Witamy na Opieprzu!

Ogłoszenia z dnia 29.04.2016

Do zakładki "kolejka" oraz "regulamin dla zgłaszających się" został dodany nowy punkt. Prosimy się z nim zapoznać.

Zapraszamy do wzięcia udziału w rekrutacji!


wtorek, 3 listopada 2015

(866) komisarz-ares

Ciemno już, lecz noc jeszcze nie jest taka późna, więc postanowiłem, że poczytam sobie do podusi kolejnego bloga z mojej „długiej” kolejki.


Adres – pewnie nie bez powodu – sugeruje serial, którego niemiecką wersję kiedyś oglądałem. Niestety, nie z zapałem, bo ani za pieskami nie przepadam, ani za tego typu serialami. Tak się jednak składa, że nawet te niezbyt porywające produkcje mają swoich fanów, którzy z zapałem nie tylko fanfiki tworzą, ale również fanarty. I tu mamy takie dzieło, które się na nagłówku zagnieździło. Jest ono... jak by to rzec, mało profesjonalne – taka kolorowanka w Paincie naskrobana myszką. Nie żebym nie doceniał wysiłku, który włożyłaś w stworzenie tego, bo doceniam i wiem, że nie każdy musi mieć tablet graficzny i talent, ale właśnie dlatego, że nie każdy musi je mieć, istnieją miejsca, w których można sobie szablon zamówić. Dlaczego o tym piszę? Bo dobre pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, a z „takim” nagłówkiem ciężko jest mówić o dobrym wrażeniu. Pewnie, że nie wygląd jest najważniejszy, ale wpływ na odbiór treści ma, bo jeśli mnie takie cudo wita, to od progu spodziewam się czegoś równie marnego. Na szczęście w tym wypadku marny jest tylko nagłówek, stwierdzam to po rozdziale pierwszym. Rozumiem, że chciałaś mieć tu coś od początku do końca Twojego, ale to nie zawsze jest dobry pomysł.

Układ jest prosty i przejrzysty, a błękitne litery w odpowiednim rozmiarze na czarnym tle  nie męczą oczu podczas czytania. Po lewej, o czym zapewne wiesz, masz gadżet z odnośnikami do stron. Zerknąłem do zakładki „o autorce”, by sprawdzić, czy nie ma tam jakichś błędów i chciałbym zauważyć, że zapomniałaś napisać, jakie masz preferencje seksualne – no wiesz, skoro już tak dokładnie siebie opisujesz. Tylko po co? Zastanawiam się, do czego potrzebna jest mi wiedza o Twoim wzroście. Ma on wpływ na tworzoną historię? Jakoś wątpię.

Na stronie „o opowiadaniu” zapewniasz, że będzie to historia o „różnorakich zagadkach kryminalnych oraz sposobach ich rozwiązania”. Jestem po lekturze prawie całego dostępnego tekstu i z całą stanowczością mogę stwierdzić, że o sposobach nie ma tu niczego. Od razu widać, że nie masz pojęcia o pracy w policji, a technika kryminalistyki jest Ci obca. Piszesz intuicyjnie, nie zagłębiasz się w temat, całość to raczej Twoja wyobraźnia niż rzetelna, ukierunkowana wiedza.

„Bohaterowie” to strona, jak sama nazwa mówi, poświęcona głównym – chociaż z tego, co widzę, to niekoniecznie – postaciom. Sandra była w opowiadaniu tylko przez chwilę, a proszę, ma swoje miejsce. Na górze strony ostrzeżenie, że mogą się tu znaleźć treści zdradzające fabułę. To po co je umieszczasz? Jeśli już musisz mieć miejsce, w którym chcesz się pochwalić swoimi bardzo amatorskimi pracami, to sobie je miej, a opisy ogranicz do minimum. Teraz będę się musiał nad Tobą pastwić, bo zamierzam wszystkie je przeczytać i rozłożyć na czynniki pierwsze, a ponieważ mogę Twoje opisy zestawić z treścią, to efekt okazać się może ciekawy. Na czele tej listy znalazł się owczarek niemiecki Ares – to pies, więc jego opis zgadza się raczej z tym, co znaleźć można w opowiadaniu. Potem opisujesz Nayera, głównego ludzkiego bohatera. Oczywiście, robisz z niego idealnego faceta, bo przecież panny muszą na niego lecieć, w końcu jest taki męski, uzbrojony i niebezpieczny. Ideał, po prostu ideał. Nie wiem tylko, po co umieściłaś tu informację o zabójstwie Sandry i zachowaniu Nayera w tej sytuacji, przecież można się tego dowiedzieć z opowiadania. Kolejne dwa opisy dotyczą jego współpracowników: Williama i Martina. Obaj mężczyźni są brzydkim tłem dla swojego szefa, nie są tak idealni, a jeden z nich nigdy nie miał kobiety. Ojej, robi nam się tu prawdziwy „Magiel Towarzyski”, brakuje tylko zdjęcia Sandry z butem. Tak, z butem, drodzy Państwo, bo wygląd gwiazdy ona już ma „[…] długie, złociste loki, lazurowe oczy i jasną karnację […] wysoka i szczupła”. Pojawiają się tu jeszcze opisy dwóch kobiet biorących udział w życiu Pięknego Nayera, obie są szczupłe, wysokie, mają oczy i długie włosy, obie są równie idealne jak Nayer, bo przecież on może zwrócić uwagę tylko na idealną kobietę, bo przecież niska dziewczyna z małym biustem i okrągłą pupą niegodna jest uwagi i wystąpienia w Twoim opowiadaniu. Tylko dlaczego? Pytam. Dlaczego chcesz mieć idealne postacie (dodam, że głównie chodzi o kobiety)? Ideały są oklepane i nudne. W opowiadaniu umieściłaś jeszcze Catty-idealną. Komentarz powyżej powinien powiedzieć Ci wszystko. 

