Witajcie, drodzy czytelnicy! Na wstępie parę słów ogłoszeń, bo tych na końcu nikt nie czyta. Witamy w naszej załodze Phantom. Mamy nadzieję, że przyjmiecie ją gorącymi oklaskami. Jeśli pokusicie się o przeczytanie poniższej oceny, zauważycie, że ma inną formę niż dotychczasowe nasze wypociny. Śmiało oceniajcie, co sądzicie o tej zmianie, jesteśmy tu dla Was. Zachęcam też do rozejrzenia się po blogu, ponieważ wszystkie zakładki uległy modyfikacji. I ostatecznie: cała załoga Opieprzu życzy szczęśliwego Nowego Roku dwa tysiące czternastego!
Córka pastwi się nad blogiem Deneve lzy-niewiernego. Zapraszam do lektury.
Część I: Treść
Na dziś dzień rozdziałów jest szesnaście. Zobaczmy, co masz nam do zaprezentowania, Deneve.
Rozdział I: Dairen
Do czytania włączam polecany soundtrack z piosenką Two Steps From Hell. Z takich ciekawostek, które nikogo nie obchodzą, znam tylko jeden jedyny utwór „Heart of courage". Z racji, że tamta piosenka o tytule „Black hat" nie trafia do mnie, włączam sobie dziesięciogodzinną wersję „Heart of courage". I serdecznie polecam ją do czytania bloga jako alternatywa dla „Black hat". Nigdy w życiu szybciej nie przeczytałam takiej ilości tekstu. To chyba ta wielozadaniowość, prawda, przyszłoroczni maturzyści? Przechodząc do treści rozdziału, od początku podoba mi się dosyć jasno zarysowana fabuła. Piętą achillesową co drugiego autora blogowego, który zabrał się za opowiadanie, jest kompletny chaos w treści, w grafice, brak logiki, mieszanie się faktów. Deneve, u Ciebie na dzień dobry mogę wykluczyć to pierwsze. Zarys fabuły jest bardzo ciekawy: młoda dziewczyna zostaje sprzedana przez rodzinę do Akademii, gdzie potrzeba „chętnych". Odkryto kamień, który w połączeniu z krwią ludzką dawał właścicielowi wielką moc. Są cztery rodzaje mocy. Co dalej? Nasza bezimienna bohaterka snuje rozważania na temat swoich zdolności. I tutaj pojawia się moja pierwsza wątpliwość: jak to możliwe, że kogoś, kto otrzyma cztery dary, a więc kogoś wyjątkowego i niewątpliwie cennego jako żołnierz można zabić za niewykonanie polecenia? Rozumiem surowe kary, które nauczyłyby adeptów, że do mrowiska kija się nie wkłada, ale śmierć? Ostatecznie to tylko rozmyślania bohaterki, więc zobaczymy, co będzie dalej. Po drugie czasami ogarniają mnie sprzeczności. Kairn wie, że każde jego posunięcie monitorowane jest przez Varrena i mimo tego decyduje się na rzucenie zaklęcia, które pozwoli mu porozmawiać z bohaterką bez podsłuchu. Innymi słowy sprowadza na siebie pewny gniew Varrena i po co? Co może go obchodzić los dziewczyny, którą zna pięć minut i ma do czynienia z wieloma innymi takimi jak ona? Główna bohaterka nazywa się Averyn Ilyrana, czego nie umiem wymówić, ani nie potrafiłabym stwierdzić, które to imię, a które nazwisko, gdyby nie to „a” w Ilyrana. A potem oczywiście okazało się, że to Averyn jest imieniem. O zgrozo. Poznajemy też nieco „zaplecze" opowiadania. Na szczęście piszesz w narracji trzecioosobowej, wobec czego narrator czasami opuszcza Averyn, by skupić się na innych ludziach. Cóż można napisać o pierwszym rozdziale... Ciężko oceniać, bo to początek. Zapowiada się nie nieźle. Piszesz prostym, przystępnym językiem. Na swoje szczęście nie tworzysz piętnastu tysięcy nowych nazw, których i tak żaden czytelnik nie skojarzyłby. Miałam Cię zrugać za brak opisów miejsca akcji i bohaterów, również czasu, ale może to wszystko z czasem przyjdzie. Jedyne, co mi w tym rozdziale nie odpowiadało, to słowo „fajki". Całość, jak już napisałam, piszesz prostym językiem, ale nie uciekasz się do kolokwializmów ani uproszczeń. Tworzysz zdania spójne, ani za długie, ani za krótkie. A tu nagle wyskakują „fajki", a linijkę dalej już papierosy. Zaintrygowałaś mnie, chociaż fantastyki nie lubiłam nigdy jakoś specjalnie. Liczę na rozwinięcie wątku z magią i niesamowitymi zdolnościami, bo na razie bohaterka ledwo miecz trzyma w rękach.
Rozdział II: Mizerykordia
Bohaterka przeszła totalną metamorfozę. W rozdziale pierwszym była lekko zdezorientowana, na pewno przerażona i zawiedziona, że rodzina zrobiła jej psikus i ją sprzedała, a od pierwszego akapitu rozdziału drugiego widzę przemianę. Dziewczyna (nie każcie mi nazywać jej po imieniu, proszę) zastanawia się nad reakcjami Varrena i w myślach ocenia swoje szanse. A potem ryknęłam śmiechem. No bo taka sytuacja: Averyn biegnie do Kairna z mieczem w ręce. Zobaczyłam to w wyobraźni. A potem wyobraziłam sobie, jak ten wyżej wymieniony ściąga płaszcz, a bohaterka lustruje go od góry do dołu i komentuje jego strój. Czy to nie jest przypadkiem Akademia, w której za jedno słowo nie na temat rzucają aligatorom na pożarcie? A ona od tak mówi, co myśli, na temat ubrań? Nieważne. Akcja całkiem przyjemnie się rozwija. Dialogi przeplatasz z ładnymi, barwnymi opisami, a całość czyta się jednym tchem, pomimo że tematyka nie należy do moich ulubionych. Kłóci mi się bardzo osobowość Averyn. W samotności jej myśli są nasycone strachem o swój byt lub ewentualny niebyt. Boi się Varrena, przeraża ją i nade wszystko chce mu się przypodobać, czyli wziąć się do pracy i zapracować na ten swój dalszy byt. To jedna strona Averyn. Bowiem bohaterka, gdy tylko się natyka na rzeczony niepożądany obiekt, ma ochotę go dziabnąć nożem w pysk lub pozwala sobie na pyskówkę, czy nawet docinki. Nie łapię za bardzo. Rozdwojenie jaźni? I muszę przyznać, że trochę jestem zawiedziona. Tam miecze, tutaj jakieś łuki, strzelanie do celu i tym podobne rozrywki, a Averyn postanawia walczyć… pistoletami. Poplątanie z pomieszaniem. Ciężko określić jednoznacznie czas akcji lub umiejscowić ją w jakichś realiach, bo na razie wątek jest - z małymi odskoczniami - jeden i ani słowa nie ma o życiu poza murami Akademii. Niemniej jednak sądzę, iż jest to dosyć odległa przyszłość, bo skoro dzisiaj skandalem nad skandalami jest naga blondynka na ostatniej stronie „Super Expressu”, to jak to się ma do sprzedawania swoich dzieci? Tymczasem bohaterka zmuszona jest do wzięcia udziału w wycieczce z Varrenem. Czym to się skończy? Czy mogę liczyć na choćby taki tyci, tyci romansik?
Rozdział III: Fotografia
I co? I co, Varren, ty zarozumiały… ty… Zanim powiem coś, czego nie chciałabym (i Varren również) muszę przyznać, że nie wiem, jak Ty to zrobiłaś, Deneve, ale ja to kupuję po prostu. Pierwszy rozdział czytam i myślę sobie: kurna, znowu coś, co mnie nie zainteresuje i będę się męczyć jak zjadający się wąż.
