Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


czwartek, 4 czerwca 2015

(861) saraknya

Aojdowie autorstwa Saraknya
ocenia Zoltan

Dzisiaj od treści zacznę, bo przemożną mam na to ochotę, a oceniał będę dzieło, które w klimatach fantasy korzenie swe mocno ma osadzone i jest historią miłości homoseksualnej. Fakt ten nie napawa mnie radością, pewnie z racji mojej orientacji i obawy przed tym, co mogę tu znaleźć, ale cóż... przeżyję.

Treść

Rozdział pierwszy

Po pierwszej stronie obawę już mam, że się zadławię tym dziełem. Nie, pikantnej sceny jeszcze nie było, tylko teoria o „[...] uczuciu tak silnym, że wręcz magicznym, spajającym kochanków nierozerwalnym węzłem [...]”, a „przyjaźń to magia” – jesteśmy może w Ponyville? O rety, rety, już mię skręca. Wielka miłość... można nią dzieci karmić na dobranockę, ale dobrze, w fantastycznym świecie, w którym każdą bzdurę można wyjaśnić magią, takie uczucie istnieć może, czemuż by nie. Można też nią wyjaśnić mieszanie ras, o którym piszesz później, nawet wtedy, gdy to mieszanie dotyczy dwóch samców. Jak to technicznie ma wyglądać? Nie wiem i nie chcę widzieć.
Po trzech stronach czuję się trochę zagubiony, cały tekst do tej pory to dialog pomiędzy braćmi o wyjątkowo egzotycznych imionach, które nie ułatwiają odbioru. Dwa razy musiałem czytać, bo się pogubiłem, nie bardzo wiedziałem, który z braci opuścił komnatę. W końcu zrozumiałem, że ten zakochany pojechał szukać swojego... partnera. Kiedy wraca, odnalazłszy go, zostaje przywitany przez brata. To znaczy, z tekstu wynika, jakby go witał, chociaż wcale tego nie robi. On prowadzi monolog, niby kieruje słowa do kochanka swojego brata, Averilla, lecz tak naprawdę gada sam ze sobą. Czy ktoś rozumie cokolwiek z tego, co tu napisałem? Nie?! Ja też nie pojmuję, co czytam, a to źle wróży dla opowiadania. Dodatkowo elf, którego uważałem za istotę z charakterem, okazał się mazgajem. Znowu mnie skręca, a jeszcze siedemnaście rozdziałów przede mną. Po co wyolbrzymiasz tak bardzo i zniekształcasz zachowanie swoich postaci? Elianaell padający na podłogę i obejmujący samego siebie jest tak żałosny i śmieszny, że gdyby nie moje poczucie obowiązku skorzystałbym z białego iksa na czerwonym tle po prawej na górze i już więcej nie odwiedziłbym tego bloga. Pierwszy rozdział, wstęp, prolog, zwał jak zwał, powinien zachęcać, intrygować, a nie straszyć. Mnie nie zachęcił, jest w większej mierze przegadany, do tego napisany nie najlepiej i kończy się masakrą roztoczy bytujących na pałacowej posadzce.

Rozdział drugi

Po pierwszym rozdziale, który nie jest szczególnie zachęcający ze względu na sposób, w jaki go napisałaś i scenę końcową, która budzi u mnie niechęć, drugi rozdział wydaje się znacznie lepszy. Nie ma w nim tarzania się po podłodze... A, przepraszam, jest – Averill obezwładniający Elianaella. Swoją drogą to raczej dziwne, że Lian (zdrobnienie od Elianaella) nie trafił Averilla, że tamten zdołał się uchylić. To daje nam obraz elfów z tworzonej przez Ciebie historii, istoty te są piękne, długowieczne, władają magią i poza tym nie różnią się od ludzi, nie są od nich szybsze ani silniejsze.
Myślę też, że trochę zbyt szybko przeskakujesz z wydarzenia na wydarzenie. W jednym akapicie czytamy o tym, że Lian się pakuje, a w kolejnym siedzi już w wynajętym pokoju i brzdąka sobie na lutni, a w którymś tam kolejnym siedzi na wozie i jedzie w siną dal. Przyznać trzeba, że elficki książę obrotnym jest młodzianem. W tydzień, który dni zaledwie siedem ma, poznał „[...] wszystkich mieszkańców pięknego miasta Iszkur, pięciu pobliskich wsi, ośmiu latyfundii, dwóch osad smolarzy i niezliczone rzesze przejezdnych [...]”. Mam nadzieję, że niezbyt „blisko”, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Na pochwałę w tym rozdziale zasługuje opis, który swą barwnością i użytymi porównaniami sprawia, iż wierzyć zaczynam, że w istocie Lian bardem jest genialnym. Tylko geniusz doceni geniusza.

