Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


wtorek, 2 grudnia 2014

(852) sensacyjne

Po katorgach, które zawsze przeżywam, gdy ocenić muszę czyjeś pamiętniki, blog z opowiadaniem jest jak rękawica dla pięściarza – łagodzi ból. Nie twierdzę, że czytane ostatnio przeze mnie blogi były aż tak kiepskie, ale opowiadanie to zawsze miła odmiana. Taką miałem przynajmniej nadzieję – że będzie miło, ma się rozumieć, zwłaszcza dla mnie.
Sensacyjne zaczynałem czytać jeszcze latem z szablonem w wersji mobilnej, więc nie wszystko, co znajduje się na stronie, od razu do mnie dotarło. Potem przyszedł dzień, w którym należało napisać coś o grafice i skorzystać z komputera, otworzyłem więc zakładkę z kolejką na Opieprzu, kliknąłem sobie w linka do opowiadania i dostałem czerwoną ramką po oczach.
DO OCENIAJĄCYCH:
Wklejam nowe, poprawione wersje rozdziałów.
Proszę o informację, zanim zaczniesz ocenę bloga”.
Co za niefart, pomyślałem sobie. Znowu nie spełniłem oczekiwań autorki, a dalej będzie tylko gorzej, trudno, taka moja karma.


W tym miejscu zazwyczaj pojawia się...

opis szablonu

...ale dzisiaj, w drodze wyjątku, wyjątku nie będzie.
Treści już trochę za mną, dlatego nie będę spekulował nad tym, czy tytuł i belka mają coś wspólnego z resztą, bo wiem, że są trochę na wyrost. Słowo „sensacyjne” z adresu zmieniłbym na karykaturalne i to oddawałoby idealnie cały sens i istotę opowiadania z jego pierwszej niepoprawionej wersji. Zapewne Ty, Claudinello, żachniesz się w tym momencie, tupniesz nóżką i powiesz, że się nie znam, bo Twoje opowiadanie idealnie wpasowuje się w opis hasła powieść sensacyjna. Ale co jedni nazywają kolorem niebieskim, inni określają mianem ultramaryny – rozumiesz? Jeśli spojrzeć na Twoje opowiadanie jak na pewną całość, to owszem, definicyjnie spełnia ono warunki opowiadania sensacyjnego, ale zagłębiając się w nie, dostrzega się aż nazbyt przerysowany świat.
Znalazłem gdzieś Twoje zapewnienie, że szablon i belka mają się zmienić, ale póki co, na tej drugiej wciąż znajduje się zdanie w cudzysłowie, które niczego nie wnosi, a wypełnia jedynie to miejsce w przeglądarce, które zdradzić może przełożonemu w pracy, że znowu zajmujesz się jakimiś bzdurami, zamiast pisać maile do Chińczyków. Dodo z szablonu też kłapie dziobem i brakuje mu tylko dymka z hasłem „mój ostatni melon”. Przyznam, że dzięki Twojemu opowiadaniu wkrótce mogę podzielić losy ptaka Dodo i orła Haasta, zginę po prostu. Ciekawe, że tak „sensacyjne” opowiadanie ma tak nijaką oprawę graficzną. Tło w kolorze kartonu, szkic Dodo i nagłówek z czcionki w stylu country – szału nie ma, ale podoba mi się. Rozumiem, że takie rozwiązanie równoważyć miało wysiłek jaki trzeba włożyć, by czytać tworzoną przez Ciebie historię, a wysiłek nie jest mały. Oj, gotują się neurony. Z nagłówka dowiadujemy się, że „Człowiek bez honoru to William”. Ten William to zagadka, której wciąż nie udało mi się rozwikłać i już pewnie mi się nie uda, przyczynę poznacie później. Jakieś wnioski z całej mojej pisaniny? Takie, że gdy człowiek pierwszy raz wpada na tę stronę i zestawia to wszystko razem, to dochodzi do wniosku, że nie ma pojęcia, co tu się kroi i nawet nie spodziewa się, że zaraz zaleje go fala absurdu napędzana Twoją bujną wyobraźnią, Claudinello. Bonusami, które potęgują jeszcze dezorientację, są tytuły rozdziałów; dla przykładu, rozdział jedenasty pod tytułem „O krowie, która była najpiękniejsza i o sołtysie, który nie”. Nie wiadomo co. Mimo tego kartonowego wyglądu bardzo tu schludnie i nudnie, nie ma na czym oka zawiesić ani pocieszyć zmęczonego umysłu. Biust by się jakiś przydał.
Dla relaksu i ze względu na to, że lubię wiedzieć, co inni oceniający o blogach, które mam w kolejce, piszą, skorzystałem z prawej kolumny, w której oprócz linków do ocenialnii i innych blogasiów znajduje się też odnośnik do strony opisującej samo opowiadanie. Pozwolisz, że Cię zacytuję i dodam co nieco od siebie. „Powieść tę, którą zgodnie z blogowym zwyczajem nazywam opowiadaniem, ciężko zaklasyfikować do jednej kategorii; najtrafniejszym jej określeniem byłoby połączenie sensacji z obyczajówką (i szaleństwem). W zamierzeniu ma się pojawić sześć części (a kto to wytrzyma?). Obecnie właściwie kończę pisać trzecią z nich (to i tak za dużo), ale mimo to wciąż zajmuję się dopracowywaniem starych rozdziałów, dlatego na blogu póki co udostępniam do czytania jedynie pierwszą (chwała Najwyższemu!). Kolejne powinny się pojawić wkrótce (dobrze, że mnie to ominie)”. W zgłoszeniu napisałaś, że to komedia sensacyjna, ale... nic mnie nie śmieszyło. Myślę, że napisanie prawdziwie śmiesznej komedii to zadanie wyjątkowo trudne, którego sam z pewnością bym się nie podjął. Najlepszym dodatkiem – pod warunkiem, że się go aktualizuje – jest ten z ogłoszeniami, to taki dowód życia, jeśli rzadko dodaje się nowe rozdziały, natomiast Wywiader pominę milczeniem, moja Ty gwiazdo.