A ja się totalnie wczułam w opowiadanie. Przyłapałam się na tym, że po cichu podśmiewam się z Varrena, któremu opadła kopara (w sensie, że mina!), gdy zobaczył samouzdrawiającą się bohaterkę. A na tym nie koniec, bo Averyn popełnia straszny czyn, choć przyznam, że jest do tego zmuszona. Jaki? Chyba nie myślicie, że Wam powiem? Same kłopoty z tą naszą bohaterką. Trochę brakuje mi innych wątków. Opowiadanie na pewno nie nudzi, ale akcja toczy się ciągle wokół jednej osoby, a zmienia się tylko co jakiś czas tło. Podobno jest w Akademii. Mam w wyobraźni biegające po korytarzu dzieciaczki w niebieskich mundurkach. To chyba nie taka Akademia, ale wyobrażam sobie, że Averyn nie jest jedynym rekrutem, a ani widu ani słychu o innych stworzeniach. Kairn, Varren i Averyn. Magiczne kółko, krąg, nazywajcie to jak chcecie. A ja znowu jestem skonsternowana. Bo rozdział temu Kairn pomiatał Averyn na prawo i lewo, przykładał do jej szyi miecz, więc raczej generalnie nie był jej wielkim fanem, a młoda niechcący zabija kolesia (no i wygadałam się…) i:
Po pierwsze: siedzi z Varrenem w jego apartamencie. Tajemnicą pozostanie dla mnie, dlaczego nie poszła do siebie. Znaczy się wiemy dlaczego. Pozostały tam zwłoki nieszczęśnika, niejakiego Derena. Dlaczego ich z miejsca nie usunięto? Czekają na oklaski?
Po drugie: Averyn dostaje megaseksowny i obcisły strój, a wchodząc do stołówki bohaterka powitana jest przez Kairna wesołym machaniem łapką i zapytaniami, co słychać. Całkiem jak na obozie, ale jakoś tak nie do końca chyba. Deneve, trochę się plączesz w stylu opowiadania. Raz kreujesz Akademię i ludzi jak potworów, którzy są bezlitośni i za byle co potrafią zabić. Drugi raz tę samą sytuację przedstawiasz jako sielankę, w której wszyscy siedzą w stołówce, opowiadają sobie o misjach i żartują. Brakuje tylko harcerzyków. W tekście zaznaczasz, że Varren ma wahania nastrojów, ale ja widzę je u każdego bohatera w całym opowiadaniu.
Rozdział VI: Ktoś jeszcze
Zdecydowałam się skomentować ten rozdział, bo coś mi nie gra. Co rozdział to inny rozwój akcji. Averyn staje się coraz silniejsza, choć w gruncie rzeczy nie robi nic, by tak było. Można rzec, że się jej poszczęściło. Koniec końców staje się dla Varrena czymś w rodzaju podwładnej o specjalnych przywilejach, ponieważ ona wie coś, czego nie powinna. Tak w skrócie, by nie zdradzać z miejsca wszystkiego. Ale o co mi chodzi? Historia jest taka: Livia, znajoma po fachu Kairna, podwładna Varrena, chciałaby dostać awans. Coby słowo… czynem się stało, nasza bohaterka chce się zbliżyć do Varrena, ale widzi na swojej drodze przeszkodę w postaci Averyn. Raz wymachuje jej bronią przed twarzą, a drugim razem przygotowuje zamach na Averyn, podróżującą z Varrenem pociągiem na pierwszą misję. Po pierwsze ten Czarny As, jak zwą Varrena, ma w sobie potężne pokłady magii, które sprowadzają się do czegoś więcej niż podgrzanie pomidorowej. Potrafi czytać w myślach, przekazywać energię, walczyć. Poza tym Livia liczy - jak już wspomniałam - na awans. Szuka jak najkrótszej drogi, najlepiej przez łóżko. Jaki więc sens miał atak na dwójkę podróżujących w pociągu? Nie dość, że Czarny As i Averyn z miejsca mieli przewagę, nie dość, że to nie miało głębszego sensu, to jeszcze zdecydowali się na atak w pociągu, wśród tylu ludzi, podczas gdy sprawę można było kulturalnie załatwić na małym tete a tete? Do tego Livia bierze ze sobą Eremtaira. Nie wiadomo w jakiej roli: zakładnika, pomagiera? Rozbraja go, nim udają się na akcję. Teoretycznie zmusiła go, by z nią poszedł, ale dlaczego nie użył magii, by telepatycznie przekazać wieść podróżującym? Chociaż w sumie może i nie jest na tyle silny. Albo coś ściemniasz, Deneve, albo się gubisz sama w akcji, albo ja czegoś nie doczytałam, albo za całą akcją kryje się jakiś wyższy cel. Masz tendencję do uwypuklania drobnych rzeczy, a o tych najważniejszych ledwo wspominasz, o ile w ogóle. Ewentualnie czytelnik zmuszony jest dojść do nich drogą dedukcji. Niemniej jednak skłonna jestem stwierdzić, że za tym wszystkim stoi ktoś inny. Obstawiam Ilvana, szefa wszystkich szefów. Rozdział późnniej znowu wyczuwam sprzeczność. Kairn boi się, że zabije go Livia, bo nie wykonał jej polecenia. Varren również się boi Livii, bo w końcu chce go zabić i na dodatek zakapowala go Ilvanowi. Averyn też za nią nie przepada. To jakieś błędne koło. Więc w sumie trzy na jedną. I co oni robią? Jeszcze niedawno był plan, by ją zabić za zranienie adepta (czytaj Averyn), która miała Livię sprowokować. O co tutaj chodzi?
Rozdział XV: Granica wytrzymałości i rozdział XVI: Grzechy
W przed ostatnim rozdziale akcja skupia się wokół Athariel, która jest adeptką Akademii, a została wydelegowana, by chronić kogoś. Tutaj znowu mnie nachodzi wątpliwość. Bo przypadkiem spotyka się w sali, w której odbywa się narada osobistości z Livią, którą ktoś również zatrudnił jako ochroniarza. Dodać trzeba, iż Livia jest poszukiwana. To pierwszy rozdział, w którym stosujesz retrospekcję jeśli chodzi o Varrena i Averyn. Chyba wolno mi zdradzić, że znali się przed trafieniem do Akademii? W końcu, po piętnastu rozdziałach, dowiadujemy się, jak wyglądał początek, ponieważ pierwszy rozdział był już za murami Akademii. Trochę chciało mi się śmiać, gdy napisałaś, że kierowca (który wjechał z impetem w Averyn) wysiadł, by sprawdzić, „czy wszystko z nią w porządku”. Zupełnie jak Anglicy. Wyjdzie taki na jezdnię, piernicznie go auto jadące z prędkością sześćdziesięciu kilometrów na godzinę i jego ostatnie słowa to „I’m fine, thank you”. Jeśli chodzi o rozdział szesnasty, to dodaj go do odnośników. Byłam przekonana, że piętnasty jest ostatnim i dlatego też go komentowałam. Rozdział szesnasty jest dla mnie nie małym zaskoczeniem. Rozmowa Kairna i Varrena wszystko mi wyjaśniła, a z pewnością większość wątpliwości.