Rozdział trzeci

W głównej mierze opisuje miotanie się Liana, jego nocne wypady i ekscesy z Mocą, nic szczególnego. Zakończenie rozdziału za to jest prawdziwą bombą. O pojedynku dwóch bardów przeczytać tu można, a na zakończenie z lekkim zdziwieniem na twarzy się ostaje i nie wie człowiek, czy to mara jaka była, czy faktycznie grajkowie na siebie natarłszy, omal nie zrobili tego, co robić przy publice nie wypada. Jam po rozum do głowy zachodził i nijak odkryć nie mogłem, jakim sposobem można w jednym czasie śpiewać, grać na lutni, całować i obejmować. Toż to technicznie nie jest wykonalne, a Twoje elfiątka dają radę. Od razu trzeba było napisać, że te magiczne istoty nie tylko z gardeł swoich dźwięki wydawać potrafią, które śpiewem nazywamy – dodać muszę, by wszelkich domysłów zgasić zarzewie – ale i brzuchomówcami są oraz że dodatkową parę rąk każdy z nich posiada. Twój opis zgrabnie łączy ze sobą te cztery czynności i na początku przekonany byłem, że zbliżenie tych dwóch odbyło się w sferze poza cielesnej, że było stanem upojenia duchowego, nie zaś fizycznym tarmoszeniem się przy gapiach. Stąd zdziwienie na twarzy mojej. Było czy nie było cosik między nimi? Oto jest pytanie, na które ludek pokorny w czwartym rozdziale odpowiedź dostanie.

Rozdział czwarty

Po pierwszym akapicie zdziwienie z twarzy mojej nie zniknęło, przeciwnie, pogłębiło się tylko. Lian i Kailliel ciągle się kłócą, okładają sprzętem domowym i inwektywami. To było między nimi coś czy nie było? Bo jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że po pysku się leje kogoś, z kim się przed chwilą śliną wymieniło. Niczego nowego ani zaskakującego nie dowiedziałem się z rozdziału tego, a i uwagę zwrócić Ci muszę, że pomysł z chorobą księżycowego elfa też do odkrywczych nie należy. Omal biedaka nie uśmierciłaś, a wszystko po to, by go w jednym łóżku z księciem Lianem położyć, aby ten chorego bezkarnie obściskiwać i molestować mógł.

Rozdział szósty

Przeczytałem go – chociaż „przeczytałem” to za wiele powiedziane – po łepkach. Gdym dotarł do momentu, w którym jasne już dla mnie było, czym zajmować się będą dwaj główni bohaterowie, postanowiłem sprawdzić jeno, ile miejsca w rozdziale zajmie ta scena i z niemałym szokiem odkryłem, że znaczną. Wzrok mój po tekście tylko się ślizgał, a i tak wyłowić zdołałem słowa, których przytoczyć mi tu nie wolno. Toż ten opis więcej czasu zajął niż niektórym sam akt opisywany i szczegółowość jego nazbyt drobiazgowa. Może w opieprzowej ekipie znajdzie się osoba, która zamiłowanie ma do opisów miłości męsko-męskiej, ale to z pewnością nie jestem ja. Sześć rozdziałów do tego miejsca prowadziło czytelnika i poza szokiem, bo przecież zaskoczeniem nazwać tego nie można, skoro od pierwszego rozdziału tego człowiek się spodziewał, niczego nie doznałem. Na razie zawiedziony wielce jestem, bo fabuła przewidywalna jak program Jedynki na święta Bożego Narodzenia. Zapowiadało się, chociaż nie od początku, że pomysł wypali, ale potem nudno się zrobiło. Trzy rozdziały Lian nacierał chorego Kaja maścią własnej roboty, ocierając przy tym poty, bo go strasznie ta robota podniecała, że dla ciała ukojenia i umysłu ostudzenia koniem się zajmował. Toż to gorsze niż papieros po stosunku, taki koń rzecz jasna.

Rozdział ósmy
Nareszcie akcja zaczyna się posuwać, coś się dziać zaczyna, jakieś tajemnice głęboko skrywane na wierzch wychodzą. Napisałem we wstępie, że to romans będzie, ale to najzwyklejsza literacka pornografia. Dobrze że poza „scenami” coś tu się jeszcze dzieje, bo oceniać nie byłoby czego. Ze szlachetnych i pięknych elfów, które z bajek znamy, niczego tu nie znalazłem. Czyny i słownictwo niegodne są kreacji, którą od początku tworzyłaś, przytaczał nie będę, z przyczyn oczywistych. Tworzone postacie zdawały się być nad podziw idealne, piękne, delikatne, a są brutalne i wulgarne. Może winę za ich postrzeganie po części ponosi ten cudny obrazeczek z nagłówka, to elfiątko o urodzie kobiety, które swymi paluszkami struny szarpie. Może.