Chciałem jeszcze wspomnieć o głupotach, które wypisujesz w charakterystyce Akemi Caler. Cytat rozjaśni trochę sytuację „[…]Akemi wydaje się być nad wyraz krucha i delikatna. W rzeczywistości jest jednak osobą silną, o mocnej psychice. Rzadko kiedy zdarza jej się okazać słabość w postaci płaczu. Wyjątkiem jest krzywdzenie zwierząt, na co dziewczyna automatycznie reaguje łzami”. Pierwsze wyklucza drugie, albo odwrotnie. Chcesz napisać, że roniłaby łezki nad zagłodzonym pieskiem, ale nad zagłodzonym dzieckiem to już nie? I to automatyczne ronienie łez. Kotek na drzewie – łzy, piesek przywiązany do budy – łzy, świnka na haku – łzy, kiełbaska na talerzu – łzy. Bo przecież to kiedyś było żywe zwierzątko. Łzy. Mam dość, idę wtrząchnąć jakąś baraninę.

Nie zamierzam rozwodzić się nad zawartością mojego talerza, bo pewnie guzik Cię to obchodzi, i słusznie. Wspomnieć jednak muszę, że linki Twoje na manowce mnie zwiodły, przydałoby się czasami zerknąć w nie, bo czas mija szybko i nieubłaganie i niektóre z polecanych przez Ciebie stron już umarły, padły i słuch po nich zaginął. Dodam też, że mnie jeden z nich o pewnym projekcie przypomniał, o którym myślałem, że do skutku nie doszedł, a tu proszę – jest, działa i zdaje się, że świetnie się ma. Ale miało być o Twoim opowiadaniu, do rzeczy więc.

Treść

Rozdział 1 – Główna nagroda

Opowiadanie zaczyna się wyjaśnieniem, jak główny bohater stał się właścicielem psa, tytułowego Aresa. Zaskoczyło mnie to, że w Twoim zamyśle ktoś oddał dorosłe zwierzę na nagrodę. Dla mnie bardziej oczywiste byłoby, gdyby Ares był szczeniakiem, ale ja nie mam pieska i nie uważam się za autorytet w tej sprawie, więc moje zdanie się nie liczy. Jeszcze bardziej niż sprawa z psem zaskoczyło mnie pytanie przełożonego głównego bohatera, zarówno ono, jak i jego zachowanie, sugeruje to, co wydarzy się później. Dlatego nie byłem szczególnie zaskoczony, gdy z końcowego opisu dowiedziałem się o śmierci Sandry. Cały rozdział napisany jest dobrze, ale proszę, porzuć określenia czarnowłosy, jasnowłosa, one w nadmiarze nie są dobre w żadnej twórczości, nawet tej tworzonej przez nastolatków.

Rozdział 2 – Prawda

Równie dobry, jak pierwszy, a moje uwagi podobne są do tych, które mieli Twoi czytelnicy. Za szybko lecisz z akcją, napisałaś co prawda, że każda sprawa będzie miała swój finał w jednym rozdziale, ale moim zdaniem zagadka śmierci Sandry powinna być wątkiem, który mógłby się przeplatać przez całe opowiadanie, a jej finał mógłby być też finałem całej historii. Widzę to tak: Nayer wygrywa psa, Sandra ginie, on przeżywa załamanie, pies pomaga mu wyjść z psychicznego dołka, po którym Nayer wraca do pracy, dostaje sprawę – morderstwo młodego mężczyzny – w której przez przypadek trafia na poszlaki sugerujące, że ofiara miała coś wspólnego z Sandrą, zaczyna drążyć sprawę, odkrywa coraz więcej faktów, w międzyczasie rozwiązuje inne sprawy, a na koniec odkrywa prawdziwego zleceniodawcę zabójstwa swojej dziewczyny. Wszystko to z kolei przeplatane opisami wzajemnych relacji Nayera z Aresem, tego jak się uczą swoich przyzwyczajeń, jak mężczyźnie ciężko jest rano wyjść z psem za jego potrzebą i innych sytuacji z życia codziennego. Nie mówię, że powinnaś się rozpisywać, ale wszystko wydawałoby się wtedy bardziej naturalne. A tak... poleciałaś jak kamień z procy. I jeszcze jedno... efekt zaskoczenia, wiesz, co to jest? Chyba nie, bo już w pierwszym rozdziale zdradziłaś prawie wszystko.