W końcu dobrnęłam do ostatniego rozdziału. Chociaż może przesadziłam. Słowo „dobrnąć” jako żywo ma dosyć negatywny wydźwięk, a ja siedziałam przykuta do laptopa z własnej woli. Przez Ciebie, Deneve, będę musiała sprzedać kogoś albo coś i kupić nowy, bo grzał się strasznie, gdy siedziałam do późnych godzin nocnych i czytałam w zasadzie od Wigilii. O ile pamięć mnie nie zawodzi, to przeniosłaś się do mojej kolejki z własnej i nieprzymuszonej woli. Z drugiej strony czy ktoś widział własną, przymuszoną wolę? Bredzę dzisiaj jak nigdy, więc może w końcu przejdę do rzeczy. Twoja autorska głowa nie zna granic. Coś, nad czym ja pracuję od gimnazjum, Tobie przychodzi z niebywałą łatwością. Mówię o przelewaniu słów na papier. Mam wrażenie, że pomysł krystalizuje w Twojej głowie, by zaraz potem być w komputerze w wersji ostatecznej. Stworzyłaś ten świat i każdą z postaci. Od szóstego rozdziału, który komentowałam, sporo się zmieniło. Wiele wątków się wyjaśniło, kilka nadal pozostało tajemnicą. Znalazłam swoich ulubionych bohaterów i tych, za którymi nie przepadam. Znalazłam kilka sprzeczności, mam wiele wątpliwości, ale nie można Ci odmówić daru opowiadania.
Część II: Poprawność
Wybrałam najciekawsze smaczki, raczej nie cytuję przecinków, choć było ich sporo. Ale to chyba nie ma większego sensu, skoro masz betę. Chciałabym też zwrócić uwagę, że do któregoś tam rozdziału używasz złych cudzysłowów. Ten otwierający powinien być w dolnym indeksie, a nie w górnym.
„Splunęła krwią i spróbowała utrzymać sie na własnych nogach, ale te zginały się, gdy tylko chciała oprzeć na nich większy ciężar". Napisałabym, że SIĘ uginały, a nie zginały.
„Lekkie uczucie paniki na moment ogarnęło jej myśli…”. Lekkie uczucie paniki… czy uczucie paniki może być lekkie? Ciężkie? Ma dwie rączki i czerwony nosek? Można to potraktować jako metaforę, w końcu to opowiadanie, a nie raport o zachowaniu szympansów po włożeniu do ich klatki sokowirówki, ale jednak.
„Obraz przed jej oczami rozmazał się nagle, jakby poruszała się szybciej, niż przeciętny człowiek i już po chwili znalazła się o cały metr od miejsca, w którym wcześniej klęczała”.
Ten błąd widziałam co najmniej trzy razy. Nie stawiamy przecinka przed niż, jeśli nie ma po nim czasownika.
„Musisz myśleć o tym, co znajduje się teraz w tobie albo zginiesz — powiedział i sięgnął swoje ostrze”. Po swoje ostrze. Teraz brzmi trochę wulgarnie.
„Czuła, jak robi się jej słabo…”. Jak to takie zwierzę. Że robi jej się słabo.
„Przecież nie raz kamienie pękały…”. Nieraz wydaje mi się.
„Poza tym pewnie próbowałaby stracić swoją broń ręką, gdyby nie ograniczone pole manewru”. Strącić.
„— Właź do środka, albo wypierdalaj w cholerę!”. Zbędny przecinek przed „albo”.
„To Karin trzymał jedną z jej rąk i zakrywał dłonią usta”. Kairn.
„Z każdą chwilą czuła, jak wszystko cięży jej coraz bardziej”. Ciąży.
„— Dziękuję — wydusił tylko, wsunęła dłonie do kieszeni, a potem skierowała się w wyznaczone miejsce, nie oglądając się już za siebie”. Wydusiła. Mówi Averyn.
„— Możesz ją chronić… — zaczęła, będąc w szoki, iż wymawiała te słowa oraz wierzyła, że Varren nadal mógł COKOLWIEK czuć”. Będąc w szoku.
„Bała się jedynie, że wpadnie w tą „normalność” zdecydowanie bardziej, niż sama by sobie tego życzyła”. W tę normalność.
Cóż ja mogę więcej napisać? Czasami masz tendencję do umieszczana przecinków gdzie popadnie. Czasami lubisz tworzyć długie zdania, które brzmiałyby lepiej skrócone. Czasami zapominasz, że kropki też trzeba używać i zastępujesz ją przecinkami. Ale w gruncie rzeczy liczy się głównie treść, choć nad formą można by popracować.
Część III: Parę uwag od czytelnika
1. Zacznijmy od estetycznej formy bloga, bo ta niewątpliwie zasługuje na pochwały. Nie pamiętam, jak wyglądał poprzedni szablon, bo zbyt wiele blogów odwiedzam, by trzymać takie szczegóły w pamięci do grobowej deski. Niemniej jednak ten obecny zasługuje na najwyższe pochwały. Opowiadanie nie jest wesołą komedią, w której największy frajer w szkole próbuje zaprosić najlepszą laskę na bal absolwentów. To smutna historia, pełna osobowości i wielu ukrytych prawd. Nie wiem, czy umieszczasz je tam celowo, czy po prostu tak wychodzi „w praniu”, ale różowe serduszka i migające brokatem kotki nie pasowałyby tutaj. Prezentujesz nam zwykłe, szare tło i podobną podkładkę pod tekst. Czcionka ma idealny odcień. Siedziałam bardzo długo i czytałam i ani przez chwilę nie poczułam się zmęczona, co ostatnio często mi się zdarza.
2. Nagłówek. Narysowałaś go sama i wyszło fantastycznie. Utrzymany w kolorach szarości przedstawia najprawdopodobniej płaczącą Averyn. Na głowie ma chustkę. Chciałabym zobaczyć Twoje wyobrażenie bohaterki z jej obecnym wyglądem: białymi włosami, źrenicami i nienaturalnie bladą skórą. Ta nagłówkowa Averyn to dziewczyna z początków Akademii, a zaszło w niej sporo zmian od tego czasu. Nie wiem, czy Cię to ucieszy, ale zostawiłam otwartego laptopa i wyszłam, a w międzyczasie przyplątał się mój współlokator, pochylił nad nim i zapytał „Te, co to, Bin Laden?”.
3. Masz kilka linków w menu w tym „Dairen”, które nas po prostu kieruje do strony głównej. Nie skorzystałam z niego ani raz, jest zbędne. „Zapiski” powinny być umieszczone na stronie głównej. Stwarzasz niepotrzebny problem czytelnikom. Po każdym przeczytanym rozdziale musiałam wracać na początek strony, przechodzić w tę kategorię, szukać odpowiedniego rozdziału i tak kilkanaście razy. Bardzo podoba mi się strona o autorce. Jest tak estetycznie i ciekawie napisana, aż chce się czegoś o Tobie poczytać, zwłaszcza że nie szczędzisz informacji o sobie. Też ostatnio przerzuciłam się - nie z fanty a z pepsi - na wodę. Ile tam cukru, brr! Został mi jeszcze do skomentowania adres, bo do belki ciężko mi się odnieść. Napis na niej brzmi „Wolę raczej umrzeć, niż wypalać się powoli”. Co trochę przeczy słowom Averyn, która na początku myślała dokładnie w drugą stronę i takie myślenie zachowała do końca, pomijając jedną scenę z Kairnem. Adres to oczywiście „łzy niewiernego”. Nie bardzo wiem, jak się odnieść do tego. Co oznacza słowo niewierny? Może wyjaśnienie przyjdzie z czasem.
4. Jeśli mam pisać o fabule, to jest ona nie do przewidzenia. Dzieje się i to bardzo dużo. Ciężko przewidzieć jakąkolwiek decyzję Averyn. Bardzo mnie zaskoczył fakt, gdy w którymś rozdziale już w końcówce, któryś z bohaterów mówi, że dziewczyna jest w Akademii… tydzień. Każdy dzień przynosi coś innego. Dodając do tego niekontrolowanie zmienne charaktery bohaterów, mamy mieszankę wybuchową. Czasami miałam wrażenie, że nie wiedziałaś, w jaki sposób zakończyć scenę.