Co drugi rozdział to kanalizacji przepychanie, a że do czytania tego zmusić się nie mogę, to mi bardzo sprawę ułatwi, bo szybciej pójdzie. Hop i rozdział jedenasty, bo w poprzednim jeno się chłopcy nieładnie bawili przy użyciu sprzętów, których niezgodnie z przeznaczeniem używali, więc gwarancję stracili. Nad rozdziałem informacja takowa się znalazła: „Obiecałam sobie, że jak przekroczycie 17 tys. wyświetleń[,] to wstawię rozdział, nie ważne czy betowany[,] czy nie. I tak moi kochani na ten moment jest 17014 wyświetleń, a przed wami NIE BETOWANY rozdział 11”. A, to ciekawe, pomyślałem sobie, bo w poprzednich błędów od groma znalazłem i podejrzenie powziąłem, że bety już nie ma. Zaraz okazać się może, że z betą czy bez niej błędów tyle samo. O tym jednak później.

Rozdział dwudziesty

Oto jest ten, na którego wszyscy czekali. Książę Lian miał wreszcie wyznać kochankowi swemu prawdę o sobie i uczynił to w dość przewrotny sposób. Dalej akcja potoczyła się tak, jak spodziewać się można było, lecz nie o reakcji Kaja na tę wieść chcę pisać, a o tym, co stało się później, a raczej nie stało, choć powinno. Gdy ostatnie zdanie z kolejnego rozdziału wybrzmiało już w mojej głowie, z gardła wydobyło się: Tak! Tak to powinno się skończyć. Tu opowieść sens i morał by miała. Tu, na wzór mej ukochanej bajki Andersena tak okrutnie sprofanowanej przez wytwórnię Disneya, historia skończyć się winna tragedią, może nie w ciszy, może nie w samotności, lecz jednak tragedią. Ale nie. Nie i jeszcze raz nie, bo to przecież opowieść o wielkiej miłości. Jakżeby mogło coś takiego w dramat się przeistoczyć, toż publika szum by podniosła, płacz i zgrzytanie zębów: – Jak to tak bez ostatniej „sceny”? Bez hard seksu? Bez orgii? Przecież taki jest cel tej historii.

Ostatnie rozdziały odbiegają znacznie od reszty powieści, która szczegółowością opisów wydarzeń się odznaczała, a te tylko pobieżnie losy bohaterów ukazują. Lata w nich mijają szybko jak w dziecięcych wyliczankach i takie odniosłem wrażenie, że rozdziały te przygotować nas mają do czegoś, co w przyszłości wydarzyć się musi. Nie tylko opisy wydarzeń, ale i seksu stały się bardzo okrojone, co mnie wcale nie przeszkadza, przeciwnie za wielki plus to poczytuję, chociaż nadziei wielkiej nie mam, że stan ten taki pozostanie.

Podsumowanie

Zdecydować się nie mogę, o czym wprzódy pisać, zacznę tedy od postaci, tych dwóch najważniejszych, wokół których rzecz cała powstała. Książę Krwi Elianaell, drugi po swym bracie pretendent do tronu, przez przyjaciół i rodzinę nazywany Lianem – ciekawa to postać. Wydawać by się mogło, że skoro szlachetnie jest urodzony i w życiu niczego sam robić nie musiał, poza podcieraniem tyłka, chociaż i tego pewnym być nie można, to cechował się będzie brakiem altruizmu i empatii wobec plebsu; taki też jawi się w pierwszym rozdziale, gdy jego brat w rozpaczy pogrążony do salonu Liana wpadłszy, żali się, że kochanka jego nie odnaleziono. Cóż na to Lian? Każe mu sprawdzić, czy nic nie zginęło – ależ wyczucie taktu. Parę razy popisał się nasz Lian, ukazując swoją wyższość nad towarzyszami podróży, bo mu ich prymitywne żarty i zabawy nie odpowiadały. Później jednak, gdy się tak ofiarnie chorym Kajem zajmował, gdy wydał swój i tak skromny budżet na prezent dla niego, gdy zabronił Bryganti ujawnić, kto jest prawdziwym darczyńcą, do wniosku dojść można, że to jednak dobry elf – nic bardziej mylnego. Wszystko, co robi, robi po to, by w późniejszym czasie korzyści osiągnąć. Kaja leczy, bo go podnieca fakt, że bezkarnie może go dotykać, prezentem tłumi poczucie winy, poddaje się woli księżycowego elfa, ale wyłącznie dlatego, że to go podnieca. I wszystko w tej kreacji byłoby na miejscu, gdybyś nie umieściła, Saru, ataków histerii, które czasem miewa ów książę. O ile Kaj ma do nich prawo z racji trudnego dzieciństwa i niespójności emocjonalnej, o tyle w wydaniu Liana wygląda to komicznie. To po podłodze się rzucanie, to włosów targanie, to łez wylewanie prosi się o szpitalne leczenie na oddziale zamkniętym. Bardziej naturalne by było, gdyby w pierwszym rozdziale po wyjściu Orina Lian roztrzaskał kielich o podłogę, zacisnął pięści i zaklął siarczyście, bo plan jego nie wypalił. On natomiast tarzać się zaczął, i to dlaczego? Bo nie wie, czym jest prawdziwa miłość. To jest powód, żeby kilkusetletni elf po szkoleniu bojowym kurze z posadzki własnym odzieniem wycierał? Było też coś później o łez wylewaniu w ramionach Orina tak długim, że się snem zmęczonego Liana zakończyło – histeria trzylatka przy tym to zaledwie mały smuteczek.
Ty się zdecyduj, autorko, co tworzyć tu chcesz i jak odbierana ma być ta twórczość, bo jeśli to groteska, to scen komicznych zbyt mało, a jeśli dramat, to zbędne jest scen płaczu przerysowanie.