Rozdział 3 – Szatańskie dziecko

Po pierwsze, bo miałem napisać już o tym wcześniej, przestań używać zdrobnień w stosunku do Aresa. To dorosły owczarek, a Ty piszesz: „uszko”, „futerko”, „nosek”. W tym rozdziale, i nie tylko w nim, budujesz napięcie, piszesz o makabrycznym morderstwie, a kiedy przechodzisz do opisów psa, wtedy używasz sformułowania „główka”. Przecież to nie pasuje, delikatnie mówiąc. O tym, iż psy bliskie są Twojemu sercu, świadczy już sam fakt, że piszesz to opowiadanie, nie musisz jeszcze się tak rozpływać nad ich śliczną anatomią. Ja też jestem śliczny, a nikt mi nie mówi, jakie to mam mocne ramionko, zgrabny tyłeczek, słodkie oczka i nikt nie drapie mnie za uszkiem. Ech, pies ma lepiej niż mężczyzna.
Poza tym mam mieszane uczucia i nie bardzo wiem, co mam myśleć na temat tego rozdziału. Zaskoczyło mnie parę rzeczy, na przykład matka ofiary, dla jasności dodam, że był nią siedmioletni chłopiec zadźgany nożem we własnym łóżku podczas obecności matki w domu. Dlaczego kobieta nie miała na sobie śladów krwi? Nie próbowała ratować swojego dziecka – nawet jeśli nie miało to już sensu? Nie podbiegła do łóżka, nie wzięła go na ręce, nie krzyczała z bólu, przerażenia, niedowierzania, złości? Bo co? Bo miała świadomość, że zatarłaby ślady? Znowu mało realistycznie, znowu ślizgasz się po powierzchni, nie zagłębiasz się w ludzką psychikę, nie zastanawiasz się, jak mogłaby zareagować matka. Tworzysz tu kolejną bajkę do poduszki dla dzieci? Chyba dla dzieci, bo nie można tego nazwać twórczością dla dorosłych. Dla mnie, w chwili obecnej, matka jest główną podejrzaną, przebrała się, umyła i myśli, że oszuka specjalistów z kryminalistyki. Chwilę później do akcji wkracza siedmioletnia kuzynka zamordowanego, dziewczynka używa słownictwa, którym mogłaby się posługiwać naburmuszona nastolatka, a nie dziecko w jej wieku. Używając bardzo dosadnego sformułowania, każe spadać ciotce i towarzyszącemu jej policjantowi, a wieść o śmierci chłopca zbywa stwierdzeniem „wali mnie to”. Kolejna podejrzana.
Dalej wcale nie jest lepiej, kreacja tej postaci wręcz mnie przeraża, chociaż według Twoich zapewnień powinna śmieszyć. To jaki gatunek literacki tu tworzysz? Kryminał i komedię w jednym? Do tego trzeba mieć talent i dobrze wszystko przemyśleć. Bardziej niż to przerażają mnie Twoje pomysły na fabułę. Z Nayera zrobiłaś łamagę, któremu nawet dziecko może zabrać broń i który nie potrafi tej broni odzyskać. Szarpie się z siedmioletnią dziewczynką, myśląc jednocześnie o tym, że broń może zaraz wystrzelić, czyli nosi odbezpieczony pistolet i... Nie, reszty nawet nie warto komentować. Moja rada – nim zabierzesz się za pisanie czegokolwiek, postaraj się najpierw poznać temat, w tym wypadku budowę i zasady posługiwania się bronią i zastanów się, czy opisana sytuacja jest potencjalnie możliwa, pistolet w kaburze zabezpieczony jest zapięciem, które trzeba najpierw odpiąć, potem odbezpieczyć broń, a potem dopiero można strzelać. Poza tym chciałbym zobaczyć, jak Ty zabierasz pistolet policjantowi. Dobra, zostawmy to.
Akapit niżej łamaga Nayer i dwaj jego kumple przeprowadzają zbiorowe przesłuchanie, wszyscy potencjalni podejrzani w jednym pomieszczeniu wysłuchują wzajemnie swoich zeznań. Ciekawe metody pracy...
Przy pierwszym rozdziale byłem zaciekawiony, przy drugim lekko zawiedziony, a przy trzecim kompletnie zdruzgotany. Niczym mnie nie zaskoczyłaś, może jedynie niedopracowanymi pomysłami, po pierwszej rozmowie Nayera z Lexią już wiedziałem, że to ona zabiła chłopca, koniec rozdziału tylko potwierdził moje podejrzenie. Opowieść Lexii o tym, jak zamordowała kuzyna, też nasunęła dodatkowe pytania i wątpliwości dotyczące tego, czy Ty wiesz, co piszesz. Siedmioletnia dziewczynka po kłótni ze swoim kuzynem Liamem schodzi z piętra, na którym znajdują się ich sypialnie, do kuchni na parterze, bierze nóż, wraca na górę, zabija chłopca, dźgając go kilkakrotnie nożem. Uśmierca go już pierwszym pchnięciem, mało prawdopodobnie, ale może się zdarzyć, po czym uświadomiwszy sobie, co zrobiła, schodzi na dół, wkłada buty, wyłazi przez okno, biegnie na pole, zakopuje nóż i wraca do domu tą samą drogą. A co z poplamioną krwią piżamą? Ciężko zadźgać kogoś i się przy tym nie pobrudzić. Discovery ID się kłania, może pomoże.