O co jest cały ten hałas?

„Sensacyjne” rozpoczynało i nadal się rozpoczyna prologiem, w którym narratorem jest proboszcz podglądający przez lornetkę sąsiada z przeciwka. Już sam ten fakt i sposób narracji rozwalił mnie na tyle, że skłonny byłem uznać to dzieło za oryginalne. Ale ponieważ nadzieja często jest też matką zawodu, który w tym przypadku z profesją nie ma nic wspólnego, to pokusiłem się jednak o przeczytanie reszty rozdziałów. Co mnie jeszcze poza narratorem zaskoczyło to podtytuł, który był cytatem wypowiedzi jednego z bohaterów, ale wcale nie pomagał w odbiorze tekstu, bo człowiek zaczynał się zastanawiać, kim jest ksiądz Panadol? I co Bilbo miał wspólnego z Klaudią? Dopiero po przeczytaniu pierwszego rozdziału dowiedziałem się, że cytowałaś własne postacie. Obecnie zaniechałaś tego „urozmaicenia” – może i dobrze. W prologu odkryłem, że to opowiadanie nie będzie jednym z wielu, które znaleźć można na blogach, a rozdział pierwszy tylko utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Co chwilę odkrywałem niesamowity świat Bilba i Toma i cieszyłem się z tego, że kreowałaś go w pełni świadomie. To było czuć podczas czytania i chyba po raz pierwszy nie przeszkadzał mi narrator pierwszoosobowy. Gdyby opowiadanie miało być „poważne”, to przyczepiłbym się kilku spraw: na przykład dwudziestoletniego policjanta z trzyletnim stażem – rzecz niemożliwa do osiągnięcia, ale ponieważ w Twoim opowiadaniu najgorszą karą dla młodego Niemca była nauka języka polskiego, to przymknąłem na to oko. Na to i na parę innych spraw. Po zmianach, które wprowadziłaś, z żalem okryłem, że mój rozdział-faworyt zniknął. Zamiast Bilba i jego brata ostro karconych przez Frau Ordnung, historia rozpoczyna się przemyśleniami dziewczęcia grzebiącego w szafie swojej pracodawczyni. Brakuje tylko Sablewskiej wyskakującej zza lustra, potoku łez, a potem radości z przemiany. Dlaczego zabiłaś taki genialny pomysł?