Teraz porzucimy Lina i zajmiemy się Kaiem, który poza tym, że niskiego jest stanu, charakterem nie różni się zbytnio od księcia. Uparty jak tamten, zadziorny na równi. Lubi ostre w łóżku zabawy, popisując się przy tym ułańską fantazją. Jest jednocześnie skryty i płochy niczym łania. Raz brzydko się zabawiając, w słowach nieładnych nie przebiera, by innym razem ze łzami w oczach przez knieję uciekać, bo krzywo na niego spojrzano – jemu wybaczyć to mogę, Linaowi nie. Pozostałe postacie znacznie lepiej i naturalniej przy tej dwójce wypadły, Brigantia do początku mówiła, co myślała i pewna siebie była, a Averilla nie polubiłem, bo mi oślizgłą pijawkę przypomina, co bardzo dobrze świadczy o kreacji tej postaci, bo lepiej go nie lubić niż nie czuć nic.

Do reszty, składającej się na całość powieści, zastrzeżeń nie mam: fabuła, opisy, kreacja świata, dialogi – wszystko to dobrze jest zrobione, a równowaga pomiędzy wypowiedziami a opisami też jest zachowana. Mierżą mnie tylko nazbyt szczegółowe opisy aktów płciowych, o czym już wspominałem. Dla mnie ta opowieść bez nich byłaby równie dobra, jeśli nie lepsza.

Poprawność


Teraz mniej przyjemnie będzie, bo o poprawności słów parę napisać muszę, a „trochę” tego znalazłem. Z tego zaś co znalazłem, wywnioskować mogę, że zbyt mało tej części swojej twórczości czasu poświęcasz. Nie jest jakąś wielką sztuką przecinków stawianie, choć nam Shun – bez urazy – udowadnia, że i nasza pisanina od ideału daleka jest. Miałaś kiedyś betę, też nieidealną, bo w tekstach poprawionych błędy się znalazły, a wystarczy trochę poćwiczyć, poczytać, posprawdzać zasady – wystarczy chcieć.
„Czy zmiany wyjdą im najlepsze... Oceńcie sami”. Po pierwsze „zmiany wyjdą im na lepsze”, a po drugie w pytaniu stosujemy znak zapytania.

„[...] najeźców z północy [...]”. Najeźdźców.

„Z osłupieniem przyglądał się złotej wstędze, aż Orin nie puścił jego ręki”. Wiem, co chciałaś napisać, a przynajmniej myślę, że się domyślam, ale źle to zrobiłaś.

„Kontynuował swe rozmyślania, wsparty o barierkę, i z góry patrzył, jak Orinaell wnosi do zamku swojego faworyta”. Bez pierwszego i drugiego przecinka.

„Obrócił się, podchodząc do stolika, i ponownie go napełnił. Usiadł w fotelu”. Dawno tego nie tłumaczyłem, bo już dawno nie trafiłem na takiego kulfona. To zdanie jest źle sformułowane, Ty zwolnij tę swoją betę, bo jeśli takie farfocle pozostają bez jej odzewu, to ona jest trąba, a nie beta. „Obrócił się, podchodząc do stolika”. Czyli szedł sobie z tą gejowską gracją w stronę stolika, a gdy był już bardzo blisko, obrócił się wokół własnej osi – taki piruet wywinął – i poszedł dalej. Tak to właśnie wygląda, jeśli się nie zna zasady stosowania imiesłowów współczesnych i uprzednich. „Obrócił się, podszedł do stolika i, ponownie go napełniwszy, usiadł w fotelu.” Muszę to jeszcze tłumaczyć?

„[...] a czasem jedyną rolę ogrywało łączące [...]”. Odgrywało.