Rozdział 4 – Gniew stukniętej Mandy

Od początku ukazuje niekompetencje urzędników państwowych w Niemczech, bo tam akcja się toczy. „A dlaczego ona nigdy nie chodziła do szkoły?”. Pyta Nayer ekspedientki w sklepie. Bo Jugendamt korzysta z polskich doświadczeń, chciałoby się powiedzieć. Rozdział opowiada o dwóch maltretowanych przez matkę dziewczynkach, o czym wiedzą wszyscy w okolicy, łącznie z dyrektorką szkoły, i nikt z tym nic nie robi. Co więcej uważają, że tak jest dobrze, bo przecież ich matka, Mandy, jest szalona. Mało prawdopodobne. Zapytacie, co Nayer ma z tym wspólnego? Teoretycznie nic, zajął się sprawą, bo odwiedziła go staruszka, która przeczuwając swój rychły koniec, postanowiła zrobić coś faktem, że szalonej Mandy nikt od pięciu lat nie widział. Bramy niebios się otwarty, cóż za szczerość, szkoda, że nikt za dziećmi się nie wstawił. Co robi Nayer? Leje się żurem. Musicie to przeczytać. Gdyby mnie spotkała taka sytuacja przed domem jak Dinah, pomyślałbym, że ktoś robi sobie ze mnie jaja, ale na pewno nie usiadłbym z tym kimś na ławeczce i nie zaczął się zwierzać obcej osobie, nawet gdyby była najpiękniejszą kobietą na świecie. Rozumiem, że Ty, autorko, zwierzasz się obcym, pukającym do Twoich drzwi ludziom? Przechodzimy dalej. Pies rozwiązał sprawę, czyli wygrzebał zwłoki. Czy kogoś to dziwi? Nie. Ale mnie zadziwia fakt, że jego właściciel nie przedstawił się podejrzanej, a żąda wyjaśnień. Powinna była mu powiedzieć „spadaj, frajerze”. W tym rozdziale przynajmniej zbrodniarze zostali ukarani.

Rozdział 5 – Bombowa niespodzianka

Wreszcie zaczynasz pisać z sensem, a opowiadanie nabiera jednorodnej, zwartej fabularnie treści. Nie jest może jakieś zaskakujące, bo domyśliłem się, o co chodzi, nim padło wyjaśnienie, ale podoba mi się to, że nawiązujesz do drugiego rozdziału. Tak myślałem, zanim doszedłem do momentu, w którym Nayer ze współpracownikami ogląda film nagrany przez „zwykłych morderców”. „Zwykły morderca” – o ile można użyć takiego określenia – nie robi miejskiej łapanki w celu dokonania zbiorowego mordu. Uważasz, że złapanie dorosłego mężczyzny i przewiezienie go gdzieś w celu zabicia to taka prosta sprawa? „Dalsza część filmiku ukazywała inne brutalne morderstwa ze strony Claire i jej brata Cartera. Ekran komputera robił się aż czasami czerwony od tej pokazówki zabijania niewinnych ludzi”. Więcej nawet, widzę, że Twoim zdaniem złapanie kilkorga ludzi to żaden problem, a ja uważam, że logistycznie i czasowo to niewykonalne dla dwójki ludzi w jeden dzień, a nie wspominasz nawet słowem, że od jakiegoś czasu zdarzały się zaginięcia. Nagle okazuje się, że mafia CC – nazwa od imion przywódców – składa się z więcej niż dwóch osób, chociaż mafia to w ich przypadku zbyt wiele powiedziane, bo mamy tu bandę półgłówków, którzy chcą wysadzić szkołę, będąc wewnątrz. Ja już nie wiem, co mnie bardziej denerwuje w tym opowiadaniu, brak logiki czy fakt, że piszesz to na poważnie. Bo, wybacz, ale scena, w której – jak rewolwerowcy na Dzikim Zachodzie – policjanci i mafiosi stoją naprzeciw siebie, celując z broni, i jeden z nich mówi, że ma ochotę: „Wysadzić tę budę i bachory i twoją mordę”. A drugi odpowiada: „Dzieci już tu nie ma, jak widać” to do komedii pasuje, brakuje mi jeszcze po tej scenie dźwięku cykającego świerszcza, bo głupią minę mafioso miał. To jedna kwestia, a druga… Postaw się w roli takiego przestępcy, chcesz zabić komisarza policji, robisz to w ten sposób? Wysadzając go w szkole? Poważnie? Szanse na powodzenie są nikłe. W otoczeniu szkoły stoją radiowozy z policjantami, jak chcesz z niej uciec? Toż to misja samobójcza, zupełnie bez sensu, widowiskowo, ale bez sensu. Dalej jest już tylko gorzej, każesz swoim bohaterom rzucić się na siebie, pomimo tego, że trzymają broń, padają strzały, a nikt nie zostaje ranny, co to jest? Dalszy opis przypomina mi wygłupy Jokera i, szczerze mówiąc, odbiera mi to ochotę do czytania, brakuje tylko baloników z gazem rozweselającym i trujących cukierków. Lecimy dalej, bo to nie koniec, zastanawia mnie, na jakiej podstawie Martin i William ocenili, że zgromadzone przez „mafiosów” dziesięć bomb „wysadzi większą połowę miasta”. Z czego wnioskowali? Znali skład chemiczny użytych materiałów? Wiesz ile i czego należałoby użyć, by wysadzić taki obszar? Mam wrażenie, że nie. Nie musimy daleko szukać, wypadek w Chinach, w powietrze wyleciał tylko kawałek portu, ale obliczono, że do takiego wybuchu trzeba by użyć dwadzieścia jeden ton trotylu. Twoi „mafiosi” przytaszczyli w plecaczkach pewnie jakieś mieszanki własnej roboty, więc takiego rażenia nie byliby w stanie osiągnąć. Znowu nie rozumiem, czym się tak podniecają Twoi czytelnicy, bo dla mnie cały ten rozdział to nieprzemyślana farsa, która nawet nie jest zabawna.
Przyznam się teraz, dlaczego na początku miałem pozytywne odczucia, bo spodziewałem się, że w tej części nawiążesz do początku historii i stanie się ona bardziej skomplikowana, głęboka – zawiodłem się. Myślałem, że tych dwoje okaże się rodzeństwem chłopaka, którego Nayer sprzątnął na początku, szukając zabójcy swojej narzeczonej, ale na próżno.