Po drugim rozdziale począłem się obawiać, że mogę nie wytrwać do końca. Części były i są niebotycznie długie, nim dotarłem do połowy, modliłem się o koniec. Zacząłem się nawet zastanawiać, dlaczego tak jest, bo historia do najgorszych przecież nie należała wówczas i nie należy teraz. Doszedłem do wniosku, że przyczyną tego było nadmierne nagromadzenie sytuacji absurdalnych. Tylko w tym jednym rozdziale upchnęłaś: histerię, w którą wpada młodociany Niemiec, Bilbo, na randce ze swoją nieletnią polską żoną, Klaudią; nagłą powódź w Zakopanem, gdzie dzieje się cała akcja, wywołaną przez przeciekający kran w kościele; księdza pływającego na płóciennym obrazie jak na tratwie i sterującego „palmą”; faceta, którego fetyszem jest pranie i który spada z dachu kościoła, na którym zawisło jego czyściutkie prześcieradło (ale jak on się wspinał!) oraz parę innych niebanalnych acz zwariowanych pomysłów. To wszystko sprawiło, że idea, która urzekła mnie na początku, później zaczęła mnie męczyć. Do tego dochodziły nieścisłości w czasie. Na początku rozdziału opisane było, jak dziewczyny załatwiają niemieckim imigrantom nocleg, jak pomagają im się urządzić, a potem chłopcy idą zapracować na pokój, w którym przyjdzie im mieszkać, jeden opiekuje się siostrzeńcem Klaudii, a drugi sprząta kasyno, gdy nagle dowiaduję się, że ten drugi znalazł sobie dodatkową pracę. Jak on to zrobił? Natłok wydarzeń sugerował, że powinien minąć co najmniej tydzień, a minęły dwa dni odkąd Klaudia poznała Niemców. Czyste szaleństwo.
Teraz znacznie przebudowałaś fabułę, nadal opowiadanie pełne jest zwariowanych sytuacji, ale to, co przyciąga uwagę najbardziej, to dążenie głównych bohaterek do nawiązania romansu; jedna ma konkretny cel, a druga łapie prawie każdego faceta, który spełnia chociażby minimalne wymagania.

Rozdział piąty od samego początku powalał nagromadzeniem scen absurdalnych, ale najbardziej zaskoczył mnie opis sytuacji w domu jednej z bohaterek, Małgosi, kiedy jej przyjaciele odkryli nie całkiem martwą babcię tejże dziewczyny. Babcia podniosła się, dostrzegła zarys jakichś postaci i umarła – chyba ze strachu. W łóżku z babcią leżał mężczyzna, o którym młodzi ludzie też myśleli jak o martwym, choć nim nie był. Mężczyzna również się obudził, sprawdził puls staruszce, po czym wyszedł, oznajmiając, że idzie na policję. Ale najlepsza jest w tym wszystkim łopata znajdująca się w kącie sypialni – nieodzowny element dekoracji we współczesnych mieszkaniach. Po tym odkryciu sam sobie taką sprawiłem, w razie gdyby ktoś znalazł mnie martwego i chciał humanitarne zakopać w moim ogrodzie. Po tym następowały jeszcze bardziej zwariowane próby zatuszowania zbrodni, której dopuścił się Tom. To było tak nielogiczne, że aż raziło. Gdybym nie podejrzewał celowości w takim właśnie kreowaniu świata i fabuły, to stwierdziłbym, że nie masz, Caudinello, bladego pojęcia o pracy policji.

