osiągnięcia” w tych dziedzinach. Zaintrygowała mnie też postać wyroczni. 

Rozdział VIII
Ożywiony Itachi opowiada historię swojego ożywienia i problemu ze wzrokiem, ale mnie najbardziej kręcą te poboczne wątki, niezaczerpnięte bezpośrednio z anime. Sakura rozmawiająca z Sasuke w barze i wszystkie gnębiące ją później myśli jest jednym z takich wątków. Drobny, krótki epizod nadający opowiadaniu realizmu, wprowadzający w nie odrobinę stagnacji, wytchnienia, bo przecież akcja nie może wciąż tylko przeć naprzód. Rozdział napawa czytelnika pewnego rodzaju smutkiem, budzi uczucia, więc jest dobry.
     
     Nie będę opisywał szczegółowo, bo nie chcę zdradzać fabuły, powiem tylko, że czytało się to naprawdę przyjemnie. Zwłaszcza kreacja bohaterów mnie urzekła, bo są tacy prawdziwi, a nie żywcem ściągnięci z anime. Poczytuję to za ogromny plus. Naruto, jako wódz, jest poważny i chyba trochę przytłoczony ciążącymi na nim obowiązkami, do tego gra tu raczej drugorzędną rolę. Wciąż jest zakochany w Sakurze i naiwnie wierzy, że Sasuke do nich wróci, ale z roztrzepanego smarkacza niewiele w nim zostało. Podoba mi się też kreacja Sakury, jej niepewność, wątpienie we własne umiejętności i kompetencje. Haruno przedstawiona jest jako zupełnie normalna osoba, która przypala ryż na śniadanie, ma plamy na stoliku, pociąga absynt i „kurzy cygarety”. Na uwagę zasługują też jej reakcje, gdy w pobliżu znajduje się Sasuke – wygląda to tak, jakby zdała sobie sprawę, że nic z tego nie będzie, ale nie potrafiła przestać go kochać. Za wszelką cenę stara się trzymać w ryzach, nie wzdycha do niego, nie trzepocze rzęsami, nie strzela focha. Może jedynie serduszko szybciej jej puka, ale wszystko w granicach przyzwoitości – nie za głośno i nie za szybko. A sam Uchiha? Bez skrępowania korzysta z uroków życia i darów urody, czyli pije na koszt Lee i baraszkuje z paniami, zuch chłopak!
      Kreacja bohaterów, poza fabułą, to najmocniejsza strona tego opowiadania. Nie mam nic do zarzucenia żadnej postaci, bo dla mnie są po prostu doskonałe. Nie ma dla mnie znaczenia, że nie są w stu procentach zgodne z pierwowzorami. Na uwagę zasługuje też doktorek Utsukushi i jego brat Oni oraz fakt, że Nikumu nadała im imiona, które - tak jak w mandze - mają coś oznaczać, uwypuklać, wyjaśniać. Utsukushi, czyli pięknie albo piękny, ma oddawać coś, czego jeszcze nie odkryłem. Wiem, że doktorek został „przygarnięty” do Konohy, a potem ich zdradził, bo chce uratować brata, Oniego, z rąk Madary. Już w czwartym rozdziale od samego doktorka dowiadujemy się, że Oni „ jest przeklęty, opętany, ma moc samego wcielonego zła". Nic zatem dziwnego, że Nikumu nadała mu takie imię, które w folklorze japońskim oznacza złe duchy, demony i diabły. Brawo, za to pochwalić ją muszę.
      Gorzej jest z kreacją świata. Jeśli konsekwentnie pomijasz opisy miejsc, to nie możesz liczyć na to, że czytelnik prawidłowo zinterpretuje to, co stworzyłaś. Umysł zawsze będzie podpowiadał nam znane miejsca i obrazy. Dziś nie ma z tym problemu, bo wiemy, jak wyglądają pampasy czy tajga, ale to nie zwalnia pisarza z obowiązku przedstawienia świata, w którym postanowił umiejscowić swoją historię. To tak na przyszłość, bo nie wydaje mi się, abyś chciała poprawiać to, co już napisałaś i z pewnością masz świadomość, że opowiadanie takie skierowane jest do miłośników tematu. Chociaż... ta historia jest tak dobrze skonstruowana, że gdybyś podjęła trud i dokładniej zarysowała świat przedstawiony, z powodzeniem mogliby to czytać ludzie nie znający kanonu, bo fabuła jest naprawdę dobra. Nie będę omawiał jej po kolei, przytoczę tylko wątki, które mnie zaskoczyły, rozbawiły. Jednym z nich jest spotkanie Sakury i Itachiego i jej przemyślenia przed całym zajściem. Ciekawi mnie, jak rozwinie się ich znajomość? Czy Sakura się na niego targnie i co zrobi Kevin, gdy zostanie sam w domu?