5. Oryginalność… gdybym posługiwała się nadal punktacją, otrzymałabyś pięć punktów na pięć. Czegoś takiego nie czytałam nigdy. To wszystko „urodziło się” w Twoim mózgu i przelałaś to na bloga, zyskując rzesze czytelników, bo i jest o czym czytać. Wymyśliłaś całkiem nowe postacie, a nie dreptasz sobie drogą wytyczoną przez innych ludzi. Jednocześnie czasami strasznie plączesz się w wydarzeniach. Bardzo duży nacisk kładziesz na wyeksponowanie małych i nieznacznych elementów. Potrafisz spory akapit poświęcić na dywagacje Averyn i linijkę dalej kolejny, a jedną z niewielu ujemnych stron bloga jest fakt, że wielu rzeczy czytelnik musi się sam domyślić. Nie wspominasz o nich lub piszesz bardzo oględnie. Zdarzyło mi się czasami zgubić w akcji i musiałam wrócić do poprzedniego rozdziału, żeby się w niej znaleźć.
6. Czytając, często nachodziło mnie wiele wątpliwości. Zielony sweter czy niebieski? W końcu doszłam do wniosku, że co za różnica, skoro z łóżka nie wychodzę? A tak na poważnie, to czasami czułam się, jak gdyby ktoś raz na jakiś czas wiercił mi dziurę w mózgu i mieszał wszystko. Zacznijmy od tego, że mieszają mi się ze sobą dwa różne światy. Z jednej strony mamy Akademię. Budynek i ludzie, którzy budzą strach i grozę na tyle, że nikt nawet nie chce budować domów w pobliżu. Adepci korzystają głównie z mieczy i uczą się panować nad magią, o ile w ogóle jest nad czym panować. Po dziesięciu rozdziałach kopara mi opadła, gdy natknęłam się na słowo „telefon komórkowy”. Nie określiłaś czasu akcji i nie przypominam sobie, by w tekście były jakiekolwiek wzmianki. Nie istnieją dla Ciebie pory dnia, godziny, pory roku, kalendarz. Nic w ten deseń. A po telefonie komórkowym natknęłam się na samochód i laptopa. Dla mnie to takie dziwnie poplątanie z pomieszaniem po prostu. Obecność laptopów i komórek stawia w wątpliwość sam tekst. Ja miałam w wyobraźni jakiś stary budynek, w którym uczono jak zabijać i jak radzić sobie z własnymi mocami, a tutaj nagle… telefon komórkowy. Świetnie obrazuje to ten cytat:
„-Kurwa mać — zaklął podenerwowanym głosem, wyciągnął ze schowka sztylet (na wszelki wypadek) i wysiadł z samochodu. — Z babami… — warknął jeszcze, nim wcisnął guzik zamka centralnego na pilocie znajdującym się przy kluczykach”. Kluczyki, centralny pilot i sztylet?
Czasami zastanawiałam się nad samą bohaterką. Niby otrzymała kamień a wraz z nim zdolności. Ale właściwie jakie? Mam wrażenie, że wszystkie po trochu. Trochę leczyła rany, trochę używała magii, w walce była kiepska. Mimo wszystko bez wątpienia kamień coś jej dał, ale i tak męczyła się jak normalny człowiek, potrzebowała odpoczynku, jedzenia. A pośród tego przeżyła operację usunięcia resztek kamienia i wszczepienia nowego. Jak? Oczywiście bez znieczulenia i na żywca otworzyli jej klatkę piersiową i robili swoje. Nie było mowy o tym, że stała się nieśmiertelna, zresztą wielu adeptów ginęło w Akademii, więc wytłumacz mi, Deneve, jakim cudem? Czasami zastanawiałam się, jak funkcjonuje sama Akademia. Skąd biorą się pieniądze na jej utrzymanie? I dlaczego ten ktoś nie kontroluje jej? Nie rozumiem też, dlaczego Averyn została przetransportowana do domu Kairna na czas odpoczynku po operacji. Przecież on ją ledwo darzył… sympatią? Równie dobrze mogła zostać w Akademii. Kolejną sprawą jest to, co często mi się kłóci ze sobą, czyli relacje między poszczególnymi ludźmi. Zastanowił mnie ten ruch oporu Athariel. Po kiego grzyba go założyły, spotykając się w sypialni jednej z nich? Varren wie wszystko i to również. Skoro wiedział, o czym rozmawia Averyn i Kairn, nie będąc przy nich, to tak wielkie przedsięwzięcie nie mogło się ukryć przed nim. I ostatecznie sama postać Varrena. Z tekstu zrozumiałam, że wstąpił do Akademii, by uratować Averyn. Musieli się znaleźć tam w tym samym czasie. Więc kiedy miał on czas, by tak bardzo się zmienić, przejść wszystkie treningi i tak wysoko awansować? Nie łapię tego. Potem ostatnia scena, czyli atak na medyka. Jakim cudem wszedł do niego gościu wysłany przez wroga, skoro nawet wyjść nie można było bez przepustki z Akademii, co ze strażą?
7. No własnie, Varren… Deneve, ubostwiam go po prostu. To mój ulubiony bohater i będę czekać, jak większość czytelników, aż go zeswatasz z Averyn. Ale nie tylko on. Polubiłam Naira, Kairna, nawet tę niesforną Livię. A po kiego kija ja Ci ich wymieniam, wszyscy mi do gustu przypadli. Każdy z nich jest niebywale interesujący, każdy inny i wszyscy na ten sam okrutny sposób podobni, bo zjednoczeni przez Akademię.
8. Dialogi są świetne. Współgrają z opisami i są realistyczne. Z opisami trochę gorzej. Jak już pisałam, rozwodzisz się nad rzeczami mniej ważnymi, a te bardzo ważne relacjonujesz jednym zdaniem. Lubisz opisywać wnętrza, bohaterów nie. Gdyby nie to, że Averyn przeszła przemianę, pewnie nie dowiedzielibyśmy się, jaki ma kolor włosów. Niemniej jednak nie wiemy nic o Varrenie - pomijając lakoniczną wzmiankę o czarnej grzywie - jak i o Kairnie i reszcie. Żałuję, że nie opisałaś trochę bardziej świata poza murami Akademii, że nie przybliżyłaś czytelnikom bardziej czasu akcji. Ale to nic straconego.
9. Humor, humor, humor. To jedna z wielu zalet Twojego opowiadania. Często bywało tak, że parsknęłam śmiechem. Averyn jest świetna ze swoimi pyskówkami, uwielbiam postać Varrena, ale spodobał mi się również Nair. Często wyzywają się, używając męskich narządów rozrodczych lub rzucają kobietami lekkich obyczajów, jak sama to ujęłaś. I właśnie te przekleństwa. Trafiłaś idealnie. Stosujesz je wtedy, kiedy trzeba, czyli dosyć często, a mimo wszystko jakoś nie przeszła mi przez głowę myśl, że opowiadanie jest… wulgarne. Chyba po prostu bardzo realistyczne. I nigdy nie zapomnę tej sceny, gdy Averyn rozmawiała z Varrenem i postanowiła zacząć się komunikować „jego językiem”, więc zaczęła mu wykładać położenie Akademii łaciną podwórkową.