Przy rozdziale szóstym zdałem sobie sprawę, że nie mogę się skupić na tym, co czytam, a tak jest zawsze, gdy czytam coś, co mnie nie interesuje, nie wciąga i nie zachęca. Tu wiele się działo, ale wszystko było nielogiczne i przeinaczone, a ja jestem osobą praktyczną. Zgraja nierozgarniętych nastolatków w liczbie czterech zamienia odziedziczony dom zmarłej babci na inną nieruchomość za miastem, gdzie grasują hordy narciarzy-zombi, a główną ich siedzibą jest skocznia. I tak tralala o tych skoczkach, aż dochodzimy do przygotowań do świąt – tych w grudniu, dla ścisłości. Na początku chłopcy z Niemiec pakują się, bo zamierzają wrócić do domu, potem w przeddzień Wigilii oznajmiają, że jednak zostają. Później dowiadujemy się, że „Małgosia nie mogła się doczekać tych świąt i same przygotowania dawały jej mnóstwo radości; przez dwa tygodnie poprzedzające wigilię cały czas opowiadała o tym, jak to wspaniale jest mieć rodzinę, z którą spędza się ten magiczny czas”. Dopiero co czytałem, że dziewczyna była w kiepskim stanie, bo jej luby chciał dać dyla do Rajchu, a zaraz potem dowiedziałem się, że jednak była szczęśliwa. Tego, co wydarzyło się później, nawet nie będę opisywał. Zazwyczaj gdy oceniam opowiadanie, czytam cały tekst, by mieć jasność i przejrzystość wydarzeń. Tu postanowiłem ominąć pięć i zobaczyć, czy ich brak sprawi, że nie będę wiedział, co się dzieje. W połowie uzmysłowiłem sobie, że już i tak nie wiem, co tu się wyprawia i jaki jest cel tworzenia takiego monstrum. W tym miejscu doszedłem do wniosku, że nawet teleportacja kwantowa nie uratuje tego opowiadania w moich oczach. Nie dostrzegam tu sensu, logiki ani dobrej zabawy. Czytanie tego nie sprawia mi przyjemności i nawet gdybym był na intelektualnym głodzie, a nie jestem, dobrowolnie bym tego nie czytał. Wyjątkowo nie jestem w stanie doradzić autorce niczego, dla mnie ta historia mogłaby nie istnieć. Możecie zarzucić mi zaniechanie obowiązków oceniającego, niekonsekwencję, lenistwo, ale ja po prostu już nie mogę, nie z tym blogiem, nie z tym opowiadaniem. Fabuła jest tak pokręcona, że aż ciężka do przełknięcia, każdy rozdział zawiera opis przerysowanych wydarzeń, które bardzo szybko sprawiły, że miałem dość. Claudinello, czyżby nikt Ci nie powiedział, że we wszystkim należy zachować umiar? Gdyby ta historia była długości noweli, to jeszcze dałoby się to czytać, ale ona rozrasta się do rozmiarów epopei. Jedynym ratunkiem jest wycięcie połowy bzdurnych wydarzeń i skupienie się na tych najistotniejszych. Za przykład może posłużyć rozdział „Szaleństwa pana Rubika”, miałem wrażenie, ze cały ten spektakl odbył się tylko po to, by Tom mógł poznać profesora i nawiązać z nim współpracę. Kilka stron czystych bzdur i pisania o niczym, aby dotrzeć do sedna. Chyba że na tym właśnie polega Twoja twórczość.
Do nieuchronnego wyginięcia doprowadzają mnie też Twoi bohaterowie. Postacie nienaturalne, groteskowe, wręcz kuriozalne. Dorośli zachowują się jak dzieci, lepią bałwana, rzucają śnieżkami i piszczą przy tym jak kilkulatki. Gangster, który klaszcze w rączki, woła „znowu wygram” i karze swojego kamerdynera za stłuczenie szklanki kilkugodzinnym pobytem na mrozie jest tego idealnym przykładem. Podobnie matka głównej bohaterki, która żywi do swojego dziecka wyraźną niechęć i nie może się doczekać, kiedy jej młodsza córka pójdzie z domu precz, a jednocześnie troszczy się o sprawy starszej córki. Jej zachowanie podczas świątecznej wizyty świadczy o tym, że jak reszta dorosłych w tym świecie ma coś nie teges z głową. Policjanci to idioci, a mieszkańcy Zakopanego – tam właśnie dzieje się akcja – są ksenofobami i wręcz nie cierpią Niemców. Główne postacie mają po szesnaście lat, ale jedno z nich jest chyba niedorozwinięte umysłowo, chociaż nigdzie nie pada takie wyjaśnienie, lecz sugeruje to zachowanie; a drugie usilnie szuka sobie męża – tylko po jaką cholerę? Zacznijmy może od Toma, bo wydaje się być z nich wszystkich najnormalniejszy. Tom jest w porównaniu do swojego brata ostoją spokoju, troszczy się o niego, jest zrównoważony i wykazuje próby logicznego myślenia. Jego brat, Bilbo, to dwulatek w ciele nastolatka, lubi bawić się z dziećmi, rysować, płakać, przewracać się, pakować w kłopoty i wpadać w niepohamowaną histerię, krótko rzecz ujmując – Bilbo to chodząca katastrofa. Ale jeśli on jest chodzącą katastrofą, to Małgosia, koleżanka jego żony, jest tornadem, które porywa wszystkich facetów. Wykreowałaś ją na istotę o nieodpartym uroku osobistym, żaden samiec nie może się jej oprzeć, a ona skrupulatnie to wykorzystuje. Jeden z policjantów dał się nawet za nią zabić, co prawda nieświadomie, ale jednak jest martwy i to dlatego, że śmiał zasugerować jej, że byłby odpowiednim kandydatem na męża. Małgosia jest niestała w uczuciach jak wspomniany wcześniej dwulatek – dzisiaj kocham tego misia, jutro tamtą lalę. Bardzo szybko zapomina o wcześniejszych adoratorach i już myśli o kolejnych, dobrze, że chociaż nie robi z nimi tych brzydkich rzeczy, o których nawet nie chcę myśleć. Gosię wspiera Klaudia, która za sprawą i namową księdza Panadola poślubiła Bilba po to, by ten mógł zostać w Polsce; tym samym osiągnęła wraz z nim status osoby dorosłej i wdepnęła w „kupę” kłopotów. Klaudia ma podobne cechy charakteru jak Tom, to druga logicznie myśląca istota w całym tym bajzlu. Ale nie wzbudza we mnie żadnych uczuć, wszystko po niej spływa, używa oczywiście określeń „było mi żal, smutno, bałam się”, lecz jakoś tego nie czułem. Podsumowując: dorośli mnie wkurzali, Bilbo wzbudzał politowanie, Gosia rozśmieszała naiwnością, a Klaudia... Zaraz, zaraz. Claudinella, Klaudia? Cóż za zbieżność. Nieważne. Klaudia, mimo że opowiada całą historię, ma do wszystkiego dystans, jakby robiła to z perspektywy czasu i nie potrafiła już przywołać tego, co czuła. Może tak jest.
W opowiadaniu były też elementy, których przyczepić się nie mogłem, a były i są nimi opisy, dialogi i poprawność – ta jest na bardzo wysokim poziomie. Nawet kreacja świata okazała się ciekawa i oryginalna, bo inna. To wszystko jest dobrze zbudowane, pod warunkiem, że całe opowiadanie jest Twoim celowym działaniem. Trochę szkoda, że upchałaś tam aż tyle dziwnych wydarzeń. Teraz zamyśliłaś sobie zmiany, ale ja nie mam już ochoty czytać tego jeszcze raz. Zerknąłem na kilka rozdziałów, przeczytałem je pobieżnie i już widzę, że zmiany są znaczne. Ubyło trochę dziwacznych scen i przebudowałaś fabułę, ale robi mi się jakoś tak nieswojo, gdy myślę, że musiałbym czytać to od nowa. Wiem, że nie tego oczekiwałaś, bo piszesz dobrze, a ja nie jestem po prostu osobą, do której skierowane jest Twoje opowiadanie. Pozdrawiam.