„— Witaj — odpowiedział faworyt, uśmiechając się ostrożnie, tak, by nie urazić świeżo zagojonych zadrapań”. Trochę za dużo przecinków, ten przed „by” jest zbędny.

„Na razie słyszał jednanie tandetną [...]”. Jedynie.

„Poprowadziła Elianaella wzdłuż wozów, wokół których kręciło się sporo elfów, zakrzątniętych wokół ostatnich przygotowań [...]”. Bez drugiego przecinka, poza tym... jestem zakrzątnięty, ty jesteś zakrzątnięta, oni są zakrzątnięci? Nie prościej byłoby napisać „krzątających się”? Albo po prostu „sporo elfów zajętych ostatnimi przygotowaniami”?

„[...] i wstawił garczek z wodą [...]”. Garnczek od garnka.

„Sam nigdy, by się do czegoś takiego nie zniżył”. Bez przecinka.

„W Anszar opuszczał Pałac[,] by uczestniczyć jedynie w wielkich świętach[,] takich jak Beltane, ale tylko dla tego [dlatego], że do stolicy zjeżdżali wtedy najlepsi aojdowie”.

„Teraz, gdyby mógł to, by cię wzrokiem zamroził”. Przeczytaj swoją wersję i zrób przerwę w miejscu, w którym postawiłaś drugi przecinek. Dobrze to brzmi? „Teraz, gdyby mógł, to by cię wzrokiem zamroził”.

„Zignorował wyrzutów sumienia, na myśl jakie wpływ jego wagarowanie miało na życie Kailliela”. Ech, ta polska mowa, tak trudna nawet dla Polaka. „Zignorował wyrzuty sumienia rodzące się na myśl, jaki wpływ jego wagarowanie miało na życie Kailliela”.

„— To na początek — szepnął książę [tu przecinek] się [to zbędne] unosząc usta jedynie na milimetry od ust barda”.

„Lian podszedł do boksu Zamieci obok, którego położył, kilkakrotnie wczorajszej nocy przepakowywane, juki”. Pierwszy przecinek przesunąć przed „obok”, drugi i trzeci moim zdaniem jest zbędny.

„Bard zdał sobie sprawę, jak zimna musiała być podłoga, bo nagle chłód ogarniający całe jego ciało”. Nie wiem, co ten chłód mu zrobił, bo w tym miejscu zdanie się kończy, a następujące po nim nie kontynuują wątku.

„Obejrzała się na niego przez ramię [...]” oraz „Bard spojrzał się na niego pytająco [...]”. O ile to pierwsze zdanie ujdzie w tłoku, o tyle drugie nie da rady. Takich wypowiedzi ze zbędnym „się” było znacznie więcej, aż mnie korciło, żeby zrobić osobny akapit poświęcony bezmyślnemu wciskaniu go gdzie popadnie.

„[...] bard zatrząsnął się z zimna [...]”. To słowo mnie zaciekawiło, nie znam go, chociaż niektóre serwisy podpowiadają, że istnieje i jest dopuszczalne w grach, to dla mnie brzmi dziwacznie.

„Elianaell musiał przyznać, że zawstydzony Kailliel wyglądał uroczo”. Niech mnie diabli, jeśli kiedykolwiek uznam, że dorosły mężczyzna może wyglądać „uroczo”. Toż to nie mały kotek albo bobas.

„Poczuł pod palcami ci drżące ciało Kaia”.

„Aojd w pierwszej chwili nie wiedział co powiedzieć, tak bardzo zaskoczył go gest Liana”. Nie „aojd” lecz „aojda” i przecinek przed „co”.

„Książę spojrzał na niego, zdziwiony”. Też jestem zdziwiony, a zadziwił mnie ten przecinek.

„[...] zdziwił się jednak, gdy Lian sięgnął nie po płaszcz Kaia, a nie swój”. Teraz już wiem, skąd ten zdziwiony przecinek.

„Jechali przez niezbyt las, co cieszyło księżycowego elfa”. A tu się po prostu pośmieję i Tobie też to polecam.

„Zamieć spokojnie przemierzała leśne odstępy”. Ostępy.

„Nie wiedział, co się przed stało”. Co się po stało, też nie wiedział.

„Nie było to zbyt dochodowe zajęcie, zwłaszcza, że byłem dzieciakiem ledwie znającym podstawy”. Interpunkcji? Bez przecinka przed „że”.

„Czasem kiedy miał naprawdę zły, dzień bił mnie bez opamiętania, nie zwracając uwagi gdzie trafia jego rózga, a kiedy osuwałem się na podłogę, kopał mnie do nieprzytomności po czym wołał Sachmet, żeby mnie zabrała”. Oj, to może nie będę komentował. „Czasem, kiedy miał naprawdę zły dzień, bił mnie bez opamiętania, nie zwracając uwagi, gdzie trafia jego rózga, a kiedy osuwałem się na podłogę, kopał mnie do nieprzytomności, po czym wołał Sachmet, żeby mnie zabrała”.