10. Pozwoliłam sobie zebrać kilka cytatów, które rozbawiły mnie do łez. Niestety, co do większości trzeba znać całe opowiadanie, ale myślę, że razem z Autorką pośmiejemy się z tego wspólnie:
„— Ułóż je rosnąco — polecił wreszcie i dziewczyna wyciągnęła rękę, chcąc przesunąć kamienie, ale starszy Arane zdzielił ją po wierzchu dłoni, którą natychmiast cofnęła. Trafione miejsce piekło boleśnie, ale starała się zignorować ból, by nie okazać mu słabości. — Głową, Averyn, głową…”.
“—Będziesz rzygał? — zapytała asekuracyjnie. Kairn przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią”.
“— Owszem — odparł naprawdę poważnie. — A nawet na pewno”.
“— Obok masz miskę… — zaproponowała niepewnie”.
“— No. Dzięki — mruknął tylko, obejmując naczynie ramieniem”.
“— Cały szef, taaaa… Varren uznał, że przyda mi się dziwka… nie, nie, nie, nie w tym znaczeniu, nie patrz tak na mnie. Chodzi o to, że mam mieć kogoś pod sobą… matko, znowu źle. Od dziś jesteś moim przynieś-podaj-pozamiataj, łapiesz?“.
“—Kiedy przejdziesz podstawowe szkolenie, rozpiszę zawody. I, kurwa, jeśli na nich zginiesz, to obiecuję ci, że znajdę sposób, by cię wskrzesić i zapierdolić jeszcze raz”.
Deneve, gratuluję. Ocenianie tego bloga było dla mnie dużą przyjemnością. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego i jednocześnie wykraczającego poza moje zainteresowania. Będę zaglądać w nadziei na nowy rozdział. Pozdrawiam i w nagrodę proszę przyjmij uśmiech od załogi!
Obrazki pochodzą ze stron: kwejk.pl i memy.pl
Jest późno, śmierdzi dymem i jeszcze szumi mi w głowie (ale nie od alkoholu, oj nie!) od petard, bo wybuchały jak szalone (kto im tak kazał, co?!). Ocenkę przeczytałam, bardzo za nią dziękuję, uśmiechnęłam się kilkukrotnie, czytając ją (ale tak sympatycznie się uśmiechnęłam, dziś nie gryzę, bo, kurczę, nie mam za co). Szczerze spodziewałam się jakichś pojazdów bardziej wyszukanych (zawiodłaś mnie! Jak mogłaś?! :<), czy coś. Właściwie zaskoczyła mnie końcówka i do teraz nie mogę oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że to taka ironia, której nie łapię. Tzn. nie mogę uwierzyć, że ostatecznie opko Ci się spodobało. Koniec końców nie dałaś mi powodów do ujawnienia się mojej natury hejtera i jest mi przykro ;-; (po cichu liczyłam na to, że będę mogła zrobić gównoburzę fochniętej ałtoreczki, tak pięknie zaczynając ten Nowy Rok, ale no, ni Ója, nie mogę, bo z 99,9% przytyków się zgadzam :c - a jak się z czymś nie zgadzam, to napiszę później, albo nie, napiszę teraz, ale tylko jedno: na szabloniku to nie dziewczyna ;-; ale to moje ułomne skille w rysowaniu, kiedyś to poprawię, obiecuję).
OdpowiedzUsuńJakoś sensowniej odniosę się do tego jutro, może pojutrze, jak zbiorę myśli, bo teraz nie potrafię.
Na swoje usprawiedliwienie chciałam tylko powiedzieć, że pierwsze części cud-opka, pisane były ponad rok temu i zdaję sobie świadomość z większości ułomności tego opowiadania (ale co do innych dopiero się przekonuję i dopisuję do długiej listy "do poprawki") - powoli, gdzieś tam w odmętach resztek mojego laptopa, chcę to wszystko poprawić i... nie wiem, może opublikuję to jeszcze raz, może uderzę do wydawnictw (ta, dobry żart, RADWAN i Novae Res już na mnie czekają... :D).
W sumie to kończę tego nędznego komcia, bo nic w nim nie ma, a rozrasta się do dość dużych, jak na takiego pustego komcia, rozmiarów (bessęsó).
Idę się dalej taplać w moim (nie)szczęściu bycia na tyle aspołeczną, by spędzać Sylwestra (i Nowy Rok?), grając w grę (nie, nie Tomb Raider - ha! Tu Was mam).
(żalskie to, że tak bardzo nie mam teraz nic do roboty, że z zapartym tchem czekałam na ocenkę, co nie? :c)
Pozdrawiam ^^
Bożeświęywtrójcyjedyny.
OdpowiedzUsuńNapisałam TAAAAKIEGO komcia i skasowałam wszystko niechcący i nie dało się przywrócić ;> No nic, to jeszcze raz:
-liczę, że mi napiszesz jeszcze jakąś głębszą myśl, bo z komcia wnioskuję, że o nie koniec ;>
-tak, tak, właśnie, ja, córka, tajny projekt opieprzowy od czasów duszy ognia, oceniłam Twoje opcio i podobało mi się. Nie doceniasz się po prostu. W ocenie zaznaczyłam wiele rzeczy do zmiany, ale z takim darem do opowiadania po prostu trzeba się urodzić, a warsztat można doskonalić till the end, że tak powiem,
-co dalej... z tą kobietą i Twoim skyllem artystycznym... Deneve, to kobieta xd Jak byk. Nawet nie chcesz wiedzieć, kogo mi przypomina.
-własnie wróciłam z beznadziejnej impry, mój kot, jak wychodziłam, schował się w szafce na środki dezynfekujące, bo na wsi fajerwerki puszczają od 7 wieczorem. Wiesz, jak to jest, niektórzy nie doczekają 21 a co dopiero północy ;> więc Cię pocieszę, że też idę popykać ale w CSa. Tomb Raider to szit!
-no to chyba tyle. Jeśli wpadniesz jeszcze to będę niezmiernie ukontentowana iż skomciasz nowy styl oceny,
Pozdrówka!
Przepraszam, że się czepiam, ale zjadło Ci "t" przy pierwszej pauzie :)
UsuńCórko, mam takie pytanie. Czy Twój nick ma coś wspólnego z Wisłą (TSW)? Tak, dręczy mnie to już jakiś czas i chciałabym rozwiać wątpliwości :D
K, niestety za błędy w komciach punktów nie przyznajemy :) Ale dobrze, że jesteś czujna. Tak niechlujnie piszę czasami, że aż mi wstyd, ale tyle na Opieprzu do zrobienia, że czasami się zapędzę ;>
UsuńTak, tak, jestem wielką fanką Białej Gwiazdy :D
Pozdrawiam!
"Zapowiada się nie nieźle." wkradło się tam to "nie", czy tak miało być? :) <- rozdział I.
OdpowiedzUsuńSama zaczęłam jakiś czas temu czytać łzy niewiernego, a po tej ocenie uznałam, że w końcu muszę się znów za to wziąć i dokończyć opowiadanie, bo jestem przekonana, że jest co czytać i na pewno nie zanudzę się na śmierć :)
Pozdrawiam i spóźnione szczęśliwego Nowego Roku! :)
http://forums.silverstackers.com/uploads/6531_1226px-happy-oh-stop-it-you-l.png
UsuńDeneve! xD Co to za obrazki wysyłasz! ^^
UsuńK. Jeden punkt :)
Uwaga, napieprzam komcia! (a nawet dwa)
OdpowiedzUsuńJa grałam z kolegami nolifami w DotA 2 (z małą przerwą na pogapienie się na fajerwerki - tak bardzo nie mieć życia!), ale CS też dobry wybór! (CS:GO?)
Będę odpowiadać po kolei, w trakcie "drugiego czytania" (rofl, czuję się jak w kościele... nie no, bonćmy pofaszni...).
Jeśli chodzi o soundtracki, to polecam od Audiomachine: Lachrimae, The Truth, Uprising.