15 komentarzy:

  1. Po pierwsze i najważniejsze: zmian nie „wymyśliłam sobie” teraz. Rozdziały od pierwszego do szóstego w nowej wersji zostały wrzucone prawie że naraz w sierpniu – wtedy, kiedy mój blog był dopiero drugi w kolejce i zresztą wisiał jeszcze na tym miejscu przez ponad miesiąc; do publikowania Twojej poprzedniej oceny na moim blogu pojawiło się 9 rozdziałów. Gdzie ja się miałam wtedy spodziewać oceny? No i nie bez powodu informacja dla oceniających wisi od kilku miesięcy.
    Analiza starych rozdziałów, które pisałam w zeszłym roku, kiedy „Sensacyjne” nie były dla mnie jeszcze powieścią (i opis „o blogu” był inny), jest dla mnie nawet nie tylko kompletnie nieprzydatna, ale wygląda po prostu tak, jakby ktoś wygrzebał moje stare notatki i zaczął oceniać, kiedy się o to nie prosiłam.
    Niestety, wygląda na to, że z oceny niewiele wyciągnę.
    Sprostowując jeszcze kilka wniosków: to świat równoległy i wszelkie dziwactwa, niezgodności z prawem i pokręcone nawiązania do świata realnego stosuję z premedytacją.
    Pomysłu na niemiecką szkołę nie zabiłam, powieść zaczyna się po prostu inaczej, żeby – jak sam miałeś z tym problem przy starej chronologii – czytelnik nie zastanawiał się, kto jest narratorem i dostał łagodne wprowadzenie do świata. Historię Niemców, w prawie identycznej formie, opowiadają sami Niemcy dwa rozdziały dalej.
    Aha, zaciekawiło mnie to: dlaczego „ten gangster” nie może bawić się, lepiąc bałwana? Czy to, że 24-latek wygłupia się ze znajomymi z okazji świąt Bożego Narodzenia, jest takie nierealne?
    Ech, wygląda na to, że na prawdziwą ocenę bloga się jeszcze naczekam. No nie mam szczęścia do tych ocen.