Rozdział 6 – Dżazmina

Wreszcie mogę napisać, że Twoi bohaterowie, mam na myśli rodziców ofiary, zaczynają zachowywać się naturalnie. To prawda, że każdy z nas jest inny i w trochę inny sposób może reagować na stres czy ból, ale Twoim zadaniem jest tak opisać sytuację, by zachowanie bohaterów wydawało się naturalne i zrozumiałe w danych okolicznościach. Niestety nie mogę napisać, że reszta mi się podoba, bo znowu brakuje tu logiki. Doktorek jakiś tam na podstawie bardzo pobieżnych oględzin stwierdził, że Dżazminkę ktoś zepchnął ze schodów. „Ale te obrażenia (znaczy co? Siniaki? Zadrapania? A może ślady po ciosach nożem?) i układ jej ciała nie wskazują na to, aby Mia Kelly samoczynnie spadła z tych schodów. Ktoś musiał jej w tym pomóc”. Poważnie? Bo toczyłaby się inaczej, gdyby potknęła się sama i inaczej, gdyby ktoś ją zepchnął? A efekt Twoim zdaniem nie byłby podobny? Bo moim tak. Trzeba było napisać coś więcej o tych obrażeniach, które nie pozostawiały złudzeń, że ktoś ją zepchnął, wspomnieć coś o śladach walki, szarpania się, może o potarganym ubraniu, kępce wyrwanych włosów na podłodze, resztkach krwi pod paznokciami. A jeśli ktoś, idąc za nią, w złości po prostu zepchnął ją ze schodów (nie wiem tego jeszcze, bo nie doczytałem na razie do końca), to tak daleko idących wniosków, bez dowodów i z takim przekonaniem, Twój bohater nie powinien wysuwać, gdyż to wygląda mało profesjonalnie. Tu nie padło stwierdzenie, że on podejrzewa, nie, on ma pewność, ale pierwszy z dowodów wcale nie został opisany, a drugi nie ma racji bytu, jest śmieszny i mało przekonujący.
Po przesłuchaniu rodziców, rozdział – który i tak do porywających nie należał – stał się wyjątkowo nudny i… Brakuje mi określenia, więc zadam Ci pytanie. Dlaczego z szesnastoletniej ofiary zrobiłaś niedorozwinięte umysłowo dziecko? A, nie wiesz, o czym piszę? O jej pamiętniku i o sposobie, w jaki ona się tam wysławia. „Tam gdzie mieszka Dżasmina jest kilka koleżanek (o ile można je tak nazwać!) i kolega, którego nie lubiła, gdyż był cwaniakiem. Esme była dobrą koleżanką, a w sprawach pilnych można było na nią liczyć. Dżasmina lubiła ją najbardziej”. Tyle chyba wystarczy. Jeśli mamy tu jakieś szesnastolatki, to niech się wypowiedzą, bo ten bełkot jest straszny, a dodam, że Dżasminka miała bardzo dobre stopnie w szkole, co świadczyć może tylko o tym, że albo poziom w tej szkole był bardzo niski, albo kiblowała trzeci rok w jednej klasie i siłą rzeczy znała już materiał. Związki przyczynowo-skutkowe, droga autorko, nie da się pisać dobrze, nie łącząc pewnych faktów i nie wybiegając myślą w przyszłość. Dla tego opowiadania widzę tylko dwa rozwiązania: zaczniesz pisanie traktować poważnie i przemyślisz każdy zamieszczany wątek albo przestaniesz pisać, i tyle. I niech Cię nie zwiodą oklaski publiki, to jest złe, a raczej średnie, bo czytałem już gorsze rzeczy.
Wynudziłem się okropnie przez tę chwilę, w której Nayer czytał pamiętnik denatki, a moje zwoje od sposobu jej wysławiania aż się zagotowały. Dziwny to pamiętnik, w którym autorka pisze o sobie w trzeciej osobie i na dodatek nie na bieżąco, lecz, jak się zdaje, robi to z perspektywy czasu. Gdyby jeszcze dobrze pisała. Koniec końców pamiętnik pomaga odkryć prawdę i mordercę. Tu muszę przyznać, że zaskoczyło mnie to, kto i dlaczego nim był. Chociaż wyjaśnienie, którego udzieliła morderczyni, i tok jej myślenia, były wyjątkowo pokrętne.

Rozdział 7 – Zemsta (I)