Zaskoczyłaś mnie też, Nikumu, tą akcją-konspiracją w mieszkaniu Haruno. Już myślałem, że się zagotuję, bo umieściłaś ją sam na sam w jednym pomieszczeniu z Sasuke. Pomyślałem sobie wtedy: Nie, jak to się skończy wycieraniem kurzy na podłodze plecami Sakury, to ja wychodzę. Ale nie! Nic z tych rzeczy. Nikt nikogo nie molestował, chociaż przekonany jestem, że większość czytelników na to właśnie czekała. I ja sam zostałem z takim lekkim niedosytem i zaskoczeniem, bo nawet końskich zalotów tam nie było, a Sasuke po prostu wyszedł, trzaskając drzwiami.
Opowiadanie ma wiele wątków, nie toczy się jednym torem, a akcja przeskakuje od jednego bohatera do drugiego, to sprawia, że czytelnik się nie nudzi i z niecierpliwością wyczekuje na kontynuację. Te dziesięć rozdziałów zleciało mi jak Sylwester z Polsatem – szybko i prawie bezboleśnie. Z pewnością przyczyniły się do tego opisy zachowań bohaterów i ich wypowiedzi, zwłaszcza monolog Ustukushiego dotyczący Sakury – to jedna z lepszych kwestii. Co do reszty to też nie mam się do czego przyczepić, może interpunkcja w dialogach czasem nawalała. Większość wypowiedzi okraszona jest opisem zachowania wypowiadającego się bohatera, a to pozytywnie wpływa na odbiór.

Co się stało? Już nie możesz? Zemdliło Cię? Ale co ja na to poradzę, że mi się naprawdę podobało.

     Dobra, przejdźmy do mniej przyjemnej rzeczy, którą jest poprawność. Miałem gdzieś skopiowane błędy, o, są! Dwa? Chyba za bardzo wciągnąłem się w czytanie, ale poważnie. Wymieniał ich nie będę, bo tak się składa, że na Ostrzu Krytyki dopiero co pokazała się ocena Twojego bloga i tam Oceniająca wytknęła Ci wszystko i jeszcze więcej. A pisząc „jeszcze więcej”, mam na myśli te wszystkie przecinki, które kazała Ci usunąć. Na cudnie pachnące trampki wyprodukowane w Chinach, nie rób tego! Nie wszystkie wymienione przez nią były błędnie postawione, niektóre np. te przed „ile”, „jeśli”, „jaką”, „jakim”, „jaki” znajdowały się tam, gdzie być powinny. Jeśli masz wątpliwości, proponuję stosować zamiennie zaimek „który”, wtedy nikt nie powie, że źle stawiasz przecinki. Co do reszty, niestety, miała rację, ale to i tak niewiele. Na zakończenie powiem, że z czystym sumieniem mogę każdemu polecić to opowiadanie, a mnie nie jest tak łatwo zadowolić. Droga Autorko, śmiało możesz sobie wpisać piąteczkę obok linka Opieprzu. Pozdrawiam.




Grafika z Kevinem z portalu komixx.pl, autor Bertx98
Zboczonego Mistrza znajdziecie w serialu Naruto.

15 komentarzy:

  1. "Sama sobie zdiełała szablon..." hm, chyba zdziałała?
    Mam takie wrażenie, jakbym czytała ocenę pisaną przez Yodę, a no Zoltana, ale nie wiem, czemu :D
    Dwa "p" w "duppa" było specjalnie?
    Nadal czuwam, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toć przecież Zoltan do rosyjskiego zajrzał w pierwszym przypadku.