Od Two Steps From Hell: Archangel, To Glory, Prophecies, Strenght of a thousand men, Army of Justice, Protectors of the Earth, Morningstar, Sons of War, Magnan Imus, Titan Dune.
Resztą tytułów nie będę Cię zasypywać, bo lista ciągnęłaby się chyba bez końca :P
Co do zabijania rekrutów: możliwe, że źle się wyraziłam, owszem, karą za nieposłuszeństwo mogła być śmierć, ale tak... hm, o, na pokaz, dla innych. Zabito dwóch-trzech - reszta bardziej uważała coby nie podpaść.
Kairna zepsułam, mam tego świadomość. Nawet jego choroba nie tłumaczy go z niektórych zachowań, niestety (a chciałoby się mieć wymówkę na wszystko). Coś, co kiedyś wydawało mi się racjonalne, teraz takie nie jest. W każdym razie w poprawkach w ogóle wypieprzyłam Varrenowi czytanie w myślach, bo moje drugie ja powiedziało mi, że to jednak gruba przesada w opku (lubię rozmawiać sama ze sobą, mam wtedy wrażenie, że ktoś mnie słucha).
Gdzieś na końcu Athariel tłumaczy, że w Akademii ogólnie nie posługują się już nazwiskami, tylko stopniami (i tak, Averyn to imię, jakoś tak wyszło, brak mi kreatywności na tym polu - so sad).
Dobrze powiedziane - narrator CZASAMI opuszcza Averyn. perspektywy czasu wiem, że to zdecydowanie za mało. Za późno zdecydowałam się na budowanie tła w postaci jakichś wątków pobocznych (później sama się w tym pogubiłam, ogólnie żalsko wyszło, bo pokonało mnie własne opko, huehuehueh).
Ah. Opisy miejsc u mnie leżą. Nad tym też pracuję w "nowej wersji". W ogóle wyszło na to, że rozdziały wydłużają mi się z opisami o jakieś 2 - 4 stron, zależnie od sytuacji.
"Fajki" wpierdzieliły się do opowiadania z braku zamiennika dla papierosów. Ale teraz już troszkę bardziej umiem w pisanie i poznałam możliwość przeredagowania zdania, także myślę, że ostatecznie jakoś z tego wybrnę, tak.
JAK MOŻESZ NIE LUBIĆ FANTASTYKI! (nieno, można nie lubić, okej)
Ten niefortunny opis stroju wynika z jakiejś tam miernej próby wprowadzenia opisów w ogóle, ale faktycznie głupio wyszło, że ostatecznie wygląda to tak, jakby Averyn kontemplowała strój Kairna przed walką.
Averyn nie zawsze ma czas myśleć, kiedy każą jej coś robić. To jej duża słabość, ale z drugiej strony motor napędowy. Kiedy jest sama, jest emodzieckiem (w takiej sytuacji ma prawo nim być, tak mi się wydaje). Z kolei kiedy już sytuacja/Varren/ktokolwiek zmusza ją do działania, nie ma czasu na to, by być tym emodzieckiem. Czasem chlapnie coś od czapy, czego po chwili bardzo żałuje (wystarczy jej połapanie się w głowie, że to, co powiedziała, nie było zbyt mądre lub jedno spojrzenie Varrena na przykład - na tyle ma w głowie równo, żeby wiedzieć, że powiedziała coś nie tak). Nie zawsze wychodzi mi opis danego bohatera (ciągle wmawiam sobie, że nie potrafię trzymać się zamierzonego kanonu, ale staram się to poprawić), dlatego rozumiem Twoje rozterki co do zachwiania ich charakterów.
UsuńZ czasem akcji też spieprzyłam równo po całości, wypomnieli mi to czytelnicy. Obecnie próbuję wprowadzić na sam początek coś, co pozwoli czytelnikowi zorientować się, że to nie średniowiecze (ale wyobraź sobie, że jak mi to pierwszy raz wytknięto, to miałam włączoną tru-ałtoreczkę i wewnętrznego focha w stylu Lysi z bez-sarkazmu na zasadzie: "no jak to oni nie rozumiejo mojego geniuszowatego zamysłu!" - ja się w miarę ogarnęłam, Lysia, cóż. To Lysia. W każdym razie zrozumiałam, że faktycznie mogłam polecieć strumieniem świadomości.)
NIE MA ROMANSIKU! Nie przewiduję... na razie. Przynajmniej nie w pierwszej części. Zresztą zniszczyłabym resztki skurwielowatości Varrena, wplątując go w trulova (OTP tego opka to Varren/Kairn, ale ćśśś).
Innych stworzeń brak, potwierdzam. To znaczy ogólnie to tam są adepci, ale jak zdałam sobei sprawę, że Averyn chodzi pustymi korytarzami, było już troszkę za późno. Zgadzam się więc - do poprakwi.
Zwłok Derena nie usunięto z jej pokoju, bo (co też wprowadziłam sporo za późno), z ciał poległych wyrywa się kamienie do ponownego użytku (ot, recykling, oszczędności, taka sytuacja). O ile samo wyrywanie z ciała umarlaka tegoż kamyka to chwila, pozostaje jeszcze robota papierkowa (tak, robią tam czasem dokumentacje, mimo że się zabijają, też jestem w szoku :D).
Megaseksowny to trochę za duże określenie. Obcisłe stroje, przylegające do ciała, są wygodniejsze i nie ograniczają ruchów tak jak stroje luźne (to na zasadzie, że lepiej chodzić w bucie dobrze dopasowanym niż takim, który jest dwa rozmiary za duży).
Scena ze stołówką... well, oni też są ludźmi (mimo wszystko). Może nie powinna tak wyglądać, ale Kairn... nie jest do końca zły (jego wahania nie wynikają tylko z horoby, on po prostu nie do końca wpasowuje się w schemat Akademii, nie jest tak zepsuty jak chociażby Varren, ma jakieś ludzkie odruchy, czuje sympatię, chociaż nie powinien i nie zdaje sobie z tego sprawy - ale postaram się to uwidocznić i poprawić, tak, żeby jeśli nie każdy, to chociaż większość była zadowolona).
Każdy wojownik w Akademii na początku ma "gorsze chwile", użytkowanie tego "pasożyta" w ciele niesie ze sobą pewne konsekwencje (widać to choćby przez niemal czarną krew Varrena, to tylko taki naoczny skutek uboczny, inny ma Kairn, ktory zdrowo przeholował, wypruł się z mocy niemal do cna i jego zwykłe, ludzkie ciało, po prostu tego nie wytrzymuje). Stąd każdy adept potrzebuje chwili oswojenia się z tą mocą (co nie znaczy, że tę chwilę w Akademii dostają).
Scenę w pociągu pominę wymownym milczeniem. Naprawdę. Zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo jest ałtoreczkowa, poważka. W poprawkach planuję ją po prostu usunąć, tylko muszę pomyśleć, jak to zrobić, bo śmierć Eremtaira w tamtym momencie, jak pewnie zauważyłaś, jest mi potrzebna później. I ogólnie opiszę to tak, żeby zrozumiał to ktoś poza mną (zdarzają mi się strumienie świadomości, niestety .__.).
UsuńLivia, co tłumaczone jest właśnie w tych rozdziałach... uwag mega spoiler, cały czas pracuje dla Ilvana, który bawi się Akademią i niepotrzebnymi mu już ludźmi. Znalazł nowe miejsce pod budowę swojego imperium, na lepszych warunkach, z lepszą kasą (w ogóle kasę mają za to, że walczą na froncie - finansuje ich państwo - a front, notabene, jest sztuczny. Poza samym Ilvanem nikt tak naprawdę nie wie, co się tam wyrabia, a wyrabia się to, że walczy... Akademia z Akademią, tylko po to, żeby rząd myślał, iż istnieje jakieś realne zagrożenie, któremu zaradzić mogą tylko wojownicy - ale to też muszę wyraźniej opisać, bo wiem, że uprościłam do granic możliwości i wygląda to jak pół dupy zza krzaka).