Czy jest wśród nas weterynarz, bo chciałbym zaciągnąć opinii specjalisty, czy zalecona Aresowi kuracja jest słuszna. „[…] Nayer musiał zawieźć psa do weterynarza. Okazało się, że Ares zatruł się jakimiś środkami chemicznymi. Zatrucie nie było poważne, ale pies był słaby i musiał przyjmować antybiotyk”. Bo się struł środkami chemicznymi i dlatego należało zabić całą florę bakteryjną w jego jelitach, która już i tak mogła być martwa? Nie wiem, czy tak postąpiłby jakikolwiek weterynarz, ale jak dla mnie to przeczy logice, zwłaszcza że im bogatsza flora, tym jesteśmy zdrowsi i odporniejsi, zwierząt to też się tyczy. Zrozumiałbym, gdybyś napisała, że podano mu kroplówkę, żeby się nie odwodnił, skoro nie chciał przyjmować pożywienia, ale zaraz antybiotyki? Oczywiście, mogę się mylić, dopuszczam taką ewentualność, a Ty? Sprawdziłaś może prawdopodobieństwo zlecenia takiej kuracji?
Teraz chciałbym wspomnieć, że Twój bohater zachowuje się niestosownie. Nie przytula się podwładnych w pracy, to mogłoby zostać odczytane jako molestowanie seksualne. Nie sądzę, żeby komisarz policji o tym nie wiedział. Nawet jeśli Nayer miał ochotę przytulić pannę Akemi, nie powinien tego robić.
Dalszy bieg zdarzeń nabrał znamiona jakiegoś kuriozum. Wydawałoby się, że Kincaid to zrównoważony, spokojny, inteligentny komisarz, a oddaje klucze do swojego mieszkania dopiero co poznanej stażystce, wspomnianej wcześniej Akemi. Ta sytuacja potwierdza jedynie moje wcześniejsze domysły, że Nayer to oferma i półgłówek. Nie wie o tej dziewczynie praktycznie nic poza tym, że ma odbywać staż w jego biurze, a daje jej klucze do chaty? Czy mam pisać dalej, jak mogło się to skończyć? Druga sprawa, to po co Akemi jedzie do mieszkania Nayera – będzie pilnowała psa, którego na oczy nie widziała, na dodatek chorego psa, ja nie poważyłbym się pilnować jamnika, a co dopiero owczarka niemieckiego. Na kłopoty nie musiałem długo czekać, chociaż podejrzewałem inny spisek, ale niech będzie. Wyjątkowy zbieg okoliczności, niczym u Kinga, sprawił, że akcja szybko potoczyła się do przodu, a ja nie zamierzam jej krytykować, mogło tak być. Przyznaję, że ostatni opublikowany rozdział sprawia, że czytelnik, w tym ja, chce więcej. Zaskakujące jest to, że część ta jest bardzo krótka, tylko pięć stron, w porównaniu z poprzednimi rozdziałami to niewiele. Temat nie został wyczerpany, a wątek zakończony, więc nie rozumiem, czemu przestałaś pisać, już prawie od roku nie publikujesz. Ludziska ciągle zaglądają, zostawiają komentarze, a Ty milczysz, gdybyś chociaż zakończyła motyw, opowiadanie byłoby w miarę spójne, a nie urwane.


Czas na jakieś podsumowanie. Spokojnie mogę stwierdzić, że piszesz dobrze, ale jesteś w tym mało przekonująca, przynajmniej dla mnie. Czytając taką historię, powinienem czuć, że autor wie, co pisze i że jest świadomy tej wiedzy. W Twoim przypadku tak nie jest, miałem szereg wątpliwości, niektóre sceny mnie śmieszyły, inne denerwowały faktem, że nie zostały przemyślane. To widać, jeśli ktoś, tak jak ja, przygląda się treści przez pryzmat prawdopodobieństwa.
Szokujące jest dla mnie to, że w swojej „dorosłej” twórczości używasz określeń, które już dawno zostały okrzyknięte jako blogowe faux pas. Czarnowłosy, jasnowłosy, niebieskooki – raz na jakiś czas można, ale ciągle? Tak jakby trzeba było bezustannie przypominać czytelnikowi, jaki kolor mają włosy głównego bohatera. Dobrze że nie piszesz rudobrązowopodpalanosierściowy chłeptał wodę z miski, bo wtedy musiałbym wybić Ci to z głowy. Czasami zdarza Ci się machnąć taki opis, że tylko siąść i dumać, jak ten na przykład: „[…] krzyknął, jego niebieskie oczy ściemniły się z gniewu prawie do czerni”. Nie wspomnę już, że „pociemniały” bardziej by pasowało, ale od kiedy ludzie, niemający zdolności magicznych, robią takie sztuczki? Pewnie chodziło Ci o to, że źrenice mu się rozszerzyły, nie wiem tylko, czy złość tak działa na ludzi, nigdy się nad tym nie zastanawiałem, a teraz muszę. Podobnych przykładów mógłbym mnożyć a mnożyć, ale ich po prostu nie kopiowałem, bo są to odosobnione przypadki, które – niestety – Ci się zdarzają.
Bez tych złożonych określeń odnoszących się do anatomii, których używasz jako podmiotu i dziwacznych zdań mógłbym powiedzieć, że piszesz dobrze, że opisy są proste, czytelne, a jednocześnie na tyle barwne, że oddają klimat opowiadania.

Bohaterowie są dobrze stworzeni, każdy ma inny charakter, każdy jest na swój sposób indywidualny i realny, drobne niedociągnięcia w fabule ujmujące cokolwiek z ich charakterów można i należy poprawić, wspominałem o tym, opisując rozdziały. Fabuła bardziej przypomina scenariusz do serialu niż powieść i to uważam za ogromny minus tej historii, bo nie ma tu niczego, co scalałoby poszczególne wątki w spójną całość. Owszem, są bohaterowie, ale nawet oni nie nawiązują do wcześniejszych wydarzeń. Nayer nie wspomina swojej zmarłej narzeczonej, żyje, jakby tu i teraz było najważniejsze. W tym miejscu muszę wspomnieć, że w powieści bardzo mało miejsca poświęciłaś przemyśleniom bohaterów, zawłaszcza widoczne jest to w postaci wspomnianego przed chwilą komisarza, to sprawia, że nie mogę powiedzieć, jakobym żywił do niego sympatię. 
Opisy, dialogi, fabuła, kreacja świata, to wszystko, co składa się na dobrą powieść, w skali ocen szkolnych zakwalifikowałbym na mocną czwórkę. Do celującej jeszcze daleko.