      Pozdrawiam Opieprz ;-). Robię wszystko, żeby się nie uczyć i aż tutaj dotarłam ;-).

      Usuń
    2. Witaj, miło, że o nas pamiętasz. A może to czysty przypadek był?
      Jak mawia pewna osoba: Nawet nie wiesz, ile się trzeba narobić, żeby nic nie robić.

      Usuń
    3. Hoborze, koniec semestru w klasie maturalnej, to jednak masakra. Ale już jestem z Wami aż do niedzieli cały czas.
      Aimee, fajnie, że zaglądnęłaś :) My również pozdrawiamy i miło by było, gdybyś na forum zaglądnęła :)

      Usuń
  2. W pierwszym i w drugim przypadku to było celowe. Powinienem się martwić czy cieszyć? Udawać, że wiem, o kim piszesz? Boże, nie mam pojęcia, kojarzę tylko Yodę z bloga Egoistki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTcPa0EsVwklgp2dzC6ISRfQ5Yjb_XDfWFyJ6phQTuA-NmHaSt8yA

      Usuń
    2. Jak można nie wiedzieć, kim jest mistrz Yoda? O_O

      Usuń
    3. Czyli znowu przekombinowałem, hm. Oczywiście wiem, kim był Yoda, myślałem tylko, że K. porównuje mnie do kogoś o takim nicku. Zaraz, zaraz, myślicie, że aż taki przystojny jestem?

      Usuń
  3. W pierwszym zdaniu pod obrazkiem z Kevinem przypuszczam, ze zamiast ,,Hruno'' chodziło ci o ,,Haruno'' :)
    Ocena bardzo przyjemnie napisana, miło się ją czytało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, bez zbędnej skromności... jasne, że popełniłem tam błąd. Punkt dla Ciebie, jeśli chcesz się z nami bawić w ich zbieranie? Ja idę sobie karę wymierzyć.

      Usuń
    2. Darkbloom, witamy w agentach NASA :D

      Usuń
    3. NASA ? Rany, mama będzie ze mnie dumna. Tyle razy powtarzała mi, żebym wybrała sobie jakiś porządny zawód. ;)
      Oh,gdybym jeszcze nie była dyslektykiem z powołania! No nic, będę wytężać moje szare komórki w poszukiwaniach tych małych cwaniaków, kryjących się w literówkach, błędach interpunkcyjnych i ortograficznych .
      Ten no to ten... na Chwałę Słownika!

      Usuń
  4. Zacznijmy od kurtuazji - dziękuję za ocenę.

    To skoro mamy formalności za sobą, to teraz analizujemy.
    Prolegomena to mniej mainstreamowa nazwa dla wstępu, przedmowy - to tak jakby google nie znalazł satysfakcjonującej Cię odpowiedzi.

    Z Lucens zaszedłeś dość daleko, ale to jeszcze nie finał, więc braw niestety nie biję. ;) Pomińmy to dość zgrabne lanie wody, napomykając tylko, że przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi z wiekiem, bo go nie podałam, no ale tak... Pierwsza linijka jest nieaktualna i już myląca.

    Moje podejście do SPAM-u to nie brak konsekwencji, nie życzę sobie zasypywania mnie autoreklamą - nieszczerą, liczą na przyklask, wejście, komcia i co tam jeszcze. Natomiast zakładka "polecane" nie jest jakoś mylnie oznaczona, więc wchodząc, wiesz, że będą tam linki.

    Przy odpowiedniej organizacji znajduje się czas na wszystko, ale to może dlatego, że nie mam psa (sic!), ale kota, a on wyprowadza się na spacer sam. Na spacery wyprowadza mnie chłopak w przerwie między nauką, rysunkiem, czytaniem i pisaniem pracy maturalnej (sic!x2). Zapewniam, że mam czas nawet na zakupy czy alkohol, Prus i Dostojewski już za mną i mam nadzieję, że mnie już nie dogonią, a jeżeli masz przecieki i to oni będą na maturze... Wolę o tym nie myśleć.