    No, do tego prolog był od początku mniej więcej taki sam. To dziękuję za ocenę historii Niemców i prologu. Szkoda, że Twoja praca się, jakby nie było, zmarnowała. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że odpowiadam dopiero teraz. Faktem jest, że ocena przeleżała swoje i że nie jest już zgodna z tym, co znajduje się obecnie na blogu. Twoje opowiadanie zacząłem czytać, zanim pojawiły się jakiekolwiek zmiany w tekście, a swoje spostrzeżenia zawsze zapisuję na bieżąco. Miałaś, oczywiście, prawo sądzić, że zdążysz umieścić poprawione rozdziały. Napisałaś, że oceniłem rozdziały, o których ocenę nie prosiłaś, nie zgodzę się z tym chociażby z tego powodu, że gdy zgłaszałaś swoją powieść do oceny, na blogu znajdowały się tylko niepoprawione rozdziały.

      Wyobraź sobie, że domyśliłem się tego, że fabuła i wszystkie wydarzenia są tworzone przez Ciebie z rozmysłem, co nie zmienia faktu, że większość z nich po prostu do mnie nie podobała.

      Dla mnie własnie najciekawszym pomysłem był ten ze szkołą i nauką języka polskiego jako formą kary za niesubordynację. Gdybyś poprowadziła historię w tę stronę, czytałbym z ciekawością.

      Usuń
    2. Może wytłumaczę dokładniej całą sytuację, żeby było jasne, o co chodzi ze szkicami; zgadzam się, że ciężko przypuszczać, że autor opublikowanych na własnym blogu fragmentów nie bardzo chce, żeby ktoś je czytał ;) Tu sytuacja była po prostu specyficzna.
      W chwili, kiedy się zgłosiłam, moje opowiadanie miało zupełnie inną formę; był to w zasadzie zbiór szalonych historyjek, które łączyła postać głównej bohaterki, a nie ciągły tekst tworzący jakąkolwiek fabułę. Dopiero później pod wpływem jednej z ocen zdecydowałam się pójść dalej i przekształcić to wszystko w powieść, czy może raczej wykorzystać wątki mające potencjał w tworzeniu nowych „Sensacyjnych”. Wraz ze zmianą straciłam właściwie wszystkich czytelników, ale nie przeszkadzało mi to – właśnie dlatego, że mogłam w spokoju pracować nad nowym tekstem i zmieniać wszystko po dziesięć razy bez poczucia, że robię komuś na złość. Ze swoim czytaniem załapałeś się na... cóż, coś pomiędzy wersją jedną a drugą.
      Naprawdę doceniam, że chcesz przeczytać jeszcze raz – nie wiem co prawda, jak znajomość starej wersji wpłynie na Twoje postrzeganie nowej, ale jeśli nie czujesz się zbytnio starym tempem historii przytłoczony, byłoby mi bardzo miło, gdybyś chociaż opisał mi swoje wrażenia w mailu. Nawet bez głębszej analizy czy specjalnego wypatrywania błędów (chyba że coś rzuci Ci się w oczy), po prostu potrzebuję wiedzieć, czy tekst jest płynny i czy zminimalizowałam tę „sensacyjność”, która powodowała, że trudno było Ci wcześniej przebrnąć przez tekst. To, czy chciałbyś zamieścić coś więcej, zależałoby już tylko od Ciebie.
      Poza tym wydaje mi się, że w regulaminie trzeba byłoby ustalić, od którego miejsca w kolejce nie powinno wprowadzać się zmian na blogu, żeby uniknąć nieporozumień.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Jakieś wnioski z całej mojej pisaniny? Taki, że gdy człowiek pierwszy raz wpada na tę stronę
    Albo jakieś wnioski/takie, albo jakiś wniosek/taki.

    Ale ponieważ nadzieja często jest też matką zawodu, który w tym przypadku z profesją nie ma nic wspólnego
    Eee, czo?

    Gdyby opowiadanie miało być „poważne” to przyczepiłbym się kilku spraw
    Przecinek przed to.

    rzecz nie możliwa do osiągnięcia
    Niemożliwa.

    Zamiast Bilba i jego brata ostro karconych przez Frau Ordnung historia rozpoczyna się przemyśleniami dziewczęcia grzebiącego w szafie swojej pracodawczyni.
    Przecinek przed historia.

    Tylko w tym jednym rozdziale upchnęłaś: histerię, w którą wpada młodociany Niemiec, Bilbo, na randce ze swoją nieletnią polską żoną, Klaudią; nagła powódź w Zakopanem, gdzie dzieje się cała akcja, wywołana przez przeciekający kran w kościele; ksiądz
    pływający
    na płóciennym obrazie jak na tratwie i sterujący „palmą”; facet, którego fetyszem jest pranie i który spada z dachu kościoła, na którym zawisło jego czyściutkie prześcieradło (ale jak on się wspinał!) oraz parę innych niebanalnych acz zwariowanych pomysłów.

    Wymieniasz, więc pozostałe przykłady też powinny być odmienione: nagłą; wywołaną; księdza pływającego; sterującego; faceta.

    Babcia podniosła się, dostrzegła zarys jakichś postaci i umarł – chyba ze strachu.
    Umarła.

    łopata znajdująca się w kącie sypialni – nieodzowny element dekoracji we współczesnych sypialniach.
    Powtórzenie.

    przeddzień Wigilii (...) poprzedzające wigilię
    Zdecyduj się.

    nie z tym bogiem, nie z tym opowiadaniem.
    Raczej blogiem.

    Postacie nienaturalne, groteskowe wręcz kuriozalne.
    Przecinek przed wręcz.

    Dorośli zachowują się jak dzieci, lepią bałwana, rzucają śnieżkami i piszczą przy tym jak kilkuletnie dzieci.
    Powtórzenie.

    i to dla tego
    Dlatego. -.-

    Ale nie wzbudza we mnie, żadnych uczuć
    Bez przecinka.

    poprawność - ta jest na bardzo wysokim poziomie.
    Pauza lub półpauza zamiast dywizu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Oczywiście masz rację.
      2. Nie czo, tylko kto - Zoltan ;]
      3. Tak.
      4. Tak.
      5. Tak.
      6. Tak - 1 pkt.
      7. Tak.
      8. Tak.
      9. Nie jest dla mnie jasne, o co chodzi. Mam wrażenie, że to dwa zupełnie różne framenty, z tego co widzę w ocenie.
      10. Tak.
      11. Tak.
      12. Tak.
      13. Tak.
      14. Tak.
      15. Tak.

      13 pkt, łał!

      Usuń
    2. @9: Chodziło mi o ujednolicenie pisowni słowa wigilia. Albo wielką literą, albo małą.

      Usuń
    3. A ja skupiłam się na tym wszytskim oprócz słowa wigilia... ;]
      Jasne, 1 pkt. :)

      Usuń
    4. Zgadzam się prawie ze wszystkim:
      "przeddzień Wigilii (...) poprzedzające wigilię
      Zdecyduj się". Drugi przykład pochodzi z cytatu z opowiadania, więc nie jest moim błędem. Punkt mniej.

      "poprawność - ta jest na bardzo wysokim poziomie.
      Pauza lub półpauza zamiast dywizu". To przez moje lenistwo, wstyd się przyznać.

      Resztę poprawiłem, dziękuję, muszę się bardziej skupić.

      Usuń
    5. Czyli jeden punkt odejmuję.