Jak już wspomniałem, część to zaledwie niewielka spośród rzeszy błędów, które sama mogłaś wyłapać, gdybyś tekst starannie przed publikacją przeczytała. Problem z interpunkcją – znajomość zasad rozwiązuje, a literówki – czytanie własnych wypocin. Mogą Ci też czytelnicy pomóc, wystarczy ich tylko poprosić, z pewnością wskażą miejsca do poprawy. Zostały mi jeszcze krótkie opowiadania z działu „OneShot”, zatem dosyć o tamtym.

„Nagiem być”

Czytając to, bawiłem się setnie i nawet przez chwilę żywiłem nadzieję, że będzie to historyjka lekka, przyjemna i bez aktów cielesnych. Widać jednak, że tylko takie na tym konkretnym blogu się znajdują. Opowiadanie miłą było odskocznią od „oklepanych” już trochę elfów, a gdybyś za postacie od wszystkich swych opowiadań hinduskich bogów obrać chciała, to tematów i bohaterów do końca Twego życia by wystarczyło, tylu ich jest. Rozbawił mnie sposób, w jaki to napisałaś: język potoczny użyty w opisach, zachowania bohaterów, ich przemyślenia, wszystko poza aktem, którego nie przeczytałem z powodu własnych przekonań. Rozpisywał się nie będę, masz za to u mnie piąteczkę, żółwika i beczułkę.

„Żmijka”

To coś, co w gusta moje trafia. Napisane tak dobrze, jak opisywane przeze mnie wcześniej „Nagiem być” z tą małą różnicą, że scenę seksu pomiędzy bohaterami pozostawiłaś w domyśle, więc niczego pomijać nie musiałem. Tekst nie za długi, ale bogaty w określenia i przemyślenia, pod którymi sam mógłbym się podpisać i które czyta się z uśmiechem na ustach. W tym krótkim opowiadaniu zawarłaś wszystko, co powinna mieć dobra historia: jest topos kształcącej podróży – pekaesem przez miasto; są trudy, które pokonać musi bohater – śnieżyca, ścisk, oblodzony chodnik; jest kara za grzechy – liść w łeb i kolejna podróż; jest też obietnica nagrody i zadośćuczynienia za krzywdy – scena końcowa; i wreszcie jest morał – „nie wystawiaj języka bo ci krowa nasika” lub upraszczając sprawę „bo się potkniesz i go stracisz”. Pięknie, po prostu pięknie.

Wygląd


Do opisania pozostał jeszcze wygląd bloga, a określić można go krótko – przyjemny jest bardzo dla oka. Kolory ciepłe, pastelowe, wielkość czcionki zadowoliłaby nawet seniora, układ prosty i czytelny. Nie ma tu niczego, nad czym mógłbym się rozwodzić, wypisując banialuki, że jest zbędne, że nie ładne, że zaśmieca i zaszpeca. Czekaj! Hola! Wszak adresu taka rola, że przyciągać ma nie straszyć, a tu słowo takie trudne, wpisywanie go jest żmudne, w strachu znowu jestem cały, by literki się składały w nazwę tego... nicku Twego nie tak znowu powszechnego i... Co mówisz? Mam się przymknąć, mam zakończyć to miauczenie, biadolenie i zrzędzenie? Zatem trudno, skoro mowę mą masz za nudną, tedy zbieram dupsko w troki, mocno chwytam się pod boki i tanecznym ruszam krokiem, wymachując przy tym lokiem i mrugając jednym okiem, na paradę pędem gnam, wszak swe miejsce też gdzieś mam, z balonikiem w tęczozbiorze Ciebie spotkam tam, być może. Zatem żegnam, bajo baj, jaki piękny mamy maj.

6 komentarzy:

  1. Jeśli już decydujesz się na stylizację tekstu (kiepską zresztą), to rób to konsekwentnie, a nie co trzy zdania zapominasz i przeplatasz kolokwializmami. ;)

    gdyby nie moje poczucie obowiązku skorzystałbym z białego iksa na czerwonym tle po prawej na górze
    Przecinek przed skorzystałbym.

    a Twoje elfiątka dają radę
    Bohaterowie są dorośli, więc elfiątkami już nie są.

    To było między nimi coś czy nie było?
    Przecinek przed czy.

    Dobrze że poza „scenami” coś tu się jeszcze dzieje
    Przecinek przed że.

    Trzy rozdziały Lian nacierał chorego Kaja maścią
    Raczej Kaia.

    Czyny i słownictwo niegodne są kreacji, którą od początku tworzyłaś, przytaczał nie będę, z przyczyn oczywistych.
    Gramatyka zdechło.
    Czynów i słownictwa niegodnych kreacji, którą od początku tworzyłaś, przytaczał nie będę, z przyczyn oczywistych.