To, że się znali przed trafieniem do Akademii wiemy przecież już na początku (po tym, jak Averyn trafia na fotografię). Po prostu w ostatnich rozdziałach czytelnik dowiaduje się, jak do tego wszystkiego doszło. Varren rozlicza się z przeszłością, chociaż częściowo sobie wybacza, takie tam.
Nie dodałam rozdziału do linków?! Ale... Ale jak to! Zaraz dodam. Skleroza nie boli, ale... w tym wieku? ;_;
Cieszę się, że ostatecznie Rozmowa Kairna z Varrenem wiele wyjaśnia (tak miało być, yay!), ale boję się, że ostatecznie potencjaln czytelnik może znudzić się gdzieś w środku z myślą "popieprzone to z poplątanym, nic nie rozumiem - wychodzę", zanim wszystko tak naprawdę da się zrozumieć. Dlatego mam do Ciebie pytanie, jak myślisz: zostawić tak, jak jest, czy spróbować to chociaż trochę rozplątać i rozjaśnić?
No wiesz, wcześniej byłam u Asetej, ale odeszła, a poza Tobą nie widziałam się raczej w kolejce u nikogo. W sumie miałam myśl taką, żeby zrezygnować z ocenki, ale to ostatnia ocenka, jaką miałam otrzymać, dlatego ostatecznie wolałam zaczekać (przynajmniej do czasu skończenia poprawek nie mam już zamiaru męczyć nikogo z oceniających moimi wypocinami).
Tu nie chodzi o jakiś talent, czy coś, bo jeszcze dwa lata temu umarłabyś chyba, gdybyś przeczytała moje żalskie opka, naprawdę. Oczu nie otworzyła mi nawet analiza na NAKWie, czy coś (bo jakimś cudem jej uniknęłam), chociaż pewnie byłby to porządny kop w dupę (albo ostateczne zduszenie moich ałtorkowych zapędów). Po prostu pewnego dnia weszłam w "opkoświaty w blogaskach" i znalazłam opka lepsze od mojego. Gdzieś w resztkach mojego mózgu poruszył się taki mały trybik, komunikując mi: "ja też chcę tak pisać!". Skasowałam wszystko, co miałam i zaczęłam pisać od nowa. I na pewno nadal nie piszę na tyle "okej", by uważać swoje dzieUo za dobre. Jest co najwyżej średnie (chociaż, nie oszukujmy się - i tak jest lepsze od 90% gówna pływającego w morzosferze, a wcale nie wynika to z jakiegoś wysokiego poziomu mojej pisaniny, tylko z niskiego poziomu innych opek .___.).
Co do błędów, może wypiszę tylko te, co do których mam wątpliwości lub ewentualnie się nie zgadzam, ok? Bo za resztę zdiękuję i oczywiście poprawię.
Co do "niż" - to dotyczy tylko czasowników? Bo teraz nie wiem, jak np. w belce mam bezokolicznik, to tam ten przecinek nieszczęzny ma być czy nie? :c
Cięży to zamiennik dla ciąży: http://sjp.pl/ci%C4%99%C5%BCy
Z resztą się zgadzam.
Akurat poprzedni szablonik był podobny, tzn. różnił się tylko kolorystyką (była pseudo-zielona, nie szara) i obrazek był inny. Super, cieszę się, że oczyska nie męczą się przy czytaniu, bo głównie o to przecież chodzi :)
Fantastycznie? Przestań :D dla mnie to facet, dla Ciebie babka, więc dużo jeszcze przede mnądo poprawki (nie kłócmy się o płeć "tego czegoś", bo wiem, że nie dojdziemy do porozumienia :P). Poza tym - ma dziwne usta i sporego zeza, to też trzeba poprawić :P (ale Bin Laden? ;_;)
UsuńCo do "zapisków" - rozwijana lista na dole bloga (lub z boku, w ramce) z rozdziałami byłaby okej?
Wiesz, niby w tej podstronie informacji o sobie nie szczędzę, z drugiej strony czego tak naprawdę można się dowiedzieć? :P Bardzo standardowych informacji, czym się zajmuję, co studiuję, czego słucham i co lubię. Tylko trochę inaczej to napisałam :)
Z tym tygodniem to też trochę naciągana historia, jak już wszystko ogarnę i uspokoję, to fabuła nie będzie gnała na łeb na szyję, tylko spokojnie (oczywiście nie jak w trakcie turnieju szachowego, ale jednak nie będzie takiej masakry, jak jest teraz).
Co do scen - nieee, to nie to, że nie wiedziałam, tylko żyła we mnie taka trochę ałtoreczka, która myślała, że jak urwie w punkcie kulminacyjnym, to będzie fajnie. Nie jest, ałtoreczkę (chyba) w sobie zabiłam i znam swój błąd.
Nie czytałaś nigdy? Huh. A wiesz, zarzucano mi, że to niby taki babski "Wiedźmin", bo tam mutowano kogoś, tu coś wszczepiają pod skórę i wychodzi ktoś z supermocami (ale na tym, mam nadzieję, ewentualne podobieństwa się kończą).
Z jednej strony chodzi o to, żeby czytelnik myślał, z drugiej mam świadomość, że pewne sceny opisałam zbyt ubogo, innym poświęciłam za dużo uwagi. Na pewno wezmę to pod uwagę przy poprawkach.
Chyba wyżej już wypowiadałam się na temat realiów - w każdym razie: wiem, mea culpa, biję się w pierś, takie tam. Poprawię, obiecuję.
No i żeby opko miało trochę sensu, muszę jakoś poprawić fakt współistnienia nowoczesnej technologii i walki na miecze, mam już pewien pomysł, ale nie będę się tu na ten temat rozpisywać, bo mówimy o moim opku, jakie jest teraz, a nie jakie ma aspiracje do bycia w przyszłości :P
Averyn była słaba w walce, za to była szybka, naprawdę dobrze celowała i jako-tako radziła sobie z leczeniem. W ostatnim rozdziale Averyn znajduje się na strzelnicy (już długo po wszcepieniu nowego, stabilnego kamienia), strzela i ani razu nie trafia. Pierwszy "rozszczepiony" kamień nie dawał jej "standardowych umiejętności". Resztę wniosków pozostawiam Tobie :P
Najlepszym środkiem przeciwbólowym jest pieprznięcie w głowę (przynajmniej zdaniem Varrena ;) ). A tak na serio, to kamienie nie były wszczepiane głęboko, a tuż pod samą skórą, tylko że właśnie złapałam się na tym, że chyba nigdy nie opisałam tego zbyt dokładnie... ups...
O pinionszkach na Akademię wspominałam wyżej.
Kairn sam wspomina o tym, że niespecjalnie podobał mu się fakt umieszczenia Averyn w jego domu. To był jego azyl, a tu Varren zwalił mu ją na głowę, bo tak mu się podobało.
UsuńRuch oporu miał być z założenia opisany lepiej, w ogóle chciałam rozwinąć jego wątek, ale... No właśnie. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy w takim miejscu realny ruch oporu w ogóle miałby szansę powstać? Na szczęście do tego momentu w poprawkach jeszcze u mnie daleko, więc mam jakąś chwilkę-dwie, zanim będę musiała tę kwestię rozwiązać. Na tę chwilę nie jestem zwyczajnie pewna, jak to ugryźć.
Co do opisów - poprawię. Zobaczysz, jeszcze czytelnicy będą mieć ich dość :P
Świat poza murami Akademii też będzie miał swoje pięć minut, obiecuję. Staram się wyćwiczyć jakieś w-miarę-plastyczne-opisy-świata, więc coś tam się będzie działo, jak już się tego nauczę.
Myślę, że takie a nie inne słownictwo na bohaterach wymusza świat, w którym żyją. Chciałam jakoś ogarnąć Varrena i odebrać mu część tych przekleństw (i tak jest dość popieprzony na swój sposób), ale wtedy chyba nie byłby już po prostu "tym" Varrenem (a na pewno nie miałby tylu fanek i nie tworzonoby OTP z Averyn xD).
Co do całego punktu dziesiątego - mogę posłać jedynie uśmiech, cieszę się, że moje poczucie humoru nie jest totalnym sucharem :)
Jeszcze raz dziękuję za ocenę, a co do jej formy - mnie odpowiada. Wytknięto mi błędy, wiem, co mam poprawić w całym opku (i nie mówię tutaj o przecinkach, czycoś), dużo uwagi poświęciłaś ważnym dla mnie sprawom, a poza tym dowiedziałam się paru nowych rzeczy, o których nie wspomnieli inni oceniający (albo na które po prostu nie zwrócili uwagi) :)
Jednak wyszło trochę więcej komci niż dwa ;/
UsuńNie umiem liczyć :c
Pozdrawiam ;)
A i przepraszam za błędy w komciach, bo już widzę literówki .___. pisałam w notatniku i przeklejałam do edytora tutaj, żeby mi nic nie uciekło. Komcie co prawda nie uciekły, a część błędów tak -.-
UsuńAż sobie odpowiedź w notatniku piszę, żeby wszystko ująć ^^
OdpowiedzUsuń-CS zwykły, ze Steama, nie stać mnie na cs go ;(
-z tego co widzę, to z większością rzeczy się zgadzasz. Wiadomo, nie siedzę w Twoojej głowie, ciężko czasami odgadnąć zamysł autora. Tak jak z tym emodzieckiem. Po prostu Averyn dziwna mi się wydawała czasami. I dodać, że nawet nie wiemy ile ma lat. Chyba, że przeoczyłam.
-szkoda, że nie będzie romansu ;] W którymś tam rozdziale przy końcu przytulili się z Averyn, myślałam że baaardzo baaardzo powoli jak babcia na balkoniku pójdziesz w tę stronę,
-co do tego sztucznego frontu, to jednak budzi podstawowe wątpliwości. No bo skoro telefony komórkowe, to i media, a skoro walki to i media, tak mi się wydaje. DO tego rząd na pewno chciałby mieć tam wysłannika, kontrolować coś. A nawet jeśli nie wiedzieliby ze to akademia vs akademia, to jakieś truposze muszą być, a zabijanie się wzajemnie... to wszystko nie ma sensu dla mnie wiekszego. Płacą za adeptów, wszczepiaja im kamien, tamci wysłani na front gina i znowu kolejnych werbują i znowu. Kosztowne :p
-w życiu nie miałam takiego momentu, żeby mnie czytanie nudziło jeśli chodzi o Twojego bloga. Dialog ostaw jaki jest, bo fajnie wszystko wyjaśnia i czekałam na coś takiego długo!
-„Obraz przed jej oczami rozmazał się nagle, jakby poruszała się szybciej, niż przeciętny człowiek i już po chwili znalazła się o cały metr od miejsca, w którym wcześniej klęczała”.
Ten błąd widziałam co najmniej trzy razy. Nie stawiamy przecinka przed niż, jeśli nie ma po nim czasownika.
Czasownika w formie osobowej, bezokolicznika itepe. Na belce jest bezokolicznik, więc przecinek musi być, w przykładzie który wytknęłam nie ma czasownika, jest tylko rzeczownik "przeciętny człowiek" ;)
-nie przejmuj się Bin Ladenem, dziewczyna/chłopak jest BOMBOWA (taki żąrcik ;])
-co do zapisków sama nie wiem. niby lepiej na dole, bo po przeczytanym rozdziale można iśc od raz udo kolejnego, ale z boku w górze lepiej by to wyglądało. Ni ma rady, musi tu i tu ;]
Dziękuję za tak długiego komcia, to najbardziej doceniona ocena in maj lajf. Postaram się już nie wytykać błędów, które błędami nie są, jak z tym cięży. No ale. Mnie w szkole uczyli o dużej literze, potem była mowa i wielkiej, ostatecznie dwie formy są poprawne a ja i tak całe życie będę poprawiać wszystkich na wielką - zboczenie oceniającego.
Jeszcze raz dzieki i spodziewaj się mnie na blogu!
Dobra, pojadłam pierogi, mogę odpisać.
Usuń- Ale CS:GO był w promocji na steamie! :c
- ojezu no, może będzie, może nie, co mam fabułę opowiadać i spoilerować wszystkim xD
- Co i jak z frontem będę teraz wyjaśniać powoli, moje wyjaśnienie w komciu było takie no... wiesz, ogólnikowe (nazwijmy to takim biednym zarysem sytuacji).
- Okej, teraz kumam, przejrzę sobie wszystko pod tym kątem jeszcze raz.
Z tym cięży to w sumie taka pułapka moja na oceniających jest. Muihihi, bo w sumie przez przypadek wpadłam na to, że można zapisać tak i tak. Teraz dużo osób się na to łapie :P (wiem, wredna jestem)
Ps, Deneve, tym wytknięciem mi cięży i ciąży awansowałaś do Nasa, punkt pierwszy! :D
OdpowiedzUsuńY... Ojej xD aha
Usuń(tylko na tyle mnie stać, bo odgrzewam sobie świąteczne pierogi)
Wybaczcie, że się wtrancę, no ale tak. "Na belce jest bezokolicznik, więc przecinek musi być". Powiem tak. Na moje oko obecność przecinka nie zależy od tego, czy po "niż" jest czasownik, tylko czy występuje ono w zdaniu złożonym (ergo: pojawia się drugie orzeczenie, a nie każdy czasownik musi być przecież orzeczeniem). W danym zdaniu orzeczenie jest tylko jedno ("wolę") plus dwie frazy bezokolicznikowe, których, według niektórych językoznawców, nie należy oddzielać przecinkiem:
OdpowiedzUsuńhttp://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=13171
Z drugiej strony inni językoznawcy twierdzą, że przecinek należy postawić w tzw. wypowiedzeniu złożonym porównawczym. ("Czasem lepiej milczeć, niż powiedzieć za dużo.") Osobiście skłaniałabym się ku tej pierwszej możliwości, ale to, zdaje się, sprawa z cyklu "co kto lubi" ;).
Pozdrawiam serdecznie i przy okazji - gratuluję Den ocenki. :)
http://www.prosteprzecinki.pl/przecinek-przed-niz
UsuńCorka ma racje, czy to czasownik, czy to bezokolicznik, przecinek będzie. Całość wynika z budowy zdania złożonego :p
A i dziękuję :)
UsuńJa mimo wszystko pozostaję przy wersji profesora Bańko. Chociaż to podobno niepoprawny liberał językowy jest ;p
UsuńMuszę powiedzieć że ten układ oceny bardzo mi się podoba, ale to moje subiektywne uczucie. Naiwnie myślałam że po obrazku węża i kota na syntezatorze już nic mnie tak nie rozbawi, jakże się myliłam! Tekst o Angliku umierającym z „I’m fine, thank you” jako ostatnimi słowami jest tak prawdziwy że nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, pytanie współlokatora również zacne :D Jednakowoż:
OdpowiedzUsuń"W przed ostatnim rozdziale [...]" wydaje mi się że "przedostatni" jednak powinno być razem.
oczywiście, że masz rację, punkcik :)
Usuń