      Usuń
  3. Z lasu wyszedłem, żeby się podziwić i poczepiać, ale widzę, że Shun mnie ubiegła. To dorzucę tylko to:
    ,,Sensacyjnie”
    Nie wiedziałem, że cudzysłów zaczynamy od dwóch przecinków, sam bym na to nie wpadł. Nazwa bloga też zmieniona, więc ja to nie wiem, co się tu dzieje. Teraz się ocenia blogi w trakcie remontu ze środka kolejki bez uprzedzenia? Aha. Ale tu chyba zawsze jakieś chamstwo panowało.
    Pozdrawiam, panda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był cudzysłów, ale jakiś odporny na formatowanie. Usunąłem go i wstawiłem na nowo, teraz wygląda dobrze. Nie bardzo wiem, co masz na myśli, pisząc, że panuje tu jakieś chamstwo. Jeżeli my ocenimy bloga niezgodnie z oczekiwaniami autora, to to jest chamstwo? A jeżeli ktoś zmienia coś na blogu, znajdując się już na górze kolejki, to jest w porządku? W tym miejscu nie "piję" do Claudinelli. Nigdzie nie zostało zapisane, że nie mogę mieć napisanych trzech ocen do przodu.

      Usuń
  4. 1. To nie są dwa przecinki, to dolny indeks cudzysłowu kopiowany z innych stron, a nie pisany oryginalnie w dokumencie - 1 pkt.
    2. Nazwa bloga - 1 pkt.
    3. Sensacyjne był na początku kolejki, nie w środku, rozwiń swą myśl, bo nie łapię.
    4. Nie dostaliśmy informacji, by nie oceniać bloga, bo jest remont czy tam zmiana szaty graficznej. Nie leży w naszym interesie dopytywanie czy już, ale czy na pewno już możemy ocenić, tylko mamy bloga i oceniamy. To Autor powinien się zatroszczyć o to, by powiadomić oceniającego, że chce się przesunąć w kolejce na drugie miejsce, żeby dokończyć remont w spokoju.

    Pozdrawiam!

    Dwa punkty! Brawo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do punktu czwartego, bo mnie bezpośrednio dotyczy – o to właśnie chodzi, że nie był pierwszy w kolejce. Jeszcze zanim się na tym miejscu pojawił (czyli jakieś trzy miesiące temu), przygotowałam bloga do oceny, a tu okazuje się, że oceniający zdołał przeczytać poprzednią wersję, czyli właściwie bardziej szkice niż właściwe opowiadanie. W chwili, kiedy poprzednia ocena Zoltana została publikowana, na blogu wisiało dziewięć „nowych” rozdziałów z prologiem, żaden z nich nie został przez niego oceniony.
      Nie miałabym żadnych pretensji, gdyby było inaczej, to chyba oczywiste.

      Usuń
    2. 1. Mnie to nadal na przecinek wygląda, ale niech będzie.
      3, 4. No mnie właśnie o to, cytuję: "„Sensacyjnie” zaczynałem czytać jeszcze latem z szablonem w wersji mobilnej" (a tu swoją drogą znowu literówka w nazwie), trochę zimne i zaśnieżone to lato w takim razie. Sam oceniający pisze, że nie zauważył prośby o kontakt, a autorka w komentarzach tłumaczy, że ocenione notki pochodzą z tego zamierzchłego lata, kiedy blog nie był pierwszy w kolejce. I co to jest innego, jak nie ocenka z zaskoczenia?

      Usuń
  5. To co pisze Claudinella, jest prawdą. Oceniłem jej bloga, nim opublikowałem ocenę bloga znajdującego się na pierwszym miejscu w kolejce. Ale skoro to był szkic, to po co w ogóle umieszczać go na blogu? Zróbmy tak, odpocznę, zapomnę o tym, co przeczytałem wcześniej i... przeczytam jeszcze raz.

    Kazimierzu, sugerujesz, że wiesz lepiej ode mnie, kiedy zaczynałem czytać opowiadanie Claudinelli? Ja nie strzelam focha, gdy mi ktoś szablon zmieni tuż przed publikacją, zresztą autorka też takiego focha nie strzeliła, chociaż z pewnością jest zawiedziona, nie dziwię się jej i nie wypieram się, że nie wywiązałem się w stu procentach z obowiązków oceniającego.

    OdpowiedzUsuń