    Może winę za ich postrzeganie po części ponosi ten cudny obrazeczek z nagłówka, to elfiątko o urodzie kobiety, które swymi paluszkami struny szarpie. Może.
    Elf i palce. To dorosły osobnik, nie dziecko, więc po co te zdrobnionka?

    Zastanawia mnie, po co bierzesz do swojej kolejki blogi o tematyce homoseksualnej, jeśli potem mędzisz przez całą ocenę, jaki to jesteś biedny, bo musisz to czytać. No nie musisz, wystarczy, że zaznaczysz w zakładce Opieprzający, że taką tematyką się nie zajmujesz i już będziesz mógł spać spokojnie. No, chyba że lubisz się umartwiać, bo jak na razie połowa oceny jest o tym, jaki jesteś biedny. ;)

    „Obiecałam sobie, że jak przekroczycie 17 tys. wyświetleń[,] to wstawię rozdział, nie ważne czy betowany[,] czy nie. I tak moi kochani na ten moment jest 17014 wyświetleń, a przed wami NIE BETOWANY rozdział 11”.
    Nieważne. // Moi kochani powinno być wydzielone przecinkami.

    Oto jest ten, na którego wszyscy czekali
    Jeżeli masz na myśli rozdział, to na który.

    przeciwnie za wielki plus to poczytuję
    Tutaj przydałby się myślnik przed za.

    stan ten taki pozostanie
    Takie trochę masło maślane.

    Teraz porzucimy Lina
    Taką rybę? Liana.

    Linaowi nie
    O, jeszcze inna wersja. Lianowi.

    gdy zabronił Bryganti
    Brigantia do początku mówiła
    Tutaj też nie możesz się zdecydować.

    bo lepiej go nie lubić niż nie czuć nic.
    Czy tutaj nie powinno być przecinka przed niż.

    choć nam Shun – bez urazy – udowadnia, że i nasza pisanina od ideału daleka jest.
    A nie Andrzej? ;)

    „Kontynuował swe rozmyślania, wsparty o barierkę, i z góry patrzył, jak Orinaell wnosi do zamku swojego faworyta”. Bez pierwszego i drugiego przecinka.
    Można to potraktować jako dopowiedzenie, wtedy przecinki zostają.

    „Obrócił się, podszedł do stolika i, ponownie go napełniwszy, usiadł w fotelu.” Muszę to jeszcze tłumaczyć?
    Stolik napełniwszy. ;)

    „[...] i wstawił garczek z wodą [...]”. Garnczek od garnka
    Ta wersja też była w użyciu: http://sjp.pwn.pl/doroszewski/garczek

    „Bard zdał sobie sprawę, jak zimna musiała być podłoga, bo nagle chłód ogarniający całe jego ciało”. Nie wiem, co ten chłód mu zrobił, bo w tym miejscu zdanie się kończy, a następujące po nim nie kontynuują wątku.
    (...) bo nagle chłód ogarnął jego ciało.

    „[...] bard zatrząsnął się z zimna [...]”. To słowo mnie zaciekawiło, nie znam go, chociaż niektóre serwisy podpowiadają, że istnieje i jest dopuszczalne w grach, to dla mnie brzmi dziwacznie.
    Jest niepoprawne. http://sjp.pwn.pl/slowniki/zatrz%C4%85sn%C4%85%C5%82.html

    „nie wystawiaj języka bo ci krowa nasika”
    Przecinek przed bo.

    że nie ładne
    Nieładne.

    Borze Zielony, jaka Częstochowa...

    Zatem żegnam, bajo baj, jaki piękny mamy maj.
    I do tego nieaktualna. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle, Shun, jesteś bardzo drobiazgowa. Tak, przyznaję mistrzem pióra nie jestem i nie śmiałbym nawet w snach marzyć o tym, że napiszę coś, co zechcesz uznać za „dobre”. Ale jak sama wielokrotnie podkreślałaś, nie wszystko musi się nam podobać, Tobie nie podoba się nic z tego, co piszę, więc zdziwiony nie jestem, a gdybym zachował pierwotny kształt i formę tej oceny, obawiam się, że nie przeczytałby jej nikt.

      Co do mojego „mędzenia”, to przed tym opowiadaniem nie miałem „przyjemności” z taką twórczością i pojęcia, że będzie mi trudno przez pewne sceny przebrnąć. Opowiadanie samo w sobie jest dobre, napisałem, że przeszkadza mi szczegółowość opisów. Teraz już wiem, że to nie dla mnie.

      „Stolik napełniwszy”. Takie stoliki mają, że z nich pić można, nawet projektanci z Ikei tego nie wymyślili. :D

      „Borze Zielony, jaka Częstochowa...”. O, na pielgrzymce jesteś? Autokarem czy pieszo?

      Maj był, kiedy to pisałem.

      Usuń
    2. 1. Racja. Przecinek potrzeby — 1 punkcik
      2. Zdrobnienia nie obejmują jedynie rozróżnienia dorosły-dziecko — brak punkcika
      3. Nie stawiamy przecinka przed zdaniami współrzędnymi, wyrażającymi wymienność lub wyłączenie się członów — brak punkcika
      4. Racja. Przecinek potrzebny — 1 punkcik
      5. Racja. Błąd w imieniu — 1 punkcik
      6. Racja. Niewłaściwa odmiana „czyn i słownictwo” — 1 punkcik
      7. Naprawdę zdrobnienia mają różne funkcje, Shun — brak punkcika
      8. Zastanawiałam się, co z tym fantem zrobić, bo Zoltan cytował autorkę, a cytat nie jest w dziale „poprawność”, więc błędy należą do autorki. Zoltan jednakże oświadczył, że poprawia wszystko albo nic — 2 punkciki
      9. Racja. Nieprawidłowa odmiana „który” — 1 punkcik
      10. Racja, myślnik by się przydał — 1 punkcik
      11. Szyk można byłoby poprawić, bo wyszło niezgrabnie, niemniej zaimki są prawidłowo dobrane — brak punkcika
      12. Racja. Błąd w imieniu — 1 punkcik
      13. Racja. Błąd w imieniu — 1 punkcik
      14. Racja. Błąd w imieniu — 1 punkcik
      15. Racja. Potrzebny przecinek — 1 punkcik
      16. Racja. Może być także jako wtrącenie — 1 punkcik
      17. Zoltan przyczepił się, słusznie zresztą, imiesłowu. Niemniej popsuła sprawę kwestia zaimka. Przyznaję rację — 1 punkcik
      18. Racja. „garczek” prawidłowy — 1 punkcik
      19. Zoltan miał rację, Shun dopowiedziała oczywistość — brak punkcika
      20. Czasownik „zatrząsnął” jest archaizmem i można go znaleźć w „Słowniku staropolskim” M. Actra albo na przykład „Potopie” Hernyka Sienkiewicza. To, że PWN go nie posiada, nic nie znaczy, bo nie ma tam połowy przestarzałych słów — brak punkcika
      21. Racja. Potrzebny przecinek — 1 punkcik
      22. Racja. „nieładne” piszemy razem — 1 punkcik

      Razem: 17 punkcików

      Uff :)

      Pozdrawiam,
      Prawy Harnaś Opieprzowej Ekipy

      Usuń
  2. Kiedy dostałam wczoraj wiadomość o tym, że pojawi się ocena byłam w głębokim szoku. Szczerze mówiąc postawiłam już na was krzyżyk. W końcu nie każdy ma tyle cierpliwości żeby czekać na oceną dwa lata. Ale oto i jest! Szacun Zoltan i współczuje za męczenie się z homoseksami. Ja je lubię, ty nie musisz ;)
    Do oceny ciężko mi się odnieść, bo przez nadmierną stylizacje nie byłam w stanie przeczytać jej do końca. Wybacz, ale sposób w jaki piszesz mnie boli. Zemsta za homoseksy? ;) Na koniec pragnę dodać, że nie samymi przecinkami człowiek żyje :P

    PS. Shou, twój komentarz to analiza analizy czy analiza moich elfów, bo nie bardzo wiem? W każdym razie widzę, że sprawiło ci to dużo radości, więc miłej zabawy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że po takim czasie w ogóle zechciałaś tu wpaść i żałuję, że nie doczytałaś do końca. Dwa lata to bez wątpienia za długo, ale jeśli blog wciąż funkcjonuje, a autor nie poinformował nas, że rezygnuje z oceny, to ta ocena się pojawi.

      Aż tak bardzo się nie męczyłem, chociaż zastanawia mnie damska fascynacja tymi sprawami. Stylizacja to raczej moja fanaberia niż zemsta, bo nie uważam, żebyś zgłosiła bloga do oceny tylko po to, żeby mnie dręczyć.

      Usuń
  3. Nic mi nie zrobiłaś, więc nie mam podstaw do męczenia cię. Ot miałam taki zryw, powiedzmy eksperyment.
    Co do kobiecej fascynacji jest trochę publikacji, ale dotyczą slashu, a nie opowiadań homoerotycznych. Myślę jednak, że mechanizm jest podobny.
    A co do funkcjonowania bloga to jest to trochę stwierdzenie na wyrost ;) Miałam zamiar go zawiesić w momencie, kiedy napisałaś, że będzie ocena. Trafiłaś, więc idealnie ;)

    OdpowiedzUsuń