Poprawność

Styl ogólnie masz dobry, ale niektóre zdania są tak dziwne, że aż źle się je czyta, przykład: „Blondynka, będąc poznaną przez komisarza Alicją, stała bezradnie i głośno szlochała”. Wybacz, lecz nie użyłbym takiego sformułowania, nawet gdyby mi za to zapłacili. Na takie pokraczne zdania można się natknąć co chwilę. Teraz żałuję, że ich sukcesywnie nie kopiowałem, bo moglibyśmy podyskutować nad ich konstrukcją i użytymi słowami. Co do reszty, to poniżej kilka przykładów obrazujących, może nie problemy, ale niedociągnięcia na pewno.
„[…] pamiętajcie, że Carter wytropi was z każdej norki”. W każdej norce.
„Oni tylko na to czekają[,] abyś się tam pojawił”.
„Nayer praktycznie siłą został wypchany na korytarz, chociaż usilnie się od tego bronił”. Wypchany to jest Twój pluszowy miś, a Nayera wypchnięto.
„[…] przed bramką prowadzącą do wejścia domu państwa Kellych” – nie wydaje mi się, żeby odmiana tego nazwiska była dobrym pomysłem.
„Ma dwa lata, gdy po raz pierwszy pojawia się w opowiadaniu, a jego przeszłość jest nieznana. Z niewiadomych przyczyn stał się przeznaczony na główną nagrodę w loterii na festynie”. „A” przed „jego przeszłość” wydaje się zbędne i „stał się przeznaczony”? Chyba został przeznaczony. Kolejne zdanie też jest niepoprawne „Wygrany przez Nayera Kincaida, pies stał się przez niego przygarnięty”. O takich zdaniach pisałem wcześniej.
„Dżasmina nie byłą zbyt atrakcyjną dziewczyną, bynajmniej tak o sobie myślała”. Przynajmniej nie bynajmniej.
„[…] czarno — czerwoną […]”. W zestawieniu czarno-czerwoną stosujemy łącznik, a nie pauzę i nie stosujemy odstępów.
„Jednym z nich była Julka, wesoła dziewczyna z poczuciem humoru”. A już myślałem, że to transseksualista.
„Miała kilku chłopaków, jednego 40 – letniego, drugiego 20 - letniego i paru innych”. Jeśli już to 40-letniego i 20-letniego, chociaż osobiście nie poważam takich zapisów w opowiadaniu.
„— Hej! — przywitała się entuzjastycznie, luźno opierając ramieniem o próg”. Raczej o ościeżnicę, chyba że się doczołgała do tych drzwi, to wtedy, leżąc na podłodze, mogła się łokciem na progu wesprzeć, ale jakoś wątpię, żeby tak wyglądała cała sytuacja.
„— Ona kompletnie nic o Mii nie wiedziała — wyjaśnił komisarz, biorąc łyka kawy”. Łyk kawy. Łyko to „żywa tkanka roślinna niejednorodna […]”.
„— No co ty, wypuść ją, chce ją zobaczyć”. Chcę.
„Ze środka wyleciał rudo – biały huragan na czterech łapach […]”. Rudo-biały.
„— Więc… kto? — zapytał delikatnie. — Dann? — strzelił, mając na uwagę fakt, że ten chłopak był zabójczo zakochany w swojej koleżance z klasy”. Na uwadze.
„— Chciałam tylko szczęścia Alicji — wpadła mu w słowo Abi, zaczynając się cała trząść”. Napisałabym „trzęsąc się już ze zdenerwowania”.
„Ale obydwa psy, mój i twój, wczoraj biegały u ciebie na ogrodzie”. Po ogrodzie.
„Ponieważ stała mu na drodze, silnie odepchnął ją niczym śmiecia na bok. Mało nie uderzyła sobą o ścianę”. Wiesz, gdybyś pominęła „sobą” to i tak byłoby jasne, o co chodzi, a tak to wygląda śmiesznie.
„– W grę wchodzi tylko i wyłącznie zemsta”, „Tu nie chodzi tylko i wyłącznie o porwanie owczarka […]”, „[…] bezczelny i zależy ci tylko i wyłącznie na sobie samym”. Albo tylko, albo wyłącznie. Po co kromkę z masłem smarować margaryną? I widzę, że pauzę zamieniłaś na półpauzę.
„- Rozumiem, że krzykiem i wrzaskiem usiłujesz pokryć swoje własne wyrzuty sumienia, prawda”. Znaczy… zapłodnić? A, zagłuszyć.
„Nie wysyłał by Akemi do swojego domu […]”. Wysyłałby
„I zanim Akemi zdążyła odpowiedzieć, że przecież nie ma chłopaka, do pomieszczenia wszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w blond włosach”. Napisałaś to tak, jakby w blond włosy można było się ubrać.


To tyle, życzę weny i rychłego powrotu do pisania, bo szkoda, żeby kolejne opowiadanie ot tak umarło.

7 komentarzy:

  1. Może jestem przyjebana, ale co do charakterystyki Akemi, ja tak działam. XDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. a błękitne litery na czarnym tle w odpowiednim rozmiarze nie męczą oczu podczas czytania.
    Z tego zdania wynika, że to tło jest w odpowiednim rozmiarze.

    że zapomniałaś napisać, jakie masz preferencje seksualne – no wiesz, skoro już tak dokładnie siebie opisujesz.
    Och, żart pierwsza klasa, aż sobie płuco odeśmiałam. No, chyba że to na poważnie, wtedy udam się w Internety w celu poszukania obrazka, który odda poziom żenady.