    Zdaje się, że nie masz wysokich wymagań, co do kobiet ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Diariusz też mnie już wkurza i jest nieaktualny, a że wchodzę na bloga ostatnio średnio raz na 2 miesiące to jakoś nie chce mi się tego zmieniać. Mam wrażenie, że najpierw powinnam poprawić treść poprzednią, a potem zająć się kwestią estetyczną i nowościami, bo gówienko w ładnym papierku prawdopodobnie nadal jest niesmaczne, a nawet jeśli się je potem polukruje to będzie cuchnąć.

      Licznik zostanie, niedawno zdałam prawko (w końcu) i jakoś dobrze mi się zaczęło kojarzyć, dzięki Twojemu samochodowemu porównaniu.

      "aż żal, że nie ma tego więcej" i teraz nie wiem czy to ironia, bo zazwyczaj czytelników wkurza introdukcja i twierdzą, że dopiero rozdział pierwszy ich przekonał.

      Mylące skojarzenie celowe - fajnie, że działa, bo jak widać dla większości nowością jest stosowanie symboli (na czym opiera się całe opowiadanie).

      Nadal zostanę przy hokage dla własnego widzimisię, kontrargument - papież też jest w danym momencie tylko jeden. Tak aktualnie jest dwóch papieży, ale tylko jeden sprawuje urząd i dla porównania doskonałego przedstawiam sytuację trzeciego i czwartego hokage. Trzeci abdykował/zrezygnował Czwarty przejął urząd, Trzeci żył, Czwarty umarł, Trzeci powrócił.
      Nie wszystko trzeba tłumaczyć, wystaw sobie, wskazywać takiemu jankesowi drogę do Boat City, no ja bym nie zdzierżyła.

      Z Utsukushim właściwie plan wypalił. Niepozorna postać, która pojawia się niby przypadkiem jak duch przeszłości, nikt się po niej nie spodziewa niczego, nawet obecności, a okazuje się być zdrajcą, który po części determinuje kolejne losy. Jest dość uważnym obserwatorem.

      Tekst nie jest napisany z perspektywy Naruto, ale Sasuke. W zasadzie nietrudno się zorientować, po prostu akurat tego nie przeczytałeś ze zrozumieniem i potraktowałeś to jako kwiatek. Wszystko, co jest zapisane kursywą powinno nią być zapisane, to nie myśli Naruto, ale Sasuke. Nie wiem dlaczego Naruto miałby się interesować tak bardzo żyjącym Itachim już w tamtym momencie.

      Sasuke w momencie przesłuchania nie był przyjacielem, ale atakującym, ale racja - miał wiele szczęścia, bo wiele jemu podobnych użyźniało okoliczne pola.
      W zasadzie nie miałam zamiaru przyjmować Sasuke do wioski choć na razie na to wychodzi. On tam po prostu nie pasuje i prędzej czy później ją opuści, choćby tak dla przekory czy dla atrakcyjności opowiadania.

      Nie wiem czy tak do końca pełnoprawnym skoro nie może się poruszać wedle upodobania, wiecznie przybywa do ratusza na swego rodzaju meldunek (to tak między wierszami), a i na "misję" zostaje wysłany z opiekunką (Lee) jako tako przynęta czy po prostu mięso armatnie.

      Kurczę nawet nie wiedziałam że Sakura jest taka znośna w tym opku, to przypadek, jak najbardziej pozytywny, mam nadzieję jej nie zepsuć.

      Jakoś nie planuję wycierania kurzu plecami czy innych pozycji seksualnych, bo po prostu nie umiałabym takiej sceny realistycznie wymyślić, natomiast dzielenie się własnymi doświadczeniami, jak to się ma przy pisaniu całości opowiadania, nie jest na moje nerwy.

      Jeśli zaś chodzi o błędy z OK, to: na każdą ocenę patrzę z odpowiednim przymrużeniem oka, ale tam znalazłam takie bzdury, że zwyczajnie w świecie nie mam ochoty tego nawet komentować...


      Więc ponownie dziękuję za ocenę, wierząc, że jeszcze wrócę i pociągnę to opko

      Pozdrawiam serdecznie,
      Nikumu.

      Usuń