    W kolejnej stronie „o opowiadaniu” zapewniasz
    Na stronie.

    bo przecież niska dziewczyna z małym biustem i okrągłą pupą nie godna jest uwagi
    Niegodna jest uwagi/Nie jest godna uwagi.

    pies pomaga mu wyjść z psychicznego dołka, wraca do pracy, dostaje sprawę, morderstwo młodego mężczyzny, w której przez przypadek trafia na poszlaki sugerujące, że miał on coś wspólnego z Sandrą, zaczyna drążyć sprawę, odkrywa coraz więcej faktów, w międzyczasie rozwiązuje inne sprawy, a na koniec odkrywa prawdziwego zleceniodawcę zabójstwa swojej dziewczyny.
    I to wszystko pies? Mądre zwierzę. // Morderstwo młodego mężczyzny lepiej wydzielić myślnikami. // Zamiast że miał on lepiej napisać że ofiara miała coś wspólnego.

    Ech, pies ma lepiej niż mężczyzna.
    Wypłacz nam tako rzeke.

    na przykład matka ofiary, dla jasności dodam, że był nim siedmioletni chłopiec
    Nim, czyli tym ofiarem, bo przecież nie tym matkiem. (Nią)

    Kryminał i komedię w jednym ?
    Po co ta spacja przed pytajnikiem?

    Opowieść Lexi o tym
    Jeśli Lexia, to Lexii.

    Leje się żurem.
    Wut?

    Twoim zdaniem złapanie kilkoro ludzi to żaden problem
    Kilkorga raczej.

    brak logiki, czy fakt że piszesz to na poważnie
    Ten przecinek powinien stać przed że.

    pomimo tego że trzymają broń
    Przecinek przed że.

    Bo toczyłaby się inaczej gdyby potknęła się sama i inaczej gdyby ktoś ją zepchnął?
    A przecinki przed gdyby?

    że ktoś ją zepchną
    Lol.

    Związki przyczynowo skutkowe, droga autorko, nie da się pisać dobrze, nie łącząc pewnych faktów i nie wybiegając myślą w przyszłość.
    Związki przyczynowo-skutkowe, droga autorko. Nie da się pisać dobrze (...).

    Chociaż wyjaśnienie, którego udzieliła morderczyni i tok jej myślenia, był wyjątkowo pokrętny.
    Były.

    zwłaszcza że im bogatsza flora tym jesteśmy zdrowsi
    Przecinek przed tym.

    Nie wie o tej dziewczynie praktycznie nic, poza tym
    Ten przecinek wygląda na zbędny.

    Temat nie został wyczerpany a wątek zakończony
    Przecinek przed a.

    Dobrze że nie piszesz rudobrązowopodpaloanosierściowy
    Przecinek przed że. // Podpalano.

    Podobnych przykładów mógłbym mnożyć, a mnożyć
    Bez przecinka.

    to poniżej kilka przykładów obrazujących, może nie problemy, ale niedociągnięcia na pewno.
    Pierwszy przecinek jest zbędny.

    „Nayer praktycznie siłą został wypchany na korytarz, chociaż usilnie się od tego bronił”. Wypchany to jest Twój pluszowy miś, a Nayera wypchnięto.
    Przed tym bronił.

    Albo tylko, albo wyłącznie.
    Coś mi się zdaje, że profesor Miodek uznał, że to już jest tak powszechne w użyciu, że przestało być aż tak rażącym błędem. Ba!, sam tego zwrotu używa. ;)
    Plus: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/b-tylko-b-i-wylacznie;10571.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Racja. Aby było poprawnie, można zastosować inną kolejność albo inaczej skonstruować zdanie — 1 punkt
      2. Poprawnie „na stronie” — 1 punkt
      3. Racja: „niegodna jest uwagi” lub „nie jest godna uwagi” — 1 punkt
      4. Rzeczywiście. Podmiot się pogubił. Aby było poprawnie, trzeba przebudować zdanie — 1 punkt.
      5. „był nią siedmioletni chłopiec” — 1 punkt
      6. Niepotrzebna spacja — 1 punkt
      7. Poprawnie „Lexii” — 1 punkt
      8. Poprawnie „kilkorga” — 1 punkt
      9. Racja: przecinek powinien stać przed „że” zamiast „czy” — 1 punkt
      10. Przecinek po „pomimo tego” — 1 punkt
      11. Przecinki przed „gdyby” — 2 punkty
      12. „przyczynowo-skutkowe” — 1 punkt
      13. Racja. „były” zamiast „był”. Ja bym jeszcze przeniosła drugi przecinek przed „i”, bo tylko „którego udzieliła morderczyni” jest wtrąceniem — 1 punkt
      14. Przecinek przed „tym” — 1 punkt
      15. Przecinek zbędny — 1 punkt
      16. Przecinek przed „a” — 1 punkt
      17. Przecinek przed „że” i literówka w „podpalano” — 2 punkty
      18. W tym przypadku „a” łączy dwie identyczne formy dla podkreślenia tego, o czym się mówi, więc nie stawiamy przecinka— 1 punkt
      19. Zbędny przecinek — 1 punkt
      20. „przed tym bronił — 1 punkt

      Razem: 24 punkty

      Prawy Harnaś Opieprzowej Ekipy,
      Phoe

      Usuń
  4. "Dziwny to pamiętnik, w którym autorka pisze o sobie w trzeciej osobie i na dodatek nie na bieżąco, lecz, jak się zdaje, robi to z perspektywy czasu." - Informuję, że pamiętnik PISZE SIĘ z perspektywy, to nie dziennik. Patrz: "Pamiętnik z powstania warszawskiego".

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń